16 lutego 2016

Season ticket on a one-way ride



Scott
Johnson

It's so nice
to meet you,
Let's never
meet again




Odpalasz szluga na rogu 84th Street i pod nosem nucisz Don't it make you feel bad, when you're tryin' to find your way home, you don't know which way to go? Kolejne kroki nie prowadzą cię do żadnego celu. W odróżnieniu do dziesiątek tysięcy ludzi, nie posiadasz miejsca do którego planujesz dotrzeć. Szwendasz się kolejną godzinę, ale nikt Ci nie zabroni, prawda? Może zajdziesz do baru, może coś wypijesz, może wpadniesz na kumpla, pójdziecie na kręgle, zagracie w pokera, jesteś wszechstronny, a twoją dewizą do tej pory jest 'I don't give a shit'. Twoje myśli brzmią jakbyś został skopany przez życie o jeden raz za dużo, ale nie możesz przetrawić ludzi patrzących na ciebie tym współczującym spojrzeniem, więc machasz na to ręką i swoje prywatne sprawy trzymasz dla siebie i klniesz na ludzi, którzy nie potrafią pomyśleć za nim postanowią się odezwać. W gruncie rzeczy jesteś lekkoduchem, bawisz się kiedy możesz, śmiejesz się z nieśmiesznych żartów gdy w końcu przekroczysz próg nietrzeźwości i warkniesz gdy ktoś nadepnie Ci na odcisk, chociaż masz cholernie wysoki próg bólu.
Dobrze wiesz, że się pogubiłeś, nie masz planów na przyszłość, bo żyjesz tym co jest teraz. W głębi duszy zazdrościsz ludziom z ambitnymi planami, którzy wiedzą do jakiego celu chcą dążyć.  Potykasz się i się podnosić, bo nie masz innego wyboru, niż iść na przód. Przynajmniej masz koszykówkę, żyjesz nią i z natury jest z Ciebie aktorzyna, żeby koloryzować rutynę.
No więc jesteś tu, a to tylko kolejny dzień, więc rozwieź paczki, czekaj na wypłatę i licz aby nadal starczało Ci na opłacenie rachunków za mieszkanie.

|| 21 lat || 13 listopada || 184 cm wzrostu || Zielone oczy || Absolwent (klasy teatralnej) || Aktualnie ''doradca'' na treningach koszykówki w Brooklyn Art Academy ||

|| Zdobywca medali i trofeów z koszykówki (nagroda dla najlepszego rozgrywającego i najlepszego gracza)|| Gotuje przeciętnie || Tańczy przeciętnie || Uczył się przeciętnie, ale wystarczająco dobrze by zdać || Rysuje poniżej przeciętności, właściwie nie rysuje w ogóle || Śpiewa pod prysznicem || Gitara basowa || Niespełniony surfer - It's this kind of freedom which you need to live through || Katolik od siedmiu boleści, który od sześćiu lat nie pojawił się na mszy || Wynajmuje mieszkanie (sypialnia) || Nie wierzy w miłość || Od 16 roku życia niepotrzebnie pakuje się w bójki || Bywa zbyt impulsywny || Zbyt agresywny || Zbyt cyniczny || Muzyka Led Zeppelin, Gun N' Roses, Bon Jovi, AC DC (i wielu innych) zbyt głośno płynąca z głośników || Kolekcja płyt winylowych || Zatrudniony w firmie znajomego ojca, chociaż o tym nie wie || Dostarcza niewielkie przesyłki Chevroletem Aveo o niekonwencjonalnych porach ( od 5 do 7 i od 22 do 23:30) || Przez pierwsze dwa lata nauki w Brooklyn Art Academy mieszkał w internacie || Buell XB12S - bo jeszcze starcza mu pieniędzy na paliwo (kask) ||



So maybe tomorrow 
I'll find my way home 
So maybe tomorrow 
I'll find my way home




 ----------------------------------
Edit: 05/09/2017
Cytaty AC/DC, Andy Black, Led Zeppelin, Stereophonics
Twarzy użyczył Colton Haynes
Nauka nie poszła w las

89 komentarzy:

  1. [po prostu przepraszam]

    Tak bardzo jak się ucieszyła, że chłopak znalazł jej telefon tak bardzo chciała już wyjść z sali. Gdyby ktokolwiek ich przyłapał na czymś, z czym co prawda nie mieli nic wspólnego ale innych podejrzanych nie było... byłyby kłopoty. Tyle o ile koza to pic na wodzie tak wpis w kartotece czy wywalenie ze szkoły mogły mocno zmienić ich przyszłość. Zatem kiedy do sali przyszedł dyrektor Corinne była gotowa zrobić wszystko tylko żeby odwrócić jego uwagę. Udać omdlenie albo nawet rozebrać się do naga i udawać chorobę psychiczną. Chciała zrobić cokolwiek co by mogło ochronić ich przed karą. Ale było za późno.
    - Evans, Johnson co to ma być. Raz dwa się wytłumaczyć.

    Cori

    OdpowiedzUsuń
  2. Stała teraz przed nim i miała w sobie tyle samo emocji co on. I pewnie takie same one były. To było takie męczące. Nie chciała wzbudzać w nim zazdrości, bo nie chciała go oglądać w takim stanie. Jak już się bił, wolała jak był wtedy spokojniejszy i wymierzał cios przekonany, że należało to zrobić. Był wtedy taki dumny. I tak przy niej powinien się czuć. Tak chciała by się czuł. Właściwie i na swoim miejscu.
    Tym czasem stali teraz na dworze i on chciał odejść i ona też musiała ze sobą walczyć, by mu na to nie pozwolić. Oddychała ciężej, nie potrafiąc się uspokoić i słuchała go.
    - To mi powiedz, co mam zrobić i to zrobię. Naprawdę. - Chciała to ułatwić chociaż jemu, a przy odrobinie szczęścia i sobie do tego stopnia, że naprawdę mogłaby chyba zrobić wszystko. Cóż, byli piekielnie dobrzy w dogryzaniu sobie, ale na całe szczęście choć w krzywdzeniu nie byli wcale gorsi - to przynajmniej im to nie sprawiało radości.
    - Co ty ze mną robisz. - Szepnęła kucając i przeczesując włosy. Oparła czoło o kolana i nieznacznie się zakołysała. Nie wiedziała jakim cudem miał na nią taki wpływ.
    Przyjrzała mu się dokładniej. Wyglądał na tak bezradnego. Nikt nie lubił tego uczucia, a on to chyba tym bardziej. Musiała coś z tym zrobić. Przecież miał wpływ na wszystko.
    - Czemu na mnie zrzucasz odpowiedź, co? - spytała nieco drapieżnie - Czemu ciągle ja muszę pierwsza? - Przybliżyła się do niego o krok i spojrzała mu głęboko w oczy. - Twoja kolej. - Wycelowała w niego palcem - Ty coś powiedź. Ty coś zrób. - Uwielbiała być przy nim tak blisko niezależnie od okoliczności.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj wymykało się spod kontroli i trzeba było to w końcu jakoś ogarnąć. Jakkolwiek, ale nie mogło być tak jak teraz. Tak bardzo nie lubiła być daleko od niego.
    Patrzyła mu w oczy. Wiedziała, że spokojne życie nie było marzeniem ludzi w jej wieku, ale ona ciągle miała dramy i oddałaby wiele, by choć przez tydzień mieć spokój. Nie musieć się niczym przejmować, żeby było sielankowo, a potem dramaty i tak same przyjdą. Czuła, że po prostu potrzebuje odpocząć.
    I z tym właśnie jej się teraz skojarzył - zawsze potrafił zachować spokój, kiedy ona nie mogła. Gdyby teraz ktoś na niego spojrzał nie domyśliłby się, że jeszcze chwilę wcześniej uderzył na dachu faceta.
    - Nie ty jeden. Też nie wiem. - Przyglądała mu się uważniej. Kiedy chwycił jej rękę, kciukiem przesunęła po jego knykciach. Ciepły dreszcz przeszył jej całe ciało, kiedy czuła jak dotyka jej twarzy. Przymknęła na chwilę ślepia, wtulając się w jego dłoń, po czym spojrzała na niego i czuła jak od jego słów całe jej ciało się spina. Ona też się bała. Ale było w tym coś ekscytującego, co nie pozwalało jej się w tym momencie wycofać. - Ale cały pakiet, czy wybrane elementy? - Uśmiechnęła się lekko zadziornie, ale zaraz spoważniała. Nie chciała, by tym razem jej umysł dodał za Scotta jakieś informacje. Zbliżyła się o krok. - I nie zmienisz zdania? Bo... - wzięła głębszy oddech. - bo bardzo chciałabym byś nie zmienił. - Nieznacznie spuściła wzrok. Otwieranie się takie trudne. Jej zdaniem książę nie specjalnie podobał się kopciuszkowi, bo ona jak wiedziała, że musi uciekać, to wyrwała się z jego objęć, a choć w Jacky każdy instynkt samozachowawczy kazał spieprzać czując, że zostaje wystawiony na zranienie i odsłania się - to ona tego nie umiała zrobić. Wizja tego, że mogłaby być w jego ramionach była dużo silniejsza. Przymknęła oczy wsłuchując się w jego oddech.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  4. Przesuwała kciukiem wciąż po jego knykciach. Uniosła jego dłoń, tak by zobaczyć ją w świetle. Przyjrzała się uważnie, co jakiś czas ją pocierając.
    - Uderzyłeś przeze mnie faceta. - Zaśmiała się cicho, po czym patrząc mu w oczy przysunęła jego rękę do swoich warg i lekko musnęła knykcie, zaraz potem wtulając się w niego mocniej. - Przecież ty przeze mnie zwariujesz. - Dodała wciąż z lekkim uśmiechem, choć tak szczerze, to miała nadzieję, że wytrzyma. Mocno trzymała za niego kciuki.
    Póki co jej wystarczało, a później się zobaczy. Ona też nie chciała wybiegać, miała już dość przewidywania- będzie, jak będzie. Trudno. To już tyle razy ją zgubiło. I fakt, skórę też jej ratowało, ale tym razem wiedziała, że nie ma po co tego drążyć. Wybrał ją. Teraz i na najbliższy czas wybrał ją.
    Lekko się zaczęła bujać, zamykając oczy i wsłuchując się w to, jak oddycha i jak pachnie, a kiedy w końcu poczuła jego ramiona oplatające ją w pasie, poczuła się po prostu bezpiecznie, jak w kokonie - zwłaszcza z tą brodą na jej czubku głowy. Zgryzła lekko wargę z zadowoleniem.
    Pocałunku też się nie spodziewała, ale kiedy już go poczuła, to był jak odruch, na znajomy gest, za którym tak się tęskniło. Zacisnęła wargi na jego wargach, lekko pociągając je, a potem szybko i ledwo zauważalnie przesunęła mu po ustach językiem, wracając zaraz do pocałunku. Westchnęła z rozkoszą między jego wargi.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  5. No widziała właśnie jak one wyglądały, ale nie umiała nic poradzić na to, że lubiła blizny i cóż, przemoc w jakimś stopniu też ją pociągała. Jeszcze chwil przyglądała się śladom.
    - Zazdrosny? Naprawdę? - Udała zdziwienie. - Nie rozmawiałabym z nim, jakbym wiedziała, że tak ci się podoba. - Na jej ustach zatańczył szatański uśmiech, który próbowała stłumić. - Poważnie myślałam, że dałeś mu w pysk, bo krzywo patrzył. - Przytaknęła, wtulając się w niego. Wciągała w płuca jego zapach i rozkoszowała się tą chwilą spokoju. Podniosła na niego wzrok i nieco spoważniała. - Nie wiedziałam, że się przejmiesz. Nie chciałam wzbudzić w tobie zazdrości. - zawahała się i zaraz dodała - Tak bardzo. Chciałam pomóc twojemu koledze, by nie musiał odstawiać sceny zazdrości o Amandę. - Uśmiechnęła się z ironii sytuacji jaka powstała.
    Przesunęła dłońmi po jego klatce piersiowej w górę i w dół, jakby upewniając się, że jest prawdziwy, że nie wyobraziła go sobie. Oddawała pocałunek z nie mniejszą zawziętością i tęsknotą. Wsunęła dłonie na jego kark, widząc jego uśmiech, stanęła na palcach by chwycić w zęby jego wargi, ustawiając się tak, by stykali się czołami, a że nie chciała go puszczać, na jego pytanie pokręciła jedynie głową na boki.
    A potem było pytanie i znów pocałunek i było jej tak dobrze, że aż musiała się sama przywołać do porządku i chwilę zastanowić nad tym o co spytał.
    - Ja... Może trochę. - Wzruszyła ramionami.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  6. (Mam pewien pomysł, który jest powiązany bezpośrednio z kryminałem Elise, ale nie wiem czy przypadnie i Tobie, i jej do gustu. Nie mniej przedstawię Ci go po krótce. Znaczy tą część, która dotyczy bezpośrednie Ciebie i Twojej postaci.
    Jest zlecenie – odzyskać pieniądze od dłużników, problem polega na tym, że jeden z tych dłużników nie żyje, ale… nic straconego, bo miał on dziewczynę, która teraz zostaje obciążona jego problemami. Przemoc względem niej samej nie skutkuje, więc trzeba znaleźć inny sposób. Tym sposobem jest jej słabość i „miłość” do Scotta. On staje się celem. Najpierw jedynie jest na obserwacji grupy, a zdjęcia robione z ukrycia trafiają do Ramsey. To nie przekonuje jej do spłaty, choć jest skuteczniejsze niż poprzednia próba. Kolejnym krokiem jest wejście w życie Scotta Aleny. I nie, nie chodzi tu o oczarowanie go, zarzucenie sideł czy czegoś w tym stylu. Ona ma tylko wywołać w nim coś na zasadzie chęci otoczenia jej opieką, bo przecież ktoś taki jak ona nie może być niebezpieczny. Ta porcelanowa laleczka za każdym razem w jego towarzystwie ma jakieś niewiarygodne problemy, z których tylko on może ją uratować. Coś na zasadzie traktowania jej jak młodszej, malutkiej siostrzyczki, ale przecież nie musi wiedzieć o tym naładowanym pistolecie, ukrytym za podwiązką pod jej sukienką :3
    No i ogólnie można to ładnie dopracować, coś pokręcić, coś pomotać. Po jakimś czasie, jak już Elise zgodzi się na współpracę Alena zacznie go unikać, a on będzie starał się dowiedzieć dlaczego (i może się dowie, co rzuci kolejne dramaty i problemy wątkowe – kto wie). Takie coś. Co myślisz? Oczywiście jeśli Ci się nie podoba to zapomnij, taka luźna propozycja, oczywiście :3)

    Alena

    OdpowiedzUsuń
  7. - No tak, a już pokazałam jak dobra jestem w bałamuceniu i przeciąganiu na złą stronę. - Zaśmiała się przesuwając palcami po jego karku i lekko wplatając je w jego włosy. Zdecydowanie nie powinni wracać na górę. Zresztą, ona była zdania, że oni bardzo dobrze potrafili się bawić we dwójkę.
    Przepraszanie zdecydowanie nie było w stylu Scotta, tym bardziej, że chłopak bardzo sobie zasłużył, bo kuszony czy nie, podbijał do dwóch dziewczyn, gdzie żadna z nich nie uchodziła już za wolną, a przynajmniej były ku temu spore niewiadome. I obie te niewiadome miały do czynienia z chłopakami z drużyny koszykarskiej.
    - Czasem jak chcę, to potrafię. - Trąciła jego nos. Nie mogła uwierzyć, że dotarli do takiego miejsca. Już miała go zapytać o coś znów szargana wątpliwościami, już się w niej coś gotowało, ale jak tylko poczuła jego wargi na swoich i dłoń wolno sunącą po jej ręce, aż w końcu ich splecione palce - wszystkie negatywne emocje gdzieś odleciały. Rzeczywiście chciał jej.
    Wzięła go pod ramię, opierając o niego głowę i patrząc na ich splecione dłonie. Kiedy wręczył jej kask przyjrzała mu się uważnie.
    - Jak widzę, zawsze przygotowany by kogoś podwieźć. - Zaśmiała się. - Ale jesteś pewny? Chyba pamiętasz co się dzieje, jak prowadzisz. - Uśmiechnęła się zadziornie i ułożyła dłoń na biodrze, popukując lekko palcem.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  8. Z tobą nie. - Uśmiechnęła się wysuwając do niego język nie kończąc zdania. Chciała też mu dogryźć, ale przecież naprawdę nie była święta. Scott może był pierwszym i (obecnie) ostatnim, ale nie znaczyło, że zupełnie nikogo nie było po środku. Generalnie Jacky raczej nigdy nie wypowiadała się na ten temat i teraz też nie zamierzała. Pod wpływem jego dotyku zupełnie zapomniała o czym myślała. Zamruczała cicho odwdzięczając mu się i przesuwając palcem w dół jego klatki piersiowej, aż do paska spodni. Zahaczyła o niego palcem i lekko pociągnęła do siebie, chcąc by i on stanął bliżej. Uniosła podbródek patrząc mu w oczy.
    - Dzięki za tę wiarę. - Przesunęła dłonią po jego włosach, mrużąc lekko oczy.
    Hah i dobrze, że nie ukrywał, bo ona i tak by w to nie uwierzyła. Z drugiej strony dla własnego zdrowia psychicznego powinna przestać się nad tym zastanawiać, bo ona też potrafiła być zazdrosna i to bardzo i to bardzo bez powodu. A mogłaby rzucić jakiś śliczny żart, typu czy się niczym nie zarazi... zła, wredna Jacky! Hamuj się!
    Przyjrzała się kaskowi. Ale od tego to naprawdę miała nadzieję, że się nie nabawi łupieżu czy czegoś. Patrzyła na niego trochę niepewnie, ewidentnie woląc jechać bez, no ale mogła stać tu i się kłócić, albo to przemilczeć. Przemilczała. Włożyła kask i usiadła za nim wtulając się w niego i obejmując go mocno w pasie.
    - Jakbym się nie trzymała, to już dawno by mnie tu nie było. - Uśmiechnęła się do niego lekko. Jazda była przyjemna, a i ona zachowywała się grzecznie. I powody mogły być dwa - albo za bardzo się bała, że jak zacznie coś kombinować to zleci, albo po prostu wystarczało jej, że była tak blisko niego, wtulona mocno w plecy.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  9. (Tak, wiem o tej miłości do Jacky, znaczy nie da się nie zauważyć :P ale spokojnie, to od początku było planowane na zachowywanie się względem siebie raczej jak rodzeństwo niżeli para. I super, że Ci się podoba. Co to wątku to bez obaw, już ja coś wymyślę dla Aleny, żeby wyglądała jak takie małe, bezbronne stworzonko co to potrzebuje żeby się nim zaopiekować, przytulić, pogłaskać po główce, a później położyć do łóżka, otulić kocykiem i pocałować w czółko na dobranoc xP Nie no, żartuje. I tak, tak… wszystko powolutku, w końcu ot tak się jego „siostrą” nie stanie. Na wszystko trzeba czasu. Na potrzeby naszej zabawy uznajmy, że oni się już jednak znają z widzenia, może tam parę słów kiedyś zamienili ze sobą i to wszystko. Jutro postaram się stworzyć dla naszych postaci rozpoczęcie ;*)

    Alena

    OdpowiedzUsuń
  10. Założyła za ucho kosmyk skręconych włosów, które wysunęły się z misternie ułożonego koka, spiętego klipsem z bladoróżową kokardką. Siedziała właśnie w starym volkswagenie garbusie, który udostępnił jej znajomy uprzednio dokonując kilku poprawek pod maską by samochód nie odpalił jeśli już silnik zostanie zgaszony. Alena nie znała się na tych wszystkich mechanicznych sztuczkach, więc zdała się na niego w tej kwestii. Na kolanach miała sporych rozmiarów notatnik, a w nim zdjęcia, wszystkie znane informacje i plan całego tygodnia Scotta Johnsona. Było już dość późno i niewiele osób nadal znajdowało się na terenie obiektu sportowego, gdyż trening już jakiś czas temu dobiegł końca nie mniej jednak Scott nadal nie wyszedł z budynku. Alena już zaczęła się martwić, że może coś poknociła zapisując jego grafik, a na domiar złego właśnie zaczęło padać.
    Właśnie wtedy dostrzegła chłopaka, który dziarskim krokiem zbiegał po kamiennych stopniach, kierując się w stronę parkingu. Alena wyskoczyła z auta przy okazji całkiem umyślnie, rozsypując całą zawartość swojej torebki na chodnik. Jabłko, które również się tam znajdowało potoczyło się wprost pod nogi nadchodzącego chłopaka.
    - O nie… - westchnęła cichutko brunetka i ukucnęła, nerwowo zbierając swoje rzeczy. – Jestem beznadziejna… - chyba nadawałaby się na aktorkę, bo łezki drobnym szlakiem zaczęły zdobić drobne policzki, mieszając się z kroplami deszczu. Liczyła na to, że wzbudzi litość w chłopaku, a ten zechce jej pomóc.

