16 lutego 2016

why is everybody so serious?

Alice Hastings
28.10.1997 — CZWARTA TEATRALNA — KOŁO LITERACKIE — JĘZYK FRANCUSKI, BO NIE ZNOSI GO TROSZKĘ MNIEJ OD HISZPAŃSKIEGO — 1,57; NAJPIERW JĄ SŁYSZYSZ, POTEM WIDZISZ  — DLA WIĘKSZOŚCI FOXY — SZORTY, ZA DUŻE KOSZULKI, POMADKI, PAPIEROSY
Można określić ją wieloma przymiotnikami — uśmiechnięta, sympatyczna, pomocna — ale fatalną pomyłką byłoby nazwanie jej osobą rozsądną. To słowo jest zupełnym jej przeciwieństwem. Prawdopodobnie przeciętny pięciolatek wykazuje się większą odpowiedzialnością i umiejętnością zdrowego myślenia niż ona. W połączeniu z alkoholem — a warto dodać, że połączenie to występuje nadzwyczaj często — wpada na idiotyczne pomysły, do których zabiera się z ogromnym zapałem, wplątując w kłopoty siebie i ludzi w swoim otoczeniu. A jeżeli chodzi o kłopoty, to Alice właściwie nie potrzebuje do tego alkoholu; z tym talentem chyba się po prostu urodziła. Jej wrodzoną cechą jest też nadzwyczajna niezdarność, którą popisuje się na każdym kroku. Głowę dałaby sobie uciąć, że nikt nigdy nie przeżył tylu krótkich i bolesnych romansów z podłogą w swoim życiu tyle razy, co ona. Foxy jest też bardzo pewna siebie, uparta i ciężko jest jej przyznać się do pomyłki, dlatego też będzie kłóciła się do upadłego w obronie swoich racji... dopóki ktoś nie podsunie jej pod nos jednoznacznego i pewnego dowodu na to, że tym razem jednak się myliła. Nigdy nie odmawia sobie dobrej zabawy, stąd też praktycznie zawsze można ją zobaczyć na domówkach, gdzie popija piwo z puszki i śmieje się głośno, rozmawiając z każdym o wszystkim. Trochę szalona. Mała — dosłownie — flirciara. Jest bardzo pogodna, a na świat patrzy optymistycznie; niektórzy mówią, że ona chyba nigdy nie ściąga różowych okularów. Nieco egoistyczna, ale swoich bliskich broni jak lwica, w razie potrzeby gotowa sama dla nich cierpieć. Wrażliwa i empatyczna, potrafi wczuć się w sytuację drugiej osoby. Trochę gubi się w uczuciach, nie do końca potrafi nad nimi zapanować, jest w nich jednak prawdziwa. Czerpie z życia garściami, jakby zapominając o tym, że gdzieś tam czeka na nią jeszcze jutro. Jest tylko i sobą.
niteczki - ciekawostki - historia
____________
Fc: Bridget Satterlee, tytuł: Jessie J — Price Tag, kontakt: ketsurui567@gmail.com
ostatnie aktualizacje: —

203 komentarze:

  1. Owszem, często zdarzało mu się rzucić jakimś żartem dotyczącym jej wzrostu, ale jak go tu winić? No bo spójrzcie tylko na tego uroczego krasnala. W jej przypadku akurat stwierdzenie, że najpierw się ją słyszy, a dopiero potem widzi, było niesamowicie trafne. Ale nigdy nie miał na celu jej urazić, ani nic z tych rzeczy. Więcej do kochania? Nic z tych rzeczy! Danny miał swoją małą Alice, a że uczucie musiał rozłożyć na mniejszą powierzchnię, to było on znacznie intensywniejsze i żadne z nich nie zdawało się narzekać.
    – Przynajmniej jestem urocza – rzucił, przedrzeźniając jej głos, po czym się roześmiał.
    Nie mógł się powstrzymać, bo rozbawił go jej pełen dumy ton. Brzmiała, jak gdyby był to jej jedyny atut, a prawda była taka, że Alice – mimo że niska – to wciąż miała jeszcze wiele istotniejszych zalet. Chociaż bycie uroczą wychodziło jej nieźle – co tu się oszukiwać – nawet tym robiła na nim wrażenie.
    Gdy poczuł stuknięcie, na moment powędrował tam tylko wzrokiem, ale nie chciał dać za wygraną. Z dalej lekko naburmuszoną miną siedział z ramionami skrzyżowanymi na piersi i beznamiętnym wzrokiem. Chwilę potem jednak zobaczył jej spojrzenie wyraźnie dające mu coś do zrozumienia i to go zmiękczyło w środku. Przecież z doświadczenia już wynikało, że ta dwójka nie potrafiła się na siebie długo gniewać, a te teatralne fochy tym bardziej nigdy nie zdawały egzaminu.
    Pochylił się więc do przodu i odebrał od niej szybkie cmoknięcie w usta, które ledwo poczuł. Pozostał w tej pozycji jeszcze przez chwilę, bo niestety – albo stety, jak kto woli – każdy najmniejszy nawet dotyk jej ust sprawiał, że chciał więcej, ale ona oczywiście musiała się z nim droczyć, ku jego niezadowoleniu. Zdążył przywyknąć, chociaż tyle.
    Jak przystało na dwa lubiące robić sobie na złość dzieciaki, on również wytknął jej język i z powrotem wyprostował się na krześle.
    – Wybacz, ale nie przywykłem do dzielenia się twoją uwagą z drugą osobą – odpowiedział. No cóż, szczerze, to naprawdę był trochę zazdrosny. Posłał jej przekorny uśmiech, po czym rzucił krótkie spojrzenie na dziecko, które trzymała. A pomyśleć, że jeszcze parę miesięcy temu sami mieli na takie szansę – i tak, brzmi to niedorzecznie, a nawet przerażająco. Daniel nigdy nie przywyknie do tego, że tak naprawdę nie wiadomo, kiedy był ich pierwszy raz. Ani nie wyjdzie z podziwu, jak ich relacja ewoluowała na przestrzeni czasu.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  2. Jasne, że była zadowolona z tego, że był zazdrosny, jakby mogło być inaczej. Dziewczyny zawsze tak miały, że odczuwały w takich momentach tą wewnętrzną satysfakcję i kobiecą dumę, chociaż próbowały tego w ogóle nie okazywać. A on na serio był zazdrosny. Nikt nie lubi, kiedy uwaga osoby, na której zależy ci najbardziej, opuszcza cię dla kogoś innego. Nawet jeśli był to tylko, tak jak powiedziała, pięciomiesięczny bobas. O nic nie winił w tej chwili Cat, ma się rozumieć. Daniel miał o dzieciach zdanie, jakie miał, ale ta mała nie wydawała się takim najgorszym przedstawicielem tych przeuroczych potworów.
    – Jestem – odpowiedział z pewnością w głosie. Pochylił się z powrotem, tym razem opierając jedną dłoń na jej kolanie. – Dziwisz się? – dodał, patrząc jej w oczy.
    Uśmiechnął się ledwo widocznie z tą samą skrywaną satysfakcją, którą odczuwała przed chwilą Alice, po czym podniósł się ze swojego krzesła i podszedł do szafki, na którą wcześniej dziewczyna odstawiła kawę, którą przyniósł. Wziął jeden z kubków i oparł się tyłem o blat, biorąc z niego łyk.
    – To co chcesz dzisiaj robić? – spytał z znacząco, jednak z lekkim zaintrygowaniem. – Kinder party? – zakwestionował rozbawiony.
    Naprawdę nie miał nic przeciwko małej Cat, ale nie dało się ukryć, że jej obecność trochę popsuła mu plany na spędzenie czasu sam na sam z Alice.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  3. To tylko ten jeden dzień w roku, który był twoim ulubionym, gdy byłeś jeszcze dzieckiem. Rodzina zjeżdżała się, aby dać ci prezenty, zanosiłeś cukierki do szkoły, pomyśliwszy jakieś naiwne życzenie, zdmuchiwałeś świeczki na kolorowym torcie. A co roku tych świeczek przybywało, aż w końcu przestawałeś o nie prosić, bo wydawały ci się dziecinne, a przecież ty nie byłeś już dzieckiem. A przynajmniej ci się tak wydawało. Z czasem ten dzień był dla ciebie tym dniem, kiedy wszyscy starali sprawić, żebyś poczuł się wyjątkowo, ale wychodziło, że czułeś się najzwyczajniej w świecie niezręcznie. Bo co tu świętować? To, że dziewiętnaście lat temu twoja matka w niewyobrażalnych bólach wydała cię na świat? Nie było w tym ani krzty twojej zasługi, ale to i tak ty dostawałeś prezenty i masę przebajerzonych życzeń.
    Dla Daniela oznaczało to, że jego słodkie lata nastoletniego życia powoli zbliżają się do końca. Tego dnia większość jego znajomych wysłała mu życzenia, bliżsi przyjaciele nawet zadzwonili, a on tylko dziękował i zapewniał, że wkrótce na pewno to odrobią i zaprosi ich wszystkich na imprezę.
    Dzień jak co dzień, ale on i tak czekał tylko na nią, bo urodziny czy nie, wiadome było, że nie da się lepiej spędzić dnia niż z nią.
    Nie odzywała się praktycznie cały dzień, co trochę go irytowało, ale wiedział, że nie zostawi go tak po prostu bez słowa, dlatego cierpliwie czekał i gdy w końcu pod wieczór usłyszał dzwonek drzwi, zerwał się z kanapy, gdzie razem z ojcem rozmawiali o wszystkim i niczym, oglądając bez zapału telewizję i jedząc chipsy, po czym do korytarza. Zatrzymał się i spoglądając w lustro, przeczesał dłonią włosy, a następnie podszedł spokojnie do drzwi i otworzył je, witając dziewczynę szerokim uśmiechem. Zmierzył ją od góry do dołu i znał ją za dobrze, żeby nie zauważyć tego podejrzanego wyrazu twarzy. Musiał być jakiś powód, dla którego nie przyszła, ani nie odezwała się wcześniej, dlatego ogarnęła go wtedy jeszcze większa ciekawość i nie to, żeby oczekiwał czegoś wielkiego, ale był trochę podekscytowany.

    birthday boy XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet ślepy zauważyłby, jak i on cieszył się na spotkanie jej. I było tak nie tylko tego wieczoru, ale praktycznie za każdym razem. A jeśli miał gorszy dzień i nie potrafił cieszyć się przed spotkaniem jej, to wiadome było to, że za chwilę wszystko dzięki niej się poprawi. Była po prostu taką jego lepszą połową, która potrafiła go dopełnić. Zupełnie nielogiczne wydawało mu się to, jak przez tyle czasu mogli być tylko przyjaciółmi i jak nie odkrył, że darzy tą dziewczynę takim uczuciem. Może po prostu musieli do siebie przywyknąć, poznać się lepiej – bo kto inny zna cię tak dobrze jak najlepszy przyjaciel – i dojrzeć do tych uczuć. Co było w gruncie rzeczy kolejną niedorzeczną sytuacją, bo skoro mieliby do tego dojrzeć, to dlaczego teraz zachowali się jak dwójka zakochanych po uszy dzieciaków. A może właśnie w tym tkwił cały tego urok – dojrzałe uczucia, ale frajda z ich czerpania i okazywania była zupełnie niewinna i ekscytująca. Trochę szalona miłość dwójki nastolatków.
    Nie oczekiwał, że kiedy otworzy drzwi, zastanie tam Alice z owiniętym w kolorowy papier pudełkiem większym od niej samej, bo wiedział, że będzie miała coś w zanadrzu. I choć znał ją na wylot i rzadko kiedy mogło się coś w niej przed nim ukryć, to wciąż była nieprzewidywalna oraz zaskakująca, co chyba właśnie sprawiało, że bycie z nią sprawiało, że zawsze czuł przy niej swego rodzaju podekscytowanie.
    Już się szykował, aby ją przywitać, ale słowa zostały skutecznie stłumione przez usta Alice. Mruknął tylko coś niezrozumiałego, po czym już kompletnie oddał się pocałunkowi. Pochylił się nieco bardziej i położył dłoń na policzku dziewczyny, pozwalając sobie lekko odgarnąć jej włosy. Nie śpieszył się ani trochę, ale zawsze mogą wrócić do tego później, więc wyprostował się i spojrzał na Alice z góry, uśmiechając się promiennie.
    – W sumie leci dzisiaj mecz, ale obejrzę jutro powtórkę – odpowiedział z lekkim sarkazmem, bo chyba naprawdę nie liczyła na to, że miał jakieś lepsze plany na wieczór, prawda? Cały dzień czekał tylko na nią.
    – Tato, wychodzę z Alice! – krzyknął w głąb mieszkania, biorąc swoją bluzę z wieszaka w przedpokoju. – Nie czekaj na mnie – dodał odrobinę ciszej, bardziej dla zasady i mrugnął do Alice.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  5. Ledwo zdążył zamknąć za sobą drzwi, a już poczuł, jak Alice ciągnie go za sobą z siłą, której mało kto mógłby się spodziewać po tak drobnej istotce, jaką była. Widać było, że sama była bardzo podekscytowana niespodzianką dla niego. Bo nie oszukujmy się – chociażby po tym można się było domyślić, że nie wyciągała go na zwykły spacer. Jemu oczywiście by to wystarczyło, równie dobrze mogli nigdzie nie iść, tylko posiedzieć w jego pokoju, ale no, co tu kryć! Cieszył się, że Alice pomyślała o tym, żeby coś dla niego przygotować.
    – Nie ma sprawy, wynagrodzisz mi to jakoś – odpowiedział z uśmiechem, wzruszając ramionami.
    Prawda była taka, że w ciągu tego dnia kilka razy korciło go, żeby samemu do niej zadzwonić. Zazwyczaj rano robili sobie wyścig, kto pierwszy wyśle sms-a, żeby powiedzieć dzień dobry, ale tym razem jego telefon milczał, a tego dnia wydawało mu się, że byłoby lepiej, gdyby to ona odezwała się pierwsza.
    – Gdzie idziemy? – podpuścił ją nagle, licząc na to, że może zdradzi mu część swojej wielkiej tajemnicy. Splót ze sobą palce ich dłoni, po czym przyciągnął ją bardziej do swojego boku. Uwielbiał to uczucie, bo miał wtedy wrażenie, że trzymając ją za rękę, jej dłoń jest na swoim miejscu. Podobnie było, gdy leżeli obok siebie jak dwa właściwe puzzle. I gdy ją całował, a ich usta idealnie do siebie pasowały. Bo choć żadne z nich nie było idealne, to razem budzili w sobie te najlepsze cechy. Daniel nigdy nie odczuwał tego w ten sposób, że był nie do końca spełniony czy coś w tym stylu, ale obecność Alice w jego życiu pokazała mu, że nie da się tego dostrzec, póki się to nie zmieni. A ona to zmieniła i był jej za to wdzięczny, bo kiedy ktoś się go kiedyś o to zapyta, to odpowie, że był szczęśliwy.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  6. Wcale nie chciał dłużej drążyć tego tematu, bo koniec końców lubił niespodzianki, a wiedział, że jeśli chodzi o Alice, to na pewno z jej strony spotka go tylko miła niespodzianka. Chociaż wyglądała tak, że możliwe było, iż szybko uchyliłaby mu rąbka tajemnicy, gdyby bardziej się do tego przyłożył.
    Gdy już stanęli przed wcale nie tak niskim płotem, napięcie wzrastało coraz bardziej, a on nie wiedział, czego się spodziewać.
    – Alice? – W jego głosie słychać było zawahanie. – Alice, co ty robisz? – zaśmiał się nerwowo, obserwując z niedowierzaniem, jak dziewczyna wspina się sprawnie po płocie, a już zaledwie moment później była po drugiej stronie.
    Rozejrzał się niepewnie na boki, jakby szukając nadchodzących kłopotów. Pokręcił głową, ale uśmiechnął się lekko sam do siebie, nie wierząc, że to robią. Ta dziewczyna była szalona i on naprawdę kochał to jej szaleństwo. I ją. Ją też kochał. Nie tylko za szaleństwo, ale za wszystko.
    Trochę wolniej od Alice wdrapał się na szczyt płotu i będąc tam, jeszcze raz zerknął na chodnik, po czym na drugą stronę, gdzie dziewczyna już na niego czekała. Zaraz potem zeskoczył i stanął przed nią, rozglądając się dookoła i otrzepując dłonie o spodnie. Nie wiedzieć czemu, z jego twarzy wciąż nie schodził uśmiech, chociaż gdyby nad tym pomyśleć, to wcale nie było to tak wielką niewiadomą. Powód jego uśmiechu stał tuż przed nim.
    – Pamiętasz, kiedy powiedziałem, że ci ufam? – zapytał, spoglądając podejrzliwie spod przymrużonych oczu na szalik, który trzymała w dłoniach. – Myślę, że to odpowiednia chwila, żeby wyznać prawdę. Kłamałem – dodał bardzo poważnym głosem.
    Alice była nieprzewidywalna i szalona, a kiedy była i taka, i taka w tej samej chwili – co jej się zdarzało – to mogło się to okazać całkiem niebezpieczne. Jasne, że tak naprawdę jej ufał, ale tego typu niespodzianki wzbudzały w nim swego rodzaju niepokój. W tym momencie jednak nie był pewien, czy to uczucie w dole jego brzucha to właśnie ten niepokój, czy może bardziej podniecenie i ciekawość jego tajemniczej, urodzinowej niespodzianki.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  7. Koniec końców bez oporu dał jej zawiązać sobie oczy, bo skoro było to konieczne do dopełnienia niespodzianki, to nie miał innego wyboru. Gruby materiał świetnie nadawał się do swojego zadania i Daniel przez chwilę poczuł się dość niekomfortowo, gdy przed oczami miał tylko ciemność. Niemiłe uczucie zniknęło jednak zaskakująco szybko zastąpione niespodziewanym dotykiem jej ust. Nic nie widząc, miał odrobinę utrudnione zadanie, ale natychmiast położył jedną ze swoich dłoni na jej, a następnie zsunął ją w dół jej ciała, aby łatwiej było mu odnaleźć jej biodra. Ostatecznie kładąc na nich obie ręce, przyciągnął Alice bliżej siebie.
    Kiedy prowadziła go za dłoń, bardzo możliwe, że potknął się kilka razy, ale zaintrygowany niespodzianką nie narzekał. Gdy w końcu ustawiła go w jednym miejscu, zatarł dłonie, cierpliwie czekając. Cały czas nasłuchiwał odgłosów dochodzących zza jego pleców, próbując skojarzyć je z konkretnymi rzeczami. Jedynym co najbardziej zwróciło jego uwagę był jednak zapach chloru, który bez problemu dało się rozpoznać nawet z zawiązanymi oczami.
    Z ulgą przyjął to, że dziewczyna w końcu pozwoliła mu zdjąć szalik i zdezorientowany zamrugał kilka razy, próbując ponownie przyzwyczaić oczy do normalnego funkcjonowania. Pierwszym, co zobaczył, była Alice, w której oczach odbijały się migoczące płomienie świeczek. Przeniósł spojrzenie na trzymane przez nią ciasto i gdyby było możliwe, aby uśmiechnął się szerzej, to na pewno by to zrobił, jednak uśmiech od początku nie schodził z jego twarzy, dlatego nie zrobiło to żadnej różnicy. Potem rozejrzał się szybko dookoła, dostrzegając resztę przygotowanej przez nią niespodzianki. Na koniec z powrotem popatrzył na Alice, która wyglądała na bardzo zadowoloną ze swojego dzieła, ale mimo to wciąż niecierpliwie wyczekującą jego reakcji. Nie wiedział, co mógłby powiedzieć, bo jasne było, że nieważne, co by dla niego przygotowała, jemu i tak by się to podobało, ale to było naprawdę imponujące.
    W odpowiedzi odebrał od niej wyglądający na domowej roboty wypiek i mimowolnie zagryzł wargę, wpatrując się to w świeczki, to w dziewczynę.
    – Okej... – mruknął cicho, po czym wziął wdech i zdmuchnął wszystkie świeczki.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  8. Widział tą radość i dumę w jej oczach i w jakiś sposób oddziaływało to również na niego, ponieważ uwielbiał widzieć ją tak szczęśliwą. Od razu czuł ciepło na sercu i wszystko po prostu stawało się lepsze i jaśniejsze, uczucie bezcenne, od którego można było się uzależnić.
    Choć sam był wygadany, to składanie życzeń zawsze było trochę krępujące, bo nigdy nie był do końca pewien, co powiedzieć, aby nie brzmiało to na coś wymuszonego, ani nieszczerego, a było oryginalne i trafione. Był teraz jednak przekonany o tym, że nieważne, co powie Alice, dla niego to i tak będzie wystarczające.
    Uśmiechnął się do nie szeroko dla dodania odwagi, choć nie wiedział, czy przypadkiem nie zadziała to zupełnie odwrotnie. Z każdym jej słowem jego uśmiech rósł, zwłaszcza kiedy się rozgadała nie na temat, Nie mógł uwierzyć, że w takich momentach zakochiwał się w niej jeszcze bardziej, choć wydawało się to już niemożliwe.
    W sumie to nie wiem, co jeszcze mogłabym dodać, bo wiesz, że chcę dla ciebie tego, czego ty chcesz najbardziej...
    – Ciebie – dokończył za nią. – Chcę ciebie i to mi wystarczy – powiedział, wciąż się uśmiechając.
    Nie mógł powiedzieć, jakie było jego życzenie – bo skoro już je pomyślał, to chyba wypadałoby teraz zrobić wszystko, aby się spełniło, więc nie mógł ryzykować – ale mogła być pewna, że po części było związane z nią. Bo tak jak powiedział – była tym, czego chciał najbardziej i żadne inne wymyślne marzenia nie mogły się równać ze szczęściem, które mu przy niej towarzyszyło.
    – Dziękuję. – Objął ją ramionami, równie mocno co ona pragnąc jej bliskości, tyle że w tym przypadku, aby jej jakoś podziękować. To co zrobiła było naprawdę niesamowite, skromne, ale wciąż niesamowite i nie wiedział, w jaki sposób mógłby jej się za to odwdzięczyć.
    Kreśląc palcami na jej plecach drobne, niewidzialne kółka, myślał o tym, jakim szczęściarzem mimo wszystko jest i uśmiechał się sam do siebie.
    – Wiesz, że nie musiałaś się tak starać? – odezwał się w końcu, spoglądając za jej plecy. – Ale jest idealnie, dziękuję – powtórzył raz jeszcze, aby mieć pewność, że o tym nie zapomni.
    Uśmiechnął się do niej promiennie, po czym pochylił się lekko, żeby złożyć krótki pocałunek na jej ustach, a chwilę potem już trzymał ją za rękę, pociągając na koc, który wcześniej przygotowała. Był gotowy do świętowania swoich ostatnich nastoletnich urodzin jak nigdy w życiu.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  9. Z Alice miał coś specjalnego i ważnego, coś, czego nie miał do tej pory z żadną inną dziewczyną i prawdopodobnie już nigdy nie będzie miał. Nie mógł powiedzieć, co to dokładnie jest, ale był świadomy tego, że coś jest inaczej. I choć zawsze był tym wygadanym, tym, który najpierw mówi, potem myśli, to w tej kwestii nie był już dłużej lekkomyślny i nie pozwalał sobie na wypowiedzenie tych dwóch słów za dużo. Oczywiste było to, że ją kocha. Świadczył o tym sposób, w jaki o niej mówił i w jaki na nią patrzył. Nie obawiał się powiedzieć na głos, że kocha jej oczy, jej usta, jej śmiech lub nawet samą jej obecność, ale nie wiedział, jak powiedzieć, że kocha . Dlatego próbował znajdować inne słowa, którymi mógłby jej to przekazać. Dziękuję. Chcę, żebyś była szczęśliwa. Zostań jeszcze. Jesteś wariatką. Chcę ciebie...
    Z cwanym uśmiechem obserwował jej niezadowoloną minę, kiedy szybko przerwał pocałunek. Zawsze mogą wrócić do tego później. I na pewno wrócą, niech się o to nie martwi.
    – I doceniam to. Naprawdę – odpowiedział, siadając na kocu obok niej. Uśmiechnął się do niej lekko, ściskając raźnie jej dłoń, którą puścił dopiero, gdy Alice pochyliła się po butelki z piwem.
    Podobała mu się ta prostota, bo mimo wszystko było w niej coś wyjątkowego. Kiedy myśli się o świętowaniu urodzin, przychodzi do głowy nieświętowanie ich prawie wcale – co przejawia się w siedzeniu na kanapie w dwójkę z pojedynczą babeczką, w którą została wetknięta świeczka – albo spędzenie ich z hukiem. A ona wpadła na pomysł, który był zwykły, ale oryginalny, co odpowiadało mu dużo bardziej.
    – Jak na to wpadłaś? – zapytał, rozglądając się dookoła. Gdyby nie światła z budynków wznoszących się wysoko ponad nich, byłoby tam całkiem ciemno, a zawsze włączone lampy w basenie sprawiały, że teren wokół niego był oświetlony błękitnawym światłem. – I jak nielegalne to jest? – dodał ciszej podejrzliwym tonem. Uśmiechając się do niej porozumiewawczo, stuknął się z nią butelkami i tak samo jak ona od razu wziął dużego łyka, pijąc toast za swoje zdrowie.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  10. Może nie miałby nic przeciwko romantycznemu piknikowi nad jeziorem, bo to też byłoby dla niego jakimś nowym doświadczeniem, raczej nigdy nie zdarzyło mu się bawić w takie rzeczy, ale z Alice próbowanie nowych rzeczy wydawało mu się podwójnie ekscytujące. Jednak z tym piknikiem, który wymyśliła na początku, musiałaby zadać sobie sporo więcej kłopotu, biorąc pod uwagę niedostatek jezior w centrum Nowego Jorku. Ale to, co przygotowała, zdecydowanie mu wystarczało i spełniało jego oczekiwania w dwustu procentach, bo choć imponujące, to nie liczył się sam piknik, a sam fakt, że zrobiła to wszystko tylko dla niego. Był niesamowitym szczęściarzem, że udało mu się skraść kawałek jej serca i mieć go wyłącznie dla siebie.
    Z delikatnym zaskoczeniem dał jej wdrapać się na swoje kolana, ale po chwili z powrotem poczuł się nawet bardziej komfortowo, kiedy poczuł jej ciało tak blisko siebie i przytrzymał ją jednym ramieniem. Wziął kolejny łyk piwa, bez przerwy przyglądając się twarzy Alice. Czuł lekkie zafascynowanie, gdy tak z bliska obserwował jej intensywnie zamyślone oczy. Uwielbiał odkrywać w niej kolejne szczegóły, a wydawało mu się, że jest ich tak wiele, że jeszcze przez długi czas będzie mógł znajdować nowe, za które mógłby ją kochać.
    – Od razu ostrzegam, że jakby coś, to będę się wszystkiego wypierać i zrzucę wszystko na ciebie – powiedział wzruszając ramionami, jakby było to najbardziej banalną rzeczą, jaką mógł w tej chwili stwierdzić.
    On również zastanowił się przez chwilę, co o tym pomyśleliby jego rodzice, brat Alice – którego nadal się trochę obawiał – oraz policja, no i zapewne żadne z nich nie okazałoby aprobaty co do ich nocnej schadzki, ale w tej chwili wolał odrzucić zmartwienia na bok. Nie teraz, kiedy miał przy sobie Alice i świętował z nią prawdopodobnie najlepsze urodziny do tej pory. Od jutra zacznie z niecierpliwością odliczać dni do następnych, bo jeśli mają wyglądać nawet lepiej od tych, to nie miał nic przeciwko starzeniu się.
    Roześmiał się razem z nią, ale zaraz potem jego śmiech gdzieś zniknął wraz z oddechem odebranym przez pocałunek. Nie mógł przestać się uśmiechać, ale za to mógł już winić tylko Alice, na szczęście nie przeszkadzało mu to ani trochę w całowaniu jej. Natychmiast odstawił swoją butelkę po omacku na bok, po czym objął dziewczynę w pasie, drugą rękę kładąc na jej plecach. Przechylił ją lekko do tyłu, przy okazji przesuwając jedną z rąk, aby podtrzymać ją w zgięciu kolana. Po chwili przerwał na krótko pocałunek, patrząc na nią z góry.
    – A wygląda, jakby mi to przeszkadzało? – spytał, wciąż nie podnosząc jej do pionu. Lubił, kiedy podpuszczała go tym swoim niewinnym głosem, ostentacyjnie przybierając maskę grzecznej dziewczynki. Dobrze wiedział, że miała pazur, który potrafiła pokazać na różne sposoby. Włamanie się nocą na basen publiczny i całowanie się z nią na kocu było czymś, czego jeszcze parę tygodni nie mógłby sobie wyobrazić jako czegoś normalnego, ale przecież ich związek nawet teraz nie był ani trochę normalny, więc chyba nie powinno go to dziwić.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  11. Oczywiście, że był świadomy tego, w jaki sposób działało na nią jego spojrzenie, jego dotyk, bo nie trudno było to zauważyć. Przynosiło mu to nawet satysfakcję, ale gdyby tylko wiedziała, jakie emocje wywołuje u niego jej jedno spojrzenie tych oczu, w których wpatrywanie się nigdy go nie męczyło. A wręcz przeciwnie. Daniel nie miał nałogów – poza jednym. Alice była jego uzależnieniem. Błysk jej oczu, zapach włosów, smak ust, śmiech, szept – wszystko, co była w stanie mu dać, sprawiało, że chciał więcej. I może nie usychał z tęsknoty za każdym razem, kiedy jej nie widział, to zawsze szukał pretekstu, aby choć na moment znaleźć się blisko niej, sprowokować jedno spojrzenie lub ledwo wyczuwalnie dotknąć jej dłoni. Takie drobne gesty, rzecz jasna, tylko bardziej pobudzały jego pragnienia, ale mimo że dzięki niej odnajdywał w sobie te najlepsze cechy, to nikt nie mówił, że nie miała na niego również żadnego negatywnego wpływu.
    Koniec końców dał jej bez zbędnego oporu zamienić ich położeniami i opadł na koc, jedną rękę wciąż trzymając na jej nodze, tyle że przesunął ją odrobinę wyżej, zatrzymując dłoń na udzie dziewczyny. Droczenie się z nim w ten sposób działało mu na nerwy. Nie był pewien, czy nienawidzi, czy może uwielbia, kiedy tak bezwstydnie dotykała go ustami i ocierała się o jego ciało.
    Wzdychając zirytowany, jednak z delikatnym uśmiechem, opuścił głowę na koc, patrząc się przez chwilę bezradnie w niebo. W mieście nawet w bezchmurną noc zawsze było jasne i na próżno było szukać na nim jakiś gwiazd, a szkoda, bo pomyślał, że fajnie byłoby poleżeć z Alice i się w nie pogapić, jak zwykł robić w dzieciństwie, siedząc na dachu domu. Może kiedyś.
    Krótką chwilę potem uniósł się na obu łokciach i spojrzał na uradowaną dziewczynę, kręcąc przy tym z niedowierzaniem głową.
    – Alice Hastings, jesteś szalona! – zawołał, podnosząc się kompletnie z ziemi. – Złapię cię, a potem wrócisz tu i dokończysz to, co zaczęłaś! – zaśmiał się, podbiegając do basenu i wskakując na murek. Rozłożył ramiona, aby zachować na początku równowagę, a następnie ruszył w pełną pogoń. To, co robili, było naprawdę ryzykowne, a plany Alice na tę noc chyba nie przewidywały kąpieli w basenie.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  12. Szaleństwo w jego przypadku było równoznaczne z myśleniem w drugiej kolejności, dlatego nie było mu takie do końca nieznane. Może nie miał tak ekstremalnych jak to doznań na co dzień, ale to były jego urodziny, już włamali się na basen publiczny, równie dobrze więc mogli zrobić jeszcze więcej głupich rzeczy. A robienie głupot w towarzystwie Alice było dwa razy bardziej ekscytujące niż zwykle.
    W przeciwieństwie do niej, on nie zwolnił ani razu. Jego plan był prosty – złapać Alice jak najszybciej, przerzucić ją przez ramię, przetransportować z powrotem w bardziej suche miejsce. Dlatego już przy pierwszej okazji, jaka mu się nasunęła, wyciągnął ręce, aby ją chwycić. Przed tym musiał niemal momentalnie się zatrzymać, a tak gwałtowne hamowanie w obecnej sytuacji było okropnie ryzykowne. Nawet bardziej niż bieganie dookoła basenu po mokrym murku. Położył obie dłonie na jej talii, następnie przyciągając ją mocniej do siebie, na wypadek gdyby zachciało jej się znowu uciekać.
    Natychmiast obrócił ją do siebie przodem, nie puszczając jej ani na chwilę, ani też nawet odrobinę się nie oddalając. Spojrzał na nią z góry z pytaniem w oczach, ale zanim miał szansę jakkolwiek zareagować, poczuł, jak traci równowagę i spada wprost do basenu. Oczywiście brak reakcji równał się z tym, że nie puścił Alice, dlatego w sekundę oboje wylądowali w wodzie.
    Przez chwilę nie wiedział, co się dzieje. Było po prostu zimno i mokro, mokro i zimno. Wystawił głowę nad powierzchnię wody i złapał głęboki oddech. Wyciągnął jedną rękę z wody i przetarł dłonią oczy, po czym pokręcił gwałtownie głową, otrzepując się jak pies.
    – Skończysz w piekle! – zawołał, chlapiąc Alice, chociaż w ich przypadku bycie bardziej mokrym było już niemożliwe. – Razem ze mną! Zobaczysz, będę się na tobie mścił przez całą wieczność potępienia! – zaśmiał się, nie przestając jej chlapać.
    Podpłynął do niej, rozbryzgując wodę w jej stronę ostatni raz, po czym najzwyczajniej złapał ją w pasie – tak jak zrobił to, zanim wrzuciła ich obojgu do wody – i po prostu ją pocałował.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  13. [A ja bym zrobiła z Willa pseudo starszego braciszka dla Alice :> Jeszcze taki hipokryta 100%, który powie "nie pal", zabierze jej fajkę z ust, żeby samemu ją spalić XD Dannego to by on za uszy ciągnął, bo jak to jego małą Alice molestować tak XD Co powiesz na taką relację?]

    Willy

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie było nawet cienia szans, że po tym upadku do wody zachował się na nim jeszcze jakiś suchy fragment. W dodatku było okropnie zimno, bo mimo że na zewnątrz temperatura była całkiem znośna, to razem z nieogrzewanym jeszcze w tym roku basenem dawało to połączenie doprowadzające do dreszczy na całym ciele. Nie były to oczywiście dreszcze nawet w połowie tak przyjemne, jak te towarzyszące dotykowi Alice. Mimo otaczającego go chłodu czuł ciepło w miejscach, których ich ciała się stykały. Uśmiechnął się szerzej, czując, jak jej ręka odnajduje drogę pod jego koszulkę, a wtedy już poczuł, jak jego skóra robi się wręcz paląco gorąca pod dotykiem jej dłoni.
    Z uwagą słuchał jej słów, spod przymrużonych powiek wpatrując się w jej oczy. Chciał się szczerze roześmiać, kiedy usłyszał określenie, którego użyła, ale postawił na więcej profesjonalizmu.
    – Myślałem... – zaczął, poprawiając palce na jej talii, aby zaraz potem zaczął zsuwać dłonie w dół po jej ciele – że zawsze tak wyglądam – mruknął w jej usta, podczas gdy jego dłonie przesuwały się bez pośpiechu po jej biodrach, pośladkach, aby w końcu zatrzymać się na udach. Wtedy podciągnął ją do góry, co w basenie nie wymagało nawet użycia większej siły, skłaniając ją, aby oplotła go nogami.
    Takie położenie, mimo że wciąż byli tak samo blisko siebie, dawało mu większe pole widzenia.
    – Wiesz, teraz kiedy już widziałem cię całkowicie mokrą i mam porównanie... – zaczął, spoglądając lekko w dół i uważnie omiatając wzrokiem jej ciało, zaczynając od ud, na których trzymał swoje dłonie, szortach, mokrej koszulce opinającej jej ciało, po błyszczącą od wody szyję i uchylone usta – mogę powiedzieć, że wyglądasz równie dobrze co na co dzień. – Podtrzymując ją jedną ręką, wyciągnął drugą z wody i dotknął jej ust, po czym przesunął kciukiem po dolnej wardze.
    Oderwał w końcu spojrzenie, przeskakując wzrokiem do jej oczu i uśmiechnął się lekko.
    – Ale ta wersja mi się podoba. Cholernie podoba – dodał jej na ucho i aby się nie zaśmiać, odnalazł ustami tuż pod nim delikatne miejsce na szyi.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  15. Na szczęście basen był w tym miejscu dostatecznie płytki, aby Daniel bez problemu dotykał całymi stopami dna i nie musiał podskakiwać, aby utrzymać się na powierzchni. Woda sięgała mu gdzieś mniej więcej do połowy torsu, ale zimno było mu dosłownie wszędzie. Oczywiście poza miejscami, gdzie czuł mocno przyciśnięte do siebie ciało dziewczyny. No i ta jej dłoń. Ta dłoń błądząca po jego klatce piersiowej, zostawiając z każdym ruchem mrowiące ciepło, które odczuwał w tym miejscu jeszcze długo po tym, jak przesuwała się dalej.
    Usłyszawszy jej zniecierpliwione jęknięcie, aż uśmiechnął się do siebie, wciąż nie odrywając ust od jej szyi. Początkowo delikatne muśnięcie w najwrażliwszym punkcie zamieniło się w serię bardziej żarliwych pocałunków wokół tego miejsca. Zaprzestał tego na chwilę, traktując jej skórę jedynie swoim ciepłym oddechem.
    – Co masz na myśli? – spytał, gładząc dłonią szyję Alice po drugiej stronie, która wcześniej nie została obdarzona przez niego taką uwagą. Cokolwiek chciała przez to powiedzieć, brzmiało tajemniczo. Ale zachęcająco. Zdecydowanie zachęcająco. – Zresztą nieważne. Jestem na tak – dodał szybko, gdy poczuł, jak dziewczyna wplata dłoń w jego włosy i przyciska jego głowę do siebie. Mało subtelne przypomnienie o tym, czego nie dokończył.
    Zostawił na jej wilgotnej skórze jeszcze kilka mniejszych pocałunków, a następnie wrócił do miejsca, w którym jego usta zaczęły swoją wędrówkę i zostawił tam nie taki znowu mały zaczerwieniony ślad, którego zakrycie będzie potrzebowało jutro sporej ilości pudru.
    Mógł i wykorzystywać słabości, które zdążył w niej poznać, ale na jego obronę, ona wcale nie wydawała się tym jakoś szczególnie zbulwersowana. A przynajmniej nie świadczyły o tym dreszcze przechodzące przez jej ciało oraz tłumione westchnięcia, które słyszał w swoim uchu, podczas gdy jego usta podle wykorzystywały jej słabe punkty.
    W końcu zostawił w spokoju jej szyję i wyprostował się, patrząc na nią roziskrzonymi oczami. Poprawił zdrętwiałe od chłodu wody palce, w efekcie zaciskając je minimalnie mocniej na jej udach, po czym ostentacyjnie się jej przyjrzał od góry do dołu. Skoro uwielbiała, jak robił z nią cokolwiek, to na pewno pokocha to.
    – Ta okazja chyba jest już teraz, bo wysychasz, Ali – rzucił krótko.
    Potem gwałtownie uniósł swoje dłonie, tym samym wypuszczając dziewczynę z uścisku i wrzucając ją z powrotem do wody. Przynajmniej będzie miał pewność, że jak już przyjdzie na nich pora, to skończą w tym piekle razem.

    Danny <3

    OdpowiedzUsuń
  16. Zdecydowanie preferował, gdy mógł trzymać ją w swoich ramionach jak teraz, znajdując się w jakimś znacznie cieplejszym oraz suchszym miejscu, ale nie to, żeby narzekał. Każda z takich chwil z Alice była tego warta bez względu na otoczenia, a przecież oni mieli już za sobą balkony i zagracone magazynki – co tam jakiś basen!
    I nie, nie miał wyrzutów sumienia, nigdy. Każde najmniejsze drżenie jej ciała oraz nie do końca kontrolowane westchnięcie, które od niej zbierał, było powodem do satysfakcji i traktował to jako swego rodzaju mały sukces. Ale chyba nie mogła go za to winić. Miała go tak owiniętego wokół palca – nawet jeśli nie zdawała sobie z tego sprawy – że potrafiła uczynić go słabym.
    Wrzuciwszy ją do wody, cofnął się o parę kroków, kompletnie przygotowany na jej chęć zemsty.
    – Ponieważ jestem najlepszą partią. Ponadprzeciętnie inteligentny, niesamowicie zabawny, no i oczywiście nieziemsko seksowny – odparł bez chwili zastanowienia, jak gdyby od dawna miał przygotowaną odpowiedź na to pytanie. Prawda była taka, że sam nie wiedział, czemu z nim była. Czasami wydawało mu się, że nie jest dla niej wystarczająco dobry. Zasługiwała na wszystko, co najlepsze, a jemu do ideału brakowało wiele. Pamiętał dokładnie, kiedy podczas tej jednej kłótni jej to powiedział i nadal podtrzymywał zdanie, że to ona jest tą lepszą połówką. Po prostu nie mógł inaczej, bo przy niej czuł się odrobinę lepszy. Miała na niego niesamowity wpływ i choć nie był pewien, dlaczego wybrała właśnie jego, to był wdzięczny, że ją ma.
    Gdy tak o tym wszystkim myślał, nawet nie zorientował się, że po prostu stał tam, wpatrując się w nią z nieświadomym uśmiechem, jak gdyby była jedynym, co się w tej chwili dla niego liczyło. W sumie to właśnie tak było. Posłał w jej stronę rozpromieniony uśmiech i z powrotem się do niej zbliżył, ignorując wszystkie salwy wody, które bez przerwy posyłała w jego stronę, pewnie obawiając się, że znowu planuje coś niecnego. Nic bardziej mylnego. Stanął przed nią i złapał ją w pasie, tym razem podnosząc ją i przerzucając sobie przez ramię. Brnął w wodzie, krzywiąc się, kiedy Alice, machając nogami, rozchlapywała ją niemiłosiernie. Nie zważając na protesty dziewczyny, w końcu doszedł do brzegu basenu i posadził ją na krawędzi.
    – Zakładam, że ta część programu była czysto spontaniczna i nie wzięłaś żadnego ręcznika. – Brzmiało to trochę jak pytanie, ale przecież i tak już sobie odpowiedział.
    Ona siedząc teraz na brzegu była sporo wyżej od niego, dlatego ten jeden raz to on musiał zadzierać głowę, żeby patrzeć jej w oczy. Obie dłonie trzymał na jej drżących lekko z zimna kolanach, dopóki nie wyciągnął do góry jednej ręki, aby odgarnąć z jej twarzy mokrych kosmyków.

    najlepsza partia w mieście XD <3

    OdpowiedzUsuń
  17. Co Daniel w niej widział? Na pewno kogoś więcej niż tylko ładną dziewczynę. On zdecydowanie potrafił dostrzec w niej coś wartego uwagi – dla niego ona cała była warta uwagi. Przez cały okres ich przyjaźni, a nawet te parę tygodni, od których byli razem, zdążył poznać ją niemalże na wylot – może dlatego że zawsze przykładał dużą wagę do szczegółów, których nie było widać na pierwszy rzut oka. Ale mimo to codziennie dowiadywał się o niej coraz to nowych rzeczy, mniej i bardziej zaskakujących, ale bez wątpienia kochał ją właśnie za nie wszystkie. Za te wszystkie małe rzeczy, które robiła, mówiła, lubiła, które miała w sobie, którymi go zaskakiwała. Kochał ją chyba za wszystko, za to bycie Alice. On dopełniał ją – ona dopełniała go. Układ zbyt idealny, aby był prawdziwy.
    A jednak wszystko, co się działo i czego doświadczał, było prawdziwe. Wszystkie emocje, które przy niej czuł nie mogły być bardziej żywe. I tak oto siedziała przed nim jego lepsza połowa. Cała przemoczona, drżąca z zimna, a mimo to zarumieniona i uśmiechnięta od ucha do ucha. Odwieczną zagadką będzie dla niego, jak ona to robiła, że takim drobnym gestem potrafiła obudzić w nim tak skrajne uczucia. W jednej chwili czuł najgłębsze pożądanie, a w drugiej już tylko troskę oraz chęć zaopiekowania się tą dziewczyną, jak gdyby była najcenniejszą rzeczą, którą kiedykolwiek trzymał w rękach.
    – Tak, myślę, że już mi coś odmarzło – odpowiedział żartobliwie, podskakując w wodzie z nogi na nogę. Złapał się obiema rękami krawędzi basenu i szybko podciągnął się do góry, siadając tuż obok Alice.
    Szybko pocałował ją w policzek, po czym wstał i odstawił rzeczy z koca na stojący obok leżak. Dopiero teraz odczuł ciężar wody, którą pochłonęły jego ubrania nieprzyjemnie przyklejające się do jego ciała. Zabrał sam koc i wrócił do dziewczyny, owijając ją suchym materiałem, przy okazji pocierając dłońmi jej ramiona.
    – To był naprawdę najlepszy prezent urodzinowy – Uśmiechnął się do niej szczerze.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  18. [Toć on nie jest od straszenia biednych uczniów, żeby się przed nim chowali, tylko od pomagania im. :D
    Zaproszenie chętnie przyjmę i od razu spytam czy masz jakiś pomysł. :)]

    Frank

    OdpowiedzUsuń
  19. Objął ją ramieniem, aby ułatwić im obojgu okrycie się kocem. No i żeby czuć ją przy sobie. Cóż, gdyby się po tym rozchorował, musiałaby mu najwyżej przynieść trochę okropnego syropu i przez tydzień słuchać jego narzekania, bo wiadomo, jak działa facet z gorączką, która u nich zaczyna się już od trzydziestu siedmiu stopni.
    – Naprawdę – potwierdził równie wesoło co ona i uśmiechnął się jeszcze szerzej, widząc jej radość. Słuszną, bo ta niespodzianka na pewno była idealnym prezentem. – Pamiętaj, że po drodze są jeszcze twoje urodziny. A poprzeczka została wysoko postawiona, ale zamierzam temu sprostać – rzucił wyzywająco. Tak, teraz naprawdę będzie musiał się wysilić, aby wymyślić coś godnego Alice, może nawet już powinien zacząć nad tym myśleć.
    – Co powiedział? – zaśmiał się odrobinę nerwowo. – Jesteś pewna, że użył słowa lubię czy może było to bardziej toleruję lub jest w porządku? – spytał bardziej precyzyjnie. Ni to dla żartu, ni dla serio.
    Chris był w końcu najważniejszą osobą w życiu Alice, dlatego Daniel, chcąc nie chcąc, musiał się liczyć z jego zdaniem. Ale na pewno bardziej chciał, niż nie chciał. Był przecież typem osoby, która najpierw lubiła wszystkich, dopiero potem wyrabiał sobie opinię. A brat dziewczyny koniec końców nie był zły. Danny może obawiał się czasami jego mroźnego wzroku, którym tamten obrzucał go, gdy przychodził odebrać lub odwiedzić Alice, ale nawet darzył go jako tako sympatią. Cenił tą jego troskę o młodszą siostrę i choć samemu nigdy nie dano mu doświadczyć, to rozumiał, jak działa rodzeństwo. Poza tym sumienie miał czyste i nie zrobił nic, co mogłoby narazić go u Chrisa. Przynajmniej nic, o czym Chris by wiedział.
    – To chyba dobrze... Powinienem czuć się wyróżniony, prawda? – Uśmiechnął się, obserwując skupienie na jej twarzy, gdy ścierała wodę z jego czoła. Było coś spokojnego i naturalnego w tym geście, kiedy bez pośpiechu przesunęła dłoń w dół po jego twarzy aż po szyję. Przy okazji rozczochrał dłonią swoje oklapnięte włosy. – Wiem, że to głupie, ale czasami, gdy patrzy się na mnie tym swoim morderczym spojrzeniem, mam wrażenie, że wie o czymś, o czym nie powinien wiedzieć. Wiesz, o czymś, o czym definitywnie nie powinien wiedzieć – powiedział z wyraźnym naciskiem, po czym posłał jej porozumiewawczy, zawadiacki uśmiech.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  20. [Odpowiadam co prawda z opóźnieniem, ale jednak czasu nie mam zbyt wiele, więc kwestia ewentualnych ustaleń/odpowiedzi niezwiązanych z wątkiem spada na dalszy plan. Przyznam, że mam problem z powiązaniem Twoich postaci z De Verem. Z Isabelle byłoby to chyba nawet niemożliwe, a Alice jest z nim w tej samej klasie. Generalnie nie idą damsko-męskie, a nie mam w zanadrzu propozycji, która nie skończyłaby się po dwóch-trzech odpisach.]

    Alan De Vere

    OdpowiedzUsuń
  21. [Dziękuję za powitanie i szczerze przyznam, że Twoja Alice jest równie śliczna! Na wątek mam ochotę, może masz jakieś pomysły?]

    Marloest S.

    OdpowiedzUsuń
  22. [Zaczęłam w końcu!]
    Zdecydowanie mógł się powstrzymać od tego komentarza. Jednak tlenione włosy jednego z harlejowców rzeczywiście wyglądały jakby miał na głowie małego, nie do końca opierzonego kurczaczka. Może gdyby ugryzł się wtedy w język nie wracał by teraz ze zużytą chusteczką przy nosie, która w pełni nabrała już szkarłatnego koloru. Krew cieknąca z rozciętej brwi coraz bardziej skapywała mu do oka, przez co coraz gorzej widział, gdzie idzie, jedynie jednym okiem próbując rejestrować otoczenie. Wyglądał chyba gorzej niż się czuł.. przynajmniej liczył, że szum w głowie był efektem wypitego alkoholu, a nie rozbitego o nią kufla, a ból w żebrach nie ostrzega o złamaniu, a jedynie o lekkim stłuczeniu.
    Nieco otumaniony nawet nie zauważył pośród ludzi na ulicy niskiej dziewczyny, której zawsze prawił morały, żeby uważała na takich imprezach, jak ta, która najwyraźniej działa się w jednym z mieszkań. Dopiero kiedy usłyszał ewidentne wołanie jego osoby, zatrzymał się, by od razu oprzeć się bokiem o murek, czekając aż właściciel... ewidentnie damskiego głosu do niego podejdzie.

    Zakrwawiony Willy

    OdpowiedzUsuń
  23. Alice może i nie wyglądała na osobę o anielskiej cierpliwości na pierwszy rzut oka, ale cenił ją za cierpliwość, którą go darzyła. On czasem miał wrażenie, że sam by ze sobą długo nie wytrzymał. Bywał tak rozgorączkowany i niezdecydowany, że nie raz już doprowadził do tego, że ktoś go wyklął. A Alice uparcie trwała przy tym, że uwielbiała te jego wady, a on kochał tą jej konsekwencję, bo wiedział, że nie jest wymuszona, a szczera.
    Po prostu zrobiłem na nim wrażenie? Biorąc pod uwagę, że to nie takie łatwe, sama powinnaś być pod większym wrażeniem – rzucił przekornie.
    Co prawda, tak szczerze nie wiedział, czym takim udało mu się zaimponować Chrisowi. Jemu samemu zawsze wydawało się, że to kiedy najbardziej starał się dobrze przed kimś wypaść, robił właśnie z siebie największą niemotę życiową. Ten wiecznie roztrzepany i zdecydowanie częściej wyprzedzający słowami myśli. Ale jeśli brat Alice nie widział w nim już dłużej zagrożenia dla niej i tego czasami mało rozsądnego dzieciaka, to chyba mógł to już tylko dodać na listę sukcesów i nie doszukiwać się w tym dłużej podstępu.
    – Tylko dwa lata? – zakwestionował, śmiejąc się lekko. – Znowu mnie nie doceniasz.
    Spojrzał na nią, kiedy umiejscowiła dłoń na jego twarzy, aby obrócić ją w swoją stronę. Potem już tylko oddał pocałunek. Uśmiechał się, ciesząc się z każdej chwili, w której ich wargi desperacko czerpały przyjemność ze swojej bliskości. Nie sądził, aby istniał dla nich jakiś limit. Jej usta zarówno potrafiły odnaleźć w nim spokój, którego akurat potrzebował, jak i sprawić, że krew zaczynała krążyć w nim szybciej. Te pocałunki można by porównać trochę do dawki kofeiny – przyjemne, kojące ciepło, pobudzające do działania.
    Pogłębił pocałunek, czując, że coś wcześniej nie zostało dokończone, ale moment później wrócił do jego bardziej delikatnej wersji z ukrytym, obustronnym pragnieniem. Jedną dłoń zacisnął na jej części koca, drugą natomiast przesunął od jej kolana po pokrytym gęsią skórką udzie, zatrzymując ją na przemokniętych szortach.
    – Zimno ci – bardziej stwierdził na głoś, niż zapytał, gdy ich usta rozdzieliły się, potrzebując w końcu zaczerpnąć powietrza.
    Spontaniczność była najlepsza i nie dało jej się niczym zastąpić, a Daniel uwielbiał tą odrobinę szaleństwa, którą trzymała w sobie Alice, ale miał cichą nadzieję, że kiedy następnym razem najdzie ją ochota na takie zabawy, los da im trochę cieplejszą porę.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  24. Oboje świadomi byli wzajemnego działania na siebie, dobrze wiedzieli, jakie uczucia w sobie wywołują i już nawet wiedzieli, jak nazwać te uczucia. Nie ulegało wątpliwości, że to już nie silniejsze zauroczenie. Zabawne jednak, jak żadne z nich nie potrafiło powiedzieć tego na głos. To nie było tak, że Daniel czekał, aż ona to zrobi pierwsza, ale nigdy nie mógł wyczuć odpowiedniego momentu. Zawsze miał to na końcu języka, a mimo to coś go blokowało. W tym przypadku jego zasada myślenia w drugiej kolejności zawodziła.
    Wpadła do zimnej wody? Bardziej jak rzuciła się do niej na własne życzenie. Wraz z nim. Ale nie miał jej tego nawet za złe. Dzięki temu na pewno zapamięta tę noc na długo. I to nie tylko z powodu zapalenia płuc, które mu przez to groziło.
    – Nie będę chory – zaprzeczył, przewracając z rozbawieniem oczami.
    Dosłownie chwilę potem poczuł to okropne smyranie w nosie i nie mógł już tego dłużej powstrzymać. Kichnął raz, potem drugi – sam nie ufał ludziom, którzy kichali pojedynczo – a potem szybko uniósł kubek do ust i wysiorbał odrobinę herbaty, aby ukryć niewinny uśmiech, który błąkał się na jego twarzy. Syknął cicho, kiedy poparzył sobie język gorącym napojem i wytknął go lekko.
    – Jesteś pewna, że ty jej nie chcesz? – odezwał się równie zatroskanie co ona i wyciągnął rękę, aby poprawić jej prowizoryczne okrycie z koca. Ostatecznie zdjął z siebie swoją przemoczoną bluzę i zarzucił tą, którą dała mu dziewczyna. Rozpłyną się na chwilę pod dotykiem suchego ubrania, zdecydowanie nie mogło być lepszego uczucia. No... dobra, było. Było wiele i Daniel był niemalże pewien, że przynajmniej co drugie dotyczyło Alice.
    – Jak następnym razem będziesz chciała pływać, to mnie uprzedź. Wezmę kąpielówki – rzucił żartobliwie. – A, i pamiętaj, że obiecałaś mi to częściej – dodał ciszej, nachylając się do niej. Uniósł brwi, patrząc na nią rozbawionym spojrzeniem.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  25. Zlustrował zamglonym wzrokiem osóbkę, która pojawiła się przed nim. Niskie, w tym świetle nawet można by rzec, że wręcz rude. Bez dwóch zdań, była to... - Foxy... Nie powinnaś się szwendać sama o tej porze... - Nawet teraz, nie mógł się obejść bez ojcowskich uwag. Zanim przyłożył świeżą chusteczkę do nosa, dmuchnął nim mocno, by kilka dużych kropel szkarłatnej cieczy skapnęło na chodnik. Obrócił Alice za ramię, delikatnie popychając ją do przodu, na znak, że czas iść, zanim, któryś z jej głupich znajomych wpadnie na pomysł, żeby dzwonić po pogotowie, a przecież według Willa było to zbędne. Niby nonszalancko objął ją ramieniem, choć w rzeczywistości wolał mieć w niej podporę niż w żywopłocie, który drapał mu ręce.
    - On miał kurczaka na głowie... - Wymamrotał nieco niezrozumiale, zapominając, że Alice nie ma szans zrozumieć o co mu chodzi. Uśmiechnął się nawet pod nosem na wspomnienie wściekłości pojawiającej się na twarzy tamtego typka, zanim Will zobaczył gwiazdki przed oczami, po dostaniu strzały w nos. - Ali, gdzie my właściwie jesteśmy? - Rozejrzał się niepewnie. Wydawało mu się, ze zmierza w dobrym kierunku, choć dla pewności nie zaszkodziło zapytać dziewczyny, która lepiej ogarniała otaczającą ich rzeczywistość.

    Will, jak zawsze późno odpisy

    OdpowiedzUsuń
  26. [Hehej. Niech sobie palą razem i zachwycają się literaturą, to brzmi jak plan.]

    Charlie R.

    OdpowiedzUsuń
  27. [Kruczek zarządził, że chce Alice, a z nim nie warto się kłócić, zawsze postawi na swoim. Będzie słodko wyglądać przy nim, taka mała krasnalica, a może hobbitka.]

    Kruczysko

    OdpowiedzUsuń
  28. Mógłby w tej chwili być na jakiejś głośnej imprezie z przyjaciółmi, na której wypiłby zdecydowanie zbyt wiele kolejek za swoje zdrowie. Mógłby być także z powrotem w domu, gdzie zapychając się tortem, wysłuchiwałby komentarzy na temat tego, jak się zmienił, oraz że jego włosy są może odrobinę przydługie. Jednak nie tylko przykra wizja kaca jutrzejszego poranka, ani spotkania z rodziną, kazała mu myśleć, że ten wieczór na basenie był o wiele lepszą opcją. Z Alice przytuloną do swojego ramienia mógłby tak po prostu przesiedzieć tam do świtu, nawet pomimo niekomfortowego chłodu.
    – Pół roku? – Spojrzał na nią w dół, unosząc brwi w teatralnym zdumieniu. – Okrutne – dodał, kręcąc głową z rozbawieniem.
    Brzmiała, jakby ona sama była pogodzona z perspektywą takiego wyrzeczenia. I z pełnym szacunkiem oraz wiarą w nią, ale Daniel wiedział, że Alice by nie wytrzymała. Zapominając na moment o zbędnej skromności, świadomy był i tego, że ma z tym dużo wspólnego.
    Odebrał od niej całusa w policzek, ale pokerowa mina nieprzerwanie zajmowała miejsce na jego twarzy. Zagryzł lekko wargę, powstrzymując usta przed wygięciem się w nieznacznym uśmiechu. W ogóle się nie odezwał, dopóki sama Alice nie dostrzegła drugiego znaczenia swoich słów. Dopiero gdy kazała mu być cicho, roześmiał się bezwstydnie.
    – Co za brudne myśli siedzą w twojej głowie, Hastings? – rzucił przez śmiech. – Cóż, ja już dzisiaj na pewno tam nie wchodzę – mruknął, spoglądając w stronę basenu, a na samą myśl przechodziły go dreszcze. – Ale kto wie, co się jeszcze może wydarzyć...
    Przeciągnął się leniwie, po czym z zadziornym błyskiem w oku oraz znaczącym uśmieszkiem na twarzy spojrzał na Alice. Włożył jedną z dłoni w jej włosy i odwrócił wzrok od jej oczu, skupiając się na tym, jak wilgotne kosmyki plątały się wokół jego palców.
    Było coś dziwnego, ale zarówno przyjemnego w sposobie, w jaki potrafili z siebie żartować, odczytywać między wierszami oraz w drobnych gestach kompletnie inne, jak najbardziej poprawne znaczenie. Zupełnie jakby rzucając kolejnym dwuznacznym tekstem, wcale nie miał zamiaru zdradzić jej wszystkich nieprzyzwoitych myśli, które miał. Sam był zaskoczony tym, jak zmienił się na przestrzeni czasu. Albo jak ona go zmieniła. Nawet nie zorientował się kiedy. I chociaż wciąż był tym samym Danny'm, to coś było inaczej. Z nią umiał wygłupiać się i robić z siebie większego idiotę, niż z kimkolwiek innym, a mimo to czuł się przy niej odrobinę dojrzalszy i odpowiedzialny.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  29. Jej wystarczyło jedno spojrzenie? A co on biedny miał powiedzieć? Pierwszy raz spojrzenie dziewczyny wywoływało w nim coś więcej niż zwykłe, nudne pożądanie. Był tylko facetem, a żaden facet nie lubi, gdy ktoś ma nad nim większą kontrolę niż on sam. A przy Alice Daniel właśnie czuł, że już nie tylko on panuje nad swoimi emocjami. Mieszało mu to w głowie, bo skoro tak tego nie lubił, dlaczego nie miał nic przeciwko temu?
    – O nie. Nic sobie nie wyobrażam. Absolutnie nic – rzucił na swoją obronę, unosząc obie dłonie w geście niewinności. Ona nie potrafiła przy nim udawać, a on natomiast nie musiał – nawet nie starał się ukryć sarkazmu w swoim głosie.
    Nachylił się, aby połączyć ich usta w delikatnym pocałunku. Już nic nie mógł poradzić na to, że nie mógł przez dłuższą chwilę przebywać tak blisko niej i nawet jej nie dotknąć. Tak, tak, wydawałoby się to bardzo płytkie. Typowe zachowanie nastoletniego chłopca podbuzowanego hormonami w towarzystwie ładnej dziewczyny. Ale co jeśli ten nastoletni chłopiec jest tak naprawdę zakochany w tej swojej pięknej koleżance z klasy, która w jednej chwili potrafi podbudować jego pewność siebie, w ogóle poświęcając mu swoją uwagę, a za chwilę wywołać motylki w brzuchu i sprawić, że ogarną go takie nerwy, jakby pierwszy raz w życiu odzywał się do dziewczyny? Pewnie większość kolegów w jego wieku wyśmiałaby go, gdyby na głos przyznał się do tego, że nie miałby nic przeciwko spędzeniu nie tylko tych ostatnich niecałych dwóch lat w szkole z tą dziewczyną. Wciąż mieli po kilkanaście lat, kiedy będą żyć pełnią życia jeśli nie teraz, prawda? Ale on był odrobinę innego zdania – Alice sprawiała, że czuł się bardziej żywy niż kiedykolwiek. Nie mógł powstrzymać tego dziwnego uczucia, że zmarnował prawie trzy lata, kiedy właściwie miał ją tuż przed sobą. Pierwszy rok w akademii spędził na uganianiu się za inną dziewczyną, w drugiej klasie pozwolił, aby to dziewczyny uganiały się za nim, aż w końcu skończyło się na tym, że trafił z tą jedną na balkon. Trudno ich winić za to, że wtedy nie poznali się na uczuciach, wtedy bardziej byli zawstydzeni tym, co się między nimi wydarzyło, niż gotowi na to, by pomyśleć co by było gdyby.
    – Na własne życzenie może nie... – mruknął, nie odsuwając się do końca po pocałunku.
    Uśmiechnął się lekko z niecnym planem zbudowanym w głowie, po czym bez ostrzeżenia złapał Alice w pasie i wstając, przerzucił sobie ją przez ramię jak poprzednio. Oczywiście nie miał zamiaru wrzucać jej z powrotem do basenu, to by było nawet bardziej okrutne niż wspomniane przez nią pół roku. Ale to nie oznaczało, że nie mógł się z nią podroczyć, ponoć to lubiła. On nie mniej zresztą.

    Danny <3

    OdpowiedzUsuń
  30. [najchętniej zaczepiłbym obie panienki na raz, ale zacznę po kolei. od rudej, bo podoba mi się ten kolor włosów. i mam nieodparte wrażenie, że kiedyś spotkałem się z postacią o takim imieniu i nazwisku ;D to co, podpalamy niechcący papierosami zasłony u kogoś na imprezie i uciekamy z miejsca zdarzenia?]