    Alena

    OdpowiedzUsuń
  11. Oj, ona wciąż zamierzała mu dogryzać i teraz pewnie bardziej - tak chwilowo się tylko uspokoiła, by nie miał jej dość już podczas pierwszej godziny. Dokuczanie było nich chlebem powszednim przecież. I za nic by z tego nie zrezygnowała.
    Zapytana czy się trzyma, nawet nie wiedziała, że chodzi mu o coś innego. Jazda motorem należała do przyjemnych, ale za każdym razem, gdy przyspieszał, mocniej się go chwytała. I doskonale wiedziała czemu chwilami tak szarpał do przodu. Przeszło jej przez myśl, że chyba wolałaby być teraz przed nim, jakoś lepiej jej było, kiedy to on ją otaczał ramionami, niż w takiej pozycji, w której wystarczyłoby żeby się puściła i już by spadła. Nie żeby planowała - dobrze jej było.
    Wiedziała, jak dbał o ten motor. Nie musiała z nim spędzać czasu, by wiedzieć. Każdy wiedział. I było w tym coś niesamowitego, co pociągało ją do niego jeszcze bardziej. Ta dbałość. Prawda była taka, że jeżeli mężczyzna potrafił o coś dbać i się czymś opiekować, to umiał również zadbać o kobietę. No a po za tym, Jacky też miała sentyment do tego motocykla.
    Scott miał w sobie coś, czym generalnie przyciągał ją od kiedy pamiętała - od samego początku. Zapewne była to jego pewność siebie. Oczywiście najpierw bawili się w piaskownicy... Pamiętała, jak kiedyś wspięła się na zjeżdżalnię i powiedziała, że nie będzie znów siedziała w wieży i udawała księżniczki bo to nudne i że będzie rycerzem, a niech on sobie czeka na ratunek, jak ona będzie walczyła ze smokiem. A potem jako argument powiedziała "nie jesteś księciem! Książę całuje księżniczkę, a nie tylko się leje!" no. I to było ostatnie zdanie w dyskusji, a Scottie okazał się jej księciem, na ironię losu.
    Za każdym razem, jak zatrzymywał machinę, lekko poluzowywała ręce, jakby drocząc się z nim, a później śmiejąc mu się do ucha. Kiedy już zupełnie się zatrzymał, przesunęła dłońmi po jego klatce piersiowej, lekko chwytając za bluzkę.
    - Nic dziwnego, że robisz za ogólnodostępnego przewoźnicę. - Dodała z przekąsem, zdejmując kask i przeczesując włosy. Widząc, jak i on się pozbywa nakrycia głowy, chwyciła go za poły kurtki i pociągnęła na siebie. - I co? Ile bierzesz za kilometr? - Na jej ustach igrał drobny uśmiech.
    Poszła za nim, a pod samym blokiem zdjęła z ramion kurtkę.
    - I tak oszukujesz. - Rzuciła, jakby nie chciała się ścigać, ale oczywiście, że zamierzała. Rywalizacja była jej drugim imieniem. Zaśmiała się złowieszczo - Nawet dam ci motywację, byś nie czekał do ostatniej chwili. - Rzuciła wyrywając się do przodu i rozpostarła okrycie za sobą tak, że nie było widać, jak porusza pewną interesującą go częścią ciała. Może jak od początku będzie chciał wygrać, to zrobi błąd.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  12. [Myślałam sobie nad tym, żeby zagrać może wątek we trójkę Scott-Elise-James, bo skoro się przyjaźnią, to niech poodwalają coś razem. ;> Jeśli chodzi o wątek z Twoją Lenę, to przyszło mi do głowy, że matka mogłaby namawiać ją na jakiś staż w biurze architektonicznym np. w tym prowadzonym przez rodziców Jamesa, ale jeszcze nie wiem jak można by to było dalej pociągnąć.. ;/]

    James

    OdpowiedzUsuń
  13. - Mnie zdarza się stanowczo zbyt często – odpowiedziała, pociągając noskiem. Z perspektywy drugiej osoby musiała wyglądać jak taki mały zbity, przemoczony piesek, który nie bardzo wie co ma z sobą zrobić i pod który samochód się schować.
    Z wdzięcznością przyjęła pomoc chłopaka i już po krótkiej chwili wszystkie manele, które nosiła w torebce z powrotem się w niej znalazły. Przerzuciła cienki pasek przez prawe ramię i chwyciła jego ciepłą dłoń swoją niemalże lodowatą, podnosząc się do pionu z jego pomocą. Wyprostowała się i otarła wierzchem dłoni mokre od deszczu i łez policzki.
    - Liczyłam, że zjawi się ktoś, kto zechce mi pomóc – przyznała w sumie zgodnie z prawdą. – Bo ten samochód w ogóle ze mną nie współpracuje – opuszkami palców przebiegła po białej masce starego, aczkolwiek bardzo zadbanego auta. – Nie znam się na samochodach, a ten nawet nie należy do mnie – zagryzła delikatnie dolną wargę, patrząc na Scotta, który mimo że jeszcze nie otrzymał odpowiedzi na swoje pytanie już przyglądał się uważnie garbuskowi. – Mój samochód stoi u mechanika, a ten znajomy pożyczył mi do momentu aż mojego nie naprawią – wyjaśniła prędko i skuliła się z zimna, pocierając drobne dłonie o siebie, chcąc w ten sposób je nieco ogrzać. Trzeba przyznać, że naprawdę zmarzła, ale tak to jest jeśli za szybko poczuje się wiosnę, a Alena właśnie to zrobiła. W sumie to bardzo rzadko chodziła w spodniach, no chyba że akurat wybierała się pograć w siatkę czy kosza. Teraz miała na sobie błękitną sukienkę, która ładnie podkreślała jej oczy, cieniutki płaszczyk w kolorze kości słoniowej, a na szyi przewiązaną miała błękitno-różową apaszkę w drobne kwiaty. Ot typowy strój Davis, zdecydowanie nie odpowiedni do takiej pogody. – Obiecywał mi, że jest w stu procentach sprawny… - rzuciła jeszcze, wykrzywiając usta w smutnym grymasie.
    Pozwoliła chłopakowi wykazać się znajomością motoryzacji, a sama nerwowo przestępowała z nogi na nogę tuż obok niego. No dobra, może nie nerwowo – po prostu musiała się ruszać, bo było jej cholernie zimno i czuła, że pewnie następnego dnia będzie chora. Zawsze miała słabą odporność.
    - Myślisz, że dasz radę coś z nim zrobić? – zapytała z nadzieją w głosie. Nie było na to najmniejszych szans, gdyż ten który specjalnie uszkodził samochód dobrze wiedział co robi i jak to zrobić by nie pozostawić po sobie śladów oraz by wyglądało to na zwyczajną usterkę rozrusznika. – Bo nie chciałabym spędzić tu nocy, a o tej porze bałabym się wracać sama do domu, z resztą nawet nie wiem czy miałabym jakieś połączenie – westchnęła cichutko ze zrezygnowaniem.

    Alena

    OdpowiedzUsuń
  14. Cóż, dobrze się więc składało - Jacky nie przepadała za kwiatami innymi niż bzy, a czekoladę sama sobie kupowała. A co do biżuterii... o wiele lepiej wygląda kobieta z jednym okazem, niż przyozdobiona jak choinka. A bransoletka od Scotta była jej ulubioną i nie chciałaby jej wymienić na żadną inną. Od dnia w którym ją dostała tylko jeden dzień nie miała jej na sobie - wtedy co mu ją oddała, a sam widział jak potem ryczała.
    No cóż, teraz miał przed sobą idealnie damski strój. Co prawda torebka w dalszym ciągu nie znajdowała się na jej ramieniu, bo wszystkie rzeczy miała w kurteczce (nienawidziła zabierać ze sobą tobołów), to już tak krótką kobaltową zwiewną sukienkę zdecydowanie kobiecą można było nazwać. Tym bardziej, że miała do tego rozpuszczone włosy i trochę mocniejszy makijaż niż zazwyczaj. I buty! Miała buty na obcasie! Oczywiście to nijak nie pomagało w tym, by zrównać się z nim wzrostem - wciąż była na to za niziutka.
    Już jako dziecko wiedziała, że taki tekst go zatka, ale chyba wyobraźnia w takim razie po raz kolejny płatała jej figle, dlatego że raz jeden zareagował inaczej i faktycznie wdrapał się do niej na zjeżdżalnie i zaciskając oczy ją pocałował. W końcu ile można zatykać się przy tym samym argumencie. A potem krzyczał i fujał i mówił, że teraz ma siedzieć w tej "zakichanej wierzy". Ona tak pamiętała, aczkolwiek jej umysł podsyłał jej wiele obrazów, może to jedno było chociaż miłe w odróżnieniu od innych.
    Oczywiście, że chciał. Ona wiedziała, że chce, tylko stawia się z zasady i tylko dlatego nie odczuwała przy tym, że do czegoś go zmusza, albo mu się narzuca. On po prostu uwielbiał robić jej na złość. Zresztą ona jemu też.
    - A czym inne płacą? - Uniosła brew posyłając mu zadziorny i pewny siebie uśmiech. Uniosła wysoko podbródek i obróciła się na pięcie, jakby miała focha. Jakby, bo cały czas się uśmiechała przy tym. A poprztykać mu czasem może.
    - Oj, ty dobrze wiesz, czym je łamiesz! - Ruszyła tak jak przypuszczał, jak tylko otworzył drzwi. I biegła tak, a gdy ją wyprzedzał i poczuła jego dłoń na sobie, aż ją wmurowało. A powinna się tego spodziewać. Ba! Nawet rumieńce na twarzy chyba miała, bo ten gest robił się całkiem miły. W dodatku teraz on miała niezły widok - aż uśmiech zaigrał na jej lekko przygryzionych wargach i przez chwilę nawet chciała się poddać, bo miała wrażeni, że i tak wygrała, no ale... była sobą - nie mogła odpuścić mu tego. Ruszyła więc za nim przyspieszając. Nie da mu przecież wygrać drugi raz z rzędu!
    Już jak miał dotykać drzwi wpadła na niego (dosłownie), niemal uderzając nim o ścianę tuż przy drzwiach. Jej dłonie były mocno uczepione jego koszuli, a ona stanęła na palcach i wpiła się mocno w jego usta - drapieżnie i jakby zupełni nie dało się jej okiełznać. I wręcz zaserwowała serię szybkich i intensywnych pocałunków, łapiąc między nimi oddech. Jedną z dłoni zsunęła do tej jego, która była najbliżej drzwi i chwyciła ją, układając ją sobie poniżej pleców.
    - Zostaw te drzwi. - Przesunęła palcem po jego policzku patrząc mu w oczy z pożądaniem, które faktycznie w niej buzowało. - I zajmij się mną. - Dodała już szeptem. Oczywiście celem tego było, żeby pierwszej dobrać się do drzwi, ale tak łatwo szło o tym zapomnieć patrząc w jego piękne oczy, całując jego wargi i czując jego oddech i dotyk. - Teraz. - Resztkami samokontroli starała się przesunąć tak, by samej być bliżej celu i nawet jedną rękę miła za sobą wysuniętą, by po omacku namierzać cel, jakim były drzwi. Trąciła nosem jego nos, by nieco go bardziej rozkojarzyć i skupić na sobie. I uśmiechała się do tego tak nieśmiało, jakby wcale przed chwilą się nie rzuciła na niego, jak jakieś zwierze.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  15. Ten miły gest sprawił, że brunetka uśmiechnęła się z wdzięcznością. Poprawiła ciężką kurtkę, która zsuwała się z jej ramion i jakoś mimowolnie wdychała męski zapach, którym przesiąkła. Prawdę powiedziawszy to Alena uwielbiała męskie perfumy, miały coś w sobie i zdecydowanie bardziej zapadały w pamięć niżeli damskie.
    Pozwoliła mu na to by pozaglądał tu i ówdzie, sprawdził czy może pod jego nogą samochód odpali, ale nic z tego. Garbusik jak zaklęty nie zamierzał współpracować nawet z chłopakiem.
    - Och, zdecydowanie wypomnę mu te istotne braki w „stuprocentowej” sprawności samochodu – przy słowie stuprocentowej zaznaczyła palcami w powietrzu cudzysłów. Jego kolejne słowa skwitowała bezradnym, pytającym spojrzeniem. – Wiesz… prawdę mówiąc to nawet nie wiem co to jest rozrusznik – na jej policzki wstąpiły delikatne rumieńce, a spojrzeniem uciekła do czubków swoich butów, zagryzając jednocześnie dolną wargę.
    Będzie musiała pogratulować mechanikowi, który idealnie spisał się z urządzeniem auta. To byłby dopiero problem, gdyby Scott faktycznie je naprawił lub gdyby zauważył, że ktoś przy nim majstrował. Chociaż… w sumie Alena i z tego znalazłaby jakieś wyjście.
    Propozycji podrzucenia do domu się spodziewała, ale tego, że najpierw zabierze ją do siebie to już nie koniecznie. Szybko przemyślała sprawę i uniosła głowę by spojrzeć na chłopaka, który zatrzaskiwał właśnie klapę.
    - To bardzo miłe z Twojej strony, ale nie chcę robić Ci problemu – otuliła się szczelniej jego kurtką i ruszyła za nim, gdy ten skierował się w stronę swojego samochodu. – Już i tak zajęłam Ci sporo czasu i wykorzystałam Twoje dobre serce – uśmiechnęła się do niego nieśmiało. – Pewnie masz tysiąc ciekawszych rzeczy do roboty niż pomoc nieznajomej – i wtedy jakby ją olśniło, co na pewno było widać. – Nawet nie wiesz jak mam na imię – wyciągnęła rękę w jego kierunku i przedstawiła się. – Jestem Alena Davis.


    Alena

    OdpowiedzUsuń
  16. Fajny on. Może kiedyś nadarzy się okazja wątku? Eve z przyjemnością chciałaby poznać jego cyniczną stronę.

    OdpowiedzUsuń
  17. Widziała jak na nią patrzył i podobało jej się to, nawet bardzo. Kobiety zawsze lubiły być dowartościowywane i wszelkie ciągnące się za nimi spojrzenia były miłe i dowartościowujące, ale ta świadomość, że ktoś na kim ci zależy patrzy w taki sposób, w jaki on to robił - wręcz zmieszany, co było niesamowicie niespotykane przy jego pewności siebie.
    Póki argument działał, to przynajmniej mogła zejść z tej wieży. Ale gdy powiedziała go po raz ostatni i on się zdenerwował i rzucił miecz i zaczął iść w jej stronę - przecież ona nie wiedziała co ma ze sobą zrobić! Wiedziała, że jej nie pobije, ale chyba nie spróbuje pocałować?! A potem to zrobił! Stuknął ją ustami o jej usta i tym razem to on ją zamknął. I co ona miała z tym zrobić?! I myśleć?! Nawet z żadną koleżanką nie mogła pogadać, bo żadna jeszcze się nie całowała! A już na pewno nikt nie pocałował je i to technicznie rzecz biorąc prawie z własnej woli! W sensie z własnej, bo ona mu nie kazała.
    Oj tak, to był śmieszny czas. A myśl, że była jego pierwszym pocałunkiem, jakoś sprawiała, że przestawała się przejmować kto był w między czasie. Bo miał rację - nie chciała wiedzieć co robił. Parę rzeczy jednak ją ciekawiło, ale na to mieli jeszcze czas.
    I dlatego był dla niej idealny. Nie musiał ku temu przynosić kwiatów, ani niczego kupować. Wystarczało jej to, że potrafił ją zaskakiwać, wprowadzać w różne nastroje, zaciekawiał ją i fascynował. Przewidywał kiedy rzuci się na niego i reagował instynktownie i momentalnie przyciągając ją do siebie, pamiętał śpiąc z nią na ziemi, a nie zmuszając do leżenia na łóżku. To było dla niej najważniejsze. Kwiaty nie wymagały wysiłku, w przeciwieństwie do innych rzeczy, które zachodziły w pamięć.
    Zamruczała, czując jego dłoń na swoim ciele i zsunęła wargi na jego szyję, chcąc odwrócić jego wzrok dalej od drzwi by nie widział, że do nich sięga. Tylko przy okazji czuła, jak wewnątrz cała wariuje od faktury jego skóry, od zapachu. Przesuwała nosem tuż przy jego kołnierzyku.
    - Jak to co z tego będziesz miał? - Zaśmiała się i mocniej o niego oparła. Nosem sunąć do góry aż do jego ucha. - Mnie. - Szepnęła. Zgrabne posunięcie - skomentowała w myślach oddalenie ją od drzwi. Patrzyła mu w oczy. Uwielbiała, jak jego czoło stykało się z jej. Wydawało jej się to takie... intymne emocjonalnie. Przeznaczone dla osób, których nie łączy tylko fizyczna relacja. Patrzyła w jego oczy głęboko, gdy "bawił się i badał reakcję" jej warg. Próbowała chwycić te jego nawet, ale mu umykały. Czuła to napięcie i jakby wiedziała, że zaraz skończy żartować i zrobi to o co prosiła i... wtedy ktoś im przeskoczył. Opuścił głowę opierając czoło o jego klatkę piersiową, schowała twarz przed sąsiadką, próbując ukryć śmiech. Zaczęła go ciągnąć w stronę drzwi, byle jak najszybciej zeszli jej z widoku.
    A kiedy użył jej ręki by otworzyć drzwi, patrzyła na niego lekko zaskoczona. Dał jej wygrać. Scott po prostu drobnymi gestami zdobywał jej serce i ona wprost nie mogła uwierzyć, że on uważał, że nie jest materiałem na chłopaka. Dbał o tyle szczegółów. Był idealny.
    Kiedy zamknął w końcu drzwi i przyciągnął ją do siebie oparła się o niego i spojrzała mu w oczy.
    - Jedyna, która gości tu po raz drugi? - Uniosła brew z uśmiechem. Zaraz potem zaśmiała się na jego pytanie. - To do ciebie, a nie do mnie było. - Znaczy, ona wiedziała, że to ją było pewnie głównie słychać, ale to była jego wina (czy też raczej zasługa) - Ale na twoim miejscu, ja bym niczego nie obiecywała. - Uśmiechnęła się zadziornie do niego, chociaż słysząc jego szept miała wrażenie, że jej kolana miękną. Niemożliwe, no niemożliwe. Jej. Kolana. Czuła, jakby z waty były! Zawsze wiedziała, że miała słabość do szeptów, ale w połączeniu z jego osobą, to była jak broń atomowa.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  18. [ Uygh. Kiepsko, bo próbuję się pozbierać, ale ciężko mi to idzie :( ]

    Ta, razem raczej by się nie nudzili. Ale to byłaby chyba tylko jedyna zaleta ich związku. Scott może i był przystojny, bywał zabawny, jednak zdecydowanie zbyt mocno szargał jej nerwy. Najbardziej odpowiadała jej ich relacja, gdy polegała na zwyczajnym unikaniu się. Tak jak to było do tej pory odkąd wyszli ze szpitala.
    On może był przekonany o posiadaniu swoich granic i tym, że potrafi uszanować prywatność, jednak Fela o tym nie miała pojęcia. Już raz zdradził jej sekret w dość bolesny sposób, nadal za sobą nie przepadali, więc nie wiedziała co mogłoby go powstrzymać przed wygadaniem się. Przecież jego ulubionym zajęciem było uprzykrzanie jej życia. A teraz trafiła mu się kolejna idealna okazja. Dlatego tak bardzo chciała by zniknął i dał jej święty spokój.
    Wywróciła oczami na jego słowa, a może bardziej na ten typowy uśmiech.
    - Jakoś nie wierzę żebyś był aż tak uzdolniony - rzuciła, nieco rozbawiona jego pomysłem, że faktycznie mógłby udawać jej chłopaka. Nie miała pojęcia jakim jest aktorem, bo nigdy nie widziała go w akcji, ale przecież co innego grać na scenie, a co innego przez może nawet kilka godzin udawać JEJ drugą połówkę. Ona by tego nie wytrzymała nerwowo. Ale z drugiej strony on był chyba odporniejszy od niej...
    - Mama jest o tym przekonana, bo cię nie zna. Wystarczy jej dziesięć minut, by zrozumieć, że jej pomysł to jakieś szaleństwo - dodała. Przecież jej rodzice nie byli głupi...

    OdpowiedzUsuń
  19. [A to akurat kiedyś wymyśliłam dla własnego fanficku i zazwyczaj nie używam czegoś, co nie było z góry wymyślone dla konkretnej pary, ale do nich pasowało mi dużo bardziej - jakbym wymyśliła i czekało na nich w głębinach mojego umysłu xD]

    Jacky była od zawsze wychowywana przez chłopaków, więc i do pocałunków miała podobne podejście co oni. Tyle tylko, że rodzice dużo filmów jej puszczali, w których dziewczyny się zachowywały po babsku, plus jej mama się zachowywała często po babsku i jeszcze te bajki... Nic dziwnego więc, że miała mieszane uczucia. Ale przynajmniej jakby chciała - zawsze mogła się pochwalić koleżankom, że ona była pocałowana na długo, długo, długo, długo, długo przed nimi. I to przez takie śliczne dziecko. Mieszała się więc, bo to było fuj i ble, ale z drugiej strony kto wie, czy gdyby Scottie tego nie zrobił, to czy teraz w ogóle potrafiłaby być kobieca. Oczywiście nigdy by mu się nie przyznała, że pierwszą sukienkę z własnej woli założyła tydzień po pocałunku. Jakby nagle bycie dziewczyną przestało być dla niej tak dużym problemem.
    Do czasu wychodzenia na podwórko, bo siedzenie i czekanie, aż ją ktoś uwolni ze zjeżdżalni wciąż było nudne.

    Oparła łokcie na kolanach i westchnęła, uderzając nóżkami o zjeżdżalnię. Już policzyła chyba wszystkie drzewa dookoła, poprawiła warkoczyk i trzy razy policzyła do trzydziestu. Co ona więcej mogła?! Zerknęła kątem oka, jak Scottie razem z Andym tłukli się na kije i zrobiła zbolałą minę. Właściwie jakby nie patrzeć walczyli o nią. Uśmiechnęła się lekko i jeszcze raz uderzyła nóżkami o zjeżdżalnię, trochę jakby podekscytowana. Lubiła patrzeć, jak Scottie się bił. Przełożyła nogi przez barierkę na bok, tak by jej zwisały do dołu i zamachała nimi. No ale ile można patrzeć?! Położyła się na zjeżdżalni głową w dół. Ta chmura miała całkiem ciekawy kształt. Jakby wilk niosący w paszczy króliczka. Poprawiła się i zjechała ze zjeżdżalni. Spojrzała na chłopców i podbiegła do nich klepiąc Scotti'ego w ramię.
    - Berek! - krzyknęła uciekając i kierując się na drabinki - Nie złapiesz mnie! Jestem niebieskim Power Rangersem i jestem sprawniejsza i szybsza! - Wystawiła język, śmiejąc się.


    Miała wrażenie, że w jakiś sposób się dopełniali. W końcu był jej księciem na białym koniu - albo raczej na czarnym motorze.
    Wiedziała, że znał odpowiedź na to pytanie. Na to i nie tylko, ale doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że wolał to usłyszeć od niej. A ona do tego chciała to powiedź. Bo co z tego, że coś się wie. Czasem po prostu trzeba to powiedź i lepiej, by robiła to druga osoba. Ona też tak miała. Znała niektóre jego myśli, jak ostatnim razem, gdy powiedział "Chcesz usłyszeć, że ledwo mogę wysiedzieć w miejscu, bo tak cholernie Cię pragnę?", a ona chciała. I choć mogłaby się z nim droczyć nawet teraz, ona sama chciała by to było jasne i klarowne.
    - Mnie. - Szepnęła, jakby jeszcze raz na potwierdzenie. I w tym momencie na jej ustach zaigrał ten jej szatański uśmiech, gdy odpięła mu tylko jeden guzik koszuli, gdy stanęła na palce, gdy paznokcie drugiej ręki lekko, aż wyczuwalnie wbiła mu w kark i gdy dodała. - I to jak będziesz chciał. - Lekko chwyciła zębami jego płatek ucha. - Gdzie. - Wiedziała i lubiła to co te słowa robiły z nim. Ją samą nakręcały w dziwnie przyjemny sposób. Zwłaszcza czując jego dłonie na sobie.
    Wtedy gdy wspomniała mu o drzwiach, celowo przypominając mu o celu - też wiedziała co robi. O wiele słodsza była wygrana, gdy nie tylko potrafiła sprawić by zapomniał, ale by to ugrać z nim świadomie. To było dopiero cudowne uczucie.

    1/2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 2/2

      - No dobrze, więc może na przyszłość będzie słychać tylko ciebie. - Zagryzła wargę, a gdy ją puściła lekko zwilżyła ją językiem. - Ja tam mogę nad sobą zapanować. - Rzuciła mu kolejnym wyzwaniem, choć podejrzewała, że z góry będzie na przegranej pozycji, ale może spróbować!
      Ten jego szept doprowadzał ją do białej gorączki, aż nie potrafiła wystać w spokoju i nawet nie zdając sobie z tego sprawy, zaczęła się o niego nieznacznie ocierać, jakby zamierzała jak gumką wytrzeć ubrania między nimi. Głośniej zaczerpnęła powietrze, czując jego nos na swoim ciele, a później wargi na karku. Oj, wiedział jak się z nią obchodzić. Nawet nie przewidziała, że ją podniesie, ale chyba nie potrzebował do tego ani jej zgody ani pomocy. Znów ją przesuwał gdzie tylko chciał. Wsunęła mu dłonie we włosy, lekko go pociągając. Była bardzo wrażliwa na dźwięki, a on jakby to wiedział i wykorzystywał to.
      - I zamierzasz zjeść mnie? - Samo wspomnienie kuchni już na nią działało. Stołu. Jego. A gdy sięgnął jej ud... miała rajstopy co prawda, ale to w niczym nie ujmowało doznaniu. Musiała się powstrzymywać od wydawania jakichkolwiek odgłosów, w końcu tak rzuciła w wyzwaniu, ale w gardle czuła ten tłumiony pomruk, częściowo pomieszany z jękiem. Zacisnęła kolana po jego bokach i głośniej odetchnęła. Spojrzała mu w oczy i słysząc co powiedział roześmiała się.
      - Przerwę zrobisz? - Uniosła do góry brew z uśmiechem, jakby go pytała, czy da radę. Ona by nie dała. Odwzajemniła pocałunek bardzo, ale to bardzo chcąc go nim zachęcić, by jej nie zostawiał. Nawet jak się odsunął, to szybko chwyciła go za kark i znów przysunęła do siebie łącząc ich wargi i chwytając je raz po raz nie chciała puścić. W końcu wolno zsunęła dłoń po jego ramieniu, jakby mu komunikowała, że częściowo jest gotowa do przerwy i że się na tę chwilę odrobinę zaspokoiła. Ostatni raz wychyliła się już tylko muskając jego szczękę, jak się odsuwał. Chwilowo. I nie na długo.
      - Z moją pomocą, to tylko szybciej ją możesz wysadzić. - Patrzyła na ten jego czarujący uśmiech, bujając nogami w powietrzu. - Po za tym mężczyźni z natury lepiej sobie radzą w kuchni. Ja mogłabym się po delektować lampką wina w tym czasie, ewentualnie jak bardzo chcesz bym pomogła, to mogę wyjść i cię nie rozpraszać. - Na dowód swoich słów zsunęła z ramienia ramiączko i poprawiła je, ale tym razem z wydźwiękiem jakby się nabijała, a nie chciała go kusić. Oczywiście nie była paniusią i zamierzała mu na prawdę pomóc, a nie dbać o paznokcie, ale naprawdę wątpiła, czy do czegoś się nada tutaj. Zamachała nogami i po dłuższej chwili spytała.
      - Scottie, z iloma kobietami ty właściwie spałeś?

      Jacky

      Usuń
  20. [NIE tylko mogłaś! Ja wręcz tego oczekiwałam <3 WIEDZIAŁAM, że mnie zrozumiesz bez słów xddd Tylko ja tego trzeciego nazwałam Andy xd w sensie może być Adam, ale to nie może być mój Adam, bo on jej wtedy nie znał xd jak skończę opowiadanie, to się dowiesz jak się poznał z Jacky i kim dla niej jest ;>>]

    No ona miała podobne, acz nie takie same zamiłowania - bądź co bądź - on i Benny i w ogóle cała rodzina Scotta częściowo ją ukształtowali. Aż ją ciekawiło, jak właściwie Benny podchodził do jej relacji ze Scottem, ale tego pewnie jeszcze długo się nie dowie.

    Śmiała się głośno, wspinając się coraz szybciej i sprawniej. I tylko kilka razy nóżka jej wleciała między szczebelki. Mógł być od niej silniejszy, ale ona była mniejsza i lżejsza i przecież musiała być od niego szybsza!
    - Jesteś za daleko, nie słyszę cię! - Zażartowała, wysuwając język i brnąc przed siebie. - O nie! - zatrzymała się i spojrzała na niego. - Ty będziesz różową! Ja już byłam księżniczką. Teraz jestem niebieskim Rangerem! - Odparła dumnie i wróciła do uciekania. Prześlizgnęła się między szczebelkami i zawisła głową do dołu, wyciągając ręce do ziemi, bo zamierzała się puścić nogami jak się zbliży. Co prawda do ziemi miała dobry metr, jak nie więcej, ale przecież tyle razy robiła fikołki, tyle razy się udało!


    W ogóle nie patrzyła na to jak na dług. Nawet przez myśl jej to nie przeszło - chciała tego. I chociaż bardzo przedstawiała to jako nagrodę i walczyła z nim, to która dziewczyna nie chciałaby by jej książę z bajki uznał to za uroczą próbę, a potem doprowadzał do tego, by mu się oddała. By była jego. Jasne, czasem fajnie było po kontrolować, ale na to przyjdzie jeszcze czas - porządzi sobie. Póki co rządziła na co dzień. Rządziła i dyrygowała ludźmi wszędzie, bo miała do tego dryg. I przynajmniej teraz czuła, że może przestać - no ale nie bez walki. Chciała, by jej zabrał tę kontrolę.
    Uwielbiała to, jak na niego działała - bardzo. To jak patrzył i jak reagował, jaki miała na niego wpływ. I lubiła sprawdzać, jak daleko może się posunąć. Bawiła się jego kołnierzykiem i chwilami dłońmi.
    - Myślisz, że nie umiałabym sprawić, byś mnie przekrzyczał? - uniosła kącik ust zadziornie. - spróbuję każdej metody. W końcu trafię na coś, co się bardzo spodoba.- uśmiechając się wesoło, wyciągnęła mu koszulę ze spodni, przemykając palcami po jego ciele, jakby sprawdzała po jego reakcji, gdzie powinna zacząć. A on na pewno wiedział, gdzie chciał być poczuć jej dłoń.
    Przesunęła nosem po jego szyi, by pokazać mu, jak bardzo lubiła jego pewność siebie. A gdy powiedział, że zamierza ją zjeść i jeszcze połączył to, z tym swoim cudnym wzrokiem... Poczuła ucisk w dolnej części brzucha. Oj... to będzie trudne.
    I powinno mu to schlebiać. Zwykle nie chciała być dotykaną. Teraz nie chciała by kiedykolwiek ją puścił. No ale musiała. Miała tylko skrytą nadzieję, że szybko do niej wróci. Już nie wspominając o tym, że najpierw ją rozgrzewa, a teraz z chwili na chwilę miała się otrząsnąć i jeszcze czekać.
    Zaczęła trzeć ser, ale co starła, to odsuwała tarkę i połowę zjadała. To było takie dobre... Wiedziała, że pytanie nie należało do prostych, więc nie dyszała mu nad karkiem, nie spoglądała na niego, tylko czekała. Mogłaby się obrazić, albo poczuć się jakoś źle. Ale przecież wiedziała o tym, a przynajmniej przewidywała. po za tym... kto by mu się oparł?
    - Tak tylko pytałam. Chciałam wiedzieć z jaką konkurencją mam do czynienia. - Zaczekała chwilę. - A kiedy był twój pierwszy raz? I twój prawdziwy pocałunek? - Znów zjadła połowę startego sera. Miała mieszane uczucia, ale chciała rozwiać wątpliwości. A ta ilość ją lekko przerażała, ale nie chciała dać po sobie tego poznać.

    [Wybacz, że nie zajebisty odpis, ale spałam dwie godziny xd idę spać dalej ;**]

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  21. [boooosh, uwielbiam cię ;*
    O Zioom, ta notka, to będzie masakra xd mam nadzieję xd]

    Rozejrzała się za Benem, ale nigdzie go nie widziała. A był tu gdzieś jeszcze chwilę temu. Nie, żeby bez niego czuła się jakoś zagrożona na podwórku - ona doskonale wiedziała, że miała super moce i sobie poradzi.
    - Kocioł! - Krzyknęła i jeszcze raz wystawiła język, śmiejąc się. - Chyba Czerwonym Kapturkiem w kubraczku różowej Power Rangers! - Zadyndała wesoło bujając się, gdy ten nagle wyrósł przed nią nie wiadomo skąd! Chciała zrobić unik, ale nie dała rady. Wydęła policzki i podciągnęła się by zaraz zejść z drabinek. Rozejrzała się i spojrzała bezradnie. Chciała pobiec za Scottem, ale przecież nie mogła. Zmarszczyła brwi i oceniła, że Andy jest bliżej, więc zaczęła biec w jego stronę. I chyba wiedział, że nie zdąży wejść na zjeżdżalnię, bo zaraz zakręcił i zaczął uciekać w przeciwną stronę. A był bardzo szybki. Ale chyba głupi, bo wbiegł w róg.
    - Berek! - krzyknęła i już miała uciekać, ale... nie uciekła. Podstawił jej nogę. Upadła na ziemię, a on się do niej pochylił.
    - Berek! - Spojrzała na niego zdenerwowana, pocierając ręką kolano, a on w tym czasie uciekł. Podniosła się z ziemi. Przecież nie będzie skarżypytą! Chłopak z rozpędu rzucił się na zjeżdżalnię do Scottiego a za nimi Jacky wpakowując się na szczebelki. Przecież musiała ich stamtąd wygonić.


    Nie znała jego myśli. Mogła tylko przy nim sobie pobyć, pobujać nogami, pouśmiechać się i podroczyć z nim, całując go co jakiś czas. I może kiedyś choć na chwilę zapomni o kwestii płacenia za cokolwiek. Może w ogóle przestani tak uważać.
    - Myślę, że tym razem przegrasz. - Zniżyła głos do szeptu i bardziej wysunęła do przodu klatkę piersiową. I to nie tylko dlatego, że chciała się do niego przysunąć i być trochę bliższą. Tym też chciała mu coś zasugerować i wręcz przypomnieć.
    A więc jednak brzuch... przesunęła po nim palcami nieco intensywniej. A może podbrzusze? Zsunęła palce niżej, zagryzając wargę.
    - Już ja tego dopilnuję. - Wymruczała do niego, nieznacznie przymykając oczy, gdy poczuła jego palce na swoim udzie. Uniosła powieki patrząc na niego. Tak chciał grać? Odchyliła się do tyłu, wciąż z wygiętą do przodu klatką piersiową i nieznacznie, aczkolwiek widocznie rozchyliła nogi, jakby chciała mu tym powiedzieć, że może próbować, a ona nawet nie piśnie.
    Jacky była za pewne jeszcze gorszym. W sensie umiała gotować, jak się do tego przykładała i jak jej zależało, ale gotowanie dla siebie raczej nie należało do tych kategorii, więc ciągle zapominała o tym, że coś się smażyło i potem było spalone. Cud, że nie zostawiała włączonego gazu. Generalnie wolała dania gotowe, albo z mikrofalówki.
    - Sporą. - Uniosła brew i wsłuchiwała się w jego historię, zaskoczona, że aż tyle jej powiedział. Spojrzała na talerz odsuwający się od niej. Uwielbiała ser. Bardzo. I właśnie zdała sobie sprawę, że naprawdę była bardzo głodna, a nie tylko troszkę, jak twierdziła. No ale przecież mu tego nie powie, że znów długo nie jadła. Co prawda burczenie mogło trochę go naprowadzić. Zerknęła na ciasto z sosem. Wyglądało tak dobrze.

    1/2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 2/2

      Oparła głowę o jego ramię, kiedy jej opowiadał i nieco spuściła głowę. Chciała go spytać jak miała na imię i czy wciąż się znają, ale chyba za bardzo bała się odpowiedzi. Uśmiechnęła się na koniec rozbawiona.
      - Kto by przypuszczał, że takie miałeś początki.
      Kiedy przeszedł do pocałunku, w pierwszej chwili nieco się spięła. Nie była pewna, czy przypadkiem taki prosty pocałunek czasem nie był ważniejszy, bo świadczył w końcu o uczuciu. Wstrzymała oddech widząc jego łagodny uśmiech. Dopiero, kiedy zorientowała się, że mówił o niej.
      - Ale jedna taka dziewczyna cały czas marudziła nad byciem księżniczką. Koniecznie chciała zejść z wieży i przejąć moją rolę, którą jej zdaniem nie wykonywałem w pełni. No więc odhaczyłem ostatni punkt przy instrukcji bycia rycerzem. Pierwszy prawdziwy pocałunek. - Odłożył nóż którym kroił właśnie paprykę i podszedł do niej, a ona wyprostowała się bardziej. Uśmiechnęła się szerzej nie spuszczając z niego wzroku.
      - Tak? - spytała cicho, przechylając głowę na bok.
      - Nie wiem czy ją znasz, strasznie z niej uparta dziewczyna. - Wytarł ręce o spodnie i powoli położył je na jej biodrach. Patrzyła mu w oczy, nie mogąc oderwać wzroku od niego. Ułożyła dłonie na jego klatce piersiowej.
      - Zupełnie nic mi nie świta.
      - Bywa wredna, potrafi człowiekowi nieźle dobiec - Zbliżył się do niej jeszcze bardziej z każdym cechą zniżając swój ton. Jej serce zabiło szybciej. Co on z nią robił? Nie mogła też uwierzyć, że pamiętał i że je uważał to za swój pierwszy prawdziwy pocałunek.
      - Aż tak źle? Wprost nie mogę uwierzyć, że kogoś tak okropnego pocałowałeś. - Zaśmiała się słuchając końcówki historii. I jeszcze to stuknięcie jego warg o jej. Aż jej się gorąco zrobiło na sercu. Był taki słodki, taki cudowny. - Kto to wiedział, że taki pamiętliwy i sentymentalny.
      Patrzyła jeszcze chwilę na niego z dziecinną radością na twarzy. Zsunęła się z blatu i podeszła do niego, stanęła za nim i objęła go od tyłu, wtulając się w niego mocno zupełnie nie przejmując się tym, że nie może przez nią gotować.

      Jacky

      Usuń
  22. [ Nic się nie stało. Najważniejsze, że znalazłaś ten odpis, a nie skończyło się na tym, że każda czeka aż druga napisze :) ]

    Nie znała i nie chciała znać. Po co miałaby cokolwiek o nim wiedzieć? Może przydałby się jego plan dnia, by móc go skuteczniej unikać, ale to wymagałoby zbyt wiele wysiłku. A trudzić dla niego też się nie chciała. W końcu przy każdym ich kolejnym spotkaniu planowała, że już więcej nie będzie z nim rozmawiać. Ale los był suką.
    - Jasne, umieram ze strachu - wywróciła oczami. Choć tak naprawdę trochę się tego obawiała. Nie chciała w przyszłości słuchać pytań typu "Co stało się ze Scottem? To był taki miły chłopak". Nie chciała by ktokolwiek się nad nim rozczulał, zwłaszcza jej rodzina. Najlepiej w ogóle byłoby gdyby nikt nie wiedział, że się znają. No i nie potrzebowała kolejnej zabawy w udawanie, wystarczyło jej tego.
    Nie wierzyła własnym uszom. On naprawdę chciał udawać jej chłopaka? Nie miał ciekawszych zajęć? Chodzenie po parku było fajniejsze niż zmierzenie się z rodzicami udawanej dziewczyny, której tak naprawdę się nie lubi. Nie mogła tego zrozumieć. Jednak nie mogła też tak po prostu skulić ogon i uciec. Zwłaszcza, że ją prowokował. Wiedziała, że to robi, wiedziała, że chyba trochę daje się zmanipulować, ale trudno.
    Prychnęła, krzyżując ręce na piersiach. Zmierzyła go spojrzeniem. Podejmie wyzwanie. Najwyżej naprawdę zrzuci to na niego. Albo wyjedzie do Europy i tam zacznie nowe życie, pod nowym nazwiskiem i nikt jej nigdy nie znajdzie. To zawsze był dobry plan. Ciekawe kiedy z niego skorzysta... Może gdy w końcu zamorduje Scotta? Ta, bardzo możliwe...
    - Zakład stoi - wyciągnęła do niego dłoń. W sumie była nawet ciekawa co z tego wyniknie. Nie potrafiła sobie tego wyobrazić nawet w najmniejszym stopniu. Oni, mili dla siebie, "zakochani". No tak... Przynajmniej znów nie będzie nudno. I prawdopodobnie jej nerwy znów ucierpią. - Ale musisz przekonać wszystkich. Całą trójkę - zaznaczyła. Matka rzeczywiście była dość łatwym celem. Jednak ojciec i brat? Z tym mogło być już ciężej. Zwłaszcza, że pan Durden prawdopodobnie właśnie skutecznie wypierał z głowy myśl o tym, że jego córeczka mogłaby uprawiać seks z zastanym w domu osobnikiem.

    OdpowiedzUsuń
  23. [Uwielbiam cię ^ ^ Przed snem mam zwyczaj sobie włączyć stronę Jacky na telefonie i poczytywać nasz wątek i wczoraj taka zmordowana już leżę i nagle patrzę i odpis! *.* O maaatko... jakby nie to, że mało sypiam, to bym się podniosła i odpisała *.*]

    Benny zawsze wiedział, co najlepsze. I naprawdę mogłaby być jego siostrą. Chciała nią być! Tylko, że wtedy musiałaby też być spokrewniona ze Scottem... A nie chciała. Nie i już. Tego w planach nie miała i już wolała być jedynaczką.
    - Przestań narzekać, jak baba Różowy. - Zaśmiała się wesoło, biegnąc w jego stronę. Zaraz jednak gwałtownie zmieniła kierunek biegnąc za Andym. Nie da mu przecież tej satysfakcji! Zanim jeszcze się rozdzielili widziała, jak Scottie szturchnął Andy'ego. Co prawda nie wiedziała czemu, ale na pewno mu się należało.
    I wtedy usłyszała wracającego Bena. Zaśmiała się biegnąc w jego stronę i wybiegając z placyku. I tylko przypadkiem wiedząc, że Andy jest tuż za nią z rozmachem zamknęła furtkę, tak, że go niechcący uderzyła nią. Uniosła dumnie podbródek krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej i kątem oka zerkając na starszego brata Scotta, żeby zobaczyć jego reakcję. A zaraz potem stanęła przed bramą, jak już się do niej Scott zbliżał.
    - Przejdziesz, a cię zberkuję! - Zaśmiała się. - Lody czy berek?