    Conway

    OdpowiedzUsuń
  31. Zaśmiał się wesoło i donośnie, wcale nie kryjąc w głosie satysfakcji. Nie mógł może poszczycić się największymi mięśniami, jakie w życiu widziała, ale wystarczającymi, aby bez problemu ją unieść i nawet się przy tym nie przemęczyć. Poza tym drobna postura Alice i jej niski wzrost zdecydowanie ułatwiały mu zadanie. Ona również nie mogła się zbyt łatwo wydostać z jego uścisku, nie robiąc sobie samej przy tym krzywdy.
    Czemu akurat ją wybrał na tej nie do końca pamiętnej imprezie? Sam lubił myśleć, że całe to zajście było czystym przypadkiem, że po prostu była pierwszą dziewczyną, którą akurat zobaczył po pojawieniu się w jego głowie tego kontrowersyjnego planu. A prawda? Prawda była niczym szczegóły owego zajścia na balkonie. Mogłaby się okazać dużo mniej skomplikowana, ale nigdy nie będzie im dane jej poznać. Poza przypadkiem nie da się również wykluczyć jakiegoś podświadomego wyboru. Daniel to czuły chłopak i choć czasami lekkomyślność wydaje się górować nad innymi jego cechami, to może już wtedy wiedział, że ta niska blondynka z jego klasy mogłaby być kimś więcej niż tylko przelotną przygodą, której i tak nie będzie pamiętać. A może przeznaczenie? Głupie, prawda? Danny nie był pewien, czy komukolwiek kiedyś to powiedział – a nawet przed samym sobą nie lubił się do tego przyznawać – ale gdzieś głęboko wierzył w przeznaczenie. Może to wyjście na balkon pod pretekstem zapalenia było im z góry zapisane. Tak samo jak i rozlana na ścianie kawa oraz zgubione na kolejnej imprezie klucze. Może po prostu tak miało być. Dlaczego psuć tą beztroską teorię logiką i innymi racjonalnymi bzdurami.
    – I ty jeszcze masz czelność mi grozić? – zaśmiał się lekceważąco, usłyszawszy pogróżki Alice. – Naprawdę nie chciałem ci tego wypominać, ale jak na moje oko, to ty jesteś w gorszym położeniu, moja droga!
    Przerzucił ją lekko, aby wygodniej było mu ją trzymać na ramieniu, a także dla dodatkowego podkreślenia swojej wygranej pozycji. Potem złapał ją z powrotem w zgięciu kolan i dla efektu zbliżając się wciąż do basenu, obkręcił się dwa razy wokół własnej osi, coby urozmaicić jej to dyndanie na jego plecach.
    – Zapomniałbym spytać. Jak widoki? – dodał, zawierając w głosie prowokacyjny ton, jako że nie mogła w tej chwili zobaczyć jego zawadiackiego uśmiechu.

    Danny ♡

    OdpowiedzUsuń
  32. Obrócił głowę w bok, chociaż i tak nie dało mu to możliwości spojrzenia na Alice... cóż, przynajmniej nie tam, gdzie powinno patrzeć się w czasie rozmowy, za to na inne partie dziewczyny miał widok doskonały.
    – Co tam mówiłaś? Nic cię tam z tyłu nie słychać – rzucił, przekomarzając się z nią. Oczywiście jego czyny musiały przeczyć słowom, bo zamiast słuchać, co ma do powiedzenia, jeszcze bardziej się z nią drażnił. Rozluźnił uścisk na jej nogach, w efekcie czego zsunęła się trochę bardziej z jego ramienia, ale zaraz znowu mocno ją złapał, przywracając ją do poprzedniego położenia.
    Alice już wiele razy próbowała na nim tej swojej buntowniczości – co wcale niedziwne, biorąc pod uwagę ich zapał do żartobliwego droczenia się ze sobą nawzajem – ale jej zemsta rzadko kiedy spełniała oczekiwania. Nie to, że Daniel nie wierzył w jej umiejętności bojowe, bo dobrze zdawał sobie sprawę, że ta dziewczyna potrafi sobie sama dać radę w życiu. Jednak równie świadomy był tego, że ma słaby punkt, a tym słabym punktem był on sam. Nawet nie potrafiła się na niego długo gniewać, prędzej czy później i tak pękała.
    – O to akurat nietrudno, bo moją bliską przyszłość spędzę na komisariacie, jeśli dalej będziesz się tak wydzierać – odpowiedział sarkastycznie, unikając jej zaciekle rozlatanych nóg.
    Przechadzając się beztrosko wzdłuż murku, po którym jeszcze nie tak dawno biegali wokół basenu, zaśmiał się, gdy jego pasażerka nakazała mu ją odstawić na ziemię. Był już prawie skłonny to zrobić, kiedy jednak coś mu się przypomniało.
    – Nie, nie mogę. To wbrew zasadom... Chyba że mnie zmusisz – powiedział to samo, co już kiedyś usłyszała z jego ust. Uśmiechnął się pod nosem na samo wspomnienie.
    Podszedł do miejsca, w którym wcześniej siedzieli i na szybko nogą rozprostował koc, który spadł z Alice, gdy ją podniósł. Przykucnął na nim i z powrotem położył dziewczynę. Zawisł nad nią na chwilę, po prostu się na nią patrząc, po czym na plecach położył się obok niej.

    Danny ♡

    OdpowiedzUsuń
  33. [ Te cytaty <3 XD ]

    Oczywiście miała nadzieję, że ją pocałuje. Może nawet i miał taki zamiar. Dlaczego więc ostatecznie tego nie zrobił? Hmm... Na pewno nie dlatego, że tego nie chciał. Chciał i to bardzo. Cholernie bardzo, oczywiście. Może więc ćwiczył swoją własną wstrzemięźliwość? Szalone. Co jeśli tak naprawdę miał ochotę najzwyczajniej poleżeć sobie na kocu i popatrzeć w niebo, mając przy boku dziewczynę, którą kochał. Czy naprawdę od razu trzeba posądzać nastoletniego chłopca o te najbrudniejsze myśli?
    I wtedy Alice musiała to zrobić. No i tyle byłoby z tej jego wstrzemięźliwości. Próbował. Jakimś sposobem jej mokre ciało i ciepłe usta w połączeniu dawały obezwładniające wrażenie, któremu nie mógł się nie poddać. Ta dziewczyna mieszała mu w głowie.
    – Nie..? – odparł, ostentacyjnie przewracając oczami. Równie dobrze mógłby w tym momencie dodać coś w stylu: "Tylko jedno ci w głowie". – Może...? – dodał, tonem, który świadczył o tym, że nie chciał się do tego przyznać tak od razu. – Przyjęłabyś ją? – zapytał w końcu, udając zaciekawienie.
    Chwycił ręce dziewczyny, delikatnie zaciskając dłonie na jej nadgarstkach, by nie pozwolić jej na żadne kombinowanie, a kiedy uniósł się na łokciach, ich twarze dzieliły już zaledwie centymetry, ale Danny nadal nie podejmował żadnego ruchu. Ten chłopak naprawdę potrafił budować napięcie i nie mniej czerpał z tego przyjemność.
    – Bo wiesz... Ta propozycja byłaby – czysto hipotetycznie, oczywiście – odrobinę bardziej niemoralna od poprzednich – dodał, testując cierpliwość Alice nieprzerwanym wpatrywaniem się w jej oczy. – Możemy być aresztowani w każdej chwili. Nie jestem pewien, czy chcę dodawać celę na komisariacie do listy z balkonem... szkolnym magazynkiem... basenem publicznym...
    Z każdym słowem zbliżał się do niej coraz bardziej, aż w końcu wystarczyłoby lekkie drgniecie jednego z nich, aby ich usta się dotykały. Pocałował jedynie jej dolną wargę, pilnując się, aby nie pozwolić Alice pogłębić pocałunku. Nie sądziła chyba, że skoro tym razem ona miała przewagę względem położenia, to on skończył się z nią droczyć, prawda?

    Danny ♡

    OdpowiedzUsuń
  34. Próbowała grać opanowaną i trzeba było przyznać, że całkiem nieźle jej to wychodziło... gdyby nie oczy, które przepełnione były rozgorączkowanym wyczekiwaniem.
    Jakimś sposobem jej słowa trafiły do niego... trafiły i to mocno. Niezaprzeczalnie zrobiło to na nim wrażenie, gdyż tym razem zupełnie nie wiedział, co odpowiedzieć. Uchylił usta, ale słowa zostały w jego głowie, kompletnie tracąc brzmienie. Przełamało to jego utkwione w oczach Alice spojrzenie, powodując, że drgnęło wreszcie do jej niecierpliwie wyczekujących ust. W bezwiednym odruchu lekko zwilżył językiem dolną wargę, po czym puścił jej dłonie i uniósł prawą rękę do jej podbródka, aby delikatnie skłonić ją do podniesienia wzroku. Lubił, kiedy jej oczy były ostatnim, co widział przed pocałunkiem. Gdy ostatecznie zamykał powieki, czuł wtedy jeszcze większą intymność. Taką niepolegającą wyłącznie na dotyku dwóch ciał, namiętnym współgraniu ze sobą ust, ani dzieleniu się jednym oddechem. Intymność nie fizyczną, lecz taką, która przypominała mu o wszystkich tych chwilach, gdy w jego emocjach nie przeważało pożądanie, a najzwyklejsze szczęście.
    Pożądanie kojarzyło się z czymś przemijającym. Szczęście natomiast z czymś ulotnym. W takich momentach z Alice wierzył w błędność obu tych stwierdzeń.
    – O tak? – zapytał po chwili mniej subtelnego pocałunku. – Czy chodziło ci o ten drugi sposób? – dodał, podpuszczając ją jeszcze bardziej. Znała jego możliwości – ten pocałunek nie był jedynym, co miał do zaoferowania.
    Gdy ich usta ponownie się spotkały, mruknął protestująco.
    – Nie tutaj, Ali.
    Jego uwadze nie uszło poirytowane spojrzenie dziewczyny, dlatego posłał jej uśmiech, aby załagodzić to negatywne podejście.
    – Chodź. Idziemy do mnie – dodał szybko, przejeżdżając dłonią po jej nodze, aby ostatecznie położyć obie ręce na jej biodrach. Ściągnął ją z siebie tak, że na moment zamienił ich miejscami. – Mój tata jest w domu. Musimy być cicho – powiedział, pochylając się nad nią.
    Podniósł się na nogi i wyciągnął do niej rękę, błyskając zachęcającym uśmiechem.

    Danny ♡

    OdpowiedzUsuń
  35. Pochylił się, zgarniając z ziemi plecak, a zaraz potem wcisnął do niego koc, na którym przed chwilą leżeli. Potem przykucnął na ziemi i dołożył tam jeszcze resztę rzeczy – bo to, że teraz miał inne priorytety, nie oznaczało, że zamierza pozostawić to ciasto zupełnie nietknięte. Co to, to nie.
    – A co? – rzucił pytająco, odwracając się przez ramię. Dopiął plecak, po czym podszedł do Alice. – Boisz się, że nie dasz rady? – dodał z wyzwaniem w oczach.

    Otworzył drzwi po krótkiej chwili zmagania się z kluczami, a gdy już oboje przeszli ostrożnie przez próg, zamknął je za nimi, uważając, aby nie narobić zbyt dużego hałasu. W ciszy nocy wszystko zawsze wydawało się brzmieć zdecydowanie zbyt głośno. Rozejrzał się niepewnie po ciemnym korytarzu.
    – Małe déjà vu – rzucił cicho, zastanawiając się przed tym chwilę. Posłał jej krótki uśmiech i wyciągnął ramię, zapraszającym gestem wskazując drogę.
    Tyle że tym razem żadne z nich nie było kompletnie zalane po długiej imprezie. A jego ojciec zapewne smacznie spał sobie w swoim pokoju. Teraz Daniel dziękował w myślach, że miał twardy sen. I na wszelki wypadek modlił się, coby tej nocy pozostało to bez zmian, bo spodziewał się, iż tym razem było to im potrzebne bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
    – Przypomnij mi, co jeszcze robiliśmy tamtej nocy? – zapytał podpuszczającym tonem, kładąc dłonie w pasie Alice i przyciągając ją do siebie.
    I oto tam byli. Tam, gdzie wszystko się zaczęło. Chociaż trafniej byłoby powiedzieć, że to się zaczęło, bo po wszystko należałoby się cofnąć na balkon.

    Danny ♡

    OdpowiedzUsuń
  36. Uśmiechnął się, obserwując skupienie na twarzy Alice, kiedy rozmyślając swoją odpowiedź, bawiła się palcami rąbkiem jego koszulki. Lubił ją obserwować, kiedy akurat niekoniecznie skupiona była konkretnie na nim. Obserwowanie jej z boku było intrygujące, twarz zmieniała się, gdy jej myśli były daleko. Dlatego tak bardzo lubił ich wspólne uczenie się – wbrew pozorom nie tylko dlatego, bo czasami kończyło się on tak, że bardziej woleli zająć się sobą, niż zadaniem domowym. Lubił usiąść w drugim końcu pokoju i patrzeć, jak oczy Alice szybko śledziły kolejne linijki w podręczniku, lub jak mrużąc powieki, zagryzała ołówek, gdy myślała nad rozwiązaniem. Czasami w takich momentach śmiesznie marszczyła nos. Wykorzystywał każdą taką chwilę na dostrzeganie wszystkich szczegółów. Czuł wtedy, że zna ją tak dobrze, iż czasami nawet obserwując ją tak z odległości, obstawiał, co zrobi jako następne. Trzy, dwa, jeden – zapisała coś na kartce. Kolejne dwie sekundy – wydęła wargę. Cztery, pięć – teraz zmrużyła oczy, unosząc rękę, aby podrapać się po głowie. Trzy sekundy później podniosła wzrok, po czym rzuciła w niego poduszką, coby wziął się w końcu do pracy, zamiast siedzieć i się gapić.
    Gdy jego koszulka znalazła się w zapewne jakimś kącie – nie za bardzo obchodził go w tamtej chwili jej los – uśmiechnął się trochę szerzej. Odtwarzając kolejne kroki, podążył za Alice, aż w końcu oboje znaleźli się na łóżku.
    – Wtedy mnie pocałowałaś – powiedział cicho.
    Obniżył się nad nią i kładąc dłoń na jej policzku, powtórzył pocałunek z tamtej nocy. Delikatny, dość krótki i impulsywny. Zabrał rękę z twarzy dziewczyny, aby lekko przejeżdżając nią po jej brzuchu zatrzymać się przy pasku szortów wciąż wilgotnych po basenowej kąpieli.
    – Ale ty raczej nie miałaś na sobie tego – wyszeptał, bez patrzenia odpinając guzik. – Dobrze wyglądałaś w moich spodenkach... – dorzucił, gdy Alice uniosła biodra, ułatwiając mu całkowite ściągnięcie z niej zawadzających szortów.
    Pochylił się z powrotem, aby zaczynając od obojczyka, złożyć kilka pocałunków na jej szyi i po linii szczęki w końcu przejść do jej ust.
    – Wszystkiego najlepszego dla mnie – mruknął, zanim kolejnym pocałunkiem stłumił jej śmiech.

    Danny ♡

    OdpowiedzUsuń
  37. Nawet nie wiesz, jak bardzo wolałabym... Wiedział. A może jednak nie. Zaczynał bić się z myślami, co tylko wywoływało jeszcze większy chaos w jego głowie. Sam już nie wiedział, czego tak naprawdę chciała. On chciał tylko tego, aby była z nim szczera, żeby miała odwagę oraz zaufanie, by powiedzieć mu, co było na rzeczy. Czuł, że nie mówiła mu wszystkiego, co powinna mu mówić, czegoś co miało znaczenie i podświadomie bał się, że może mieć to jakieś związek z nim, co tylko bardziej go dobijało.
    Zaczęło się niewinnie. Konie roku szkolnego, egzaminy, oceny, w akademii wszyscy szaleli, łącznie z nim, który oprócz własnych spraw miał na barkach dodatkowy ciężar samorządu. Rozczarowało go, ale nie do końca zaskoczyło, gdy Alice pierwszy raz dała mu do zrozumienia, że musi zrezygnować z ich wspólnych planów na rzecz nauki. To był jeden raz, ale potem doszedł do tego drugi, i trzeci, i czwarty. Nie winił jej za to, bo to był ciężki okres w szkole, a przecież chciał dla Alice jak najlepiej. Wymijające odpowiedzi na jego propozycje nie ciążyłyby mu nawet tak bardzo, ale wtedy zaczęła się dodatkowo zachowywać... dziwnie. Unikała go już nie tylko po lekcjach, ale i w szkole. Spóźniała się na zajęcia częściej niż zazwyczaj. Czasem po prostu nie pojawiała się na lunchu. Z ostatnim dzwonkiem znikała szybciej, niż w ogóle zdążył zauważyć. Często wydawała się być myślami zupełnie gdzie indziej. Nie mówiąc już o tym, że po prostu unikała jakiejkolwiek rozmowy na ten temat, zbywała go gdy ledwo zdążył zapytać.
    Prychnął tylko cicho, odrzucając od siebie telefon. Z lekkim, ironicznym uśmiechem kontynuował stukanie ołówkiem o zeszyt, jak gdyby rytm ten pomagał mu się skupić. Nie pomagał, jak łatwo się domyślić. Po którymś razie już nawet przestał odpisywać na te wiadomości. Na nic miały się jego propozycje pomocy w nauce, zapewnienia, że jemu też przyda się powtórka. Wszystko odpijało się echem, a on nie wiedział, czy Alice tak bardzo zapiera się przed przyjęciem pomocy, czy może jego towarzystwem.
    Nic dziwnego, że nie mógł długo utrzymać swoich myśli przy nauce. Matematyczne wzory zaczęły wchodzić mu między daty historyczne, a te znowu myliły mu się z nieregularnymi czasownikami hiszpańskimi. Wszystko formowało się w jeszcze większy bałagan, gdy usilnie starał się trzymać myśli z dala od wymówek Alice, co w rezultacie przynosiło zupełnie odwrotny efekt. Nie minęło wiele czasu, kiedy Daniel zrezygnował w końcu z depresyjnego kręcenia się na obrotowym krześle przy swoim biurku, ostatecznie również uznając za bezcelowe rzucanie do kosza kulkami z kartek walających się po łóżku. Zamknięcie w czterech ścianach przytłaczało go tylko jeszcze bardziej.
    Długi spacer pomógł mu trochę ukoić zestresowany umysł. Bezcelowe przejście się ulicami, po parku – to i tak nie miało znaczenia, bo w Nowym Jorku wszędzie panował miastowy hałas, do którego przywykł. Nie musiał zakładać na uszy słuchawek, aby odciąć się od świata, tak jak robili to inni. On wolał wsłuchiwać się właśnie w odgłosy otoczenia i do tego świata się zbliżyć. Całkiem dobrze szło mu już całkowite odcięcie się od swoich obaw, ale ten błogi stan zniknął tak szybko, jak wychodząc zza rogu, prawie na kogoś nie wpadł. Już chciał sprawnie odskoczyć w bok i wyminąć, nie zwracając większej uwagi, póki nie zorientował się, przed kim stoi. Powiódł wzrokiem na faceta, po czym nic nie powiedziawszy z powrotem spojrzał na swoją dziewczynę. Matematyka.

    Danny ;;

    OdpowiedzUsuń
  38. [Volpiiiś <3 Ten limit to dla spokoju mojego sumienia i uspokojenia umysłu (że niby się ograniczam xd). Stawiamy się z Meg na wezwanie! Masz jakąś ciekawą ajdiję może? ;>]

    Megan

    OdpowiedzUsuń
  39. Niesamowite, że przez cały ten czas do tej pory pozwalał na to, aby od środka zadręczała go myśl, że to on jest tu czegoś winny. Tymczasem jego jedyną winą była zwykła naiwność. Mimo to nadal nie poczuł, jak ciężar kompletnie spada z jego sumienia. Właściwie było jeszcze gorzej. Coś go ścisnęło w klatce piersiowej, a przez chwilę chyba nawet zapomniał się, że powinien normalnie oddychać. Nie rozumiał. Po prostu nie rozumiał, co się w tej chwili stało, działo, ma się wydarzyć. Uczucie pustki w głowie sprawiało, że czuł się okropnie tępy, zupełnie jakby w jednej chwili stał się analfabetą, bo żadne słowo nie brzmiało w jego głowie, jak coś prawdziwego.
    Prawdziwego. No właśnie... Sam już nawet nie wiedział, czy aby na pewno chciał tą prawdę znać. Nie najrozsądniej byłoby tak od razu posądzać jej o najgorsze, ale... Ale był najlepszym słowem do określenia tej sytuacji. Co miał sobie pomyśleć, widząc ją w towarzystwie innego chłopaka, w tym samym czasie, w którym w pierwotnej wersji miała spotkać się z nim. Była jego dziewczyną, jego najlepszą przyjaciółką. Przecież jej ufał, do cholery.
    Sceptycznym spojrzeniem zmierzył kolegę Alice, który chyba również nie do końca zdawał sobie sprawę, o co właściwie chodziło. Z odrobinę zażenowaną miną wycofał się z pomiędzy tej dwójki, kiedy dziewczyna podjęła próbę tłumaczenia. Nieufnie wyminął Daniela, który odprowadził go jeszcze kawałek wzrokiem, zanim z powrotem popatrzył na dziewczynę. Nie był pewien, które emocje dominują w tej chwili na jego twarzy. Czuł zbyt wiele, żeby ograniczać się do jednej, ale zdecydowanie górowało rozczarowanie. Miał głupią nadzieję, że może jednak miała mu coś więcej do powiedzenia.
    – Wiesz, napisz, jak już wymyślisz coś dobrego – rzucił tylko, mijając ją z sarkastycznym, nieszczerym uśmiechem, bo naprawdę nie był teraz w nastroju na żarty.
    Zanim zdążył odejść zbyt daleko, poczuł, jak Foxy łapie go za rękę. Zrezygnowany odwrócił się w jej stronę, wzdychając przy tym ciężko. Z pustką w oczach spojrzał na nią z góry, zagryzając wargę, ponieważ naprawdę nie miał pojęcia, co należało powiedzieć w takim momencie. Miał nadzieję, że nigdy więcej nie będzie mu dane się znaleźć w sytuacji jak tak.
    – Tu już nawet nie chodzi o... kimkolwiek do cholery on jest! – Odparł w końcu, wskazując ręką kierunek, w którym oddalił się chłopak. – Ile razy ostatnio wymigiwałaś się tuż przed spotkaniem? – Już nie oczekiwał na to pytanie odpowiedzi. Wiedział, że było ich tak wiele, że nowa świadomość tego, iż okłamywała go za każdym razem, przyprawiała go o zawrót głowy.

    Danny :c

    OdpowiedzUsuń
  40. W myślach zliczał te wszystkie razy, kiedy mówiła mu, że nie może się z nim spotkać. Czy to pisała zwięzłą wiadomość, czy to wymigiwała się w szkole. Teraz, gdy to wszystko połączył w jedną całość, czuł się przytłoczony tym, jak wiele tego było. Okłamała go za każdym razem i przerażało go, że był w nią zapatrzony tak bardzo, iż pozwalał sobą tak pogrywać. Chciał myśleć, że tak naprawdę w którymś momencie zorientował się, co się dzieje. Ale teraz sam już nie wiedział, czy aby na pewno była to prawda. Może naprawdę był aż tak naiwny i głupio zauroczony, że nie miał pojęcia o tym, że Alice go okłamuje.
    Patrzył teraz na nią z góry i zastanawiał się, czy to aby na pewno ta sama Alice, w której tak bardzo się zakochał. Prawdopodobnie pierwsza dziewczyna w jego życiu, którą obdarzył takim uczuciem. To nie był błahy nastoletni związek polegający na dobrej zabawie i przyjemnym towarzystwie. On nie czuł się z nią po prostu dobrze, on naprawdę wierzył, że ona może być jego przyszłością. Teraz czuł, że wszelkie jego przekonania się walą. Ot tak, jakby były czymś zupełnie nieznaczącym.
    Zabrał rękę z jej dłoni, nie gwałtownie – z pełnym spokojem, bo choć czuł się okropnie przez nią potraktowany, to i tak miał problemy z kompletnym odrzuceniem zaufania. Nie chciał tego, naprawdę nie chciał, aby wszystko, co ostatnio mu powiedziała, było zwykłym kłamstwem. Nie wiedząc, co zrobić z dłońmi, schował je do kieszeni, patrząc z powrotem w oczy Alice. Może naprawdę żałowała, a może znowu grała. Nie wiedział, nie chciał wiedzieć.
    – Nie w tym? – zakwestionował, gdy ledwo skończyła mówić. – Nie w tym, Alice? Wiesz, jeśli chcesz znać moje zdanie, to on wcale nie wyglądał mi na studenta matematyki. – W jego głosie było słychać zarówno sarkazm, jak i pretensję.
    Nie przekonywały go jej zapewnienia na temat tego chłopaka, ale nie zrobiłaby mu tego, prawda? I to, że ledwo go znała... Nie przeszkadzało jej to, kiedy to z nim wychodziła na balkon.
    – Okłamałaś mnie, mówiąc, że nie możesz się ze mną spotkać, bo musisz się uczyć do egzaminu? Przynajmniej tym razem powiedz mi to prosto w oczy. Tak lub nie.

    czym jest tlen

    OdpowiedzUsuń
  41. Znał Alice na wylot. A przynajmniej tak do tej pory myślał. Ale nadal potrafił odczytać ją lepiej niż jakiekolwiek napisane słowo. Dlatego też i w tej chwili widział, jak bardzo rozbita była. Drżenie ciała, zaszklone oczy, nawet ciężki, urywany oddech. Już widział ją w takim stanie, a mimo to prawdopodobnie nigdy nie byłby w stanie przywyknąć do tego widoku. Za każdym razem bolał tak samo. Jeśli nie bardziej. Jej ból sprawiał mu ból. Jego ból sprawiał jej ból. Mieli tak silną więź, że jakiekolwiek próby jej nadszarpnięcia odczuwali podwójnie mocno. Chciał po prostu, żeby było jak wcześniej. Chciał znowu czuć, jak Alice przytula go na powitanie, słyszeć jej śmiech, całować ją w czoło, patrzeć, jak czyta w skupieniu, śmiać się z niej, będąc pewnym, że zawsze otrzyma równie dobrą ripostę i wiedzieć, że jest dla niej najważniejszy, bo ona była najważniejsza dla niego. O ile łatwiej byłoby obudzić się z tego złego snu, odetchnąć z ulgą, popatrzeć jak Alice śpi spokojnie, słodko nieświadoma i tak samo szczęśliwa.
    Pokiwał ze spokojem głową, wysłuchując jej przeprosin. Nie mógł powiedzieć, że go nie dotknęły. Dotknęły tak jak wszystko, co mówiła, ale w tej chwili w jego głowie panował kompletny zamęt, nie wiedział już, co jest prawdą, co kłamstwem. Czuł się bardziej zagubiony niż kiedykolwiek. Odwrócił się nieznacznie, pocierając dłonią czoło, ze spojrzeniem wbitym w chodnik.
    – Alice, mam gdzieś two... – zaczął podniesionym głosem. Nie widział już więcej sensu w trzymaniu emocji na wodzy. Dziewczyna, która miała w zwyczaju być kotwicą dla jego umysłu, nie miała już dłużej na niego wpływu. Fakt, iż była mu bliższa nikt ktokolwiek inny, tylko wszystko pogarszał.
    Miał dość wysłuchiwania przeprosin. Miał dość przepraszania. Był chory od brzmienia tego słowa. W ostatnim czasie padło z jej ust tak często, w czasie odwoływania każdego spotkania powtarzała je co najmniej kilka razy, kończyło każdą wiadomość, było już nie do zniesienia.
    – Zrobiłaś ze mnie kompletnego idiotę – dodał, robiąc krok w jej stronę. Nie dziwiło go to, że nie mogła patrzeć mu w oczy. – Ty, jedyna osoba, dla której chciałem być kimś lepszym.
    Gdyby ktoś powiedział mu to wczoraj, nie uwierzyłby, że byłaby do czegoś takiego zdolna. Chociaż to mogło mieć nawet sens. Ona – osoba, która sprawiała, że po raz pierwszy czuł, że można być naprawdę szczęśliwym i wcale nie potrzeba do tego wiele, wystarczyła jedna, ta właściwa osoba. Tylko ona mogła sprawić, że wszystkie pozytywne emocje w jednym momencie zastępowane były najgorszym uczuciem, jakie człowiek był w stanie znieść. To wydawało się całkiem sprawiedliwe. Nikt inny nie byłby w stanie zranić go tak bardzo.

    idę się rzucić z parapetu

    OdpowiedzUsuń
  42. Nie chciał przecież na nią krzyczeć. To była naprawdę ostatnia rzecz, na jaką kiedykolwiek miał ochotę. Myślała, że sprawiało mu to przyjemność? Nie znosił podnosić głosu, nie będąc na scenie, w roli, z której mógł po prostu wyjść, kiedy tylko chciał. Kłótnie z bliskimi osobami były najbardziej niebezpieczne. To było jak wyrzucenie wszystkich brudów, wszystkich wzajemnych żalów i pretensji w jednym krótkim momencie. Pojedynek na to, kto kogo zrani bardziej w najkrótszym czasie oraz najgłośniejszym tonem. A nie ulegało wątpliwości, że Alice była jedną z najbliższych mu osób w jego życiu. Była niemalże w jednej linii z rodziną... Właściwie Alice była rodziną.
    Daniel aż za dokładnie pamiętał ich ostatnią poważną kłótnię. Dlaczego miał dziwne wrażenie, że tym razem nie zakończy się ona tak dobrze jak tamta? Albo jak ich błahe kłótnie, które zdarzało im się przeprowadzić? Tak jak ta ostatnia...
    Oboje uczyli się wtedy wspólnie do jednego z testów. Alice leżała na łóżku Daniela, a on siedział na krześle z wygodnie opartymi na biurku nogami, jak miał w zwyczaju robić. Akurat odpytywali się na zmianę z dat historycznych, których musieli wkuć całe mnóstwo, gdy Danny zapytał ją o którąś z nich – nawet już nie pamiętał, czego dotyczyła – a Foxy odpowiedział niepoprawnie. Jakby tylko czekając na jej pomyłkę, z satysfakcją oznajmił głośno jej porażkę. Tak rozpętała się mała burza. Dziewczyna oczywiście twardo obstawała przy swojej odpowiedzi, kiedy on trzymał się zdania, że data, którą podała, nie pasowała do wydarzenia, o które zapytał. Minął dobry kwadrans. Albo nawet dwa. W tym czasie padło wiele argumentów z obu stron, sprzeczki o to, że różne źródła podają różne informacje, ale żadne z nich nie wpadło na najprostszy pomysł rozwiązania konfliktu – mianowicie zajrzenie do podręcznika, z którego się uczyli i sprawdzenia odpowiedzi. Pan Blackbourne w końcu zdecydował się zaryzykować i sprawdzić, czy dwójka ta jeszcze się nie pożarła. Oczywiście i on został zaatakowany w chwili, kiedy tylko otworzył drzwi, zarzucony pytaniami i obarczony obowiązkiem zakończenia tej wojny. Ten po prostu rzucił w syna książką – co wcale nie było przejawem przemocy domowej, a już na pewno nie większym niż rękoczyny, do których mogłoby zaraz dojść, gdyby nie jego interwencja – po czym wyszedł z pokoju. Jak się okazało, żadne z nich nie miało racji. Z początku oboje byli zbyt dumni i uparci, aby przyznać się do błędu i przeprosić, ale ostatecznie wyciągnęli do siebie rękę na zgodę... I tym razem ręka nie była tylko ręką, a kolejne pół godziny czymś zdecydowanie odbiegającym od nauki historii... Gdy teraz Daniel o tym myślał, to kochał te ich małe kłótnie.
    Nie spuszczał z niej wzroku. To było jak zadawanie sobie samemu ciosu. Wyglądała na tak roztrzęsioną i przestraszoną, że sam powinien dać sobie w twarz, jakby jej widok nie bolał wystarczająco. Powinien do niej teraz podejść i objąć ją ramionami najczulej, jak tylko potrafił. To on powinien być tym, który jej broni. Tymczasem wyglądało na to, że był tym, którego bała się najbardziej.
    – Tak myślałem... – powiedział cicho, kiedy przez dłuższy czas nie otrzymał żadnej odpowiedzi.
    Nie chciał znać prawdy, tak bardzo się jej obawiał. Ale miał głupią nadzieję, że jednak Alice będzie próbowała się tłumaczyć, że wyjaśni mu wszystko, chociaż mówił, że tego nie chciał. Łudził się, że będzie walczyć do końca, o ich związek, o nich... Chyba że...
    – Tylko tyle? Tylko tego ode mnie oczekujesz? – zapytał niedowierzającym tonem głosu. To nie mogło być wszystko. – A jak je już przyjmę? Tak, przyjmuję twoje przeprosiny, Alice – dodał po chwili, pragnąc wiedzieć, co teraz. – I? Co dalej? To jest twój sposób na skończenie tego?
    Chyba że... chciała, aby to tak się skończyło. Niedopowiedziane i zupełnie niesprawiedliwe, bo przecież było jeszcze tyle do powiedzenia... Po tym wszystkim zasługiwali na coś lepszego.

    he he umieram

    OdpowiedzUsuń
  43. Tak. Daniel słyszał to słowo, ale nie do końca do niego docierało. Czy ona właśnie...? Do tej pory nie wierzył, że byłaby w stanie to zrobić. A on głupi naprawdę myślał, że to co ich łączyło, było czymś znacznie ważniejszym dla nich obojga. Wciąż łudził się, że może Alice jeszcze to wszystko odwoła, powie, że to nie jest to, czego tak naprawdę chce, że żałuje, wyjaśni mu wszystko. Cokolwiek, byleby tylko nie to nie musiał być koniec. To był pierwszy związek, w który tak się zaangażował. Prawdopodobnie dlatego, że Alice była pierwszą dziewczyną, która była zdolna obudzić w nim głębsze uczucia.
    – Alice... – odparł cicho, nie mogąc wydusić z siebie żadnego innego słowa, które w tej chwili miałoby sens. Odruchowo wyciągnął rękę w jej stronę, ale natychmiast ją cofnął.
    Czy czuła się tak samo, kiedy to on tamtym razem mówił jej, że może nigdy nie powinni być razem, bo to nie miało prawa wyjść. Jeśli tak, to już teraz wiedział, jakim wielkim dupkiem wtedy, bo czuł się teraz okropnie. Cóż, jak widać natura wciąż dąży do równowagi. Ale ona... ona była Alice. Nie spodziewał się po niej, że mogłaby go tak potraktować. Naprawdę czuł się wykorzystany, zupełnie jakby nie liczyła się z jego zdaniem. Pozostawała mu tylko nadzieja, że kiedykolwiek jej na nim zależało. Wyglądała, jakby tak było. Nie tylko wtedy, ale również w tej chwili. Chyba nie byłaby taka rozbita tym, gdyby sama nigdy nie uważała, że to, co mieli, było czymś poważnym, znaczącym i czymś, czego oboje chcieli. Już nie najwyraźniej.
    – W porządku – odpowiedział w końcu, po czym przełknął ślinę. Żadne słowa nie chciały mu przejść przez gardło. Tym bardziej te, które miały to skończyć. – Jeśli tego właśnie chcesz.
    Zrobił krok do tyłu, spuszczając wzrok pod nogi. Czuł, że powinien teraz odejść, ale tak bardzo nie chciał jej zostawiać samej. To niedorzeczne, przecież był na nią wściekły za to, co mu zrobiła, a mimo to wciąż czuł do niej więcej niż do kogokolwiek. Takie coś nie odchodziło w minutę. A o ile łatwiej by wtedy było, prawda? Odwrócił głowę w bok, zagryzając wargę, ale zanim odszedł, spojrzał jeszcze raz na dziewczynę.
    – Mam tylko nadzieję, że naprawdę tego chcesz.

    ewentualnie utopić się w basenie

    OdpowiedzUsuń
  44. [Oj, z pewnością się nie polubią. Bianca ma dość silny i ciężki charakter a Alice wygląda na słodką, roztrzepana marzycielkę bujającą gdzieś w obłokach. No i dochodzi Daniel xD Będzie wesoło, coś tak już czuję. Przepiękny wizerunek ≤3]

    Bianca

    OdpowiedzUsuń
  45. Był na nią tak cholernie zły. A jednocześnie tak cholernie się o nią bał. Nie miał z nią już bezpośredniego kontaktu już dwa tygodnie, a mimo to wciąż czuł, jak na niego wpływa, jak miesza mu w głowie. Był w niej tak beznadziejnie zakochany, że nie potrafił rozróżnić emocji, które nad nim panowały. Jak mogła być na tyle głupia, aby wplątać się w coś takiego? W głowie bez przerwy odtwarzał tamten dzień, analizował każde słowo na nowo, beznadziejnie zastanawiając się, jak inaczej mógłby się potoczyć. Widział wersję, w której koniec był zupełnie inny. Tę wersję, w której wciąż byli razem. Wystarczyło, żeby powiedziała mu... po prostu prawdę. To ona mogła mu to powiedzieć. To ona powinna mu to powiedzieć. Nie powinien był dowiedzieć się w taki sposób. Odruchowo uniósł dłoń, dotykając niegroźnego obtarcia na lewej kości policzkowej.
    Wieczorem w przeddzień wyjazdu, mogło być już nawet po dziesiątej, wychodził właśnie ze sklepu całodobowego. Do kieszeni schował zakupioną paczkę miętowej gumy do żucia. Nie pofatygował się nawet, żeby ją otworzyć. Chciał po prostu, aby ten jego późny spacer miał jakiś cel poza żałosnym przewietrzeniem się. Jak się okazało miał on również cel nie tylko dla niego. Zanim zdążył się zorientować, że chłopak oparty o ścianę budynku, którego minął na rogu, podąża kawałek jego krokami, już leżał na ziemi. Głowa przyciśnięta do chłodnej i chropowatej płyty chodnikowej, ręce skrępowane z tyłu, kolano napastnika napierające na jego plecy. Próbował się wyrwać, ale im bardziej walczył, tym bardziej ucisk na jego żebra narastał. Usłyszał tylko, że ma się zamknąć, a wtedy tuż przy jego głowie ukucnęła druga osoba. Był w takiej odległości, że pomimo słabego światła ulicznej latarni mógł rozpoznać w posiadaczu znudzonej miny chłopaka, którego spotkał wtedy z Alice. Dziwnym sposobem Daniel w tej chwili już wiedział, że nie chodzi w tym o jego pieniądze czy telefon, a właśnie o nią.
    Wciąż całkiem świeża rana lekko piekła, ale goiła się. Czemu miał takie dziwne wrażenie, że jemu będzie potrzebne jeszcze dużo czasu, zanim całkowicie pozbiera się po tym, co się między nimi wydarzyło. Po tym obtarciu nie będzie już nawet śladu, a on wciąż będzie pamiętał i będzie myślał, co mógł zrobić, żeby było inaczej. Teraz, kiedy wiedział już, dlaczego go okłamywała, nadal nie był w stanie zebrać się w sobie i powiedzieć o tym Alice. Powiedzieć jej o tym, że już wszystko rozumie, że naprawdę miał to na myśli, kiedy mówił, że przyjmuje jej przeprosiny, że wybaczy jej dosłownie wszystko, byleby tylko i ona wybaczyła sobie oraz na zawsze była już z nim szczera.
    O tym właśnie myślał, gdy zabierał dłoń ze swojego policzka, po czym nacisnął nią klamkę, wchodząc do jednego z pokoi, w którym przebywało w tej chwili znacznie więcej osób, niż opiekunowie wyobrażali sobie, mówiąc im, że do ciszy nocnej mogą odwiedzać się w pokojach. Trzeba było przyznać, że wszyscy zachowywali podwójną ostrożność, bo nawet na pierwszy rzut oka nie było nigdzie widać butelek z zawartością różniącą się od tego, co sugerowały etykietki. Tak, jak innym razem nie wahałby się tak długo, tak w tym momencie naprawdę wolałby zrobić w tył zwrot i wrócić do swojego pokoju, zarzucając poduszkę na głowę, żeby nie słyszeć wesołych śmiechów innych. Tym bardziej, że między kolegami i koleżankami widział ją. Wciąż była tą, którą odnajdywał wzrokiem pierwszą, nawet jeśli wcale się nie starał.
    Zanim jednak zdążył się rozmyślić, kolega wyręczył go w zamykaniu drzwi, a następnie trzymając za oba ramiona, wprowadził w głąb pokoju.

    katorgę... ee, znaczy się zabawę czas zacząć

    OdpowiedzUsuń
  46. Tak trudno było mu skupić swoją uwagę na czymś innym niż ona. Gdziekolwiek nie spojrzał, na cokolwiek nie spojrzał, jego wzrok i tak zdawał się sam znajdować swoją drogę powrotną tylko do niej. Kiedy stanął w progu, ich spojrzenia prawdopodobnie spotkały się na ułamek sekundy, który w tych okolicznościach i tak wydawał się trwać o ten cały ułamek sekundy za długo. Nie był aż tak głupi, aby nie zauważyć, że w szkole kompletnie go unikała. Może i nawet było mu to trochę na rękę, gdyż sam nie musiał się aż tak starać. Od tamtej kłótni nie zamienili ze sobą chociażby słowa, a wyglądało na to, że nawet do kogoś innego próbowali odzywać się jak najmniej, będąc w pobliżu siebie. Gdyby nie fakt, iż po prostu nie był w stanie tego zrobić, możliwe byłoby, że zapomniałby brzmienia jej głosu. Ale prawda była taka, że nigdy nie mógłby tego zapomnieć, choćby nawet nie słyszał jej przez lata. Jej głosu, jej zapachu, dotyku jej ust, tego, jak się uśmiechała, ani tego, jak wyglądała w jego koszulce, którą pożyczał jej do spania. Swoją drogą zastanawiało go, czy ją zatrzymała.
    – Nie mówiłeś, że Alice tu przyjdzie – odezwał się cicho do Joe z lekko wyczuwalną pretensją w głosie. W tym pokoju mieściła się najprawdopodobniej cała III E i jeszcze trochę. Naiwne było myślenie, że akurat jej miałoby zabraknąć. Ale Daniel w ostatnich tygodniach nabrał świadomości co do swojej naiwności i już nic go nie dziwiło.
    Kolega poklepał go raźnie po plecach, a on tylko uśmiechnął się niemrawo do kogoś, kto się z nim przywitał.
    – Och, wy dwoje zachowujecie się kompletnie jak dzieci – powiedział Joe, prowadząc go przez pokój i rzucając bardzo niedyskretne spojrzenie w stronę skulonej pod ścianą Alice.
    Daniel wywrócił tylko oczami i sam zabrał sobie z rąk przyjaciela butelkę, a następnie wskoczył na parapet, siadając przy uchylonym oknie, które dzięki Bogu, było jakimś źródłem świeżego powietrza w tym zatłoczonym, dusznym pokoju. Nawet nie spojrzał na butelkę, w której spodziewał się zastać piwo. Biorąc duży łyk, szybko zorientował się, że jej zawartość była czymś sporo mocniejszym.
    – Mogłeś ostrzec – wydusił z siebie, krzywiąc się, po tym jak zmusił się do przełknięcia wszystkiego na raz.
    Na twarzy drugiego chłopaka pojawił się sarkastyczny uśmiech.
    – Masz teraz na myśli wódkę czy... – Daniel naprawdę bardzo się starał, ale i tak odruchowo zerknął w kierunku, który jego kolega wskazał kciukiem przez ramię.
    Ktoś kiedyś powiedział, że jest to ciężkie do zaakceptowania, ale zakochujesz się więcej niż raz. I że za drugim razem będzie tak samo wspaniale i niezwykle jak w pierwszym przypadku. Tyle, że on nie chciał zakochiwać się w nikim innym, nieważne jak wspaniałe uczucie by to było.
    – Nie wspominałem też, że będziemy grali w butelkę. – Joe uśmiechnął się cwanie. – A będziemy – dodał, biorąc z parapetu zostawioną przez kogoś pustą już butelkę, którą potem bez względu na Daniela, który podjął próbę odwiedzenia kumpla od tego pomysłu, położył ją na środku pokoju, zwracając na siebie uwagę innych.

    ;;;;;;

    OdpowiedzUsuń
  47. – Nie gram w to, Joe – rzucił natychmiast Daniel, gdy tamten ściągnął go siłą z parapetu.
    – Nie bądź dzieckiem, Danny! Obiecuję, że nie będziesz musiał całować się ze mną – zaśmiał się kolega, ciągnąc go w dół za ramię, aby chłopak usiadł w tym miejscu.
    Tyle że chodziło właśnie o to, że on nie był już dzieckiem, chociaż czasami wydawało się, że tak się zachowuje. Nie zmieniało to faktu, że wcale nie cieszyła go myśl na sentymentalną podróż w czasie. Butelka należała raczej do gier, która fajna była może dla gimnazjalistów. Większość z nich pewnie podczas niej w ogóle całowała się po raz pierwszy, co było z lekka żałosne. Bo o to właśnie zazwyczaj chodziło w tej zabawie. Jasne, zdarzały się inne dość oryginalne wyzwania albo pytania, na które aż wstyd było odpowiadać – bo przecież właśnie taki był tego cel. Teraz jednak, mając już dziewiętnaście lat, będąc tuż po zbyt bolesnym rozstaniu i w dodatku tylko po jednym łyku wódki, nie uśmiechało mu się całować z nikim innym. Właściwie to z nikim nie uśmiechało mu się całować. Przecież nie powinien już myśleć, że jeszcze kiedykolwiek będzie mógł pocałować Alice. To było trochę dziwne, że kiedy robił to ostatni raz, nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, że to był faktycznie ten ostatni raz.
    Sam Joe z podekscytowaniem skoczył na drugą stronę i usiadł na przeciwko niego, zacierając niecierpliwie dłonie, kiedy reszta usadawiała się w kole. Daniel wciąż trzymał butelką zabraną przyjacielowi, aby mieć co zrobić ze swoimi dłońmi, bo one zwykle najbardziej ujawniały jego stres. Na krótko podniósł wzrok, gdy Alice dosiadała się do koła, po czym z powrotem wbił spojrzenie w brzydką wykładzinę, desperacko próbując uniknąć jakiegokolwiek kontaktu z nią.
    W czasie, kiedy Joe wszystkim zarządzał – należy dodać, że był bardzo podekscytowany, jak na zwykłą grę w butelkę, a to w sumie nie mogło wróżyć nic dobrego – Danny wodził wzrokiem dookoła, wcześniej upewniając się, że dokładnie zapamiętał miejsce Alice, aby przypadkiem znowu nie zawiesić na niej na dłużej oka. To całe ignorowanie jej obecności naprawdę było trudne! Powoli już nawet zaczynał czuć się tym zmęczony, zupełnie jakby kosztowało go to sporo wysiłku.
    – Dobra, kto zaczyna? Wiecie nie miałbym nic przeciwko, gdybym to ja zakręcił pierwszy... Chyba że to nasz pan przewodniczący wolałby czynić honory gospodarza?
    Chłopak wyrwany z zamyślenia przez entuzjastyczne wiwaty, spojrzał spod przymrużonych powiek na kolegę, analizując co właśnie powiedział.
    – Spasuję – odpowiedział i wyciągnął przed siebie ręce w przyzwalającym geście, widząc, jak tamten wskazuje na niego dnem butelki.
    Zaraz po tym odkręcił z powrotem swoją butelkę i napił się jeszcze trochę, bo miał wrażenie, że ta noc bez tego się nie obejdzie. Pokręcił głową z niedowierzającym uśmiechem, kiedy obserwował, jak Joe zaklina pustą butelkę, jakby miało mu to pomóc w wytypowaniu odpowiedniej osoby. Podczas gdy owa magiczna butelka szybko się przed nim obracała, on wodził znudzonym wzrokiem po twarzach innych. Oczywiście poza jednym wyjątkiem. Nie zwrócił nawet uwagi, gdy pierwsza osoba została wylosowana. Dopiero podejrzana cisza skłoniła go do tego, aby zerknął na korek butelki, ostatecznie wędrując wzrokiem we wskazanym kierunku.
    Znowu spojrzał prosto w jej oczy, a ona nie przerwała tego przez jeszcze dobre trzy sekundy, co mocno go zdezorientowało.
    – Co powiesz na... – Joe powiódł wzrokiem po całym kole, a Daniel miał dziwne wrażenie, że na nim zatrzymał się dłużej niż na innych. – Pocałunek z kolegą Harperem? Tym razem. – Ostatnie słowa dodał bardzo cicho, można je było jedynie wyczytać z ruchu warg.
    Owy kolega Harper uśmiechnął się lekko, jednak w między czasie zerknął niepewnie na Daniela, który miał natomiast nadzieję, że nie było po nim widać tego, co teraz czuł. Bo coś zdecydowanie go ukuło i nie było to przyjemne. Pociągnął kolejny łyk z butelki, czując na sobie zbyt wiele spojrzeń i spuścił z Alice zażenowane spojrzenie.

    okrutne.

    OdpowiedzUsuń
  48. Daniel przez moment obserwował reakcję Alice na wyzwanie rzucone jej przez Joe. Rzecz jasna nie spodziewał się, że dziewczyna w podskokach przybiegnie włożyć Harperowi język do gardła tuż przed jego nosem. Swoją drogą chyba ten palant Joe już nigdy nie będzie miał w sobie za grosz wyczucia. Dan spojrzał na niego dyskretnie w taki sposób, że chyba każdy zrozumiałby, o co mu chodzi. Ten natomiast nie mógł się pozbyć z twarzy tego rozradowanego uśmiechu i widać było po nim, że czerpał z tej sytuacji ogromną frajdę. W kompletnym przeciwieństwie do Daniela, któremu serce zaczynało bić z każdą sekundą mocniej, a on nie wiedział, co ze sobą zrobić. Czego ludzie od niego właściwie oczekiwali? Jakie było stosowne zachowanie w takiej chwili? A to ci niespodzianka – takowe nie istniało, ponieważ to nigdy nie powinno się wydarzyć, jednak jak widać, chyba źle dobierał sobie przyjaciół. Teraz w centrum uwagi był on oraz Foxy. Nawet jeśli to Harper powinien odgrywać w tym przedstawieniu większą rolę, to jakimś dziwnym sposobem został zepchnięty na drugi plan.
    Miał coraz mniej czasu i panicznie szukał w swojej głowie odpowiedzi na pytanie. Co powinien teraz zrobić? Niepozornie spuścić wzrok na podłogę, odwrócić go całkowicie w bok, wyjść, patrzeć, jak usta dziewczyny, którą kocha, dotykają ust innego? Wszystko wydawało mu się tak niedorzeczne, iż poczuł irracjonalną chęć zaśmiania się i podniesienia się z miejsca, aby móc się ukłonić, kończąc ten cyrk.
    Postawił jednak na zewnętrzne opanowanie, bo na wewnętrzne nawet nie było co liczyć. Poruszył się jedynie nerwowo, gdy Alice wstała, patrząc się prosto na niego – bo mimo to, że Harper siedział tuż obok niego, to łatwo było mu rozpoznać, na kim tak naprawdę skupiona była jej uwaga. Siedziała teraz w takiej odległości, że tak blisko niego nie była już od tygodni, a mimo to jej dłonie spoczywały teraz na policzkach innego chłopaka – nie jego, a jej dotykały warg również innego – nie jego.
    Wszystko trwało bardzo krótko, ale Daniel zdążył wyprostować się lekko, spuszczając jednak głowę. Zastukał palcami w butelkę, zagryzając wargę, gdy kątem oka widział, jak Alice się podnosi. Jedyne, co chodziło mu w tej chwili po głowie, to jak ona się czuła.
    Buczenie od razu skłoniło go do podniesienia wzroku i zmierzeniu się z tym całym zamieszaniem. Dziewczyna, która zarzuciła Alice niekompetencję, speszyła się trochę, gdy Danny spiorunował ją wzrokiem, chociaż nie miał w zamiarze przekazać niczego konkretnego.
    Alice jak zwykle znalazła jakąś błyskotliwą odpowiedź i wyglądało na to, że chociaż publicznie zamierzał wyjść z twarzą w tej sytuacji...
    Zanim dała w twarz komuś innemu. Gdy Daniel usłyszał komentarz chłopaka, natychmiast odwrócił się w jego kierunku, chyba jak wszyscy zresztą. Tyle że on uchylił lekko usta ze zdumienia i poczuł chyba coś, z czym tylko jedna osoba z tu zebranych mogła się identyfikować. W osłupieniu obserwował, jak Foxy uderza chłopaka z niewyparzonym językiem. Nawet nie pomyślał o tym, by zareagować, wszystko działo się zdecydowanie zbyt szybko, a on zaczynał czuć procenty, które wypił. Cisza w pokoju była niewyobrażalna jak na gromadę tych uczniów.
    – Wyzwanie chyba możemy uznać za wykonane. Kontyn...? – Joe przerwał swoją wymijającą wypowiedź, patrząc w szoku, jak Daniel podnosi się z miejsca, potrącając przy tym nogą butelkę, którą trzymał przez cały czas i omijając ludzi bez słowa opuszcza pokój, podobnie jak Alice trzaskając drzwiami.
    Reakcja dziewczyny dotknęła go tak mocno i niespodziewanie, że już nawet nie myślał, co robi. Wychodząc z pokoju rozejrzał się w obie strony korytarza, po czym wybrał tą, którą podsunęła mu intuicja i pobiegł, mając nadzieję znaleźć Alice tak szybko, jak to możliwe. Chciałby ją teraz przytulić, po prostu objąć ramionami, w ciszy pozwolić ich nerwom opaść wspólnie. Jednak gdy znalazł ją na tarasie, stanął tylko w drzwiach, nawet nie wiedząc, jakich słów użyć najpierw.

    ......

    OdpowiedzUsuń
  49. Nie mógł się zdecydować, czy był to bardziej niesamowite, czy niewiarygodne. Jak dziewczyna, która potrafiła obudzić w nim najgłębsze uczucia, do jakich nawet nie wiedział, że był zdolny, teraz wciąż je kontrolowała, chociaż tak bardzo je stłamsiła? Niemalże czuł, jak serce podskakuje mu do gardła, patrząc, jak Alice stoi odwrócona do niego tyłem, ręka drży jej, gdy odsuwa papierosa od ust, a wierchem dłoni ociera załzawione oczy.
    – Hej – odparł równie bezsensownie. On sam nie wiedział, co więcej powiedzieć, a głos i tak załamał mu się pod koniec tego krótkiego przywitania.
    Może faktycznie lepiej byłoby dla niego, gdyby sobie poszedł. Nie musiałby przynajmniej patrzeć na to, jak Alice wybucha płaczem, podczas gdy on nie był w stanie zrobić niczego, co mogłoby powstrzymać jej łzy. Tak byłoby lepiej dla niego, ale nie dla niej. A przecież to jej dobro było dla niego najważniejsze, zawsze stawiał je ponad własne, a fakt, że już dłużej nie byli razem, niczego pod tym względem nie zmienił. Chciał po prostu, żeby była szczęśliwa. Nieważne, czy z nim, czy bez niego. W tej chwili nie zanosiło się na to, że będzie choć trochę szczęśliwsza, kiedy sobie pójdzie. Nie zostawiłby jej tam samej, choćby wciąż zapierała się, że tego właśnie chce.
    Podszedł do niej, a im bliżej niej był, tym bardziej dręczyła go ta niedorzeczna potrzeba objęcia ramionami jej drżącego od płaczu ciała, potrzymania jej blisko siebie, zapewnienia, że wszystko jest dobrze, kiedy wcale nie było, a on czuł się jak sparaliżowany.
    – Nie, jest w porządku – powiedział, wzruszając jedynie ramionami. – Ja sobie poradzę...
    Pochylił się, opierając łokcie na barierce i wbił wzrok prosto przed siebie. Nie potrafił patrzeć na nią z tą bezradnością w oczach.
    – Wiesz, następnego wieczora też tak mocno się upiłem – zaczął, jak gdyby był to początek najbardziej zwyczajnej rozmowy, którą w życiu przeprowadził. Taka była żałosna prawda. Dzień po ich kłótni zamknął się w pokoju z wierną butelką i gdyby nie znalazł jej z rana na podłodze, pewnie nawet nie pamiętałby, co pił. Koniec? Pamiętał natomiast jedyne pytanie ojca, kiedy wszedł rano do kuchni, skacowany i niesamowicie zawstydzony samym sobą. Tak. – Nie pomogło ani trochę.
    Odwrócił głowę w bok, patrząc na dziewczynę. Posłał jej krótki uśmiech, który szybko zniknął z jego twarzy. Udawanie przed nią po prostu nie miało sensu. Nadal oparty o barierkę spuścił spojrzenie na swoje splecione dłonie.
    – Dlaczego mi nie powiedziałaś? – zapytał cicho.
    Chciał to w końcu usłyszeć od niej. Jeśli to naprawdę miał być ostateczny koniec, to chciał przynajmniej, żeby wszystko zostało powiedziane od początku do końca. Nie mógł żyć dalej z dręczącą świadomością, że coś jest niedopowiedziane, że może wciąż gdzieś tam jest coś, co mogłoby mieć dla nich ogromne znaczenie.

    cojarobięx2

    OdpowiedzUsuń
  50. – Tak, znam... – Uśmiechnął się lekko do siebie i nawet się za to sam nie skarcił. Znał ją i to jak dobrze. Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo potrafiła momentami postawić na swoje. W połączeniu z jego uporem czasami wywoływało to między nimi spięcia, ale one były niczym w porównaniu z tym, co działo się teraz. Chciałby po prostu znowu się z nią posprzeczać, tak po prostu, bez żadnego celu, a potem pomęczyć ją milionami małych pocałunków, póki nie przyznałaby, że nie jest już dłużej zła. – Chciałem po prostu, żebyś wiedziała.
    Nie było w tym żadnej aluzji do szczerości. A przynajmniej nie starał się, aby tak to zabrzmiało.
    Spojrzał na nią, słysząc pytanie, po czym z powrotem spuścił spojrzenie na swoje dłonie. Wcześniej nawet nie zauważył, kiedy zaczął nerwowo wyginać palce. Zacisnął je tylko mocniej, aby choć na chwilę się od tego powstrzymać.
    – O tym, dlaczego naprawdę nie chciałaś się ze mną spotykać – odpowiedział, odwracając się w jej stronę. – Wiem o Ianie, wiem o tym, co musiałaś robić. Alice, powinnaś komuś powiedzieć, chyba nie sądziłaś, że sama sobie z tym poradzisz?
    Martwił się o nią. Bał się, że mogła się sama skrzywdzić tą swoją potrzebą wzięcia odpowiedzialności za wszystkie swoje błędy. Przecież nie była sama, nie musiała sobie radzić ze wszystkim na własną rękę. Wiedziała, że zrobiłby wszystko, żeby tylko jej pomóc, żeby ulżyć jej trochę ciężaru. Chciał czuć się potrzebny, a jeszcze bardziej chciał czuć się potrzebny właśnie jej. Czuł wtedy, że ich związek był czymś głębszym, oboje mogli na siebie liczyć i byli dla siebie, kiedy tylko tego potrzebowali.
    Widział, jak usilnie próbowała unikać jego wzroku, a jeśli już na niego patrzyła to tylko na jego policzek. Miał wrażenie, że pod wpływem jej spojrzenia rana zaczynała go bardziej piec. Odruchowo uniósł dłoń, aby dotknąć obtarcia i lekko obrócił głowę, aby nie było tak na widoku. Chciał, żeby patrzyła na niego tak jak dawniej, żeby jej spojrzenie wywoływało w nim przyjemne ciepło. Pragnął z powrotem być w jej oczach najważniejszą osobą na świecie, nie tą, której serce zdeptała, a teraz na siłę musiała patrzeć na to, co zrobiła i tylko bardziej zadawać ból im obojgu.

    yay ;;

    OdpowiedzUsuń
  51. Cierpliwie czekał na jej odpowiedź. Chciał, żeby w końcu powiedziała mu, czym tak naprawdę kierowała się, bez przerwy kłamiąc i oszukując. Po tym, jak koledzy Iana go znaleźli, zdawał sobie sprawę, że chciała go bronić. Ale to wkurzało go jeszcze bardziej, przecież to nie ona powinna go bronić – to on powinien zrobić wszystko, żeby była bezpieczna. Nie potrafił być zły na nią, nie będąc przy tym wściekły na siebie.
    Kiedy widział, że Alice szykuje się do pierwszych słów, nie wiedział jeszcze, jak bardzo go one dotkną.
    To nie było jak zwykłe kocham cię powiedziane mamie, kiedy w końcu zgodziła się na twój pierwszy samodzielny weekendowy wyjazd pod namioty z przyjaciółmi, chociaż miałeś wtedy zaledwie szesnaście lat. To nie był również ten rodzaj kocham cię, który rzucałeś kumplowi, kiedy oddał ci wielką przysługę. To nie to sarkastyczne kocham cię. To nie nic nieznaczące kocham cię mówione z przyzwyczajenia. To było to kocham cię, które w życiu słyszało się tylko raz. To było pierwsze kocham cię będące wyznaniem prawdziwej miłości. To było kocham cię usłyszane od dziewczyny, którą sam kochał nie dla żartów, a ona właśnie potwierdziła, że to uczucie nie było jednostronne. Wiedział to wcześniej, ale gdy myślał wtedy o znaczeniu tych słów, wydawały mu się niezwykle ważne, ale nie spodziewał się, że wypowiedziane na głos miały taką moc. Teraz, gdy już je usłyszał, kompletnie odebrały mu nad sobą kontrolę. Czuł się sparaliżowany nie tylko na zewnątrz, ale i w środku. Jego myśli, które dotychczas tak bardzo kotłowały się w jego głowie, teraz były całkowicie unieruchomione, coby nie powiedzieć martwe. Całkowicie się zresetowały, wszystko, co mógłby jej jeszcze w tej chwili powiedzieć, wszystko, o co chciałby ją zapytać, po prostu w jednej chwili i dwóch słowach straciło jakikolwiek sens. Było tyle okazji, aby to sobie wyznać, miał w pamięci tyle wspaniałych momentów, gdzie te słowa pasowałyby o wiele lepiej, ale nigdy, przenigdy nie spodziewałby się, że usłyszy je od niej w takiej sytuacji.
    – Ty... – wydusił z siebie chwiejnie
    Nawet na moment nie spuszczał z niej wzroku. Bał się choćby mrugnąć, to wszystko wydawało się takie nierealne.
    – Ali, ja...
    ... nie wiem, co powiedzieć? Nie spodziewałem się tego? Też cię kocham?
    To właśnie była prawda. On też ją kochał i w słowach ciężko było mu wyrazić jak bardzo. Nieważne, dlaczego go raniła, czym go raniła, i jak mocno go raniła. Kochał ja pod każdym warunkiem, sam nie zdawał sobie z tego sprawy, że był w stanie. On – zwykły dzięwiętnastoletni chłopak, momentami zbyt narwany, zdecydowanie zbyt lekkomyślny, a już w szczególności zbyt pogmatwany, aby nawet sam siebie w pełni zrozumiał. On był w stanie kochać dziewczynę, z którą pierwszy raz całował się po pijaku, tak bardzo, że sam był tym przerażony. Czy jednak te trzy proste słowa zmieniłyby coś w tej sytuacji? Czy to znaczyłoby, że już wszystko między nimi dobrze, że znowu mogą cieszyć się swoją miłością, jakby była jedynym uczuciem, które byli znieść?
    Wyciągnął lekko rękę, ale natychmiast ją cofnął. Wciąż coś go blokowało. Coś niepokoiło go od środka.
    – Naprawdę? – odezwał się, w końcu składając choć jedno prawdziwe słowo.
    Bał się, że znowu się na niej zawiedzie. Jakaś część niego wciąż nie chciała jej ponownie zaufać. Walczył z tą głupią częścią, chciał się pozbyć wszystkich obaw, bo tak bardzo chciał być z powrotem z nią, ale nie potrafił.

    wth

    OdpowiedzUsuń
  52. Czekał na to tak długo. Na ten konkretny moment. Tyle że w jego oczekiwaniach był on o wiele bardziej... optymistyczny, najprościej rzecz ujmując. Zawsze chciał być pierwszym, który to powie. Nie wyobrażał sobie, aby był to jakiś specjalnie uroczysty moment; żadnych kolacji przy świecach, ani spacerów w świetle księżyca. To miał być najzwyklejszy w świecie, codzienny moment. Miało być naturalnie i bezboleśnie, bez wcześniejszego zadręczania się okolicznościami czy tym, aby przypadkiem się nie zająknąć. Mógłby powiedzieć to nawet w połowie nieświadomie, jakby to ta najprostsza rzecz, którą właśnie równie w połowie nieświadomie zrobiła, była powodem, dla którego kochał ją tak bardzo i zdecydował, że ona w końcu musi o tym wiedzieć. Wyobrażał sobie chwilę ciszy, która miała nastąpić po tym pierwszym razie, a następnie jej promienny uśmiech. Kiedyś chciał po prostu, aby to kocham cię było frazą ze słownika, którego używał na co dzień, żeby mógł mówić to codziennie bez zbędnego skrępowania, przypominając jej trwałość tego uczucia. Tymczasem to nie on to powiedział, nie usłyszał tego w okolicznościach, w których chciałby to usłyszeć, a ta chwila ciszy przedłużała się w nieskończoność. Tym bardziej, że słowa te nie przychodziły z lekkością, a sprawiały, że odbierało mu zmysły oraz zdolność racjonalnego myślenia.
    – Alice... – odezwał się, gdy ta odwróciła się od niego z wyraźnym zamiarem odejścia. – Nie możesz teraz tak po prostu wyjść. Nie teraz – westchnął zrezygnowany tonem, co nijak pomagało.
    Jego słowa wydawały się odbijać od jej pleców. Zdawała się ich nie słyszeć, wyglądało to tak, jakby zamknęła się już kompletnie przed wszystkimi, przed światem. Przed nim.
    – Alice. – Podjął jeszcze jedną próbę jej zatrzymania, tym razem używając donośniejszego głosu. Zdobył się na to, aby wyrwać się z odrętwienia, które kompletnie zawładnęło jego ciałem. W trzech dużych krokach dogonił dziewczynę, nie wahając się dłużej, aby sięgnąć po jej dłoń. Zmusił ją, aby stanęła i gwałtownie obrócił w swoją stronę. W chwili, gdy drugą ręką wyjmował z jej zaciśniętej dłoni butelkę, patrzył jej w oczy, a za łzami widział w nich emocje, których nigdy nie chciał od niej doświadczyć.
    Przecież nie chciał jej stracić. Nie w takim momencie. Nie mógł pozwolić na to, aby tak po prostu zostawiła go, zbywając zwykłym przepraszam i odeszła, jak gdyby to nigdy nie miało miejsca. Jak gdyby nigdy nie powiedziała mu, że go kocha. Tak, jakby te dwa słowa wcale nie wywrócił jego całym światem, potrząsając nim dogłębnie, by zdał sobie sprawę, że czuje dokładnie to samo.

    mop naszykowany

    OdpowiedzUsuń
  53. Sam nie wiedział, co chciał osiągnąć przez to, że zatrzyma ją tam chwilę dłużej. Nie wiedział również, co też takiego miałby powiedzieć? Naprawdę oczekiwała, że pobiegnie za nią, aby błagać ją o przebaczenie, że był takim dupkiem i wyznać jej miłość we wszystkich językach, które znał? Ja ciebie też po prostu nie mogło przejść mu przez gardło. Prawdziwe uczucia biły mu się z rozsądkiem nie pierwszy już raz w życiu. Nigdy nie było wiadomo, co tym razem wygra. Z jednej strony chciał jej powiedzieć, że on także ją kocha, że nie pragnie nikogo innego, że nic więcej nie jest mu do szczęścia potrzebne, że to ona jest jest tym jego szczęściem. Jednak z drugiej strony jakaś jego część wciąż nie chciała jej przebaczyć. Wciąż miał w głowie niezliczoną liczbę kłamstw, które mu wcisnęła, nie mógł się pogodzić ze samym sobą, iż przez tyle czasu dawał sobą pogrywać. Naiwnie czekał, nie zadawał pytań, zaślepiony fascynacją – a jak się okazało nawet miłością – pozwolił jej owinąć się wokół palca.
    Odrzucił butelkę na stojącą obok ławkę, po tym, jak zabrał ją z jej dłoni, a jego jego palce wolno przejechały po jej, a uczucie to budziło w nim zbyt wiele wspomnień, których za nic nie chciał wypuszczać. Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo, póki dziewczyna nie wyrwała drugiej dłoni z jego uścisku, który okazał się być mocniejszy, niż mu się wydawało. Nie chciał wypuszczać ani wspomnień, ani samej Alice.
    – Twoim zdaniem nie jestem wart nawet głupiej próby wyjaśnienia?
    Nienawidził robić z siebie ofiary, ale co mógł poradzić, skoro przez cały ten czas, od początku jej kłamstw, aż do teraz, czuł się jakby był obrzucany najgorszymi obelgami i kopany na dodatek. Po tym wszystkim, przez co razem przeszli, należało mu się coś więcej. Po tych wszystkich dniach i nocach, pocałunkach, najbezsensowniejszych rozmowach telefonicznych, sarkastycznych zniewagach, drobnych gestach i przede wszystkim po tych wszystkich słowach. Po prostu powinna mu coś powiedzieć.
    – Alice, czym to dla ciebie jest? Jakąś głupią grą? – krzyknął, robiąc odruchowy krok w jej stronę. – Najpierw okłamujesz mnie przez tygodnie. Potem, gdy to ja przyłapuję cię na jednym kłamstwie, uciekasz bez jakiegokolwiek słowa wyjaśnienia. Dostaję w twarz od jakichś cholernych kryminalistów, choć najwyraźniej wolałaś pozbyć się mnie, zamiast ich wydać... – Gestykulując, wskazał na swój obtarty policzek, jakby do tej pory rana nie była wystarczająco wyraźna, aby ją dostrzegła. – Ty za to całujesz się z innym na moich oczach i robisz sceny. A teraz mówisz mi, że wszystko dlatego, że mnie kochasz, przepraszasz i odchodzisz? – kontynuował podniesionym tonem, nie zwracając uwagi na to, że Alice była na tyle blisko, iż usłyszałaby go wyraźnie, nawet jeżeli mówiłby szeptem. – Nie możesz się ze mną pieprzyć w taki sposób!

    nanananananananaonie

    OdpowiedzUsuń
  54. Już dawno nie czuł się tak wytrącony z równowagi jak w tej chwili. Jeśli kiedykolwiek w życiu w ogóle było mu dane doświadczyć takiej frustracji. Czuł, że wszystkie skrywane w nim emocje, tłamszone, najnegatywniejsze uczucia i wszystkie słowa, których nigdy by nie wypowiedział, po prostu napierały na niego od środka, chcąc w końcu się uwolnić. I Daniel poddał się temu uczuciu, bo już za moment wiedział, że nie będzie w stanie się zatrzymać. Chciał, aby wiedziała wszystko, co przez nią czuł.
    – No właśnie! Grozili ci! – krzyknął, podkreślając wagę tego słowa. – A gdyby tak to tobie coś się stało?! Myślisz, że co zrobiłby twój brat?! Myślisz, że co ja bym zrobił?! Nie ochroniłabyś nas przed niczym, Alice! Czasami trzeba postawić siebie w pierwszej kolejności! Zwłaszcza wtedy, kiedy ma się osoby, które o ciebie dbają i zależy im na tobie bardziej niż tobie samej!
    W życiu nie darowałby sobie, gdyby naprawdę coś się jej stało. Przecież to on miał być tym, w którego ramionach miała nie tylko czuć się bezpiecznie. Z nim miała być bezpieczna. Jedyne, czego chciał, to właśnie jej bezpieczeństwo oraz szczęście. Czuł się za nią odpowiedzialny nie od dziś, chociaż wiedział, że to nie jego rola, ale podświadoma potrzeba bycia najważniejszą osobą w jej życiu była niezwykle silna.
    Nie! Nie to jest to słowo, którego potrzebowałaś w tamtym momencie!
    Wcale nie musiała się całować z tym chłopakiem w ramach jakiegoś durnego wyzwania. Alice była wystarczająco silna, aby wykazać się w tamtym momencie asertywnością, zamiast głupią uległością wobec presji otoczenia. Daniel wierzył w to, że gdyby się postarała, po prostu mogliby tego uniknąć. Ale to nie była jedyna rzecz, o którą Alice się nie starała.
    Nie starała się o to, co ich łączyło. Właśnie przyznała się do tego, że usilnie chciała zapomnieć. To wskazywałoby na szczerość jej decyzji, którą podjęła dwa tygodnie temu. To koniec. Tamtego dnia jedno z nich się poddało, podczas gdy drugie udawało, że również tego chce. Danny chciał o to walczyć, ale sam już nie miał sił, aby cokolwiek zrobić w pojedynkę.
    – Ja też jestem wściekły! Jestem wściekły, bo nie dostrzegasz tego, że wszystko, o co się przez ten czas staram, to aby cię zrozumieć! Nie wymagaj ode mnie czegoś, czego sama od siebie nie potrafisz wymagać! Czemu to ja mam stawiać się na twoim miejscu, kiedy ty nie potrafisz spojrzeć na to z mojej perspektywy! Tak się właśnie czułem! Wykorzystany i zostawiony! Bo co innego mógłbym czuć po tym, jak mnie okłamywałaś, a potem zostawiłaś, nie podejmując nawet próby wyjaśnienia mi czegokolwiek?!
    Bezustanne patrzenie się w jej oczy, tylko wzmacniało przekaz słów ich obojga. Z każdym jej słowem widział za jej łzami tylko większy gniew, a myśl, że był on wycelowany prosto w niego, powoli go niszczyła.