    Dobry był. Bardzo dobry i zaskakująco się potrafił kontrolować, ale już zdążyła się przekonać, że to nie dlatego, że mu lekko. Po za tym czasami nie był w stanie nad wszystkim zapanować i każda taka chwila, to było jej zwycięstwo.
    - Przekonamy. - przyznała mu rację. A potem jak na potwierdzenie jego mięśnie się spięły. Było widać tę dumę na jej twarzy. - To będzie bułka z... - Nie dokończyła, bo przerwał jej namiętnie wpijając się w jej usta, ówcześnie jeszcze gwałtownie i zaborczo przyciągając ją do siebie. Westchnęła mu jękliwie w wargi nie mogąc się powstrzymać, oczywiście odwzajemniając każde mocniejsze szarpnięcie warg, ustami za usta a dotykiem, za dotyk. Przesuwał dłońmi po jego klatce piersiowej. Kiedy przerwał znów była jeszcze gotowa to pociągnąć, wychylając się za nim, ale już stał za daleko. Uśmiechnęła się, przeczesując włosy. Może dobrze, że poszedł gotować, bo miała wrażenie, że jeszcze chwila i już by go nie puściła wcale.

    1/2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 2/2

      Dopiero jego historia sprawiła, że fizyczną rządzę i niecierpliwość zastąpiło rozczulenie i ciepło rozchodzące się po całym jej ciele. I to było widać w jej uśmiechu - innym, niż zazwyczaj, w drobnych gestach, jak bujanie nogi, w takim wręcz nieśmiałym zerkaniem w jego stronę. Musiała go teraz poczuć przy sobie, dlatego też właśnie podeszła i objęła go mocno, ale nie tak, by go udusić! Chciała go żywego, w końcu. Wtulała się w jego plecy, kiedy poczuła jego palec przesuwający się po ramieniu. I jak już myślała, że bardziej słodki nie może być zrobił coś, czego zupełnie się nie spodziewała.
      Słuchanie jego głosu było przyjemne samo w sobie, a co dopiero gdy śpiewał. To był chyba najpiękniejszy dźwięk, jaki słyszała. Nie mogła uwierzyć w ten obrazek. Chłopak, do którego jest przytulona, najpierw całuje cię jak szalony, potem sentymentalnie opowiada o pocałunku z tobą, by następnie jeszcze zacząć śpiewać. I to wszystko podczas gotowania. Niesamowite. Wsłuchiwała się w słowa i jego ciepły głos, przymykając oczy. Dopiero kiedy obrócił się w jej stronę spojrzała mu w oczy.
      - Rozpieszczasz mnie. - Szepnęła. Myślała o tym, by sobie też pośpiewać, bo najgorszego głosu nie miała, a wręcz przeciwnie. Jak jej tata jeszcze nie wiedział, że pisze, a bardzo chciał ją wysłać do swojej starej szkoły, to mówił właśnie jej o castingach i do klasy teatralnej i wokalnej, ale jakoś tego nie czuła w sobie. Po za tym nie była w tym, aż tak dobra. Rodzice zawsze przesadzają.
      - Somehow I found a way to get lost in you. - Zanuciła z nim, kołysząc się i patrząc w jego śliczne oczęta. Wsunęła dłoń w jego włosy i przeczesała je powoli. - Let me inside, let me get close to you - Stanęła na palcach i trąciła nosem w jego nos, by mu nie przeszkodzić w nuceniu. - Change your mind, I'll get lost if you want me to - Sięgnęła za niego po sos i zamoczyła palec, następnie smarując mu na nosie, a następnie przejechać po nim językiem. A resztę sosu z palca posmarowała mu szyję, patrząc mu w oczy zadziornie. - Somehow I've found a way to get lost in you - Nuciła dużo ciszej, bo głównie wolała słuchać tylko jego. Co i jak on z nią robił?

      Jacky

      Usuń
  24. Miało być powoli, więc będzie powoli. Nie było jej celem narzucanie się chłopakowi, to miało być zbliżanie się do siebie bez zbytniego wzbudzania podejrzeń. Nie dodała już nic, po prostu zajęła miejsce po jego prawej stronie, zapięła pas i oparła się głową o zagłówek fotela. Doskonale znała jego plan zajęć i dzięki kilku życzliwym obserwatorom widziała też gdzie najczęściej można go znaleźć po zajęciach, gdzie pracował, z kim się spotykał… Cóż, praca jak praca, tylko płaca lepsza. Alena dzięki forsie jaką zarabiała mogła spokojnie wynajmować sama całe mieszkanko nie bawiąc się w szukanie współlokatorów dla oszczędności, jeździła horrendalnie drogim autem, które paliło jak smok i kupowała wszystko, na co akuratnie miała ochotę nie licząc czy wystarczy jej do pierwszego kolejnego miesiąca. Oczywiście było z tego tytułu również wiele minusów jak choćby to, że mogła płacić jedynie gotówką, telefonów używała jedynie na kartę, a i bardzo często je zmieniała, no i oczywiście musiała uważać na gliniarzy, którzy ostatnimi czasy bardzo często kręcili się w pobliżu, węsząc jak prawdziwe psy.
    Podała mu adres. Był to odległy kraniec miasta, gdzie rzadko jeździły autobusy, stacje metra też były raczej oddalone. Jedynym pewnym transportem były taksówki i własne pojazdy. Alena przez połowę drogi zerkała za okno, gdzie powoli zaczynało się ściemniać.
    - Scott – zaczęła niepewnie, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. - Co właściwie robiłeś do tej pory w szkole? – zapytała nagle, jakby wcale tego nie wiedziała. – Wszyscy już dawno się rozeszli… - skierowała na niego te swoja błyszczące oczęta i zamrugała kilkakrotnie.

    Alena

    OdpowiedzUsuń
  25. [BOSH, TEN TYDZIEŃ to jakaś porażka xd dlaczeeego ja się tak wyniszczam? xdd sama jestem sobie winna, nooo xd]

    Zaśmiała się słysząc jego reakcję - głośno i radośnie. Trudno było powiedzieć, czy tylko ona znała jego słabości - na pewno tylko ona tak ochoczo go o tym zapewniała. I generalnie czuła się zawsze uprzywilejowana do tego. Ale może faktycznie tylko ona jedna. Tyle czasu z nim spędzała - i tak uwielbiała z nim spędzać. Nie chciała tylko by był jej bratem - wolała tak jak było teraz.
    Słysząc swoje imię wypowiedziane takim tonem, wyprostowała się i obróciła na palcach do Bena robiąc niewinną minę. Dopiero jak do niej kucnął skinęła głową przyznając, że sobie zasłużył i zarzuciła rączki na szyję chłopaka, prawie go przewracając. No ale szybko musiała go puścić, bo Scott.
    Patrzyła mu w oczy i kiedy tylko dotknął furtki ona dotknęła jego.
    - Jasne, że się liczy! Nie kłam! I nie złapiesz mnie! - Tym razem miała lepszy patent niż z Andym, chociaż po Scottim nie spodziewałaby się czegoś takiego. Złapała chłopaka za ramię i nie puściła idąc z nim po lody. Póki go trzymała to wciąż ona była berkiem, a jak go puści, to już on. Wzięła swoje czekoladowo-miętowo (bo to jeden smak) - biało czekoladowo - czekoladowe lody. - I jak ci smakują, Różowy? - Wytknęła język w jego stronę.


    Nie mogła uwierzyć, że tak się zachowywał i to w tak krótkim czasie, po tym jak twierdził, że niczego nie chce i się nie nadaje. Był jak podręcznikowy ideał, tylko lepszy. Był jej ideałem. Nigdzie nie czuła się tak bezpiecznie, jak gdy ją obejmował.
    - A jak się przyzwyczaję to co wtedy? - Uśmiechnęła się zadziornie. Przysunęła się bliżej niego i powoli przesunęła językiem po jego szyi, zbierając sos. Na koniec nieco bardziej przywarła do jego ciała chcąc zostawić po sobie ślad. Pamiątkę. I pozwoliła w swojej głowie zagościć nadziei, że to nie jest jednorazowa sprawa.
    W pewnym momencie już z nim nie nuciła, ale nie dlatego, że jej się nie podobało - po prostu tak bardzo chciała słyszeć tylko jego głos i tak bardzo skupiła się na tym, co robił. Całe jej ciało wrzało już jak nakładał na nią sos - jak czuło jego palce i tylko czekało na to co zaraz nastąpi. Przecież wiedziała, co zrobi... Patrzyła uważnie, jak się do niej zbliżał i na prawdę próbowała nie zareagować, ale była spragniona i stęskniona za nim, jakby po raz pierwszy od lat czuła jego dotyk na sobie. Wolno, ale żarliwie odwzajemniała pocałunki, patrząc mu po nich w oczy, by wiedział, że chciał więcej.
    - Zostało ci trochę sosu na palcach. - Uśmiechnęła się biorąc jego dłoń i przysuwając sobie do ust. Przesunęła językiem po jednym z "ubrudzonych" palców, wolno, bo ten sos był naprawdę dobry... I jego wzrok, gdy patrzył na każdy jej ruch. Zostawiła mu jeden palec w sosie. - Jeszcze gdzieś chcesz sobie pomalować?
    Czując jego dłoń w swoich włosach i intensywność pocałunku jęknęła cichutko między jego wargi, mocniej zaciskając palce na jego koszuli.
    - To się okaże. - Odparła, wciąż pewna siebie, po czym rozpięła mu wszystkie guziki koszuli i uważnie spojrzała w oczy. - Jeszcze nie krzyknęłam. - Wsunęła dłonie pod jego koszulę i przesunęła nimi od jego brzucha, wolno ku górze. Uwielbiała jego mięśnie ciała. Wsunęła palce pod materiał na ramionach i zrzuciła mu ją. - A teraz... - Zbliżyła się do niego, przesuwając dłonie do dołu po jego bokach, lekko rysując paznokciami. Pocałowała go w policzek i sięgnęła do ucha. - Wracaj do gotowania. - Zaśmiała się cicho, ale w tym samym momencie klepnęła go w tyłek. Uśmiechnęła się zawadiacko. Oj, jeszcze nie wygrał. Odchyliła się nonszalancko, zakładając nogę na nogę i zabujała tą która była na górze, przyglądając mu się. A było na co popatrzeć. Mój rycerz.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  26. W sumie chętnie opowiedziałaby rodzicom jaki to Scott jest zły. Nawet jeśli musiałaby kłamać i wymyślać, w czym ją tak bardzo skrzywdził, perspektywa wyrzucenia z siebie całego żalu do chłopaka i zmieszania go z błotem była bardzo kusząca. Ale to później.
    Jego uśmiech wyglądał, jakby już wygrał ten zakład. Co było oczywiście bardzo irytujące. Jak cały Scott. Jeśli kiedyś będą mieli dzieci (każdy osobno swoje dziecko) i te dzieci zakochają się w sobie, to Fela będzie bardziej nieszczęśliwa niż Kapuleci i Monteki w "Romeo i Julia" razem wzięci.
    - Mam same ładne rzeczy - rzuciła na odchodne, zanim ten ją wypchnął.
    Chwilę później zajęła się sobą. Wybrała zwykłe dżinsy i bluzkę, bez przesady z tym strojeniem się. To byli jej rodzice, widzieli ją w najgorszych możliwych stylizacjach. Naszły ją wątpliwości, bo przecież mieszanie w ich konflikt jej rodziców było beznadziejnym pomysłem. Tylko bardziej namieszają. Jednak krótko po tym, usłyszała jak nazwał ją sweeheart i choć tym razem jego ton brzmiał o wiele milej, to doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak w rzeczywistości chciałby to powiedzieć. To sprawiło, że odrzuciła wątpliwości i uznała, że tym razem musi wygrać.
    - Już kończę, pączuszku! - odparła z lekką nutką ironii. Jej rodzice raczej nie mieli prawa jej usłyszeć, więc mogła sobie na to pozwolić.
    Gdy odszedł, wzięła jeszcze kilka głębszych wdechów. Przeszła na chwilę do łazienki, by odrobinę się odświeżyć i ogarnąć, po czym wkroczyła na scenę. Cóż, kości zostały rzucone, czy coś takiego.
    - Bez rewelacji - akurat odpowiadał na pytanie Scotta, ojciec Felicity. Raczej nie można było się po nim spodziewać nic więcej. Zwłaszcza, gdy rozmawiał z obcą osobą, która na dodatek próbowała odebrać mu jego córeczkę, więc z góry nie mógł jej zaufać.
    - Dla mnie rewelacją było to jaki instynkt dziadka mu się włączył. Całą drogę bawił się z takim słodkim dzieciakiem - powiedziała wesoło matka, nie przestając pracować.
    - A może to był instynkt tacieżyński? Ja bym się ucieszyła z jakiegoś fajnego braciszka albo siostrzyczki - wtrąciła się Fela, na co brat rzucił "też bym nie pogardził normalnym rodzeństwem".
    Pani Durden z kolei pogoniła ich do jedzenia. Felicity z radością chwyciła za naleśniki. Była to specjalność jej mamy. Nikt nie robił tak puszystych i pysznych naleśników. A jeśli dodało się do tego nutellę, banan i czekoladę... Niebo.
    - Może opowiesz nam coś o sobie, kochanie? Fela nic nam nie wspominała o tobie wcześniej... Ale ona zawsze taka skryta. Ma dla ciebie w ogóle czas? Bo do nas zadzwonić czasem jej ciężko - kobieta wyręczyła Scotta w nakładaniu naleśników na talerz, widocznie mając aspirację na bycie najlepszą "teściową" na świecie.

    OdpowiedzUsuń
  27. [Cześć, jako że jestem tu nowa, szukam osób, które nawiążą ze mną jakiś wątek. Nasze postacie są z tej samej klasy, więc super by było, gdybyśmy coś wymyślili]

    OdpowiedzUsuń
  28. [o matko! dopiero zauważyłam <3 już taaak bardzo traciłam nadzieję xdd <3]

    Jacky za dobrze nie znała Ramsey, wręcz jej jakoś unikała. Nic do niej nie miała, ale jakoś nigdy nie chciała się z nią bawić. Być może wina była w tym, że nie lubiła Scotta, kiedy Elise była obok. To na dłuższą metę nie było istotne - wtedy bawiła się po prostu z kimś innym. Przecież miała innych znajomych. A jak nie miała, to siedziała z Benem i tyle ją było widać.
    Mocniej ścisnęła jego ramię i pociągnęła lekko w swoją stronę.
    Wystawiła w jego stronę język i roześmiała się, zwłaszcza, gdy Ben nie zareagował. Jadła swoje lody, gdy nagle wysunęła je w stronę Scotta.
    - Chcesz trochę?


    Jeżeli grał, robił to perfekcyjnie, ale miała nadzieję, że nie wiele było w tym gry. Z drugiej strony trudno było stwierdzić, bo to co robił, było wręcz dla niej nie do uwierzenia.
    Gesty te właśnie to miały na celu - pobudzić go, rozkojarzyć i sprawić by chciał być nią zainteresowany i przypadkiem się nie znudził. Po za tym ten jego wzrok idealnie działał na nią - jakby dokładnie widziała w jego oczach o czym właśnie myśli. A więc nie spieszyła się, pozwalając by jej język wolno, za to dokładnie przemykał po jego palcach. W pewnym momencie nawet cicho westchnęła.
    - Jeszcze. - Potwierdziła i spojrzała na niego pewnie. - To oznacza, że do tej pory jeszcze nie sprawiłeś bym krzyknęła. A muszę przyznać, że spodziewałam się, iż utrzymanie ciszy będzie trudniejsze. - Uśmiechnęła się zadziornie. Ona kiedyś w końcu przegnie w tym dręczeniu go i mąceniu mu w głowie. Sprawdzaniu, ile wytrzyma.
    O tak, zdecydowanie widok jego bez koszulki robiącego pizzę był satysfakcjonujący. Patrzyła na każdy mięsień jego ciała, który napinał się przy prostych czynnościach. Nie spuszczała z oczu jego ściągniętych łopatek... Tak bardzo chciała go teraz dotknąć. Nawet nie zdała sobie sprawy z tego, że zaciska dłonie na swoich udach, nieznacznie się przeciągając. Musi się w końcu pozbyć tych rajstop. Sama by to zrobiła, ale coś jej mówiło, że znacznie przyjemniej będzie jemu pozwolić to zrobić. Bo jak sądziła, taki był któryś z punktów jego planu na dziś.
    - Słucham? - Zaśmiała się. - A mogę coś zrobić, by to naprawić? - Zamachała nogami w powietrzu i czekała cierpliwie, aż znów do niej podejdzie. I przyglądała mu się i to, czego chciała, to to, by zostawił już to jedzenie (mimo tego, że była już bardzo głodna, a ono wyglądało niesamowicie) i zajął się z nią.
    Gdy zaczął się do niej zbliżać, odruchowo nieznacznie się odchyliła do tyłu, podtrzymując się na rękach z nim tuż nad sobą. Z jego oddechem na swojej skórze. Przygryzła lekko wargę, oddychając bardziej niespokojnie. Już miała się odezwać - prawdopodobnie udawać, że wcale nie chce iść, gdy ten nagle się podniósł. No, no, no! Ile on miał w sobie silnej woli?!
    Zeskoczyła ze stołu i chwyciła go za rękę i przysunęła się do niego.
    - Właśnie sobie przypomniałam, że chyba sporo jestem ci dziś winna. Za pobicie - zaczęła wymieniać, przesuwając palcem po jego policzku - Za gotowanie - Szepnęła mu do ucha, po czym przesunęła językiem po jego szyi - bez koszulki, - Przesunęła drapieżnie dłońmi po jego klatce piersiowej od dołu do góry. - za piosenkę i za taniec. - Ucałowała go w drugi policzek, po czym przesunęła swoją twarz na wprost jego. - Chciałabym ci się odpowiednio odwdzięczyć. - Zabujała się nieznacznie z palców na pięty. - Po za tym, pizza musi się robić ze dwadzieścia minut, a czy do tego na prawdę chciałbyś mnie tu zostawić samą? - Uśmiechnęła się zadziornie cofając się i dopóki mogła trzymała jego rękę, a później ją puściła wracając na swoje miejsce na stoliku. - Musiałabym sobie znaleźć jakieś zajęcie by się nie nudzić. - Usiadła i nieznacznie podciągnęła sukienkę z prawej strony tak, by przesunąć wierzchem kciuka po całej swojej długości nogi. - i mogłabym być tak zajęta, że i tak bym nie zauważyła jak coś się pali. - Przeciągnęła się nieznacznie. - Tyle tylko, że kompletnie sama.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  29. (Nie ma za co przepraszać! Każdemu zdarzają się obsuwy :P)

    Tak, to akurat mogło by być nieco podejrzane, że spędziła pod szkołą czas do tej pory, jakby na coś czekając. Szybko przemyślała wszystkie opcje i uśmiechnęła się w jego kierunku delikatnie.
    - Byłam z przyjaciółką na zakupach, ale żeby w środku dnia nie pakować się samochodem w te korki zostawiłam go pod szkołą i jak wróciłam jakieś pół godziny temu ten odmówił posłuszeństwa – westchnęła teatralnie. - I nie dość, że nic ciekawego nie znalazłam na tych zakupach, to jeszcze samochód mi się zepsuł – pokręciła głową ze zrezygnowaniem. – Ja to mam szczęście – zaśmiała się cicho. – Dobrze, że chociaż trafiłam na Ciebie – posłała mu czuły uśmiech. – Z nieba mi spadłeś, Scott.
    Po jakimś czasie znaleźli się na ulicy, gdzie znajdowało się mieszkanie Aleny. Dziewczyna pokierowała chłopka na miejsce, gdzie zwykle stoi jej auto by mógł się zatrzymać i w końcu odpięła pas.
    - Masz może ochotę na coś dobrego do jedzenia w zamian za pomoc? – zapytała z uśmiechem. – Wczoraj robiłam lasagne i podejrzewam, że zostało jej całkiem sporo. Z relacji mojego brata wynika, że lepszej nie jadał, no ale… sam możesz ocenić – zaproponowała. Przez żołądek do serca? No ciekawe czy coś w tym jest.

    Alena

    OdpowiedzUsuń
  30. Nie podobało się Feli zachowanie matki. To wyglądało jakby Scott już stał się jej ulubieńcem, zanim w ogóle go dobrze poznała. Mogła przynajmniej udawać surową, by przestraszyć nieodpowiedniego kandydata. Tymczasem ona karmiła chłopaka i chyba traktowała go jak kolejny cud na tym świecie. Prawdopodobnie w głowie już odprawiąła im wesele. Proszę, to idealny przykład bycia zdesperowanym. W tej kwestii Fela była na przegranej pozycji. Ale pozostawał jeszcze ojciec i brat. Oni mogli się nie nabrać. Miała na to szczerą nadzieję.
    Kiedy Scott zaczął odpowiadać na pytanie, zesztywniała. Wahała się czy wyjawi jej sekret. Nie zrobił tego, ale w każdym jego słowie odnośnie profilu plastycznego wyczuwała nutkę złośliwości. Czy naprawdę ona tam była, czy to jedynie negatywne nastawienie i brak zaufania do chłopaka, tego nie była pewna. Dobrze jednak, że przynajmniej rodzice w tej kwestii się nabrali. Nie miała najmniejszej ochoty mierzyć się teraz z prawdą.
    Gdy na nią spojrzał, uśmiechnęła się przesłodko.
    - Obserwowanie jak grasz, nie ważne czy to na scenie, czy na boisku, to czysta przyjemność. Nawet gdy nie idzie ci najlepiej, najważniejsze że się starasz - zapewniła go, po czym przeniosła wzrok na rodziców.
    - A nie powiedziałam wam nic, bo to w sumie dość świeża sprawa. Scottie obawiał się, że nie przypadnie wam do gustu - wyjaśniła. Sprawa była naprawdę świeża. Trwała kilkanaście minut, może kilkadziesiąt.
    Ojciec na te słowa uśmiechnął się krzywo, zmierzył spojrzeniem Scotta i zmarszczył lekko brwi, jakby potwierdzając nieistniejące obawy chłopaka.
    - No cóż... Aktor? Koszykarz? - mruknął zamyślony. - A o jakimś poważnym zawodzie myślisz? - spytał patrząc na niego uważnie. Później zerknął na Felę, nieco łagodniejąc. - Myślałem, że wybierzesz sobie kogoś poważnego - stwierdził nie do końca przekonany Scottem.
    W odpowiedzi Fela wzruszyła ramionami. Bardzo chciała przytaknąć i potwierdzić słowa ojca, że gdyby kogoś szukała, to miałby on jakiś plan na przyszłość oraz że Scott nigdy nie będzie jej facetem z gorszych powodów niż aktorstwo. Ale nie mogła.
    - Uczucie nie wybiera - rzuciła pogodnie.

    OdpowiedzUsuń
  31. [ No cześć. :)
    Wpadłam się przywitać - może troszeczkę późno, ale jednak - i zapytać czy nie zechciałabyś poprowadzić ze mną wątku. Po przeczytaniu karty Scott'a doszłam do wniosku, że to intrygujący typ. Jednym słowem, bardzo przypadł mi do gustu... xD
    Gdybyście z panem Johnson'em byli oboje na tak to zapraszam do Kidy. ]

    Kida Harper

    OdpowiedzUsuń
  32. [ Bardzo się cieszę, że Kida jednak przypadła do gustu. :) W gruncie rzeczy jestem z niej zadowolona, bo wyszła mi taka, jak chciałam.
    Jasne, bez pośpiechu; nie oczekuję, że o takiej godzinie wyskoczysz mi tu z listą pomysłów. To by było mocno nie fair z mojej strony, ponieważ ja aktualnie również mam w głowie pustkę. No, prawie. Wiem tyle, że na pewno chcę pozytywną relację. I zgadzam się, zdecydowanie zawiłą i dramatyczną. xD
    Wspólnie na pewno na coś wpadniemy. ;) ]

    Kida Harper

    OdpowiedzUsuń
  33. [Wróciłam... znowu XD Przepraszam :c]

    Chłopak dobrze gadał. Ona taka malutka miałaby problem, żeby cokolwiek namalować na tej ścianie.
    - Psorze! Ja nawet nie sięgam do początków tego czegoś. Zresztą wie sor, że nie moglibyśmy zrobić tego naszej ukochanej sali! - wzięła głęboki wdech i ciszej dodała - co innego z salą od matmy...
    Dobrze, że ma dobre układy z dyrektorką... Pewnie w najgorszym wypadku karze im to zmywać...

    Cori

    OdpowiedzUsuń
  34. Fela pokładała wielkie nadzieje w ojcu i bracie. W końcu nie byli głupi. Szczególnie Joe powinien sobie zdawać sprawę z tego, że dziewczyna nie zwiąże się z kimś tak łatwo. Przecież znał częściowo jej zahamowania i brak zaufania do innych. Rodzice przymykali na to oczy, ale on musiał zdawać sobie z tego sprawę. A ojciec mógł po prostu nie zaakceptować tej nowej wiadomości. Mógł traktować Scotta co najwyżej jako potencjalnego kandydata na wybranka Felicity, ale na pewno nie jako jej chłopaka. Przynajmniej na to liczyła.
    W przeciwieństwie do Scotta nie musiała się silić na taką subtelność. Jej nie zależało na tym, by przekonać rodzinę do prawdziwości ich relacji. Mogła sobie pozwolić na lekkie złośliwości, choć oczywiście, nie zamierzała robić tego zbyt jawnie, by nie wyszło, że oszukiwała. Zresztą, na co dzień też bywała ukąśliwa, choć nie dla każdego. Rodzice i brat wiedzieli więc, że nawet tych, których faktycznie lubi, czasem się czepia.
    Na kolejne pozytywne słowa o Feli, Joe uniósł lekko brew. No tak. Tyle miłych słów o jego siostrzyczce? To było aż nie do pomyślenia. Sam nie miał w połowie tak dobrego zdania o niej. Zresztą, i tak mu nie wierzył. Brał to za zwykłe podlizywanie się "teściom". Według niego nikt nie zachowywał się aż tak słodko. W przeciwieństwie do Scotta, rodzeństwo Durdenów miało nieco inny obraz związku. Ich rodzice choć się kochali, nie byli w pełni zgodni. Nie kłócili się, jednak często występowały między nimi zgrzyty i brak zrozumienia. Na pewno nie było to małżeństwo idealne i na pewno wywarło wpływ na potomstwo.
    Nikt nie skomentował jednak kolejnego komplementu skierowanego w stronę Feli, jedynie matka uśmiechnęła się, pękając z dumy. Ojciec za to nie oparł się przed odpowiedzią na kolejne słowa Scotta.
    - Takim to dobrze - mruknął pod nosem. W sumie do siebie, ale i tak wszyscy to słyszeli. No tak - on nie miał niczego podanego na tacy, jego rodzice nie mieli niczego co po prostu mógłby przejąć. Dla niego było to pójście na łatwiznę.
    - Tato! - warknęła nieoczekiwanie Fela w obronie Scotta. I to nawet nie była gra. Powoli ich konkurencja w bycie przekonującym, zamieniła się w rywalizację pomiędzy rodziną a Scottem w bycie bardziej irytującym. - To, że ma szansę przejąć restauracje od ojca, nie znaczy, że jest kompletnym leniem i na to nie zapracuje! Uwierz lub nie taka praca też wymaga wysiłku - wyrzuciła z siebie z lekkim zdenerwowaniem. Nienawidziła takich komentarzy ojca, które ani nie były powiedziane wprost, ani nie zduszone w środku. Nie cierpiała też osądzania innych bez jakiejkolwiek wiedzy na ich temat. Dodatkowo matka dolewała oliwy do ognia swoim przesadnym entuzjazmem i byciem najkochańszą na świecie, choć przecież taka nie była w rzeczywistości.
    Zła, zabrała się za jedzenie naleśników, choć straciła apetyt. Za to do rozmowy włączyła się matka, ochoczo odpowiadając na usłyszane pytanie.
    - Jestem księgową, a George pracuje w firmie ubezpieczeniowej. Uwierz lub nie, nawet ja nie do końca wiem czym się tam zajmuje - rzuciła, śmiejąc się lekko ze swoich własnych słów, na co Fela zareagowała wywróceniem oczu. Na szczęście, gest dziewczyny nie był zbyt widoczny, bo pochylała się nad talerzem.
    - Poważnie nigdy nie powiedziała ci czym się rodzice zajmują, ale miała czas ich zachwalać? Byłem pewien, że jej przedstawianie rodziny polega na tym, że wymienia tylko zawody rodziców i wspomina o moim istnieniu. Ewentualnie trochę na nas ponarzeka - Joe zwrócił się do Scotta, nieco podejrzliwie. Coś mu nie pasowało w tym chłopaku, ale nie był pewien co. Cóż, miał sto procent racji. Tak właśnie wyglądały opowieści Feli o rodzinie. Nie lubiła się zagłębiać w te tematy, bo ich relacje były dość skomplikowane. Nie uważała też by było to na tyle fascynujące, by kogokolwiek tym zamęczać. Poza tym, Joe postępował bardzo podobnie.

    OdpowiedzUsuń
  35. [obojętnie właściwie xd nie pamiętam konkretnie - cokolwiek napiszesz będzie dobrze, a ja to ogarnę - w końcu kreatywna ponoć jestem xd]

    OdpowiedzUsuń
  36. Tamtej nocy nie spała. Udawała, że śpi - to tak. Ale nie zasnęła. Ani razu już nie zamierzała przy nim spać. Na szczęście sama myśl w jakim stanie może się obudzić sprawiała, że czuła się pobudzona. A jeżeli mimo wszystko chciało jej się spać, to szła do kurtki, wyciągała torebkę z kawą i ją sobie robiła, popijając na parapecie.
    Rano wyszła zanim wstał, ale tylko do sklepu na dół po bułki, mając nadzieję, że uda jej się wrócić, nim on wstanie, bo przecież nie chciała by myślał, że go wykorzystała i zwiała. Znowu.

    Minęło kilka dni i wszystko wydawało się na swoim miejscu. Prawie, bo Jacky miała zaskakująco mało czasu - w szkole głównie przechodziła czasem na przerwie obok stolika, gdzie siedział Scottie, zakręciła się, rzuciła zalotne spojrzenie, albo lekko musnęła wargi i musiała biec dalej. Po zajęciach też była zajęta. Wbrew pozorom Jacky na prawdę się uczyła i miała jeszcze kosza. I nie tylko.
    Dziś chciała w końcu spędzić z nim wieczór - pójść gdzieś, coś porobić, porozmawiać.
    Zamknęła szafkę i uśmiechnęła się delikatnie, zagryzając wargę. Obróciła się i wpadła na Adama. Przyjrzała mu się uważnie.
    - Mam nadzieję, że chcesz się tylko przywitać.
    - Nie zupełnie. - Uniósł do góry brew. - Mamy sprawy do załatwienia. Jak wiesz.
    - Musimy dziś? Nie wolałbyś się skupić na sobie?
    - Wprost uwielbiam zajmować się zamiast tego twoim życiem. - Rzucił z przekąsem.
    Zmrużył oczy przyglądając się jej. Czasem nie mógł uwierzyć, jak bardzo chciała prowadzić normalne życie, kiedy wiedziała, że już nie może. Sama podjęła tę decyzję. Nie to, żeby ją potępiał, bo naprawdę doceniał to co zrobiła. Westchnął.
    - Jacky...
    - Jasne. - Mruknęła, mijając go. - Za dwie godziny możesz mnie po mnie podjechać. - Rzuciła jeszcze i wyszła z budynku. Przetarła twarz, mając wrażenie, że chyba się popłakała, ale nie poczuła żadnej wilgoci. Ciekawe, czy przypadkiem już nie zużyła wszystkich łez w organizmie.
    Widząc go opartego o motocykl podeszła do niego i zasłoniła mu oczy dłońmi, uśmiechając się przy tym.
    Tym czasem Adam oparł się o ścianę w szkole i przymknął oczy na dłuższą chwilę. Dopiero dźwięk smsa go wytrącił z tego stanu. Sięgnął do kieszeni i spojrzał na wyświetlacz. Mocniej ścisnął telefon, a następnie z całej siły uderzył nim o ścianę. Wyszedł z budynku mając nadzieję, że jeszcze nigdzie nie pojechała.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  37. Związki przyjmowały najróżniejsze formy i trudno było znaleźć jakikolwiek prawidłowy schemat zachowań w takich sytuacjach. Każdy inaczej obchodził się ze swoją drugą połówką. Fela nie była jeszcze do końca pewna jak jej to wyjdzie w rzeczywistości, bo jej doświadczenie jeśli chodzi o związki było dość skąpe. Dlatego musiała niechętnie improwizować i jakoś dostosowywać się do zachowania Scotta. Choć w sumie jako aktorka nie miała zbyt wielu świetnych osiągnięć.
    A ojciec faktycznie, nie był zbyt łatwy do zadowolenia. Należał do konserwatywnych ludzi, wychowanych w prostocie, bez żadnych luksusów. Najbardziej cenił pracę fizyczną, choć sam takiej nie wykonywał zawodowo. W wolnym czasie jednak najczęściej pomagał sąsiadom i rodzinie w tych technicznych zajęciach, naprawiał najróżniejsze rzeczy, majsterkował, zajmował się ogrodem. Żył w przekonaniu, że bogaci ludzie wybijają się na tych ciężko pracujących, a sami niewiele robią. Nie było to najlepsze podejście, ale co zrobić? Lizne próby przekonania go, że nie zawsze tak jest kończyły się fiaskiem.
    Na słowa Scotta, odparł tylko "powodzenia", choć wciąż nie wydawał się przekonany. To się pewnie nie zmieni. Choć powinien się cieszyć, że jego córeczka wybrała partnera, który będzie w stanie ją utrzymać... Na niby wybrała. Na samą myśl, że mogłoby to być na poważnie, aż się krzywiła.
    Joe wciąż chyba nie był do końca przekonany, choć trudno powiedzieć właściwie dlaczego. Może w jakiś sposób to wyczuwał? Albo był lepszym bratem niż Fela mogłaby pomyśleć?
    - Szkoda, że przy tej zmianie poglądu w ogóle się nie odzywa - stwierdził. Czyżby miał lekki żal do Feli, że milczała i rzadko wracała do Tulsy? To była nowość.
    - Co powiecie na wycieczkę do ZOO? ZOO to zawsze dobry pomysł. Będziemy mogli się lepiej poznać i zobaczymy ciekawe zwierzątka - wypaliła ni stąd ni zowąd pani Durden, widząc że naleśniki zniknęły już z taerzy.

    [ Przepraszam, że dopiero teraz i że tak kiepsko. Mam gorszy okres :/ ]

    OdpowiedzUsuń
  38. [ No cześć. ;)
    Przepraszam, że dopiero teraz, ale ostatnio rzadziej tu zaglądałam. Jeśli mam być szczera, to aktualnie zastanawiam się nad zrezygnowaniem z jednej postaci i skłaniam się bardziej ku ocaleniu właśnie Kidy. Idąc tym tropem, możesz śmiało założyć, że propozycja wątku jest jak najbardziej aktualna. ^^
    Jeśli coś Ci wpadnie do głowy, to daj znać. ]

    Kida Harper

    OdpowiedzUsuń
  39. Uśmiechała się szeroko, przyglądając się jego plecom i ramionom. Pochyliła się do przodu, by coś szepnąć mu do ucha, ale nim zdążyła to zrobić, już obracał się w jej stronę. Splotła ze sobą dłonie i zsunęła na jego kark. Spojrzała aktorsko w niebo i udawała, że się zastanawia.
    - Zaryzykuję. Lubię adrenalinę. To całkiem... - spojrzała mu w oczy i nieznacznie przysunęła do niego ściszając głos i uśmiechając się zawadiacko. - ...podniecające.
    To nie było tak, że Jacky ot znikąd znała się na rzeczy w tym wszystkim co z nim robiła. W większości była wewnętrznie przerażona, że zaraz ją wyśmieje, albo się okaże, że z czymś przesadziła. Nie miała w ogóle doświadczenia - po prostu odważnie stosowała wszystko, co jej się podobało w filmach i czego chciała spróbować. I chyba sama nie zdawała sobie sprawy jakie szczęście miała, że znalazła kompana, który chciał z nią testować to całe jej szaleństwo.
    Patrzyła na niego przez chwilę uśmiechając się beztrosko, ale z każdą chwilą jej uśmiech nieco gasł.
    - Zawsze się pojawię. Nie pozbędziesz się mnie tak szybko. Ku nieszczęściu wszystkich panien, które wolałyby mnie teraz widzieć z dobre dwanaście stóp pod ziemią. - Uśmiechnęła się kącikiem ust, wskazując podbródkiem na grupkę dziewczyn patrzącą w ich stronę. Zsunęła jedną dłoń z jego karku po klatce piersiowej chłopaka, po czym uniosła ją i pomachała do nich uśmiechając się zawadiacko. - Może nawet osiemnaście, tak dla pewności. - Wróciła do niego wzrokiem i nieco się wyprostowała, czując wewnątrz siebie narastający niepokój. - Scott. Musimy pogadać. - Dwa najgorsze słowa, jakie można powiedzieć. A tak chciała nie nadawać wszystkiemu takiego wydźwięku! Zacisnęła powieki. - W sensie chcę z tobą pogadać ot tak. Po prostu. - Dodała szybko na rozładowanie napięcia. - Znaczy to ważne, ale wiesz... nie aż tak. Jakby. - Dostała słowotoku. - Westchnęła i oparła czoło o jego klatkę piersiową. - Zrób coś bym przestała bełkotać. - Wypuściła powietrze. - Po prostu...
    I tu przerwała. Uniosła głowę, by spojrzeć na niego i w oddali ujrzała idącego Adama. Bardzo szybko przeanalizowała jego sposób w jaki szedł, tempo i intensywną próbę złapania jej spojrzenia.
    - Oł... nie może być dobrze. - Mruknęła, obracając ich tak, by Scott stał za nią, jakby chciała go ochronić przed nadlatującym pociskiem. Albo nie chciała, by przez przypadek trafił w niego zamiast w nią.
    - Powiesz mi, coś ty za kolejny głupi pomysł wymyśliła? - spytał Adam, gdy był już na tyle blisko, by tylko oni go słyszeli. Ona w sumie, bo Scotta zdawał się w ogóle nie widzieć.
    - Nie wiem o czym aktualnie mówisz.
    - O Fox. - Wycedził przez zęby. Adam rzadko kiedy był wyprowadzony z równowagi. Teraz zdawał się być kompletnie obłąkany.
    - Ciebie to nie dotyczy. - Spojrzała mu w oczy, prostując się przy tym.
    - Ujmę to krótko. - Zrobił krok w jej stronę. - Nigdzie nie jedziesz. Koniec tematu. - Odparł udawaną, zdenerwowaną wesołością.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  40. Adama wyprowadzić z równowagi nie było tak łatwo - a w takim stanie w jakim był teraz nie widywało się go nigdy. Hadaway był wręcz oazą spokoju. A mimo to, Jacky jak nikt inny umiała zachwiać jego spokój i sprowokować właśnie do takiego zachowania. No bo co ona sobie myślała?
    Scotta zauważył dopiero gdy ten się odezwał. Przeniósł na niego wzrok i przyłożył więcej wysiłku do tego, by przynajmniej z pozoru uspokoić się. Przechylił głowę na bok.
    - Ciekawe jak twoja perswazja wyglądałaby na moim miejscu. - Zmrużył oczy, po czym nico się wyprostował. - Tylko, że ty nie musisz się martwić, bo to nie do ciebie Jacky przychodzi. - Jego głos był niski. - Nie wiem więc czemu chcesz się wtrącać, kiedy ja robię co mogę, by jej pomóc. - Oj, chciał mu dopiec. Oczywiście, jako, że miał jeszcze w sobie część rozsądku wiedział też, że musi się spieszyć, a nie rozkoszować denerwowaniem Scotta.
    Spojrzał na Jacky, która miała lekko rozchylone wargi i wyglądała, jakby chciała go zabić, jak tylko się otrząśnie z szoku.
    Nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała z jego ust. Jeszcze minutę temu cieszyła się spędzanym czasem ze Scottiem - patrzyła jak jest rozbawiony, kiedy to ona próbowała wykrztusić z siebie jakieś słowa. Jego wyraz twarzy wcale jej nie pomagał - wyglądał tak beztrosko i idealnie. Nie chciała tego zmieniać. Właściwie zdecydowała się, że mu powie, ale sama nie wiedziała czy jest na to gotowa. I czy on był, bo przecież co ich w sumie łączyło?
    A teraz stała tutaj oniemiała i nie wiedziała jak z tego wybrnąć.
    - No i czemu się tak patrzysz? - Dużo łagodniejszym tonem powiedział Adam. Czyżby postanowił uprzykrzyć jej życie? W końcu ona w jakiś tam sposób uprzykrzała jego. - Może mu powiesz, hm? Może ja to zrobię? Skoro jest taki istotny, to może powinien wiedzieć. Otóż...
    - Adam! - Krzyknęła i pokręciła głową w szoku. Zwróciła wzrok na Scotta. Scottiego... - Scottie... - Nieznacznie wysunęła do niego rękę.
    Tym czasem Adam stał parę kroków dalej - oczywiście przygotowany by w razie potrzeby zablokować ewentualny atak. Nie mógł wiedzieć, czy chłopak faktycznie mógł go zaatakować, ale lepiej być ostrożnym.