    żeco

    OdpowiedzUsuń
  55. W tym momencie jej tak bliska obecność wcale nie czyniła niczego mniej skomplikowanym. Zazwyczaj, gdy była tak blisko niego, po prostu pochylał się, aby ją pocałować lub ona obejmowała go ramionami, albo po prostu czuł ją przy sobie, ale wiedział, że w każdej chwili może bez zawahania przyciągnąć ją jeszcze bliżej siebie. A teraz co mógł? Mógł jedynie czuć ją tak blisko, a jednak nie mieć jej przy sobie, a z każdą chwilą tracił ją coraz bardziej.
    – Tą najgorszą?! Alice, do cholery, ty jesteś właśnie dla mnie tą najlepszą! To dlatego nie mogę z ciebie zrezygnować! – krzyknął z zamiarem zrobienia kolejnego kroku do przodu, ale to już nawet nie było możliwe.
    Chciał tego. Tak bardzo chciał w końcu dać sobie z nią spokój, tak jak powiedziała. To nakazywał mu jego rozsądek, który jak wiadomo jest dość wybrakowany. Ale serce, które w tej chwili niemalże wyrywało się z jego piersi, nie chciało za nic w świecie słyszeć o jakimkolwiek poddaniu się.Ta dziewczyna tak nim zawładnęła, że próba pozbycia się jej z jego uczuć była równie ciężka i bolesna jak usunięcie permanentnego tatuażu.
    – Sama możesz odrzucać od siebie cokolwiek, nieważne jak bardzo będzie cię to bolało! Ale mnie nie masz prawa zmuszać do tego samego! Nie pomyślałaś, że może sam wolałbym zdecydować o tym co jest dla mnie najlepsze?! Boże, zachowujesz się jak cholerna egoistka! – Wiedział, że jego argumenty były dość niepełnosprawne, zwłaszcza, że przed momentem właśnie powiedziała, a raczej wykrzyczała, że robiła to wszystko z myślą o nim. Ale co z tego, skoro raniła go przy tym równie mocno, co coś przed czym usiłowała go chronić. – Bo jeśli udawanie, że nigdy nic między nami nie było, ma zapewnić, że będę bezpieczny, to pieprzyć bezpieczeństwo, Alice!
    Nie chciał opuszczać jej nawet za taką cenę. To było po prostu głupie. Nie wyobrażał sobie, aby dobrowolnie mógł podjąć taką decyzję. Czy ona naprawdę uważała, że wolałby ratować własny tyłek zamiast być z nią, gdy właśnie najbardziej kogoś potrzebowała? Matko boska, uwielbiał ją – kochał, do cholery – ale momentami bywała doprawdy naiwna.
    – Nie można tak po prostu zrezygnować z osoby, którą się kocha! Ja cię kocham, Alice!
    Zrobił nieświadomą przerwę, jakby miał zamiar ciągnąć te krzyki dalej, ale w tym momecie zdał sobie sprawę, co tak właściwie się wydarzyło. A wszystko to, że nawet na chwilę nie przestawał patrzeć jej prosto w oczy, a teraz ich wyraz zmienił się gwałtownie. Jeszcze raz przeanalizował, co w ogóle powiedział, obawiając się, że było to coś nieodpowiedniego i może wcześniej powinien ugryźć się w język, zapanować nad sobą. Ale teraz poczuł coś w rodzaju ulgi, chociaż serce mu się ścisnęło.

    zrobiłam to :'))

    OdpowiedzUsuń
  56. Jej nagła zmiana reakcji na jego słowa jakoś dziwnie nim potrząsnęła. To było dla niego jak oglądanie jego całego świata, który się przed nim rozpadał. Nie spodziewał się, że w tym momencie rzuci mu się na szyję, ale przecież tego właśnie od niego oczekiwała, prawda? Potrzebowała potwierdzenia jego prawdziwych uczuć. Teraz je miała. Dlaczego więc wciąż się przed nimi zapierała?
    Sięgnął pewnym ruchem po jej rękę, mając nadzieję, że dziewczyna nie będzie się przed tym bronić. Chciał po prostu znowu ją poczuć. Już z większym zawahaniem obiema dłońmi objął jej lekko chłodne palce i od razu poczuł ulgę. Nie za wielką, bo jego myśli wciąż były niespokojne, ale wystarczającą, aby choć przez chwilę chwycić się z nadzieją myśli, że może to nie musi się tak tam teraz skończyć.
    – Alice, spójrz na mnie – odezwał się cicho, pochylając się lekko i próbując odnaleźć wzrokiem jej spojrzenie, czego skutecznie unikała, odwracając od niego głowę w bok. Delikatnie puścił jej dłoń z przeciągłego uścisku, a wtedy uniósł obie ręce i położył dłonie na jej policzkach.
    Okłamywała go i zraniła, ale to nic nie zmieniło. Nadal był tak samo słaby względem niej i wcale nie uważał tego za wadę, chociaż może powinien czasami nie dawać się tak kontrolować emocjami, a zamiast tego więcej słuchać rozumu. Nie zapomniałby o czymś takim każdemu, ale jej? Ją przecież kochał i naprawdę miał to na myśli, gdy to mówił. Był zły, ale w tym samym czasie już dawno wybaczył jej to wszystko. To nic jednak nie znaczyło, nie póki ona sama sobie tego nie wybaczy.
    Zasłużyłaś, żeby wiedzieć. Kocham cię. – Za drugim razem wypowiedzenie tego nie kosztowało go już tyle, ile po raz pierwszy. Nawet lekki uśmiech wkradł się na jego twarz, kiedy pomyślał o tym, że chyba mógłby do tego przywyknąć. – I nie zrezygnuję z tego, chyba że sama będziesz tego chciała. To twój wybór.
    Zdawał sobie z tego sprawę, że jej decyzja teraz może nie być do końca obiektywna. Nie pod presją jego wzroku, jego bliskości, dotyku. Ale on w tej chwili naprawdę dopuszczał do siebie tylko jeden z jej dwóch możliwych wyborów. Świadomie nie chciał na niej niczego wymuszać; przecież chciał, aby w końcu była z nim szczera, nieważne jak prawda będzie go boleć. Ale jednocześnie nie chciał jej wypuszczać, ani metaforycznie, ani dosłownie.

    mhm :')

    OdpowiedzUsuń
  57. Miał wrażenie, że przez kontakt z jego dłońmi całe napięcie ulatuje z Alice, opuszczając jej ciało. Kiedy złapał jej dłoń, wyraźnie czuł, iż gest ten sprawił, że się spięła, ale na szczęście było to tylko chwilowe. Zaraz potem wydawało mu się już, że dziewczyna topi się pod jego dotykiem i na pewno nie było to w złym znaczeniu. Kiedy już ułożył dłonie na jej policzkach, nie musiał jej długo zmuszać, aby na niego popatrzyła, chociaż nie chciała tak szybko pokazywać swojego speszonego spojrzenia. Takie chwile zawsze były tam w głębi trochę krępujące, ale były ich. Nic nie mogło zastąpić mu tego uczucia, które go ogarniało, gdy Alice w końcu uśmiechnęła się do niego po tak długim czasie. Matko, chyba zakochał się w jej uśmiechu kompletnie na nowo. Ulga, którą wtedy poczuł była po prostu nie do opisania. Mimo wszystko to już naprawdę koniec. Tyle że nie w tym sensie, którego tak bardzo się obawiał.
    Na jej niespodziewany uścisk zareagował jedynie ponownym uśmiechem, ale zaraz szybko się opamiętał i objął ją mocno ramionami, przyciągając nawet jeszcze bliżej siebie. Naprawdę nie żartował – nie miał zamiaru jej już nigdzie wypuszczać. Nie teraz, gdy dopiero co odzyskał ją po niezwykle trudnej walce, z nią samą, z rozsądkiem, z emocjami. Po ich wszystkich kłótniach, zarówno tych większych, jak i tych mniejszych, już po chwili nie miał pojęcia, dlaczego tak właściwie się o to kłócili. Z tej perspektywy wszystko wydawało się tak mało znaczące oraz żałosne. Tak było i tym razem. Spojrzał wstecz i śmiał się w duchu, widząc, jak głupia była ich burzliwa wymiana argumentów zaledwie sprzed chwili.
    Odetchnął głęboko, jedną ręką głaszcząc ją z troską po głowie. Pochylił się nieznacznie, aby oprzeć się wygodniej i sam zaciągnął się zapachem jej włosów, po czym przymknął lekko oczy, próbują uspokoić wciąż szybko bijące mu w piersi serce.
    – Ej, ja nawet lubię te filmy – zaprotestował oburzonym mruknięciem.
    Zaraz potem zaczął się również śmiać. Chociaż może to było spowodowane tym, że ten śmiech/płacz Alice łaskotał go lekko po szyi. To jednak nie wyjaśniało by tego delikatnego szczypania pod powiekami, które zaczął czuć, ale to połączenie ulgi oraz szczęścia było tak niesamowite, że nawet nie mógł się już tym przejmować.

    no i wreszcie przypomniało mi się, jak się oddycha

    OdpowiedzUsuń
  58. To nie była wyłącznie jej wina; on powinien jej bardziej zaufać. Zapewniał siebie, że ma do niej bezgraniczne zaufanie, ale kiedy przychodziło co do czego, nic nie wyglądało już tak kolorowo. To był pierwszy raz, kiedy jego relacja z dziewczyną nie była jakąś błahą sprawą; ciężko było mu mieć doświadczenie w takich sprawach. Dopiero uczył się, jak żyć w prawdziwym związku i dobrze wiedział, że ona również. Głupio, że musieli robić to na własnych błędach, które wcale nie były takie łatwe do naprawienia i za każdym razem musieli ponosić konsekwencje swoich niewłaściwych wyborów. Ale powroty wynagradzały im to wszystko podwójnie. Jednoczesne uczucie ulgi i szczęścia, które mu wtedy towarzyszyło, było po prostu nie do zastąpienia. Wciąż sam się zaskakiwał tym, że był zdolny przywiązać się tak bardzo do jednej osoby, ale wcale się tego nie wstydził. Nigdy nie wstydziłby się uczucia, które ich łączyło, ponieważ było tak samo wspaniałe jak ona. Trzymał w ramionach najbardziej cudowną, najpiękniejszą i całkowicie najlepszą dziewczyną, którą w życiu poznał. Czego miałby się niby wstydzić? Była mu droższa niż cokolwiek innego, chciał, aby to wiedziała.
    – Czy ja wiem... Horrory też dają radę, nie? – zaśmiał się cicho, ale zupełnie szczerze. W tym uścisku zawarła tyle tęsknoty, że sprawiło to nawet, iż sam w tej chwili zatęsknił za nią bardziej, nieważne, jak bardzo absurdalne to było, skoro właśnie trzymał ją w swoich ramionach.
    Otworzył oczy, kiedy usłyszał jej kolejne słowa. Przyznając się do tego, brzmiała na dość smutną. Nieważne ile było w tym prawdy, nie chciał już, aby dłużej się tym dołowała. Objął ją przez moment jeszcze mocniej, aby po chwili odsunąć się odrobinę. Odpowiedział jej jedynie krótkim, raźnym uśmiechem, a następnie pochylił się i złożył delikatny pocałunek na jej ustach. Teraz chyba już wiedział, jak czuła się Alice, będąc w zbyt długiej separacji z papierosami. Dla niego ona właśnie była takim uzależnieniem, chociaż zaryzykowałby stwierdzeniem, że odrobinę mniej wyniszczającym niż nikotyna. Co prawda siała lekkie zamieszanie w jego sercu, ale przynajmniej płuca miał nietknięte.
    – Tak trochę – przyznał się lekko rozbawiony. Spojrzał na nią z góry, ostrożnie odgarniając jej na boki kosmyki włosów pod samym pretekstem dotykania jej twarzy. – Ja też przepraszam.

    <333

    OdpowiedzUsuń
  59. Uśmiech Alice był prawdopodobnie najwspanialszym widokiem, jaki mógł wykrzesać ze swojej pamięci w ostatnim czasie. Na co dzień była bardzo pogodną osobą i nie brakowało momentów, w których uśmiechałaby się do wielu osób, ale kiedy już to jego obdarzała jednym z tych swoich uśmiechów, czuł się na jakiś sposób wyjątkowo. Uśmiech był jedną z jej zewnętrznych cech, które kochał w niej najbardziej. Chociaż równie mocno uwielbiał również jej oczy, usta, włosy i wszystko co było widać, jak i to pod ubraniami.
    – Ja myślę, że wyglądasz pięknie – przytaknął jej ze szczerym uśmiechem, po czym powiódł wzrokiem po jej twarzy i z powrotem ułożył dłonie na jej policzkach. Podjął próbę starcia kciukiem rozmazanego tuszu spod jej oczu, ale widząc, że nie daje to imponującego efektu, włożył rękę pod swój t-shirt i uniósł ją do twarzy Alice. Delikatnie zaczął pozbywać się czarnych smug z jej policzków za pomocą materiału koszulki. A niech ją szlag. Czymże była jakaś tam durna koszulka? Jego kobieta go teraz potrzebowała, aby wyglądać nawet jeszcze śliczniej i nie zamierzał jej tym razem zawieść. Nie chciał, aby zawiodła się na nim już kiedykolwiek.
    Potem już tylko oddał jej pocałunek i choć przez ostatnie tygodnie starał się od tego odzwyczajać i godzić z myślą, że być może już nigdy nie będzie mu dane tego doświadczyć, to teraz wypuścił z siebie tą podświadomą myśl, że tak naprawdę czekał na ten moment od ich ostatniego pocałunku, który już teraz wydawał się tak bardzo odległy.
    – Dobra, koniec z przeprosinami. – Energicznie pokiwał głową, gdy już pozwoliła mu na chwilę przerwać pocałunek. – Mam ważniejsze rzeczy do zrobienia – dodał cicho, pochylając się do niej minimalnie bardziej. Sugestywnie położył dłonie na biodrach dziewczyny, aby przyciągnąć ją bliżej siebie. – Na przykład wypranie koszulki. – W jego głosie nie było już śladu po wymownym szepcie, zamiast tego zastąpił go entuzjastyczny ton i szeroki uśmiech. Nie było po nim widać, że żartuje; nawet odwrócił się już pozornie gotowy do odejścia.

    <3 oł <3 em <3 dżi <3

    OdpowiedzUsuń
  60. Sufity miały to do siebie, że większość z nich była niewyobrażalnie podobna. Tak samo ten w jego pokoju w Nowym Jorku nie różnił się wiele od tego w domu w Duluth. Jednak gdy obudził się tego dnia, od razu poczuł się inaczej. Trochę jakby w Nowym Jorku był tylko na wakacjach, chociaż to w swoim rodzinnym domu w Minnesocie od trzech lat bywał raczej sporadycznym gościem. NYC było naprawdę jego miastem, czuł, że nigdzie nie pasował tak bardzo jak tam, ale wszystko do czasu, bo gdy wracał do domu, miał wrażenie, że znowu jest na swoim miejscu.
    Ale coś jeszcze sprawiało, że czuł się kompletny, w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Ale tego czegoś – a raczej kogoś – nie było przy nim w chwili, gdy się obudził. I to nie dlatego, że jego łóżko w starym pokoju było zbyt wąskie, aby dwie dorosłe osoby się na nim wygodnie wyspały – bo naprawdę nie miałby nic przeciwko w przebywaniu z Alice na tak małej powierzchni. Ale spanie w jednym łóżku byłoby raczej zbyt gwałtownym krokiem w przyzwyczajaniu jego matki do nowej sytuacji. Nie to, żeby miała ona coś przeciwko; zawsze była w porządku i otwarta na wszystko – a z rozmową nie miała żadnego problemu. Od małego dawała Danielowi do zrozumienia, że może z nią porozmawiać na każdy temat, a on był jej za to wdzięczny. Jednak od czasów jego przeprowadzki do ojca Danny nikogo jej nie przedstawił, a koleżanki z jego gimnazjalnych i młodszych lat nie mogły być w tym przypadku porównaniem. Kiedy natomiast dowiedziała się, że ma dziewczynę, od początku upominała go, że musi ją poznać i zapierała się, że wcale nie chodzi o żadną kontrolę. Gdy planował spędzenie wakacji w domu, nie był pewien, czy chce narażać Alice na stres w stylu poznaj moją nadopiekuńczą matkę, ale ostatecznie dał się namówić, żeby przyjechali razem. Poza tym teraz nie uśmiechało mu się rozstawać z Alice na dłuższy czas.
    W całym domu wciąż jeszcze panowała idealna cisza, kiedy ostrożnie wymknął się ze swojej sypialni, aby pomału dostać się przez korytarz do pokoju gościnnego. Zegar wskazywał zaledwie kilkanaście minut po siódmej, dlatego żadnym zaskoczeniem było dla niego to, że Alice jeszcze spała. Z pełną dyskrecją domknął za sobą drzwi, po czym sprawnie – ale wciąż po cichu – podszedł do łóżka i delikatnie unosząc kołdrę, wsunął się pod nią obok dziewczyny. Wciąż nieświadoma jego obecności przewróciła się przez sen na drugi bok tak, że teraz leżała do niego przodem, a on komfortowo położył głowę na poduszce, przyglądając jej się uważnie. Nawet z odciśniętym śladem po poduszce na lewym policzku i niesfornie roztarganymi włosami zachowywała ten swój urok, któremu nie mógł się oprzeć. Dodatkowy ten słodki spokój na jej twarzy sprawiał, że mógłby leżeć tak godzinami.
    – Alice – szepnął, kładąc jej dłoń na ramieniu. – Ali – powtórzył próbę, tym razem zabierając kosmyk włosów, który opadł jej na oczy.

    lof mocno <3

    OdpowiedzUsuń
  61. Poprzedniego dnia mama Daniela nie dawała żadnych znaków, które wskazywałyby na to, że coś się jej w Alice nie spodobało. Co prawda nie zachwycała się nad nią bezpośrednio, ale na swój sposób dała synowi znać, że dobrze wybrał. Chociaż on wciąż wolał myśleć, że to on był tym szczęśliwym, który został wybrany przez tą dziewczynę. Jego mama – podobnie jak sam Danny – należała do dość rozgadanych osób – choć wciąż nie dało się jednoznacznie orzec, czy odziedziczył to akurat po niej, bo jego ojca też ciężko było zatrzymać, gdy już zaczął mówić; mały Blackbourne po prostu był skazany na tą cechę. Dlatego też przy kolacji sama ledwo tknęła zawartość swojego talerza, chcąc wykorzystać jak najwięcej czasu na rozmowę z dziewczyną swojego syna. Dawała jej oczywiście odpowiednią ilość czasu na wypowiedzenie się i słuchała jej z najszczerszą ciekawością. Daniel uprzedził ją wcześniej, żeby nie zamieniła wspólnego posiłku w jakiegoś rodzaju przesłuchanie, bo obawiał się, że mimo jej przyjaznych intencji i tak zbombarduje Alice pytaniami. On sam ledwo doszedł w ogóle do głosu. Nie obyło się rzecz jasna bez pytania, którego bał się najbardziej, na które próbował ułożyć gotową odpowiedź już dawno, ale nie był pewien, czy kiedykolwiek będzie wiedział, co należy odpowiedzieć. A więc jak się poznaliście? Nerwowy śmiech. Wymiana porozumiewawczych spojrzeń z Alice. Na balkonie. Tak, to była ta jego błyskotliwa odpowiedź.
    Nie był pewien, czy aby na pewno chce ją budzić. Naprawdę był zafascynowany tym, jak spała. Z obiektywnego punktu widzenia powiedziałby, że to było trochę straszne, iż lubił obserwować ją, gdy spała, ale w ich sytuacji bezkrytycznie uważał, że było to urocze.
    – Hej, Ali – odpowiedział jej na powitanie z uśmiechem na twarzy. Niesamowite, że nawet o tak wczesnej porze potrafiła sprawić, że miał tak wyśmienity humor, i to w dodatku nic nie robiąc!
    Wsunął jedną rękę pod głowę, a następnie uniósł drugie ramię, pozwalając jej się przytulić, po czym ją nim objął.
    – Zbyt wczesna, żeby wstawać, zbyt późna, żeby dalej spać – odparł wymijająco. Zmrużył oczy, zastanawiając się, czy to, co powiedział, w ogóle miało jakiś sens. Chyba było jednak zbyt wcześnie, aby myśleć. I dobrze wiedział również, że było zbyt wcześnie, aby budzić Alice, dlatego wolał uniknąć zdradzania jej właściwej godziny, którą wskazywał zegarek.
    Z wtuloną w niego Alice czuł naprawdę komfortowe ciepło na całym swoim ciele, ale nieważne jak przyjemne było to uczucie. Przyszedł do niej, aby ją obudzić i nie marnować dnia, a nie, żeby się z nią przytulać. Taka przynajmniej była oficjalna wersja.

    <333

    OdpowiedzUsuń
  62. Gdyby sam nie był już wystarczająco rozbudzony, pewnie szybko dałby się z powrotem wrobić w spanie. Było miękko i przyjemnie ciepło, a oparte na nim ciało Alice miało odpowiedni ciężar, aby czuł się w tym momencie całkowicie odprężony. Wiedział, że pobudka o tej porze zwłaszcza w wakacje to zbrodnia, ale on już nie mógł spać i chciał, żeby dziewczyna do niego dołączyła.
    – A ja nie miałbym nic przeciwko temu, uwierz mi... – Lepiej, żeby tak zrobiła. Naprawdę żadna siła by go stamtąd nie wygoniła. Nie mógł sobie wyobrazić lepszego miejsca, w którym wolałby teraz być – nieważne jak płytko to brzmiało, że pragnął jedynie znajdować się w łóżku ze swoją dziewczyną. Normalnie nie musiałaby go tam trzymać za wszelką cenę, sam poddałby się temu dobrowolnie. – Gdybym dzień nie był taki śliczny, a ja nie miałbym tylu planów na dzisiaj – dopowiedział błagalnym tonem głosu, którego nie powstydziłoby się małe dziecko, próbując ubłagać o coś rodziców. – Ali, nie śpij – dodał w ten sam sposób.
    Przeczesał palcami jej włosy i powtórzy ten gest kilka razy. Nie przemyślał do końca tego, że takie delikatne głaskanie jej po głowie zapewne miało zupełnie odwrotny efekt niż ten, który starał się osiągnąć.
    – Prooooszę, Alice... – mruknął ponownie, widząc, że dziewczyna coraz bardziej komfortowo czuła się z nim jako jej osobistą poduszką. – Chciałem ci coś pokazać, ale nie zrobię tego, nie wychodząc z łóżka. – W jego głosie rozbrzmiewała lekka nuta naburmuszenia. Naprawdę momentami potrafił cofać się mentalnie do wieku pięciu lat.
    Tyle że jako pięciolatek nie wiedział, że na rozbudzenie są o wiele lepsze sposoby niż monotonne marudzenie nad uchem oraz słowny szantaż.
    Alice co chwila mruczała coś nieprzytomnie, a on ostatecznie znudził się krążeniem palcem za jej uchem, bo nie skutkowało to niczym, co by go zadowalało. Z lekkim oporem dziewczyny udało mu się jednak przekręcić na bok i zdjąć jej głowę ze swojej klatki piersiowej, bo to położenie uniemożliwiało mu jakiekolwiek działanie. W końcu miał wystarczający dostęp, aby zbliżyć usta do jej szyi i nie robiąc specjalnie nic więcej, zwrócić na siebie trochę jej uwagi.
    – Ali... – odezwał się raz jeszcze, łaskocząc przy tym jej skórę swoim oddechem.

    OdpowiedzUsuń
  63. Zaśmiał się cicho pod nosem, gdy dziewczyna w reakcji mruknęła coś, co zabrzmiało na ostrzeżenie. Hmm... jakoś nie za bardzo go to przekonało. A kiedy wplotła palce w jego włosy... chyba nie spodziewała się, że skłoni go tym, aby przestał, prawda? To oraz jej rozespany głos tylko bardziej zachęcało go do posunięcia się dalej, a ona nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.
    – Ale co? – rzucił zupełnie niewinnie, specjalnie się nawet nie odsuwając.
    Jej oczy pozostawały zamknięte, dlatego nie mogła zobaczyć tego delikatnego uśmieszku, który pojawił się na jego twarzy. Powoli cofnął głowę i uniósł się na jednym łokciu, aby spojrzeć na nią z szerszej perspektywy. Obserwując spokój malujący się na jej śpiącym profilu, wiedział, że dał jej chwilowe poczucie wygranej, ale nie mógł pozwolić, aby trwało to za długo. Miarowo wpuszczała i wypuszczała powietrze przez lekko uchylone usta i nie mógł powiedzieć, że go to nie kusiło, ale ostatecznie uśmiechnął się nawet bardziej, gdy już czuł, jak jej ręka zsuwa się z jego głowy i z powrotem pochylił się, żeby delikatnie pocałować ją w szyję. Zanim zdążył odsunąć wargi, poczuł, jak Alice wzdrygnęła się lekko, ale to tylko go zadowoliło. W międzyczasie bez pośpiechu wsunął dłoń pod kołdrę. Położył ją na brzuchu dziewczyny, delikatnie muskając go palcami przez materiał koszulki. Drugą ręką łagodnie odgarniał włosy Alice, aby nie plątały mu się w zgięciu jej szyi, gdzie ułożył swoją głowę. Nie musiał nawet podnosić wzroku, aby wiedzieć, że jego wybudzanie przynosi pierwsze małe efekty. Wystarczyło, że czuł, jak jej ciało na zmianę napina się i rozluźnia pod wpływem dotyku jego dłoni, a oddech z opanowanego szybko robi się niespokojny, a momentami nawet się urywa. Na razie poprzestał na jednym pocałunku, ale usta wciąż trzymał przyciśnięte do jej skóry w miejscu, gdzie puls był świetnie wyczuwalny, a jej zdecydowanie przyspieszył w ostatniej chwili. Choćby drobne wyprowadzenie Alice z równowagi było dla Daniela czymś niezwykle satysfakcjonującym i chociaż staż ich związku wydłużał się z każdym dniem, to wcale nie było to równoznaczne z tym, że był coraz nudniejszy. Wręcz przeciwnie. W tej sferze stawiali sobie nawzajem coraz to nowe wyzwania. Czuł się na tyle pewnie, że mógłby załatwić to całe budzenie znacznie szybciej... ale kto powiedział, że tego chciał?
    – Wiesz... – zaczął cicho, odsuwając się minimalnie, aby móc swobodnie mówić, ale jego usta wciąż zahaczały o jej skórę na szyi – podobno pierwszy sen w nowym miejscu ma duże znaczenie... A tobie co się śniło, Ali?

    OdpowiedzUsuń
  64. Tą nową propozycją po prostu przyparła go do muru. Już myślał, że miał ją w garści, ale na jego słowo ona zawsze musiała znaleźć odpowiedź, ale przynajmniej miał godnego sobie przeciwnika. Ostro negocjowała, ale był zbyt zdeterminowany, aby ustąpić jej ostatniego słowa.
    – Arghh... – jęknął z boleścią w głosie, sprawiając wrażenie, jakby naprawdę wywarła na nim presję podjęcia zbyt ciężkiej decyzji.
    Wciąż leżąc na boku, uniósł z powrotem głowę, powstrzymując się przy tym, aby nie zostawić jej z jeszcze jednym pocałunkiem w szyję, ale ostatecznie postanowił dać temu spokój. Oparł łokcie po obu stronach dziewczyny i nieznacznie nad nią zawisł, w zamyśleniu przypatrując się z góry jej twarzy. W tej chwili cała ta naciągana gadanina o tym, że lepiej nie oglądać kobiety, którą się kocha rano bez makijażu oraz przed pierwszym łykiem kawy, po prostu traciła w jego odczuciu sens. To nie był co prawda pierwszy raz, kiedy widział Alice zaraz po obudzeniu – chociaż na chwilę obecną, to obudzenie chyba jeszcze nie do końca miało miejsce – ale za każdym razem mógł wpatrywać się w jej twarz jak w ten sam piękny obrazek, który nigdy mu się nie nudził. Lubił upewniać się, że ten pieprzyk, który na co dzień ukrywała pod makijażem, wciąż tam jest. A jej usta bez ulubionej czerwonej pomadki wyglądały równie kusząco do pocałowania, jak i z nią. Poza tym zawsze miał wyrzuty sumienia, gdy musiał przyczynić się do zniszczenia jej idealnie pomalowanych ust kolejnym pocałunkiem.
    No dobra. Prawda była taka, że wcale nie czuł się winny.
    Wszystko? – powtórzył głosem wskazującym na to, że w głowie jeszcze raz rozmyślał jej prośbę. Uniósł spojrzenie ponad nią i wbił je w wezgłowie łóżka, kontynuując: – Bo wiesz, jak na razie w planach miałem proste zjedzenie śniadania z moją mamą i jakąś małą wycieczkę po okolicy – powiedział prowokacyjnie, przy okazji pocierając brodę w kontemplacyjnym geście – ale skoro teraz proponujesz... wszystko... – Pamiętał o szczególnym akcencie na ostatnie słowo, ponieważ miało ono kluczowe znaczenie w całości wypowiedzi. Plany może i nie były tak nudne, jak zabrzmiało to w jego słowach, ale jej szczególna oferta wymagała ponownego przeanalizowania możliwości, które mieli na ten dzień.
    Obniżył się nad nią tak, że teraz już bez wątpliwości czuł pod sobą jej klatkę piersiową, a jego usta znajdowały się w odległości zaledwie paru marnych centymetrów od jej brody. Wpatrywał się w nią teraz z dołu z tym spojrzeniem zbitego szczeniaczka, ponieważ pół godziny to aż całe trzydzieści nieubłaganie ciągnących się w nieskończoność minut.

    OdpowiedzUsuń

  65. Alice była dość uparta, w dodatku nie lubiła pokazywać swoich słabości. Dlatego sporadycznym przypadkiem było to, aby pokazała, że nie jest z czegoś w sobie zadowolona. Ale przecież to było oczywiste, że będąc kobietą, musiała zmagać się z różnymi kompleksami dotyczącymi wyglądu. Daniel co prawda kochał ją za wszystkie te doskonałości i niedoskonałości, które były jej częścią, ale nie zmieniało to faktu, że to jej szczęście było dla niego na pierwszym miejscu. Czuł się całkiem odpowiedzialny za jej dobre samopoczucie, bo jemu się ono również udzielało, ale nie narzekał, w końcu sam wziął to na siebie i wcale nie żałował tej decyzji. Teraz był dla niej zawsze, kiedy tego potrzebowała. Nie pomijając rzecz jasna momentów, w których potrzebowała, aby ktoś powiedział jej, że jest piękna. Stałą odpowiedzią na taki komplement chyba u każdej kobiety było "Ale to... ale tamto...". Daniel z każdym jej ale powtarzał jej, że jest piękna, aż w końcu kończyły jej się argumenty.
    Trik ze spojrzeniem godnym niejednego szczeniaczka nie był czymś, czego zaczął używać z premedytacją. Początkowo robił to bezwiednie i nie zdawał sobie sprawy z mocy, jaką miało, ale kiedy zauważył, że Alice temu ulega, szybko przyjął to jako swoją niezawodną broń, której nie wahał się na niej stosować. Była niezwykle skuteczna. Teraz wywalczyła mu dziesięć minut.
    – Zostało ci już dziewiętnaście – rzucił kompromisowo, po czym z powrotem uniósł się trochę wyżej i pocałował ją szybko w kącik ust, na które wkradł się już drobny uśmiech.
    Z westchnięciem położył się obok niej, nie zamykając jednak oczu z zamiarem dalszego spania, ale po prostu patrzył, jak Alice z zadowolonym mruknięciem z powrotem opada na poduszkę i się do niego przytula. Nie mógł nic poradzić na to, że mimo lekkiej przegranej negocjacji na jego twarzy również pojawił się delikatny uśmiech. Mógł równie dobrze poczekać to dwadzieścia... a nawet trzydzieści minut.
    Gdy oddech dziewczyny znowu stał się spokojny i Danny był pewien, że z powrotem zasnęła, uniósł delikatnie kołdrę i wygramolił się z łóżka. Nie chcąc jej obudzić – cóż za ironia – wycofał się po cichu z pokoju, a gdy już znalazł się na korytarzu, zamknął drzwi, pilnując, aby przypadkiem nie narobić zbyt dużego hałasu. Kiedy już swobodnie puścił klamkę, odwracając się, nic nie usłyszał, jednak zobaczył pytające spojrzenie matki.
    – Musiałem skorzystać z łazienki – zaczął najzwyczajniej w świecie, wzruszając ramionami.
    Kobieta zatrzymana w pół kroku przy schodach, uniosła brwi.
    – Tej w pokoju dla gości? – odparła sarkastycznie.
    – W mojej skończył się papier. – Miało to brzmieć równie naturalnie, jednak ostatecznie wyszło mu bardziej jak pytanie niż proste wytłumaczenie.
    W odpowiedzi jego matka uśmiechnęła się jedynie pod nosem i odeszła, wołając już z dołu, aby na litość boską uczesał się zanim zejdzie na śniadanie.

    OdpowiedzUsuń
  66. [O urocza Alice, trochę już minęło... Taka przyjemna, nie wiem co by jej mógł Matt zepsuć w życiu... xD
    Jakieś pomysły z tamtej strony? Czy może nie masz raczej chęci na takie relacje? ]

    Matt

    OdpowiedzUsuń
  67. [Ściskaj śmiało, ale nie obiecuję, że nie pogryzie. ;) A skoro nie słyszałaś, żeby ktoś tak mówił o Kapitanie, to znaczy, że się nie znamy. :D
    W każdym razie, cześć i dzięki za przywitanie.]

    Looney

    OdpowiedzUsuń
  68. Po szybkim ogarnięciu się do porządku i spełnieniu tych całych śniadaniowych wymagań – swoją drogą zupełnie nie miał pojęcia, o co zawsze tej kobiecie chodziło z jego włosami, za każdym razem czepiała się go, że są przydługie, ale on nawet lubił je takimi, jakie były – w końcu zszedł na dół. Chciał pomóc mamie w przygotowaniu czegoś do jedzenia, ale ona skutecznie pozbawiała go jakiejkolwiek pracy, sama zajmując się wszystkim na dwie ręce. Zdawał sobie sprawę, że może i wyglądał niepozornie i ciężko było wykrzesać z siebie to zaufanie, aby dopuścić go do ostrych przedmiotów czy gorących powierzchni, ale życie z ojcem nauczyło go trochę samodzielności, bo koniec końców okazało się, że nie idzie przeżyć na samym mleku z płatkami. Wiedział jednak, że nie chodziło tu głównie o to, a o fakt, że jego mama widocznie stęskniła się za "matkowaniem", a chociaż nigdy nie była kulinarnym mistrzem, to gotowanie dla więcej niż jednej osoby sprawiło, że znowu poczuła się potrzebna. Coś, co chyba wszystkie matki lubią najbardziej. Danny widząc ją taką szczęśliwą, jak na ironię miewał wyrzuty sumienia, że pozbawił ją tej satysfakcji na co dzień. Shasta teraz plątał się pod nogami – chociaż to chyba złe określenie, ponieważ anatolijczyk był na tyle duży, że ledwo się pod nimi mieścił. Daniel był do niego na tyle przywiązany, że chętnie zabrałby go ze sobą do Nowego Jorku, ale wiedział, że nie miałby mu z nim tak dobrze jak w domu z jego matką. Poza tym teraz zastępował jej trochę syna.
    – Możesz pomóc nam to zjeść – odpowiedziała kobieta i posłała Alice uśmiech, odwracając się przez ramię, gdy przerzucała jajecznicę z patelni na talerze.
    – Tak, mam wszystko pod kontrolą – zapewnił Danny, wtrącając się między nie ze znaczącym uśmiechem.
    – Faktycznie, mam nadzieję, że jakoś poradziłeś sobie z tą kawą – dodała ironicznie.
    – Hej, nie pozwoliłaś mi nawet-
    – Nie wykłócaj się, mamy gościa. – Matka trzepnęła go dłonią w głowę, przechodząc obok niego, aby postawić talerze na stole. – Jak jesteś taki wyrywny, to możesz jej robić śniadania, kiedy tylko chcesz, gdy jesteście u siebie – dodała, posyłając Alice błyskotliwy uśmiech.
    Chłopak spojrzał na mamę mrużąc oczy, a potem przeniósł wzrok na dziewczynę, bez słów przekazując jej nieme "Możesz sobie pomarzyć". Potem jednak podszedł do niej i lekko pocałował w policzek, pochylając się, aby postawić przed nią kubek z kawą.
    – Jak się spało? – spytała jego mama, siadając przy stole.

    OdpowiedzUsuń
  69. Pomyślał, że mógł przecież od razu zacząć to jej wybudzanie od kawy; sam jej zapach by mu znacznie pomógł. Zaczął jeść, z lekkim uśmiechem obserwując Alice.
    – Dziękuję – odparła jego mama, następnie rzucając synowi krótkie, zadowolone spojrzenie, którym szybko powróciła do Alice. – Twój brat pewnie musi być trochę nadopiekuńczy, prawda? –
    – Trochę? Jestem pewien, że najłagodniejszym planem, który mi przypisał, było uprowadzenie Alice do Meksyku wbrew jej woli – przyznał Danny, wtrącając się przed Alice. Jego mama zaśmiała się cicho, ale spojrzała na niego pytająco, unosząc brwi. – Lubi mnie – dodał zadowolony, wpakowując sobie widelec do ust.
    – I jeszcze niczym mu nie podpadłeś? Ty? – zapytała się z żartobliwym powątpiewaniem w głosie. – Ale nie martw się, Alice, sama mam starszego brata, doskonale cię rozumiem – zwróciła się do dziewczyny, po czym wzięła łyk kawy. Szybko jednak odsunęła kubek od ust, gdy coś się jej przypomniało. – Swoją drogą, Danny, musisz odwiedzić wujka, póki jeszcze tu jesteście. Wiesz, że zabije cię przy pierwszej możliwej okazji, jeśli dowie się, że przyjechałeś i nawet do nich nie zajrzałeś.
    – Więc lepiej to zrobię, inaczej już więcej nie będę mógł się tu pokazać – zaśmiał się cicho, potwierdzająco kiwając głową. – Poza tym chcę zobaczyć jego minę, kiedy nie będę musiał niezręcznie wyminąć odpowiedzi na to jego: Hej, chłopie, znalazłeś sobie w końcu jakąś dziewczynę w tym twoim Nowym Jorku? – dodał, próbując naśladować ton głosu, jakim wypowiadał to jego wujek. – Sorry, wykorzystam cię do tej walki – zwrócił się w stronę Alice, ale nie okazał jednak zbyt wielkiej skruchy.
    Wizyta u wujostwa wcale nie była dla niego przykrym przymusem, cieszył się, kiedy mógł w końcu ponownie się z nimi zobaczyć, bo jego wyjazd do Nowego Jorku znacznie utrudniał im stały kontakt, a na swoje szczęście miał naprawdę fajną rodzinę. Lubił brata swojej mamy, nawet bardzo. Był jednym z tych fajnych wujków, którzy ciągle rzucali dowcipnymi uwagami i wprost przepadali za żartobliwym wyśmiewaniem się, ale zawsze byli gotowi pomóc, gdy tylko zajdzie taka potrzeba. Ale teraz, gdy jego mama o tym wspomniała, pomyślał sobie, że faktycznie w młodości mógł przypominać brata Alice, był bardzo opiekuńczy, kiedy chodziło o jego rodzinę.
    – A tak w ogóle – bo wciąż nie wiem – jak długo jesteście razem? – spytała kobieta z czystym zainteresowaniem.
    Danny spojrzał na Alice, jakby chciał się z nią wcześniej skonsultować.
    – Kilka miesięcy, jakoś pół roku, tak myślę – odpowiedział, wracając pamięcią do tego szkolnego maratonu filmowego i następującej nocy horrorów, bo chyba te wydarzenia już tak oficjalnie zatwierdziły ich związek. Może powinien być tego bardziej pewny? Nie był dobry w te związkowe rzeczy, ale może powinien pamiętać o jakichś rocznicach? Pierwszy pocałunek, pierwszy raz – tu data nawet nieznana – pierwsza randka. Kolejność tych wydarzeń też nie była chyba taka, jaka być powinna.
    – Wyglądacie na bardziej zżytych – przyznała, uśmiechając się do nich. – Chyba przyjaźniliście się na długo przed tym, prawda? Wspominaliście wczoraj coś o balkonie. – Chyba nie do końca zdawała sobie sprawę, do czego zmierza z kolejnym pytaniem. – Ja nadal nie wiem, jak to się właściwie stało.
    Ja nie pamiętam, CO tam się właściwie stało. Spojrzał najpierw na matkę, potem na Alice, a jeszcze potem wziął duży kęs grzanki, chcąc przeżuwaniem zyskać więcej czasu.

    OdpowiedzUsuń
  70. [Przełom drugiej, trzeciej klasy... brzmi jak dobry czas jak dla mnie. Zważając na to, że Matt nie angażuje się w nic emocjonalnie, to czysto fizyczny i przelotny to idealny układ. Może zróbmy tak, że jak ten ich układ maił miejsce gdzieś przed wejściem w trzecią klasę, ale od rozpoczęcia roku szkolnego oczywiste było, że zajmą się swoimi sprawami. Rozumiem, że akcja będzie się toczyć w czasie rzeczywistym, więc może impreza? Oboje się na niej pojawią, no bo jakby inaczej i tak myślałam o co mogliby się pożreć, czy chcesz, żeby to było związane z ich relacją, czy raczej randomowe? Bo jak randomowe to może coś w stylu, że był już koniec z jakiegoś powodu Alice by się wygłupiała z rowerem, albo miałaby zamiar nim wracać, Matt nawet i podpity chciał by wracać swoim samochodem i tak by się stało, że kiedy właśnie by wyjeżdżał z podjazdu to Alice by wpadła na jego samochód. Oboje z promilami w krwi, więc reakcję wzmocnione. Fuller wyskakuje z samochodu i wnerwiony bo mu pewnie uszkodziła samochód, wiesz, w ogóle kompletnie ignoruje, że mogło się jej coś stać i oczywiście tak właśnie było. Zderzak nieźle zarysowany, może nawet wgnieciony, a Alice się nieźle wpieni, bo się mogła ''zabić'' a on nawet na to uwagi nie zwrócił... huh... nie wiem tylko to mi wpadło do głowy. Myślałam coś w stylu, że może by do niej znowu podbijał. O w sumie można by tak zrobić, że w trakcie imprezy by to robił, no, ale Alice jednak jest z Dannym, więc wiadomo, poza tym do typów Matta, raczej się drugi raz nie wraca. To by na pewno obojgu już trochę weszło na nerwy i mieliby powód, żeby pożreć się jeszcze bardziej przy ''stłuczce''. To tak z tego co mi się udało wykmiminić, ale zmieniaj śmiało, albo może masz coś lepszego?]

    Matt

    OdpowiedzUsuń
  71. [Hej C: Dziękuję za miłe słowa. Alice też jest fajna, a zdjęcie śliczne, serio. Gdybyś miała ochotę na jakiś wątek, to zapraszam :)]
    Marilyn

    OdpowiedzUsuń
  72. Od tej sytuacji na balkonie... Daniel obserwował ją spod przymrużonych powiek, póki nie poczuł kopnięcia w kostkę. Subtelne. Zabrał szybko nogę pod krzesło i spojrzał na nią spanikowany, bez słów próbują przekazać pytanie: Co ja mam niby powiedzieć?! Spuścił wzrok i biorąc z powrotem widelec do ręki, zaczął:
    – Byliśmy na tej imprezie, Alice chciała się przewietrzyć, a ja akurat nasunąłem się pod rękę... – Bardzo możliwe, że zrobiłem to z czystą premedytacją. – Wyszedłem z nią, dla towarzystwa. Jakoś tak się złożyło, że tego wieczoru się do siebie zbliżyliśmy... zaprzyjaźniliśmy bardziej, znaczy się. – O Chryste... – Dużo wtedy rozmawialiśmy... I się okazało, że znaleźliśmy wspólny język...
    Boże, to wszystko brzmiało tak źle, że Daniel z każdym swoim kolejnym słowem czuł, że tylko bardziej się pogrąża. Alice jednak nie próbowała mu przerywać, ani w jakikolwiek sposób go przed tym powstrzymać – a jego kostki były o dziwo bezpieczne – dlatego koniec końców może to co mówił, wcale nie było tak beznadziejne, jak mu się to wydawało. Nie wiedział, jak inaczej opowiedzieć coś, czego prawie w ogóle nie pamiętał, a to, co jako tako pamiętał, nie było czymś, co nadawałoby się do opowiedzenia rodzinie przy śniadaniu.
    Przestając się bawić widelcem w jajkach na talerzu, wziął kolejny kęs i spojrzał badawczo na swoją mamą, próbując odczytać jej reakcję. Ona tylko dalej jadła i przytakiwała, słuchając ich z uwagą.
    – To zabawne... – zaczęła, odsuwając swój kubek od ust. Danny uniósł pytająco brew, nie wiedząc, czego ma się spodziewać. – Oboje jesteście w klasie teatralnej. Jeśli będziecie wystawiać Romea i Julię, to macie główne role gwarantowane. Wiecie, w aktorstwie ważne są osobiste doświadczenia – zaśmiała się.
    Chłopak zaśmiał się na jej słowa, starając się, aby jego śmiech nie brzmiał tak nerwowo, jaki naprawdę był.
    – Nasi znajomi też lubią o tym żartować – odpowiedział, nie chcąc tak od razu unikać tematu, aby nie wydało się, że ten nie jest najlepszy. – Nasz kolega znalazł nas na tym balkonie, kiedy byliśmy w środku rozmowy, którą byliśmy bardzo pochłonięci...
    Kiedy już to powiedział, miał ochotę schować twarz w stojącym przed nim talerzu. Podniósł spojrzenie na Alice z uśmiechem, za którym maskował to, jaką męczarnię przechodził.

    OdpowiedzUsuń
  73. Domówki, czy to w roku szkolnym, czy w trakcie wakacji, zawsze były dobrą metodą na spędzenie czasu bez względu czy dysponowało się tym cennym towarem czy też nie - dla Matta na pewno nie miało to znaczenia. Jego nie ograniczały zajęcia, jeśli chciał coś zrobić to to robił, często też bez względu na konsekwencje (niezaliczone sprawdziany i bzdety). Teraz, w tym ulubionym okresie każdego ucznia nie trzeba było nawet zwracać na to uwagi i to było prawdziwie piękne. Kiedy tylko dostał wiadomość od kumpla, który już był w drodze Fuller nie myślał długo - na plecy wciągnął zwykły biały podkoszulek na to jeansową koszulę i był gotowy. W dłoń chwycił jeszcze kluczki od swojego BMW i wybył z domu bez słowa wyjaśnienia.
    Impreza już trwała kiedy zaparkował auto na podjeździe, ciężki bit uderzał w ściany, a gwar zebranych ludzi wypełniał powietrze wraz z mieszaniną różnorakich perfum i alkoholu. Już w progu z ‘otwartymi rękoma’ przywitał go kumpel i po typowym męskim geście przeszli w stronę reszty znajomych. Po drodze Matt zdążył chwycić sobie puszkę piwa, którą opróżnił w mgnieniu oka, a niedługo została mu wręczona kolejna porcja w imię dobrej zabawy. Od skomentowania ostatnich walk na ringu, po nowe sportowe i lżejsze siedzenia w samochodzie kolegi grupa zdążyła wchłonąć kolejne dawki piwa, po drodze było jeszcze kilka zawodów do których zagrzewała ich reszta i wieczór mijał całkiem dobrze.
    -Dajecie beze mnie, sprawdzę czy zostało coś jeszcze piwa. - Poklepał kumpla po ramieniu ewidentnie specjalnie wtedy kiedy pił. Ten zakrztusił się nieco, a Matt zaśmiał otwarcie. -No tylko mi tu nie padnij, co?
    -Jasne, jasne, sprawdź kuchnię, tam powinno coś być. - Mruknął wycierając podbródek ramieniem.
    Fuller nie miał na celowniku Alice, ale korzystając z tego, że i tak już tam była, a wkoło nie kręcił się nikt inny nie szkodziło ‘zamienić z nią kilka słów’. Na jego twarz wstąpił nonszalancki uśmiech im bliżej niej się znajdywał. Spojrzał w jej oczy tylko wtedy kiedy ona to zrobiła i bez przywitania minął ją lokalizując całą skrzynkę stojącą na podłodze. W głowię zakodował sobie tą informację i siadł na blacie nieopodal dziewczyny jak gdyby nigdy nic.
    -Trochę więcej entuzjazmu, jeszcze pomyślę, że nie cieszysz się na mój widok. - Odparł zachęcając ją do rozchmurzenia się. Z jej oczu wzrok przesunął bezpardonowo po jej sylwetce obejmując kształty kryjące się pod ubraniami, a jego umysł mimowolnie przywołał kilka obrazów z przeszłości na co wargi wykrzywiły się w łobuzerskim uśmiechu. Można było wręcz zobaczyć w jego oczach, gdy ich spojrzenia znów się spotkały o czym jeszcze przed chwilą myślał. -Te szorty zawsze dobrze na tobie leżały. - Odparł szczerze z nutą beztroski w swoim głosie. Był w klasie teatralnej tak samo jak Danny i Alice i doskonale wiedział, że ta dwójka jest dobrze w szkole znaną parą, ale Fullerowi nie przeszkadzało to w mówieniu tego co myśli.

    Matt

    OdpowiedzUsuń
  74. Podtrzymywał ich kontakt wzrokowy, jakby to były co najmniej zawody, a jak wiadomo Matt nie przyjąłby przegranej w tej kwestii.
    -Nie wątpię, ale nie ma tu twojej drugiej połówki, masz go już dość i dlatego wybrałaś się tu sama? - Zeskoczył z blatu i podszedł do niej opierając się o ten sam stół. Pozwolił sobie wyjąć jej piwo z jej dłoni, nie pytając rzecz jasna o jej zdanie i upił z niego kilka łyków zerkając na nią pod kątem, jako że teraz stali do siebie bokami.
    -Nie powinnaś tak dużo pić, to szkodzi cerze i takie tam. - Mruknął ochrypniętym tonem biorąc kolejny łyk i uśmiechając się cały czas. To była czysta hipokryzja, ale to nie przeszkadzało przecież Fullerowi, zwłaszcza, że w domniemaniu, kobiety należą do tych które bardziej dbają o swoją cerę.
    -Domniemanych kłopotów - Podkreślił i to mówiło samo za siebie - jeśli miał kłopoty, to tak jak zwykle wyszedł z tego obronną ręką - Miło, że pytasz, jak twoje wakacje? Nie doskwiera nuda? Monotonność? Nie bywałaś ostatnio na imprezach... - Zaczął i wręczył jej puszkę z powrotem tylko, że tym razem już pustą. - Kiedyś potrafiłaś się zabawić, Danny Cię zmiękczył. - Prowokował ją. Wiedział, że w tej kwestii wcale nie tak wiele się zmieniło i że sam Danny do miękiszonów nie należał, też się chłopaczyna potrafił zabawić, ale co było prawdą to to, że jednak Alice nie bywała ostatnio na wielu imprezach i dobrze o tym wiedziała. Cały czas jego szare spojrzenie było na nią skierowane, chociaż trzymał się w pionie, nie pochylając się nad nią, nie lgnąc do niej, a jednak czerpiąc przyjemność z widoku jej osoby. Była atrakcyjna, zgrabna i co najważniejsze nie była głupiutka.

    Matt

    OdpowiedzUsuń
  75. To wcale nie było tak, że ich balkonowa schadzka miała wyłącznie fizyczny charakter. Rozmawiali, i to rozmawiali na całkiem poważne tematy. Danny był pewien – choć wspomnienia tej krótkiej wymiany zdań były mgliste – że wspomniał wtedy coś o tym, że palenie to brzydki nałóg, a ona w ripoście powiedziała mu, że przynajmniej nie jest alkoholiczką czy nimfomanką. Uzależnienia to bez wątpienia materiał na dojrzałą rozmowę, można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że przeprowadzili dyskusję na poziomie. Na poziomie pewnie z piątego piętra budynku w gwoli ścisłości.
    Otworzył szerzej oczy, patrząc na Alice, która początkowo sprawiała wrażenie nieświadomej tego, co powiedziała. Współgramy? Czy ona naprawdę użyła tego słowa? Gdyby jej tak dobrze nie znał, udałoby się jej go nabrać, pomyślałby, że wcale się nie stresuje. Ton jej głosy był bardzo opanowany i nawet szybko znajdowała odpowiednie słowa – to, że niekoniecznie ze wszystkim trafiała, było już inną sprawą. Zdradzały ją tylko małe gesty, których obca osoba nie była w stanie zauważyć. Odchrząknął i podrapał się za uchem, spod łba rzucając Alice wymowne spojrzenie.
    – Tak, to był początek pięknej przyjaźni – potwierdził lekko sarkastycznie, ale jego mama chyba wyłapała w tym więcej żartu, bo tylko zaśmiała się cicho. – Nikt się chyba tego nie spodziewał. Mi samemu ciężko zrozumieć, jak to się właściwie stało – dodał, zwracając się do matki, jednak ze spojrzeniem utkwionym intensywnie w oczach dziewczyny.
    Ciężko było mu już dłużej powstrzymywać śmiech. Mimo tego całego zakłopotania, które było doprawdy męczące, trzeba przyznać, że ta sytuacja była całkiem komiczna.
    – A niespełna rok później wyznaliśmy sobie uczucia w schowku na rekwizyty. – Uśmiechnął się zawadiacko, po czym przeniósł wzrok z Alice na swoją matkę. – Samo wyszło. – Wzruszył niewinnie ramionami.
    Uśmiechnięta kobieta pokiwała głową z uznaniem. Była wyraźnie zainteresowana ich historią. Och, gdyby tylko wiedziała... Prawdopodobnie wersja bez zbędnej cenzury byłaby nawet bardziej intrygująca, ale ona była dostępna dla nielicznych. Jeśli nieliczną można nazwać całą społeczność szkoły, bo plotki tam nie były do utrzymania. Poza tym wersja z "Prawie zostałaś babcią!" nie brzmiało już tak dobrze.
    – Jesteście uroczy – przyznała pani Blackborune, na co jej syn przewrócił oczami, jednak mimo to się uśmiechnął – ale nie może być tak perfekcyjnie przez cały czas. Ja też byłam kiedyś w waszym wieku. Wiem, jak wyglądają związki w liceum. Są inni ludzie, jest zazdrość, są ciężkie wybory, wyrzeczenia. Nie ma opcji, musicie się czasami kłócić. Danny jest nieznośny...
    – Ej – zaprotestował, ale ona zbyła go krótkim spojrzeniem i popatrzyła wyczekująco na Alice, czekając już na to, aby móc go za coś zganić.

    Danny XD

    OdpowiedzUsuń
  76. Uniósł jedną brew kompletnie niewzruszony. - I to ... miało mnie niby ... przestraszyć? - Spytał z teatralnym, wręcz pobłażliwym zdezorientowaniem na twarzy i w głosie. Alice wcale nie była tak niegroźna na jaką wyglądała, ale to nie znaczyło, że Matthew z tego powodu zaczął by brać takie rzeczy poważnie.
    Jej ton, jak i palce zaciskane na puszce świadczyły o tym, że jego prowokacja zadziałała. On czerpał przyjemność z wchodzenia ludziom na dumę i nawet kiedy oni mieli przeświadczenie, że po prostu bronią swoich racji, on uznawał ich już za przegranych. Prowadzenie bezpiecznego trybu życia było nadal nudne w jego oczach, a ‘dobry wpływ’ właśnie tak był odbierany, bo tak właśnie mu teraz pasowało. Jedni bawili się dobrze na imprezach, inni czytając książki, ale czy taki spity Matthew, który skupiał się tylko na prowokowaniu Alice zwracał na to uwagę? Oczywiście nie mówiąc, że Danny i Alice czytają sobie nawzajem książki.
    Pokiwał tylko dobrotliwie głową uśmiechając się rozbawiony. Chciała, żeby jego tryb życia wyglądał na zły tryb życia, ale kiedy ona go umniejszała, on odbierał takie stwierdzenia jak prawie, że komplement. Przecież przy każdej z tych rzeczy świetnie się bawił i wcale się z tym nie krył.
    -Szkoda. Wolałem poprzednią Alice. - Stwierdził zgodnie z prawdą i kiedy usłyszał o Erice nawet nie mrugnął, gdyby chciał wyrwać jakąkolwiek inną dziewczynę, nie siedział by teraz w kuchni z panną Hastings. - A może właśnie działa, tylko nie chcesz tego przyznać. - Patrzył na nią, ewidentnie nie biorąc jej sygnału do siebie, normalnie można by to nazwać ignorowaniem, ale teraz promile po prostu blokowały ten przekaz i Matt uważał to bardziej za wyzwanie niżeli wyraźne odwal się.
    -Ostatnim razem dobrze się bawiliśmy, co Ci szkodzi to powtórzyć? - Mruknął zniżając nieco swój ochrypły i jak to sama przyznała seksowny głos uśmiechając się łobuzersko i w pewien sposób zachęcająco. - Przecież nikt się nie musi dowiedzieć. - Przysunął się mówiąc teraz ciszej dla nadania temu iluzji, że to zostałoby tylko między nimi. Matthew i tak nikomu nie rozgadywał z kim sypiał i tylko Alice zostałaby z tym na sumieniu, bo ona już ma kogoś na kim jej zależy i kogo takim one night stand mogłaby skrzywdzić.

    Matt

    OdpowiedzUsuń
  77. Owszem, byli oryginalni. Co prawda, nie byli pierwszą parą dobrych przyjaciół, która skomplikowała swoją relację impulsywnym momentem słabości. Nie byli też pierwszymi, którzy ostatecznie nie skończyli na tym tak najgorzej. Właściwie skończyli na tym lepiej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Ale poza tym nie lubili powtarzać schematów. Byli na swój dziwny sposób wyjątkowi i z pewnością mieli słabość do wyjątkowych miejsc. To był w gruncie rzeczy ich znak rozpoznawczy. Nigdy nie wiedziałeś, co tak naprawdę nadchodzi. Co było następne?
    – Po prostu czasami wolimy niekonwencjonalne sposoby bycia – skwitował słowa Alice, wciąż się na nią patrząc. Jego głos brzmiał całkiem serio, ale ta sytuacja już nawet przestawała go stresować, natomiast coraz bardziej bawiła. – Wszystko oczywiście legalnie i z rozsądkiem – dodał dla sprostowania, odwracając się do swojej mamy posyłając jej dyplomatycznym uśmiech. Czy legalnie? Pomijając te pojedyncze epizody, teoretycznie... Czy z rozsądkiem? Tu mowa o Danielu. On i rozsądek to antonimy, nazwijmy to tak.
    Spuścił wzrok z lekkim, nie do końca dającym się odczytać uśmiechem. Inni ludzie? Bywało lepiej i gorzej. Zazdrość? Mogło się zdarzyć, raz czy dwa. Ciężkie wybory? Wyrzeczenia? Coś mu się obiło o uszy... Ze wszystkim mógł się zidentyfikować, a odnalezienie w tym siebie i Alice nie sprawiało mu większy problemów. Jak widać niektóre rzeczy tyczyły się wszystkich związków bez wyjątku, a trzymanie się z dala od konwenansów było niemożliwe do uniknięcia. Spojrzał w tym czasie na dziewczynę i od razu wiedział, że myślała o tym samym.
    Natomiast użycie przez jego matkę w stosunku do niego słowa nieznośny było bardzo nie na miejscu. Przecież to nie tak, że Alice tego nie wiedziała. Nie był raczej tym typem perfekcyjnego chłopaka, który specjalnie chciał sprawiać jak najlepsze wrażenie, aby zaimponować dziewczynie. W obecności Alice był bardziej sobą, niż przy kimkolwiek innym, bo wiedział, że choć ją tym irytował, to ona i tak będzie wciąż go kochać za te jego odchyły i inne dziwactwa. I vice versa.
    – Tak, tak, jestem okropny. Raz nawet zmusiłem ją do oglądania horrorów, a potem ją straszyłem i nawet nie miałem wyrzutów sumienia. Trzeba było widzieć, jaka była wściekła – powiedział, śmiejąc się, nawet i w tej chwili nie czując wstydu.
    – Podłe – odezwała się z naganą kobieta, wyciągając rękę, aby szturchnąć go w ramię, ale z jego twarzy ani na chwilę nie zniknął głupkowaty uśmiech. – Ale oklepane. Nie wiem, dlaczego faceci wciąż uważają horrory za dobry sposób na dziewczyny.
    Bo działa, pomyślał Danny. mrugając znacząco do Alice, a następnie wzruszył niewinnie ramionami, kręcąc głową, jakby tak naprawdę nie miał pojęcia.
    – Ale ona nie jest lepsza. – Wskazał na dziewczynę widelcem. – Nawet w urodziny mi nie odpuszcza.
    Jak już mają wywalać wszystkie swoje brudy...

    okropny Danny XD

    OdpowiedzUsuń
  78. Spojrzał na nią z zauważalną pretensją, gdy w reakcji na jego zapewnienia o legalności oraz rozsądku parsknęła rozbawiona. Sam uśmiechnął się lekko, przypominając sobie parę rzeczy, i skinął głową, jakby chciał powiedzieć coś w stylu "No, przynajmniej w większości...". Ale to nie była tyle część ich związku, co przyjaźni. Po prostu nie byli typem osób, które miały zaplanowane wszystko od A do Z, myślały trzy razy, zanim coś zrobiły czy musiały sobie wszystko najpierw rozsądnie przemyśleć, uwzględniając skutki oraz konsekwencje. Bywali raczej impulsywni i zdarzało się, że nie wychodzili na tym najlepiej, ale taka była ich natura. Poza tym perfekcja była nudna. W życiu ceni się bardziej rzeczy, które są nieidealne, bo właśnie to czyni je wyjątkowymi. Tak jak na przykład oni, zamiast szeptać sobie czułe słówka, woleli wypominać sobie nawzajem najbardziej żenujące rzeczy, które im się przytrafiły, a najlepszym wyznaniem miłości było "Jesteś nienormalny!" wykrzyknięte ze śmiechem.
    – Już tak nie przesadzaj. Nie było aż tak strasznie, prawda? – dodał szybko na jej komentarz o maratonie horrorów.
    To były naprawdę pierwsze tak wyraźne od początku do końca wspomnienia, które dzielił z Alice. I mógłby użyć wielu słów do ich opisania, ale straszne nawet nie było blisko. Wiedział również, że ona była dokładnie tego samego zdania, ale oczywistym było to, że nie mogła przyznać teraz tego przy jego mamie. Zdawał sobie także sprawę z tego, że będzie się jeszcze bardziej na nim mścić za to, że wcale niczego nie ułatwiał, tylko jeszcze bardziej ją podpuszczaj i wpędzał w zakłopotanie. Uśmiechnął się do niej prowokacyjnie, ale wzruszył lekko ramionami.
    – Na horrory zgodziłaś się dobrowolnie... – Jeśli można tak nazwać przegranie głupiego zakładu i dobrowolne poddanie się karze. – Ty natomiast użyłaś podstępu – stwierdził, posyłając jej wyzywające spojrzenie. – Pamiętaj, ta wojna się nigdy nie kończy.
    Pani Blackbourne wodziła tylko wzrokiem po ich dwójce, bez słowa słuchając tej wymiany zdań między nimi. Uniosła pytająco brew zaintrygowana wzmianką o wpadnięciu do wody i podstępach, ale szybko domyśliła się, że w tym wszystkim mogło chodzić o coś dużo bardziej personalnego, niż byli gotowi wyznać. Uśmiechnęła się wymijająco.
    – A więc... – zaczęła, odrywając Daniela od podtrzymywania spojrzenia Alice – macie jakieś szczególne plany na dziś?
    – Owszem – Danny wtrącił się jako pierwszy do odpowiedzi, ponieważ i tak nic jeszcze nie mówił Alice, więc ona nie wiele miała tu do gadania. – Ale nie mogę o tym mówić. To niespodzianka – dodał niewinnie. Odwrócił się do niej z uśmiechem na twarzy, świadczącym o tym, że naprawdę ma coś specjalnego na myśli i że na pewno zawczasu nie zdradzi, co się szykuje.

    Danny <3

    OdpowiedzUsuń
  79. -Nie, nie rozumiem. - Mruknął już mniej beztrosko, z nutą budzącej się w nim irytacji. Już zdążył rozbudzić swoją wyobraźnię, czuł na palach jak sunie po jej delikatnej skórze, ale wspomnienia przestały wystarczać i otumaniony umysł chciał doznań rzeczywistych. Teraz.
    Odepchnął się od stołu zaciskając szczęk. Podświadomie wiedział, że nic nie osiągnie, a to źle na niego wpływało, nawet jeśli to była gra bez możliwości wygranej już od samego początku.
    -Przywiązanie. Proszę cię. - Mruknął lekceważąco. - Jakie to ma znaczenie? - Odwrócił się do niej robiąc krok w jej stronę, choć nadal pozostawiając zdrowy dystans między nimi. Zmrużył niejako oczy zaglądając w jej. Dlaczego tak trudno było mu oponować swoje łaknienie? Warknął i spojrzał się w bok pod impulsem zamiast przybliżać się do niej jeszcze bardziej.
    Prychnął pod nosem i z jakby rozbawionym uśmiechem powracając do niej swoim wzrokiem. - Już mi Ciebie żal. - Zaśmiał się krótko przesiąkły cynizmem. - Życzę szczęścia. - Poklepał jej ramię mało delikatnie i skierował się ku wyjściu zapominając kompletnie o tym dlaczego w pierwszej kolejności w ogóle przyszedł do kuchni, i ignorując fakt, że jest zdrowo, a raczej wręcz przeciwnie, pijany i nie powinien wsiadać do swojego samochodu.
    Podrzucił kluczki w powietrzu i chwycił je bez większego problemu. Krew zastygała w żyłach na samą myśl, że potrafił tak dobrze maskować swój rzeczywisty stan, że nawet sam był w stanie uwierzyć w kreowaną iluzję. Jednym pewnym siebie ruchem wylądował w siedzeniu rozsiadając się w nim i gdy tylko zatrzasnął drzwi jego twarz zamgliła się, nie wyrażając żadnych emocji. Odniósł porażkę, odczuwając to dobitnie na własnej skórze, więc posłuchał się braku zdrowego rozsądku i wsiadł do swojego BMW.
    Silnik ryknął groźnie wraz z tym jak jego noga zatopiła się w pedale gazu, elektroniczna wskazówka podskoczyła i opadła równie szybko. Zwolnił hamulec i może ku lekkiemu rozczarowaniu kilku widzów pozwolił aby maszyna sama potoczyła się w dół podjazdu. Nie było powodu ruszać z piskiem opon, kiedy czekało go wykręcanie z ulicy pod ostrym kątem.

    Matt

    OdpowiedzUsuń
  80. Nim zdążył zareagować, co i tak jak na jego stan było szybkie dziewczyna i rower zdążyły obić się o jego samochód. Szybko zaciągnął ręczny i wyskoczył z samochodu jakby był w pełni trzeźwy, a to co zobaczył na pewno znacznie go otrzeźwiło. Tylko mimochodem zerknął na Alice, ale już kilka osób do niej podbiegło, więc nawet nie zawracał sobie nią głowy. Zamiast tego z niemalże przerażeniem zaczął odkrywać do jakich uszkodzeń doszło. Upadł na kolana dłońmi sunąc po uszkodzonej karoserii, która w jednym z miejsc zmieszała się z barwą roweru Alice. Jeszcze trochę i ręce mu się zaczną trząść. Wtedy podnosząc się do kucek dotarł do zderzaka i chyba na chwilę przestał oddychać. Alkohol na pewno sprawiał, że reagował dużo bardziej dramatyczne niż by to było na trzeźwo, ale bądź co bądź to była jego perełka, jedyna kobieta którą prawdziwie kiedykolwiek pokochał.
    Zderzak był wgnieciony, lakier zdarty, nawet maska się trochę stłukła przez to, że Alice się o nią obiła spadając. - Jak chciałaś się na mnie odegrać wystarczyło mi przywalić! - Warknął w jej stronę ignorując kompletnie w jakim była stanie, teraz opłakiwał swój samochód i to na nim skupiał całą swoją uwagę, na nim i na jego zniszczeniach. Mamrotał coś pod nosem, jakby przepraszałam swoje BMW, za to co się stało, głaszcząc nieobitą część zderzaka. Podniósł się powoli na równe nogi, czując narastającą w nim złość. Obrzucił podłym spojrzeniem kilka zebranych dookoła osób.
    -No i na co się gapicie? Nie macie nic innego do roboty? - Rzucił ostro w ich stronę i to wystarczyło aby się rozeszli i wrócili do swoich spraw. Nie potrzeba im tu było widowni. - A ty kurwa ślepa jesteś czy co? - Warknął na nią zaciskając szczęk i napinając nieświadomie mięśnie.

    Matt

    OdpowiedzUsuń
  81. [Hej. Nie pamiętam, był tutaj jakiś wątek? Jeśli nie, to przybywam tu do Alice. No to nie wiem, szukacie kogoś specjalnego? Bo my jesteśmy całkowicie otwarci. Ew. znajomość na zasadzie- kolega na papieroska z dodaniem jakiegoś ciekawego szczegółu by nas całkiem satysfakcjonowała.]

    Joseph White

    OdpowiedzUsuń
  82. Uśmiechnął się zadowolony, kiedy Alice równie zadziornie zareagowała na jego zaczepkę. Oj, dobrze wiedział, że ta wojna raz wszczęta już nigdy nie przestanie się toczyć. Koniec końców było w tym coś, co powoli uzależniało i sprawiało swego rodzaju satysfakcję. Nie można również pominąć tego, jak ekscytujące było oczekiwanie na kolejny ruch drugiej osoby. To był dodatek do ich związku, który mimo wszystko sprawiał, że wciąż byli najlepszymi przyjaciółmi.
    Nie uszła jego uwadze reakcja dziewczyny, kiedy wspomniał o niespodziance. Już po tym małym geście poczuł niewielką cząstkę sukcesu, bo dzięki temu wiedział, że udało mu się ją zaskoczyć. Zdawał sobie również sprawę, że mimo to będzie chciała zmusić go, aby uchylił choć trochę tajemnicy, ale na mrugnięcie odpowiedział jedynie kolejnym prowokacyjnym spojrzeniem. Spróbuj tylko – przekazał jej bez słów. Może i zdarzało mu się ulec jej urokowi – zdecydowanie częściej niż powinien – ale wciąż potrafił się jej postawić bez względu na to, czego próbowała do złamania go.
    – Mówiłem, ale ty wolałaś spać – wyjaśnił tonem, który świadczył o tym, że może mieć tylko pretensje do siebie samej, ponieważ to ona zamiast go słuchać, przytakiwała nieświadomie i dalej zasypiała.
    Pani Blackbourne oparła oba łokcie na stole i podparła brodę na dłoni, w zamyśleniu przyglądając się synowi spod przymrużonych powiek, zupełnie jakby usiłowała go w tym momencie rozszyfrować, ponieważ sama do końca go nie pojmowała.
    – Nie, ja też pierwsze słyszę. – Otrząsnęła się na chwilę, słysząc skierowane do niej pytanie, z czym posłała dziewczynie znaczący uśmiech. – Nawet nie wiedziałam, że Danny ma takie romantyczne pomysły... – dodała. W jej głosie dało się usłyszeć szczere zaskoczenie, ale i również mniej wyraźne uznanie. Powoli przeniosła wzrok na Daniela, a następnie uniosła kubek do ust, chowając za nim swoje rozbawienie.
    – Kto powiedział, że to ma być romantyczne? – odezwał się szybko z marną próbą wytłumaczenia. – Może chciałem zabrać Alice na największego hamburgera w mieście i przedstawić ją moim kumplom – dodał po chwili, a zabrzmiało to trochę jak pytanie. Wzruszył obojętnie ramionami, jednak uśmiechnął się lekko pod nosem.
    Jego prawdziwe plany może i nie były wyjątkowym dziełem geniuszu, ale zdecydowanie bardziej atrakcyjne, niż to co przed chwilą zaproponował. Jednak jeśli powiedziałby jej wcześniej, niespodzianka nie miałaby już takiego efektu.

    Danny <3

    OdpowiedzUsuń
  83. – Nie ściągaj jeszcze – rzucił do siedzącej obok Alice, kiedy zatrzymał się i zgasił samochód.
    Dziewczyna miała na oczach przepaskę z szalika, który wygrzebał gdzieś w domu, a którą kazał jej wywiązać niespełna kilometr wcześniej, aby nie widziała ostatecznego celu ich podróży. Nie to, żeby była do tego szczególnie chętna, ale on uparł się, że ma być sprawiedliwie, wypominając jej przy tym jego urodziny. Poza tym była to alternatywna – i znacznie moralniejsza – wersja chusteczki z chloroformem. Ach, te żarty o uprowadzaniu ludzi do Meksyku. Czy one nigdy nie przestaną być śmieszne?
    Wyskoczył z auta i obszedł je, żeby otworzyć w końcu drzwi od strony pasażera, po czym złapał Alice za obie dłonie, aby pomóc jej wyjść. Nakierował ją, gdy już widział, że stabilnie stała na ziemi, ale i tak mimo to nie puścił jej rąk, prowadząc ją dalej, by upewnić się, że nie zrobi sobie więcej krzywdy, niż to konieczne. Zdawał sobie sprawę, że ta dziewczyna potrafiła wywrócić się na prostej drodze, w końcu to jej – i jej kawie – zawdzięczał to pamiętne malowanie szkolnej ściany. Parę razy zaśmiał się cicho razem z nią, kiedy lekko się potykała, samemu oglądając się co chwila za siebie dla pewności.
    – Ok... teraz możesz patrzeć – powiedział, puszczając ręce Alice, gdy stanęli już na drewnianym pomoście.
    Następnie odwiązał supeł na szaliku z tyłu jej głowy i położył obie dłonie na jej ramionach, odwracając ją tyłem do siebie, ale przodem do jeziora, czyli całej tej niespodzianki, o którą się rozchodziło. Nie był to może szczyt marzeń, ani jego możliwości, ale coś małego, co powinno usatysfakcjonować ich oboje. Chociaż w tym przypadku można by znaleźć lepsze określenie niż małe, ponieważ jezioro było całkiem pokaźnej wielkości. Z każdej strony otaczał je las, wąskie kamienne zejścia do wody pooddzielane były od siebie pasmami szuwar, a przy co większych plażach można było dostrzec stoliki piknikowe, które – choć stare – wciąż mogłyby spełniać swoje zadanie, gdyby ktoś tylko zechciał. Odkąd pamiętał, Daniel kojarzył to miejsce z kompletną dziczą, gdzie jechało się, aby poskakać do wody z pomostu, poodkrywać nowe, ciekawsze miejsca wokół jeziora, rozpalić ognisko pod wieczór, po prostu znaleźć się z dala od wszystkiego na jeden dzień. Rzadko można tu było spotkać kogoś, kto nie był dziką kaczką czy wiewiórką.
    – Ja przynajmniej postarałem się o jezioro – odezwał się sugestywnie, lekko pochylając się od tyłu nad jej ramieniem.

    Danny <3

    OdpowiedzUsuń
  84. Z uśmiechem obserwował, jak Ali z niecierpliwością czekała na zdjęcie przepaski z jej oczu. Gdy widział podekscytowanie malujące się na jej twarzy, na początku obawiał się trochę, że może ją rozczarować, ale szybko odrzucił od siebie te myśli, kiedy z boku patrzył na jej pozytywną reakcję na widok, który miała przed sobą. Plan chyba się powiódł, a on poczuł rosnącą w nim satysfakcję i wrażenie dobrze wykonanej roboty. Udało mu się pozytywnie zaskoczyć swoją dziewczynę, a jej podziękowania jeszcze bardziej to potwierdziły.
    Nic nie odpowiedział, tylko pocałował ją w czubek głowy, delikatnie puszczając jej dłoń, po czym wrócił się do samochodu i wyciągnął z niego plecak, który tam przemycił bez wiedzy Alice.
    – Mamy coś do jedzenia na później – powiedział, wracając z uśmiechem na pomost, gdzie odłożył plecak – i ubrania na zmianę – dokończył zupełnie zwyczajnym, informującym tonem.
    Zanim pozwolił Alice na zadanie zbyt wielu bombardujących pytań – bo fakt, że zabrał ubrania na zmianę mógł być odrobinę podejrzany oraz niepokojący – posłał jej szeroki i zupełnie bezwstydny uśmiech, a następnie w mgnieniu oka znalazł się już przy niej i porwał ją na ręce. Złapał ją w zgięciu kolan, drugą rękę trzymając pod jej plecami, i podbiegł na sam koniec pomostu. Zatrzymał się gwałtownie i wziął lekki zamach, kompletnie ignorując wszelkie protesty dziewczyny. Sam musiał uważać, żeby nie stracić równowagi i nie wpaść razem z nią. Zemsta jest mokra w tym przypadku.
    – Pamiętasz, jak mówiłem dzisiaj o wojnie? – zawołał, gdy Foxy wystawiła już głowę nad powierzchnię wody. Zaśmiał się, patrząc jak otrząsa się po szoku i łapczywie próbuje zaczerpnąć powietrze. Żeby tylko widziała w tej chwili swoją minę.
    Zanim dziewczyna zdążyła go kompletnie zachlapać wodą, szybko pozbył się koszulki, a zaraz w jej ślady poszły również buty oraz spodnie. Skoro już miał taką przewagę, to czemu nie pozwolić sobie na oszczędzenie ubrań? Z niewielki rozbiegiem zeskoczył z pomostu, lądując niedaleko Alice i rozpryskując przy tym wodę.
    – Nie utop mnie, proszę – zaśmiał się, odpływając od niej, żeby nie poddać się tak od razu.

    nie top <3

    OdpowiedzUsuń
  85. Nie mógł poradzić nic na to, jak bardzo w tej chwili był szczęśliwy. Nie mógł również wyjaśnić, dlaczego tak konkretnie, ale wiedział, że jest po prostu szczerze szczęśliwy i nie chciał tego zmieniać. Takie dni i takie chwile miały dla niego szczególne znaczenie, bo nie było w jego myślach ani przeszłości, ani przyszłości, było tylko tu i teraz, i Alice.
    Nic nie robił sobie z jej gróźb, tylko dalej się śmiał. Kiedyś to jezioro wydawało mu się sporo głębsze, ale to tylko dlatego, że sam był wtedy sporo mniejszy. Kiedy więc Alice go dogoniła, pewnie dotykał już stopami dna. Mimowolnie ugiął się lekko na nogach, gdy poczuł, jak dziewczyna wdrapuje mu się na plecy. Odruchowo wyciągnął ręce z wody i złapał jej dłonie na jego klatce piersiowej. Podjął szybką reakcję na jej groźby – a raczej groźnie brzmiące zapewnienia – jednak nic nie odpowiedział. Zamiast tego zanurzył się całkowicie pod wodę, ciągnąc razem ze sobą Alice. Po krótkie chwili wypłyną z powrotem na powierzchnię i odpłynął kawałek, wciąż czując na plecach ciężar dziewczyny, która mimo wszystko kurczowo się go trzymała. Znowu oparł się o dno i poluźniając jej uścisk, przekręcił się tak, że teraz był do niej odwrócony twarzą.
    – Déjà vu, co? – odezwał się, odsuwając się od niej lekko.
    Ułożył dłonie na jej talii, wyczuwając pod palcami krawędź koszulki. Zwinął trochę przemoczony materiał, czekając aż Alice uniesie ręce, mocniej obejmując go przy tym nogami. Pozbył się ciężkiej od wody bluzki, odrzucając ją na pomost, aby się nigdzie nie poniewierała.
    A skoro już są przy tym... Uśmiechnął się do niej, ale zamiast przyciągnąć ją bliżej i pocałować, puścił ją i wrzucił do wody zupełnie jak tamtej nocy w jego urodziny, kiedy zarzucił jej, że ubrania jej wysychają.
    – Sorry, naprawdę nie chcę dzisiaj umierać – rzucił, odpływając od niej tyłem.

    Danny <3

    OdpowiedzUsuń
  86. Kątem oka zdążył zauważyć, że Alice płynie w przeciwną stronę, jednak i tak nie zatrzymał się, póki nie znalazł się w bezpieczniej odległości, która chwilowo zapewniała mu przewagę. Odwrócił się i patrzył, jak wdrapuje się z powrotem na pomost, a następnie pozbywa się szortów. Zaśmiał się tylko w odpowiedzi na jej kolejne ostrzeżenie, ale zanim zdążyła wskoczyć do wody, płynął już dalej, aby zwiększyć między nimi dystans. Przez dłuższą chwilę kluczył w wodzie, okazyjnie chlapiąc Alice, by utrzymać ją zdala od siebie. Zanurkował parę razy, odpływając jeszcze dalej, ale ostatecznie uznał za bezcelowe ciągłe uciekanie, dlatego przystanął w miejscu, gdzie wyczuł dno i wziął moment na złapanie oddechu. Z uśmiechem zobaczył, że Alice już się do niego zbliża, dlatego powoli zaczął płynąć w drugą stronę, żeby nie zarzucała mu, iż się specjalnie podstawił.
    – Ok, ok, masz mnie. – Poddał się, czując rękę na karku. – Okaż litość, proszę – zaśmiał się boleśnie, odwracając się do niej kapitulacyjnie.
    Był ciekawy, jak by to było, gdyby Alice kiedykolwiek dotrzymała swoich gróźb. Nie to, żeby podważał jej autorytet, ale w tej kwestii bywała bardzo niesłowna. Czasami trzymała się twardo i na pewno biła swoje osobiste rekordy, ale wciąż zbyt szybko ulegała. A przecież w tej chwili nawet specjalnie nic nie zrobił, aby ją zmiękczyć.
    – A niech mnie cholera – zgodnie mruknął przez jej usta.
    Uśmiechnął się przez pocałunek, po czym odsunął głowę na tyle, na ile pozwalała mu zarzucona na szyję ręka Alice. Spojrzał na nią z góry, uśmiechając się.
    – Masz intrygującą definicję słowa przewalone – stwierdził, obejmując jej plecy ramionami, ale zaraz puścił ją jedną ręką, aby podpłynąć kawałek dalej, wciąż niosąc ze sobą dziewczynę. – Jesteś za łatwa, Ali, wiesz o tym, prawda? – westchnął żartobliwie, przy tym lekko bawiąc się ramiączkiem jej stanika.

    Danny ❤

    OdpowiedzUsuń
  87. Nie zrozumcie go źle – schlebiało mu to, że działał na swoją dziewczynę w taki, a nie inny sposób. Bądź co bądź, on sam w jej towarzystwie miewał problemy z utrzymaniem rąk przy sobie. I w obu ich przypadkach działanie te były nie do końca kontrolowane i wykraczały poza obszar silnej woli. Jednak to, że byli w związku, nie musiało oznaczać tego, że już nie mogli siebie nawzajem zdobywać. Chodziło o to, aby bez względu na formalny status czy staż stawiać sobie wyzwania i wciąż się zaskakiwać.
    Uśmiechnął się zadziornie, gdy Alice strzepnęła jego rękę, ale nic nie odpowiedział. Lekko chlapnął za nią wodą, ale sam popłynął dalej. Odwrócił się przez ramię zaintrygowany tym, czego szukała na pomoście.
    – Nie wierzę! – rzucił zdumiony, gdy zobaczył, jak dziewczyna dobiera się do jego ciuchów. – Ty mała...
    Od razu zaczął szybko płynąć w jej stronę, chociaż wiedział, że i tak nie uda mu się już niczemu zapobiec. Nie był jeszcze nawet wystarczająco blisko, aby dosięgnąć pomostu, a jego ubrania już całkowicie ociekały wodą. Wyciągnął rękę i złapał rzuconą do niego koszulkę, ale w tej samej chwili zacisnął powieki, gdy ciężkie, przesiąknięte spodnie, wylądowały obok niego, rozchlapując wodę, którą od razu poczuł na twarzy.
    – Alice, chodź tu! Nie żartuję! – zawołał ostrzegającym tonem.
    Wziął kompletnie przemoczone części swojej garderoby do jednej ręki, po czym jak najszybciej się dało pokonał pozostałą odległość dzielącą go od pomostu i zanim się na niego wdrapał, wrzucił na deski ubrania, które trzymał. Błyskawicznie wskoczył na górę. – Zobaczysz, będziesz sama wracała do Nowego Jorku! W dodatku w samej bieliźnie!
    Bez zastanowienie pobiegł za uradowaną swoim wyczynem Alice, doganiając ją zanim zdążyła uciec na koniec pomostu. Złapał ją od tyłu, mocno obejmując ramionami jej brzuch i ani myślał o puszczeniu jej w tej chwili. Uniósł ją do góry, nie poluźniając uścisku, a zważając na jej wzrost, nie potrzeba było wiele, aby nie dosięgała stopami ziemi. Obrócił się i zaczął ją nieść z powrotem na krawędź pomostu, kompletnie nie zważając na jej wierzganie nogami.
    Masz przewalone – zaśmiał się jej do ucha, przyśpieszając kroku, co pozwoliło mu nabrać odpowiedniej prędkości, aby wskoczyć z powrotem do jeziora, tym razem z nią.

    Danny ❤

    OdpowiedzUsuń
  88. Dopiero podczas krótkiego skoku, udało mu się przygotować na kolejne spotkanie z wodą. Zamknął mocno oczy i urywając śmiech, wziął głęboki oddech, a potem już był pod powierzchnią jeziora. Wtedy puścił Alice z uścisku, bo tak im obojgu łatwiej było wypłynąć, a sam odbił się nogami od dna i się wynurzył. Tak szybko, jak dziewczyna również nabrała powietrza, zaczął ponownie się śmiać, podejmując bezskuteczną próbę zasłonięcia się rękami przed jej atakiem. Nie pozostał jej długo dłużny, bo nie minęła chwila, a i on zaczął ją nieprzerwanie chlapać. Minęła dobra chwila, zanim oboje wyczerpani śmiechem oraz bezustannym wymienianiem się kolejnymi salwami wody, zgodnie zaprzestali bitwy. Danny ze zmęczonym uśmiechem na twarzy z powrotem przyjął do siebie Alice, obejmując ją ramionami. Wystarczyło tylko, aby uniosła ręce w celu założenia mu ich na szyję, a już się nad nią pochylił. Był do tego przyzwyczajony, że musiał się schylać, aby ją pocałować. Jeszcze zobaczy, że na starość będzie miał problemy z kręgosłupem!
    Uśmiechnął się do siebie, kiedy usłyszał jej słowa, ale nie zdążył odpowiedzieć, bo jego oddech został na dłuższy moment zabrany przez jej pocałunek. Dopiero po schował rozbawiony uśmiech za sugestywnym spojrzeniem.
    – Wiesz, chyba już to kiedyś słyszałem. Kurczę, nie mogę sobie tylko przypomnieć od kogo – odparł, unosząc strapione oczy do góry, jakby naprawdę szukał w zakamarkach swoich wspomnień dziewczyny, która mogła mu coś takiego powiedzieć.
    W odzewie Alice popchnęła go do tyłu, a on nieprzygotowany na taką odpowiedź stracił lekko równowagę i upadł do tyłu, śmiejąc się przy tym.
    – To w sumie zrozumiałe, skoro wolisz mnie mokrego – rzucił za nią żartobliwie.
    Chciał wyzwań, to ma wyzwania. Chyba coś jednak było w tym, że niedostępne rzeczy kuszą najbardziej. Teraz tylko pozostawało mu czekać na to, co w zemście przygotuje dla niego Alice. Tak jak powiedział – ta wojna się nigdy nie kończy – i właśnie to było w tym najbardziej podniecające.
    Oboje byli już lekko zmęczeni tym ciągłym pływaniem i ganianiem się, ale Daniel zebrał siły i udało mu się dopłynąć do dziewczyny, a kiedy się przy niej znalazł, objął ją od tyłu, zaplatając ramiona na jej brzuchu
    – Chcesz zostać w wodzie i się na mnie napatrzeć czy wolisz dać mi szansę, abym przekonał cię, że suchy wyglądam równie dobrze? – zapytał, pochylając się nad jej uchem.

    Danny ❤

    OdpowiedzUsuń
  89. – Gratuluję wyboru. Zapewniam, że będzie pani zadowolona, panno Hastings – przytaknął jej, po dżentelmeńsku kładąc rękę na jej plecach i wskazał jej ręką pomost. Przepuścił ją jako pierwszą, oczywiście wciąż jako dżentelmen. To, że przy okazji miał dobre widoki, było przypadkowym bonusem.
    Odebrał od Alice ręcznik i wytarł w niego włosy, okazyjnie przecierając sobie twarz. Resztę zostawił tak jak było. Chciała go mokrego, to miała go mokrego. Okazyjnie rzucił spojrzenie na Alice, która akurat zadała mu pytanie, poprawiając bez przerwy spadające ramiączko. Damn, tak być nie może, coś trzeba z tym zrobić. Uśmiechając się, przeszedł obok niej i ostentacyjnie rzucił jej swój ręcznik, po czym bez słowa podszedł do samochodu. Zabrał z tylnego siedzenia koc, a kiedy wrócił na pomost, rozłożył go na deskach. Usiadł i wyciągnął rękę do dziewczyny, przyciągając ją w dół. Położył się obok niej, ale zaraz przewrócił się na bok, patrząc na nią przez chwilę, jak leżała na słońcu z przymkniętymi oczami, a krople wody wciąż błyszczały się gdzie nie gdzie na jej skórze. Pochylił się nad nią i pocałował ją w policzek. Kładąc dłoń na jej brzuchu, przysunął się do niej odrobinę bliżej, a następnie przeniósł usta na jej szyję, palcami wolnej dłoni odgarniając z tego miejsca mokre włosy. Bez pośpiechu zszedł z pocałunkami niżej na jej ramię, z którego ponownie lekko zsunęło się ramiączko. Tak, możliwe, że mu trochę dopomógł, ale ono bezustannie go prowokowało. Gdy po chwili mimo wszystko nie otrzymał od niej żadnej reakcji, zbity z tropu uniósł głowę.
    – Alice? – W jego głosie słychać było konsternację, gdy przeciągle zabrał dłoń z jej brzucha.

    Danny XD

    OdpowiedzUsuń
  90. Naprawdę nie przywykł do takiej reakcji... a raczej jej braku. Nie było powiedziane, że kiedy całował dziewczynę, ta musiała odpowiedzieć mu z równym pożądaniem – czasami nawet bywało lepiej poczuć się tą dominującą połówką. W takich sytuacjach oczekiwał jednak chociaż minimalnego zainteresowania, a tego Alice w tej chwili w ogóle mu nie okazała. Zazwyczaj, gdy chciał zyskać jej uwagę, wystarczyło, aby jego usta nawiązały kontakt z wrażliwą skórą na jej szyi – wiedział zbyt dobrze, że to był jej słaby punkt – i miało to stuprocentową skuteczność. Tym razem jednak nawet to nie zadziałało i chyba po raz pierwszy nie wiedział, co zrobić w takim momencie... głównie dlatego, że w ogóle coś takiego zdarzyło mu się pierwszy raz w życiu.
    – Boli cię co... – zaczął niepewnie, ale nie skończył, bo w sumie nie wiedział, jak się zachować.
    To wszystko było częścią gry. Bawiła się nim, aby się na nim odegrać. Była to zupełnie nowa forma zemsty, której kompletnie się nie spodziewał, a ona dobrze o tym wiedziała i specjalnie wzięła go z zaskoczenia. Czuł się teraz głupio wpatrując się w nią z lekko uchylonymi ustami, jakby całkowicie zgubił wątek.
    Zmrużył powieki i zacisnął usta, mierząc ją podejrzliwym spojrzeniem.
    – Och, okej... – odparł kompromisowo, podnosząc się do siadu. – Możemy sobie po prostu posiedzieć... i popatrzeć na kaczki, skoro i tak nie mamy nic lepszego do roboty – dodał obojętnie, usadawiając się przy jej stopach, aby mieć na nią dobrą perspektywę. Okazyjnie położył dłoń tym razem na jej nodze, lekko stukając ją palcami w kolano, zastanawiając się, jaką taktykę on powinien teraz przyjąć.

    Danny XD

    OdpowiedzUsuń
  91. Nie przerwał z nią kontaktu wzrokowego ani na sekundę. Teraz, gdy to on teoretycznie był na przegranej pozycji, nie mógł sobie pozwolić na pokazanie po sobie choćby chwili słabości. Możliwe, że powiedział coś takiego, ale jak widać ich komunikacja w tym jednym przypadku niefortunnie zawiodła, bo na pewno nie miał na myśli tego w sposób, w jaki odebrała to Alice. Cóż, nie pozostaje mu nic innego, jak wziąć to na klatę i dać jej to, czego chciała. Jej niepokorny uśmiech tylko bardziej utrzymywał go przy tej myśli, ale jego osobistym celem było w tej chwili pozbycie się go z jej twarzy i odebranie jej chwilowo pewności siebie.
    Wyprostował się i zabrał rękę z kolana Alice, nie śpiesząc się i od niechcenia przeciągając dłonią po jej łydce. Odchrząknął nieznacznie, po czym przesunął się i usadowił się między jej nogami, przysiadając na swoich piętach. Z nieporuszoną miną ogarnął spojrzeniem całość jej ciała, w pełni świadom tego, że dziewczyna z uwagą obserwuje każdy jego ruch.
    – Wiesz, Alice, co mnie najbardziej zastanawia? – zaczął zupełnie zwyczajnym tonem głosu. Czuł na sobie jej przenikliwy wzrok, ale sam nie patrzył na nią, za to skupił uwagę na swojej ręce, którą ułożył na zewnętrznej stronie jej zgiętej nogi. Dalej powiódł spojrzeniem za swoimi palcami, które wyznaczyły sobie drogę od jej kolana, przez udo, aż po talię, gdzie na chwilę je zatrzymał tylko po to, by powoli przesunąć je lekko w dół. Drugą dłoń w tym momencie położył w dokładnie tym samym miejscu na jej drugim biodrze. Nie śpieszył się, wykorzystywał w pełni swój czas, unikając pochopnych działań. – Jak trudna naprawdę potrafisz być? – dodał, podnosząc wzrok i popatrzył w jej oczy.
    Obdarzył ją nikłym uśmiechem, podczas gdy jego palce lekko sunęły w tą i z powrotem po krawędzi jej bielizny. Z uwagą wyczekiwał choćby najmniejszego gestu, który świadczyłby o jej zawahaniu.
    – Tak myślałem – odparł, wyczuwając chwilowe spięcie, kiedy zahaczył palcami przemoczony materiał na jej biodrze, ściągając go minimalnie w dół. Poprawił go z powrotem tak, jak było i od razu zabrał ręce, aby oprzeć dłonie po obu stronach jej głowy, pochylając się nad nią tak, aby być jak najbliżej niej, a jednak w ogóle jej nie dotykać. – To by było nie fair, prawda?

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  92. Kobiety prawdopodobnie są mistrzyniami w sztuce odwróconej psychologi. Nie tylko w przypadku tak znaczy nie, a nie znaczy tak. Zgrywanie niedostępnej działało podżegająco na większość facetów, a to tylko dlatego, że kierowani ludzką próżnością najbardziej pragnęli tego, czego mieć nie mogli. Udawanie, że nie jest się zainteresowaną jego staraniami, czule dotykało męskiego ego, co zachęcało go tylko do udowodnienia, iż stać go na więcej. Natomiast ta dwójka prowadziła otwartą grę, w której oboje doskonale się orientowali. Daniel dobrze zdawał sobie sprawę, co robi Alice, a Alice wiedziała, co robi Daniel. Mimo to oboje lubili stwarzać pozory, w tym tkwiła cała zabawa.
    Po jej pytaniu ścisnął nieznacznie usta, usiłując zamaskować drobny uśmiech, od którego nie potrafił się powstrzymać. Spojrzenie utkwione w jej oczach ostatecznie zwrócił powoli ku jej ustom, jakby specjalnie chciał zwrócić uwagę na tę zmianę. Zwilżył ostrożnie dolną wargę, po czym nagle z lekkim rozbawieniem pokręcił głową. Nie wiedział, czemu tak to na niego zadziałało, ale chyba po prostu wciąż łapał się na tym, że kochał ją za takie małe rzeczy, jak na przykład to, że umiała znaleźć odpowiedź, która miała go rozproszyć, chociaż i tak była sensowna. Wypierając z głosu rozbawienie, w końcu się odezwał:
    – Znasz mnie... – Pochylił się nad nią jeszcze bardziej, tak, że teraz dzieliła ich już minimalna odległość. – Niekoniecznie zawsze.
    Ominął jej usta i od razu pocałował ją we wrażliwym miejscu pod uchem, uśmiechając się przy tym do siebie.
    – Ale ja nie muszę oszukiwać – powiedział obojętnym tonem, którym chciał zamanifestować swoją pewność siebie. Jeśli już ma wygrać, to równie dobrze może tym samym udowodnić, że jest zdolny dokonać tego z pełną uczciwością.
    Z uśmiechem położył się przy niej na prawym boku, podpierając głowę na dłoni. Wolną rękę położył na jej biodrze, aby również przekręcić ją na bok, aby leżała twarzą do niego.

    Danny ❤

    OdpowiedzUsuń
  93. Z zewnątrz wyglądała na bardzo opanowaną, wyluzowaną wręcz, prawie jakby wszystko, co robił, pozostawało jej zupełnie obojętne. Znajdował się jednak na tyle blisko niej, iż wiedział, że daleko jej do pełnego spokoju. W tej odległości niemalże na własnej skórze czuł napięcie jej ciała, którym broniła się przed kompletnym poddaniem się jego dotykowi. A to było jedyne, o czym w tej chwili myślał. Co prawda, przywykł do tego, że to on z reguły przejmował inicjatywę, ale podobało mu się również, gdy Alice narzucała tempo. Zawsze było to wprowadzeniem czegoś nowego, a co nowe, to i ekscytujące, tu natomiast nie istniał dla niego limit. Nade wszystko lubił jednak moment, w którym po krótszych czy też dłuższych staraniach łamał jej opór i wiedział, że ona także to lubiła. Tylko czekała na to, kiedy Daniel postara się, aby doznanie było na tyle silne, że już nie będzie możliwości, by się go wyrzec, jednak teraz była zbyt dumna, aby uległością przyznać, że znowu udało mu się to zbyt szybko. Lubił czuć, jak jej ciało poddaje się jego kontroli, miał wtedy wrażenie, jakby sam jego dotyku sprawiał, iż rozpływa się ono, a on jest jedynym, co jeszcze trzyma ją w całości. Nie tylko budowało to jego samoocenę, to był najmniej istotny fakt. Liczyła się jej satysfakcja, to, kiedy bez słów domagała się więcej jego uwagi. A ta skierowana była wyłącznie na nią. Chciał być jej pierwszą myślą, gdy słyszała słowo rozkosz i żeby poznała jej prawdziwe znaczenie od początku do końca. A wszystko to, ponieważ był w niej tak beznadziejnie zakochany, iż chciał jej wyznawać tę miłość w sposób inny niż kwiaty czy drogie prezenty. Pragnął jej dać coś dużo bardziej wartościowego, coś niepowtarzalnego, czego nie mogła dostać od nikogo innego.
    Powoli zabrał dłoń z biodra Alice, sunąc nią w górę po jej boku, zarysowując tym kształt jej sylwetki. Nie było to delikatne muśnięcie palcami – był to pełen, pewny dotyk, sygnalizujący, że na tak śmiałe posunięcie może sobie pozwolić wyłącznie on, chociaż nie było tam nikogo, komu mógłby to pokazać. Zatrzymał rękę dopiero, gdy ponownie się odezwała. Uniósł spojrzenie do jej oczu i oddał je z równą intensywnością.
    – Nie powiesz mi chyba, że nadal uważasz, że mi się to nie uda, prawda? – retorycznie odpowiedział jej pytaniem na pytanie.
    Uśmiechnął się kącikiem ust, nie pozbywając się chłodnego, niepokornego spojrzenia, choć dotyk jej dłoni sprawił, że przez jego ciało przeszedł prąd, na nowo budząc w nim dokładnie to samo pożądanie, które widział w jej oczach.
    – Pomóż mi – odezwał się, momentalnie przeskakując wzrokiem do jej ust. – Co mi ją w takim razie zapewni?
    Z powrotem popatrzył jej w oczy, cierpliwie czekając. Na odpowiedź? Wskazówkę? Jej ruch? Coś, co pozwoli im uwolnić się od wyczekiwania.

    Danny ❤

    OdpowiedzUsuń
  94. Sugestywne prowokowanie było nieodłączoną częścią jego samego. To nie tak, że nie potrafił wprost powiedzieć, czego tak naprawdę w tej chwili chciał. Ale gdzie w tym zabawa? Nie znosił monotonii, podawania wszystkiego jak na dłoni. Coś, co się samemu zdobyło i na to zasłużyło, ostatecznie smakowało znacznie lepiej. Granie na zwłokę było trochę jak aktorska improwizacja – tym samym po prostu leżało już w jego naturze. Oczywiście nie zawsze chodziło o wydobycie jak największego pożądania. Czasami wystarczył zwykły, pochmurny dzień, nudne powtórki programów w telewizji, Alice wygodnie ułożona na jego klatce piersiowej, jej palce wplecione w jego włosy oraz jego dłonie leniwie kreślące różne szlaczki na jej plecach. Wierzył, że intymność nie zależała od intensywności doznań, a od poczucia bliskości i komfortu, który towarzyszył im obojgu, gdy zostawali sami. Co nie zmienia faktu, jak niepowtarzalne było wrażenie, kiedy dało się poczuć rosnącą temperaturę powietrza wokół nich i to, jak gęste się wydawało. Niemalże ciężko było wtedy oddychać, a jedynym wyjściem, o którym mógł myśleć, było zaczerpnięcie powietrza prosto z jej ust.
    Tak też zrobił tym razem. W chwili, gdy tylko ich usta nawiązały ponowny kontakt, oddał pocałunek z równym zaangażowaniem. Kiedy całowała go z taką desperacją, wracały do niego pewne wspomnienia. Zupełnie jakby znowu byli dwójką przypadkowych znajomych całujących się po raz pierwszy. Wtedy jednak czuł dopasowanie ich ust i wiedział, że tak idealne współgranie nie zdarzało się przy pierwszych pocałunkach. Ona nie była już losową koleżanką. Była Alice – jego najdroższą przyjaciółką, nielogiczną miłością oraz najlepszym błędem jego życia.
    Z ulgą przyjął jej zdecydowany ruch w kierunku, do którego zmierzali, ponieważ kujący ból w jego podbrzuszu narastał z każdą sekundą zwłoki. Nie było celu w dalszej grze, dlatego bez przerywania pocałunku natychmiast przycisnął do siebie jej ciało, po którym bez niepotrzebnych już zahamowań zaczął wodzić ręką. Swoją drugą dłonią podtrzymał jej podbródek, gdy na moment odsunął się od jej ust.
    – Wygrałem – zaśmiał się cicho, po czym od razu pocałował ją ponownie.
    Można powiedzieć, że wygrali oboje.

    Danny ❤

    OdpowiedzUsuń
  95. Sytuacja ta w sumie bardzo przypominała tą z minionego poranka. Tyle że tym razem pora była jeszcze wcześniejsza... albo późniejsza – zależy, od której strony woli się liczyć. Nie ulegało jednak wątpliwości, że był jeszcze środek nocy. Świadomość tego nie ominęła również Daniela, który w kompletnej ciemności zderzył się na korytarzu z rogiem komody, wprawiając w zachwianie prawdopodobnie jakiś wazon, który był na niej ustawiony. Nie przypominał sobie, aby wcześniej tam stała. Zaklął cicho pod nosem, po czym nie ruszył się przez parę dobrych sekund, nasłuchując, czy aby na pewno nie narobił zbyt dużego hałasu. Powodem jego nocnego wymknięcia się z pokoju była kolejna niespodzianka dla Alice. Kto by w ogóle pomyślał, że ten chłopak miał tyle tajemniczych pomysłów, prawda? Nie były to co prawda rzeczy imponujące – przynajmniej nie dla większości ludzi – jednak znał Alice na tyle dobrze, żeby wiedzieć, czym zyskać sobie jej aprobatę. Uważając na skrzypienie zawiasów, otworzył ostrożnie drzwi i wszedł do pokoju gościnnego, nie domykając ich za sobą. Podszedł do łóżka i usiadł bokiem na materacu, nie siląc się na jakąś szczególną delikatność. Przecież i tak chodziło mu o to, aby obudzić dziewczynę.
    – Ali – odezwał się głośnym szeptem. Wyciągnął rękę i klepnął ją leciutko w policzek, powtarzając: – Alice, obudź się.
    Uśmiechnął się zwycięsko, kiedy w końcu podniosła na niego nieprzytomne spojrzenie, po czym zsunął się łóżka i przykucnął na podłodze tuż przy jej głowie.
    – Uprzedzam twoje pytanie – jest około pierwszej w nocy i wcale nie przyszedłem tu z powodu, dla którego chciałabyś, żebym przyszedł do twojego łóżka – zaczął od razu w najbardziej rzeczowy sposób, w jaki potrafił, kwitując swoje słowa błyskotliwym uśmiechem. – Chodź. Muszę ci coś pokazać.
    Oparł podbródek na materacu, aby ich twarze znalazły się na równym poziomie. Posłał jej to swoje słynne spojrzenie szczeniaczka, mając nadzieję, że i tym razem będzie dostatecznie skuteczne, aby wyciągnąć ją z łóżka.
    – Proooszę?

    Danny ❤

    OdpowiedzUsuń
  96. Popatrzył w jej zaspane oczy u uśmiechnął się, gdy potargała mu dłonią włosy.
    – Cierpliwości, Ali – odpowiedział. Zadawanie pytań, kiedy ktoś w środku nocy wyciąga cię z łóżka było tak racjonalne, że aż niedorzeczne. – Myślałem, że zdajesz sobie sprawę, na jakiej zasadzie działają niespodzianki?
    Podniósł się na nogi i wyciągnął do niej rękę, ze zniecierpliwieniem przebierając nogami. On tej cierpliwości, o którą prosił Alice, nie miał.
    – Obiecuję, że nawet nie wyjdziemy z domu.
    Jak tylko wygrzebała się z łóżka, Danny zaciągnął ją do swojego pokoju, uważając na korytarzu, aby nie narobić zbyt dużego hałasu. Zamknął za nimi drzwi i uśmiechnął się do Alice, mijając ją, aby podejść do okna po drugiej stronie pokoju. Otworzył je i wchylił się lekko, aby dokonać ostatniego rzutu okiem, czy aby na pewno wszystko jest na miejscu, po czym odwrócił się do dziewczyny i ponownie posłał jej zachęcający uśmiech. Przysiadł tyłem na parapecie, a następnie przerzucił jedną nogę, siedząc teraz okrakiem, teoretycznie będąc połową siebie w domu, a połową na zewnątrz.
    – No nie patrz się tak na mnie – zaśmiał się, widząc jej minę, która świadczyła o tym, że właśnie zastanawiała się, jak bardzo zwariował przez ten krótki czas, kiedy się nie widzieli. Nie minęło nawet parę marnych godzin, a on już postradał zmysły, nieprawdopodobne.
    Pochylił głowę, aby nie uderzyć się w górną część okna i wstał, stojąc już na dachu nad gankiem. Na całe szczęście nie był on wcale stromy, dlatego też bez obaw można było wykorzystywać go do tak niekonwencjonalnych celów. Leżał już tam koc, który Daniel rozłożył tam zanim poszedł wyciągnąć Alice z łóżka, ponieważ dłuższe siedzenie na tej dachówce mogło spowodować ból w nieodpowiednich partiach.
    – Kiedy ostatni raz spędziłaś noc poza Nowym Jorkiem, co? – rzucił do niej z szerokim, ale tajemniczym uśmiechem. Pomysł ten zrodził się już w jego głowie jakiś czas temu, ale nigdy nie miał odpowiednich warunków na wcielenie go w życie. Dlatego gdy tylko nadarzyła się ta jedyna okazja, nie mógł jej tak po prostu zmarnować.

    Danny ❤

    OdpowiedzUsuń
  97. Przywitał Alice na dachu z rozłożonymi ramionami, jakby chciał w pełni zaprezentować jej widok. Znajdowali się zaledwie trzy metry nad ziemią, a i tak z tej perspektywy niebo wydawało się być bliżej, niż z chociażby dwudziestego piętra wieżowca w Nowym Jorku. Kompletna ciemność nad nimi pokryta była gwiazdami aż po sam horyzont, którego z tego miejsca nie było widać z żadnej strony, ale pozostawało jeszcze całe mnóstwo gwiazd centralnie nad ich głowami i gdzie tylko by okiem sięgnąć. W dodatku w tej okolicy samochód o takiej porze był rzadkim zjawiskiem. Dookoła panowała kompletna cisza i spokój, a ładna pogoda dopełniała tylko całość – przyjemne, ciepłe powietrze nie przeszkadzało w siedzeniu na zewnątrz nawet o tak późnej porze, chociaż delikatny wiatr sprawiał, że nie było duszno. Słowem – było idealnie, i to nie tylko z powodu sympatycznego otoczenia. Popatrzył w dół na Ali, kiedy ta przytuliła się do jego ręki.
    – Teraz rozumiesz, dlaczego nie mogliśmy tego załatwić o bardziej przyzwoitej porze – zażartował, nie spuszczając wzroku z jej rozpromienionej twarzy. – Tego nie zobaczysz w Nowym Jorku – dodał, podnosząc spojrzenie w górę.
    Blask świateł nad miastem całkowicie uniemożliwiał obserwowanie nieba w taki sposób, w jaki można było to robić na otwartej przestrzeni. W Nowym Jorku nawet w bezchmurną noc zobaczenie jakiejkolwiek gwiazdy wymagało niezwykłego szczęścia. Co prawda, nie była to rzecz, którą koniecznie należałoby dodać do listy minusów mieszkania w wielkim mieście, ponieważ nie miało to aż tak dużego znaczenia, ale kiedy już się poza nie wyjechało i zobaczyło na własne oczy ogrom tego nieba, to robiło to na człowieku takie wrażenie, że momentami nawet przytłaczało, jednak w dziwnie pozytywny sposób.
    – Jak byłem mały, często tak robiłem, bo uaktywniałem się dopiero w nocy – zaśmiał się, odchodząc od niej i przykucnął, po czym usiadł na kocu.
    Nie to, żeby w ciągu dnia był jakoś szczególnie rozespany. Prawdę mówiąc, był na tyle ruchliwym dzieckiem, że nie bez powodu wszyscy podejrzewali u niego ADHD.

    Danny ❤

    OdpowiedzUsuń
  98. -Ja w ciebie wjechałem?! - Prychnął z rozbawieniem połączonym z frustracją. -Chyba wolniej już jechać nie mogłem, a ty w ogóle nawet nie próbowałaś się zatrzymać na tym swoim rowerze, co? - Póki co stał jeszcze w jednym miejscu, ale chęć pomszczenia swojego samochodu wzrastała coraz bardziej, wręcz w chorym sensie napędzając go do werbalnego wyładowania, bo jeszcze w tyle głowy wiedział gdzie leży linia jego moralności. - Ah, czyli ty jesteś całkowicie trzeźwa, nie no chyba w tym wypadku biorę winę na siebie. - Mruknął z przesiąkniętym sarkazmem tonem.
    -Takim prawem, że w odróżnieniu od Ciebie znam swoje możliwości nawet po pijaku. - I tu akurat mówił prawdę, samochód był dla niego na tyle ważne, że nawet nietrzeźwy wiedział gdzie była dla niego granica. Gdyby ryzyko rozbicia było zbyt duże, nie pozwoliłby sobie nigdzie odjechać. - Ale zachciało się wsiadać na pieprzony rower! I teraz mam wgnieciony zderzak. - Warknął zaciskając szczęk i podchodzącej do niej bliżej instynktownie, ale zatrzymując się mniej więcej pół metra przed nią. Patrzył jej prosto w oczy, równie twardo co ona, a aurę rosnącej na sile wściekłości dało się niemalże odczuć. -Zdajesz sobie w ogóle sprawę z tego co zrobiłaś? Bo to chyba nie dociera do takich jak ty. - Podświadomie dążył do tego, żeby również wyprowadzić ją z równowagi, jeśli już sam jest w takim stanie to może ściągnąć ją do tego poziomu razem ze sobą i wiedział, że dziewczyna już zaczęła to czuć.

    Matt

    OdpowiedzUsuń
  99. Zanim związał się z Alice nie miał pojęcia o funkcjonowaniu związków. Czytał o nich, widział je na filmach, ale nie potrafił przenieść ich do swojego życia. Chodzenie na randki, trzymanie się za ręce, rozmawianie o uczuciach – to nigdy nie odnalazło swojego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Teraz mając Alice rozumiał już, że miłość ma różne odmiany, nie tylko tą fizyczną. Nie obchodziło go, że niektórzy mogli uważać te romantyczne bzdety za śmieszne. On i Ali sami często się z tego śmiali. Ale nic nie mógł na to poradzić, że był szczęśliwy, gdy trzymał jej dłoń i po prostu rozmawiali, chociaż zostawali sami i mogliby wykorzystać ten czas w całkiem inny sposób.
    – Rodzice mnie przeklinali, bo nigdy nie chciałem chodzić spać przed północą – zaśmiał się, wyjaśniając. Kiedy położyła głowę na jego kolanach, popatrzył w dół na jej uśmiech i dał jej spleść ich palce. Wolną dłoń ułożył delikatnie na głowie Alice, lekko gładząc jej włosy.
    Gdy był mały naprawdę w domu mieli z nim utrapienie. Wszędzie było go pełno. Zazwyczaj tam, gdzie go być nie powinno i kiedy go być nie powinno. Potem oczywiście wyszedł z fazy hiperaktywnego dzieciaka i wszedł w okres nastolatka, który wolał nie odsłaniać zasłon w pokoju, ponieważ popołudniowe słońce nie ułatwiało spania. Wciąż jednak całkowicie nie pozbył się z siebie nadmiaru energii, która roznosiła go do teraz.
    – Ty nigdy nie mówisz o dzieciństwie – zauważył nagle, spuszczając wzrok z nieba, aby spojrzeć na jej twarz. Wiedział, że Alice może nie czuć się całkowicie komfortowo w temacie jej przeszłości. Chciał jednak poznać ją całą i aby czuła, że ma jego pełne wsparcie. – Założę się, że byłaś chłopczycą. Nie potrafię sobie wyobrazić cię w spódniczce i warkoczykach – powiedział żartobliwie, kręcąc głową.

    Danny ❤

    OdpowiedzUsuń
  100. Parsknął niekontrolowanie, gdy Alice powiedziała o swoim wymarzonym kostiumie na bal przebierańców. A gdy oberwał od niej ramieniem, roześmiał się nawet bardziej. O tak. Doskonale mógł sobie wyobrazić ją w stroju pirata z odrobinę przydużą czapką, opadającą jej na oczy i małą drewnianą szablą. Miał ten widok przed oczami i choć był komiczny, to również całkiem uroczy.
    – Aye aye, kapitanie! – odparł, opanowując się, chociaż mówiąc coś takiego, oczywistym było, że nie mógł się do końca pozbyć rozbawienia z głosu. – Aww, Ali, nie bądź taka. Jestem pewien, że byłaś prześliczną księżniczką – odparł, przekrzywiając głowę z rozczuloną miną, kiedy usłyszał o różowej sukience, będącej zmorą małej Alice. Bez problemu mógł sobie wyobrazić i to, jak naburmuszona musiała być, gdy mama w końcu zmusiła ją do założenia tego odrażającego – w oczach siedmioletniej buntowniczki – stroju.
    Z szerokim uśmiechem obserwował emocje zmieniające się na jej twarzy. Z takim zapałem opowiadała o tamtym dniu, jakby dokładnie pamiętała każdy szczegół, a to świadczyło o tym, że było to dla niej ważne. To, że się tym z nim dzieliła, było z kolei ważne dla niego, bo wiedział, że ufała mu na tyle, aby mu o tym opowiedzieć. Jej wspomnienia były dobre, a mimo to jednak smutne. Nie tyle same wspomnienia, co fakt, że są one już tylko wspomnieniami. Kiedy umarła jej mama, Alice straciła oboje rodziców, a razem z nimi szansę na więcej takich dobrych, rodzinnych momentów w jej życiu.
    Zmartwił się przez moment, że być może weszli na zbyt kruchy temat, ale nie chcąc jej martwić, w odpowiedzi raźniej ścisnął jej dłoń. Drugą ręką odruchowo odgarnął jej włosy z czoła, przy okazji delikatnie dotykając palcami jej twarz.
    – Chcę to zdjęcie – powiedział szybko, zdecydowanie kiwając głową. Z powrotem spojrzał na Alice i lekko parsknął śmiechem. – No co? Ty widziałaś trzyletniego mnie całkiem nagiego w samych kaloszach – dodał oburzony. Jego matka naprawdę nie miała wyczucia przyzwoitości. Potwierdzeniem był fakt, że ta fotografia w ogóle istniała. – Ja mogę zobaczyć ciebie w różowych falbankach i diademie.

    Danny ❤

    OdpowiedzUsuń
  101. Spojrzał na nią odrobinę zaskoczony, kiedy usłyszał jej nagły napad śmiechu. No tak. Tam Danny z kuzynami, , tam w wannie pełnej piany, tam ściska za szyję małego jeszcze Shastę, tam po łokcie umazany w czymś, co musiało być jego obiadem, a jeszcze gdzie indziej siedzi na trawie ze świeżo obdartym kolanem i wielkim uśmiechem na twarzy. Jego mama prawdopodobnie udokumentowała w ten sposób jego calusieńkie dzieciństwo i szczerze wątpił, że którekolwiek z tych zdjęć ukryło się przed zachłannym wzrokiem Alice, kiedy ta pierwsza ochoczo wyciągnęła stare albumy. Całe szczęście, że teraz już nie miała na co dzień możliwości robienia mu takich zdjęć... prawdopodobnie niektóre z nich byłyby jeszcze bardziej żenujące od tych sprzed kilkunastu lat.
    – Nie śmiej się! – rzucił oburzony, lekko popychając jej ramię. Mimo wszystko nie mógł powstrzymać uśmiechu wdzierającego się na jego twarz. Śmiech był zaraźliwy, a tym bardziej śmiech Alice, który sprawiał, że serca Daniela rosło i nigdy nie miał go dość. – To był mroczny okres mojego dzieciństwa, ok? – W zamierzeniu jego głos miał brzmieć śmiertelnie poważnie, ale ostatecznie śmiał się już razem z dziewczyną.
    Kiedy Alice w końcu zaczęła się uspokajać, sam szybciej się opanował i przybrał z lekka naburmuszoną minę. Hej, nie mogła przecież tak kompletnie bezwstydnie się z niego wyśmiewać. Szczególnie za głupie błędy jego młodości... Od tamtej pory już zawsze nosi majtki.
    – Jestem pewien, że obudziłaś całą okolicę – odparł, obejmując ją w pasie, żeby lekko połaskotać ją dłonią po brzuchu, na co wzdrygnęła się lekko, ale on wtedy przyciągnął ją do siebie jeszcze mocniej i również pocałował ją w policzek. – Sąsiedzi mnie przeklną, już cię tu nie będę mógł więcej przywieźć – zaśmiał się, po czym pocałował ją jeszcze raz, a potem jeszcze raz tym razem w usta.

    Danny ❤

    OdpowiedzUsuń
  102. Faktycznie, jego mama odwzajemniała sympatię Alice i nawet zdążyła powiedzieć już Danielowi, że koniecznie muszą wrócić jak najszybciej. Teraz nie tylko nie chciała wypuszczać z domu syna, ale również jego dziewczyny. Nie zaskoczyło go, co prawda, że ją polubiła – Alice nie dało się nie lubić – ale nie spodziewał się również tego, że z takim zapałem da mu do zrozumienia, że to jest dziewczyna, której nie ma prawa sobie odpuścić. I nie zamierzał.
    – Owszem, straszne, bo myślałem, że będziesz chciała jeszcze tu przyjechać – odpowiedział, wciąż trzymając dłonie na jej policzkach. Uśmiechnął się do niej i dał jej wygodnie się o niego oprzeć.
    Zbliżał się ich ostatni rok w BAA, jeszcze tylko kilka miesięcy i będzie po wszystkim. Będąc w szkole, zazwyczaj strasznie się na to narzeka. Odlicza się dni do jej zakończenia, do tej upragnionej wolności, do ostatecznego końca niezapowiedzianych kartkówek, uciążliwego budzika na szóstą rano i wkuwania po nocach kompletnie niepraktycznych rzeczy. Ale był to najprawdopodobniej najlepszy okres w jego życiu, do którego już nie będzie mu dane wrócić. To w liceum poznał masę fantastycznych przyjaciół, utwierdził się w przekonaniu, czym chce się zajmować w życiu i – co teraz najbardziej zajmowało jego myśli – znalazł miłość. Oczywiście nie można na to patrzeć w ten sposób, że już nigdy nie będzie równie dobrze. Daniel nie znał przyszłości, ale coraz częściej o niej myślał. Żałował, że nie mógł zatrzymać czasu, bo desperacko potrzebował go więcej. Nie chciał, aby ten dobry czas jego życia skończył się wraz z ostatnim dzwonkiem. Już niedługo będą musieli zacząć składać aplikacje na uczelnie. Nie to, że Danny nie wiedział, gdzie chce się wybrać – jego lista była właśnie aż zbyt długa. Znajdowały się na niej uczelnie zarówno w Nowym Jorku, te zupełnie niedaleko w sąsiednich stanach, jak i te na drugim końcu kraju, co chyba najbardziej go hamowało przed ostateczną decyzją. Ile par rozpadło się po skończeniu szkoły, ponieważ ich drogi najzwyczajniej po prostu się rozeszły? Był z Alice zaledwie parę miesięcy, a ich przyjaźń również nie miała imponująco długiego stażu. I choć dobrze pamiętał jej początek, to nie wyobrażał sobie końca.
    Teraz, siedząc tak z Alice w idelanej ciszy, jak gdyby byli tylko oni, nie chciał, żeby cokolwiek się zmieniało. Było mu dobrze tak, jak było. Zmiany jednak czasami bywały konieczne, żeby wszystko prawidłowo funkcjonowało i bezcelowe było uciekanie przed nimi.
    – Tak... – westchnął, obejmując dziewczynę ramionami. Uniósł wzrok na niebo i złapał obie jej dłonie w swoje. Zastanowił się chwilę, zanim ponownie się odezwał: – Wrócimy do Nowego Jorku, potem wrócimy do szkoły... Jak myślisz, co dalej?
    Zdawał sobie sprawę, że jego pytanie było bardzo ogólnikowe i można było je zinterpretować na wiele różnych sposobów. Jej odpowiedź będzie świadczyć o tym, jak ona zapatrywała się na to szeroko pojęte dalej. Chciał wiedzieć, jak ona to widziała. Temat przyszłości czasami wydawał się nawet bardziej skomplikowany od przeszłości, która mogła być albo zła, albo dobra, albo znośna. A przyszłość zależała tylko od nich i było to zarazem ekscytujące, jak i trochę przerażające.