    Jacky & Adam

    OdpowiedzUsuń
  41. [Witaj. Bardzo pozytywna postać. Masz może ochotę na jakiś wątek?]
    Anthony

    OdpowiedzUsuń
  42. [Cześć, dzięki za powitanie i miłe słowa :) Oczywiście, że skuszę się na wątek ze Scottem, pokochałam go już po zobaczeniu tego pana na zdjęciu, a po przeczytaniu karty to już w ogóle. Świetny jest. W jakim kierunku wolisz iść, jeśli chodzi o ich relacje? Zacznijmy w ogóle od tego: czy już się znają?]
    MARIGOLD

    OdpowiedzUsuń
  43. [ Cześć! Na wstępie muszę powiedzieć, że masz świetną kartę. Ja niestety nie jestem za dobra w ich tworzeniu przez co często moja postać nie wydaje się interesującą. Miło słyszeć, że komuś spodobała się panna Morin.
    Co do wątku bardzo chetnie! Jestem nieco zmęczona (zachciało mi się całą noc tańczyć) i nie jestem w stanie wpaść na sensowny pomysł. Klasa teatralna może być dobrym punktem zaczepienia, owszem. Ale czy jedynym? Powiedz mi na jaki wątek masz ochotę a ja się dostosuję. Cora to postać, która na chwilę obecną nie ma żadnych powiązań dlatego jestem otwarta na propozycje :> ]

    Cora

    OdpowiedzUsuń
  44. [Strasznie mi się podoba ten pomysł z campingiem i łapaniem stopa, to może być ciekawe! Mar w sumie może być już trochę wstawiona, to będzie miała jeszcze głupsze i bardziej szalone pomysły. A to może doprowadzić ich do jakiegoś śmiesznego położenia. Tylko nic konkretnego mi nie przychodzi do głowy, ale jeśli ty też nic nie masz, to w sumie może wyjść w praniu :D]
    MARIGOLD

    OdpowiedzUsuń
  45. [W sumie ja mogę zacząć, powinnam dać radę nawet jeszcze dzisiaj :D]
    MARIGOLD

    OdpowiedzUsuń
  46. Po męczącym tygodniu pełnym nauki i nieprzespanych nocy, Mar wreszcie mogła odetchnąć i trochę się zabawić. Dwie noce spędzone pod gołym niebem wydawały się być do tego idealną sposobnością, więc nawet się nie zastanawiała, gdy znajomi zaproponowali weekendowy camping. Spakowali najpotrzebniejsze rzeczy i pojechali kilkanaście kilometrów za miasto, na rzadko uczęszczaną w tę porę roku plażę. Rozbili namioty, rozpalili ognisko. Ktoś wyjął gitarę, jeszcze ktoś inny alkohol. I tak zaczęła się zabawa.
    Oczywiście, że ktoś w końcu wpadł na pomysł zagrania w butelkę. Mar zawsze uważała tę zabawę za nieco dziecinną, ale po pewnej ilości alkoholu potrafiła na nią przystać. W końcu kimże byli, jeśli nie dziećmi, próbującymi udawać dorosłych?
    - Mar, prawda czy wyzwanie?
    Mar rozejrzała się po twarzach znajomych. Wydawali się błagać ją wzrokiem, by wreszcie wybrała wyzwanie. Przez ostatnie pół godziny zdążyli się dowiedzieć o sobie dużo rzeczy, odpowiadając na coraz to dziwniejsze pytania, ale każdy czekał na wyzwanie. Dopiero wtedy zaczynało się prawdziwe szaleństwo. A wszyscy wiedzieli, że drugie imię Mar to szaleństwo.
    - Dobra, wyzwanie. Wszyscy jesteście tchórzami – prychnęła śmiechem, po czym pociągnęła łyk wina z butelki.
    - Masz dziesięć minut na złapanie stopa – odparła z szatańskim uśmieszkiem jej koleżanka.
    Mar roześmiała się.
    - Ostatni samochód przejechał tędy jakąś godzinę temu. – uniosła brew, widząc wyczekujące miny znajomych. – Jesteście walnięci. Co to za wyzwanie?
    Ale oni się uparli. Miała złapać stopa na ulicy, po której prawie nikt nie jeździł. W dziesięć minut. Świetnie. Rzuciła im wszystkim mordercze spojrzenie i wspięła się po wydmie, by stanąć na poboczu. Przeszła się kilka kroków w obie strony, ale nie zanosiło się na to, by cokolwiek miało tędy jechać. Żadnej żywej duszy, tylko ona i jej walnięci znajomi, którzy nie umieją wymyślać wyzwań.
    Po siedmiu minutach znudziła się i postanowiła, że wróci do przyjaciół. Ale nagle… Usłyszała warkot silnika. Uśmiechnęła się sama do siebie. Po chwili zza zakrętu wyłonił się motocykl, a ona podskoczyła kilka razy i zaczęła machać ręką. Miała na sobie dół od kostiumu i krótki top – jeśli kierowcą pojazdu był facet, nie było bata, musiał się zatrzymać. I rzeczywiście, zwolnił i zahamował, zatrzymując się kilka kroków od niej. Podbiegła do niego i już miała wyjaśnić, że wcale nie potrzebuje podwózki, gdy nieznajomy zdjął kask.
    No cóż, w końcu muszę dzisiaj zrobić coś szalonego.
    Uśmiechnęła się do niego swoim najlepszym uśmiechem i zapytała:
    - Dokąd jedziesz?
    Nie miała zielonego pojęcia, dokąd mogłaby chcieć dotrzeć, znajdując się w tym miejscu. Nie ona prowadziła samochód, więc w sumie nie wiedziała nawet, gdzie się znajdują. Ale nie miała najmniejszej ochoty wracać na ten camping. Zrobiło się nudno. A ona potrzebowała odpowiedniej dawki szaleństwa tego dnia.

    MARIGOLD

    OdpowiedzUsuń
  47. Uniosła brew, gdy chłopak zlustrował ją od góry do dołu wzrokiem. Ten wieczór jeszcze mógł być ciekawy, nie wszystko było stracone. Poza tym, Mar wypiła do tej pory prawie całą butelkę wina i alkohol krążący w jej krwi zdecydowanie dodawał jej odwagi. Wsiadanie na motor z nieznajomym facetem mogło wydawać się głupim pomysłem. W sumie - było głupim pomysłem. Nie miała pojęcia, jak to się może skończyć. Ale właśnie dlatego brnęła w to dalej.
    - Gdzie ja chcę jechać? – wzięła od niego kask, uśmiechając się tajemniczo. – Dokładnie tam, gdzie ty. Przed siebie.
    Założyła kask i już po chwili pędzili po pustej ulicy, która miała być jej przekleństwem, a okazała się być zbawienna dla tego nudnego jak flaki z olejem wieczoru. Mar przez chwilę zastanowiła się, czy jej znajomi nie zaczną się o nią martwić, ale zaraz porzuciła tę myśl. Najprawdopodobniej są już na tyle pijani, że się nie przejmą, kontynuują swoją grę i zaraz zasną ze znudzenia. A ona wybrała się na przejażdżkę motocyklem z nieznajomym przystojniakiem. Kto wygrywa tego wieczoru?
    - Hej, zatrzymaj się na chwilę! – krzyknęła po kilku minutach, odrobinę znudzona już ciągłą jazdą, szczególnie, że nie miała żadnego konkretnego celu.
    Zeskoczyła z motocyklu i zdjęła kask, po czym odwróciła się w stronę morza i zapatrzyła na chwilę na rozciągający się przed nią widok.
    - Tak w ogóle, jestem Mar – spojrzała na nieznajomego, odgarniając niesforne włosy z twarzy. – A ty?
    Miała już pomysł, żeby zbiec po wydmie i wskoczyć do morza, ale najpierw musiała się przedstawić. Głupio tak zatrzymywać faceta, który prawdopodobnie miał ochotę na samotną przejażdżkę, i nawet nie podać swojego imienia.

    MARIGOLD

    OdpowiedzUsuń
  48. [A dziękuje za miłe powitanie ^^ Twoja postać jest również bardzo ciekawa i wgl, fakt faktem ze na razie żadnego sensownego pomysłu na wątek nie mam, ale chętnie jakiś tu stworze :D
    Na pewno nasze postaci znają się z poprzednich lat, gdy Scott uczęszczał do akademi. Może mogli być znajomymi, później urwał się im kontakt i teraz jakoś go odnowią? :) ]

    Nina

    OdpowiedzUsuń
  49. [Hej!
    Dziękuję za te miłe słowa, tyle ich już zebrałam, że za niedługo popadnę w samozachwyt :D. Widzę, że Scott też nie jest budowany na jednej płaszczyźnie, bo z jednej strony poznajemy go jako lekkoducha, lecz z drugiej charakter karty odbieramy jako raczej smutny, Scott człowiekiem spełnionym nie jest, lecz to jest właśnie doskonała baza do dobrego wątku. Zbyt proste postacie to zbyt prosta historia.
    Myślę, że mogą się z Polly już znać, w końcu dzieli ich jeden rok, a nawet możemy popłynąć głębiej, w jakąś uwikłaną relację i wątek oprzeć na niefortunnym zrządzeniu losu. Np. Polly zostaje zlecony projekt nakręcenia losów absolwentów ubiegłego roku a nauczyciel, który zlecał zadanie zawsze miał dobrą relację ze Scottem, dlatego kiedyś przy szybkiej pogawędce zachęcił go do wzięcia udziału w projekcie, nie wspominając nazwiska wykonawczyni. Scott przytaknął, Polly sfilmowanie go zostało z góry narzucone. Mimo że nie rozmawiali od roku, ich drogi się krzyżują, przy czym chłopak i różne wydarzenia (musimy coś mocnego wpleść w tą historię, by nie było zbyt nudno) ciągle utrudniają jej zgromadzenie wystarczającej ilości dobrego materiału.
    Do ciebie należy wymyślenie relacji. Good luck with that!]

    Polly H.

    OdpowiedzUsuń
  50. [Okej, możemy zrobić tak, że Polly nawet coś do niego zaczęła czuć na poważnie, jednak jest to ten typ dziewczyny, po której tego nie poznasz, bo będzie się z tym kryć, jak oscarowa aktorka. Jednak to uczucie, nawet nie widoczne gołym okiem, nasilałoby to wrażenie, że ich relacja powoli wymyka się z rąk obojga, skąd mogła pojawić się obawa Scotta przed ewentualnym zaangażowaniem się w coś ponad jego, ale myślę, że pewnie i jej, siły. Nagła opryskliwość chłopaka, jego nietypowe zachowanie i powolne wycofywanie się z życia Polly były dla niej jak mocne uderzenie w policzek. Urażona szybko chciała wymazać Scotta ze swojego życia, więc projekt, który został jej zlecony przywołał tylko nieciekawe wspomnienia i uczucie odrzucenia oraz - przede wszystkim - gniew. I ten gniew będzie siłą napędową determinacji dziewczyny. Coś w stylu "jebać tego idiotę, nakręcę ten materiał z tym jego parszywym uśmieszkiem nie ważne co by się miało dziać". Myślę, że gdy chłopak nie pojawi się w szkole, Polly może przyjść do niego w odwiedziny. Najwyżej wyważy drzwi. Myślę, że wszystko wyjdzie nam w praniu :)
    Czy mogę prosić o zaczęcie? ;)]

    Polly

    OdpowiedzUsuń
  51. [ Wybacz, że tak długo była cisza z mojej strony ;/ Powinnam wziąć urlop, ale całkiem wyleciało mi to z głowy przez sesję i później kilka problemów i pracę którą na ferie udało się podłapać... Teraz postaram się w miarę regularnie robić odp o ile jeszcze masz ochotę poprowadzić ze mną wątek, bo twój pomysł bardzo mi się spodobał :)
    Jeszcze raz przepraszam i jeśli wciąż jest ochota na wspólny wątek to pisz, a ja w tedy zacznę :) ]

    Nina C.

    OdpowiedzUsuń
  52. [Dziękuję za miłe słowa odnośnie karty i w sumie tak sobie myślę, że można spróbować z wątkiem :D Scott mógłby poza szkołą zwracać się do Matta po imieniu, ogólnie panowałyby między nimi luźniejsze stosunki, choć chyba to trochę dziwne może być dla absolwenta kumplowanie się z nauczycielem, który go niegdyś uczył, ale no nauczyciel to też człowiek, a i Scott od czasu do czasu mógł liczyć na darmowe żarcie w restauracji Niemca i co najważniejsze nie wierzyłby w to, że Matthew mógł kogoś zgwałcić. Dodatkowo jeśli Scott szukałby dodatkowych paru groszy to znalazłaby się weekendowo jakaś robota dla niego w lokalu Matta :) Wybacz mały bałagan wyżej ;c]

    Matthew

    OdpowiedzUsuń
  53. [Myślę, że skoro Matthew jest zawieszony to siedzi w domu lub restauracji, a jego stanowisko objął ją ktoś na zastępstwo, więc w sumie Scott nie wiedząc co się dzieje mógłby wpaść do restauracji mężczyzny, aby się dowiedzieć co się wyprawia :D]

    Matthew

    OdpowiedzUsuń
  54. [Jeśli masz ochotę zacząć, to będę wdzięczna :)]


    Matthew

    OdpowiedzUsuń
  55. [Dzięki,i też welcome back xD Będzie krótko, ale przynajmniej szybko zaczęte xD]

    Minęło osiem miesięcy, nim ostatni raz wchodziła po tych schodach. Osiem miesięcy nim ostatni raz wchodziła do tego mieszkania. Minęło osiem miesięcy. Tak, jakby minęła cała wieczność.
    Uniosła już dłoń, by zapukać do drzwi przed którymi stała już dłuższą chwilę, kiedy to z mieszkania obok wyszła znana jej sąsiadka. Przyjrzała jej się chwilę, nim delikatnie, ale w oceniający sposób się uśmiechnęła.
    - Dawno tutaj panienki nie było.
    - Zdarza się... czasami.
    - Mam nadzieję, że tym razem zachowacie ciszę.
    - Ta wizyta nie potrwa długo. - Jacky wywróciła oczami, kiedy kobieta już zniknęła jej z pola widzenia i westchnęła głośniej. Parę razy zapukała do drzwi, a następnie zadzwoniła dzwonkiem, czekając, aż chłopak otworzy. Formułka była prosta - potrzebowała zeszytu i książki, które zostawiła u niego w domu kiedyś.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  56. [Ahhh, Scottie <3 Hm, zamarzyła mi się właśnie jakaś przypominajka z tego jak byli razem i zabrał ją motorem, bo chyba tego nie opisywaliśmy, a chyba musiało się zdarzyć, nie?]

    Stała przed drzwiami poruszając się na wszystkie strony - prawie jakby była przerażona. Było to stosunkowo zabawne, biorąc pod uwagę, że po to wyjeżdżała i tyle spędzała ze sobą czasu, by już nigdy nie odczuwać tych emocji. Nie musieć uciekać do nikogo. Nie tolerować niektórych zachowań tylko dlatego, że obawia się powrotu do domu. A tak było jej przy nim. Potrafiła stłumić przy Scottiem całą swoją dumę i to z jak dużym ograniczeniem zaufania powinna do niego podchodzić tylko dlatego, że czuła się przy nim bezpiecznie. Tak przynajmniej jej się wydawało.
    Teraz obawiała się, że to do niej wróci. Że znów mogłaby tak się zachować, że...
    Otworzył drzwi. I na ten ułamek sekundy, gdy drzwi jeszcze nie całkiem były otwarte - znów była tą dawną Jacky. Psy chyba uratowały jej życie (nawet jeżeli fizycznie chyba chciały jej zrobić krzywdę). Odsunęła się o krok.
    - Nie szkodzi. Może wyczuwają Sherlocka. - Szepnęła cicho, przyglądając mu się. Znów majstrował. Smar miał w paru miejscach, w tym nieznaczną ilość na czole.
    Mimowolnie przeszło jej przez myśl, czy może zszedł się z Elise. Adamowi by to się nie spodobało. Właściwie nawet jeżeli mieszkają ze sobą, to już nie wywoła u niego euforii szczęścia. Osobiście Elise nie za dobrze znała. Raz chyba rozmawiały.
    Dopiero jak zobaczyła jego szelmowski uśmiech wszystko wróciło w niej na swoje miejsce. U niego najwyraźniej nic się nie zmieniło. Zlustrowała go nieznacznie. Wciąż był pewnie kobieciarzem. Tak zakładała. Przez myśl jej też przeszło, czy rzeczywiście jak byli razem, to potrafił się opanować, czy po prostu była bardzo zaślepiona. No cóż, jeżeli liczył, że rzuci mu się w ramiona i powie, że tęskniła, to nie zamierzała. Już też się nie kręciła na boki, a stała stosunkowo twardo na nogach. Nie skomentowała tego ile się nie widzieli - skończyli szkołę i rozstali się. Wątpiła, by w ogóle wiedział, że wyjechała.
    - Wciąż masz mój zeszyt i książkę z notatkami na marginesach. Potrzebuję ich. - Mówiła sucho, głosem nie wyrażającym żadnych emocji. Uleciało wszystko, w chwili, w której... cóż. Zrobił ten typowy dla siebie gest.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  57. [Jakbyś poczuła to pisz nawet niespodziewanie. A motoru chyba nie było... był samochód. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że założyłam, że to ona z nim zerwała, cu? I to takie smutne, że o niej nie pomyślał przez cały ten czas, ah... xDD]

    Patrzyła na niego uważnie. Może i nie lubiły. Cóż, była mu wdzięczna za ratunek, ale teraz to i skaczące psy jej nie przerażały. A zwłaszcza była w stanie się z nimi zmierzyć, gdy usłyszała całą jego wypowiedź.
    Niezręcznie? Bo sypiał z nią? Niee. Bardziej dlatego, że się przyjaźnili, potem zjebał, potem się nienawidzili, a dopiero potem ze sobą sypiali dłużej, niż sypiał z jakąkolwiek inną dziewczyną. Przynajmniej wówczas tak twierdził. A potem z nim zerwała. Co prawda z zupełnie innych powodów, niż powinna, by mogła czuć się dobrze sama ze sobą, ale tak właśnie było. Nie do końca zamknęła jego rozdział. Nie pozwoliła sobie na zdefiniowanie tego, co właściwie do niego czuła w którymkolwiek momencie.
    Cóż. Po nim się zbyt wiele raczej nie spodziewała. Zwłaszcza werbalnie, bo czasem chodziło jej po głowie, że nie był aż tak dobrym aktorem, by wszystkie rzeczy ściemnić i tylko grę prowadzić. Może lepiej, że teraz tak ją traktował. O wiele gorzej szło mu odmówić, gdy odnosiło się wrażenie, że naprawdę mu zależy.
    Gdy tylko usłyszała słowo "wywalać" przeszedł ją zimny dreszcz. To niemożliwe. Mógł być, aż takim dupkiem? Przecież musiał przypuszczać ile to dla niej znaczyło. Nigdy u nikogo nie zostawiła swoich notatek. W końcu między wersami była wpisana cała jej osobowość, miłość i strach. Jedno wiedziała na pewno - nie czytał tego. Albo nie zrozumiał.
    Dopiero po chwili przyszło jej do głowy, że chłopak znów z nią w coś gra. Na chwilę zamknęła oczy, po czym spojrzała przez szparę między nim a drzwiami oceniając, czy jakby wdarła się tam siłą, to czy istniała szansa, że da radę coś zrobić z psami. Uśmiechnęła się lekko. Świetnie. Po prostu świetnie.
    - Mam. A czy ty wszystko naprawiasz jednym narzędziem? Jak tak, to zgaduje, że to pewnie młotek. - Skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej. - Jesteś pewny, że nie ma? Zostawiałam go chyba obok twojego złomu. - Zmrużyła oczy patrząc na niego uważnie, po czym podeszła do niego o dwa kroki bliżej. Mogłaby sobie rękę uciąć, że bezbłędnie rozumiała jego mowę ciała i jej rzeczy faktycznie tam były.
    - I ja nie proszę. Ja chcę je odzyskać. Masz pięć minut, bo się spieszę, jak nie, to będziesz mnie musiał odwieźć, bo nie mogę się spóźnić. - Przechyliła głowę na jedną stronę patrząc na niego uważnie. - A nie mam zamiaru przez ciebie się ani spóźnić, ani płacić za taksówkę. Drugą część dodając na wszelki wypadek, jakby przekonał go fakt, że mogłaby zawracać mu dupę.
    Była kimś innym. Była też gotowa po prostu włamać im się do mieszkania później, ale na prawdę wolałaby to już mieć za sobą.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  58. [Hej!
    Cóż, Clarie nie miała łatwego życia. Ale się rozkręci, bo prowadzenie takich mega smutnych postaci nigdy mi nie wychodziło :D
    Przeglądnęłam sobie Twoje karty i nieco szokłam, ale w pozytywnym znaczeniu!, bo Scott i Jeff to niemal niebo i ziemia (A u Ruby jest genialne pierwsze zdjęcie :). I bardzo chętnie bym coś napisała.
    Scott rzeczywiście mógłby stać się Sebastianem. I ogólnie pomysł z rodzicami to tylko luźny zarys, tego dlaczego nagle zechciałby jej się przypodobać. Jeśli miałabyś na to jakiś inny pomysł, to jestem otwarta :D.
    Ale z drugiej strony, sama nie wiem dlaczego, Jeff mógłby być tym jej przyjacielem z dzieciństwa. Albo w ogóle przyjacielem. I... eh, sama nie wiem, co z tym dalej zrobić.
    Ale! Może wszystko ustalimy na mailu, aby było wygodniej i sprawniej? czarny.jezdziec69@gmail.com :)]
    Clarisse

    OdpowiedzUsuń
  59. W sumie nie dziwiła się, że mu ulżyło. Pamiętała z jakim trudem szło mu wykrztuszenie z siebie czegokolwiek idącego w kierunku związku. Widziała też, jak bardzo nie chciał o tym myśleć. I może dlatego chciała mu wierzyć - bo pomimo jego wrodzonego talentu do gadania i zadziornych zaczepek, nie w każdej sytuacji taki był. Nie wiedziała natomiast, że nie postrzegał ich jakoby byli razem. A powinna tak przypuszczać, przecież jak dziewczyna się pyta o to, czy są razem i w ogóle co się dzieje, a chłopak mówi "chcę cały pakiet", a ona mu na to "cały, a nie tylko elementy?" i "czy nie zmieni zdania?" to powinno być dla niej oczywiste, że to tylko zmyłka, by zdobyć punkt i wygrać mecz. Cóż, przynajmniej ona tak zapamiętała jedną z ich rozmów.
    - I wolisz ten czas spędzać w progu rozmawiając o tym gdzie są moje rzeczy? Nie sądziłam, że twoje życie stało się tak mało ciekawe od kiedy skończyłeś szkołę. Koledzy cię opuścili? - Uniosła brew.
    - Słucham. - Tak... pomysł z włamywaniem się może nie był najlepszy. Chyba, że po prostu by poczekała, aż wyszedłby z psami na spacer.
    - Będziesz miał zamiar na treningu się ze mną zmierzyć i w końcu pokazać swoim uczniom, jak źle grasz? Odważne z twojej strony. Nie wiem tylko, czy tak zdobędziesz ich szacunek. Ale jak chcesz. Z chęcią wskaże na ciebie palcem i wytknę wszystkie błędy, które zrobisz. - Zamknęła na chwilę oczy, po czym spojrzała w jego ślepia. On też wyglądał tak samo. - A tak poza tym to nie wierzę ci. Nie jest możliwe, byś poświęcił na szukanie więcej czasu, niż to ile tu stoimy. A skoro teraz nie możesz tego zrobić, to zapewne jutro sytuacja się powtórzy.
    Już odwracała się, by odejść, gdy uniosła dłoń i paznokciem lekko, bo drażniąco przesunęła po jego szyi. I poczuła jakby cień podekscytowania faktem, jaką reakcję może u niego zobaczyć. I to ją uprzytomniło. Poczuła się jak masochistka. Jej mina na powrót stała się chłodna.
    - Sypialiśmy ze sobą. Pamiętaj proszę, że cię znam. Jutro. Zachowaj się dojrzale i mi to po prostu przynieś, bo nie mam ochoty na tę dziecinadę.