    Danny ❤

    OdpowiedzUsuń
  103. Podczas gdy inni chłopcy chcieli zostać w przyszłości strażakami, policjantami i astronautami, Danny już przymierzał się do sceny. Oczywiście nie odstawał tak całkowicie od norm, w podstawówce miał nawet epizod żołnierza, ale koniec końców doszedł do wniosku, że on i armia nie byli kompatybilni. Poza tym, gdyby teraz strzeliło mu do głowy spełniać obywatelski obowiązek, zostałoby mu to wystrzelone z powrotem tak szybko, jak tylko zdążyłby wypowiedzieć to na głos. Matka – a teraz również Alice – w życiu by go nie puściły. Ostatecznie zdecydował się na coś, co było zdecydowanie mniej odpowiedzialne czy honorowe, ale za to na coś, do czego ciągnęło go znacznie dłużej. Rzecz jasna, kwestia zarobków była dość istotna, a jak wiadomo aktorstwo do stabilnych zawodów nie należało, a przez niektórych to nawet do zawodów nie było kwalifikowane. Na jego szczęście urodził się w rodzinie, która nie mogłaby go wspierać już bardziej. Jego rodzice byli tak samo wkręceni w teatr jak on – chociaż poprawnie byłoby powiedzieć, że on był tak samo wkręcony jak oni. Rozumieli, czym były marzenia, a poza tym byli idealnym przykładem na to, że artysta wcale nie musi przymierać głodem.
    Kiedy Alice poprawiła się w jego ramionach, rozluźnił się jeszcze bardziej i delikatnie oparł brodę na jej głowie. Wpatrując się przed siebie, uważnie słuchał jej słów, analizując, układając sobie po kolei i obrazując każdą rzecz dokładnie. Chciał w ten logiczny sposób znaleźć patent, który pozwoliłby im to wszystko pogodzić.
    – Na pewno coś wymyślisz – odpowiedział z wiarą w głosie na jej niepewną wypowiedź o wyborze studiów.
    Ale gdy wspomniała o wyprowadzce od brata, jego myśli zwróciły się w tym samym kierunku. Jego ojciec na razie nie miałby nic przeciwko, ale Daniel nie zamierzał siedzieć mu na głowie przez cały czas. Teoretycznie był już dorosły, a kiedy wyjdą z liceum, już dłużej nie będzie wątpliwości. Nie chciał jeszcze pytać o to Alice, bo to nie był odpowiedni moment, mimo wyjątkowości ich relacji, nie należało się śpieszyć, to nie byłoby dla nich dobre – ale naprawdę rozważał tą możliwość, że może kiedyś uda im się wejść w tą dorosłość razem.
    – Sześć lat? – powtórzył zaintrygowany. – Jestem z tobą sześć miesięcy, a już się zastanawiam, jak to wytrzymałem. Jezu – dodał tonem, który sprawiał wrażenie, że faktycznie jest tym faktem przytłoczony. Uśmiechając się, uścisnął dziewczynę porozumiewawczo.
    Zamyślony spojrzał na nią w dół z pytaniem w oczach. Jego spojrzenie wyraźnie zmiękło, kiedy usłyszał, co powiedziała. To z pewnością będzie dla nich jedno z większych wyzwań, które nie będzie najłatwiejsze do przejścia. I choć do końca szkoły pozostało jeszcze wiele czasu, to nie dało się o tym teraz nie myśleć – w końcu cały najbliższy rok można będzie zaliczyć do jednej dużej próby. Jednak nie po to tyle razem przeszli, żeby teraz się poddać.
    – Okej – odparł ze zgodą, uśmiechając się raźnie, żeby Alice pozbyła się tego strapionego spojrzenia, którym go obdarzyła. – Kocham cię, Alice. – Pochylił się, aby pocałować ją w czoło. – Nie popsuje się. Obiecuję – dodał pewnie, jakby naprawdę był w stanie to zagwarantować.

    Danny ❤

    OdpowiedzUsuń
  104. Sześć lat wcale nie było aż tak długim okresem. Jednak z ich perspektywy, kiedy była to jedna trzecia ich całego życia, wydawało się to taką małą wiecznością. Myśl o tym, ile tak naprawdę może się przez ten czas wydarzyć, mogła przytłoczyć. Taki na przykład trzynastoletni Daniel, siedząc dokładnie w tym samym miejscu, nie miał przecież pojęcia, co będzie się działo teraz w jego życiu. Wtedy się jeszcze nawet nigdy nie całował, a teraz był tam z dziewczyną, którą szczerze kochał i planował z nią przyszłość. Gdyby ktoś powiedział temu małolatowi, że tak będzie, to nawet by w to nie uwierzył. Nagle to sześć stało się magiczną liczbą. Co będzie z nim za te sześć lat? Co będzie z nimi za te sześć lat?
    Dokładnie pamiętał ten pierwszy raz, kiedy powiedział Alice, że ją kocha. Było to w przypływie emocji i na pewno chciałby zapomnieć wiele rzeczy, które padły wtedy z jego ust, ale nie to. Pamiętał również, że po tym długo jeszcze zwlekał, zanim powiedział jej to znowu, bo nie za bardzo wiedział, jak wpasować to do codziennej sytuacji, ale gdy się już przełamał, każdy kolejny raz był łatwiejszy od poprzedniego.
    Chciał myśleć tak jak ona, że skoro oboje czują do siebie to samo silne uczucie, to przecież nic nie może im tego popsuć. Zamyślił się na moment, przyglądając się jej twarzy. Gdyby to tylko było takie łatwe... Uśmiechnął się do niej i odgarnął kosmyk jej włosów za ucho. Alice nie dała mu szansy odpowiedzieć, ale może to dobrze, ponieważ i tak nie potrafił w tej chwili znaleźć odpowiednich słów.
    Położył obie dłonie na jej policzkach i oddał pocałunek.
    – Myślę, że jakoś przetrzymamy jeszcze to pięć i pół roku, co nie? – Chociaż to żart, była to swego rodzaju deklaracja, że dla niego może to być równie dobrze dużo więcej niż tylko marne pięć i pół roku, z nią wytrzyma nawet dziesięć razy tyle.
    Posłał jej szeroki uśmiech i odwrócił ją do siebie tyłem, usadowiając ją między swoimi nogami, aby mogła się oprzeć plecami o jego klatkę piersiową, po czym ponownie objął ją mocno ramionami.

    Danny ❤

    OdpowiedzUsuń
  105. Jako że wyborna letnia pogoda nie zamierzała jeszcze odchodzić wraz z końcem sierpnia, szkoda byłoby upchnąć się w jakimś wynajmowanym przez jednego z uczniów, małym mieszkanku z balkonem... Z całą sympatią dla tej wspaniałomyślnej idei architektonicznej. Nie można więc było nie wykorzystać kolegi z drużyny koszykarskiej, którego rodzice akurat wciąż byli na urlopie, a mogli poszczycić się nie takim najmniejszym domem na przedmieściach. Głupio byłoby przepuścić okazję na imprezę bez sąsiadów dobijających się nieustannie do drzwi z groźbą wezwania policji.
    Ale to nie była wina Daniela, że Alice nagle porzuciła go samemu sobie na imprezie. Porzucenie oczywiście było dość wyolbrzymionym słowem. W pewnym momencie po prostu koleżanki porwały ją w sam środek zabawy, a on tym samym stał się łatwym celem dla swoich kumpli, którzy bardzo poważnie traktowali opijanie końca wakacji. Bo powód był i to był duży. Trzeba jakoś zapić smutki, że to już koniec słodkiej wolności i świętować, że w ogóle udało im się dotrwać do tej czwartej klasy. Już za moment oficjalnie zaczną swój ostatni rok w szkole, a przecież wydawało się, że zaledwie wczoraj byli zagubionymi pierwszakami.
    Po paru kolejkach – których liczenie i tak mijało się z celem – Danny wylądował teraz oparty ramieniem o framugę drzwi tarasowych, prowadząc z Joe i Natem wesołą dyskusję z jakimś chwytliwym kawałkiem grającym w tle. Nawet nie wyłapał momentu, kiedy do ich towarzystwa dołączyły dwie dziewczyny. Joe bez krępacji od razu zarzucił rękę na ramię jednej z nich, a ona wydawała się nie mieć nic przeciwko temu. Czując się całkiem komfortowo w objęciu chłopaka – co pewnie było sporą zasługą procentów, które zdążyła tego wieczoru wypić – śmiała się z nimi, zakręcając na palcu kosmyk swoich włosów. Jej koleżanka natomiast stała odrobinę zbyt blisko Daniela i zdążyła już niejako naruszyć jego przestrzeń osobistą. Jednak w obecnym stanie jego miarka w oczach zawodziła, ale mimo to udało mu się zarejestrować, że jej sukienka mogłaby zakrywać parę centymetrów więcej.
    – ...Co nie, Danny? – usłyszał głos Joe, więc podniósł na niego wzrok, odruchowo mrugając szybciej.
    – Co? – dopytał, gdy doszło do niego, że na chwilę wyłączył się z rozmowy.
    – Mówiłem, że w tym roku też zostaniesz przewodniczącym – odparł jego przyjaciel, stukając swoim plastikowym kubkiem w ten jego i puszczając mu oczko.
    – No tak... na pewno będę startował, al- – nie zdążył dokończyć, gdy chłopak ponownie zabrał mu głos.
    – Charyzmatyczny, przystojny i w dodatku skromny, no czego chcieć więcej? – zaśmiał się, zwracając się bezpośrednio do dziewczyn.

    Danny XD

    OdpowiedzUsuń
  106. Była całkiem ładna, to trzeba było przyznać. Z tak bliskiej perspektywy nietrudno było to zauważyć. Nie musiał spuszczać wzroku tak bardzo, jak przy rozmowie z Alice, ponieważ była od niej wyższa pewnie nawet o jakieś piętnaście centymetrów. W dodatku nie można było jej odmówić tego, że potrafiła wyeksponować to, co miała najlepsze. Sukienka, którą miała na sobie tylko podkreślała figurę cheerleaderki, obcasy dodawały jej nawet paru centymetrów, a jaskraworóżowa szminka przykuwała uwagę, szczególnie, gdy lekko przegryzała dolną wargę... Ło, ło, łoł. Ktoś tu się chyba zapędził.
    Dziewczyna uśmiechnęła się do niego subtelnie, gdy dokończyła wypowiedź Joe, a Daniel oddał jej ten uśmiech.
    – To chyba jego jedyna wada – zaśmiał się Nate, zwracając z powrotem uwagę Danny'ego, który w reakcji zmarszczył brwi.
    Zabrzmiało to trochę, jakby sama Alice była tą jego wadą, a takie rozumowanie niezbyt przypadło mu do gustu. Nie chcąc jednak traktować tego jakoś tam znowu opacznie, zaśmiał się krótko w odpowiedzi.
    – Ale nikt nie jest perfekcyjny. Nawet nasz Danny – dokończył drugi chłopak.
    Dan pokręcił z rozbawieniem głową.
    – Właściwie...
    Nie było mu już dane dokończyć. Niemalże wystraszył się, gdy nagle poczuł na sobie dotyk – jak się po chwili okazało – Alice. Matko, kiedy ona zdążyła się tu tak szybko znaleźć? W jednej chwili nawet nie miał jej w zasięgu wzroku, a już po sekundzie stała jak gdyby nigdy nic koło niego, jakby dopiero co wyłoniła się spod ziemi.
    – Hej, Ali. – Daniel nie wiedział czemu, ale poczuł się tym całkiem speszony, dlatego szybko uniósł do ust kubek i wziął dużego łyka z jego zawartości, aby to zamaskować.
    – Oto i jest. Szczęśliwa wybranka – odezwał się Joe, wieńcząc swoje słowa lekko nerwowym śmiechem.– Ty za to, Alice, masz niesamowite wyczucie czasu – dodał, nawiązując do tego, co powiedziała o spóźnianiu się.
    Dziewczynie, która stała tuż przy nim – jej imię jakoś mu tak uleciało razem z procentami i muzyką – odrobinę zrzedła mina, gdy tylko zarejestrowała obecność Alice, ale poza tym nie dała po sobie nic poznać. Wyprostowała się tylko nawet jeszcze bardziej i posłała dziewczynie ciepły, acz delikatnie ironiczny uśmiech.
    – Nie martw się, Foxy. Jest cały twój... – powiedziała, przenosząc wzrok na Daniela.
    Nie zdawał sobie w sumie sprawy, jak blisko niego stała, póki nie zrobiła małego kroku w tył, wciąż wymownie podtrzymując przy tym jego spojrzenie.

    Danny XD

    OdpowiedzUsuń
  107. Daniel nie czuł się zbyt komfortowo, stojąc teraz między dwoma dziewczynami, które ciskały w siebie piorunami z oczu. Napięcie było niezwykle wyczuwalne, nie dało się tego tak po prostu zignorować. Jeśli dla kogoś miało się to skończyć źle, to nie ulegało wątpliwości, że tą osobą może być tylko i wyłącznie on. Dlatego też postanowił siedzieć cicho i nie wchodzić żadnej z nich w drogę, chociaż jakby nie było, to on był właśnie tym, co było tu problemem.
    Gdy jego dziewczyna została z powrotem porwana przez Nadyę i posłała mu to jednoznaczne spojrzenie, uśmiechnął się do niej tylko, chcąc sprawiać wrażenie, że jej podejrzenia były zupełnie bezpodstawne.
    – Urocza – odezwała się w końcu blondynka, a on nawet nie zauważył, kiedy zdążyła znowu znaleźć się przy nim. I to na tyle blisko, że teraz luźno oparła rękę na jego ramieniu, a jej palce delikatnie zahaczały skórę na jego karku. Przeszedł go lekki dreszcz. Robiło się trochę dziwnie...
    – Prawda? Alice to niesamowita dziewczyna, zmieniła naszego Daniela w lepszego człowieka – odpowiedział Joe bardzo wymownym tonem. Oho. Nazwał go pełnym imieniem. Musiało być poważnie. Jego uwadze również nie uszedł zmniejszony dystans między przyjacielem a nową koleżanką.
    – Nie nazwałbym tego tak – zaśmiał się Danny odrobinę nerwowo, widząc na sobie czujne spojrzenie kumpla. – Aż tak się nie zmieniłem od ubiegłego roku...
    – No właśnie. Jestem pewna, że gdzieś tam jeszcze jest w nim trochę starego Dana...
    – Rachel – wtrącił się nagle Joe, zwracając na siebie jej uwagę, która zbyt skupiona była na Danielu. Rachel więc... Dobrze wiedzieć. – Drink ci się skończył. Może pójdziesz sobie dolać, co? – zaproponował przyjacielskim tonem.
    Dziewczyna odwróciła na niego zdezorientowane spojrzenie, po czym zerknęła na pusty kubek, który wciąż trzymała w jednej dłoni.
    – Faktycznie – zaśmiała się zmieszana, zabierając rękę z ramienia chłopaka. – Dan, pójdziesz ze mną? – Z powrotem popatrzyła na niego z pozornie nienachalnym uśmiechem, powoli przesuwając palcami po krawędzi plastikowego naczynia.
    Danny uchylił usta, ale zająknął się w odpowiedzi, rozproszony przez Joego, który gwałtownie pochylił się, by wyciągnąć rękę do stojącego obok Nate'a i zabrać mu z dłoni kubek. Szybko dopił jego zawartość i uśmiechnął się przekornie, gdy zachęcająco poklepał przyjaciela po plecach, z powrotem wciskając mu go do ręki.
    – Nate z tobą pójdzie. Jemu też się przyda dolewka – oznajmił krótko Joe, uśmiechając się do dziewczyny z wyzywającym spojrzeniem.
    Rachel popatrzyła na niego szorstko spod przymrużonych powiek, jakby samą siłą woli chciała go udusić za bezczelne sabotowanie jej zamiarów. Sekundę później jednak znowu włożyła na twarz przesadnie uprzejmy uśmiech i efektownie odrzucając włosy, odeszła od nich bez słowa, ciągnąc za rękaw Nate'a, którym chyba zmuszona była się zadowolić. Odwróciła się jednak jeszcze raz przez ramię, aby posłać Danowi uwodzicielski uśmiech, a on powiódł za nią wzrokiem, póki Joe nie trzepnął go w głowę, gdy w końcu miał wolne ręce, bo druga dziewczyna również wyplątała się z jego objęcia i poleciała za swoją koleżanką.
    – Ała! – rzucił z oburzeniem, pocierając dłonią uderzone miejsce.
    – A ponoć to ja zawsze byłem tym kretynem! – odezwał się z pretensją Joe. – To, że musiałeś patrzeć na to, jak Alice całuje się z innym, nie znaczy, że teraz masz tu odpierdalać takie rzeczy. Dorośnij!
    – Tamto – Daniel zrobił wymowną pauzę, wskazując na przyjaciela palcem – było akurat twoją winą, więc nadal jesteś kretynem. – Uśmiechnął się do niego przekornie. – Poza tym nie wiem, o czym mówisz. Tylko z nią gadałem.
    – Ty gadałeś, a laska cię, kurwa, molestowała! – Chłopak zrobił krok w jego kierunku i ściszył głos, żeby aż tak nie zwracać na nich uwagi postronnych osób. – Życzę powodzenia w tłumaczeniu się. Na twoim miejscu bym się modlił, żeby Alice tego nie widziała.

    Danny XD

    OdpowiedzUsuń
  108. – Niby co takiego miałaby zobaczyć? – westchnął ciężko Danny. – Przecież nic takiego nie zrobiłem...
    – No i to jest właśnie twój problem, stary. Nic nie zrobiłeś. Nawet nie wiesz, jak to z boku wyglądało, więc mówię ci – lepiej, żeby Ali... Oho, chyba za późno – dodał Joe, widząc przez ramię Daniela przeciskającą się przez tłum Alice, której mina świadczyła o tym, że z całą pewnością widziała, co tu zaszło.
    Danny odwrócił się także w tamtym kierunku i sam ocenił sytuację. No tak, nie było dobrze. Jak bardzo udupiony był? Nie chcąc od razu się wystawiać, uśmiechnął się lekko, choć nie mógł ukryć zmieszania, które czuł. Dlaczego miał wyrzuty sumienia? Przecież – jak sam powiedział – nic nie zrobił.
    Zanim zdążył się zorientować, jego przyjaciel już wtapiał się w tłum, będąc świadomy, że lepiej teraz nie wchodzić w drogę wściekłej dziewczynie. Danny popatrzył za nim zdezorientowany, przeklinając go w myślach za to, że zostawiał go w takiej sytuacji na pastwę losu.
    – Alice... – odezwał się, ale ta bez słowa złapała go za rękę i pociągnęła gwałtownie za sobą. Szybko stawiał kroki, aby za nią nadążyć, w między czasie dopijając alkohol z kubka.
    Stanął przed nią i ze zrezygnowaniem przewrócił oczami, słysząc jej wyrzuty. To całe obściskiwanie było dość podkoloryzowane, w rzeczywistości przecież wcale nie wyglądało to tak źle... prawda?
    – Alice, proszę cię... – zaśmiał się wymijająco. – Ona wcale mnie nie obściskiwała. To było nic, daj spokój...
    Może nie od początku się tego domyślił, ale koniec końców procenty jeszcze nie do końca zamgliły mu umysł i wciąż był zdolny do racjonalnego myślenia... na swoim codziennym poziomie, czyli niezbyt wielkim, ale zawsze jakimś. Widział, że dziewczyna do niego podbija, ale przecież to nie był jeszcze powód, aby wystąpić o zakaz zbliżania się. Niewielki flirt nikomu krzywdy nie zrobił, tym bardziej, że aby przerodził się w coś więcej, konieczne było obustronne zainteresowanie, a tego Rachel od niego nie otrzymała. Alice jednak najwidoczniej jego brak reakcji odebrała jako wyraźne pozwolenie i zielone światło na to – jak to nazwała – obściskiwanie go. Gdyby to do czegokolwiek prowadziło...
    Danny zrobił krok w jej kierunku, zmniejszając między nimi dystans, aby potem już tylko wyciągnąć ręce i przyciągnąć ją do siebie.
    – Nie martw się, Ali. Jestem cały twój... – mruknął, po części cytując słowa Rachel. Z dłońmi pewnie ułożonymi na jej biodrach, pochylił się do pocałunku, ale dziewczyna go zatrzymała.

    Danny XD

    OdpowiedzUsuń
  109. Niechętnie zabrał swoje ręce i schował je do kieszeni spodni, spoglądając na nią w dół bardzo zrezygnowanym wzrokiem. Odchylił głowę, unosząc oczy do góry, ale na jego szczęście nie popełnił już tego samego błędu i nimi nie wywrócił, bo drugi raz z rzędu mógłby być już znaczącym nagięciem limitu cierpliwości Alice. Otworzył już usta, aby wtrącić coś na swoją obronę – ponieważ w słowach, jakich użyła do opisania tej sytuacji, faktycznie nie brzmiało to zbyt optymistycznie dla niego – ale dziewczyna zauważyła jego zamiar i szybko go uciszyła. Posłusznie się przymknął i pozwolił jej kontynuować, obserwując ją lekko znudzonym spojrzeniem. On naprawdę wciąż uważał, że jej reakcja była przesadzona.
    – Dramatyzujesz – odpowiedział krótko i beznamiętnie, gdy już na chwilę skończyła. Zauważył, że być może nie było to odpowiednie słowo, więc szybko zamaskował je kolejnymi... równie beznadziejnymi. – Alice, za kogo ty mnie masz? Myślisz, że rozbieram wzrokiem każdą dziewczynę, która obok mnie przejdzie?
    Nie, Danny, skądże. Ująłeś to w taki sposób, że Alice może być już spokojna, iż ograniczasz to tylko do niektórych. Kretynie.
    To nie było zbyt fair, że użyła na nim takiego przykładu. Cóż, najwidoczniej sam sobie na to zasłużył. Nie wiedział, jak bardzo obrazowej odpowiedzi od niego oczekiwała i czy w ogóle jej oczekiwała, dlatego postanowił przemilczeć fakt innego chłopaka obściskującego Alice. Dla sprostowania – wciąż uważał, że to wcale nie było żadne obściskiwanie. Dla świętego spokoju jednak...
    – Okej, posłuchaj, Ali – westchnął, wyciągając dłonie z kieszeni i kładąc je na obu jej ramionach. – Przepraszam. Nie zdawałem sobie sprawy, że odbierzesz to w taki sposób. Wiesz, że nie chciałem nic złego. – Popatrzył jej w oczy ze skruchą. – Obiecuję, że nie zbliżę się do żadnej dziewczyny na mniej niż pół metra, hm? – dodał, uśmiechając się do niej raźnie.

    wybacz

    OdpowiedzUsuń
  110. To nie było tak, że przeprosił ją na odwal. Naprawdę czuł się głupio z tym, że musiała się na niego z tak zdenerwować i że był na tyle lekkomyślny, że w ogóle ją do tego sprowokował. Chciał nie tyle świętego spokoju, co tego, aby Alice się już na niego nie złościła. To było męczące, a on po prostu przyszedł tu, żeby się dobrze bawić i spędzić trochę miłego czasu z przyjaciółmi, zanim wrócą do szkolnej rutyny. Błaha kłótnia nie powinna im popsuć tej nocy.
    – Możesz być pewna, że będę się obściskiwać tylko z tobą – odpowiedział z szerokim uśmiechem. Zupełnie nie przejął się tym, że Alice od razu go zbyła – zaraz objął ją ręką i przyciągnął do siebie, aby złożyć szybki pocałunek na jej włosach. Pociągnął ją ze sobą, raźnie pocierając dłonią jej ramię, żeby w końcu się rozchmurzyła.

    Przez dalszą część imprezy Danny dotrzymał obietnicy i nie zbliżał się już za bardzo do żadnej dziewczyny, a już na pewno był przekonany, że żadna go nie obściskiwała. Na marginesie – to słowo wciąż brzmiało niedorzecznie. Trzymał się natomiast blisko Alice i wspólnie dobrze bawili się w towarzystwie znajomych z klasy. III E z początkiem września już dłużej nie będzie III E, ale chyba trzeba będzie się do tego przyzwyczaić.
    Nawet Joe odważył się już pokazać Alice, widząc, że Danowi jakoś udało się załagodzić sytuację. Teraz siedział razem z nimi i jeszcze paroma osobami – rzecz jasna, bez Rachel i jej uroczej koleżanki – na tarasie, gdzie było ciszej i mogli spokojnie porozmawiać. Oczywiście spokojna rozmowa była określeniem względnym, ponieważ miała formę raczej żywej dyskusji, w której każdy wchodził sobie w słowo, mając coś do powiedzenia, a co jakiś czas przerywana była ich wesołym śmiechem.
    – Nie, ta była słaba – zaśmiał się Nate, komentując jakąś imprezową historię.
    – Już lepsza była ta kolejna u Jake'a...
    – Co to była za impreza? – spytał Daniel, marszcząc brwi, jakby miało mu to pomóc odświeżyć pamięć i wziął łyk ze swojej butelki piwa.
    Wszyscy zaśmiali się jak na zawołanie, a on popatrzył zdezorientowany na Joego, który rzucił w niego kawałkiem patyka znalezionym na trawniku.
    – Bal u Kapuletów, a jak myślisz, ciołku?
    No tak. Mógł się spodziewać tego suchego żartu klasy teatralnej. Od razu zrozumiał aluzję do balkonu i sam się zaśmiał, mocniej ściskając Alice, która siedziała między jego nogami na niższym stopniu tarasowych schodków.

    Romeo XD

    OdpowiedzUsuń
  111. – Nie uważacie, że to trochę nie fair, że wszyscy wiecie, a my nie? – wtrącił się Danny, popierając Alice w tym, że przydałoby im się w końcu wyjaśnić, co tak naprawdę zaszło. To rozwiałoby wiele wątpliwości. Ale nie rozczarował się jakoś za bardzo, gdy powiedzieli, że nic im nie zdradzą. Magia by prysła, a było dobrze tak, jak było teraz.
    – To, co się działo na balkonie jest ściśle tajne, ale wciąż mam te wcześniejsze zdjęcia... – Joe pomachał ostentacyjnie telefonem, zadowolony z tego, że coś na nich ma.
    Danny po omacku odnalazł obok siebie kawałek drewna, którym przed chwilą oberwał i teraz to on cisnął nim w przyjaciela.
    – Zboczeniec – parsknął oburzony, jednak nie mógł powstrzymać śmiechu.
    Kiedy padło domówki u Ryana, coś zadzwoniło w głowie Daniela, ale bardzo daleko i w sumie nie wiadomo gdzie. Nie był pewien, czy to dobrze, czy źle, dlatego podniósł zaintrygowane spojrzenie i powiódł nim po kolegach, oczekując, że z ich rozmowy wyniknie więcej informacji.
    – Ali? – odezwał się podejrzliwie, gdy usłyszał o tych jej błędach młodości. Oczywiście żartował, głupio byłoby teraz ją wypytywać o nieznaczące rzeczy z czasów, kiedy się jeszcze nawet nie przyjaźnili.
    Ułożył obie dłonie na policzkach Alice i ściskając je lekko, odchylił jej głowę do tyłu, żeby na niego spojrzała. Uśmiechnął się do niej z góry i dał jej szybkiego buziaka w nos, na co ktoś z boku zareagował rozczulonym Aww! Teraz już chyba nie mogła narzekać na to, że nie wystarczająco okazywał, że to ona jest jego dziewczyną. Z powrotem ją objął, ale jedną rękę wyciągnął po butelkę.
    Spojrzał na Joego, zastanawiając się nad tym, co powiedział. Wszyscy ponownie się zaśmiali, poza Alice i Natem, który – jak już wspomniał – sam nic z tamtej nocy nie pamiętał.
    – Co? Ty też masz jakieś ubytki w pamięci, Danny? – odezwał się Joe sarkastycznym tonem. – W sumie ciężko się dziwić, skoro pierwszą połowę imprezy z nami piłeś, a drugą spędziłeś w łazience... i to bynajmniej nie z powodów, na które wskazywałoby owe picie... – Chłopak zrobił przerwę, aby wziąć łyk z własnej puszki, przy czym wymownie uniósł brwi, zerkając na Daniela. – Jak ona miała na imię? Suzy? Ach, nie, Suzy była później, no nie? – dodał, jakby naprawdę poważnie teraz się nad tym zastanawiał.
    – Tak, Suzy zdecydowanie była później – rzucił Nate, wymieniając z Joe porozumiewawcze spojrzenia i oboje roześmiali się w tym samym momencie, jakby i bez słów doskonale wiedzieli, o co chodziło.
    Danny poruszył się trochę skrępowany za Alice. Tak, teraz na pewno pamiętał tę domówkę, a dziewczyna, która towarzyszyła mu w łazience, musiała mieć na imię Brooke. A przynajmniej tak mu się wydawało...

    Danny XD

    OdpowiedzUsuń
  112. Oddał Alice swoją butelkę, również odpowiadając jej skromnym uśmiechem. Nie do końca wiedział, dlaczego dziewczyna w taki sposób na to zareagowała. Być może spodziewał się innej reakcji, szczególnie, że przed chwilą nie wydawała się zachwycona tym, że chłopaki wynieśli na forum publiczne jego brudy. Spiął się odrobinę bardziej, gdy poczuł jej dłoń na swoim kolanie. Nie byłoby w tym geście nic niepokojącego, ale w obecnej chwili jakoś mu to ciążyło.
    – Nie spędziłem tam połowy imprezy – sprostował, nieznacznie przewracając przy tym oczami, jednak uśmiechnął się lekko pod nosem. Joe spojrzał na niego z politowaniem z miną wyraźnie mówiącą, że wcale tego nie kupował. Danny rozłożył bezradnie ręce, dodając: – Okej, po prostu mi zazdrościcie, bo Brooke była niezłą laską.
    Minus pięć punktów do przyzwoitości. To była jedna z tych rzeczy, których zdecydowanie nie powinno mówić się przy swojej dziewczynie. Szczególnie w sytuacji, w której dopiero co była na ciebie wściekła za to, że dawałeś się obściskiwać jakiejś innej panience.
    Procenty we krwi jednak przysłoniły mu ten błąd, dlatego nawet nie zwrócił na to uwagi i kontynuował:
    – I wcale nie chodziłem z Suzy. – Wziął łyk piwa.
    Nate już zanosił się śmiechem, bo chyba jako jedyny doskonale znał tę historię.
    – Och, nie. Ty definitywnie nie chodziłeś z Suzy – odpowiedział Joe z kującą w uszy dawką sarkazmu. – Ja po prostu pozwoliłem ci przekimać się u mnie po imprezie, a rano znalazłem cię z nią w moim łóżku. Wcale nie musieliście ze sobą chodzić, żeby tam dojść.
    – Byłeś zły, bo nie zaproponowałem ci trójkąta? – zaśmiał się Danny, krztusząc się lekko swoim piwem. Minus kolejne dziesięć punktów do przyzwoitości. Niesamowite, że na chwilę alkohol przysłonił mu również świadomość tego, że Alice siedzi tuż przed nim i doskonale słyszy rzeczy, których nie powinna słyszeć i których pewnie nie chciała słyszeć.
    – Byłem zły, bo pieprzyłeś się z nią w moim łóżku! – odparł chłopak dobitnie, ale sam się zaśmiał.
    – Joe! – Siedząca naprzeciwko Lisa rzuciła w niego pustą puszką po piwie.
    To było już dobre minus dwadzieścia pięć punktów i chociaż z winy Joego, to wciąż na koncie Danny'ego.

    no to metry czy kilometry?

    OdpowiedzUsuń
  113. Wydawało się, że emocje nie mogą zmieniać się w tak szybkim tempie, a jednak. Kiedy tylko Alice się podniosła, uśmiech równie gwałtownie zniknął z jego twarzy, a jego oczy przybrały zaniepokojony wyraz. Jak na ironię zimne piwo wylane na jego głowę zadziałało w sposób kompletnie odwrotny do właściwego przeznaczenia. Teraz poczuł się tak trzeźwy, jakby nigdy w życiu nie miał w ustach ani jednej kropli alkoholu. Cała ich grupa ucichła, chociaż w tle wciąż słychać było muzykę z wnętrza domu i przytłumione śmiechy reszty imprezowiczów.
    Oczy wszystkich były skierowane na Alice i dopiero gdy padło pytanie skierowane do nich, większość wbiła wzrok w ziemię, poza Danielem, który wciąż obserwował ją kompletnie bez słów. Był w szoku, jak szybko to wszystko się stało i wściekły na siebie, że szybciej tego nie powstrzymał. Spieprzył. I to spieprzył po całej linii.
    – Alice... – zająknął się, ale ona już zdążyła kopnąć puszkę i odejść.
    – Kurde, Foxy! – zawołała za nią Lisa, ale ona zdawała się już nie reagować. – Jesteście, kurwa, dumni? – Dziewczyna spiorunowała wzrokiem każdego z chłopaków, obrzucając ich jednakową winą, chociaż to na Dannym jej spojrzenie spoczęło na samym końcu. – Świnie.
    Daniel zignorował jej słowa, tak samo jak Joego, który przeklinał pod nosem.
    – Cholera. Alice!
    Podniósł się momentalnie z miejsca, w którym siedział, co wywołało u niego lekki zawrót głowy, ale stosunkowo szybko zdołał przywrócić się do stanu, w którym mógł pokonać pozostałe stopnie i pobiec za dziewczyną, przy okazji rozgarniając ręką mokre włosy.
    – Alice. Alice, proszę, czekaj... – Dogonił ją, zanim jeszcze zdążyła wejść do środka i złapał jej rękę, nie puszczając, chociaż wyczuwalnie chciała ją od razu wyrwać z jego uścisku. Nie dziwił się temu, ale i tak nie mógł tego teraz tak odpuścić. Narobił cholernie paskudnego bałaganu i musiał za wszelką cenę choć spróbować to trochę naprawić. – Przepraszam. Nawet nie wiesz, jak okropnie się z tym czuję. Przepraszam. Nie myślałem. Wiesz, że nie myślałem. Nie powinniśmy o tym mówić. Ja nie powinienem nigdy mówić czegoś takiego. Boże, przepraszam. Nie chciałem.
    Nie robiąc sobie ani chwili na wzięcie oddechu, mówił wszystko, co mu tylko ślina na język przyniosła, bo przecież i tak nie mógł już niczego pogorszyć. Naprawić raczej też nie, ale Alice była dla niego zbyt ważna, aby dał jej tak po prostu odejść teraz bez słowa przeprosin. Czuł się tak głupio jak zapewne wyglądał.

    asshole

    OdpowiedzUsuń
  114. Zdawał sobie dobrze sprawę z tego, jak fatalnie się zachował. Dosłownie upokorzył Alice w towarzystwie ich przyjaciół i wszyscy doskonale słyszeli, co powiedział i w jaki sposób powiedział. Nie ulegało wątpliwości, że wina leżała tylko i wyłącznie po jego stronie. No, pozostawała oczywiście jeszcze kwestia jednego delikwenta – który w języku prawnym mógłby zostać skazany za współudział – ale ostatecznie Daniel nie miał prawa winić nikogo poza samym sobą.
    Zawsze najpierw mówił, a dopiero potem myślał, ale kiedy był pijany, to mówił dwa razy większe głupoty w dwa razy większej ilości i dwa razy mniej myślał. Był chodzącą katastrofą. Dobrze radził sobie w szkole, naturalnie utrzymywał kontrolę nad samorządem, ale w życiu prywatnym, nawet mając najszczersze intencje, potrafił zniszczyć wszystko, czego się dotknął. Zastanawiało go, dlaczego Alice w ogóle w pierwszym miejscu go wybrała.
    Jego uścisk był być może odrobinę zbyt mocny, ale wynikało to z czystej desperacji, on po prostu... Boże, tak bardzo żałował. Puścił jej rękę, gdy dotarło do niego jej dobitne spojrzenie. Pokręcił głową na jej słowa.
    – Ali, daj spokój... – Ale ona już zdążyła się od niego odwrócić. – Pogadajmy przynajmniej później, dobrze? – zawołał jeszcze za nią, ale nie oczekiwał żadnej odpowiedzi.
    Zrobił jeszcze krok za nią, ale na tym poprzestał. Wybrała, żeby teraz odejść, więc postanowił uszanować jej decyzję i dać im obojgu czas na ochłonięcie z emocji. A wszystko szło tak pięknie... Dan przeklinał w myślach ten cholerny wieczór. Słowa a trzeba było zostać w domu jednak zawsze miały w sobie to coś.
    Nawet nie zauważył kiedy, ale Joe stał teraz obok niego ramię w ramię, patrząc w tym samym kierunku co on.
    – Możesz mi przywalić, jeśli chcesz – oznajmił cicho, unikając z nim kontaktu wzrokowego.
    – Jeśli już miałbym wybierać, to uderzyłbym samego siebie – odpowiedział Danny, siląc się na smutnawy uśmiech. Klepnął przyjaciela w ramię na pożegnanie i poszedł.

    OdpowiedzUsuń
  115. Wiedział, że miał kompletnie przejebane już poprzedniej nocy. Jednak kiedy obudził się tego poranka, ta świadomość została tylko spotęgowana przez olbrzymi ból – zarówno fizyczny, jak i egzystencjalny. Głowa mu pękała, nie czuł żadnych mięśni, a gdy tylko próbował się podnieść, rezygnował, zanim zdążył zrzucić z siebie kołdrę. No i był jeszcze jego ojciec – załamany, ale i wyraźnie czerpiący radochę z oglądania cierpienia syna. Ktoś tu właśnie otrzymał nominację do nagrody Rodzica Roku. Wszedł rano do jego pokoju i stanął nad nim, nic się nie odzywając, za to uśmiechając się głupio. Uniósł nogę i szturchnął nią bok chłopaka, ponieważ ręce miał zajęte – w jednej dłoni trzymał kubek z kawą, a w drugiej szklankę wody z aspiryną. Daniel, leżąc na brzuchu, obrócił tylko głowę w jego stronę, nawet nie podnosząc policzka z poduszki i spojrzał na niego z dołu wzrokiem, który mógłby zabić, gdyby nie był tak bardzo zmarnowany.
    – Wyglądasz jak gówno, synu – powiedział z pogardą, aczkolwiek widać było, że nieźle go to bawiło. Och, i tak też się czuł.
    Kiedy w końcu przełamał się, aby podnieść się z łóżka, zmierzyć się ze światem, sobą i samą Alice, pierwszym, co zrobił, było ponowne wzięcie długiego prysznica, bo chociaż od razu po imprezie zmył to z siebie, to miał wrażenie, że jego włosy wciąż walą piwem. Albo to tylko jego kac jeszcze bardziej się nad nim znęcał. Kiedy już doprowadził się do jako takiego porządku, poszedł do kuchni i wcisnął w siebie trochę śniadania, które przygotował jego tata. Odchylił się na krześle i wyciągnął portfel, z niemrawą miną przeliczając pieniądze.
    – Sprawdzasz, czy starczy ci na rachunek z baru? Nie liczyłbym na to – rzucił z naprzeciwka ojciec, z uśmiechem obserwując chłopaka.
    – Raczej na wybaczenie – mruknął tamten. – Ale na to też bym nie liczył. Pożycz mi pięćdziesiątkę, co? – Danny podniósł na niego błagalne spojrzenie.
    – Co zrobiłeś? – Pan Blackbourne zmierzył go wzrokiem podejrzliwie.
    – Coś głupiego? – Uśmiechnął się niepewnie. – Właściwie to coś bardzo, bardzo, bardzo głupiego i zwaliłem po całości. Proszę?
    Mężczyzna pokręcił głową z ciężkim westchnięciem, po czym wstał po portfel i położył na stole całą stówę.
    – I napraw to.
    Danny uśmiechnął się do niego z wdzięcznością i poklepał go po ramieniu. Szybko zgarnął pieniądze i bez zwlekania ruszył do wyjścia.
    – Ale zostaw samochód! – zawołał za nim ojciec. – Bo jak cię nie stać na kwiaty dla dziewczyny, to na nowe auto tym bardziej.

    Ostatecznie stanął przed drzwiami mieszkania Alice, trzymając pod pachą największego pluszowego misia, którego udało mu się znaleźć w ciągu godziny – a trzeba było przyznać, że niewiele mu brakowało, a byłby wielkości samej Alice – i bukiet róż w drugiej ręce. Oklepane, ale postanowił rozegrać to klasycznie. Zdecydował się na białe – te na przeprosiny – bo kiedy kobieta w kwiaciarni zażartowała, że jego dziewczyna musi być szczęściarą, poczuł się jak jeszcze większy kretyn. Zwlekał, zanim zdecydował się zapukać, ale w końcu wziął głęboki oddech, wypuścił powietrze i przyłożył pięć do drzwi. Spuścił wzrok na swoje stopy i czekał z mocno bijącym sercem.
    Wzdrygnął się, gdy usłyszał, jak drzwi się otwierają, ale gdy zobaczył Chrisa, jego mina musiała być jeszcze bardziej żałosna niż przed momentem. No tak. Tego nie przewidział. Kompletnie nie wziął pod uwagę tej opcji, a przecież była tak oczywista. O mój Boże, był w takiej dupie.
    – Hej, Chris... – Chłopak odchrząknął, z początku unikając kontakt wzrokowego. A więc to ty nie zabrzmiało dobrze. Przełknął ślinę. – Taa, to prawdopodobnie ja... – odezwał się niepewnie, drapiąc się nerwowo po karku. – Jest w domu? – zapytał speszony, mając oczywiście na myśli Alice.

    ten udupiony

    OdpowiedzUsuń
  116. Rano nawet myślał o tym, aby zarzucić jej telefon całą masą wiadomości z przeprosinami, zadzwonić do niej, po prostu jak najszybciej dać jej znać, że nie ma wątpliwości, iż postąpił źle i dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Nie zrobił tego, ponieważ po pierwsze – wiedział, że i tak od niego nie odbierze – po drugie – koniec końców i tak będzie musiał załatwić to osobiście. Żadne przeprosiny nie powinny być załatwiane w wymijający sposób, a już nie pewno nie takie.
    – Wiem – odparł szybko Daniel. – Znaczy, domyślam się... – sprostował.
    O tak, wyobrażał sobie, że dziewczyna nie miała w tej chwili najmniejszej ochoty na jego oglądanie, o wysłuchaniu już nawet nie mówiąc. A Chris chyba dobrze wiedział, o czym mówi. Jego wzrok sprawiał, że Danny czuł się jakiś taki mały. Wiedział, że Alice raczej nie powiedziała bratu, co tak naprawdę zaszło, ale i tak czuł się okropnie nieswojo.
    Momentalnie uniósł wzrok nad ramię Chrisa, gdy usłyszał głos dziewczyny dochodzący z głębi mieszkania. Serce podskoczyło mu do gardła, a on nerwowo poprawił palce zaciśnięte na kwiatach. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz tak bardzo się stresował. Gdy Chris odsłonił mu na nią widok, przypomniał mu się ten jeden raz, kiedy na tej felernej wycieczce znalazł Alice samą na tarasie, tyle że tym razem nie wyglądała ona na roztrzęsioną i emocjonalnie rozbitą – wyglądała raczej na poważnie zranioną oraz śmiertelnie poważną. Jedynym faktem, który łączył te dwie sytuacje, było to, że w obu przypadkach były to negatywne uczucia, do których on ją doprowadził.
    Po chwili Danny zauważył, że Chris odsunął się z przejścia, dając mu do zrozumienia, że może może wejść, dlatego nieśmiało spuścił wzrok i bez słowa zrobił krok do środka. Miał bardzo mieszane uczucia co do tego, że Alice w mało subtelny sposób wyprosiła swojego brata z jego własnego mieszkania. Oczywiście, że nie chciał tłumaczyć się ze wszystkiego przy nim, ale jednocześnie bał się zostać z nią sam na sam. Uśmiechnął się do niego nieznacznie na pożegnanie, próbując nie brać do siebie groźnego spojrzenia, które od niego otrzymał.
    Wzrok Alice skupiony już tylko na nim jeszcze bardziej odebrał mu mowę. Niemalże czuł, jak cała jej złość i rozżalenie wycelowane są tylko w jego osobę. Okropnie nieprzyjemne uczucie, ale musiał to wziąć na klatę, dlatego przełknął gulę w gardle i zrobił jeszcze jeden krok w jej kierunku. Najpierw odłożył miśka pod ścianę, a potem stanął przed nią, niespokojnie wodząc oczami po kwiatach, zastanawiając się, jakich słów użyć na początek.
    – Alice, zanim coś powiesz... – zaczął, unosząc na nią spojrzenie – chcę ci powiedzieć, jak strasznie, strasznie jest mi przykro. Nie wiem, co we mnie wczoraj wstąpiło... Znaczy, wiem – upiłem się – ale dobrze wiem, że to nie jest żadną wymówką i nic mnie nie usprawiedliwia. Nie powinienem mówić ani robić nic z tych rzeczy, byłem okropnym kretynem... wciąż nim jestem, wiem, ale naprawdę żałuję i przepraszam. Nie zasłużyłaś, żebym tak cię potraktował. Przepraszam.
    Patrzył jej w oczy, wyczekując jakiejkolwiek reakcji na jego słowa, które były całkowicie szczere.

    wyżyj się

    OdpowiedzUsuń
  117. Co ona mówiła? Z dumą w głosie? Naprawdę tak właśnie to odebrała? Wiedział, że jego słowa ubiegłego wieczoru mogły zabrzmieć źle, ale nie spodziewał się, że ona uznała to za chwalenie się. On nie był jednym z tych chłopaków, którzy z dumą odnosili się o tym, kogo zaliczyli, przelecieli, czy jak to się jeszcze nazywało. To prawda, nigdy nie żył w surowym celibacie, ale miał szacunek do wszystkich dziewczyn. Jeśli już komuś o tym mówił, to ograniczał się do grona najbliższych przyjaciół i zawsze miało to charakter żartu. W założeniu to wczoraj też miało być tylko żartem, jednak koniec końców nie wpasowało się w poczucie humoru wszystkich i zaszło za daleko.
    Nie zareagował, gdy podniosła na niego głos. Stał tam dalej, nie przerywając z nią kontaktu wzrokowego, nie próbując jej ani razu przerywać. Chociaż bolało, cierpliwie to znosił, dał się jej wykrzyczeć. Był jej to winien. Kilka razy miał ochotę coś powiedzieć. Jej słowa były bardzo mocne. Już sam zaczynał wierzyć w to, że może wcale tego nie wyolbrzymiała. Nie dramatyzowała. W końcu jednak jej ostatnie, ironiczne pytanie sprawiło, że nie mógł już dłużej tak po prostu milczeć.
    – Alice, zrozum to, nie mógłbym być dalej od bycia dumnym z tego, co zrobiłem! – odezwał się, niecelowo również podnosząc głos. – Nie mogę ci powiedzieć, że żałuję tego, co stało się kiedyś, bo to nieprawda. Nie będę cię okłamywał! Ale rozejrzyj się! Jestem tu teraz z tobą! Nie z Brooke. Nie z żadną inną dziewczyną. Nikt nigdy nie miał dla mnie takiego znaczenia jak ty! – Spojrzał na nią błagalnie.
    Wiedziała to przecież. Alice nie była kolejną przygodą i musiała mieć tego świadomość, dał jej to do zrozumienia wiele razy, a przynajmniej taką miał nadzieję. Ona nie tylko zajmowała specjalne miejsce w jego sercu – ona, do cholery, posiadała je całe. Chyba nie chciała mu zarzucić, że myślał wyłącznie o sobie, prawda? To jej uczucia były powodem, dla którego tu teraz był, dla którego płaszczył się teraz przed nią i wyrażał skruchę.
    Spuścił zmęczony wzrok na kwiaty i pokręcił głową. Odwrócił się, aby odłożyć bukiet na stojącą obok komodę i z powrotem podszedł do Alice. Wziął oddech, pilnując się, aby jego głos tym razem się nie uniósł.
    – Wiem, że cię zraniłem – przyznał tonem tak poważnym, że nie mógł być ani trochę udawany. – Wiem – dodał jeszcze bardziej dobitnie. – Nawet nie wiesz, jak bardzo siebie za to nienawidzę. Nie oczekuję, że mi to zapomnisz. Ja nigdy nie zapomnę tego, co ci zrobiłem. To będzie mnie męczyć do końca życia, że posunąłem się tak daleko. Wiem, że nie powinienem cię o to prosić, ale naprawdę potrzebuję tego, żebyś mi wybaczyła. Proszę, Alice. – Pochylił się odrobinę, aby lepiej spojrzeć jej w oczy.

    to miała być lekka drama
    dlaczego boli

    OdpowiedzUsuń
  118. Od środka po prostu gotował się w nim wszystkie negatywne emocje, które w ogóle zdolny był odczuwać człowiek. Był wściekły na siebie za to, że był taki głupi i nierozsądny. Nie wyobrażał sobie stracenia Alice przez swoją durną lekkomyślność, a jakimś dziwnym sposobem udawało mu się to zbyt wiele razy. To było irracjonalnie śmieszne, że ta sytuacja powtarzała się wciąż i wciąż, a oni na nowo musieli przechodzić przez to samo. Kiedy już wydawało się, że jest świetnie i nic nie może tego popsuć, wszystko zaczynało się sypać w jednym momencie. Daniel naprawdę zaczynał myśleć, że w cokolwiek się zaangażuje, to nie ma prawa wyjść.
    A ona nawet nie miała do powiedzenia niczego więcej, oprócz wytykania mu w kółko tego samego okropnego błędu, który popełnił. Jakby nie wiedział! Jakby nie zdawał sobie z tego sprawy! Kiedy tak naprawdę był tego tak świadomy, że poczucie winy odprowadzało go od zmysłów.
    – To wszystko z twojej strony? – zapytał kpiąco. – Już nic nie masz mi do powiedzenia? Nie wiem, czego jeszcze ode mnie oczekujesz! Uważasz, że kupiłem ci kwiaty i wszystko, bo myślałem, że to załatwi sprawę? Zrobiłem to, bo byłem tak zdesperowany, żebyś mi wybaczyła, że nie mogłem myśleć o niczym wystarczająco dobrym!
    To mogło brzmieć żałośnie, ale nie dbał o to. Nie mógł zrobić nic innego, tylko być z nią szczery. Należało jej się.
    – Rozumiem, że możesz nie chcieć ze mną rozmawiać, ale przynajmniej mi to powiedz – powiedział stanowczo, jednak bez podnoszenia głosu. Jeśli nie miała zamiaru z nim dłużej rozmawiać, powinna dać mu to wprost do zrozumienia. Miał dość domyślania się tego, co nie zostało dopowiedziane.

    przedłużam, ale mam wizję xd

    OdpowiedzUsuń
  119. Nie zorientował się nawet kiedy, ale w pewnej chwili jego wzrok spoczął na jej ustach. To było niedorzeczne, że mogły z nich padać słowa, które strasznie go raniły, a mimo to on wciąż nie mógł przestać się w nie wpatrywać. Może był w tym jakiś sposób – przynajmniej nie musiał patrzeć jej prosto w zaszklone oczy, widzieć bólu, który jej sprawił. Alice strasznie nie lubiła okazywać swoich słabości, najchętniej nie pokazywałaby innym, że coś ją może zranić, ale on był świadomy tego, że potrafił doprowadzić ją na skraj i nie był z tego do końca dumny. Powiedziała, że go kocha i to był jeden moment, w którym na sekundę znowu spojrzał w jej oczy. Potem już tylko zrobił ostatni krok w jej stronę, zmniejszając do ostatecznego minimum dystans, który jeszcze ich dzielił.
    Może znowu nie pomyślał, zanim zrobił – w końcu chyba opanował tę sztukę do perfekcji. Może zadziałał impulsem, może tak naprawdę w ogóle nie miał pojęcia o samokontroli. I może to nie było sprawiedliwe w stosunku do samej Alice, bo nie powinien kończyć dyskusji w taki sposób, tylko dlatego, że skończyły mu się logiczne argumenty. To mogło wyglądać jak próba wymuszenia na niej wybaczenia, jakby po prostu chciał, żeby już się zamknęła. Nie wiadomo, jak z pierwszym, ale drugi cel na pewno został osiągnięty.
    Wraz z jej ostatnim słowem złapał jej policzki w obie dłonie. Ruch był gwałtowny i szybki, nie dał jej szansy na zareagowanie. W chwili gdy jego usta dotknęły jej, poczuł nagłe spięcie i chęć odsunięcia się. To była zrozumiała reakcja na zaskoczenie. Nie miała jednak miejsca, żeby się cofnąć, a on tylko bardziej przytrzymał ją przy ścianie. Początkowo pochylony do poziomu dziewczyny, po krótkiej chwili wyprostował się nieco, dłońmi wciąż trzymanymi na jej twarzy nakierowując jej głowę do góry, aby nie musieć rozrywać ich ust. Sam pocałunek był dość chaotyczny, ich wargi sprawiały wrażenie zagubionych, wyraźnie nie potrafiąc dopasować się tak jak zwykle. Przez Daniela przemawiała desperacja, Alice natomiast musiała być rozdarta i czuł, że na początku zdecydowanie nie wiedziała, co zrobić.

    <3

    OdpowiedzUsuń
  120. Tak, jak sama jego spontaniczna reakcja trwała zaledwie ułamek sekundy, tak teraz, kiedy już dotykał jej ust, czas biegł wolniej niż zwykle. Alice nie próbowała się wyrwać, ani też nakłonić go do przerwania pocałunku – po prostu bezradnie pozwalała mu się całować, póki sama nie zdecydowała się, co powinna zrobić. Czuł jej wciąż niespokojny po krzyku oddech, który przez stres stał się jeszcze bardziej niemiarowy. A kiedy w końcu oddała pocałunek, przestał się już na tym skupiać, ponieważ ich oddechy się wymieszały. Próbowały złączyć się w jeden, ale sprzeczne emocje, które czuć było w ich ruchach, sprawiały, że nie do końca mogły się do siebie dopasować. Dlatego też po intensywnej chwili musieli to przerwać. W jakiś sposób przypominało to trochę przedłużenie ich kłótni.
    Daniel otworzył oczy i złapał oddech, odsuwając głowę na tyle, aby dobrze widzieć Alice. Wciąż jednak nie zabrał dłoni z jej twarzy, a jednym kciukiem odruchowo przejechał po policzku, zahaczając delikatnie o kącik jej ust. Przez cały czas nie przestawał skrupulatnie się jej przyglądać. Dopiero po chwili ponownie spojrzał jej w oczy.
    – Nie wiem – odpowiedział całkiem poważnie. Zaraz jednak wzruszył ramionami z nieznacznym uśmiechem.
    Nie skłamał, jakby tak nad tym pomyśleć. Naprawdę nie miał pojęcia, czemu to zrobił. To był jakiś dziwny impuls, zupełnie tego nie przemyślał. Ale czy w ogóle potrzebował konkretnego powodu, żeby pocałować swoją dziewczynę? Na co dzień robił to bez wcześniejszego zastanawiania, po prostu całował ją nagle, a ona mogła oddać pocałunek z mniejszą lub większą pasją, albo w ogóle, ale nie musiało to być uzasadnione. A ta kłótnia... była po prostu kolejnym małym momentem w ich wspólnym życiu, czymś ważnym, ale niczym nadzwyczajnym. Nie to, że Danny liczył na to, że mu się upiecze i jego urok i tym razem załatwi wszystko, ale nie wierzył, że coś takiego mogłoby niebezpiecznie zaważyć na ich związku. Niepokoił się trochę, bo każde takie nieporozumienie jakoś się na nich odbijało, ale koniec końców i tak wiedział, że są wystarczająco silni, aby to przetrzymać, ale jednak na tyle słabi, aby dać się pokonać uczuciu. Ono po prostu nimi rządziło.
    Zabrał w końcu z niej swoje ręce i puścił je wolno wzdłuż ciała. Jego dłonie rzecz jasna nie mogły pozostać spokojne, zwłaszcza w takiej chwili, dlatego nie potrwało to długo, zanim ponownie złączył je przed sobą i zaczął nerwowo bawić się swoimi palcami.
    – Przepraszam. – Nie wiedział również, dlaczego jej to mówi. Mógł ją znowu przepraszać za swoje zachowanie ubiegłej nocy, ale równie dobrze mogły to być przeprosiny za ten zbyt śmiały pocałunek. Właściwie pozostawało to do jej interpretacji.

    OdpowiedzUsuń
  121. Całował Alice już tyle razy, że nie sposób było odtworzyć je wszystkie w pamięci. Jednak niektóre pocałunki wyróżniały się na tle pozostałych. Jak na przykład ten zupełnie pierwszy, ten kolejny, który doprowadził do tego, że w ogóle byli razem, ten ich pierwszy jako pary i ten po ich pierwszej kłótni. Teraz i ten można było dodać do tej listy, bo z całą pewnością był wyjątkowy. Nieprzemyślany i chaotyczny, ale wciąż wyjątkowy. Gdy już zaczerpnął po nim powietrza, potrzebował jeszcze chwili, aby całkowicie ustatkować oddech. Alice sprawiała, że wszystko było łatwiejsze, ale w tym samym czasie potrafiła wiele skomplikować, zwłaszcza w jego myślach i uczuciach. Być może była to niedorzeczna wymówka, której używał do wyjaśnienia przed samym sobą swojej niestabilności, ale czasami po prostu lubił myśleć, że Alice doprowadzała go do szaleństwa.
    Spojrzał w dół na ich splecione razem dłonie i uśmiechnął się lekko. Nie był pewien, dlaczego jeszcze się denerwował, ale wiedział, że ona chciała go w ten sposób uspokoić i na pewno jej się to udało. Wystarczył tylko widok jej uśmiechu i uleciały z niego wszystkie negatywne emocje.
    Podobnie szybkim ruchem do tego sprzed pocałunku, ale tym razem tylko ją przytulił. Objął ją jednym ramieniem w talii, a drugą rękę położył na jej plecach i mocno ją do siebie przycisnął.
    – Wiem, że obiecałem, że nic tego nie popsuje – odezwał się, pochylając głowę tak, aby poczuć zapach jej włosów. – Byłem na tyle głupi, że prawie sam to zrobiłem.
    Tak bardzo bał się o wiele rzeczy z zewnątrz, które mogłyby negatywnie wpłynąć na ich związek, że zapomniał o tym, że wszystko najłatwiej zniszczyć od środka. Spodziewał się, że ich relacja może zostać wystawiona na wiele prób, a im dłużej będą razem, tym więcej ich będzie. A jego byłe dziewczyny na pewno były jedną z tych rzeczy, która mogła trochę komplikować. Zwłaszcza, kiedy ten temat został poruszony w tak niedelikatny sposób, jak stało się to ubiegłej nocy. Ale oboje byli świadomi swoich wad, a nawet się za nie kochali. Tą Daniela była mała samokontrola. Cierpliwość Alice pewnie jeszcze wiele razy zostanie poddana testowi wytrzymałości, jednak on był pewien, że nie chce jej już dłużej tego utrudniać.
    – Rozmawiałem z Joe... – Danny prychnął cicho rozbawiony. – Jemu też jest głupio, ale chciał poczekać z przeprosinami, póki ja tego nie zrobię.

    <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  122. Alice wcale nie przesadzała, wykrzykując mu wszystko, co leżało jej na sercu. Mogło to tak wyglądać, że jej słowa być może były zbyt mocne, ale tak nie było. Daniel naprawdę wziął je wszystkie do siebie i zamierzał zrobić z nich pożytek. Chciał je wykorzystać rozsądnie, tak, aby już nigdy nie zmuszać jej do ich ponownego użycia. To, co usłyszał, było dla niego dobitnym przypomnieniem tego, co zrobił źle oraz jak łatwo jest zranić kogoś, kogo się kocha. Nie mógł zapominać swoich błędów, bo wtedy byłaby większa możliwość, że je powtórzy, a tego przecież za wszelką cenę chciał uniknąć.
    Głęboko wciągnął i wyciągnął powietrze, co odrobinę pomagało mu pozbyć się z siebie tych negatywnych emocji i stresu, który jeszcze w nim siedział. W odpowiedzi na to, co powiedziała, potarł kciukiem jej ramię.
    – Wiesz, mimo wszystko jednak ta główna wina leży po mojej stronie – odparł z pokorą. Zaraz jednak zobaczył jej uśmiech i sam już dłużej nie mógł powstrzymać swojego. – Ale on też zachował się jak palant i nie dziwię się, że boi ci się spojrzeć w oczy.
    Widzieć, jak ponownie się uśmiecha, znaczyło dla niego tak wiele. Gdyby mógł o to prosić, to zażyczyłby sobie, aby uśmiechała się zawsze w jego obecności, bo to był dla niego najbardziej podnoszący na duchu widok, jaki tylko istniał.
    Kiedy wspięła się na palce, oplótł ją mocno rękoma pod ramionami i uniósł lekko do góry, jeszcze bardziej się do niej przytulając. Gdy już odstawił ją z powrotem na podłogę, odchrząknął cicho i wskazał kciukiem za siebie.
    – Mam nadzieję, że przypadniecie sobie do gustu. – Z nieśmiałym uśmiechem skinął głową na miśka. – Wolałbym jednak, żebyś to do mnie się przytulała, a on był taką ostatecznością, okej?

    moje dziecioszki

    OdpowiedzUsuń
  123. Nowy rok szkolny się zaczął i wszystko wróciło do smutnej, męczącej rzeczywistości. Znowu trzeba było przesiadywać na lekcjach i już od pierwszego dnia słuchać troskliwych słów nauczycieli mówiących o egzaminach, wyborze uczelni i szerokim pojęciu słowa przyszłość. Jak się okazało do grona tych nauczycieli nie należał profesor historii, ponieważ już na pierwszej lekcji w tym rok szkolnym gdzieś go wcięło. Kilkanaście minut po jej rozpoczęciu wyszedł z sali, zostawiając klasę IV E samą sobie. Oczywiście pośpiesznie wychodząc z sali, rzucił słowem o jakimś temacie z podręcznika, z którym mają się zapoznać, ale bądźmy szczerzy – ich zapoznawanie się z tematem ograniczało się do odnalezienia strony, na której owy temat się znajdował. Wszyscy rozmawiali ze sobą, dzieląc się swoimi wakacyjnymi doświadczeniami i z podekscytowaniem rozważając najbliższy rok.
    – Psor na teatralnych wspominał już coś o zaliczeniu – odezwał się Joe, z oddaniem ołówkiem bazgrząc coś na głowie mężczyzny uwiecznionego na fotografii w książce od historii. – W parach mamy przygotować scenę z dowolnej sztuki z tych, które robiliśmy w poprzednich klasach. Cwaniak sprawdza, czy się nie obijaliśmy... Myślisz, że Foxy zgodzi się być ze mną? – Zerknął na Dana, po czym głośno się zaśmiał. Pokręcił głową żartobliwie, wysuwając lekko język, gdy zaczął szybciej pracować ołówkiem. – Zdecydowałeś się już na coś? – spytał, wracając na właściwy temat ich rozmowy.
    – Coś z mojej ulubionej sztuki – odparł Danny poważnie, aczkolwiek z lekko słyszalnym przekąsem.
    Joe popatrzył na niego pytająco, a jego spojrzenie zmieniło się na jeszcze bardziej podejrzliwe, kiedy tamten nagle odwrócił się bez pośpiechu, aby siedzieć przodem do ławki za nimi. Siedziała przy niej Alice ze swoją koleżanką i również żywo o czymś dyskutowały, jednak obie zamilkły, gdy dostrzegły tajemniczo uśmiechającego się do nich Daniela. On wyciągnął rękę przez ławkę i automatycznie zneutralizował swój uśmiech.
    – Jeśli dłoń moja, co tę świętość trzyma...
    Zaczął jak gdyby nigdy nic, nawet bez uprzedniego odchrząknięcia.
    – Bluźni dotknięciem: zuchwalstwo takowe
    Odpokutować usta me gotowe
    Pocałowaniem pobożnym pielgrzyma...
    Złapał delikatnie dłoń Alice i uniósł ją do góry, opierając się łokciem na blacie stolika. W międzyczasie nie odwracał wzroku od jej oczu, w których malowało się zdezorientowanie. W głębi jednak cicho liczył na to, że dziewczyna podłapie jego rytm i da się w to dalej wciągnąć. Wciąż pamiętał na pamięć wszystkie kwestię, bo Romea i Julię wałkowali przez prawie cały pierwszy semestr trzeciej klasy, tak, że teraz na wyrywki mógł rzucać kwestiami Romea czy Merkucja. Pozostawało mieć tylko nadzieję, że Alice równie dobrze przygotowywała się do roli Julii.

    Romeo

    OdpowiedzUsuń
  124. Joe przerwał nagle tworzenie swojego alternatywnego dzieła w podręczniku i również odwrócił się bokiem na krześle, aby mieć lepszą perspektywę na to, co wyczyniał jego przyjaciel. Początkowo miał taką samo skonfundowaną minę jak obie dziewczyny, ale gdy tylko usłyszał pierwsze słowa Danny'ego w jego oczach pojawił się błysk rozpoznania, natomiast kiedy tylko Alice dokończyła swoją kwestię, parsknął wesołym śmiechem i pokręcił z niedowierzaniem głową.
    – Idioci. Z kim ja się przyjaźnię – rzucił, mimo wszystko wciąż się im uważnie przyglądając.
    Daniel nie zwrócił na niego uwagi, chociaż kącik jego ust drgnął ledwo zauważalnie do góry. Nie wiedział, czy to bardziej z powodu komentarza chłopaka, czy tego, że Alice podchwyciła jego zamiary i zdecydowała się to spontanicznie kontynuować.
    – Nie mająż święci ust, tak jak pielgrzymi? – spytał się, starając się całkowicie wyprzeć z tonu swojego głosu Daniela i zawrzeć w nim jak najwięcej Romea.
    Lubił wszystko, na co składało się aktorstwo. Podobało mu się to, że czasami mógł bez konsekwencji zostawić na chwilę bycie Danielem Blackbournem i pożyć jako ktoś zupełnie inny. Jak widać, sprawdzało się to nie tylko na scenie. Bycie aktorem polegało na traktowaniu całego świata jak jednej dużej sceny. Teraz Joe i Nadya byli skromną widownią, on był Romeem, a przed sobą miał piękną Julię, w której zakochał się na zabój od pierwszego wejrzenia. Wszystko byłoby idealnie, a jednak trzymając jej ciepłą dłoń, czuł, że to tylko i Alice. A jej spojrzenie – które naprawdę sprawiało wrażenie młodej dziewczyny rządnej poznania czegoś nowego i ekscytującego – nie pozwalało mu się do końca zatracić w nowym wcieleniu.
    – Niechże ich usta czynią to, co ręce;
    Moje się modlą, przyjm modły ich – mówił dalej, pochylając się nieco bardziej i biorąc jej dłoń także w drugą rękę – przyjmij...
    Trzeba przyznać, że z każdym jego słowem chciało mu się śmiać coraz bardziej, ale nie zamierzał pęknąć już po swojej trzeciej kwestii. To było pierwsze spotkanie chyba najsłynniejszych kochanków dramatycznych i zamierzał doprowadzić je do końca. Zachował więc twarde spojrzenie, aczkolwiek zachował w nim odpowiednio dużo zauroczenia i fascynacji, a nawet pożądania.

    Romeo

    OdpowiedzUsuń
  125. Sprawiało mu to wielką radochę, ponieważ nie dało się ukryć, że lubił od czasu do czasu odwalić coś głupiego. Myślał szybko – a raczej działał szybko, bo obmyślaniem jednak zajmował się już w trakcie – i po prostu żył chwilą, ciekawy tego, co z tego może wyjść. Cieszył się, że Alice podłapała jego pomysł bez zbędnych, wnikliwych pytań i miał nadzieję, że oboje wytrzymają wystarczająco długo bez wybuchnięcia śmiechem, aby dociągnąć to do godnego momentu.
    – Ziść więc cel moich, stojąc niewzruszenie...
    Danny natychmiast zerwał się ze swojego miejsca i niemalże jednym ruchem znalazł się po drugiej stronie ławki, ponownie łapiąc dłoń Alice, aby obrócić ją w swoją stronę. Przykucnął lekko na jednej nodze, aby ona nie musiała wstawać i położył drugą rękę na jej plecach, przybliżając ją bardziej do siebie.
    – I z ust swych moim daj wziąć rozgrzeszenie – dokończył, po czym od razu pocałował ją bez większego zawahania. Był to pocałunek za nic nie przypominający rzeczywistych pierwszych pocałunków, ale będący wzorem tych kinowych. Delikatny, chociaż namiętny, zero w nim chaosu – był po prostu idealny, taki jak powinien wyglądać w romantycznych filmach. Z montażem zdawałby się trwać dłużej, byłby w perfekcyjnym oświetleniu, a gdy bohaterzy by skończyli, otworzyliby powoli oczy, pozostając z wciąż lekko uchylonymi ustami i wpatrując się w siebie bez końca.
    Tu jednak wszystko trwało krócej i bez efektów specjalnych, ale było wystarczająco dramatyczne. Daniel uśmiechnął się nieznacznie, całując dziewczynę, ale zanim się jeszcze od niej odsunął przybrał z powrotem maskę Romea, aby się nie zdradzić przed resztą. Nie patrzył się na niego, ale był pewien, że wręcz usłyszał, jak Joe przewraca oczami, śmiejąc się mimo wszystko pod nosem. Mało osób zwróciło na nich uwagę, ale nagłe poruszenie nie umknęło całkowicie, dlatego od razu ktoś wesoło zawiwatował, a ktoś zrobił nawet głośne Uuuuu!
    – Na litość boską, Blackbourne, wynajmijcie sobie pokój! – zawołał jeszcze ktoś inny z głębi klasy, a kilka osób się roześmiało.

    Romeo

    OdpowiedzUsuń
  126. W aktorstwie nie powinno być miejsca na osobiste sentymenty. Ile to problemów i skandali było z tymi prywatnymi romansami między odtwórcami głównych ról. Dla aktora partnerka powinna zostać tylko partnerką. Danny jednak uważał swój przypadek za bardziej kłopotliwy, ponieważ przed sobą nie miał tylko jakiejś tam kolejnej partnerki. Całe szczęście, że Romeo był na zabój zakochany w Julii, ponieważ Daniel nie potrafił inaczej patrzeć na Alice. Uważał się za niezłego aktora, ale gdyby tak kazano mu spojrzeć na nią z nienawiścią lub zgorszeniem, chyba by temu nie podołał. Nie mógł nic zrobić z faktem, że wystarczyło mu jedno spojrzenie na nią, a na jego twarz natychmiast wdzierał się uśmiech.
    Przez pocałunek poczuł, jak dziewczyna tak samo jak on zaczyna się uśmiechać i dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że ona też zaczyna pękać. Nie wiedział, jak długo on sam jeszcze będzie w stanie się powstrzymywać, ale miał nadzieję, że uda im się przetrzymać przynajmniej do końca tej sceny, tak dla lepszego efektu całości.
    – Z mych ust? – Na jego twarzy pojawił się wyraz najczystszego strapienia, jakby naprawdę ugodził go w sumienie fakt, że naraził niewinną niewiastę na grzech. Daniel zawsze wyczuwał w tym fragmencie sporo sarkazmu. – O! grzechu, zbyt pełen ponęty! Niechże go nazad rozgrzeszony zdejmie! – zawołał, wciąż utrzymując teatralny ton głosu. Wszyscy, co prawda, pewnie zgodnie stwierdzili, że pogięło go do reszty, ale on naprawdę świetnie się przy tym bawił. – Pozwól – dodał już ciszej.
    Tym razem podniósł się z kolana i stanął przed Alice. Delikatnie biorąc jej twarz w obie dłonie, skierował ją do góry, a następnie z powrotem złączył ich usta w pocałunku. Był tak samo przesadnie idealny jak poprzedni, choć Daniela bawiło to coraz bardziej. Bardzo nieprofesjonalnie. Nikt normalny przecież nie całował się w taki sposób. To musiałoby być strasznie nudne i męczące. Choć w tej chwili nie uważał, że całowanie Alice kiedykolwiek mogłoby być męczące, czy też mu się znudzić.
    Usłyszał, jak kilka osób w klasie się podśmiewuje, a jeszcze ktoś inny zaklaskał.
    – Czy ktoś tu też ma wrażenie, że już to kiedyś widział? – odezwał się Joe, rozglądając się po wszystkich z wesołym uśmiechem na ustach, zanim Daniel jeszcze odsunął się od Alice.
    Miał oczywiście na myśli przedstawienie, które dali na tej pamiętnej imprezie w drugiej klasie, którego dowody ponoć wciąż istniały na jego telefonie.

    Romeo

    OdpowiedzUsuń
  127. Z powrotem chwycił jej dłoń i utrzymując zafascynowane spojrzenie, popatrzył jej prosto w oczy, kiedy podniosła się i stanęła blisko niego. Dobrze wiedział, co musiała teraz powiedzieć i był pewien, że jest psychicznie przygotowany na jej słowa. Przeliczył się z tym jednak, ponieważ okazało się, że zabrzmiały jeszcze bardziej komicznie, niż się tego spodziewał. Widział przez te parę krótkich sekund, jak Alice zaciska wargi, usiłując stłumić śmiech, ale czuł, że jej to nie wyjdzie i chyba nie mógł jej winić. Sam wybuchnął krótką chwilę po niej i przycisnął mocniej do siebie, czując jak śmieje się przez jego koszulkę. Parę osób też parsknęło donośnym śmiechem, a Joe i Nate postanowili jeszcze trochę się pozgrywać i zaczęli bić brawo.
    – Panienko, jejmość pani matka prosi – wtrącił się w końcu Joe wysokim głosem, stylizowanym na kobiecy, zauważając, że profesor właśnie wrócił do klasy, ale jeszcze nie zdążył ich pouczyć. Nadya dla dodatkowego efektu złapała Alice za krawędź bluzki i pociągnęła ją z powrotem na krzesło, odrywając ją tym samym od Daniela.
    On uśmiechnął się jeszcze szeroko do swojej Julii i po momencie także sprawnie wrócił na miejsce, wygładzając przy tym koszulkę. Spojrzenia wszystkich już nie były tak natarczywe i wydawało się, że cała klasa znowu wróciła do swoich spraw. Posłał kumplowi zawadiacki uśmiech, a tamten szturchnął go łokciem w żebra. Danny zaśmiał się cicho, nieznacznie zasłaniając usta dłonią, po czym odchrząknął wymownie, widząc, jak nauczyciel podejrzliwie go obserwuje.
    – I dla twojej informacji... – Odwrócił się do Nadyi i oparł swój łokieć na ich ławce. – Scena balkonowa jest dopiero w kolejnym akcie.
    Dziewczyna prychnęła i trzepnęła go lekko w głowę, zmuszając go, aby się odwrócił, przy okazji uśmiechając się jeszcze przelotnie do Alice. Lecz cicho! Co za blask strzelił tam z okna! Ono jest wschodem, a Julia jest słońcem! – chciałoby się zakrzyknąć, jednak tym razem zdołał się powstrzymać.

    Romeo

    OdpowiedzUsuń
  128. Odebrał telefon od Alice i z leniwym uśmiechem wysłuchał jej, jednym uchem wciąż skupiając się na telewizorze. Wiedział, że Alice nie lubi, gdy ktoś się z niej śmieje, zwłaszcza, gdy chodziło o jej wstydliwy lęk przed ciemnością. Danny – co prawda – mógł poszczycić się większymi przywilejami, niż większość zwykłego społeczeństwa, ale i tak powstrzymał się przed rzuceniem jakiegoś prześmiewczego żartu, gdy oznajmiła mu, że boi się zostać sama na noc. Koniec końców to było całkiem słodkie. I Daniel miał pretekst, żeby spędzić całą noc w towarzystwie Alice, a przecież w takim przypadku nikt nie mógł go za to sądzić, prawda? W końcu ratował swoją damę z opresji, to było bardzo honorowe postępowanie. Uspokoił ją – choć widział, że pewnie i tak dziewczyna nie ruszy się ze swojego miejsca, póki on nie dotrze do jej mieszkania – i zapewnił, że przyjedzie tak szybko, jak będzie mógł. Nie chciało mu się mimo wszystko już zwlekać z kanapy i wychodzić o tej porze z domu, ale przecież to była Alice, a dla niej zrobiłby wszystko.
    Takim sposobem piętnaście minut później – może z lekkim hakiem– stał już przed jej drzwiami, przyświecając sobie latarką, którą zabrał ze sobą na wszelki wypadek i dobrze zrobił, bo na ulicach, co prawda, paliły się latarnie, ale awaria prądu najwyraźniej obejmowała cały budynek i prawdopodobnie kilka sąsiednich, z tego, co zdążył się zorientować. Zapukał i dodatkowo wysłał Alice sms-a, żeby poinformować, że czeka. Pod pachą trzymał torbę, po której tajemniczą zawartość zatrzymał się jeszcze błyskawicznie w całodobowym sklepie.
    – Hej, Ali – przywitał ją wesoło, gdy w końcu się jej doczekał i lekko zaświecił jej latarką po oczach. Zaśmiał się cicho, widząc, jak krzywi się i zasłania ręką przed światłem, po czym objął ją jednym ramieniem w pasie i przyciągnął do siebie, zostawiając szybkiego całusa na jej czole. – Nie martw się, twój rycerz przybył z odsieczą.
    Dalej wszedł w głąb mieszkania pewnym krokiem, zostawiając Alice za sobą i świecąc po każdym kącie latarką, rozglądał się, jakby był tam po raz pierwszy. W takiej ciemności wszystko wyglądało jak zupełnie inne miejsce. Mrok potrafił sprawić, że nawet najprzytulniej urządzony dom wzbudzał w człowieku uczucie niepokoju.
    Stanął przed jednym z włączników światła, który odnalazł, i zaklikał parę razy dla swojej głupiej pewności.
    – Ciekawe, kiedy to naprawią... – zastanowił się na głos, wyczekująco gapiąc się w sufit. Nic. – Trudno. Do tego czasu możemy robić różne fajne rzeczy, które robi się po ciemku, no nie? – Popatrzył na nią w końcu z uśmiechem na twarzy.

    rycerz na białym koniu

    OdpowiedzUsuń
  129. Nie dało się ukryć, że trochę dziwiło go, jak osiemnastoletnia dziewczyna, panicznie bała się ciemności. Ale to była jednak Alice... Nie mógłby powiedzieć, że nie kochał jej również ze względu na takie małe dziwności, bo najzwyczajniej w świecie by skłamał. Ktoś inny powiedziałby, że to bardzo dziecinny lęk, ale on uważał to za nawet lekko urocze. I to nie urocze w infantylny sposób, ale taki, w który on czasami ściskał jej policzki, aby się z nią podroczyć lub całował ją w czoło na powitanie. Poza tym odczuwał satysfakcję, kiedy przestraszona Alice wtulała się w jego klatkę piersiową i niemalże czuł, jak w końcu ulatuje z niej cały stres. Nawet jeśli nie mówiła tego na głos, przyjemnie było wiedzieć, że czuje się przy nim bezpiecznie, bo mogła sobie nie zdawać z tego sprawy, ale przekazywała mu to wystarczająco dobrze i to bez słów. Był jej potrzebny i nie musiał wiedzieć niczego więcej.
    – Wszystko, co nam potrzebne do przetrwania – odpowiedział żartobliwie, po czym posłał jej tajemniczy uśmiech i zaczepnie roztargał jej włosy. – Cierpliwości, Ali.
    Nie wyjaśniając już nic więcej, odwrócił się i skierował od razu do pokoju Alice, gdzie, tak samo jak w całym mieszkaniu, rozejrzał się uważnie dookoła. Przysiadł na łóżku, kładąc torbę na podłodze między swoimi nogami i otworzył ją, trzymając latarkę w zębach. Poza słabą poświatą z latarni, która jeszcze jakoś dostawała się do środka przez okno, w pokoju było kompletnie ciemno, dlatego musiał jakoś przyświecać sobie wnętrze torby, aby cokolwiek w niej w ogóle zobaczyć, a przy okazji obie ręce miał wolne. Był przygotowany. Najpierw wyciągnął dużą paczkę chipsów – o smaku grillowanych warzyw, ma się rozumieć – i rzucił ją do złapania Alice, nie mówiąc ani słowa. Spokojnie, w rezerwie miał oczywiście jeszcze galanty zapas czegoś do jedzenia, który na razie spoczywał bezpiecznie na dnie. Potem zaczął po kolei wyjmować z torby świeczki. Parę większych, średnich i całą masę mniejszych. Wziął ze sobą tyle, ile zdołał pomieścić. Podniósł się i położył torbę na swoim miejscu na łóżku, a następnie zabrał się za rozkładanie ich, gdzie tylko się dało. Spojrzał na Alice i przypomniał sobie o latarce, którą świecił sobie na wszystko, co było przed nim, dlatego szybko wyjął ją z zębów.
    – Pożyczysz zapalniczkę? – zapytał, wyciągając w stronę dziewczyny rękę, aby podać jej latarkę, dzięki której łatwiej będzie jej ją znaleźć.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  130. Odwzajemnił jej uśmiech, kiedy delikatnie go pocałowała, a uśmiechnął się nawet jeszcze szerzej, gdy usłyszał jej podziękowanie.
    – Milady – odpowiedział, również zawierając w tym odrobinę ironii, ale dla efektu chwycił jej dłoń i unosząc ją sobie do ust, złożył na niej lekki pocałunek. – Wykupiłem wszystkie, które mieli w sklepie – powiedział, wzruszając ramionami. Rozbawiony uśmiech, który wkradł mu się na twarz, jednak go zdradził. – Dobra. Żartowałem... Prawie wszystkie – dodał, ostentacyjnie przewracając oczami.
    Jakby się tak zastanowić, to on i Alice nie należeli pod tym względem do najbardziej romantycznych par, jakie istniały. Rzecz jasna, jeśli mówiąc o tych kiczowato romantycznych rzeczach. Nie urządzali sobie kolacji we dwoje, a żadne z nich nie przejawiało ochoty na napisanie drugiej osobie miłosnego poematu, ani nic z tych rzeczy. Chodzili za to po dziwnych schowkach, włamywali się w inne dziwne miejsca, niszczyli mienie szkoły i oglądali horrory – a było to romantyczne na ich własny sposób. Gdyby jednak niektórych to nie przekonywało i konieczna była dawka porządnego romantyzmu, to przecież niczego tak nie lubili, jak wpatrywania się w swoje oczy, ostatnio nawet oglądali razem gwiazdy, a teraz to już w ogóle pojechali z tym mocno, bo siedzieli otoczeni dziesiątkami świec i trzeba było przyznać, że to naprawdę mogłoby być uznane za przejaw nie byle jakiego romantyzmu. Daniel – co prawda – nie zaplanował tego, kiedy w jego głowie pojawił się pomysł na świeczki, ale ten efekt uboczny nawet fajnie działał.
    Wycofał się na łóżku do momentu, aż poczuł za plecami ścianę i oparł się o nią wygodnie, podkładając sobie poduszkę, po czym przyciągnął do siebie Alice i objął ją ramionami. Pomyślawszy o tym wcześniej, przebrany był już w wygodne dresy i miękką, wkładaną przez głowę bluzę, a teraz z ciepłym, drobnym ciałem Alice przyciśniętym do niego samego, poczuł się jeszcze bardziej komfortowo. Było coś takiego w towarzystwie osoby, którą się kochało, że po prostu nawet najlepsze rzeczy były wtedy najzwyczajniej jeszcze lepsze.
    – Ironicznie, że wywaliło prąd akurat wtedy, kiedy Chris cię zostawił, no nie? – Zaśmiał się cicho.

    Danny <3

    OdpowiedzUsuń
  131. Nie mógłby być na nią zły za coś takiego. Wolałby, żeby tego nie potrzebowała, bo było to dla niej stresem, ale zawsze był gotowy na wypadek, gdyby poprosiła go o pomoc. Poza tym teraz mógł z nią spędzić więcej czasu sam na sam.
    – Nieee – odpowiedział, przeciągając się pod nią. – Musiałem, co prawda, spławić tę dziewczynę z III A, z którą byłem na dzisiaj umówiony, ale nic straconego – dodał zupełnie bez emocji, napychając sobie usta chipsami podkradzionymi z paczki, którą trzymała.
    Były takie rzeczy, które po prostu nie wymagały wyjaśnienia, że był to żart... a przynajmniej w przekonaniu Daniela i to właśnie często wpędzało go w niezręczne sytuacje, bo zdarzyło mu się od czasu do czasu chlapnąć coś sarkastycznego w dobrej wierze, a jego rozmówca miał problem ze zinterpretowaniem tego w taki sposób. Alice jednak znała jego specyficzne poczucie humoru i miała większe rozeznanie w tym, kiedy żartował, a kiedy mówił serio.
    – Wiesz, że powinnaś zadzwonić mimo wszystko? – odezwał się sugestywnym tonem, nachylając się do jej ucha, a potem delikatnie pocałował ją w policzek.
    Zazwyczaj wieczorami nie przesiadywał długo u Alice, kiedy jej brat był w domu. Nie mówiąc już o zostawaniu na noc. To nie tak, że za każdym razem musieli robić coś, co z Chrisem za ścianą byłoby nie na miejscu, ale i tak jego obecność nie sprzyjała budowaniu atmosfery. Nawet mimo to, że Danny już od jakiegoś czasu czuł, że Chris go polubił i ufa mu trochę bardziej niż na początku, wciąż jego spojrzenie potrafiło wzbudzić w nim niepokój. Widać tak już działało bycie starszym bratem, próbującym zastąpić także ojca. Dlatego właśnie najpóźniej o dwudziestej drugiej starał się ewakuować z ich mieszkania, aby nie nazbierać sobie u Chrisa zbyt wielu minusów, a również po części, żeby Alice nie miała przez niego kłopotów.

    Danny <3

    OdpowiedzUsuń
  132. Chris był takim kompletnym przeciwieństwem ojca Daniela. Ten zawsze żartował na te tematy i wydawało się, że nawet nie miał za grosz wstydu. A zdarzało mu się to nawet przy Alice, przez co potem Danny był tak strasznie zażenowany. Mimo wszystko wolał przyprowadzać Ali do siebie, bo czuł, że mają tam więcej prywatności. Nawet pomimo tego, że tata mrugał do niego porozumiewawczo za każdym razem, gdy odprowadził Alice i całował ją na pożegnanie. Pan Blackbourne nie starał się sprawiać wrażenia wyluzowanego ojca – on nim najzwyczajniej w świecie był i nie wiedzieć, co gorsze. Rzecz jasna, kiedy sytuacja tego od niego wymagała, potrafił pokazać twardą rękę, a nawet stać się prawie tak bardzo nadopiekuńczy jak inni rodzice czy starsze rodzeństwo.
    – Nie śmiej się. Nawet nie wiesz, jak nalegała! Ale ja byłem jak: Nie, przepraszam, nie mogę. Muszę koniecznie pojechać do mojej dziewczyny. Nie mówiłem ci o niej? Tak bardzo, bardzo, baaardzo ją kocham...
    Każde swoje bardzo oddzielał małym całusem w policzek, zbliżając się coraz bardziej do jej ust. Miał trochę utrudniony dostęp przez to, że siedziała do niego tyłem i w dodatku kręciła się niemiłosiernie, ponieważ przy okazji wsunął dłonie pod jej koszulkę i zaczął łaskotać ją delikatnie po brzuchu. Z każdą chwilą łaskotki były oczywiście mocniejsze, aż w końcu doszło do tego, że oboje wylądowali na boku, śmiejąc się razem. Choć śmiech Alice był znacznie głośniejszy i bardziej niemiarowy, bo od desperackiego bronienia się przed jego łaskotkami ciężko było jej złapać oddech, to wciąż był to najpiękniejszy dźwięk, który mógłby usłyszeć. Był w nim coś zaraźliwego, kiedy tylko go słyszał, na jego twarz od razu wkradał się choćby najmniejszy uśmiech i działał na niego bardzo uspokajająco, tak, że póki go słyszał, przez chwilę niczym się nie stresował. I kiedy Alice szczerze się śmiała, wiedział, że po prostu była tak szczęśliwa, że na moment również zapominała o całej reszcie.
    Gdy już w końcu dał jej spokój, oparł się na łokciu i oparł głowę na ręce, patrząc się z uśmiechem na twarz dziewczyny. Wszystkie te świecie nie sprawiały, że w pokoju było całkowicie jasno, a ona leżała teraz jeszcze odwrócona do nich tyłem, dlatego pogrążona była w półmroku, ale mimo to i tak widział, jak rozpromieniona – w tym niedosłownym znaczeniu – była. Chciał ją dotykać, całować, chociażby słuchać jej głosu, nawet jeśli miałaby mówić największe bzdury.
    – To dziwne, że to wszystko tak szybko minęło – odezwał się po chwili ciszy. – Jeszcze wczoraj biliśmy się na farby na szkolnym korytarzu i martwiliśmy się o to, że zostaniemy rodzicami... – Cicho prychnął z rozbawieniem, podczas gdy palce jego drugiej dłoni bez celu kreśliły różne szlaczki na prześcieradle.

    Danny <3

    OdpowiedzUsuń
  133. Kiedy położyła się obok niego na brzuchu, położył dłoń na jej plecach, gładząc je delikatnie. Skłamałby, gdyby powiedział, że on się nad tym nie zastanawiał. Cała ta sytuacja była ważna w jego życiu. Po tym stał się chyba trochę odpowiedzialniejszy, chociaż ktoś postronny powiedziałby, że to nieprawda, bo jego styl bycia nie uległ zbytniej zmianie. Ale gdzieś tam przez cały czas siedziała w nim ta myśl, że przez coś tak głupiego jego całe życie mogło zmienić się nieodwracalnie, i to bynajmniej nie w sposób, który byłby dla kogokolwiek korzystny.
    – Przykro mi to stwierdzać, ale byłabyś samotną matką, ponieważ twój brat najprawdopodobniej by mnie zabił – odpowiedział dowcipnie, choć na jego twarzy pojawił się tylko minimalny uśmiech.
    Nie byłby sobą, gdyby jakkolwiek nie zażartował, ale jednocześnie czuł również potrzebę odpowiedzenia na to jej pytanie szczerze i z całkowitą powagą. Zastanowił się nad tym jeszcze raz, tym razem kompletnie na serio i dopiero po krótkiej chwili odezwał się ponownie:
    – Chcesz wiedzieć, co myślę? – Sunął wzrokiem za swoimi palcami, które powoli przesuwały się w tą i z powrotem wzdłuż linii jej kręgosłupa. – Pewnie nienawidziłabyś mnie za zniszczenie ci życia, ja pewnie też bym siebie o to obwiniał, więc generalnie nie znosilibyśmy siebie nawzajem... Mielibyśmy swoje dwa osobne życia i jedno małe wspólne – powiedział. Ostatecznie ponownie przeniósł spojrzenie do jej oczu i uśmiechnął się pokrzepiająco, aczkolwiek odrobinę smutno. – Wiesz, że tak naprawdę byłbym dla ciebie, kiedy tylko byś tego potrzebowała, prawda? – spytał po chwili ciszej, niż wypowiedział poprzednie słowa.
    Mimo że tyle razy nad tym rozmyślał, nie mógł być przekonany tego, jak rzeczywiście by to wszystko wyglądało. Chciał wierzyć w to, że naprawdę byłby wtedy dla Alice wsparciem, ale nie potrafił tego zagwarantować. Teraz na pewno by tak było, ale wtedy... Rok temu był innym człowiekiem, jakkolwiek durnie to brzmi. Nie brał odpowiedzialności za osiemnastoletniego siebie, który opijał się i macał z dziewczynami po balkonach. W dodatku w tak podbramkowej sytuacji... nie wiedział, czy by nie stchórzył. Starał się jednak wierzyć w siebie i w to, że może szybciej by przez to dorósł i mogłaby na niego liczyć.

    Danny <3

    OdpowiedzUsuń
  134. Nie próbował dyskutować, nie analizował zbędnie jej słów – po prostu zanim sam się zorientował, już był przysunięty bliżej niej, ani na sekundę nie odwracając spojrzenia od jej oczu. Poczuł nagłe i dość silne drgnięcie serca, kiedy dziewczyna popchnęła go delikatnie na plecy. Leżał bez ruchu – nawet jego dłonie ten jeden raz nie próbowały znaleźć sobie zajęcia – i patrzył na nią, a sekundę później już go całowała i tym samym na chwilę sprawiła, że cały bałagan opuścił jego głowę. Cisza w pokoju była nawet jeszcze większa, nie słyszał kompletnie nic, nawet własnego oddechu. A jego serce już nie biło tak mocno jak przed momentem. Było coś takiego w tym pocałunku, że nie można było potraktować go inaczej – wiedział, że był szczerą odpowiedzią na jego pytanie, i to najlepszą, jakiej w ogóle mógł się spodziewać. Nie próbował pogłębić pocałunku, ani przejąć inicjatywy – pozwolił sobie po prostu skupić się jak najbardziej na odczuciu. Chciał zapamiętać jak najwięcej szczegółów – to jak miękkie, delikatne i jak ciepłe były oraz jak właściwie czuło się je w połączeniu z jego.
    Nie przeszkadzała mu cisza, która zapadła, gdy Alice wyszeptała to jedno kluczowe słowo, po czym ułożyła głowę na jego klatce piersiowej i położyła się obok niego, tworząc z ich ciał tak samo dobrą kombinację jak ich usta. Było w tym coś tak intymnego, że nie chciało się tego przerywać, aby nie zbeszcześcić takiej chwili. W dodatku jej dłoń pod jego bluzą. Ten dotyk budził w nim te najgłębsze wspomnienia, o których nie mówiło się na co dzień. Jedno lepsze od drugiego, wszystkie przyprawiające o równie mocny, przyjemny zawrót głowy.
    – Wiem – odpowiedział w końcu w ten sam cichy sposób, na który ona odpowiedziała na jego pytanie.
    Nie pamiętał, kiedy to się stało, ale palce jednej z jego dłoni wplątane były teraz w jej włosy, a kciukiem drugiej delikatnie masował jej ramię, które sięgało pod jego bluzę. Ostrożnie ściągnął z siebie dziewczynę i sam zsunął się niżej, aby mieć twarz na dokładnie tej samej wysokości co ona. Wtedy dopiero położył dłoń na jej policzku i kciukiem lekko unosząc jej podbródek do góry, pocałował ją w ten sam subtelny sposób, który ona zaproponowała przed chwilą. Przypominało to dokładnie ich pierwszy prawdziwy pocałunek tamtej nocy, która narobiła niezłego bałaganu z ich życia, ale okazała się jedną z najlepszych, jakie przeżyli. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, kiedy tak to skojarzył.
    – Ja ciebie też – powiedział, bo samo wyrażenie Kocham cię nie istniało bez takiej odpowiedzi.

    Danny <3

    OdpowiedzUsuń
  135. Choć Daniel uwielbiał głos Alice, to w takich chwilach najprzyjemniejsze było to, że nie potrzebowali żadnych słów, aby się zrozumieć, czy aby wyrazić swoje uczucia. Wszystko, co chcieli sobie powiedzieć, zawarte było w każdym pojedynczym pocałunku oraz choćby najmniej wyczuwalnym dotyku. Chociaż pojęcie najmniej wyczuwalny było teraz nie do pomyślenia – każde dotknięcie jej dłoni rozpalało jego skórę coraz mocniej, im dłużej ten kontakt trwał.
    Nie było w tym nic chaotycznego, żadnych nieuporządkowanych uczuć – niczego, co kojarzyłoby się z taką sytuacją. Oni nigdzie się nie spieszyli, wiedzieli, że będą tu za dziesięć minut, godzinę czy dwie. I dobrze wiedzieli też, na czym polegały ich uczucia, czego oboje chcą, i że to zrobią.
    Początkowo jego ręce wsunęły się tylko pod jej koszulkę, kciukiem którejś z dłoni okazyjnie zahaczając krawędź jej biustonoszu, ale ostatecznie je wyciągnął. Podwinął materiał do góry i ściągnął za nią bluzkę, zwiniętą odkładając ją gdzieś za siebie, w podświadomości pamiętając, że na podłodze wciąż palą świeczki, więc narobienie zbyt dużego bałaganu nie byłoby wskazane. Szybko ogarnął wzrokiem jej ciało i jeszcze przez moment stłumił w sobie chęć ponownego jej pocałowania. Szybko, aczkolwiek niegwałtownie pozbył się swojej bluzy, bo zdecydowanie było za gorąco, po czym położył się w takiej samej pozycji jak wcześniej i przyciągnął do siebie Alice. Dobrze było poczuć bezpośredni kontakt z jej skórą. Położył dłoń na talii dziewczyny, aby spokojnie zjechać nią w dół ciała i wsunął ją między jej uda, unosząc jej nogę tak, żeby nią go oplotła.
    Chwila, w której ich biodra nagle się złączyły, była tą samą, w której pierwszy raz poczuł chęć pospieszenia akcji. Przerwał pocałunek, aby spróbować wyrównać swój niemiarowy oddech, ale na próbach się skończyło, ponieważ zanim mu się to udało, z powrotem przycisnął do niej usta, tym razem obdarzając uwagą jej szyję. Zaczynając od obojczyka, stopniowo przesuwał się z pocałunkami bliżej jej ucha, na wyczucie szukając najwrażliwszego punktu.
    Wszystko było tak perfekcyjnie cicho, Daniel słyszał tylko ich przyspieszone oddechy – które nawet ciężko było mu rozróżnić, wszystko szumiało mu w głowie – i szeleszczenie pościeli. W takich warunkach – mogąc czuć Alice tak blisko siebie, razem z jej ciepłem, smakiem i zapachem – naprawdę mógłby uwierzyć, że liczą się tylko oni.

    Danny <3

    OdpowiedzUsuń
  136. Nigdy nie martwił się tym na zapas, ale w końcu pewnego razu w szatni podczas kompletnie zwyczajnej rozmowy padło pytanie skierowane w szczególności do Dana. Jak to jest być z jedną dziewczyną przez tak długi czas? To skłoniło go do pewnej, jakby to nazwać... refleksji. Sam spodziewałby się, że w końcu to może się znudzić. Ale im dłużej o tym myślał, tym bardziej absurdalne mu się to wydawało. Nie z Alice, nie z dziewczyną, którą znał na wylot, a mimo to codziennie potrafiła go czymś zaskoczyć. Każdy raz z Alice był inny, a zarazem taki sam. Taki sam w dobrym znaczeniu. Chodziło o to, że zawsze czuł się z nią tak samo dobrze. Nigdy po fakcie nie pomyślał sobie, że tym razem było coś nie tak. Nie było coraz nudniej – było coraz przyjemniej, coraz lepiej, po prostu bardziej.
    Kolejne chwile były jednym długim momentem, nie wiedział tak naprawdę, ile czasu mogło minąć. To nie miało w sumie znaczenia. Tylko ich dłonie, przytłumione przez pocałunki jęki i przechodzące przez ciało fale gorąca oraz dreszczy. Oni tak blisko siebie, że na próżno szukać pomiędzy nimi wolnej przestrzeni, jej nogi ciasno zaplecione wokół niego i palce zmysłowo sunące po jego ramionach na zmianę z paznokciami wbijanymi w skórę na plecach. Usta obolałe od pocałunków, ale wciąż łaknące więcej i rytm wyznaczany przez ich nierównomierne oddechy.
    Z wzrokiem utkwionym w suficie położył się obok niej, aby wziąć chwilę na przywrócenie tętna do normy. Poczekał cierpliwie, aż emocje opuszczą jego ciało i obrócił się na boku, aby spojrzeć na Alice. Leżąc tak obok niej, widząc jej włosy w uroczym nieładzie i intensywne rumieńce na policzkach, nie mógł powstrzymać się od uporczywego myślenia, jak piękna była ta dziewczyna i jak szczęśliwym go czyniła. Uśmiechnął się szeroko, ale przegryzł dolną wargę i natychmiast odwrócił się na brzuch, aby schować twarz w poduszce, która stłumiła jego i tak cichy, krótki śmiech.
    – Nie wierzę... – jęknął niewyraźnie, wciąż się nie podnosząc – że właśnie kochaliśmy się przy świecach. Jesteśmy tak beznadziejnie cliché.
    Do dopełnienia tego do bólu romantycznego obrazka brakowało jeszcze szampana, czerwonych róż i jakiejś cichej, nastrojowej muzyki. Jak on w ogóle mógł o tym zapomnieć?

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  137. Spojrzał na nią ze słabo skrywanym niepokojem, marszcząc przy tym brwi, kiedy oznajmiła mu, że zawalił. Nie miała chyba na myśli...? Dzięki Bogu. Roześmiał się cicho z ulgą i komfortowo oparł głowę na poduszce, aby dobrze widzieć przy tym Alice.
    – Następnym razem dostaniesz tą swoją ścieżkę z płatków róż – odparł, żartobliwie przewracając oczami. – Mogę ci nawet przed tym ugotować kolację, a potem zaśpiewać serenadę, jeśli tego właśnie chcesz – dodał, nawet nie próbując maskować sarkazmu w swoim głosie.
    Obserwował, jak dziewczyna nachyla się nad nim, ale mimo to pozostał w bezruchu, póki jej usta nie dotknęły skóry na jego karku. Odruchowo spiął mięśnie pod jej dotykiem, ale w ogóle nie miał nad tym kontroli. Przymknął oczy i pozwolił jeszcze jednemu delikatnemu dreszczowi przejść przez swoje ciało. Uśmiechnął się do niej leniwie i spróbował spojrzeć przez swoje ramię, nie podnosząc jednak głowy.
    – Nie wiem, tak jest całkiem wygodnie. Powinnaś spróbować – odpowiedział.
    Nakrył się kołdrą, kładąc się na plecach blisko niej, aby wciąż czuć ciepło jej skóry i po prostu jej obecność. Kiedy miał na to fizyczny dowód, czuł się pewniej i spokojniej, zupełnie jakby potrzebował tego potwierdzenia, że to rzeczywistość. Przecież nie mógł sobie wyimaginować jej dotyku, zapachu, ani głosu. Jego wyobraźnia była nazbyt ograniczona, aby wymyślić coś tak cudownego.
    – Możesz mi powiedzieć, cokolwiek chcesz, a ja to dla ciebie zrobię, Alice – powiedział, wracając do tematu tym razem bardziej na serio. Nie chodziło mu już o durne, romantyczne pomysły. Miał na myśli coś znacznie ogólniejszego.
    Prawda była taka, że wystarczyło jej słowo. Miała na niego taki wpływ, że zrobiłby dla niej największą głupotę – nawet większą niż na co dzień. Bycie tak owiniętym wokół czyjegoś palca nie powinno mu się w ogóle podobać, ale w przypadku Alice nie traktował tego w tak negatywny sposób. Zrobiłby wszystko, aby zobaczyć jej uśmiech, usłyszeć choć jedno słowo uznania. Chciał po prostu, żeby była szczęśliwa i żeby to on był głównym źródłem tego szczęścia.

    Danny <3

    OdpowiedzUsuń
  138. Jak to się stało, że zaszli tak daleko? I kiedy to się stało? Zaledwie przed chwilą byli imprezującą i wygłupiającą się parą odrobinę specyficznych kolegów, a teraz nie widzieli poza sobą świata. To było tak, jakby ktoś wyrwał im ich mały, lepszy kawałek – trochę jakbyś dokładnie w tym momencie stracił jeden ze zmysłów, obojętne który. Niby możesz żyć dalej, ale czegoś brakuje, już nie możesz w pełni zaznać szczęścia, bo bez względu na to, jak bardzo się starasz, i tak zawsze będzie ta jedna rzecz, której nie masz. Ale w tej chwili mógł ją czuć każdym zmysłem i był za to wdzięczny temu, ktokolwiek tam w górze nad nim czuwał.
    Odkąd pamiętał, zawsze pachniała w ten sam sposób i choć człowiek ponoć po czasie przyzwyczaja się do zapachu tak, że w końcu przestaje go odnotowywać, to on ciągle odczuwał to tak samo. Lubił to, że za każdym razem, kiedy go przytulała, wystarczyło, że pochylił głowę i już czuł zapach jej szamponu do włosów oraz to, że jej ulubione perfumy nie drażniły go w nos, gdy całował ją w szyję. Albo to, jak wracał do domu i mimo że zostawał sam, to odcinając się od wszelkich innych bodźców, wciąż czuł na sobie jej obecność. Jej głosu mógłby słuchać godzinami. Nieważne, czy po prostu mówiła, śmiała się, cicho nuciła coś pod nosem czy mamrotała bez sensu ze zmęczenia. Cholera, on nawet kochał, jak najzwyczajniej w świecie oddychała. A smak jej ust był najprawdopodobniej najsłodszym i najłagodniejszym, którego kiedykolwiek było mu dane zaznać. Kiedy trzymał ją w ramionach, wydawała się być taka krucha, a jej skóra była tak niesamowicie delikatna, bez znaczenia, czy dotykał ją samymi opuszkami palców, całą dłonią, czy ustami. Nie mógł się zdecydować, co z tego było jego ulubioną częścią, to wręcz niewykonalne, ale chyba odrobinę ponad wszystko doceniał to, że mógł na nią patrzeć. Jej oczy, usta, każdy fragment jej ciała, każde znamię i pieprzyk, to, jak się uśmiechała, najmniej widoczne gesty, które wykonywała. Był pewien, że znał na pamięć już wszystko, a jednak każdą chwilę wykorzystywał na to, aby nacieszyć nią wzrok jeszcze trochę, upewnić się, że aby na pewno niczego nie przeoczył. Oczywiście, że wciąż była dla niego najlepszą przyjaciółką, ale nie wyobrażał sobie tego, aby jeszcze kiedykolwiek mógł spojrzeć na nią inaczej jak na dziewczynę, która była jego pierwszą i najprawdopodobniej największą miłością w życiu.
    To, co jej powiedział, było czymś naturalnym, nawet specjalnie się nad tym nie zastanawiał. Ale nie tak, że było to lekkomyślne. Po prostu nie musiał tego poddawać głębszej analizie. Wiedział, że to było właściwe. Jednak kiedy zobaczył, jak jej oczy powoli zachodzą łzami, zrozumiał siłę swojej deklaracji.
    – Hej, Ali... – Podciągnął się lekko do góry, a następnie ujął jej twarz w obie dłonie. Zdawał sobie sprawę z tego, że w tym momencie jej łzy nie były niczym złym, ale i tak w jakiś sposób ich widok go bolał. Miał z tym nieprzyjemne doświadczenia. – Nie musisz mi dziękować. Jesteś po prostu wspaniała, zasługujesz na to. I wiem. Dziękuję.
    Niewłaściwe obchodzenie się z miłością mogło zranić więcej niż jedną osobę, to to sprawiało, że była ona tak niebezpieczna. Ale Daniel się tym nie martwił. Wiedział, że Alice kocha go równie mocno, co on ją, nigdy w to nawet nie wątpił.
    – A teraz... czy możemy zrobić dla odmiany coś głupiego i mało romantycznego, proszę? Nie chcę, żeby Nicholas Sparks napisał o mnie swoją kolejną książkę. – Westchnął ciężko, kładąc twarz na poduszce, po czym nie zdążył powstrzymać szerokiego uśmiechu, który wdarł się na jego twarz.

    Danny <3

    OdpowiedzUsuń
  139. Otworzył oczy, musiał tylko zmrużyć powieki, bo światło przez parę stanowczo zbyt długich sekund boleśnie go raziło. Wtedy poczuł ten tępy ból w czaszce i okropnie nieprzyjemny pisk w uszach, jakby przez przypadek odbierał na jakiejś innej częstotliwości. Przymknął oczy do końca, robiąc głęboki wydech, co miało mu pomóc wrócić do normalności. Pomogło – to na pewno. Odzyskał świadomość, poczucie, że jest czymś więcej niż tylko głową. Nie zdążył się tym nacieszyć, ponieważ odzyskanie władzy nad ciałem wiązało się również z bólem, a ten dał o sobie znać, kiedy chłopak próbował podciągnąć się do góry. Podniósł powoli rękę, w tym momencie zauważając wenflon z odchodzącą z niego rurką oraz jeden z tych śmiesznych klipsów na palce, które nigdy nie wiedział, do czego właściwie służą. Dłonią przesunął po żebrach, zatrzymując ją tuż pod sercem, gdzie dało się wyczuć miękki opatrunek, a pod nim cholerny ból. Skrzywił się, gdy mocniej przycisnął w tym miejscu palce, po czym na ziemię sprowadziły go głosy wypowiadające jego imię. Podniósł wzrok, mrugając szybciej lekko zdezorientowany. Wszystko było dobrze, jak po długim śnie.
    Uśmiechnął się słabo, choć w oczach wciąż można było dostrzec ten typowy dla niego żart, dopiero wtedy strapiona mina jego ojca została zastąpiona długo wyczekiwanym wyrazem ulgi. Drugą osobą był lekarz. Oznajmił mu, że jest w szpitalu – no jakby się do tej pory nie domyślił, doprawdy. Następnie, tym samym spokojnym głosem, zapytał się go, czy pamięta, co się stało. I tu zrozumiał, że nie. Zdał sobie sprawę, że nie pamięta, co się wydarzyło.
    Przeskakiwał spojrzeniem, to na swojego ojca, to na doktora. Ten pierwszy patrzył się tylko na niego z pokrzepiającym uśmiechem, jakby już dobrze wiedział, o co chodzi. Drugi uprzejmie wyjaśnił, że to normalne, iż nie pamięta chwili wypadku i powinien teraz odpoczywać. Leki sprawiły, że czuł się dziwnie ospały i otępiały, a co z tym idzie, także podatny praktycznie na wszystko. Oddanie się z powrotem w stan błogiej nieświadomości było najrozsądniejszym wyjściem – chociaż może lepszym określeniem byłoby najłatwiejszym wyjściem. Tak naprawdę nie panikował, że nie pamięta, jak doszło wypadku i właściwie również reszty wieczoru. Nie wiedzieć czemu, ale wcale nie martwiło go to, że jego wspomnienia nie kończyły się w żadnym konkretnym momencie, tylko tworzyły jedną zbitą, porozmywaną na krawędziach całość. Przecież pamiętał wszystko – swoich rodziców, nawet to, że się rozwiedli, dom w Duluth, mieszkanie ojca w Nowym Jorku, szkołę. Chciał zostać aktorem – to było jego marzenie od dzieciństwa. Ogół był oczywisty, nie miał z tym najmniejszego problemu. Tylko w pewnych miejscach te puste plamy, które ciężko mu było z czymś skojarzyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Wyglądało poważnie, ale okazało się, że nie stało się nic, co mogłoby zagrozić jego życiu. Nie powinniśmy się martwić. Jest mocno poobijany, ale ponoć wkrótce będzie już w stanie normalnie funkcjonować. – Pan Blackbourne prowadził Alice korytarzem, informując ją o stanie syna.
      Odkąd przyszła do szpitala wyglądała na strasznie roztrzęsioną. Nie zadzwonił do niej od razu... Właściwie to nie wiedział, czy w ogóle powinien to zrobić. Pierwszy raz Danny obudził się późno w nocy, parę dobrych godzin po faktycznym wypadku. Musiało minąć jeszcze kilka kolejnych godzin, zanim był w ogóle zdolny do jakiegokolwiek funkcjonowania. Teraz było już dość wcześnie rano, dlatego ostatecznie jego ojciec uznał, że Alice powinna wiedzieć.
      – Miał dużo szczęścia, farciarz – dodał, prychając pod nosem z lekkim rozbawieniem. Przynajmniej ten jeden raz ominął go życiowy pech, co wydawało się wręcz niemożliwe.
      Akurat dotarli pod salę, na której leżał Danny, ale mężczyzna zatrzymał jeszcze dziewczynę, która wyrwała się przodem.
      – Alice, jest coś, o czym powinnaś wiedzieć – zaczął, nie bardzo wiedząc, jakich słów użyć. – Oczywiście nic mu nie grozi, a lekarze mówią, że to zupełnie normalne, ale jest trochę zdezorientowany i... musisz być przygotowana na to, że może nie pamiętać niektórych rzeczy – wyjaśnił mężczyzna, z niepokojem obserwując Alice. Skinął głową na drzwi, posyłając jej raźny uśmiech.

      ;;

      Usuń
  140. Leki przeciwbólowe z pewnością dawały całkiem mocnego kopa. Czuł się porządnie przymulony, ale przynajmniej działały zgodnie ze swoim założeniem i faktycznie nic nie czuł. Nie na tyle, aby bez przerwy rozmyślać o tym bólu, ale poza tym czuł się wręcz beznadziejnie. Nie mógł przywołać w pamięci swojego pierwszego w życiu kaca, ale był przekonany, że musiało to wyglądać mniej więcej tak. Całe to odpoczywanie działało na niego zupełnie odwrotnie – im dłużej leżał, tym bardziej czuł się zmęczony. W dodatku szpital zaczynał powoli go przytłaczać. Minęło zaledwie kilka godzin, z których większość i tak przespał, ale ten biało-błękitny wystrój, miarowe pikanie tego ustrojstwa przy łóżku i nieznośnie sterylny zapach – to wszystko po prostu zaczynało go w dziwny sposób frustrować.
    Mimo wszystko próbował dalej odpoczywać, tak, jak kazał mu lekarz. Ponoć czas leciał wtedy szybciej, a on już chciał mieć to wszystko za sobą. Sen wydawał się czasem najlepszą ucieczką od problemów. Oczywiście to tylko złudzenie, ale jemu wystarczało.
    Rozproszyły go dopiero odgłosy z korytarza, gdy – jak się domyślił – otworzyły się drzwi do sali. Nietrudno było mu to zignorować, i tak jego powieki były okropnie ciężkie. Wtedy jednak poczuł dotyk na dłoni i było to niespodziewane i chłodne, kompletnie go zaskoczyło, dlatego na tyle szybko, na ile mu się udało, otworzył oczy. Zamrugał, aby pozbyć się uciążliwej mgły sprzed pola widzenia i wbił spojrzenie w dziewczynę. Trzymała go za dłoń i mówiła szybko – ona kończyła już kolejne zdanie – lub coś na jego wzór – a on dopiero zaczynał analizować poprzednie. W którymś momencie spuścił zdezorientowany wzrok na ich dłonie i w tym momencie uświadomił sobie, że jej dotyk wcale nie był zimny, jak mu się na początku wydawało, a przyjemnie ciepły. Nagle zorientował się, że zapadła cisza i załapał, że jej ostatnie słowa musiały być pytaniem.
    – Jest w porządku... Boli trochę, ale... jest okej. W porządku... – Trochę gubił się w odpowiedzi, ale czuł okropną dezorientację, miał tyle pytań i nie wiedział, jak je zadać.
    – Alice bardzo się martwiła. Strasznie chciała się z tobą zobaczyć – powiedział jego ojciec, którego dopiero teraz dostrzegł. Stał przy drzwiach i obserwował wszystko, wyglądając bardzo niepewnie.
    Daniel z powrotem na nią spojrzał. Alice. Więc powinien ją znać. To powinno zabrzmieć znajomo... A jednak pustka w jego głowie była przerażająca. Czuł narastającą panikę, gdy myślał o tym, co tak naprawdę mógł stracić ze swojego życia i jeszcze nie był tego świadomy. Przypatrzył się jej, zaczynając od twarzy, oczu, włosów, a nawet tego, jak się ubierała. Potrzebował tej jednej rzeczy, która mogłaby być tym wyzwalającym wspomnienia punktem. A jednak jedyne, co udało mu się dostrzec, to jej zaczerwienione oczy. Musiała o niego tak bardzo dbać, a on nawet nie pamiętał jej imienia. Poczuł dziwny dyskomfort i zabrał dłoń pod pretekstem podrapania się po drugim ramieniu.
    – Przepraszam, to pewnie zabrzmi dziwnie... ale przyjaźnimy się, tak? – odezwał się po chwili, nawet po wypowiedzeniu na głos tych słów, nie będąc pewnym, jak sformułować to pytanie.

    stawiam kolejkę rozpuszczalnika <3

    OdpowiedzUsuń
  141. Przepraszam. Bardzo mi przykro, ale niestety cię nie pamiętam. Sorry. Nie było to coś, co stosownie byłoby w tej chwili odpowiedzieć, a wypowiedziane na głos prawdopodobnie brzmiałoby nawet jeszcze bardziej niedorzecznie, jeśli to w ogóle możliwe. Punkt jednak tkwił w tym... że on naprawdę jej nie pamiętał. I naprawdę było mu z tego powodu przykro. Nie tylko przez to, że widział wyraźnie to, jak straszny cios musiał to dla niej być, że słowa, która właśnie wypowiedział wyrwane z kontekstu może nawet nie były takie straszne, ale dla niej prawdopodobnie były najgorszymi, jakie mogła od niego usłyszeć. Było mu z tym źle, ponieważ on w tym momencie też poczuł coś... dziwnego. Zupełnie, jakby w tym momencie uświadomił, że jemu też czegoś brakuje. I bynajmniej nie były to tylko i wyłącznie wspomnienia o tej dziewczynie. To było uczucie, którego nie mógł w tej chwili w sobie znaleźć, chociaż kiedyś tam było.
    Razem...? – powtórzył za nią cicho. – Jak... – Nie dokończył już, bo wszystko mu się tak okropnie mieszało. Teraz to miało sens... Nawet jeśli nic, co w tej chwili odczuwał i o czym myślał, nie miało sensu. Ale to miało. Łzy, drżenie głosu, strach w oczach – nie reagowało się w taki sposób na wiadomość o tym, że coś stało się twojemu przyjacielowi. Nie na taką skalę. Ona go kochała. A on kochał ją... prawdopodobnie.
    Do tej pory nawet nie wiedział, że ludzka głowa może w jednym momencie znieść tyle myśli. W jego panował teraz taki bałagan, że dosłownie zaczynał czuć, jak mu się w niej kręci. Przetarł dłonią twarz i odetchnął ciężko. Popatrzył na swojego ojca, który wciąż stał z tyłu, wyraźnie nie wiedząc, co zrobić. Wyobrażał sobie, jak bardzo musi być w tej chwili rozdarty, widział to w sposobie, w jaki nerwowo przeczesywał dłonią włosy i drapał się po twarzy. Nie miał pojęcia, czy powinien wyjść, czy może zostać dla wsparcia Alice, bo poza nim nie było w tej chwili tam dla niej nikogo, ponieważ Daniel z pewnością nie wydawał się obecny.
    – Przepraszam – odezwał się w końcu chłopak. To najgłupsze, co mógł w tej chwili powiedzieć, ale... – Chcę, ale nie pamiętam.

    OdpowiedzUsuń
  142. Ciężko było patrzeć na kogoś pierwszy raz w życiu, gdy ta osoba patrzy się na ciebie jak na swój cały świat. Bo prawda była taka, że teraz była dla niego kimś zupełnie obcym. Równie dobrze w tej chwili do tej sali mógłby wejść jeszcze tuzin przypadkowych osób, a on byłby w stanie powiedzieć o nich tyle samo, co o niej. Chciałby potwierdzić, że gdy ich dłonie się dotknęły, poczuł dreszcz, a jego serce podskoczyło, gdy usłyszał jej głos, ponieważ brzmiał tak nienaturalnie znajomo... ale życie to nie był film i nic z tego nie było prawdą. Oczywiście, że jej wierzył. Była piękna, to, jak się przejęła, wskazywało na to, że była wrażliwa i wyglądała na miłą i zabawną – definitywnie była typem dziewczyny, w której mógłby się zakochać. Ale nic o niej nie wiedział. Nie wiedział, kiedy i jak się poznali, od jak dawna są razem, ani w jaki sposób uświadomił sobie, co do niej czuje. Odrzucił opcję, że mogła to być miłość od pierwszego wejrzenia, ponieważ nie poczuł nic takiego, gdy przed chwilą weszła do tej sali.
    Podciągnął się lekko do góry, ale skrzywił się przy tym nieznacznie, ponieważ wciąż odczuwał bólu, a tak gwałtowne poruszenie tylko go nasiliło.
    – Alice... – Nie wiedział w sumie, co chciał przez to osiągnąć. Nawet gdyby udało mu się ją tym zatrzymać i tak nie wiedziałby, co mógłby jej jeszcze powiedzieć. A czuł, że powinien coś powiedzieć.
    Może i był w takim stanie, że można by mu wmówić wiele rzeczy, ale nawet po cholernym wypadku, który poskutkował tym, że najwidoczniej zapomniał połowy swojego życia, sam wiedział, jak rozpoznawać, czy komuś na czymś zależy, czy nie. A jej wyraźnie zależało na nim. Patrzyła na niego tak, jakby właśnie złamał jej serce, a przecież nie możesz mieć złamanego serca przez byle kogo. Mógł wiele nie pamiętać, ale nie potrzebował swoich wspomnień, aby wiedzieć, że serce możesz mieć złamane tylko przez kogoś, komu je oddałeś.
    Przewrócił oczami, ale nie w geście irytacji, bardziej frustracji i bezradności. Ponownie ze zrezygnowaniem potarł twarz i westchnął. Nie wiedział, co zrobić, a nawet co się wokół niego dzieje. Mógł jej wcale nie pamiętać, ale to nie dawało mu prawa do pozostawienia tego w taki sposób. To po prostu nie było właściwe.
    Jego ojciec stał wciąż w tym samym miejscu, obserwując wychodzącą Alice wyraźnie z tymi samymi ambiwalentnymi uczuciami, co Danny. Chłopak popatrzył na niego wzrokiem mówiącym coś pomiędzy Co ty, do cholery, narobiłeś? a Co ja, do cholery, narobiłem? Pan Blackbourne zdecydowanie rozważał tą pierwszą możliwość, ponieważ nie dało się ukryć, że to on mógł rozegrać to inaczej.
    – Powinienem porozmawiać wcześniej z tobą – zaczął, uciekając spojrzeniem w bok i bawiąc się nerwowo palcami, zupełnie jak Daniel. – Myślałem, że może jeśli... Nie wiem, czemu nie wydało mi się to dziwne, że ani razu o nią nie zapytałeś... Może zrzuciłem to na leki i ten cały szok... Wiesz, zazwyczaj nie możesz przebrnąć przez parę minut bez chociażby wspomnienia jej imienia-
    – Załapałem – przerwał mu krótko Dan. To właśnie po tacie odziedziczył ten nawyk gadania bez przemyślenia. – Jest moją dziewczyną, jestem w niej szaleńczo zakochany i jej nie pamiętam. Serio, jestem na bieżąco – powiedział z ironią. Nie był zły na ojca. Był po prostu przytłoczony i zagubiony. – Przepraszam. Po prostu miej na nią oko, okej?
    Opuścił głowę na poduszkę, czując się tym wszystkim zmęczony. Uśmiechnął się słabo do taty, a ten podszedł do niego, aby poklepać go raźnie po ramieniu i zmierzwił mu lekko włosy, po czym wyszedł na korytarz.

    OdpowiedzUsuń
  143. Daniel w domu, z logicznego puntu widzenia, zachowywał się całkiem normalnie. Snuł się w tą i z powrotem, siedział w swoim pokoju i wywracał szuflady do góry nogami, przeglądając dokładnie całą ich zawartość... Właściwie to zachowywał się normalnie, ale jak normalny nastolatek, nie jak Danny. Niby rozmawiał jak na porządku dziennym, ale jednak omijał wiele tematów. A potem jeszcze włączał telewizję i oglądał wiadomości, śmiejąc się, że w naukowy sposób sprawdza, jak wiele zapomniał z funkcjonowania świata.
    Jego tata ucieszył się, gdy Alice w końcu przyszła. Zdawał sobie sprawę, jak wiele znaczyła dla syna, nawet jeśli on sam nie był tego już świadomy. Wiedział też, że będzie mu potrzebna bardziej niż kiedykolwiek i nie chciał, aby się zraziła jego dziwnym zachowaniem.
    – Cześć, Alice. Dobrze cię widzieć – przywitał ją, kiedy tego dnia pojawiła się przed drzwiami ich mieszkania. – Nie wygłupiaj się, wchodź. Napijesz się czegoś? – Uśmiechnął się do niej i wpuścił ją do środka, zamykając za nią drzwi. Nie zważając na odpowiedź i tak podążył do kuchni, oczekując, że dziewczyna pójdzie za nim. Oparł się o blat i uśmiechnął się do niej odrobinę delikatniej. – Jak się czujesz? Słuchaj, wiem, że Danny mógł się wydawać odrobinę... zdystansowany, ale nie myśl, że to przez ciebie – powiedział, ściszając lekko głos. – Wobec wszystkich zachowuje się podobnie. Próbuje sprawiać wrażenie, że jest w porządku, ale wyraźnie czegoś mu brakuje. Musimy dać mu trochę czasu. Lekarze mówią, że to indywidualna sprawa, ile to się będzie utrzymywać, ale ważne jest, żeby nie zmieniać wiele z rutyny i po prostu zachowywać się normalnie... Oczywiście rozumiem, że w waszym przypadku normalnie jest bardziej skomplikowane – dodał szybko, uśmiechając się z małym zmieszaniem. – Ale powinnaś starać się przy nim być po prostu sobą, wiesz, przypomnieć mu, jak to było.
    – Wiecie, straciłem pamięć, nie słuch. – Daniel stanął oparty o framugę w przejściu, patrząc się sceptycznie głównie na swojego ojca. – Cześć – zwrócił się w końcu do Alice, przybierając na twarz nawet lekki uśmiech.
    Nie widział jej od paru dni, ale nie chciał sprawiać wrażenia, że w ogóle nie chciał jej widywać. Zaczynał nawet rozumieć siebie... siebie sprzed wypadku, rzecz jasna. Alice naprawdę wydawała się świetną dziewczyną, ale nie był głupi, zdążył zauważyć, że jej też było teraz niezręcznie w jego towarzystwie. Chociaż i tak pewnie mniej niż jemu. Nie wiedział, jak się do końca zachować, gdy do niego przychodziła, ani co powiedzieć. Zdawał sobie sprawę, że nigdy nie miał takich trudności w nawiązywaniu znajomości, ale przecież ona wcale nie była kimś, z kim się dopiero zaprzyjaźniał. Znał ją... tylko po prostu tego nie wiedział. Ciężko pewnie sobie to w ogóle wyobrazić, ale tak właśnie było i tak samo niedorzecznie się z tym czuł.
    – Dzięki Bogu, sarkazm też nie ucierpiał – rzucił żartobliwie pan Blackbourne, mrugając do Alice.
    – Czy ty właśnie użyłeś sarkazmu, do wyśmiania mojego sarkazmu? – odparł chłopak wyzywającym tonem, unosząc brwi.
    – Alice coś dla ciebie ma – uciął krótko i wyminął ją, posyłając w jej stronę podbudowujący uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daniel wyprostował się, odchrząkając nieznacznie i skinął głową w kierunku swojego pokoju, czekając, aż do niego dołączy i przepuszczając ją przodem. Zamknął drzwi i odwrócił się, spoglądając na Alice, która wcale nie wydawała się zainteresowana otoczeniem. Znowu zapomniał, że ona nie była tam po raz pierwszy. Lekko potrząsnął głową, jakby miało mu to pomóc w niedopuszczeniu swoich myśli do ponownego zamienienia się w jeden wielki chaos, po czym rozejrzał się po pokoju i jeszcze bardziej się zmieszał. Był tam zaledwie od dwóch dni, a już zdążył narobić niezłego bałaganu. Jego tata postanowił tam trochę ogarnąć, zanim Danny wyszedł ze szpitala, ale do teraz wszystko i tak już zmieniło swoje miejsce.
      – Sorry za to... – odezwał się, przerywając ciszę. Sprawnie wyminął dziewczynę, aby dostać się do łóżka i w pośpiechu zabrać z niego wszystkie rzeczy, które nie powinny się na nim znajdować. – Postanowiłem przejrzeć trochę swoich rzeczy, zobaczyć, czy uda mi się może coś... – Dołożył do sterty rzeczy na biurku resztę z łóżka i wygładził pościel, zabierając z niej pojedyncze kartki i zdjęcia, które tam jeszcze zostały. Wykonał wymijający gest dłońmi, mający dokończyć jego wypowiedź. Czy uda mi się może coś przypomnieć...

      Usuń
  144. Kiedy dwa dni temu po raz pierwszy od czasu wypadku postawił w tym pokoju stopę, wcale nie miał zamiaru wywracać go do góry nogami – bo tak to pewnie mogło w tej chwili wyglądać – i spędzenia kolejnych dni na metaforycznym grzebaniu w przeszłości. Ale kiedy się położył, aby odpoczywać – zgodnie z tym, co bez przerwy powtarzał mu lekarz – i zaczął powierzchownie rozglądać się dookoła, zbyt wiele zaczęło go kusić. Ten pokój był po prostu kopalnią wiedzy na jego temat, ten pokój to był on sam. I z takim właśnie przekonaniem zaczął przetrząsać każdy jego zakamarek. Żadne pudełko, żadna książka, ani pojedyncza kartka nie mogło zostać przez niego pominięte. Najpierw starał się to trzymać pod kontrolą i układał w jednym miejscu rzeczy, które już przejrzał, w innym te, które postanowił zostawić na później, a w jeszcze innym te, do których potrzebował dodatkowego wyjaśnienia. Ale z czasem tą genialną organizację diabli wzięli i wszystko stworzyło jeden spójny chaos, jakkolwiek paradoksalnie to brzmi.
    Pewnym było to, że nie zapoznał się na nowo jeszcze ze wszystkim, co tu miał. Zdążył jednak rzucić okiem na swojego laptopa – rozsądnie unikając na ten czas Facebooka i innych magicznych źródeł wiedzy, które na pewno okazałyby się pomocne, ale czuł, że to rzucanie się na głęboką wodę, a on wolał stopniowo przyjmować informacje. Znajdowały się na nim głównie materiały na zajęcia oraz zdjęcia. Z rodziną, przyjaciółmi, z wakacji, imprez, ze szkoły. Część z nich, a także dużo innych, znalazł wywołaną, za co pochwalał siebie sprzed wypadku. Teraz mógł trzymać te wspomnienia w dłoni i chociaż czuć papier, nawet jeśli nie potrafił powiedzieć o nich nic więcej poza datą napisaną długopisem na odwrocie.
    – Dzięki – odpowiedział tylko, opierając się tyłem o biurko i bawiąc się jakimś zdjęciem, które akurat mu się nasunęło – ot tak, aby zająć czymś ręce.
    Nie wiedział tylu rzeczy i miał tyle pytań. Gdy myślał o jednym, które ostatecznie mógłby zadać Alice, zaraz w jego głowie pojawiało się następne, łączące się z tym pierwszym, a za nim kolejne i kolejne. Było tak wiele rzeczy, o których chciałby się dowiedzieć, a jednak coś ciągle go hamowało.
    Sam odchrząknął lekko w tym samym momencie i odłożył zdjęcie na stertę z biurka, po czym podrapał się niezręcznie po łokciu, odwracając wzrok w bok. To była jego dziewczyna i pewnie okropnie dziwnie musiało jej być oglądać go takiego całego nieporadnego i zagubionego w tym, jak ma się przy niej zachowywać. Można powiedzieć, że był nawet trochę zawstydzony. To, jak o niego dbała i fakt, że poświęcała mu tyle czasu i teraz jeszcze te wszystkie notatki i pomoc... trochę go to onieśmielało.
    Zostawiając miejsce notatkom, usiadł bokiem na podłodze koło łóżka, przodem do Alice. Oparł się jednym łokciem o materac i zaczął przeglądać wszystko, co przyniosła. Podniósł głowę, aby na nią spojrzeć i uśmiechnął się delikatnie. Zawsze tak było. Z jej ust zabrzmiało to tak lekko i prosto...
    – Właściwie, to zajrzałem już wcześniej do swoich dotychczasowych notatek, które znalazłem i okazało się, że nawet rozumiem większość z nich – powiedział, z powrotem spuszczając wzrok. – Doktor powiedział, że to dzięki temu, że inna część mózgu odpowiada za wiedzę przyswojoną w procesie nauki, a inna za wspomnienia same w sobie. Więc dzięki temu, że ta część nie została naruszona, nie straciłem kompletnie tych trzech lat. Jedna dobra rzecz, jak widać... O mój Panie, a to co? – Wziął do ręki jeden z zeszytów przyniesionych przez Alice i otworzył go na ostatniej zapisanej stronie. Został zaatakowany przez rzędy cyfr, iksów, nawiasów i innych satanistycznych symboli. Jak na jego oko wszystko tu było jedną wielką niewiadomą. – A kto pomoże nam z tym? Nie znosisz matmy – dodał, kręcąc głową z rozbawieniem i niedowierzaniem zarazem. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak to zabrzmiało, a zabrzmiało tak... normalnie.