    Jakcy

    OdpowiedzUsuń
  60. Czasem tak było łatwiej. Ona też chętnie parę rzeczy by się pozbyła z pamięci - byłoby dużo łatwiej. Ale niestety... może i miała sklerozę, ale ograniczała się ona do zapominania, że gdzieś powinna być, a nie zapominaniu części swojego życia.
    Słysząc dźwięk telefonu, odruchowo też sięgnęła do kieszeni. Sprawdziła wyświetlacz i chociaż wiadomości tam nie było, zegarek szybko jej przypomniał jak mało czasu już miała. Zawiesiła się na chwilę, myśląc, czy w ogóle wie jak tam dojechać. W myślach próbowała prześledzić całą trasę, dopiero jego słowa uzmysłowiły jej, że nadal stoi przy nim.
    - Pozdrów Elise. - Jak zaczął mówić, jak to ją interesuje jego prywatne życie, przerwała mu w połowie. - W ogóle mnie nie interesuje. Nie po to tu przyszłam.
    Ta rozmowa zdawała jej się co raz bardziej dziwna. A ona nie wiedziała, jak się do tego ustosunkować. Właściwie zastanawiać się nad tym też nie chciała. I nie musiała przecież.
    - Mam taki zamiar. - Nie musiał jej mówić, że dobrze gra. Po pierwsze przy całej swojej nie skromności - wiedziała o tym i miała dowody na to. A po drugie znała jego zdanie na ten temat, pomimo iż przez tyle lat werbalnie mówił co innego. Zresztą, ona przecież odwdzięczała się mu tym samym.
    - Tylko, że ja nie mam czasu tutaj stać. - Pokręciła głową i przetarła palcami powieki.
    Jego reakcja była dokładnie taka, jakiej się spodziewała i naprawdę poczuła dużą satysfakcję z tego. Bo czemu to ona przy nim była taka uważna, a on całkowicie ignorujący fakt, że nie powinien jej lekceważyć. Skoro tak dobrze się bawił, to ona też przez chwilę powinna. Może zapamięta w końcu, że nie on jeden zna sztuczki.
    Swoim gestem ją zaskoczył. Fakt, ona pierwsza przekroczyła dzielący ich dystans, ale to on był już od tej granicy tak daleko, że nawet jej nie widział. Jej mięśnie mimochodem się spięły, a oddech stał się dużo bardziej płytki. Patrzyła w jego oczy wciąż jeszcze przez chwilę zaskoczona. Dopiero po chwili zorientowała się, że z rozpędu przyciągnęła do siebie wolną rękę, przez co dłoń oparta teraz była na jego klatce piersiowej.
    Przeszedł ją lekki dreszcz, w miejscu gdzie poczuła jego palce odgarniające jej włosy. Było już za późno, by odepchnąć jego dłoń w trakcie tego gestu, ale zrobiła to jeszcze zanim kompletnie ją cofnął. Cóż... lepiej późno niż wcale, prawda?
    - Znam. - Wiedziała, że robił to specjalnie. Zwłaszcza głos. Na pewno, aż za dobrze wiedział, jak on na nią działał. Sam w sobie kiedyś, a co dopiero zniżony. Tak, tak, wiem. Ty też mnie znasz. Nie musisz się już tak popisywać. - Widzę, że nie wyrosłeś ze starych sztuczek. Wciąż działają? - Odpowiedziała najbardziej przywołanym do porządku głosem i wydawało jej się, że całkiem nieźle jej to wyszło. Odsunęła się od niego, jeszcze na do widzenia dodając. - Jutro. - I wyszła z budynku. Jak już odeszła na odległość na którą na pewno nie mógł jej zobaczyć, oparła się o jeden z budynków i zasłoniła dłońmi oczy. Odetchnęła głębiej parę razy, właściwie zła na siebie za to co się wydarzyło. Zbyt łatwo mu szło wciąganie ją w te gry. A naprawdę sądziła, że ma to za sobą.
    Mniej niż w pół godziny dostała się na strzelnicę. Była na niej pierwszy raz w tym mieście, bo w końcu wróciła nie dalej niż dwa dni temu do miasta. Chciała wypróbować tutejszy kort i sprawdzić zasób broni. W końcu gdzieś musiała się uczyć do nadchodzącego egzaminu.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  61. Oj było jej trudno. Ale pomylił się, bo to nie do końca było z tych samych względów co wcześniej. Wtedy... można powiedzieć, że chyba była zakochana. Na pewno zauroczona. Cóż... kto by nie był, gdy chłopak ci gotuje, przytula cię, a na koniec - jak w jakimś romansidle - śpiewa. Taak. Śpiewał. Że też wydawało jej się wtedy to takie prawdziwe.
    Teraz była raczej przerażona, że znów znalazła się w tym samym miejscu. Dużym nadużyciem byłoby powiedzenie, że się go bała, ale można rzec, że w pewien sposób sprawiał, iż wzmacniała się jej czujność.
    Długo jeszcze po wizycie u niego wracała myślami do tego, że chyba nie zdawał sobie sprawy z tego jak się czuła. No ale w sumie czego mogła się spodziewać, skoro najpierw chciał spróbować i chciał mieć ją blisko - sam z siebie do cholery - a potem stwierdzał, że ulgę odczuł po zakończeniu tego. Zupełnie jakby go tłamsiła.

    Następnego dnia około południa stała przed wejściem do sali gimnastycznej. Nie chciała kończyć z koszem, ale tak wyszło. Być może teraz na studiach do tego wróci. W końcu nie dostała aż tak wiele mniej nagród od Scotta.
    Chciała to mieć już za sobą, więc weszła do salki, akurat jak dziewczyny prowadziły jedną z akcji. Patrzyła na podania, na kozły, na... wszystko. I była tak bardzo załamana. Wyglądało to gorzej niż lekcje WF dla osób, które nawet nie chcą grać. Miała tylko nadzieję, że nie była to główna żeńska reprezentacja szkoły, bo aż dech jej zaparło z przerażenia. Pięścią zasłoniła swoje usta i westchnęła cicho. Dobrze, że jej szkole nie było, bo trener to jej kazałby je ogarnąć, a ona dawno połowę z nich by już wyrzuciła.
    Zaraz potem piłka była już w rękach Scotta, który coś im zawzięcie tłumaczył i wtedy zrozumiała, co te wszystkie pannice tu robiły. Nie byłaby sobą, gdyby nie poczuła się źle, biorąc pod uwagę że też przecież jej się kiedyś podobał. Cóż, przynajmniej ona to nie dla niego grała. Właściwie trochę czuła poczuła się lepsza pod kątem siebie, bo chłopak wyglądał na iście zajętego koszykówką, a nie nimi. Nie żeby była zazdrosna, tylko taka... kobieca chęć bycia lepszą. Jej aż tak nie ignorował nawet jak grał, a wiedział jak trudno było mu wtedy skupić się na czymkolwiek innym, wiec wiedziała jaki to sukces. Zresztą kto go wiedział. Był babiarzem, więc pewnie co najmniej połowa z tych dziewczyn mogła to poznać na własnej skórze.
    Kiedy była pewna, że ją zauważył, wyszła z sali i poszła zapalić. Przecież nie przerwie w połowie by oddać jej rzeczy, a ona bez zastrzyku nikotyny (a przydałby się jeszcze kieliszek czystej) nie wytrzyma patrząc na to jak nieumiejętnie grają. I... biorąc pod uwagę ich wczorajszy żart - nie. Nie trzeba było im pokazywać jak się grać nie powinno. Przydałoby się, by ktoś za te dziewuchy się wziął. I przeszło jej nawet przez myśl, czy to nie miało czegoś wspólnego z jego nikczemnym planem - chociaż z drugiej strony mogła przyjść później i trafić na trening chłopców.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  62. Jacky na prawdę nie lubiła chodzić na WF. W sensie, nie lubiła gdy grały w kosza. Któregoś dnia do tego stopnia się wściekła, że trener powiedział jej, że może te zajęcia sobie odpuścić "skoro chodziła na treningi". W efekcie po prostu bał się, że kogoś pozabija. Koniec końców odrabiała WF koszykarski na zajęciach z chłopakami. Orłami też nie byli, ale przynajmniej nie klęła tyle. Treningi za to kochała.
    Obecnie oparła się o mur szkoły i powoli spalała papierosa. Nie sądziła, że on zdąży w tym czasie złapać ją jeszcze przed szkołą, ale może dobrze się stało.
    Przyjrzała mu się uważnie, gdy powiedział, że ich zapomniał. Spaliła do końca w między czasie papierosa, gdy on jej mówił, czego to on nie zrobi.
    Pamiętała co miała w tym zeszycie i co to była za książka. I naprawdę chciała to odzyskać, ale chyba zaczynała wierzyć w to, że zwyczajnie tego nie znalazł. Jeżeli w ogóle szukał. Albo, że faktycznie wyrzucił. Skoro tak bardzo cieszył się z ich zerwania, to może i tak mało obchodziły go jej rzeczy. To miałoby nawet sens, bo mówił jak mu na niej zależy - i nic. To czemu z rzeczami miałoby być inaczej.
    Wciąż nosiła bransoletkę od niego. Lubiła ją. Dziś nie było jej widać, bo miała na sobie skórzaną kurtkę, ale była tam. I na noc zawsze wracała do pudełka. Była jedną z nielicznych rzeczy które nawet gdyby miała największy bałagan na świecie - byłaby na swoim miejscu.
    Kiwnęła głową, gdy skończył mówić, by dać mu znak, że zrozumiała wszystko co do niej powiedział. Nie mogła uwierzyć, że była na tyle głupia, by powierzyć mu swoje rzeczy. Takie rzeczy.
    Nie odezwała się do niego. Odwróciła się tylko do niego tyłem i skierowała do ogrodzenia. Nie chciało jej się nawet iść do furtki. Zamierzała po prostu przeskoczyć i iść stąd jak najszybciej.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  63. On się uśmiechał do ich wspomnień, ona obecnie nie znosiła każdego z nich. Głównie dlatego, że uważała, że kłamał. I że był znacznie większym dupkiem, niż tylko takim, który by bezpardonowo wyrzucił jej rzeczy. Powinna była w ogóle w to nie brnąć. Niczego tak nie chciałaby cofnąć, jak faktu, że mu zaufała.
    Nie zamierzała iść już do niego. Do ostatniej chwili siedziała na strzelnicy wkurwiona, że pozwala mu na takie zachowanie. Uniosła podbródek celując w sam środek tarczy, po czym oddała strzał. Osiem. Mało.
    Odetchnęła parę razy, ale złość nadal bardzo zasłaniała jej obraz i sprawiała, że dłoń dziewczyny minimalnie drgała. Drugi strzał. Sześć.
    Przeklęła. Nie wiedziała, co powinna zrobić. Nie chciała już go widzieć, ale naprawdę chciała w końcu odzyskać swoje rzeczy i raz na zawsze to zamknąć. Tym bardziej, że na jednej ze stron w zeszycie było opisane jedno z mniej przyjemnych zajść w jej życiu. Tekst dotyczył tego dnia, gdy przyszła do niego i wpuścił ją przez okno. Gdzie przez dłuższy czas się nie odzywała, a potem... cóż. Ten fragment mógł rozpoznać, ale mógł też się dowiedzieć, że widziała, iż ktoś celował do kobiety z pistoletu. Że zamiast uciec, to próbowała tego człowieka powstrzymać. Że musiała uciekać. Tego, jak się bała, chociaż była na policji. Tego, jak nie mogła usiedzieć w pokoju i do niego poszła. Nie było imion, a tekst brzmiał jak opowiadanie, ale tego wpisu nikt miał nigdy nie czytać.
    Zamknęła oczy. I znów odetchnęła. Strzeliła w sam środek tarczy. Wystarczająco ją zranił. To już nie była jego sprawa. Jeżeli kiedykolwiek miała być.
    Więc przyjechała. Stanęła przed drzwiami i tym razem nie czekając i nie zastanawiając się zapukała i czekała, aż w końcu otworzy.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  64. Sprawa jaka tyczyła się nagłego zawieszenia Matthew w obowiązkach nauczyciela, nie należała do najłatwiejszych, a sam niesłusznie oskarżony mężczyzna, musiał liczyć się z tym iż póki co w pełni znajdował się na przegranej pozycji. Wykluczony wręcz ze szkolnego grona pedagogicznego, wytykany palcami, musiał się usunąć, jednak to nie sprawiło iż zamykał się w czterech ścianach swojego mieszkania i zadręczał się zaistniałą sytuacją. Był niewinny, dlatego też nie miał podstaw, aby się ukrywać, aby dawać ludziom kolejny dowód na coś czego nie uczynił. Choć ucierpiał na tym również jego biznes, to nadal wstawał rano z łóżka, pił mocną kawę i szedł robić swoje.
    Dziś ruch w restauracji był niewielki, jednak codzienne koszty nie ucierpiały w dużej mierze. Zagłębiając się w księgowości, próbował odciągnąć swe myśli na inny tor, by skupić się na tym co rzeczywiście wymagało jego uwagi, jednak nawet to nie było mu dane.
    Oderwawszy gwałtownie usta od gorącego kubka, zdumiony spojrzał na dobrze znanego sobie młodzieńca, który wpadł do niewielkiego zaplecza niczym burza.
    — Tobie też dzień dobry — mruknął odkładając ostrożnie parujące naczynie, aby nie zalać potrzebnych mu dokumentów. Westchnął cicho, zdając sobie sprawę, że nie miał okazji porozmawiać z chłopakiem o zaistniałej sytuacji, która zmusiła go do zniknięcia. Nieco skonsternowany i niechętny do większej wylewności wskazał na wolne krzesło, by ten mógł spocząć.
    — Nie mam większej ochoty na domowe obiadki — zaśmiał się, po czym wskazał na karton pizzy, z którego znikł zaledwie jeden kawałek, a ciasto z milionem dodatków nadal pozostało ciepłe. — Jeśli masz ochotę, częstuj się. Szkoda, by się zmarnowało — stwierdził ponawiając próbę wypicia wreszcie ukochanej kawy, której wyjątkowo dziś rano nie zdążył napić się przy śniadaniu.
    — Co ciekawego w szkole? — zapytał nagle. Może pojawiły się jakieś plotki? Cokolwiek innego. Był ciekaw co nagadali mu zarówno uczniowie jak i nauczyciele. Matt mocno, by się zdziwił, gdyby Scott rzeczywiście w tym całym teatrzyku był kompletnie zielony, nie wiedząc dosłownie nic. Wszyscy o tym wiedzieli, a temat nie schodził nikomu z ust, stając się najgorętszą sensacją tego roku szkolnego.


    Matthew

    OdpowiedzUsuń
  65. Zależało jej. Inaczej prawdopodobnie wcale by do niego nie przyszła. I kto wie? Może już nigdy, nigdy więcej by się nie zobaczyli.
    Wywróciła oczami na jego słowa przywitania. Sam fakt, że w ogóle do niego przyszła, powinno go nakierować, że jej zależało. Po co miałaby się narażać na jego cwaniactwo i dupkowatość, gdyby nie miała innego wyboru?
    - Myślałeś kiedyś, by sprawdzić, czy tobie służy nie bycie dupkiem? - Uniosła brew. Jak mogła nie być zła? Trzeci raz do niego przyszła.
    Coś tam się w niej zmieniło jednak. Tym razem nawet nie zauważyła, że przez nieznacznie wilgotny podkoszulek było widać dokładnie jego mięśnie. Tym razem obojętnie stała w progu.
    Korzystając z faktu,że odwrócił się do psów, ona zrobiła kilka kroków w tył i oparła się o ścianę na przeciw jego drzwi, dając mu tym do zrozumienia, że nie zamierza wchodzić do środka. Na wszelki wypadek dodała jeszcze:
    - Poczekam tutaj. - I to było wszystko co do niego powiedziała. Wyciągnęła z kieszeni słuchawki i wsunęła je do uszu, a następnie podłączyła do telefonu i puściła piosenkę, przymykając oczy i nieznacznie bujała się do rytmu.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  66. [było lepiej, ale mi się usunęło ;<]

    Nie zamierzała za nim wchodzić do środka, bo podejrzewała, że to może być kolejna z jego gier. Że znów coś knuje. W spokoju słuchała piosenki, od czasu do czasu zerkając czy już nie wrócił.
    Kiedy zobaczyła go w drzwiach zsunęła z ucha słuchawkę, bo przecież wiedziała, że się odezwie. Nie było możliwości, że sobie to po prostu daruje i w ciszy odda jej zeszyt. Miała rację.
    - Właściwie... dlaczego ja? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie. - Czemu to właśnie mnie wybrałeś sobie, by mnie tak dręczyć, co? Zrozumiałam, że nic dla ciebie nie znaczyłam, ale tylko dlatego, że z mojej strony było inaczej upoważnia cię to do tego, by tak mnie traktować? - Uniosła brew krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej i zbliżyła się o krok, wyciągając przed siebie rękę. Wtedy właśnie usłyszała resztę jego wypowiedzi. Zamarła w pół kroku. Czy to możliwe?
    Reakcja była szybka. Zasłoniła dłonią stronę zeszytu tuż przed nim i blada jak ściana powiedziała wolno i dobitnie.
    - Oddawaj. To nie twoja własność.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  67. (Och, jakie piękne zdjęcia <3 *udawaj, że nie miałaś z tym nic wspólnego*)

    OdpowiedzUsuń
  68. - Nie dla ciebie, ja tylko uwierzyłam w twoje kłamstwa - mówiła spokojnie i pewnie. Przyjrzała mu się teraz i cała złość, jakby z niej uleciała. - Jesteś moją największą pomyłką. - Nic co przeżyli nie było warte tego. Przed oczami przewinęło jej się każde świństwo, które jej zrobił, co spowodowało, że ślepia na krótki moment jej się zaszkliły. Chciała nawet przez chwilę przywołać jakąkolwiek dobrą chwilę, ale nie mogła. Tak jakby - przynajmniej teraz - zupełnie ich nie było.
    I nie miała nawet siły, bo go nienawidzić. Chyba nawet tego nie robiła. Patrzyła na niego, ale zdawał się być dla niej obcy, choć przecież znała go prawie całe swoje życie. Naiwnie myślała, że to on będzie w stanie ją zawsze obronić. Ale on miał tę swoją toksyczną znajomość. Może to go zepsuło?
    Podejrzewała też, że coś bardzo mocno psuło się w jego życiu. Ale to nie jej chciał o tym mówić, a ona nie miała siły, by walczyć o to. Poza tym, nie miała powodu.
    Był wyższy i to zawsze była jego przewaga. Ale ona też się nauczyła paru sztuczek i zamierzała z tego skorzystać. Była niższa i na tym poziomie z kolei to ona górowała. Nieznacznie ugięła nogi. To trwało ułamek sekundy, gdy postawiła swoją nogę na zgięciu jego kolana od tyłu, by był trochę niżej i się zachwiał. Drugą ułożyła tak, że jeżeli zrobił w tym momencie krok, to się potknął. I stała obecnie bokiem, szybko ruszając ręką. Nie było w jej celu, by go uderzyć w twarz łokciem, ale nie wykluczała, że taki może być skutek uboczny, po czym drugą ręką od góry podbiła swój zeszyt, a potem zabrała mu go. Odsunęła się od niego szybko.
    - Może ja nie jestem wyjątkowa dla ciebie, ale ty za to zawsze będziesz dla mnie. Nawet będąc męską dziwką. - I tym akcentem zakończyła, odchodząc w stronę schodów. Miała nadzieję, że nie spróbuje jej zatrzymać. Właściwie? Miała nadzieję, że nigdy więcej go już nie spotka.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  69. Nie spodziewała się tego. A powinna. Był tylko przystojną skorupą. Tamta dziewczyna co najwyżej mogła natchnąć go pięknymi słowami, by mógł zwabiać kobiety. Nie każdy Pinokio może stać się człowiekiem.
    Potarła bark i schyliła się po książkę. Usiadła na chwilę na ziemi i na krótki moment obróciła się do drzwi. A najgłupsze było to, że zachowywał się właśnie, jakby mu zależało. Używał słów zimnego drania, a mimo to zadawał sobie aż tyle trudu. Jakby był wkurwiony, a nie wdzięczny, że go zostawiła i wyjechała.
    Podniosła się i wyszła z budynku ze swoimi rzeczami. Jeżeli coś jeszcze u niego zostawiła, niech zostawi sobie na pamiątkę, skoro tak trudno było mu się rozstać z tym co musiał oddać.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  70. Zaproszenie jakoś ją znalazło - nie wiedziała jak, skoro maile rzadko sprawdzała, telefon ciągle gdzieś zostawiała, a adres zmieniła już tyle razy... ale zaproszenie i tak ją znalazło.
    Miała nie iść. Jakoś nie ciągnęło jej z powrotem w stronę szkoły. Jasne, czasem jak wystawiała jakieś przedstawienie, ale to była jej inna część. Nie ciągnęło jej w stronę sportową. A była wcześniej dobra - naprawdę dobra. Podobnie jak Scott miała swoje osiągnięcia i jej drużyna była uważana za jej czasów za najlepszą dotychczasową.
    Tego samego dnia, po prostu nie myśląc o tym, spakowała swój strój na zmianę i pomaszerowała do szkoły. Wiedziała, że będzie grać mecz. Musiało tak być, skoro kazali jej wziąć dodatkowe ubrania.
    Weszła do szkoły nieco spóźniona, bo otworzyła drzwi sali zaraz po pierwszym gwizdku. Podeszła do trenera na chwilę, witając się z nim (bo ostatnio nie miała czasu) i zamieniając dosłownie ze trzy zdania, bo przecież był zajęty. Obiecała podejść w czasie przerwy.
    Spojrzała na kartkę z numerem miejsca i nie rozglądając się zmierzała na wyznaczone siedzenie. Dopiero kiedy usiadła, spojrzała na boki. Dreszcz przeszedł przez całe jej ciało, bo chociaż po jednej stronie siedziały dziewczyny z jej drużyny, to po drugiej był... Scott.
    Klepnęła w ramię koleżankę siedzącą najbliżej niej.
    - Zamień się ze mną. Będzie mi łatwiej was popytać, co tam się pozmieniało. - Uśmiechnęła się i dziewczyna faktycznie zamieniła się z nią miejscami, przez co Jacky siedziała "między swoimi". Była pewna, że numer miejsca nie był przypadkowy i był związany z tym, że oboje byli kapitanami, ale teraz ją to nie interesowało.
    - Nie chcesz siedzieć obok swojego chłopaaaaka? - Zaszczebiotała jedna z nich. Jacky spojrzała na nią nieco zaskoczona, nim dotarło do niej, że faktycznie od zakończenia szkoły, nie rozmawiała z nimi.
    - Zerwaliśmy już dawno.
    - No co ty? Obstawiałam, że to już będzie narzeczeństwo, albo po ślubie. - Spojrzała na nią z uniesioną do góry brwią. To zdanie miało tak mało sensu. Może dlatego nie trzymała się z nimi tak blisko.
    - A jednak. - Zaraz potem jednak wskazała ręką mecz i to na nim się skupiła. Po co ona w ogóle tu przyszła? Obróciła głowę, machając w stronę chłopaków z drużyny Scotta, którzy na nią spoglądali. Albo jej się wydawało, albo byli równie zdezorientowani. Cóż, w końcu to oni widzieli jak się schodzili...
    Odetchnęła głębiej i skupiła wzrok na meczu. Może po prostu powie, że nie może grać i wróci do domu?