    OdpowiedzUsuń
  145. – Hm? – mruknął, podnosząc głowę znad zeszytu, wciąż nie do końca obecny duchem, z całym mnóstwem cyferek i pierwiastków przebiegających przez jego głowę. Jego zdezorientowane spojrzenie i zmarszczone brwi zastąpił dość niepewny uśmiech, gdy dostrzegł nie taką znowu małą ekscytację na twarzy Alice. Nie wiedział, o co jej dokładnie chodziło, ale nie mógł się powstrzymać. Zdążył zauważyć, że jej uśmiech był bardzo zaraźliwy.
    Teraz, gdy zaczął o tym myśleć, faktycznie nie przypominał sobie, aby od czasu wypadku wspomniała mu cokolwiek o matematyce, a na tylnej okładce jej zeszytu nie widział wyskrobanego napisu Pieprzyć matmę. Nie miał pojęcia, jak do tego doszedł do tego wniosku i nie wydawało mu się, aby kiedykolwiek musiał to robić. On to po prostu wiedział. Co czyniło to wszystko jeszcze bardziej skomplikowanym, ponieważ wciąż był święcie przekonany, że kompletnie nic nie wiedział o Alice. Tym bardziej tego, że nie znosi matematyki. A teraz im bardziej o tym myślał, tym dziwniej to wyglądało.
    – Nie mówiłaś? – spytał, udając zaskoczonego. – Nie wiem... Chyba większość osób nie lubi matematyki – odpowiedział bez przekonania, próbując znaleźć jakieś racjonalnie brzmiące wyjaśnienie. – Przynajmniej tak mi się wydaje, że to całkiem... powszechna rzecz...
    Nie chciał tak do końca gasić jej zapału, ponieważ widział, jak na to zareagowała, ale nie miał zamiaru też pokazać, że podziela jej podekscytowanie, ponieważ sam nie był pewien, o co tak naprawdę chodziło. Nie chciał robić jej nadziei, tym bardziej, że nadal nie wydawało mu się, aby mógł powiedzieć o niej coś poza tym, a nawet specjalnie zaczął myśleć, czy może jeszcze pamięta coś innego.
    Zamknął zeszyt i zaczął przelotnie przeglądać inne kartki, które mu przyniosła, okazjonalnie na nią zerkając. Po prostu czuł w sobie narastającą z każdą chwilą ciekawość i choć ciągle coś go powstrzymywało, to przecież Alice była najlepszym źródłem informacji, które mógł sobie wyobrazić. Westchnął cicho, jakby z lekko frustracją, i nie zmieniając pozycji, oparł się wygodniej łokciem na materacu.
    – Mówiłaś, że jeśli miałbym jakieś pytania, to mam cię pytać... – zaczął, unikając jej wzroku. Spuścił spojrzenie na splecione palce swoich dłoni. – Pewnie się domyśliłaś, że mam ich całkiem sporo... ale nie wiem, od którego zacząć... Myślę jednak, że chyba mam jedno... – Tylko na sekundę podnosił wzrok do jej oczu, a poza tym rozglądał się dookoła, szukając odpowiednich słów. Nie kontrolował tego, ale bez przerwy bawił się swoimi palcami, wyginając je nerwowo. – Znaczy... Właściwie to nie pytanie... bardziej prośba lub coś w tym stylu, ale...

    OdpowiedzUsuń
  146. Oczywiście zauważył, że jego wytłumaczenie znacznie ostudziło entuzjazm Alice. Poczuł nawet małe wyrzuty sumienia, widząc jej strapioną minę. Znacznie bardziej do twarzy było jej z szerokim uśmiechem, który widział u niej jeszcze przed chwilą. Ale on naprawdę nie chciał jej zwodzić i dawać błędnych sygnałów, póki sam tego nie rozgryzie. Nie rozumiał, jakim cudem udało mu się przywołać tak kompletnie przypadkowy fakt o Alice, ale wiedział, że to jeszcze nie znaczy, że jego pamięć wraca i już niedługo znowu będzie miał wszystkie wspomnienia. Zdawał sobie sprawę, że to tak nie działało i chciał, aby ona też była tego świadoma. Rozczarowanie Alice nie było czymś, co koniecznie chciał oglądać.
    Do tej pory Daniel dość mocno wzbraniał się przed pytaniem o cokolwiek, czego nie pamiętał. Wiedział, że to nieuniknione, jeśli ma w pełni odzyskać pamięć, ale próbował jeszcze powstrzymywać własną ciekawość. Chyba po prostu trochę obawiał się tego, czego miał się dowiedzieć. Nie powinien się bać własnego życia, ale dla niego teraz to życie nie do końca było takie jego. To wręcz niemożliwe do wytłumaczenia, jakie sprzeczne emocje w sobie trzymał.
    Momentalnie podniósł wzrok, kiedy położyła rękę na jego dłoniach.
    – Aż tak to widać? – Uśmiechnął się delikatnie, z powrotem spuszczając wzrok. Rozluźnił swoje palce i okazjonalnie przesunął lekko kciukiem po jednym z jej palców, przez tę krótką chwilę skupiając się tylko i wyłącznie na tym dotyku. Szukał różnych sposobów na znalezienie tego jednego włącznika, który pozwoliłby mu obudzić wspomnienia. Do tej pory nic nie zadziałało.
    Widział też, że jej ciężko było przywyknąć do nowej sytuacji. Dało się to zauważyć w sposobie, w jaki na niego patrzyła i w tym bólu skrywanym głęboko w jej oczach, kiedy docierało do niej, że on nie patrzy się na nią jak dawniej. Albo w tym, jak czasami ucinała wypowiedź, wyraźnie łapiąc się na tym, że chciała powiedzieć coś więcej, niż teraz powinna. No i oczywiście w tym, jak go dotykała tak, jak w tej chwili, a zwłaszcza w tym, jak przeciągle zabierała dłoń, skrycie pragnąc, aby ten kontakt potrwał odrobinę dłużej.
    Początkowo chciał znowu złapać się za palce, ale ostatecznie jedną z dłoni położył na łóżku, a drugą na swoim kolanie i ponownie odchrząknął cicho, zanim się odezwał:
    – Okej, więc... Może mogłabyś mi opowiedzieć o nas... ? – spytał, siląc się na więcej pewności w głosie niż ostatnim razem. – Rozumiesz... wszystko, zaczynając od tego jak się poznaliśmy... Znaczy, wiem, że chodzimy do jednej klasy, ale jak to się stało, że jesteśmy, no wiesz... razem?

    OdpowiedzUsuń
  147. To było ciężkie dla niego, ale nie zdawał sobie do końca sprawy z tego, jak podle ona musiała się z tym czuć. Właśnie poprosił ją, aby opowiedziała mu o wspomnieniach, które przecież były ich wspólnymi. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że on naprawdę ich nie pamiętał. Nie pamiętał, kiedy ją spotkał, jaka była jego pierwsza myśl, gdy ją zobaczył, ani jej pierwszych słów, które do niego skierowała. Nie wiedział też, kiedy po raz pierwszy poczuł motylki w brzuchu, gdy o niej pomyślał, gdzie zabrał ją na ich pierwszą randkę, ani jaki był ich pierwszy pocałunek. Ale to nawet nie te pierwsze razy, których nie pamiętał były takie znaczące. Żałował, że nie pamiętał wszystkich pozostałych. Tym bardziej teraz, kiedy Alice powiedziała, że kiedy się stresuje, bawi się swoimi palcami. To świadczyło o tym, że wiedziała o nim bardzo dużo i on o niej pewnie również.
    Niecierpliwie poprawił się na swoim miejscu i podobnie jak ona podciągnął swoje nogi, obejmując je ramionami. Spojrzał do góry, w oczekiwaniu obserwując jej twarz, gdy zastanawiała się, jak zacząć. Dopiero kiedy ona również na niego zerknęła, uśmiechnął się do niej lekko, unosząc jedynie kąciki ust, próbując przekazać jej, że ona również nie powinna się denerwować. Hipokryta. Jego serce biło w tej chwili jak oszalałe.
    Wszystko brzmiało całkiem zwyczajnie... oczywiście dopóki nie wspomniała o tym, że sama prawie w ogóle nie pamięta tamtego razu. Okropnie go to zdekoncentrowało. Czy to nie przypadkiem on miał być tym, który nic nie pamiętał? Wtedy – pewnie trochę zaalarmowana przez jego skonfundowaną minę – dodała, że w grę wchodził alkohol i przez chwilę znowu czuł się na bieżąco w tej opowieści. Potem już z każdym kolejnym słowem wszystko robiło się coraz dziwniejsze, a on czuł, że gubi się coraz bardziej. W końcu siedział już tylko ze zmarszczonymi brwiami i zapewne lekko uchylonymi w zdezorientowaniu ustami, nie odrywając wzroku od Alice, której ostatecznie przestała mówić.
    – Nie, nie... Chyba nadążam... – odpowiedział niepewnie.
    Zacisnął wargi i spojrzał się na chwilę w bok, drapiąc się po karku i zastanawiając się nad tym, co powiedziała. Więc.. był wstawiony, pocałowała go i... Co ona tam wspomniała o tym zakładzie? Wyglądało to trochę, jakby wykorzystał pijaną dziewczynę. Boże, to brzmiało tak źle.
    – Czyli w ogóle nie wiemy, co tak naprawdę robiliśmy na tym balkonie? – zaśmiał się nerwowo. – Czy to, że normalnie też nie pamiętam, co się wtedy wydarzyło, powinno sprawić, że poczuję się lepiej? Bo na razie mam wręcz odwrotne wrażenie – dodał tym samym tonem, czując, że chyba zrobił się cały czerwony. – Okej... Więc po tej imprezie zaczęliśmy się tak jakby spotykać?

    OdpowiedzUsuń
  148. Tak, dość mocno zawstydził się przy słuchaniu tej całej historii o balkonie, bo niezaprzeczalnie był to dość dziwny sposób na rozpoczęcie bliższej znajomości. Na pewno nie tego się spodziewał, kiedy ją o to pytał... Właściwie, to sam nie wiedział, czego się spodziewał, ale na pewno czegoś mniej niekonwencjonalnego. Był całkiem pewien, że wcześniej to też go nawet tak bawiło, ale w tej chwili śmiech dziewczyny tylko bardziej go speszył. Niemalże czuł, jak gorące były jego policzki, ale nic nie mógł na to poradzić. Musiał okropnie głupio wyglądać, jednak próba analizy ich balkonowej schadzki przynosiła mu myśli, na które nie mógł reagować inaczej.
    Uniósł pytająco brew, gdy usłyszał jej odpowiedź. Zostali przyjaciółmi? Po czymś takim? Teraz to już w ogóle robiło się całkiem pogmatwane. Nie wiedział, czy w ogóle był w stanie pojąć, jak do tego doszło, ale w takim razie nie pozostało mu nic innego, jak tylko słuchać dalej i czekać na kolejne absurdy z ich relacji.
    Nawet bardziej skupił na niej swoją uwagę, kiedy w pewnym momencie przerwała na chwilę. Powędrował wzrokiem do jej dłoni, która lekko gładziła pościel, po czym wrócił do jej twarzy. Ciężko było mu odczytać z niej emocje, ale chyba nie wydawało mu się, że jej policzki był odrobinę bardziej różowe niż przed chwilą...
    A wtedy zasypała go kolejnymi słowami i wypowiedziała je tak szybko, że musiał od razu zareagować, aby je zrozumieć... ale zrozumiał. Odruchowo odchrząknął i lekko poprawił się w miejscu, w którym siedział. Mówiąc o czymś mało komfortowym...
    Domyślał się, że ten pierwszy raz mieli już za sobą, ale nie do końca spodziewał się usłyszeć o nim właśnie w tej chwili. Zorientował się, że milczy odrobinę za długo i pewnie powinien coś powiedzieć. Przeniósł spojrzenie z Alice na łóżko i momentalnie poczuł, jak rumieni się jeszcze bardziej. Matko, co się z nim działo i dlaczego tak bardzo musiał analizować to, co powiedziała?
    – Czy to jakaś taka nasza rzecz, że się upijamy i kończymy, robiąc rzeczy, których przyjaciele zazwyczaj nie robią? – spytał z tym samym nerwowym śmiechem, którego użył poprzednio. – Czyli po tym byliśmy już razem czy po drodze była jakaś kolejna impreza, na której zrobiliśmy coś głupiego? Nie zrozum mnie źle, ale mieliśmy jakąś pomyloną kolejność w budowaniu związku. Czy my kiedykolwiek mieliśmy taką prawdziwą randkę albo coś w tym stylu? – dodał wciąż ze śmiechem, jednak z odrobinę mniejszą dawką stresu.

    OdpowiedzUsuń
  149. A więc wykorzystał dziewczynę po pijaku, spał ze swoją przyjaciółką... co jeszcze takiego robił? Daniel naprawdę zaczynał martwić się o to, jaką osobą był przed wypadkiem. Oczywiście brzmiało to wszystko całkiem zabawnie, a Alice nie wydawała się szczególnie oburzona, gdy o tym mówiła, ale właśnie o to mu chodziło, gdy obawiał się zapytać o swoją przeszłość. Wiedział, że dowie się rzeczy, które go zdziwią i zaskoczą oraz takich, które wprawią go w zakłopotanie i jak na ten czas tak właśnie było.
    Uśmiechnął się do siebie, gdy wspomniała, że był wtedy o nią zazdrosny. Powiedziała chyba, więc pewnie nigdy jej się do tego nie przyznał, ale nawet teraz wiedział, że najprawdopodobniej dokładnie tak wtedy było. Podniósł na nią pytające spojrzenie, gdy nagle urwała, ale szybko zorientował się, o co jej chodziło i sam sobie to dokończył. Z lekko speszonym uśmiechem pokiwał głową ze zrozumieniem.
    – Więc byliśmy na tyle pijani, że praktycznie nie pamiętamy naszego pierwszego pocałunku, ani reszty tej nocy na balkonie, spaliśmy ze sobą, zanim byliśmy razem i wyznaliśmy sobie miłość w szkolnym magazynku... – podsumował po chwili wszystko, co zrozumiał z jej opowieści. – Jesteśmy dziwni – dodał, posyłając jej uśmiech, który świadczył o tym, że wcale nie uważał, aby było to czymś negatywnym.
    Nie uważał się za jakiegoś banalnego romantyka i nie sądził też, żeby przed wypadkiem wyglądało to inaczej, dlatego ostatecznie nawet ucieszył się, że nie otrzymał od niej jakiejś perfekcyjnie kiczowatej historii o tym, jak zauroczyła go od pierwszego wejrzenia, zaprosił ją do kina, potem poszli na uroczy spacer do parku, a gdy odprowadził ją do domu, pocałował ją na pożegnanie. Nie to, żeby to było coś aż tak złego, ale ta ich wersja wydawała się dużo bardziej autentyczna. Była trochę pokręcona, ale zarazem prawdziwa, bo właśnie tak wyglądało życie. I pasowała do nich. Może zaczęli w dość kontrowersyjny sposób, ale poznali się bardziej jako przyjaciele i stopniowo zrozumieli, że czują do siebie coś więcej. Potem znowu w dość dziwnych okolicznościach odkryli swoje uczucia, ale każda droga jest dobra, jeśli daje oczekiwany efekt. A ten chyba był całkiem dobry. Wydawali się tworzyć dobrą parę i chyba byli szczęśliwi... Cholera, co on w ogóle myślał. Na pewno byli szczęśliwi. Inaczej Alice nie zareagowałaby tak na jego wypadek, a on nie mógłby być nieszczęśliwy, mając dziewczynę, która tak go kochała.
    Uśmiechnął się słabo, kiedy powiedziała mu o ich randkach. Brzmiała wtedy tak beztrosko, zupełnie jakby na chwilę zapominała się, że mówi mu o tym tylko dlatego, że on sam nic z tego nie pamięta. Jej śmiech był tak wesoły, a oczy szczerze szczęśliwe, że to tylko bardziej pogłębiało jego przygnębienie. Nie zasługiwała, żeby coś takiego ją spotkało. Ta bezradność okropnie go męczyła. Żałował, że nie mógł czuć tego samego, co ona.

    OdpowiedzUsuń
  150. To było jak słuchanie takiej życiowej historii. Miejscami bywała zabawna, miała swoje poważne momenty i kończyłam się czymś, co chyba można by nawet nazwać happy endem... I najtrudniej było mu w tym wszystkim pojąć, że była jego. Że była ich. Nie potrafił wyobrazić sobie tego, że jeszcze niedawno sam równie dobrze pamiętał to wszystko, o czym właśnie mu opowiedziała. Naprawdę próbował, ale nie mógł, to tylko przyprawiało go o zawrót głowy. Myśli po prostu go przytłaczały. Z jednej strony nie pragnął niczego bardziej, niż odzyskać pamięć, ale z drugiej chciał natychmiast odciąć się od tego, czego nie mógł pojąć, ponieważ tak byłoby łatwiej.
    – Nie, nie, naprawdę – zapewnił ją, momentalnie spuszczając wzrok i kręcąc głową dla potwierdzenia swoich słów.
    Gdy ona również zeszła na podłogę, przekręcił się i usiadł do niej bokiem, opierając plecy o łóżko. Zgiął kolana i położył na nich obie dłonie, wciąż mając w pamięci to, co powiedziała mu o jego zabawie palcami, kiedy się stresuje. A stresował się i to jak. Nie wiedział w sumie, czy to przez bliskość Alice, to, że sam nie przypomniał sobie jeszcze nic czy może dlatego, że nie miał pojęcia, jak powiedzieć jej to, jak się czuje, nie raniąc przy tym jej uczuć jeszcze bardziej.
    – Znaczy się... – ciągnął niepewnie. – Po prostu myślałem, że to wszystko byłoby może trochę prostsze... ? – Uśmiechnął się do niej niezręcznie. – Naiwne, co? – Prychnął cicho z ironicznym rozbawieniem. To prawda, że wcześniej bał się jej o to zapytać, ale myślał, że gdy już się przełamie, to dalej będzie z górki... Nic bardziej mylnego.
    Popatrzył w bok i powiódł wzrokiem po jej zatroskanej twarzy. Nie spodziewał się również, że i ją będzie to tyle kosztować. Dopiero teraz widział, jak jego pytania i każdy najmniejszy wyraz powątpiewania i dezorientacji na jego twarzy sprawiał jej minimalnie większy ból.
    – Przepraszam. Pewnie czujesz się przeze mnie okropnie. – Znowu uśmiechnął się do niej słabo.

    OdpowiedzUsuń
  151. Wyraźnie widział to, jak niszczona była od środka przez bezradność i strach. On sam dobrze znał już te emocje. Od czasu wypadku towarzyszyły mu niemal bezustannie. Czasami zdarzyło mu się przestać o nich myśleć, przez chwilę miał wrażenie, że może znowu jest jak dawniej. Ale zaraz potem myślał o tym, że prawdopodobnie nie może zrobić nic, aby pomóc sobie przypomnieć. A strach? Bał się dlatego, bo przecież w ogóle mógł sobie nie przypomnieć. Był to czarny scenariusz, ale rozmyślał nad tym, co by wtedy było... Musiałby ruszyć z życiem dalej, mając tą dręczącą świadomość, że już nigdy nie odzyska jego części. Tak po prostu. Jakby kawałek został wycięty i wyrzucony. Miał niezwykle irracjonalną potrzebę zapytania Alice, co ona by zrobiła. Zostało mu jednak wystarczająco wyczucia, aby w zamian to przemilczeć. Nie chciał jej już ranić w tak samolubny sposób.
    Spojrzał na nią, gdy złapała jego dłoń, którą wciąż trzymał na kolanie. To było zupełnie jak tamtym razem w szpitalu – najpierw miał wrażenie, że jej skóra jest zimna, dopiero po chwili utwierdził się jednak w przekonaniu, że jest ciepła i przyjemna. Właściwie, im dłużej ten dotyk trwał, tym mniej mu ciążył. Dlatego też – nie przyznałby się do tego, co prawda – nie chciał, aby ją zabierała. Trwało to bardzo krótko, ale on i tak wykorzystywał każdą sekundę, siedząc i przyglądając się uważnie jej twarzy, myśląc o tym, jak przypomnieć sobie powód, dla którego tak naprawdę się w niej zakochał. Owszem, była ładna i był coś uroczego w tym, jak śmiała się ze speszeniem, ale nie był głupi – wiedział, że za żadną z tych rzeczy nie pokocha jej tak jak wtedy. Nie był pewien, co do niej czuł, ale gdzieś w głębi miał takie przeczucie, że to nie było nic chociaż w połowie tak płytkiego.
    Popatrzył, jak zabiera swoją dłoń i kładzie ją obok na podłodze.
    – Wiesz, co jest najdziwniejsze? – odezwał się w końcu. – Że gdyby ktoś mi o tym nie powiedział, pewnie nawet nie wiedziałbym, że aż tyle nie pamiętam. – Wzruszył ramionami z tym samym smutnym uśmiechem. Trzymał swoją rękę na podłodze, tuż obok jej, a po chwili położył ją na wierzchu jej dłoni. – Ale z dnia na dzień coraz bardziej czuję, że czegoś mi brakuje. Teraz szczególnie. Nic nie rozumiem, to takie popieprzone – dodał, kręcąc głową i trzymając wzrok na ich dłoniach. To faktycznie jakby dodawało siły.

    OdpowiedzUsuń
  152. – Tak myślisz? – odparł, kiedy usłyszał jej pierwsze słowa. To była intrygująca teoria i nie wykluczone, że prawdopodobna. Ale co jeśli, będzie odczuwał coraz większą i większą pustkę, a wspomnienia i tak nie wrócą? To go wykończy... Ale jeszcze bardziej niszczyło go samo myślenie o tym.
    Trzymał swoją rękę na wierzchu jej dłoni i faktycznie dawało mu takie dziwne poczucie siły, ale jednak wciąż nie czuł się z tym stuprocentowo komfortowo. Właściwie, to całkiem daleko było mu jeszcze do tych stu procentów... Nie to, że czuł się z tym źle, bo było wręcz przeciwnie, ale nadal nie potrafił się do końca odnaleźć w tej sytuacji. Na szczęście miał ją. Był trochę zły na siebie, że wcześniej tego nie przemyślał i już nawet chciał zabrać rękę, aby nie przedłużać swojego odrętwienia, ale akurat w tym momencie Alice przekręciła pod spodem swoją dłoń i splotła razem ich palce. Lekko zaskoczony po prostu się temu poddał i dał jej sobą pokierować. I dopiero wtedy dotarło, jak bardzo dopasowane do siebie są ich dłonie. To wydawało się takie właściwe. Poprzez to czuł z nią jakiś... kontakt. Bezsłowny, nie fizyczny, tylko taki, który najzwyczajniej w świecie czuł. Tego nie dało się chyba dokładniej wyjaśnić.
    Słuchaj jej uważnie, mimo to dalej nie odwracając spojrzenia od ich złączonych dłoni. Nie chciał patrzeć w jej oczy, wystarczyło mu to, że słyszał drżenie jej głosu. To mu wystarczało. Nie potrzebował więcej potwierdzenia, że wszystko, co mówiła, był szczere i naprawdę miała to na myśli.
    – Wiesz, że nie mogę cię o to prosić – powiedział w końcu, lekko kręcąc głową.
    Jej słowa mocno do niego trafiły. Przyrzekała mu nie tylko pomoc... To brzmiało, jakby obiecywała mu to, że będzie na niego czekać. A przecież nie mógł oczekiwać od niej takiego poświęcenia, kiedy wiedział, że to przecież może nigdy nie nadejść.
    – Ale dziękuję – dodał, podnosząc wzrok. Ostrożnie puścił jej dłoń i ponownie uśmiechnął się delikatnie, ale tym razem mniej smutno. Poprawił się nieznacznie na miejscu i odwrócił się przez ramię. – Czy to też tyczy się lekcji? Bo myślę, że tu pomoc przyda mi się nawet bardziej. – Posłał jej żartobliwy uśmiech i wziął z łóżka jeden z jej zeszytów.

    OdpowiedzUsuń
  153. Czy to aż tak bardzo żałosne, że niemalże z kartką w ręku musiał przechodzić się wzdłuż korytarzy, aby znaleźć mieszkanie swojej dziewczyny, które – jak mniemał – wcale nie było mu tak kompletnie obce? W głowie w kółko powtarzał sobie dokładny adres, obserwując każde drzwi po kolei i modląc się, żeby nie musiał sprawdzić zbyt wielu pięter, zanim trafi na to właściwe. Ku jego szczęściu pomylił się tylko raz i już na kolejnym piętrze, na które się udał, odnalazł te właściwe drzwi z właściwym numerkiem. A przynajmniej miał taką nadzieję, bo jakoś nie przypadła mu do gustu wizja pukania od mieszkania do mieszkania z nadzieją, że w końcu na ślepo trafi do celu. Szczęście jednak tym razem mu dopisywało i nie musiał zawracać głowy żadnym sąsiadom, ponieważ pierwsze drzwi, do których zdecydował się zadzwonić, otworzyła mu Alice. Czekał na nią chwilę, z dłońmi w kieszeniach bujając się na piętach w tył i w przód, przy okazji beznamiętnie przyglądając się na zmianę oknu na końcu korytarza, wycieraczce oraz sufitowi. Od razu przestał się kiwać, gdy usłyszał przekręcany zamek i pospiesznie wyciągnął ręce z kieszeni, witając dziewczynę uśmiechem.
    – Hej, Alice – powiedział i przekroczył próg, chowając niepewność za delikatnym uśmiechem. – Przepraszam, że tak bez uprzedzenia. Mam nadzieję, że w niczym ci nie przeszkadzam.
    Podążył za nią do salonu, po drodze oczywiście rozglądając się po mieszkaniu, starając się, aby nie wyglądało to zbyt nachalnie. Jasne, że już tam był – nie chciał aż tak zaznaczać swoim zachowaniem tego, że dla niego jednak praktycznie był to pierwszy raz tam. Jego badawczemu spojrzeniu nie umknął też rzecz jasna włączony na jakimś teleturnieju telewizor oraz otwarta paczka chipsów. Jego uśmiech poszerzył się na to odrobinę. Jak się już sam zdążył domyślić, raczej w ogóle jej nie przeszkadzał. Poza tym, że pewnie jego wizyta musiała ją zaskoczyć i była na to zupełnie nieprzygotowana, sądząc po jej ubiorze. Dlatego też, gdy skończył z wnętrzem, zaczął przyglądać się jej odrobinę uważniej niż do tej pory, choć nie chciał, żeby to zauważyła. Wyglądała po prostu trochę inaczej. Tak zwyczajnie, a jednak zachowywała w tym dużo uroku.
    – Nie, dzięki – odpowiedział uprzejmie na jej propozycję. – Właściwie, to wracam właśnie ze szpitala i pomyślałem, że podrzucę ci po drodze te zeszyty, które mi zostawiłaś – wyjaśnił, wyciągając spod pachy trzy zeszyty i odłożył je na bok. Przysiadł na podłokietniku kanapy i znowu nie mając co zrobić z dłońmi, naciągnął na nie rękawy bluzy. – Jak tam w szkole? Dużo mnie omija? – zapytał z lekko żartobliwym uśmiechem, nie wiedząc do końca, jak zacząć rozmowę.

    OdpowiedzUsuń
  154. Daniel myślał poważnie o powrocie do szkoły, ale trochę sobie jeszcze tego nie wyobrażał. Siedząc w domu, ciężko było mu odnaleźć w tej całej sytuacji niepamiętania kompletnie niczego, a co dopiero, gdyby miał wrócić do miejsca, w którym spędził ostatnie trzy lata i widywać ludzi, których znał od tych trzech lat, chociaż nic z tego nie pamiętał. Koniec końców zostanie jeszcze trochę w domu wydawało się znacznie lepszym pomysłem.
    – Okej. – Pokiwał energicznie głową i przestał maltretować swoją bluzę, wypuszczając rękawy i poprawiając ściągacze na nadgarstkach.
    Wstał z kanapy i po drodze zgarnął jeszcze zeszyty, które odłożył na bok, po czym powoli udał się za Alice, wciąż rozglądając się dyskretnie po mieszkaniu. Nie było w nim nic aż tak nadzwyczajnego, ale kiedy po raz pierwszy było się w jakimś miejscu, to nagle wszystko, nawet najdrobniejsza rzecz, wydawało się być czymś niezwykle intrygującym. Poza tym wnętrze podobno mówiło wiele o osobie, która w nim mieszkała. A Danny'emu w obecnej sytuacji przydawały się wszystkie sposoby na poznanie Alice od początku.
    Dlatego też, kiedy wszedł tuż za nią do jej pokoju, całą uwagę skupił właśnie na nim, choć ciężko było mu to zrobić, gdy dookoła było tyle rzeczy, które mogły być istotne. Było już w tym coś takie, że kiedy wchodziło się do czyjegoś prywatnego pokoju, po prostu czuło się, że należy właśnie do niego. To nie tylko wystrój czy zapach, ale jakiś rodzaj energii, która sprawiała, że można było zamknąć oczy i widziało się tam tę osobę.
    Nie chciał sprawiać wrażenia jakiegoś nadmiernie ciekawskiego, ale nie mógł raczej powstrzymać się przed ciągłym obracaniem szyi w tę i z powrotem, aby móc przyjrzeć się każdemu szczegółowi. Wszystko po prostu w tej chwili wydawało się mieć znaczenie. To, jakie książki miała na półce, co leżało na biurku, jaka bluza była przewieszona przez oparcie krzesła czy jaką pościel miała aktualnie na łóżku. Daniel wierzył w to, że takie małe szczegóły mogą rozruszać wspomnienia.
    Zrobił jeszcze dwa kroki wgłąb pokoju i odwrócił się w stronę łóżka. Nie dało się przeoczyć wielkiego pluszowego miśka, który siedział tam oparty o ścianę. Danny odruchowo wyciągnął rękę i dotknął jego ucha. Uśmiechnął się do siebie, czując pod palcami miękkie futro. Potem wciąż lekko się uśmiechając, podszedł do biurka i położy na nim zeszyty, akurat w tym momencie dostrzegł nad nim ich wspólne zdjęcie.
    – To Joe, prawda? – odezwał się, wskazując palcem na drugiego chłopaka z fotografii. Zauważył, że włosy Alice był na niej odrobinę krótsze, ale niezmiennie miała na sobie szorty. W swoich rzeczach znalazł podobne zdjęcie, jeśli nie takie samo, najprawdopodobniej z tego samego dnia i wnioskując po dacie, która na nim była, jeszcze wtedy nie byli ze sobą.

    OdpowiedzUsuń
  155. Spojrzał na Alice, gdy odsunęła się nieznacznie od biurka, akurat kiedy on do niego podszedł, ale zaraz po tym spuścił wzrok. W taki sposób określenie dać więcej przestrzeni odnajdywało swoje dosłowne odzwierciedlenie w rzeczywistości. Zdawał sobie sprawę z tego, że od czasu wypadku pewnie sam zachowywał się identycznie i może nawet nieświadomie dawał jej znaki, że tego właśnie potrzebuje. Tak naprawdę sam nie wiedział, czego tak właściwie mu potrzeba – zrozumienia i przestrzeni czy pomocy i poczucia bliskości. W niektórych momentach czuł się tak zagubiony i wręcz samotny, że jedyne czego chciał, to zapewnienie, że ktoś przy nim jest. Ale kiedy indziej miał wrażenie, że zbyt go to przytłacza i miał ochotę uciec od wszystkiego, co samo w sobie mogłoby być dla niego jakimś wspomnieniem. Uśmiechnął się ledwo zauważalnie, odrobinę smutno, i z powrotem skupił swoją uwagę na zdjęciu.
    To niemalże sprawiało, że odczuwał szczerą tęsknotę za swoimi przyjaciółmi, z którymi dzielił te dobre, tak zwane niezapomniane, momenty. Wyglądali na tak beztroskich oraz szczęśliwych... a uśmiech Alice tylko potwierdzał to, że naprawdę tak było. Nie trudno było się domyślić, że ona była szczęśliwa, jedynie patrząc na to zdjęcie. Przyłapał się nawet na tym, że przez chwilę zignorował tę fotografię i obserwował emocje na twarzy Alice. Natychmiast odwrócił wzrok, kiedy ponownie się odezwała, unikając spotkania ich spojrzeń.
    Gdy dziewczyna odeszła, aby wyjąć coś z komody, wykorzystał tę chwilę na to, żeby jeszcze raz rozejrzeć się po pokoju. Potem odebrał od niej oba – jak się okazało – zdjęcia, które mu podała i momentalnie znowu się uśmiechnął.
    – To u nas w Duluth – stwierdził, wciąż się uśmiechając. Od razu poznał kawałek ogrodu i taras z tyłu domu... Niewiele się tam zmieniło, od kiedy ostatni raz tam był... A przynajmniej ten ostatni raz, który pamiętał.
    Wtedy wyjął na wierz drugie zdjęcie i na chwilę zmarszczył brwi, próbując wszystko dobrze skojarzyć. Podniósł wzrok na Alice, po czym z powrotem popatrzył na fotografię i zrobił tak jeszcze dwa razy, dopóki sam się nie upewnił.
    – To ty? – spytał rozbawiony, chociaż znał już odpowiedź. Na oko miała może wtedy z sześć, może siedem lat i wyglądała na przeraźliwie – choć bardzo teatralnie – nieszczęśliwą, w przeciwieństwie do kobiety, która ją w tej chwili obejmowała. – Alice, wyglądasz tak słodkooo – powiedział sztucznie rozczulonym głosem. – To twoja mama? Twoi rodzice mnie lubią? – dodał z niesłabnącym uśmiechem, uważnie przyglądając się zdjęciu i próbując stwierdzić, czy Alice naprawdę jest tak podobna do swojej mamy, jak mu się wydawało na pierwszy rzut oka.

    OdpowiedzUsuń
  156. Po zadaniu tego pytania przez chwilę jeszcze wciąż wpatrywał się w zdjęcie, które trzymał. Mała dziewczynka z niego faktycznie wyglądała, jakby była zdolna zadać męczeńską śmierć każdemu, kto ośmieliłby się na głos wyrazić swoją opinię o tym, jak przesłodko jej w tej różowej sukience. Nie miał już wątpliwości, że ta królewna to nie kto inny jak Alice. Co prawda, od czasu wypadku nie dała mu się jeszcze poznać od tej strony, ale w głębi wiedział, że jest zdolna do takiego morderczego spojrzenia. Uśmiechnął się do siebie, po czym uniósł wzrok znad fotografii, aby zobaczyć, że Alice nie zareagowała na jego pytanie w sposób, w jaki tego oczekiwał. Wtedy już wiedział, że powiedział coś nie tak, chociaż nie wiedział co tak konkretnie. Mimo wszystko wolałby nigdy się nie odezwać. Żałował, że nie mógł tego cofnąć.
    – Przepraszam... Ja... Nie wiedziałem, znaczy... – odezwał się niemalże natychmiastowo, nie dając sobie zbyt wiele czasu na ułożenie odpowiedzi, która brzmiałaby odpowiednio i wystarczająco wyraziła to, jak przykro było mu z powodu, że w jakiś sposób nieumyślnie skrzywdził ją swoimi słowami. – Przepraszam – powtórzył, zdając sobie sprawę, że to i tak nie dość.
    Przesunął się do niej minimalnie, jednak pomiędzy nimi nadal została – tak zwana – bezpieczna odległość, dlatego musiał wyciągnąć rękę, aby móc włożyć jej w dłonie zdjęcia.
    – Twoja mama musiała być wspaniała. Jesteś do niej bardzo podobna, wiesz? – Posłał jej delikatny uśmiech, kiedy w końcu podniosła na niego smutne spojrzenie.
    Miał kolejne pytania, które w mgnieniu oka pojawiły się w jego głowie, ale on wszystkie je spychał w jakiś ciemny kąt swojego umysłu, wypierając z siebie gorącą chęć ich zadania. Nie dało się ukryć, że dręczyło go to, jak i kiedy umarła jej matka oraz dlaczego dziewczyna nie utrzymuje już kontaktów ze swoim ojcem. Chciał o niej wiedzieć więcej, po prostu ile tylko się dało. Poznawanie jej było znaczącym procesem odzyskiwania jego poprzedniego życia.
    Wyprostował się i lekko odchrząknął w pięść, próbując rozluźnić gęstą atmosferę, choć pewnie z marnym skutkiem.
    – Myślę, że powinienem się już zbierać – zaczął niepewnie. – Obiecałem tacie, że nie wrócę zbyt późno. Jest teraz trochę przewrażliwiony, rozumiesz. – Uśmiechnął się do niej pokrzepiająco.

    OdpowiedzUsuń
  157. Tak szybko, jak szybko zgasło światło, uniósł głowę do góry i rozejrzał się ze zdezorientowaniem po suficie, co było głupie, bo po pierwsze – wyglądał, jakby z dziecięcą naiwnością zastanawiał się, gdzie nagle podziała się jasność – a po drugie – było ciemno. Po prostu było w cholerę ciemno, więc to rozglądanie się naprawdę nie miało żadnego głębszego celu i do niczego go nie prowadziło. Nie powiedział jeszcze nic, kiedy Alice wyminęła go z lekkim zawahaniem i obserwował jak jej sylwetka zbliża się w kierunku drzwi do pokoju. Wtedy usłyszał kilkukrotne pstryknięcie i domyślił się, że próbowała zadziałać coś włącznikiem do światła. Nie wiązał z tym wielkich nadziei, ale i tak jeszcze raz uniósł spojrzenie na lampę zwisającą z sufitu.
    – Dziwne – mruknął, odsuwając się w końcu od biurka. – Często się wam to zdarza?
    Wydął lekko dolną wargę i podszedł do okna, przez które do pokoju wlewało się bladopomarańczowe światło ulicznych latarni. Wystarczało ono jedynie, aby oświetlić parapet i zarysy mebli w pokoju, dzięki czemu udawało się uniknąć wpadania na wszystko po kolei. Jednak gdy spojrzało się na drzwi, łatwo było domyślić się, że reszta mieszkania pogrążona była w całkowitej ciemności.
    – Zostanę, póki nie włączą światła z powrotem, albo przynajmniej twój brat nie wróci... – powiedział, wyglądając na zewnątrz przez okno. Jako dziecko zawsze – jeśli tak to można nazwać – fascynowało go to, że przy zapalonych lampach ciężko było dostrzec cokolwiek na dworze, a kiedy się je zgasiło można było wszystko dokładnie obejrzeć, a niebo nie wyglądało na odrobinę jaśniejsze. – Nawet nie próbuj mnie przekonać, że nie muszę. Wiem, że boisz się cie...
    Zatrzymał się, zanim zdążył dokończyć, bo nagle jego myśli dogoniły to, co chciał powiedzieć. Odwrócił się do Alice i zatrzymał na niej wzrok, nie będąc pewnym zarówno jej emocji, jak i własnych. Nie miał pojęcia, skąd mógł to wiedzieć. Jej lęk przed ciemnością wcale nie był taki oczywisty, nie zrobiła nic, przez co mógłby wysunąć taki wniosek. Reakcja dziewczyny na niespodziewane wyłączenie światła wcale nie była podejrzana ani przesadzona, a całkiem normalna jak na przerwę w dostawie prądu.

    OdpowiedzUsuń
  158. [Uwielbiam Anię z Zielonego Wzgórza i nie mogłam o niej nie wspomnieć, skoro Jax jest rudzielcem. :D
    Alice to niezwykle ciekawa postać, bardzo mi się podoba (no i piękna pani na zdjęciu! <3)
    Nie wiem, czy taka pani jak Alice, chciałaby mieć coś wspólnego z kimś takim jak Jaxson, ale jeżeli tak, to możemy wspólnie pomyśleć nad jakimś wątkiem (bo u mnie w głowie niestety pustka, jeżeli chodzi o pomysły). :)]

    Jax

    OdpowiedzUsuń
  159. Gdy Alice do niego podeszła i wyjrzała za okno, on wykorzystał ten moment, aby ponownie uważniej się jej przyjrzeć. Popatrzył nieco w dół na jej słabo oświetloną twarz. Usta miała zaciśnięte, przez co jej wargi tworzyły wąską linijkę, a źrenice jej oczu naturalnie rozszerzyły się, aby przystosować wzrok do ciemności. Wyglądała na lekko spiętą. Jedna z dłoni zaciśnięta na przeciwnym ramieniu, palce drugiej wolno przesuwające po chłodnawej powierzchni parapetu.
    Dopiero jej uśmiech znowu zmienił całą sytuację diametralnie. Daniel natychmiast pozbył się z twarzy wyrazu powątpiewania i sam się uśmiechnął, nie mogąc tego powstrzymać. Delikatnie zastukał knykciami w parapet i przegryzł dolną wargę, speszony spuszczając na moment wzrok.
    – Wcale nie chciałem ci niczego wmówić – odezwał się cichym, niepewnym głosem, który sprawiał, że jego słowa wcale nie brzmiały tak, jakby musiał się właśnie z czegoś tłumaczyć. – Sam próbowałem znaleźć wyjaśnienie na to, skąd o tym wiem – powiedział, patrząc jeszcze na Alice, ale już po chwili przełknął ślinę i odwrócił się, opierając się tyłem o parapet.
    Zaczął wodzić oczami po pogrążonym w ciemności pokoju i próbował rozpoznać poszczególne przedmioty. Była to oczywiście gra na zwłokę. Musiał przemyśleć, co i jak ma jej powiedzieć. I czy w ogóle ma jej to powiedzieć...
    – Pamiętam niektóre rzeczy... – odparł po chwili ze słyszalnym zawahaniem. – Bez konkretnych momentów, w których bym je sobie przypomniał. Jakbym znał je od zawsze...? – Jak się okazało, na głos jego słowa brzmiały jeszcze bardziej beznadziejnie niż w jego głowie. – Nie mam pojęcia, jak mogę to pamiętać. Po prostu to wiem.
    Spojrzał na nią, przez chwilę patrząc jej w oczy, zanim jego wzrok powędrował do biurka. To nie miało nic wspólnego z metaforyczną żarówką nad głową, zupełnie nic nie kliknęło mu w środku, co włączyłoby wspomnienia. To jakby było tam od zawsze.
    – Tak jak wiem, że trzymasz stare bilety miesięczne w górnej szufladzie – dodał, kiwnąwszy głową w tamtym kierunku. Odepchnął się od parapetu, ale nie podszedł do biurka i nie otworzył szuflady, aby upewnić się, że rzeczywiście jest tak, jak powiedział. On naprawdę wiedział, że one tam są i nie potrzebował do tego potwierdzenia. Zamiast tego przysiadł na krawędzi łóżka i położył dłonie po obu swoich stronach, ugniatając pod palcami pościel. – Dziwne, huh? – Uśmiechnął się do niej nieco żartobliwie, aczkolwiek smutno, ale na szczęście bez światła nie było to szczególnie zauważalne.

    OdpowiedzUsuń
  160. Uśmiechnął się lekko, gdy potwierdziła, że faktycznie bilety są tam, gdzie powiedział. Naprawdę wiedział, że tak będzie, ale mimo to wciąż było to dla niego jakieś zaskoczenie. Przez chwilę patrzył się w stronę szuflady, przegryzając wargę, ale w końcu odwrócił spojrzenie na Alice, która się do niego przysiadła.
    Było tak, jak mówiła. Kiedy zobaczył ją wtedy pierwszy raz po wypadku, była dla niego kimś zupełnie obcym. I tak każdego dnia budził się z silniejszym poczuciem więzi z tą nieznajomą dziewczyną. Chciałby, żeby to faktycznie było oznaką tego, że powoli sobie przypominał. To była podnosząca na duchu myśl i zdawał sobie sprawę, że jeśli będzie się jej trzymał, może się na tym jeszcze bardziej zawieść. Ale może było warto.
    – Może... – odparł, po części odpowiadając na jej słowa, a po części na swoje myśli. – Wiesz, nie jestem pewien, czy jestem gotowy na tyle niezręczności – dodał, uśmiechając się do niej żartobliwie, aczkolwiek szczerze, bo naprawdę miał to na myśli. – Na razie wolę trzymać się ciebie.
    Poprawił się lekko na swoim miejscu tak, że teraz siedział do niej odrobinę bardziej przodem i parę centymetrów bliżej niż przed momentem. Cóż, mógł próbować to z siebie wyprzeć, ale nie dało się ukryć, że przeszło mu to przez myśl... raz czy dwa... no i w tej chwili także. Może była to dość naiwna teoria, wyciągnięta żywcem z jakiejś wyciskającej łzy, babskiej książki, ale naprawdę zdarzyło mu się zastanowić, czy gdyby ją pocałował, to obudziłoby w nim jakieś wspomnienia. Nie było to coś, o co mógłby poprosić ją w ramach przysługi, tylko żeby się upewnić. Właściwie to nie była rzecz, którą powinien zrobić w jakikolwiek sposób w obecnej sytuacji. Nie był pewien, czy to wina tego, co łączyło ich przed wypadkiem, czy po prostu tego, jaka była Alice, ale z dnia na dzień wiedział coraz bardziej, że czuje do niej coś, czego jeszcze nie potrafił ubrać w słowa. W szczególności teraz, gdy siedział tylko w jej towarzystwie i była tak blisko niego, że mimo braku światła widział ten uśmiech na jej ustach. Szczerze, to tylko sprawiało, że chciał, aby to wszystko się już skończyło. Powoli zaczynało mu brakować do tego siły.
    Chwila ciszy przeciągała się już trochę za długo i Alice pewnie zaczęła się zastanawiać, co Danielowi chodziło po głowie. Akurat w tej chwili z głębi mieszkania dobiegł jakiś niezidentyfikowany trzask, który chociaż wystraszył dziewczynę, dla niego okazał się być zbawienny, bo gdyby nie to rozproszenie, mógłby spróbować zrobić coś, czego by potem żałował.

    OdpowiedzUsuń
  161. Niespodziewany trzask odwrócił jego uwagę na tyle, że gdy już zrozumiał sytuację, zdał sobie sprawę z tego, o czym tak naprawdę przed chwilą myślał. Wypuścił powietrze z płuc i ze speszeniem z powrotem zmienił odrobinę swoją pozycję. Nie chciała, żeby jego zakłopotanie zostało zauważone, bo to tylko skłoniłoby Alice do ponownego zastanowienia się, co takiego siedziało w jego głowie, a wolał, żeby na razie o tym nie wiedziała. Dopiero wtedy dostrzegł, że Alice w emocjach odruchowo sięgnęła po jego rękę. I chociaż w obliczu tego, co się przed chwilą stało, powinno sprawić, że poczułby się jeszcze bardziej niezręcznie, to obecnie nie miał jej tego za złe.
    Ona sama chyba dopiero gdy doszło do niej, że nic jej nie grozi, zorientowała się, że jej palce są lekko zaciśnięte na dłoni Daniela. Po tym, jak nagle poluźniła uścisk i ostatecznie zabrała rękę, chłopak odchrząknął nieznacznie i odwrócił wzrok, wbijając go gdzieś przed siebie. Zrozumiał, że nie powinien aż tak dawać po sobie poznać, że jakiekolwiek odejście od normy ich rozmowy automatycznie sprawia, że nie czuje się z tym komfortowo.
    – Mówiłem, że zostanę z tobą, dopóki prąd nie wróci, więc zostanę – powiedział, widząc sfrustrowaną minę dziewczyny i posłał jej raźny uśmiech. Nie zostawiłby jej samej, będąc świadomym jej lęku przed ciemnością. To było by okrutne, a poza tym nie był głupi i widział, że sama jego obecność jest dla niej dużą pociechą. W jakiś sposób wiedza, że czuła się przy nim bezpiecznie, sprawiała, że on sam czuł się z tym dobrze. Było to miłe i po trochu wyjaśniało jego naturalną potrzebę zatroszczenia się o Alice. Gdyby jeszcze tylko wiedział, jak odwrócić jej uwagę od strachu...
    – Masz może świeczki? – zapytał, wstając z łóżka i wynajmując telefon z kieszeni, aby sobie podświecić, bo był pewien, że gdy jeszcze paliło się światło, widział jakieś po części wypalone świece na półkach.

    OdpowiedzUsuń
  162. Teraz nie było już dnia, żeby Daniel choć na chwilę nie zobaczył się z Alice. Stała się – ponownie – jakąś częścią jego codzienności i nie czuł się z tym ani trochę dziwnie. Raz widział ją krócej, raz dłużej, bo czasami po prostu wpadała na moment, aby zostawić mu zeszyty, a czasami zostawała na parę godzin, dotrzymując mu towarzystwa. Tego dnia nawet to on zrobił jej małą niespodziankę i po południu poszedł po nią, proponując jej, aby gdzieś razem wyszli. Liczył na to, że zmiana otoczenia pomoże im znaleźć nowe tematy, których jeszcze do tej pory nie poruszyli, a tym samym da mu szansę na przypomnienie sobie nowych rzeczy. I tak też było, bo okazało się, że rozmawiało im się na tyle dobrze, że nawet nie zauważyli, kiedy się ściemniło.
    Niestety zagapił się na coś po drugiej stronie ulicy i przegapił moment, w którym Alice potknęła się na własnej sznurówce. Kątem oka zauważył jedynie gwałtowny ruch obok siebie i działo się to tak szybko, że nie zdążył zareagować w jakikolwiek sposób, a dziewczyna leżała już na ziemi. No, może leżała to zbyt mocne pojęcie, ale z całą pewnością nie był to najdelikatniejszy upadek.
    – Boże, Alice! – zawołał, natychmiast rzucając się w jej stronę. – Żyjesz?
    Najpierw pochylił się nad nią, szybko ogarniając wzrokiem jej zdarte kolana i dłonie, po czym ukucnął tuż przy niej, tym razem przyglądając się uważniej jej twarzy w poszukiwaniu choćby najmniejszego znaku, że coś jest nie tak. Z początku jej oczy były rozbiegane i okazywały lekki szok zaistniałą sytuacją, ale już po chwili cała jej twarz się rozjaśniła i usłyszał jej śmiech.
    Sam zaśmiał się na to lekko zdezorientowany, ale z wyraźną ulgą, że nic poważnego sobie nie zrobiła. Może nie był to aż tak poważnie wyglądający wypadek, ale przecież nawet przy czymś takim można sobie zrobić krzywdę. Z rozbawieniem pokręcił głową.
    – Właściwie, to zauważyłem, że jest spokojniejszy, kiedy jestem z tobą, niż gdyby miał mnie samego wypuścić z domu – odpowiedział w końcu zgodnie z prawdą. Jego ojciec rzeczywiście okazywał teraz większe zaufanie Alice niż samemu Danny'emu, jakby spodziewał się, że jego syn z amnezją wyjdzie, zgubi się i na dodatek spotka złych ludzi. – Ponoć miałem być w dobrych rękach – dodał żartobliwie.
    Wyciągnął ręce i przerwał jej wiązanie buta, chwytając jedną z jej dłoni, aby rękawem przetrzeć ją z piachu i drobnych kamyków, delikatnie omijając miejsca, w których zdarła skórę, żeby nie sprawić jej więcej bólu. To samo zrobił z drugą dłonią i wciąż się nie podnosząc, poczekał, aż Alice porządnie zawiąże buty i będzie gotowa wstać.
    – Wiesz, gdzie jesteśmy? – spytał, rozglądając się dookoła. W jednej z mniej uczęszczanych, bocznych alei, na której się znajdowali, ruch był znikomy i aktualnie nie widać było żywej duszy, tylko odgłosy ulicznego ruchu dochodzące zza budynków. – Niektóre miejsca wydają się znajome, ale wciąż kiepsko się tu orientuję. – Uśmiechnął się do niej ze wzruszeniem ramion.

    OdpowiedzUsuń
  163. Spojrzał na nią dość zdezorientowany, kiedy zamiast odpowiedzi na swoje pytanie usłyszał wesoły śmiech. Oczywiście, że nie miał pojęcia, o co jej chodziło, ale od razu mógł stwierdzić, że to, co właśnie pojawiło się w jej głowie, nie było niczym, czego mógłby się spodziewać.
    Nie ruszył się z miejsca, jedynie obrócił się na pięcie, aby móc śledzić jej kolejne ruchy i uniósł pytająco brwi. Nie było niespodzianką to, że ponownie nie otrzymał odpowiedzi, a zagadkowe polecenie.
    – Alice, jesteś pewna, że to dobry pomysł? – spytał, robiąc krok w stronę płotu i rozejrzał się dookoła. Na ulicy nadal nie było śladu po kimkolwiek, kto mógłby ich zobaczyć, ale nie powstrzymywało go to przed sceptycznym podejściem do pomysłu dziewczyny... Jednak nie byłby Danielem, gdyby nie odczuwał choć odrobiny ekscytacji.
    Przegryzł wargę, po części maskując mały uśmiech, który pojawił się na jego twarzy i złapał za metalowe pręty, aby już po chwili siedzieć na szczycie płotu.
    – Robiłaś to już kiedyś? – spytał, szukając wzrokiem najlepszej drogi z powrotem na dół. – Nie wydaje się całkowicie... legalne – dodał, spoglądając na nią przez chwilę ze znacząco podniesionymi brwiami, po czym sprawnie zeskoczył na ziemię i do niej dołączył. – Co to za miejsce? – Otrzepał dłonie o spodnie i z uśmiechem rozejrzał się na boki. Musiał mrużyć oczy, żeby zobaczyć coś po ciemku, ale i tak jedyne, co udało mu się rozpoznać, to krzaki i drzewa. Nic, co pozwoliłoby mu zidentyfikować miejsce, w które go przyprowadziła. Nie przychodziło mu nic innego do głowy, jak jakiś park czy ogród, ale i tak dziwnym wydawało mu się to, że nie mogli tu przyjść innym razem, kiedy było jasno i – ma się rozumieć – wejść bramą. No, chyba że miało to w jakiś sposób znaczenie dla procesu odzyskiwania przez niego pamięci. W takim przypadku nie będzie kwestionował metod Alice.

    OdpowiedzUsuń
  164. Nie musiał już nawet słuchać jej odpowiedzi, bo wystarczyło, że odwrócił się do niej i zobaczył, jak do niego mrugnęła. Oczywiście, że już to kiedyś robiła. A ten uśmiech i roziskrzony wzrok mówił wszystko – on także to robił. I to nie tak, że było to dla niego jakimś szczególnym szokiem, czy nie spodziewał się, że był zdolny posunąć się do czegoś takiego, bo... cholera, może nie powinien się do tego przyznawać, ale on naprawdę byłby pierwszy w kolejce do czegoś takiego i nie mógł ukryć tego, jaką frajdę mu to sprawiało. Tym bardziej, że wciąż nie wiedział, gdzie go przyprowadziła.
    Z lekkim zaskoczeniem przyjął to, że Alice złapała go za rękę, ale gdy pociągnęła go za sobą, sam ścisnął odrobinę mocniej jej dłoń, żeby jej przypadkiem nie puścić i ruszył za nią, uważając po drodze pod nogi i na gałęzie znajdujące się niebezpiecznie blisko jego twarzy.
    Ale kiedy Alice wypuściła jego rękę i sama wyrwała się przodem do basenu, Danny został z tyłu, aby z zaciekawieniem przyjrzeć się temu miejscu. Odgrodzony od ulicy wysokim płotem i krzewami teren, dookoła wyłożony kamiennymi płytami, po drugiej stronie niski ceglany budynek, w którym pewnie znajdowały się szatnie i toalety, złożone drewniane leżaki – może nie było tu najpiękniej i nawet w szczycie sezonu nie było to najurokliwsze miejsce na spędzenie upalnego dnia, ale niezaprzeczalnie miało swój urok. Ironicznie chyba właśnie ten chłodny, jesienny wieczór dodawał mu klimatu. Dochodziły tu typowe dla nigdy niezasypiającego miasta odgłosy, ale mimo to było cicho i spokojnie, zupełnie nie jak w Nowym Jorku, który znał.
    – Moje urodziny są w kwietniu, na pewno nie mogło być wtedy dużo cieplej niż teraz – zaczął w czasie, kiedy przechadzał się dookoła. Wtedy zawrócił i również podszedł do basenu i przykucnął przy nim, sprawdzając, jak zimna była woda. – Proszę, powiedz mi, że nie przyszliśmy tu wtedy pływać, to byłoby popieprzone – powiedział żartobliwie, szczerze nie oczekując na to żadnej odpowiedzi, ponieważ naprawdę wierzył, że tak nie było... Ale wtedy uniósł spojrzenie i zobaczył minę Alice... – O mój Boże! Byliśmy tu pływać?! – zawołał zszokowany, ale zaśmiał się, korzystając z okazji, że wciąż miał rękę w wodzie i chlapnął nią w stronę dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń
  165. Gdy tylko lodowata woda poleciała w stronę Alice, chłopak podniósł się na równe nogi i zrobił parę szybkich kroków w tył, aby pozbawić ją możliwości odpłacenia się tym samym. Pokręcił z rozbawieniem głową i postanowił obejść basen dookoła, podczas gdy ona usadawiała się na murku i kontynuowała swoją opowieść. Prychnął cicho, kiedy usłyszał o tym, jakim przypadkiem była ich kąpiel, ale zaraz potem odwrócił się przez ramię i zmarszczył brwi, analizując jej słowa. Otworzył już lekko usta, żeby coś powiedzieć, ale momentalnie z tego zrezygnował i spuścił wzrok na stopy z niewinnym, acz speszonym uśmiechem na twarzy. Nic nie mógł poradzić na to, że wciąż czuł się odrobinę nieswojo, gdy Alice mówiła o takich rzeczach. Rozumiał to i zdawał sobie sprawę, że dla niej było to całkowicie naturalne i bywało, że się po prostu zapominała. Poza tym to też nierozłączna część ich relacji i czasami po prostu niewykonalnym było pominięcie tego tematu. Co nie zmieniało faktu, że było mu z tym dziwnie. Czuł się z tym źle, bo niestosownym wydawało mu się myślenie o Alice w taki sposób, nawet jeśli ona nie miała nic przeciwko temu, a może nawet trochę by tego chciała.
    Danny wskoczył na murek na jego drugim końcu i zaczął po nim iść, powoli kierując się w stronę Alice.
    – Jesteś szalona. Włamujesz się nocami na baseny i wrzucasz do nich ludzi... Alice Hastings, jakie jeszcze szalone rzeczy zdarza ci się robić? – odezwał się, patrząc w skupieniu pod swoje nogi.
    Na chwilę podniósł na nią wzrok i posłał jej uśmiech, a następnie nie zwracając na nią uwagi, zrobił krok nad jej kolanami i poszedł murkiem dalej.
    – Ale ostatecznie było fajnie – stwierdził. – Znaczy... Brzmi jak dobra zabawa – dodał, gdy dotarł na koniec i odwracając się na pięcie, zaczął wracać w jej stronę.

    OdpowiedzUsuń
  166. Automatycznie uśmiechnął się lekko, gdy usłyszał jej zarzuty. Zaraz jednak się opamiętał i szybko przybrał poważną miną.
    – Oj, nie kłam! Nie zrobiłbym tego – odparł teatralnie oburzony, na chwilę podnosząc na nią wzrok. Cóż... oboje wiedzieli, że był do tego zdolny.
    Przegryzając wargę, ruszył jej śladem, w pełni wykorzystując swój czas i wcale się nie spiesząc. Był świadomy tego, że chwila nierozsądku niekoniecznie może skończyć się dobrze... i był pewien, że Alice była bardzo bliska poczucia tego na własnej skórze. Zatrzymał się w miejscu i szybko podniósł głowę, gdy nagle przerwała mówić i zaklęła. W napięciu obserwował, jak jeszcze przez chwilę próbowała odzyskać równowagę i ostatecznie on również odetchnął z ulgą. Za moment jednak pomyślał, że nie wiedział, czy to bardziej go przestraszyło czy rozbawiło...
    – No wiesz, sama mówiłaś, że wtedy biegaliśmy! – zawołał, skupiając się odrobinę bardziej, kiedy doszedł do tego samego zakrętu, na którym przed chwilą prawie doszło do niemałego wypadku. – Człowiek uczy się na własnych błędach... nawet jeżeli ich nie pamięta! – Perspektywa kąpieli dzisiejszego wieczoru nie była zbyt kusząca, ale mimo to przyspieszył kroku odrobinę, żeby szybciej dogonić Alice, która faktycznie miała nad nim sporą przewagę.
    Podbiegł do niej paroma dużymi krokami i gdy już się przy niej znalazł, zatrzymał się, odruchowo sięgając po jej ramiona, żeby zachować równowagę. Gdy już ponownie stał pewnie na nogach, opuścił ręce i włożył dłonie do kieszeni bluzy, uśmiechając się do dziewczyny z góry. Zagryzł jeden policzek od środka i ostentacyjnie spojrzał na basen.
    – Myślisz, że woda jest dużo zimniejsza niż wtedy?

    OdpowiedzUsuń
  167. Z każdym jej pospiesznym słowem jego uśmiech przybierał tylko na sile. Nie spodziewał się, że jego pytanie tak na nią podziała, bo tak szczerze, to kiedy je zadawał, wcale nie miał w planach jeszcze nic szczególnego. Dopiero jej lekka panika napędziła jego wyobraźnię. Gdy skończyła zacisnął tylko usta, powstrzymując wdzierający się na twarz podejrzany uśmiech i wyjął obie dłonie z kieszeni, aby unieść je do góry w geście niewinności. Kiedy natomiast odwróciła się od niego, dał jej spokojnie odejść i dopiero wtedy opuścił ręce, spoglądając jeszcze raz na basen. Zastanawiał się, jak bardzo będzie tego żałował i jednocześnie, jak bardzo będzie to tego warte. W odróżnieniu od dziewczyny on zeskoczył z murku w tym miejscu i spacer dokończył, idąc wzdłuż niego na pewnym podłożu, co pozwoliło mu bez ryzyka przyspieszyć kroku, aby ją dogonić. Kiedy już widział, że Alice przymierza się do zejścia z murku, przyspieszył swoje decyzje i podjął ostateczną. Trochę szaloną i nieodpowiedzialną, ale – jakby to powiedzieć... posłuchał głosu serca.
    Błyskawicznie odpiął swoją bluzę i odrzucił ją na bok, wiedząc, że teraz na nic mu się przyda, a za chwilę kawałek suchego i ciepłego ubrania może okazać się zbawienny. W szybkich dwóch krokach znalazł się z powrotem tuż za Alice i zaplótł jej ramiona na brzuchu tak, aby nie mogła wyrwać się jednym ruchem.
    – Wiesz, że zrobię! – odpowiedział, śmiejąc się. Uniósł ją odrobinę do góry i chyba wtedy poczuła, że i tak nie ma nic do stracenia, bo zaczęła się szarpać. – Zamknij oczy! – dodał jeszcze, robiąc mały rozpęd po murku i ostatecznie odbił się w bok, spadając wraz z Alice do basenu.
    Gdy znaleźli się pod wodą, wrażenie naprawdę było mocne. Woda była lodowata i to chyba jedyne określenie, którego potrzeba do jej opisu w tamtym momencie. Danny przytrzymał Alice jednym ramieniem, aby wypłynąć na powierzchnię, a gdy już to zrobił, puścił ją kompletnie i otrzepał mokre włosy.
    Woah! – zawołał, przecierając oczy. – Okej. Jest cholernie zimna.

    OdpowiedzUsuń
  168. Przez chwilę jeszcze towarzyszyło mu to dziwne uczucie, które czasem zdarzyło się mieć, gdy przypadkiem włożyło się rękę pod zbyt gorącą wodę, która wydawała się wtedy wręcz gorąca. Tyle że tym razem sytuacja była analogicznie odwrotna. Lodowata woda paliła jego skórę. Może było to paranoiczne podejście, ale nie przesadziłby, mówiąc, że stracił czucie w palcach. Dreszcze przechodziły przez jego ciało nieregularnie co parę sekund. To było skuteczniejsze od dzbanka czarnej kawy – wszelkie zmęczenie, które gdzieś by się w nim ukryło, nie miało najmniejszych szans.
    Spróbował nawet zasłonić się ramionami przed nieustannie lecącą w jego stronę wodą, jednak nie wiele się to zdało. Po pierwsze, jego ręce były marną obroną przed salwami mroźnej wody, które posyłała mu w odwecie Alice, a po drugie, i tak był już doszczętnie przemoczony. Z każdym chlapnięciem zaczynał nawet coraz mniej i mniej odczuwać zimno, więc tu już naprawdę nie było nic do stracenia.
    Zatrzymał się na chwilę myślami przy jej słowach, bo było w nich coś, co nie pozwalało mu zrobić inaczej. Nie było to uczucie déjà vu, ani żadne inne szczególne wspomnienie, ale po prostu brzmiały znajomo i mimo pogróżki, jaką ze sobą niosły, wywoływały w nim raczej przyjemne podświadome uczucia.
    Śmiejąc się, odpłynął kawałek, bo stanie w miejscu sprawiało, iż miał wrażenie, że krew przestaje w nim krążyć. W dodatku miał gęsią skórkę dosłownie wszędzie. Wtedy usłyszał również śmiech Alice i zatrzymał się tam, gdzie dopłynął, po czym spojrzał na nią lekko zaskoczony. Mimo chwilowego zawieszenia i zdezorientowania w końcu on również ponownie się zaśmiał.
    – Tak, tak. Powodzenia – odpowiedział odrobinę prześmiewczo, zawracając w jej kierunku. – Ale tak szczerze – jest zimniejsza niż wtedy czy nie? -– zapytał żartobliwym tonem, kiedy opłynął ją dookoła, a następnie położył obie ręce na jej ramionach i podskoczył lekko, odbijając się od dna, żeby wepchnąć ją zaczepnie pod wodę.

    OdpowiedzUsuń
  169. Po otrząśnięciu się z szoku termicznego, to mogło być nawet fajną zabawą, ale zdecydowanie nie na dłuższą metę. Szczerze, czuł, że jeszcze moment spędzony w tej lodowatej wodzie i zacznie szczękać zębami, jeśli nawet już nie zaczął. I choć przez chwilę podświadomie cieszył się niczym małe dziecko, to był świadom tego, że przeciąganie tego nie skończy się dobrze ani dla niego, ani dla Alice. Nie chciał, żeby przez jego głupotę dziewczyna się rozchorowała, czy miała jakieś problemy. Z jej opowieści słyszał, że i tak już miał problemy w zdobyciu zaufania oraz sympatii Chrisa.
    Dlatego też z lekkim zawahaniem, ale bez większego oporu, dał się poprowadzić Alice w stronę krawędzi basenu. Poczekał najpierw, aż ona wdrapie się na murek, po czym sam się pociągnął i wyszedł z wody. Kiedy już stanął na ziemi, odgarnął z czoła mokre włosy, a następnie dmuchnął w zdrętwiałe dłonie i potarł nimi o siebie. Ubrania miał ciężkie od wody i teraz, gdy owiewał go chłodny wiatr, wyraźnie czuł, jak zimno jest, a mimo to na ustach wciąż miał uśmiech.
    – Wiedziałem o tym – prychnął mało przekonująco, wykonując wymijający ruch ręką.
    Tak, to zawsze było to ryzyko, kiedy chciałeś wrzucić kogoś z zaskoczenia do wody. Daniel przynajmniej tak myślał, bo przecież nigdy jeszcze nikogo nie wrzucał wbrew jego woli do wody. A raczej nie pamiętał, aby coś takiego robił.
    Odnalazł wzrokiem swoją bluzę, którą wcześniej wspaniałomyślnie zostawił w suchym i bezpiecznym miejscu, po czym podszedł po nią i wrócił do Alice.
    – Ściągnij kurtkę – odezwał się, stając przed nią. – No, ściągnij. Będzie ci cieplej – dodał, widząc, jak unosi na niego brwi. Wyciągnął w jej stronę bluzę.

    OdpowiedzUsuń
  170. [Cześć cześć! Alice też jest bardzo pozytywną postacią i mam wrażenie, że dziewczyny świetnie by się dogadały. Obie są szalone, najpierw coś robią, a potem myślą, no i zawsze rozkręcają imprezy! Poza tym, łączy ich jeszcze Dan - Marigold się z nim przyjaźni, są w sumie takimi przyjaciółmi pod tytułem siostrzyczka/kumpel, jeśli wiesz, o co mi chodzi. A skoro Alice to dziewczyna Dana, to z Mar na sto procent się znają. Od Ciebie zależy, w którą stronę chcesz pójść z ich relacją. Bo chociaż jak dla mnie powinny się lubić, to jednak wiesz, Mar jest z Danem blisko i nawet jeśli ich przyjaźń jest caaałkowicie wolna od jakichkolwiek romantycznych podtekstów (oprócz tych żartobliwych), to jednak każda dziewczyna jest zazdrosna o przyjaciółkę swojego chłopaka. No, także nie wiem, jak wolisz :D
    PS Shelley jest piękna, wiem! :’) Ale Bridget też wpędza w kompleksy, także jak staną takie dwie piękne obok siebie, to zostaje tylko patrzeć i płakać, haha.]
    MARIGOLD

    OdpowiedzUsuń
  171. Uśmiechnął się do niej minimalnie bardziej, gdy zadała mu niepewne pytanie. Bądź co bądź, to on był odpowiedzialny za to, że teraz stała tam w doszczętnie przemoczonych ubraniach, trzęsąc się z zimna. Nawet pomimo że ona sama kusiła los. Cóż. Najwyraźniej jej losem był Daniel i jego nieprzewidywalne, genialne pomysły. Podsunął jedynie bluzę bliżej niej i poczekał, aż ją na siebie założy. Obserwował, jak dziewczyna otula się ciepłym, suchym materiałem i odrobinę jej tego pozazdrościł. Objął się rękoma i lekko potarł pokryte gęsią skórką ramiona, ale mimo to na jego twarzy pojawił się nawet jeszcze większy uśmiech.
    – Chyba jestem ci to winien, no nie? – odpowiedział.
    Faktycznie im obojgu w tej chwili przydałoby się coś ciepłego do picia i do ubrania, inaczej przez najbliższy tydzień będą faszerować się tabletkami, nie wychodząc spod kołdry i nie rozstając się z chusteczkami do nosa.
    Zachęcony perspektywą jak najszybszego znalezienia się w ogrzewanym mieszkaniu bez zbędnego przeciągania pochylił się po jej mokrą kurtkę.
    – Wracamy tą samą drogą? – zapytał z żartobliwym uśmiechem, kiwając głową w stronę płotu, przez który tam weszli.

    Daniel otworzył drzwi i przepuścił Alice w wejściu, po czym zapalił światło. Natychmiast roztarł zesztywniałe dłonie i odetchnął z ulgą, czując pierwsze uderzenie ciepła, chociaż przemoczone ubrania wciąż odbierały mu możliwość czerpania z tego pełnej przyjemności.
    – Możesz iść do mnie i wziąć dla siebie coś suchego – powiedział, spoglądając na Foxy, gdy on ściągał buty, aby pozbyć się dyskomfortu, który czuł, mając je wciąż na sobie. – Ja pójdę nam zrobić herbatę.

    OdpowiedzUsuń
  172. Danny z zaskoczeniem przyjął ten spontaniczny uścisk od Alice i mimo tego, że pewnie mokre ubrania odbierały temu sporo uroku, to i tak był to gest, przez który zrobiło mu się miło. Obawiał się, że dziewczyna może mieć do niego trochę większy żal za to, co zrobił. Ale cóż, teraz był chyba jej ostatnią deską ratunku i z własnego doświadczenia domyślał się, że chęć rozgrzania się i zdobycia jakichś suchych ubrań była dużo większa niż osobiste urazy.
    Z rozbawieniem pokręcił głową, odprowadzając ją wzrokiem i obserwując, jak prawie wywraca się na schodach. Momentalnie przed oczami stanęła mu scena z dzisiejszego wieczoru, kiedy wylądowała na chodniku, ale na szczęście ty razem udało jej się wyjść z tego bez szwanku. Uśmiechając się do siebie pod nosem, wziął obie pary przesiąkniętych butów i oparł je o grzejnik, aby dopomóc suszeniu. Po tym poszedł do kuchni i wstawił wodę na herbatę, tak, jak obiecał Alice. W międzyczasie pomyślał, że podczas gdy ona się przebiera, on nie pogardziłby przynajmniej suchym ręcznikiem, aby choć trochę pozbyć się ze skóry uczucia chłodu. Zostawił na blacie dwa naszykowane kubki i udał się do łazienki, a kiedy już otworzył drzwi, zrobił krok do środka i uniósł wzrok.
    Uchylił usta, ale słowa stanęły mu w gardle. O mój Boże, czy on naprawdę tyle się patrzył czy po prostu w jego głowie trwało to o całą wieczność za długo???
    Fuck- ! Jezu, przepraszam! – Momentalnie obrócił się, dodatkowo przymykając oczy. – Przepraszam – dodał jeszcze raz.
    Teraz stał do niej tyłem, wciąż trzymając jedną z dłoni na klamce, ale nie wychodząc z łazienki.
    – Myślałem, że byłaś, emm... w moim pokoju...? – odezwał się szybko, ale bardzo niepewnie. Był przekonany, że mimo zimna, które odczuwał, cały zalał się gorącym, czerwonym rumieńcem.

    OdpowiedzUsuń
  173. Stał tam, drapiąc się ze skrępowaniem po karku. Oczy miał rozbiegane naokoło, a serce waliło mu szybko. Naprawdę było mu strasznie głupio i bił się ze sobą w myślach, bo przecież z łatwością mógł uniknąć tej żenującej sytuacji, gdyby tylko był odrobinę ostrożniejszy i nie tak narwany.
    – Nie, nie przepraszaj. To nie twoja wina – odparł, mając odruch, aby odwrócić się przez ramię, bo dziwnie się czuł z tym, że mówił do niej odwrócony tyłem, ale w porę zorientował się, że znowu popełniłby ten sam błąd. – Nie spodziewałem się, ale nie powinienem był... Sorry.
    Tym razem powoli i ostrożnie odwrócił się, omijając ją wzrokiem. Wziął z wieszaka ręcznik i zaczął go składać sobie w dłoniach, chcąc coś ze sobą zrobić.
    – Dobrze w nich wyglądasz – powiedział, kiwnięciem głowy wskazując na swoje spodenki do koszykówki, które miała na sobie. W zamiarze chciał zmienić temat, ale coś mu zdecydowanie nie wyszło. – Znaczy, nie to, żebyś bez nich wyglądała źle... I nie to, żebym wtedy jakoś dużo widział. Bo nie widziałem, ee... – Właściwie, to naprawdę widział mało. Mało ubrań.
    Na początku próbował utrzymać wzrok na jej oczach, ale było to trudne, gdy i ona, i on byli zbyt zawstydzeni, aby spojrzeć sobie prosto w oczy. Ostatecznie starał się po prostu nie zatrzymywać spojrzenia na dłużej w żadnym miejscu, aby jeszcze bardziej jej nie skrępować. Było to dość trudne, ponieważ Alice naprawdę wyglądała dobrze. W jego ubraniach, który był na nią sporo za duże, nie było jej jak w worku, a wyglądała tak swobodnie i całkiem uroczo... Żeby nie powiedzieć atrakcyjnie, bo to nie był komplement, którego powinien użyć w tym momencie... Właściwie to nie wiedział, dlaczego w ogóle postanowił ją komplementować, przecież to nie była chwila odpowiednia na takie rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  174. Do tej pory wystarczyło parę słów za dużo, a już czuł się przy niej super niezręcznie. A teraz, jakby tego było mało, widział ją w samej bieliźnie i powiedział o wiele za wiele słów. To była jakaś cholerna kumulacja i Daniel nie miał najmniejszego pojęcia, co musiałby zrobić, aby poczuć się z tym nawet gorzej. Za każdym razem, kiedy już myślał, że zaczyna czuć się w pełni komfortowo w towarzystwie Alice, zawsze zdarzało się coś, przez co wracał do punktu wejścia. Była dla niego obcą dziewczyną, którą lubił, a ona lubiła go, ale oboje nie wiedzieli, jak być przy sobie sobą i jednocześnie się nie wygłupić.
    Daniel nie chciał już nic mówić, aby jeszcze bardziej się nie pogrążyć, dlatego tylko pokiwał głową na jej odpowiedź i uśmiechnął się lekko, choć nie udało mu się niczego zamaskować, bo jego zawstydzona do granic możliwości mina zdradzała wszystko. Było mu też trochę głupio, że przez niego i Alice czuła się z tą sytuacją dziwnie. Przecież gdyby nie jego paniczna reakcja, pewnie zachowywałaby się teraz przy nim inaczej, a teraz i dla niej było to niekomfortowe.
    – Jasne, ja tylko wezmę coś na przebranie – powiedział, również krótko wskazując ręką na swój pokój. W tym czasie wciąż drapał się lekko po karku. Była to jego druga oznaka stresu, zaraz po zabawie palcami. – Możesz iść dokończyć herbatę... jeśli chcesz – zaproponował jeszcze, po czym szybko skoczył po suche ubrania i wrócił z nimi do łazienki, aby się w niej przebrać i w międzyczasie trochę ochłonąć.
    Parę minut później wracał już do pokoju, gdzie czekała na niego Alice z dwoma kubkami herbaty. On natomiast w ręku miał butelkę wody utlenionej i paczkę gazików.
    – Pomyślałem, że się wtedy przewróciłaś i może wypadałoby się tym zająć – wyjaśnił wciąż niepewnym tonem głosu.

    OdpowiedzUsuń
  175. Daniel zamknął za sobą drzwi do pokoju i lekko jeszcze się zawahał, ale w tym momencie postanowił zapomnieć o wszystkich niezręcznościach, które między nimi zaszły. Wiadomo, że było to trudniejsze do zrealizowania, niż się mu wydawało, ale przynajmniej postanowił sprawiać takie wrażenie. To nie mogło być takie trudne, był aktorem, jakby na to nie patrzeć. Gdyby tylko wiedział, że Alice była prawdopodobnie jedyną osobą, przed którą granie kogoś innego po prostu mijało się z celem...
    Z delikatnym uśmiechem przysiadł na łóżku koło niej, w miejscu, które poklepała dłonią. Popatrzył na jej obdarte i zaczerwienione kolana, odkręcając butelkę z wodą utlenioną. Kątem oka zauważył, że Alice już wyciągała po nią ręce, ale zamiast oddać ją w jej ręce, sam namoczył czysty gazik. Jakby nic nie widział, zsunął się z łóżka i przyklęknął przy niej, unosząc już dłoń do jej kolana, ale zanim cokolwiek zrobił, podniósł jeszcze na nią wzrok i powiedział:
    – Jakby bolało, to mów.
    Posłał jej raźny uśmiech, a następnie jedną dłonią łapiąc ją delikatnie pod kolanem, drugą przyłożył gazik najpierw do krawędzi obtarcia, żeby przyzwyczaić ją do bólu.
    Upewniając się, że Alice dobrze to znosi, zaczął dokładniej przemywać zranione miejsce.
    – Nie jesteś na mnie zła, prawda? – zapytał, niepewnie się uśmiechając, ale nie patrząc na nią pod pretekstem swojego obecnego zajęcia. – No wiesz... za ten basen i w ogóle...

    OdpowiedzUsuń
  176. [Hej, hej! Na samym początku dziękuję za miłe słowa, i bardzo się cieszę, że ktoś się ucieszył moim powrotem tutaj, haha :D A co do karty, to perłą bym jej nie nazwała, ale dziękuję :) Ja natomiast uśmiecham się, widząc tak "długotrwałych" autorów, którzy naprawdę długo pozostają na blogu i wciąż się udzielają - cecha ta wyginęła, dlatego gratuluję wytrwałości, bo takich autorów to że świecą szukać :) A Alice z czasem pięknieje z tego co widzę :D]

    Lysander Velasco

    OdpowiedzUsuń
  177. Sam zaskoczony był tym, jak bardzo bliska stała mu się Alice przez ten krótki czas. Kiedy spotkał ją pierwszy raz była dla niego kompletnie obcą dziewczyną, którą bał się poznać. Nie widział innego wyjaśnienia na to, że tak szybko zmienił zdanie, jeżeli nie to, co łączyło ich przed wypadkiem.
    – Przepraszam – odezwał się szybko, gdy gwałtownie poruszyła nogą i usłyszał jej stłumione syknięcie. Odsunął na chwilę rękę i spojrzał na Alice, słuchając jej odpowiedzi. Uśmiechnął się lekko i trochę speszony spuścił wzrok, zabierając się za dokończenie przemywania pierwszego kolana.
    Jeszcze raz spojrzał na nią, gdy mrugnęła do niego porozumiewawczo. Zaśmiał się cicho i nawet odrobinę nerwowo. Cóż, chyba już taka zasada wszechświata, że każda znajomość musi mieć jakiś swój niezręczny moment, którego nigdy obie strony nie zapomną. Daniel coś tak sądził, że dla nich będzie to właśnie ten wieczór... oczywiście dla niego... ale dla własnego spokoju ducha wolał nie pytać Alice o żadne wcześniejsze.
    Odłożył gazik i wyciągnął z paczki świeży, którego również namoczył wodą utlenioną, a następnie przyłożył go do drugiego kolana dziewczyny, które na pierwszy rzut oka wyglądało na mniej poszkodowane. Mimo to zaczął tak samo ostrożnie jak z poprzednim.
    – Ale to nie tak, że nigdy się nie kłócimy, no nie? – spytał dość retorycznie, jednak naprawdę zaintrygowany odpowiedzią. Użycie czasu teraźniejszego w pytaniu wydawało mu się jakoś naturalne.

    OdpowiedzUsuń
  178. Słuchając wszystkich opowieści Alice, często miewał to uczucie, jakby wstydził się za kogoś, za kogo był odpowiedzialny, gdy tak naprawdę wstydził się za samego siebie. Tak było i tym razem. Kiedy powiedziała, że ją upokorzył, uniósł na nią wzrok, nie przerywając przemywania obtarcia na jej kolanie. Sekundę później jednak z powrotem spuścił spojrzenie na swoje dłonie i zagryzł policzek od środka. Nie pamiętał, co wtedy powiedział, ani w jaki sposób powiedział, ale nie przeszkadzało to temu nieznośnemu uczuciu ściśnięcia w jego brzuchu. Nie zachował się wtedy właściwie i mógł to z czystym sumieniem stwierdzić po jej lakonicznym wyjaśnieniu.
    Po chwili jednak zamaskował to dość słabym uśmiechem i wyciągnął rękę po jej dłoń, aby zobaczyć obtarcia, które też sobie wtedy zrobiła.
    – Wiedziałem, że skądś go znam – odpowiedział żartobliwie na wzmiankę o misiu, którego jej dał. To równie dobrze mogła być czysta dedukcja – to, że chłopak dawał dziewczynie miśka, nie było niczym nadzwyczajnym – ale on wolał myśleć, że naprawdę poczuł coś na rodzaj wspomnienia, gdy zobaczył tego pluszaka pierwszy raz po wypadku.
    Rany na dłoniach nie były tak głębokie jak na kolanach, dlatego przetarł je tylko szybko, ale wciąż ostrożnie i odłożył gaziki na bok.
    – Jestem świadomy, że mówiłem ci to już wtedy wystarczająco wiele razy, bo serio powinienem, z tego co słyszę. Ale przepraszam – odezwał się, podnosząc się z podłogi i ponownie siadając obok niej na łóżku. – Za bycie dla ciebie takim dupkiem i inne głupie rzeczy, które zrobiłem. – Uśmiechnął się lekko speszony, bo w sumie nie wiedział, dlaczego to teraz mówił, ale wydawało mu się to po prostu właściwe.

    OdpowiedzUsuń
  179. Zacisnął wargi, powstrzymując uśmiech, który usilnie próbował wedrzeć się na jego twarz. Spojrzał w dół na swoją dłoń, lekko ściskaną przez Alice. Z jednej strony mógł się spodziewać, że powie mu coś takiego, ale z drugiej wciąż był zaskoczony tym, jak wytrwała była i jak nie poddawała się w tej beznadziejnej sytuacji. Wszystko to sprawiało tylko, że jeszcze bardziej za nią tęsknił. On szczerze za nią tęsknił, mimo że przecież jej nie pamiętał.
    Po prostu siedział tam i słuchał wszystkiego, co Alice miała mu do powiedzenia. Nie mógł się tak naprawdę skupić na znaczeniu słów. To jej głos był tym, od czego nie mógł się uwolnić. Jego myśli krążyły tylko wokół tego, jak znajomo, a jednak wciąż odlegle brzmiał. Bezsilność trzęsła nim od środka, a mimo to pozostawał spokojny. Słowa zlewały się w jeden przyjemny ton, który nie pozwalał emocjom wymknąć się spod kontroli. To właśnie jej głos był tą kotwicą, której tak bardzo potrzebował, gdy czuł, że dłużej nie da już rady utrzymać stabilności.
    Chwila zamieniała się w wieczność. Minuta zdawała się nie mieć końca, wydawałoby się, że siedzi urzeczony głosem Alice już całą noc. Czas ciągnął się nieubłaganie, podczas gdy on studiował twarz dziewczyny – oczy i usta – sam nie wiedział, co zasługuje na większą atencję.
    Nie wiedzieć kiedy jedna z jego dłoni znalazła się na jej policzku. Nie dał jej nawet szansy na zadanie pytania... Nie dał jej nawet szansy na zastanowienie się, co on zamierza w tej chwili zrobić.
    Te sekundy równie dobrze mogłyby być godzinami, teraz to już nie miało znaczenia. Nie kiedy ich usta się dotykają. Jej wciąż nie tyle nieśmiałe, co zaskoczone. Jego natomiast zupełnie lekkomyślne, z subtelną desperacją łaknące wspomnień.
    W końcu jego wargi zostawiają te jej, przeciągle, skrycie pragnąc zupełnie czegoś przeciwnego. Uniósł powieki, odsłaniając przed sobą zdezorientowanie malujące się na twarzy dziewczyny. Uderza w niego nagła świadomość. Nie powinien był. Mimo to jego dłoń ciągle dotyka jej skóry.
    – Ja... Przepraszam. – Ostatecznie opuścił rękę, odsuwając się od dziewczyny ze spojrzeniem niezręcznie rozbieganym dookoła. – Myślałem, że może to pomoże, ale... To głupie, wiem. Przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
  180. Z tej perspektywy to po prostu wydawało się nie na miejscu. Ale w chwili, gdy ją całował, wcale tego tak nie odbierał. Wtedy czuł, że jest to w jakiś sposób właściwe. Wiedział, że zwykł robić to wcześniej, a jej usta nie były mu obce.
    Nie było fajerwerków, ani wspomnień powracających do niego z każdą sekundą, w której ich ciepłe wargi pozostawały złączone. Była tylko brutalna rzeczywistość, poczucie wstydu oraz świadomość, że życie nie jest filmem. Ciężko było pogodzić się z faktem, że może nie przypomnieć sobie, co ich łączyło. A on nie chciał zakochiwać się w niej od nowa – chciał po prostu kochać ją wciąż tak jak za pierwszym razem.
    Kiedy się od niej odsunął, oddychał szybko, a serce waliło mu mocno w klatce piersiowej. Dręczyła go świadomość, że zrobił coś głupiego, co przecież mogło popsuć zbyt wiele, dużo więcej, niż mógł sobie na to pozwolić. Zaprzątnięty myślami, co prawda, usłyszał ją, gdy się odezwała, ale nie przyjął jej słów do wiadomości. Nie mógł w nie do końca uwierzyć, obawiał się, że umysł sobie z nim pogrywa. Uniósł na nią wzrok i na jej twarzy zobaczył napięcie oraz całą tą nerwowość, która towarzyszyła również jemu. Dopiero wtedy do niego dotarło.
    Nie musiała tak naprawdę powtarzać drugi raz. Wargi mrowiły go z rozpaczliwą potrzebą powtórzenia tego, co zaszło przed chwilą. Chwycił jej twarz w obie dłonie i choć bardzo starał się ukryć to, jak opresyjna była chęć ponownego jej pocałowania, to teraz chyba nie powinien czuć się winny za utratę kontroli.
    Ten pocałunek był szybszy, zdecydowanie mniej ostrożny od poprzedniego, ale w tym szaleństwie była metoda. Danny nie pozwolił sobie do końca zatracić się w chwili, która była dla niego kolejną próbą odzyskania wspomnień. Uparcie zastanawiał się, co w tej chwili czuła Alice. Czy to było dla niej jak całowanie go przed wypadkiem? Czy czuła dokładnie to samo, co w jego obecności, kiedy oboje byli w pełni świadomi swoich uczuć? Sposób, w jaki oddała pocałunek, świadczył o tym, że nie był to pierwszy raz, gdy pozwalali emocjom działać za siebie.

    OdpowiedzUsuń
  181. Choć przez pierwszy pocałunek przemawiała desperacja, ten sprawiał wrażenie nawet jeszcze mniej przemyślanego. Bo praktycznie nie był ani trochę przemyślany. Był to czysty impuls. Chciał ją pocałować i to zrobił. A teraz ona całowała również go i chwilę zajęło im to, zanim dostosowali do siebie rytm. Oboje pragnęli tego równie mocno, dlatego ciężko było im na chwilę powstrzymać pożądanie, aby wziąć moment na poukładanie sobie tego.
    Daniel w międzyczasie podciągnął nogę i zginając ją, podłożył ją pod siebie, siadając tym samym bardziej przodem do Alice i mając wygodniejszą pozycję do znalezienia się bliżej niej. Odgarnął jeszcze wilgotny kosmyk włosów z jej twarzy i dosłownie na parę krótkich sekund oparł się czołem o jej, aby złapać oddech, ale wtedy nie dopuścił do siebie żadnych wątpliwości. Zaraz potem znowu ją całował, a jedną rękę zabrał z policzka dziewczyny i położył na jej talii, by przyciągnąć ją bardziej do siebie. Gdy poczuł wtedy jej dłonie na swojej nagiej skórze, spiął się nieznacznie, a jego plecy wygięły się lekko, przez co jeszcze bardziej przyległ do niej piersią. Gdzieś głęboko pamiętał ten dotyk.
    Chwilę później, nie przerywając pocałunku na dłużej niż było to konieczne, dziewczyna wycofała się wgłąb łóżka, gdzie w jednym płynnym ruchu opadli na pościel. W tym momencie ta więź między nimi była szczególnie wyczuwalna. Bez pokazywania sobie drogi, wystarczyła jedna myśl, jak impuls, i po prostu widzieli. Dla Daniela to wciąż było niejasne i naprawdę mąciło mu w głowie.
    Mimo ich bezsłownej komunikacji wciąż było w tym coś chaotycznego. Może jej palce wplecione w jego włosy. Może ich usta współgrające ze sobą w namiętnym pocałunku. Albo przyspieszone oddechy, łączące się w jeden rozedrgany dźwięk, przerywający ciszę w pokoju.
    Opuścił się na łokciu w taki sposób, że teraz mógł bezpośrednio czuć jej klatkę piersiową szybko unoszącą się i opadającą pod jego ciałem. Lewą dłoń natomiast zabrał z policzka dziewczyny, zahaczając kciukiem kącik jej ust, zsuwając po szyi oraz ramieniu, gdzie na nadgarstku zatrzymał się na dłuższy moment, aby po chwili spleść razem palce ich dłoni.

    OdpowiedzUsuń
  182. Oczywiście nie pamiętał praktycznie żadnego razu, kiedy był z dziewczyną tak bliską, ale nawet pomimo tego, jak nieuporządkowane to było, on i tak wiedział, że to, co czuje, nie jest jedynie nudnym pożądaniem. Całował ją, dotykał, czuł jej dłonie na sobie, ale to nie było tylko to. To było coś specjalnego.
    O tym właśnie myślał, kiedy czuł jej usta przesuwające się z jego szczęki na szyję.To przewodziło dreszcze przez jego ciało, a gorąco, które odczuwał, było ogromny kontrastem do przeszywającego chłodu, który jeszcze niedawno mu towarzyszył. I co chyba najistotniejsze – po raz pierwszy od czasu wypadku ma to uczucie déjà vu. Naprawdę ma wrażenie, że już to kiedyś przeżył i ta myśl jest niesamowicie silna. Do tej pory niektóre rzeczy i sytuacje mogły wydawać mu się znajome, ale jeszcze nie doświadczył czegoś takiego.
    Z powrotem ją całuje. Chce czuć jej usta, chce wspomnień i chce jej.
    Kolejny przejaw rozsądku uderza w niego zupełnie niespodziewanie. To jest złe. Najpierw przerywa pocałunek, po prostu powoli i delikatnie unosi głowę, aż ich stęsknione usta znowu są w rozłące. Dopiero wtedy otwiera oczy, spoglądając w dół na Alice. Jej powieki wciąż opuszczone, usta natomiast uchylone, ciężko zaczerpujące powietrze po długim, intensywnym pocałunku. Kiedy jej oczy w końcu się otwierają, Daniel nie potrafi odczytać z nich emocji. Nie potrafi, bo brakuje mu odwagi, aby chociażby w nie spojrzeć. Po prostu odwraca wzrok, wystraszony wstydu, który sam teraz odczuwa.
    Jest piękna, dobra i... Jest Alice. Jest po prostu wspaniała. Dlatego nigdy nie zasłużyła na takie traktowanie, nie była niczemu winna. Zasługiwała dużo lepiej – nie na chłopaka tak niepewnego swoich uczuć, na dodatek z amnezją.
    Nigdy nie czuł się tak rozbity. Jego palce lekko drżą, gdy zabiera dłoń z uścisku, który nie do końca chce zostać rozerwany. Następnie podnosi się znad Alice i odsuwa się w stronę krawędzi łóżka, gdzie siada tyłem do niej z wzrokiem uparcie wbitym w podłogę. Próbuje uspokoić trzęsące się ręce, na przemian składając obie dłonie i nerwowo wyginając palce. Jest świadom tego, że w taki sposób nigdy nie przestanie jej krzywdzić.
    – Przepraszam. – To słowo z jego ust padło już zbyt wiele razy tego wieczoru, ale nie może myśleć o niczym innym. – Przepraszam, Alice. Ja-a... To nie jest fair w stosunku do ciebie – powiedział cicho, nie wiedząc jak inaczej ukryć drżenie swojego głosu.

    OdpowiedzUsuń
  183. Wiedział, że ją rozczarował, zawiódł i pewnie rozzłości. Bo nawet jeżeli chciała się dzielić winą po równo – a na pewno tak było – to jakaś jej część myślała racjonalnie i winiła głównie jego. To była jego inicjatywa i mimo wszystkiego, co włożyła w to, aby pokazać mu, że tego chce, to gdyby nie jego nierozsądny pomysł pocałowania jej, nic by się nie wydarzyło. Dlaczego on wtedy nie myślał w ten sposób? Dlaczego on zawsze musiał widzieć konsekwencje dopiero po fakcie?
    Daniel przetarł oczy i złożył dłonie, trzymając je przed twarzą. Kompletnie nie wiedział, co zrobić. Nie wiedział, co więcej ma powiedzieć, jak rozmawiać teraz z Alice, która nawet się nie odezwała. Bał się odwrócić i spojrzeć na nią, bo wiedział, że to nie będzie tym, co chciałby zobaczyć. Nie chciał oglądać jej smutnej, zawiedzionej i zniszczonej, przez niego. On tego tak nie odbierał, ale był pewien, że ona odczuwała taki sam wstyd, co on. Nie chciał nawet myśleć o tym, jak bardzo narosłoby to, gdyby nie zdecydował się w tej chwili przerwać. Co by było, gdyby zabrnęli w to dalej? Gdyby już nie było z czego się wycofać? Czy taka chwili złudnego spełnienia naprawdę byłaby tego warta?
    Z drżeniem wypuścił powietrze z płuc. Jego serce nadal się nie uspokoiło, a teraz w chwili ciszy i kiedy myślał tylko o tym, czuł nawet bardziej, jak mocno bije.
    – Nie jestem nim... – zaczął rozchwianym głosem. – Nie jestem chłopakiem, którego ty znałaś. Przepraszam, Alice, ale to prawda.
    Żałował w tej chwili, że nie miał na sobie bluzy, bo naprawdę przydałby mu się rękaw, którego mógłby użyć do przetarcia piekących pod powiekami oczu. Nie mógł poradzić sobie z bezradnością, którą w tej chwili odczuwał. Chciał, żeby to wszystko się już skończyło, nie miał na to siły.

    OdpowiedzUsuń
  184. Naprawdę nie miał pojęcia, co musiałaby w tej chwili powiedzieć, aby sprawić, że poczułby się gorzej. Miał wrażenie, że nieważne co by zrobiła, i tak jakiś niedorzeczny limit został wyczerpany na ten wieczór i już nic nie mogło tego pogorszyć. Miał ogromną ochotę pozbyć się z siebie wszystkich tych kumulujących się w nim negatywnych emocji. Miał po prostu ochotę przywalić w coś, a jeszcze lepiej byłoby, gdyby mógł przywalić samemu sobie. Ale z drugiej strony, zamiast wyżywać się na czymkolwiek, równie dobrze mógłby najzwyczajniej w świecie zgasić światło i położyć się w ciemnym pokoju, wypłakując całą tę frustrację w poduszkę. Bo nawet on, jak każdy człowiek, miał prawo czasem na chwilę słabości. Ale teraz była tam z nim Alice i nie chciał przy niej dawać upust swojej złości, ani płakać.
    Słyszał wyraźnie, jak głos się jej łamał i był niemalże pewien, że jego zachowywał się w ten sam sposób. Nawet nie patrząc na nią, wiedział, że w jej oczach są łzy.
    – Nie zasługuję na to – powiedział cicho. – Nie zasługuję na to, co do mnie czujesz, bo nigdy nie będę w stanie odwzajemnić tego w ten sam sposób.
    Krótko popatrzył na nią przez ramię, aby potwierdzić swoje przypuszczenia. Pokręcił głowę, zaciskając wargi i z powrotem uciekł wzrokiem przed siebie. Zastanawiał się, jak najlepiej przekazać jej to, co chciał. W jakie słowa ubrać to, aby coś tak okropnego zabrzmiało w porządku.
    Daniel podparł się rękoma po obu stronach i zacisnął palce na pościeli. Zaraz po tym jednak wstał gwałtownie z łóżka i odwrócił się w stronę Alice, czując, że powinni dokończyć tę rozmowę przynajmniej próbując patrzeć sobie w oczy, a nie chowając się za swoimi plecami.
    – Przynajmniej nie okłamuj siebie, Alice – powiedział twardo. – Ty wiesz, że to prawda! Co zrobisz, jak nigdy sobie nie przypomnę? Będziesz do końca życia trzymać się kogoś, kto zapomniał, że cię kocha?

    OdpowiedzUsuń
  185. Nie zorientował się nawet, kiedy to się stało. W jednej chwili kończył mówić prawdopodobnie najpodlejszą rzecz, jaką mógł w tej sytuacji powiedzieć, a w drugiej czuł już tylko ból promieniujący z jego policzka na całą twarz. Nie spodziewał się tego ani trochę... ale najwyraźniej zasłużył sobie. Prawdę mówiąc, można by uznać za całkowicie sprawiedliwe zagranie z jej strony. On przecież też wymierzył jej cios, tyle że słowami. Ona odpłaciła mu się w ten sam sposób, lecz bardziej dobitnie.
    Stał tak jeszcze przez moment z twarzą skierowaną w bok, wciąż w lekkim szoku po uderzeniu. Nie miał nawet odruchu, aby złapać się za policzek. Po prostu wypuścił wstrzymane w płucach powietrze, a następnie wziął jeszcze jeden oddech, aby dodać sobie odwagi na spojrzenie jej w oczy.
    Żadnym zaskoczeniem były dla niego łzy, które w nich zobaczył. Głos załamywał się jej na końcówkach i z każdym kolejnym słowem drżał coraz bardziej. Zastanawiał się z obawą, ile jeszcze uda jej się powiedzieć, zanim całkowicie się rozsypie. W tej chwili chętnie nadstawiłby drugi policzek, byleby tylko nie musieć już słyszeć tego wszystkiego. Nie wiedział, czy rani tym bardziej jego, czy siebie samą. Oczywistym było to, że nie chciała wypowiedzieć niczego, co do tej pory padło z jej ust, ale została przez niego do tego sprowokowana i miał tego pełną świadomość.
    Daniel nie miał natomiast pojęcia, co mógłby jej powiedzieć. Kiedy w myślach próbował udzielić odpowiedzi na którekolwiek z jej pytań, orientował się, że wcale nie potrafił. Naprawdę trafiła ze wszystkim w sedno.
    Dlatego gdy już skończyła i rozpłakała się głośno, nie zastanawiał się dłużej i już po raz kolejny tego wieczoru zadziałał pod wpływem impulsu. Zrobił mały krok w jej stronę i wyciągnął po nią ramiona, natychmiast ją do siebie przyciągając. W pierwszej chwili wyraźnie chciała się wyrwać z jego uścisku, ale jej na to nie pozwolił.
    – Alice, proszę... – powiedział cicho, ale stanowczo.

    OdpowiedzUsuń
  186. [ Dziękuję bardzo za miłe przywitanie i pochwałę karty. Mam nadzieję, że będę się dobrze bawić :) Świetny wizerunek, pasuje do twojej Alice ]

    Cora

    OdpowiedzUsuń
  187. Oczywistym było to, że dziewczyna nie będzie w tej chwili chciała, aby ją w jakikolwiek sposób dotykał. Naprawdę rozumiał, że to nie będzie dla niej komfortowe, ale najzwyczajniej w świecie nie mógł postąpić inaczej. No bo co? Może miał z odległości dwóch metrów powiedzieć, żeby nie płakała, bo wszystko będzie dobrze. Albo nawet pozwolić jej wyjść i kompletnie olać to, co się z nią działo. On po prostu nie widział stuprocentowo właściwego rozwiązania dla tej sytuacji, a to, co zrobił, było pierwszym, o czym pomyślał i już nie dbał o nic więcej.
    Był więc przygotowany na to, że będzie stawiać opór, dlatego też od początku mocno ją trzymał. Kiedy już przestała się szarpać, poluźnił nieco uścisk, ale zaraz ponownie złapał ją w ten sam sposób. Przyciskając ją tak do siebie, bardzo wyraźnie czuł to, jak płacz trząsł całym jej ciałem. Obawiał się, że gdyby ją puścił, nie dałaby rady o własnych siłach ustać na nogach; tak słaba wydawała się teraz w jego ramionach.
    – Wiem – powiedział krótko, ale taka odpowiedź wystarczyła na wszystko to, co powiedziała mu przez łzy.
    Gdy wstrząsnęła nią kolejna fala płaczu, zabrał jedną dłoń z jej pleców i położył ją z tyłu jej głowy, lekko przyciskając ją do swojej klatki piersiowej. Delikatnie wplótł palce w jej wciąż wilgotne włosy i sam pochylił się nieznacznie, opierając brodę na jej głowie.
    To, co powiedziała... że ma tego wszystkiego dość i nie radzi już sobie... Równie dobrze on mógłby powiedzieć to samo. On też już nie miał siły... psychicznej i fizycznej – teraz różnica pomiędzy nimi zacierała się i ciężko było je rozpoznać.
    Wycofał się ostrożnie w stronę łóżka, prowadząc ze sobą Alice. Sprawiała wrażenie, jakby nie obchodziło ją już to, co się z nią dzieje. Ani na moment jej nie puścił, a po chwili siedział na krawędzi łóżka z Alice na kolanach, słuchając jej płaczu, który tylko sprawiał, że do jego oczu nachodziło nawet więcej łez.

    OdpowiedzUsuń
  188. Najpierw usiadł na łóżku i było to to parę krótkich sekund, przez które jej nie obejmował, a potem przyciągnął ją do siebie za dłoń, nakierowując ją tak, aby usiadła mu na kolanach. Sprawiała wrażenie, jakby naprawdę nie miała już świadomości, co się z nią stało. Pozwalała ze sobą robić wszystko, ale w tej chwili uległość nie była niczym niewłaściwym. Pomagała jej, bo nie musiała przynajmniej o tym myśleć. A on nie chciał dla niej źle. Ile oddałby za to, aby jedyną krzywdą, która stała się jej tego wieczora, były te obtarcia na kolanach.
    Gdy zaplotła ramiona pod jego ramionami, on również objął ją jak najmocniej mógł, nie sprawiając jej przy tym bólu. Złapał ją tak, jakby przepraszał za to, że puścił ją na ten dosłownie parosekundowy moment i nie mógł przy niej być. Jej ciałem bezustannie wstrząsał szloch i czuł jej ciepłe łzy w zgięciu swojej szyi. Czuł też, jak mocno bije jej serce, a sam również nie mógł opanować tego, co działo się w nim.
    Zacisnął palce na jego koszulce, którą miała na sobie. Powinna prędzej pachnieć nim, ale mając ją tak blisko, czuł tylko i wyłącznie zapach Alice. A co było najdziwniejsze – nigdy od czasu wypadku nie miał okazji tak dobrze poznać jej zapachu, mimo to wiedział, że właśnie tak pachniała zawsze i wiedział, że on sam osobiście nie zna lepszej woni. Wtedy dopiero z jego oczu wypłynęły pierwsze łzy.
    Poczuł, jak dziewczyna ociera je dłonią, ale nie zadrżał pod jej dotykiem. Nie zareagował na to w ogóle, tylko patrzył w jej zaczerwienione oczy i mokre rzęsy. A gdy z powrotem opadła w tą samą pozycję co poprzednio, on tylko przymknął powieki i bardziej pochylił głowę. Trzęsła się już mniej intensywnie, jej oddech był wolniejszy, choć wciąż tak samo niespokojny i wyglądała na okropnie zmęczoną, jakby rozpacz kosztowała ją wszelką energię.
    – Alice – odezwał się cicho, niemalże szepcąc jej do ucha – wiesz, że mógłbym się w tobie zakochać jeszcze raz... – Właściwie to sam nie był pewien, czy już w jakimś stopniu nie zaczął się w niej ponownie zakochiwać. – Ale nie chcę. Chciałbym móc kochać cię tak jak za pierwszym razem.
    Nie wiedział już nawet, czy Alice jeszcze go słucha, ale musiał jej to powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  189. Zdawał sobie sprawę z tego, że do Alice nie dotarły już jego słowa. Nic na to nie powiedziała, nawet nie poruszyła się minimalnie, zdawała się ich po prostu nie słyszeć. Mimo to wypowiedzenie tego na głos sprawiło, że poczuł się odrobinę lepiej... jeżeli w ogóle słowo lepiej kwalifikowało się do obecnej sytuacji. Przyznał się do swoich uczuć, obaw i do tego, czego podświadomie oraz świadomie chciał. Przyznał się przed samym sobą, ale to też był niemały krok. Przecież czasami to był właśnie ten najtrudniejszy.
    Nie przypuszczał, że Alice tak po prostu zaśnie mu w ramionach, ale wyraźnie dało się wyczuć moment, w którym to nastąpiło. Na początku jej ramiona stopniowo zsuwały się z jego pleców, jej uścisk był lżejszy i lżejszy, aż w końcu jej ręce opadły bez sił. Cichy szloch ustał i już nie słyszał lekkiego pociągania nosem. Głowa dziewczyny oparł się bezradnie na jego ramieniu, a oddech się ustatkował. Sen przyniósł jej spokój, którego tak bardzo potrzebowała, a którego on sam nie potrafiłby jej oferować.
    Został z nią tak jeszcze, może parę minut dłużej. W tym czasie on także przestał obejmować ją tak mocno jak wcześniej. Wtedy zdjął ją z siebie, jak najostrożniej potrafił, naprawdę starając się, aby jej nie obudzić. Chyba mu się udało, ponieważ kiedy leżała już na boku na łóżku, nawet nie drgnęła. Daniel przysiadł jeszcze na skraju materaca i wierzchem dłoni otarł oczy, po czym wytarł ją o dresowe spodnie. Po tym wstał i nakrył śpiącą Alice kołdrą, a następnie zapalił lampkę przy łóżku oraz zgasił resztę światła. Uważnie domykając za sobą drzwi, wyszedł z pokoju i położył się na kanapie w salonie. Z ramieniem podłożonym pod głowę i wzrokiem wzbitym w sufit, wsłuchiwał się w dźwięki miasta za oknem, rozdzielając je wszystkie na osobne czynniki. W samotności musiał rozproszyć czymś swój umysł, aby te wszystkie myśli pozwoliły mu zasnąć.

    OdpowiedzUsuń
  190. Sen miał spokojny, aczkolwiek płytki. Coś niepokojącego jego myśli siedziało mu w podświadomości, ale nic mu się nie śniło. To było normalne; nigdy nie miewał snów, gdy zasypiał zmęczony. Wtedy cały jego organizm skupiał się na jak najintensywniejszym zregenerowaniu sił i nie było miejsca na żadne bezsensowne rozproszenia. Sprawa miała się jednak inaczej, kiedy kładł się spać znudzony, ot tak, dla zasady. W takim przypadku przez całą noc towarzyszyły mu te kompletnie niedorzeczne sny, które sprawiały, że rano odczuwał sporą konsternację. Oczywiście zdarzyło mu się śnić o czymś, co faktycznie miało sens i było nawet przyjemne. Nie znał jednak reguły, z jaką jego pojawiał się u niego ten rodzaj snów.
    Tej nocy nie nawiedziło go nic szczególnie nielogicznego ani żaden koszmar, a mimo to nie czuł się w pełni zrelaksowany czy też wypoczęty. Może była to wina natłoku myśli, który kłębił się w jego głowie, gdy zasypiał. Albo tego, że spał na kanapie lub tego, że odrobinę zmarzł, bo z tego wszystkiego nawet nie pomyślał o naciągnięciu na siebie jakiegoś przykrycia.
    I przez to, że spał tak płytko, od razu udało mu się zarejestrować jakąś zmianę. Z tą włączoną tak jakby fazą czuwania poczuł, że nagle zrobiło mu się cieplej i milej. Część niego mówiła mu cicho, aby spał dalej, druga natomiast kazała mu to sprawdzić.
    Otworzył oczy i powoli odwrócił się przez ramię. Zauważył nad sobą stojącą do niego tyłem sylwetkę. Oczywiście wiedział, że to Alice. Instynktownie wyciągnął spod koca rękę i złapał ją za nadgarstek, delikatnie, wystarczająco aby jedynie zwrócić jej uwagę.
    – Przepraszam – powiedział odruchowo, puszczając jej rękę. Raczej powinien w inny sposób zasygnalizować to, że już nie śpi; Alice musiała się trochę przestraszyć.
    Odchrząknął nieznacznie i podciągnął się lekko, podkurczając nogi, aby zrobić więcej miejsca na drugim końcu kanapy.
    – Możesz zostać... jeśli chcesz – dodał, niepewnie podnosząc na nią wzrok.

    OdpowiedzUsuń
  191. Nie miał pojęcia, co myślał sobie, kiedy prosił ją, aby została. Bo taka była prawda – to nie była obojętna propozycja. To była błagalna prośba, na którą tak bardzo nie chciał usłyszeć odmowy. Wiedział, że w ten sposób nie będzie dało uniknąć się konfrontacji, ale może właśnie o to mu chodziło. Aby mieć to już za sobą, aby nie musieć czekać paru kolejnych bezsennych godzin na... No właśnie – na co? Czy tu naprawdę było cokolwiek do powiedzenia? Cokolwiek do usłyszenia? Daniel wierzył, że tak albo przynajmniej chciał, żeby było.
    Gdy Alice usiadła, zsunął z siebie koc na tyle, żeby móc zarzucić go również na jej nogi, by nie musiała marznąć.
    – Chyba byłem ci to winien – odpowiedział, po części powtarzając już wcześniej tego wieczora wypowiedziane przez siebie słowa. Uśmiechnął się minimalnie, a i tak był to uśmiech, z którego można wyczytać było więcej smutku, niż jakichkolwiek pozytywnych emocji.
    Spojrzał w dół na swoje ręce położone na kocu, po czym przeniósł je na kolana, a potem jeszcze raz je zdjął. Miał w głowie dokładnie to, co chciał jej powiedzieć, jednak nie potrafił zdobyć się na odwagę, aby faktycznie wypowiedzieć te słowa na głos.
    – Alice, chcę, żebyś wiedziała, że nie miałem na myśli tego, co mówiłem – zaczął w końcu. – Znaczy... miałem. Ale nie w sposób, w jaki to wyszło.
    Ponownie spuścił wzrok. Nie wiedział, co było w tym takiego trudnego, ale ciągle musiał szukać w sobie tego brakującego kawałka odwagi, aby powiedzieć coś szczerego, patrząc jej prosto w oczy. Ciągle coś go w tym bolało, gdy to robił. Ostatecznie jednak mu się udało.
    – Chciałem tylko tego, żebym nie mógł cię skrzywdzić, a zrobiłem coś zupełnie odwrotnego.

    OdpowiedzUsuń
  192. Miał już dość przeprosin na tę noc i w ogóle prawdopodobnie na dłuższy czas będzie miał ich potąd. Przecież nie mógłby mieć jej za złe niczego, co wtedy zaszło, a żadne przeprosiny z jej strony nie mogły sprawić, że poczułby się z tym lepiej.
    Jednak to, co powiedziała, zadziałało na niego w dziwny sposób. Przez chwilę poczuł w gardle tę nieznośną gulę i modlił się w duchu, aby to uczucie przeszło mu, zanim Alice skończy mówić, chcąc uniknąć niekorzystnej chwili ciszy.
    – Powinnaś sobie wybaczyć. Wszystko i tak wskazuje na to, że sam sobie na to zasłużyłem – odparł w końcu, a w jego głosie nie było słychać odpowiedniego do tego tonu żartu. – Oboje zrobiliśmy dziś rzeczy, z których nie jesteśmy dumni...
    Wzruszył ramionami i nic więcej nie powiedział.
    Kiedy złapała go za rękę, najpierw spuścił wzrok, aby spojrzeć na ich złączone palce, a dopiero potem oddał uścisk i przejechał kciukiem po wierzchu jej dłoni. Wtedy pomyślał o tym, ile razy trzymali się w ten sposób za ręce, ale nie mógł sobie tego dokładnie zliczyć – nagle wydawało mu się, że było tego więcej niż w rzeczywistości. Obrazy z ostatnich tygodni mieszały mu się z jakimiś, których kompletnie nie pamiętał... I uświadomił to sobie. Nie chodziło o to, że nie pamiętał, tylko właśnie o to, że pamiętał.
    Podciągnął koc odrobinę wyżej, uważając przy tym, aby nie zabrać go za dużo Alice. Z lekko przebijającym się przez ten gest zmęczeniem przechylił głowę na bok, wspierając ją o oparcie kanapy. Chyba nawet się delikatnie uśmiechnął. Nie był to szeroki, radosny uśmiech. Był dość słaby i senny, ale mimo to odrobinę beztroski.
    – Pamiętam niektóre rzeczy – powiedział po chwili milczenia, w ogóle nie spuszczając z niej wzroku.
    Naprawdę pamiętał. I nie było to żadne déjà vu ani wrażenie, że już gdzieś kiedyś widział taki film lub słyszał tę historię. Nie było w tym co prawda wielu konkretów, ale po raz pierwszy od momentu obudzenia się w szpitalu miał wrażenie, że te wspomnienia faktycznie należą do niego.

    OdpowiedzUsuń
  193. Nie dało się przeoczyć tego, w jaki sposób zmienił się wyraz twarzy Alice w chwili, w której powiedział, że pamięta. Pomimo ciemności panującej w salonie wyraźnie widać było delikatny uśmiech, w jakim wygięły się jej usta i to, jak rozjaśniły się jej oczy. Wiedział, że dał jej tym nadzieję. I było to pozytywną rzeczą, a jednak jej się obawiał i to ona sprawiała, że nie był pewien, czy powinien jej o tym mówić.
    Pamiętam... że jesteś pierwszą osobą, której chcę o tym powiedzieć za każdym razem, gdy przydarzy się coś dobrego i pierwszą, kiedy stanie się coś złego.
    – Długie rozmowy przez telefon, gdy nie jesteśmy ze sobą – odpowiedział. Puścił jej dłoń, nie chcąc, aby ten uścisk zbyt się przeciągnął, i podciągnął wyżej koc, ale jego lekki uśmiech pozostał na miejscu.
    Że potrafisz mnie i zmotywować do skupienia, i jeszcze lepiej idzie ci rozpraszanie mnie, chociaż wcale nie robisz tego celowo.
    – To, jak się razem uczymy.
    Że mógłbym spędzić kilka godzin, tylko patrząc na ciebie, jak śpisz.
    – To, że rano muszę cię budzić, bo inaczej nigdy nie wyszłabyś z łóżka. – Prychnął cicho z rozbawieniem, spuszczając przy tym na moment wzrok.
    Że nie mogę przestać się o ciebie martwić i nie cierpię, gdy dajesz mi do tego kolejne powody.
    – To, że ciągle mówię ci, że powinnaś przestać palić i pić mniej kawy.
    Że nie znoszę widoku twoich łez i gdybym mógł, cofnąłbym wszystkie słowa, którymi cię skrzywdziłem.
    – Nasze małe kłótnie o kompletne bzdury – wymieniał dalej, robiąc sobie krótkie przerwy na zastanowienie.
    Że jedynym dobrym punktem w kłótniach jest to, gdy możemy się już pogodzić. Że uwielbiam czuć twoje dłonie pod moją koszulką i twoje usta na mojej szyi.
    – To, jak potrafimy przez pół nocy leżeć tu na kanapie, oglądając wspólnie filmy, których oboje jeszcze nie widzieliśmy i próbujemy odgadnąć zakończenie.
    Że jest tyle rzeczy, które chciałbym ci powiedzieć, ale nie jestem pod tym względem dobry w słowach i nigdy nie umiem w pełni oddać w nich tego, co do ciebie czuję.
    Siedział ciągle z podciągniętymi kolanami i głową opartą na dłużej poduszce kanapy, przez co miał odrobinę przekrzywiony widok na Alice. Obserwował jednak jej reakcję na każde jego pojedyncze słowo. Zawahał się przez chwilę, zanim odezwał się ponownie, ale ton jego głosu w ogóle nie uległ zmianie.
    – Jaka dla ciebie jest najlepsza rzecz, którą ci w życiu powiedziałem?

    OdpowiedzUsuń
  194. Żadne z wspomnień, które pamiętał, nie było niczym konkretnym. Nie przejawiały się one jedną sytuacją, którą sobie przypomniał. Były bardziej jak nawyki tkwiące w nim od nieokreślonego czasu, stałe części jego codzienności. Miał wrażenie, że po prostu zna ten odruch sięgania po telefon za każdym razem, gdy Alice była daleko, a on najzwyczajniej w świecie chciał usłyszeć jej głos. To nie tak, że musiał zdać jej relację z każdej minuty swojego dnia. Czasami niespodziewanie łapały go dziwne przemyślenia lub potrafił nawet opowiedzieć jej jakąś anegdotę usłyszaną wcześniej od swojego taty, tylko po to, żeby posłuchać jej komentarza i śmiechu.
    Teraz, gdy była tak blisko niego, zauważył również, że wciąż miała na sobie jego koszulkę oraz szorty i nie mógł nie pomyśleć o niej w sposób, którego starał się usilnie unikać. Nawet jeśli była to jego dziewczyna, to on musiał komplikować sobie to jeszcze bardziej i na tysiąc różnych sposobów rozważał, czy to aby na pewno właściwe. A po dzisiejszym zajściu w łazience naprawdę starał się w kółko nie odtwarzać widoku jej ciała. To nie było fantazjowanie. To, co zaszło między nimi wcześniej, uświadomiło mu tylko, że zna to wszystko. Że znajomy mu jest każdy dotyk jej ust, dłoni, każdy rodzaj drżenia w jej głosie i że zna dużo więcej.
    To była zarówno tęsknota, której do końca nie rozumiał, jak i ludzkie pożądanie, ale zwyczajnie potrzebował Alice. Na drodze stała jednak moralność, która przypominała mu, że nie może w ten sposób krzywdzić ani jej, ani siebie samego.
    Więc siedział, patrząc na nią i słuchając jej głosu, to wszystko. Nie wiedział, po co zadał to pytanie. Nie wiedział, co zamierza odpowiedzieć. Nie wiedział, w jaki sposób nakłonić ją do tego, aby mówiła dalej. Bo tego tylko teraz chciał. Jej głos z jednej strony wyostrzał wszystkie jego zmysły, a z drugiej przyjemnie je koił. Mogłaby równie dobrze przeczytać mu rozkład jazdy lub ulotkę z jedzeniem na wynos, i tak słuchałby jej tak samo.
    Nie miał pojęcia, co powiedzieć, dlatego zadał kolejne pytanie.
    – Jak myślisz, co byłoby z nami, gdyby nie ta jedna czy druga impreza?
    Nie chciał usłyszeć, że nie wyobraża sobie bez niego życia czy bez niego nie byłaby szczęśliwa. Chciał szczerej odpowiedzi, tego, jak ona widziała swoje własne życie i jak postrzegała jego, zanim się w nim zakochała.

    OdpowiedzUsuń
  195. Słowa Alice były dla Daniela niezwykle ważne. Chłonął je wszystkie jak gąbka, nie było w nich niczego, co byłoby mniej ważne i co mógłby od razu wyrzucić ze świadomości. To, co mówiła, było dla niego najistotniejszym – jeżeli nie jedynym właściwym – źródłem informacji na temat jego życia, na temat jego samego, tego, kim był... kim jest. Sposób, w jaki ktoś nam coś przedstawiał, miał znaczący wpływ na to, jak my sami będziemy coś postrzegać. To wydawało się dziwne, że ktoś mógł wpłynąć na to, jak Daniel pozna Daniela. Ale Alice znała go w innym czasie, niż on znał samego siebie. Wyraźnie unikała mówienia wprost o jego wadach, ale między wierszami i poprzez jej wymijający uśmiech odczytywał wszystkie niepochlebne rzeczy, które mogłaby powiedzieć, ale tego nie robiła.
    I znowu to robiła. W momencie, gdy powiedziała: ja nie widziałam w tobie nikogo, poza przystojnym kolegą z klasy, a ty pewnie czasami nawet nie zauważałeś, że kręcę się gdzieś obok. Jakby użyciem niebezpośredniego komplementu próbowała zamaskować fakt, że zanim się upił i postanowił do niej zagadać, nie za bardzo dla niego istniała.
    – To dlatego, że jesteś taka niska – powiedział nagle, a widząc zdezorientowany wzrok dziewczyny, dodał: – Nie zauważałem cię, bo jesteś taka niska. Znajdujesz się poniżej poziomu mojego wzroku.
    Przez chwilę jeszcze utrzymał śmiertelnie poważny wyraz twarzy, ale zaraz potem uśmiechnął się żartobliwie i zaczepnie szturchnął ją pod kocem nogą.
    Domyślał się, że teraz po wypadku Alice mówiła mu więcej, niż wcześniej. Wtedy po prostu nie musiała mu mówić wszystkiego, co czuła, bo po prostu to wiedział. Teraz wypowiadając swoje uczucia na głos próbowała mu pomóc przypomnieć sobie uczucia, których on zapomniał.
    Lekko pokiwał głową ze zrozumieniem, a po chwili odezwał się:
    – Nie do końca odpowiedź, jakiej oczekiwałem... – Jego głos z powrotem przybrał rzeczowy ton, ale w taki sposób, by nie można było natychmiast rozpoznać, czy znowu żartuje. – Bardziej coś jak: Skoro los tak chciał, w końcu nie szukając, znaleźlibyśmy drogę do siebie. Jesteś miłością mojego życia, Daniel – powiedział emocjonalnie odrobinę wyższym głosem.
    Zacisnął wargi i zaśmiał się cicho, patrząc na reakcję Alice.

    OdpowiedzUsuń
  196. To był dziwne uczucie. Na tyle dziwne, że nawet nie od razu był jego świadomy. Nie mogło być zwyklejszego poranka. Obudził się, wyciągnął rękę, aby sprawdzić godzinę na telefonie, odrzucił kołdrę i przecierając zaspane oczy, ruszył powoli do łazienki, po drodze obijając się trochę o ściany. Jego pierwszą myślą było to, że powinien był założyć skarpetki, bo kafelki były okropnie zimne. Drugą myślą było to, że... pamiętał...?
    Ostrożnie zabrał dłoń z klamki i oparł się obiema rękoma o umywalkę. Biegał dookoła zdezorientowanym spojrzeniem, podczas gdy z sekundy na sekundę w jego głowie robił się jeszcze większy bałagan. Desperacko zaczął zadawać sobie najgłupsze i najbardziej błahostkowe pytania z taką szybkością, że nawet nie nadążał na nie odpowiadać, ale przecież nie musiał, bo na każde jedno dobrze znał odpowiedź. Uśmiechnął się do siebie, z ulgą wypuszczając powietrze, jakby po prostu nie mógł uwierzyć. Bo to naprawdę było niewiarygodne. Chciał... nie wiedział czego, nie wiedział, jak się czuje. Tyle się działo w tej chwili w jego głowie. Nie miał pojęcia, jak wyrazić swoje emocje. Odwrócił się szybko, ale zanim z powrotem dosięgnął drzwi, zatrzymał się.
    Musiał się uspokoić. Musiał mieć absolutną pewność. W jego przeszłości nie było już żadnej pustej przestrzeni, ale po prostu musiał się upewnić. Usiadł na krawędzi wanny i próbując działać powoli jeszcze raz cofał się myślami we wspomnieniach. Zrobił to od tego dnia wstecz, potem zaczął od pierwszego dnia na stałe w Nowym Jorku aż do teraz z jeszcze większą ilością szczegółów.
    Spojrzał na kosz na pranie i wyciągnął rękę po zmiętą koszulkę, która na nim leżała. To była ta, którą Alice miała na sobie po tym, jak przyszli tu po basenie. Wtedy w szpitalu... to było niedorzeczne, przecież to była Alice, a on pamiętał, że wtedy po prostu jej nie poznał. Nie miał pojęcia, co się między nimi wydarzyło, co ich łączyło... Nie mógł pozwolić jej czekać na siebie ani chwili dłużej.
    Niecałe pół godziny później był już pod jej drzwiami. Nieziemsko szczęśliwy i nieziemsko zestresowany. Zadzwonił raz dzwonkiem. Nie wiedział, co jej powiedzieć, od czego zacząć, co zrobić. Zaczął pukać. Nie mógł po prostu stać i czekać.
    Wtedy otworzyła drzwi.
    – Boże. Alice. – Natychmiast złapał ją w ramiona. Być może nieświadomie nawet uniósł ją lekko do góry. – Nie wierzę. Przepraszam. Boże – zaczął kompletnie bredzić i w ogóle tego nie kontrolował.

    OdpowiedzUsuń
  197. Jak do tej pory wiedział o tym tylko jego tata. I należy dodać, że on również miał podobny problem, co Alice w tej chwili, kiedy zastał go w kuchni jeszcze nie do końca rozbudzonego i z ledwo rozpoczętym kubkiem kawy, od razu zarzucając go takim samym słowotokiem. W sumie więcej czasu zajęła mu sama podróż do mieszkania Alice, niżeli samo wyjście z domu. Skrócił poranne przygotowania do minimum. Zarzucił pierwsze ubrania, które nasunęły mu się pod rękę, z małym łutem szczęścia skarpetki do pary, umył zęby, przeczesując włosy w tym samym czasie, a o śniadaniu nawet nie było mowy. To wszystko było takie dziwne i przynoszące ulgę jednocześnie, że po prostu nie potrafił być mniej podekscytowany. Chciał już najzwyczajniej być z Alice i powiedzieć jej wszystko. Chciał to naprawić i nie zwlekać ani chwili dłużej.
    Ale myśli nadal nie uporządkowały się w jego głowie, a on miał wrażenie, że jest ich coraz więcej. Tym bardziej teraz, kiedy już widział ją, trzymał w ramionach, czuł. Najchętniej w ogóle by jej nie puszczał, przekazał jej wszystko, nie musząc jej już zostawiać nawet w taki sposób. Zdawał sobie jednak sprawę, że dość ją zaskoczył i pewnie nie miała pojęcia, co się dzieje. Matko. On sam nie miał pojęcia, co się dzieje.
    – To się po prostu... stało! Dzisiaj rano. Nie wiem, jak to możliwe – zaczął znowu szybko, odstawiwszy ją już na podłogę. – Jeszcze wczoraj wieczorem wszystko było normalnie. No, jeśli można to nazwać normalnym – ciągnął z minimalnymi przerwami między zdaniami, wchodząc w głąb mieszkania. Rozglądał się uważnie, ale chaotycznie dookoła. Wszystko było dokładnie tak, jak pamiętał od zawsze. – A dziś się budzę i- Jezu! Nie mogę w to uwierzyć. To się wydaje takie nierealne, Ali!
    Może nawet nie zwrócił na to uwagi, ale nazwał ją tak pierwszy raz od czasu wypadku. W tej chwili nie myślał trzeźwo, nie wiedział, jak ubrać w słowa to, co czuł.

    OdpowiedzUsuń