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  71. No dziewczyny z jej drużyny nie dość, że były niedoinformowane, to za dużo o niej nigdy nie wiedziały. Nie opowiadała im co było między nią a Scottem, więc wymyślały różne rzeczy. Na ogół po prostu się nie wypowiadała.
    Poza tym ona też sobie raczej nie wyobrażała, by Scott kiedykolwiek dojrzał do takich decyzji. Znaczy... może kiedyś. Ale ona już na ten moment wiedziała, co powinna była zrobić wcześniej i gdzie przegrała cały ten układ z nim. Chciała z nim na spokojnie pogadać, jak do niego przyszła po swoje rzeczy, a skończyło się tak nie przyjemnie, że nie było możliwości wejść na tok rozmowy, który chciała. Za jakiś czas jeszcze spróbuje. Musiała, bo pewne nieścisłości zżerały ją od środka.
    - Hej, czyli skoro wy nie, to... - usłyszała szept siedzącej obok niej dziewczyny.
    - Scott zawsze sypiał z kim chciał - ucięła krótko. Nie była pewna, z czego dziewczyna się tak ucieszyła, ale to już nie była jej sprawa. Spytała. Co było całkiem dobrym posunięciem, bo dziewczyny może nie znały Jacky, ale wiedziały, że albo ją szanują, albo nie skończy się to dla nich dobrze. Potem tylko słyszała, jak dziewczyna zapraszała gdzieś Scotta.
    Spojrzała znów na chłopaków z drużyny Scotta. Tak. Zdawało jej się. Może to i lepiej. Tylko jeden z nich ciągle jej się przyglądał. Właściwie robił to już jak chodzili razem do szkoły. Grał na pozycji skrzydłowego. Zamachał do niej jeszcze raz, więc odmachała mu.
    Też słyszała gwizdy i już obracała się w tamtą stronę, kiedy nagle za nią zmaterializował się ten chłopak. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się lekko.
    - Dawno cię nie widziałem. Wyjeżdżałaś?
    - Tak. Miałam parę spraw do rozwiązania.
    - Przykro mi z powodu Scotta.
    - Cóż. Takie rzeczy się zdarzają.- Wzruszyła ramionami. I czemu składano jej, kurwa, kondolencje? Taką sobie cwaniak renomę zrobił.
    - Słuchaj, może... - i w tym momencie przerwała mu podnosząc do góry rękę. Ułamek sekundy zajęło jej zorientowanie się w sytuacji. Podniosła się z miejsca na równi ze Scottem i obok niego szła do wyjścia.
    A na zewnątrz? Jeżeli na sali mieli jeszcze jakieś resztki pohamowania, to tam już ich nie było. Okładali się pięściami i trwali w uścisku, bynajmniej nie romantycznym.
    - Kurwa - szepnęła i zaczęła się do nich zbliżać. - Pojebało was? Nie umiecie sprawy załatwić na boisku? - Wycedziła przez zęby. Odwróciła się do nadchodzącego "wsparcia" - Mowy, kurwa nie ma. Już! Zapierdalać do szatni! - O ile za czasów liceum jeszcze nie wszyscy by ją potraktowali poważnie, tym razem tak nie było. Zatrzymali się. Stała na lekko rozchylonych nogach.
    - On go, kurwa, sfaulował!
    - A ty zamiast sprawdzić co z kolegą chcesz zrobić, kurwa, co? - Chłopak zbliżył się do niej o krok, więc ona też to zrobiła. Zakładała, ze Scott zajmie się rozdzieleniem już bijących się chłopaków, więc ona miała tylko pozbyć się tych tutaj.
    - Nie wtrącaj się. - Położył rękę na jej ramieniu i chciał odsunąć, ale nim zdążył to zrobić, wykręciła mu rękę i pchnęła go na ziemię.
    - Pierdol się i wracaj na salę, póki jeszcze możesz grać. - Miało to dwuznaczne znaczenie, bo jednocześnie groziła mu, że potrafi nim wstrząsnąć mocniej, a po drugie mógł zostać usadzony na ławce. Zakładała, że to drugie do niego przemówiło.
    - Jesteś pojebana.
    - Zdarza się. - Nie ważne co powiedział, ważne, że się wycofał. Ale nie poszedł. Czekał, czy jednak wskoczy do toczącej się awantury. Choćby chciała wiedziała, że nie wparuje między dwóch facetów. Aż tyle siły nie miała. Liczyła, że być może jeżeli Scott ich rozdzieli, to jednego z nich przytrzyma, albo jakoś odciągnie.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  72. Słuchała powodów ich kłótni, nie odwracając się, bo nie chciała, by ktoś zaczął ich jeszcze podjudzać. Cóż, musiała przyznać, że powód do awantur sobie wybrali. Tym bardziej, że jeżeli dziewczyna zdradzała, to za wiele warta nie była.
    Stłumiła tylko uśmiech, słysząc, co na to powiedział Scott. Jakby on nie pobił się nigdy o dziewczynę. Właściwie na poparcie tego miała tylko jedną jego awanturę i to o nią. Ale taki rozsądny też nie był. Co prawda nie nie na meczu. Nigdy nie naraziłby meczu. Za to w sumie go ceniła. Znał granice i miał zasady.
    Weszła z nim na salę.
    - A jakby inaczej. - Przyznała mu rację. W drzwiach prawie zderzyła się z chłopakiem z drużyny Scotta. Przyjrzał im się.
    - Nic wam nie jest? - spytał, chociaż wzrokiem wyraźnie sprawdzał, czy Jacky nic sobie nie zrobiła. No, ale ją nic nie bolało. Uśmiechnęła się lekko.
    - Nie. Rutynowa akcja. - Spuściła na chwilę wzrok. - Wracajmy na trybuny. - I już ruszała w odpowiednią stronę, kiedy doszły ją słuchy zawodników. Podeszła do nich.
    - Nie wiedziałam, że poddajecie się walkowerem. - Wsunęła ręce do kieszeni i zerknęła na Scotta. - Pamiętasz byśmy kiedyś komuś odpuścili? Tym bardziej, jak nas wkurwił? - Pokręciła głową.
    - Nie poddajemy się, to jest...
    - No co to jest? - Uśmiechnęła się - Wygrajcie dla tego tu. - Wskazała blondyna. - A nie dla niego wszyscy będziecie grzać ławkę. Chcecie by zapamiętali akt solidarności i oddanie walki walkowerem, czy może wielkie zwycięstwo i hart ducha? - Spojrzała na Luka.
    - Dasz im zejść z boiska? Nie tak rodzą się przywódcy. - Wjechała na moralność, przeciągnęła ich po dumie, wpędziła w ewentualne poczucie winy. Powinno im wystarczyć. I to w odpowiednim czasie. Spojrzała kątem oka w stronę drzwi i uśmiechnęła się lekko. Wróciła jeszcze na chwilę wzrokiem do drużyny. - Wolałabym obejrzeć dobry mecz. Nie przyjechałam tutaj na walki bezmózgich troglodytów i dramaty rodem z "dlaczego ja". - Przyjrzała się chłopakowi, który stwierdził, jako pierwszy, że on na boisko nie wraca. Uniosła lekko kącik ust w jego stronę. Liczyła na to, że to wystarczy, ale jeżeli nie, to ona i tak pewnie już więcej zdziałać nie mogła.
    Wycofała się do swojego gościa, który stał oparty o ścianę obok drzwi.
    - Cześć. Spóźniłeś się.
    - Trening. Cóż poradzić. Jeszcze trochę i ty też będziesz się wszędzie spóźniać i wychodzić przed czasem. - Zaśmiał się i rozejrzał. - Dużo mnie ominęło?
    - Tak. Przed chwilą prawie się pobiłam, obrabowałam sklep po drodze i zjadłam paczkę rodzynek.
    - Więc, że nic, czego już bym nie widział. - Przesunął po niem wzrokiem, po czym wyciągnął w jej kierunku kubek z kawą. Spojrzała na niego z pełnym zaskoczenia wzrokiem, po czym odgarnęła kosmyk włosów za ucho. Chłopak stał tylko przyglądając jej się nieznacznie. Był przystojny i niewiele - ale jednak - od niej starszy.
    - Chodź. Pokażę ci gdzie siedzimy. - Pokręciła głową śmiejąc się i zaprowadziła ich na miejsca gdzie wcześniej siedziała. Weszli rząd wyżej, ale dziewczyny z dołu stwierdziły, że przesunął się, by mogli usiąść wszyscy razem. Znów sępy zaraz zaczną.
    Jacky tym czasem zwróciła wzrok na drużynę, by się upewnić, czy na pewno mecz się odbędzie.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  73. [Buuu, wolałam poprzednie. Lubię tego aktora, ale tak jakoś... smutno xD]

    Nie myliła się. Zdążyła usiąść z kolegą, a jej koleżanki z drużyny go niemal okrążyły. Nawet ta, która siedziała obok Scotta łypnęła na niego przez chwilę, robiąc lubieżne miny. Ta to była niewyżyta.
    - Kim jest twój kolega, J?
    - Em... - rozejrzała się i widząc miny dziewczyn westchnęła zażenowana. Znowu. - Mike Warren. - Uśmiechnęła się lekko, a następnie przepraszająco w stronę chłopaka.
    - Cześć. - Chłopak uśmiechnął się wyraźnie rozbawiony.
    - Długo się znacie? Jacky trzymała cię w całkowitym sekrecie, a zwykle mówi nam WSZYSTKO.
    Jacobse zmrużyła oczy przyglądając się blondynce, która rzuciła tak zuchwałym tekstem. Była pewna, że nawet imienia jej psa nie znały, a może nawet faktu, że go ma.
    - Taaak... Wszystko. - pokręciła głową. Już się dziś popisały jak to wszystko wiedzą.
    - Jakiś czas. Byłem pod akademikami, kiedy wyskoczyła z budynku obok, a za nią z trzech chłopaków. Chciałem nawet podejść i pomóc, ale rozłożyła ich a potem spryskała wodą ze węża, krzycząc, że może to ostudzi ich temperamenty. - Zaśmiał się i spojrzał na Jacky jakby chciał dodać "urocze za każdym razem".
    - Kto cię wiedział, że ty taka szalona. - Zaśmiała się jedna z dziewczyn. - Chociaż my parę historii też mamy.
    - Dziewczyny, mecz. - mruknęła Jacky. - Widziałyście tę akcję? Całkiem niezła technika wymijania.
    - Mówisz? - Mike spojrzał na nią, a ona obróciła się do niego.
    - Wiesz coś o koszu? - Spytała rozbawiona.
    - Nic a nic. A ty?
    - Powiedzmy, że trochę kozłuję. - Zaśmiała się, ale nie dane jej było na tym skończyć, bo dziewczyna siedząca między nią a Scottem musiała dodać swoje. Za długo siedziała cicho.
    - Jacky była kapitanem drużyny koszykarskiej. Najlepszej żeńskiej.
    - Tak? Patrz ile rzeczy mogę się jeszcze dowiedzieć. Będę miał na ciebie oko. - Zaśmiał się.
    - Musiałbyś nadążyć. Jestem szybka. - Odparła odruchowo, po czym dodała nieco ciszej. - W poniedziałek pomogę ci nadrobić kosza. - Pokręciła głową ze śmiechem.
    - Świetnie. A potem strzelnica. Bo profesor Gutrier cię zje na miejscu. I piękne oczy ci się nie przydadzą.
    - Strzelnica? - Spytała kolejna z rzędu dziewczyna.
    - Tak. Jestem z wydziału kryminalnego. Tak wyglądają moje zajęcia. - Wzruszył ramionami przyglądając się im przez chwilę, nim wrócił wzrokiem do Jacky.
    - I będziesz nosił kajdanki?
    - Już noszę. - Wziął z rąk Jacky jej kawę i upił łyka, po czym wskazał boisko.
    Jacky uczestniczyła w rozmowie, choć wyraźnie irytowało ją, że nie skupiają się na meczu. Siedziała sztywno wpatrując się w toczące się na boisku akcje. Mike musiał to wyczuć, bo nie dość że przestał odpowiadać na pytania, to nieznacznie ją objął i na stałe przeniósł wzrok na boisko.
    Mecz trwał w najlepsze, a chłopcy pomimo dramatów życiowych byli naprawdę dobrzy. Właściwie nie powinna się dziwić. W końcu Scott pomagał w ich szkoleniu. Musieli tacy być. Zerknęła na niego kątem oka, ale zaraz wróciła wzrokiem na boisko. Nieznacznie przysunęła się do Mike'a.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  74. [Bo to byłam ja! xD Mogę wiedzieć, jaką postać prowadziłaś? Ogólnie ta postać to trochę odgrzewany kotlet, ale jak befcia opisała jaką chciałaby mieć relacje z ewentualną Panią do przejęcia, to powiedziałam, że mam gotową kartę i spytałam czy mogę jej użyć :D W każdym razie, skoro prowadziłyśmy kiedyś wątek to czuję się wręcz zobowiązana do tego, żeby coś fajnego z tobą wymyślić :)]

    Elena

    OdpowiedzUsuń
  75. [Powinnam się obrazić za to, że mnie olałaś >.< ale w sumie fakt, że tamten wątek jakoś tak nam się ciągnął strasznie bez celu.
    Mało miejsca na powiązanie, to fakt, chyba, że zrobimy z nich jakąś rodzinkę.]

    Elena

    OdpowiedzUsuń
  76. [Nie dość, że olewa, to jeszcze stalkuje cudzy wątek! xD
    W sumie to dałoby się popchnąć, bo miałam nawet pomysł, ale problemem było też to, że miałyśmy długaśne przerwy między odpisami i przez to jedna "scena" ciągnęła się w nieskończoność. No, ale cóż.
    Też myślałam o czymś takim, z tym, że sądziłam, ze to Elena będzie bardziej nachalna.
    "Elena: O, wróciłeś do domu? Mam nadzieję, że nie gniewasz się, że urządziłam u ciebie swoją imprezkę urodzinową..."
    No i grożenie palcem każdemu chłopakowi, który będzie się chciał do niej zbliżyć <3
    Tak, to by się sprawdziło. Hm, musiałabym stworzyć jakąś zakładkę z powiązaniami, czy coś...]

    Elena

    OdpowiedzUsuń
  77. [Bierz, ja zjem obiad i coś zacznę :D No cóż, stwierdziłam, że to by było rodzinne, ta nachalność, w końcu muszą być do siebie trochę podobni. I mogę się wzajemnie pakować w kłopoty ]:->]

    Elena

    OdpowiedzUsuń
  78. Od czasu, kiedy jej rodzice dostali dożywotnią profesurę na Uniwersytecie Cambridge, właściwie nie można było ich zastać w rodzinnym mieście. Ciągle byli w rozjazdach i pomagali w pracach badawczych różnym naukowcom na całym świecie. Tak, ta rodzinka zdecydowanie była siebie warta. Nawet sama Elena nie widziała rodziców twarzą w twarz gdzieś od trzech lat, a co dopiero mówić o reszcie rodziny. Nie oznaczało to jednak, że nie utrzymywała z nimi stałego kontaktu telefonicznego i nie rozmawiała na Skypie, żeby wiedzieć, jak teraz wyglądają. No i jak ona sama wygląda, bo 15, a 18 lat to spora różnica dla młodej dziewczyny.
    Szczególnie ucieszyli się, kiedy dowiedzieli się, że Elena ma zamiar przenieść się do Stanów, głównie dlatego, że mieli tam bliskich krewnych. Wbrew pozorom ich rodzinka była całkiem zżyta, pomimo tego, że nie widywali się co tydzień na wspólnym obiadku, to jednak byli zdania, że rodzina to rodzina i trzeba o nią dbać. Poza tym, w Londynie musieli polegać na pracy gosposi, która pełniła rolę opiekuna Eleny (czyli de facto dziewczyna wcale nie miała tak opieki), a będąc blisko wujostwa i kuzynostwa na pewno będzie czuć większe wsparcie. Pewnie gdyby nie to, że jej plan zakładał dokładne zjeżdżenie Europy w ciągu ostatnich dwóch lat, już na początku nauki w liceum przeniosłaby się do Stanów Zjednoczonych, ale ostatecznie Elena miała swoje plany, które zamierzała zrealizować.
    - Jest całkiem fajnie, szkoła jest ładna, mam pojedynczy pokój w akademiku no i znajdujemy się w miejscu, gdzie do najważniejszych punktów w mieście mam całkiem blisko – tylko nie na lotnisku, dodała w myślach, relacjonując mamie przez telefon pierwsze dni pobytu.
    - Widziałaś się już ze Scottem? Dzwoniłam do George’a żeby powiedzieć mu, że przyjedziesz, ale nie wiem, czy przekazał to twojemu kuzynowi.
    - Nie, jeszcze z nim nie rozmawiałam, ale przynajmniej wiem, że pracuje tu w szkole, pewnie po południu do niego wpadnę… - urwała w pół zdania, wchodząc do swojego pokoju i zauważając, że ktoś się tam zagnieździł. Okej, nie zamykała drzwi, bo sądziła, że nie ma takiej potrzeby, poza tym była bardzo gościnna, więc to trochę jej wina. – już nieważne, właśnie się spotkaliśmy. Scott jest w moim pokoju i przegląda szufladę z bielizną. Nie uważasz, że to trochę chore? Jesteśmy rodziną! Zawsze wam powtarzałam, ze to straszny zboczeniec, jest na to jakiś paragraf? – skłamała haniebnie, bo mężczyzna po prostu rozsiadł się na krześle przy jej biurku, jednak ruszył na nią szarżą, słyszą te wszystkie oczerniające słowa i wyrwał jej telefon, żeby wytłumaczyć się przed ciotką, na co Elena roześmiała się złośliwie pod nosem i bez słowa skargi oddała mu telefon. W czasie, kiedy on rozmawiał, Elena podeszła do jednej z wielu walizek, które ze sobą przywiozła, a jeszcze nie zdążyła rozpakować i zaczęła w niej czegoś szukać.

    Elena

    OdpowiedzUsuń
  79. [Znudzone krocze Scotta zawsze na propsie xDDD Zrobiłam powiązania!]

    Ta, bo jeśli już upewni się, że to jej pokój, to na pewno nie będzie pukał. Tego jednego była pewna, pomimo faktu, że przecież nie widzieli się od kilku lat – byli rodziną i dlatego byli do siebie bardzo podobni. I tak, powinien spodziewać się po niej pewnej dozy złośliwości, którą przejawiała już w dzieciństwie, ale cóż, miał rację, jej mama nie potraktowała tych paskudnych słów poważnie, Elena chciała tylko, żeby troszkę mu ciśnienie skoczyło na dzień dobry.
    Szturchnęła go nawet ostrzegawczo łokciem pod żebra, kiedy zaczął na nią skarżyć, ale to na nic się nie zdało, bo po prostu odszedł kilka kroków dalej, aby w spokoju kontynuować rozmowę. Przynajmniej mogła skupić się na przeszukiwaniu walizek, bo to była dla niej teraz kwestia priorytetowa. Po części Scott miał rację, powinna się rozpakować i zrobić z tym porządek, ale było tu tyle ciekawszych rzeczy do roboty, że pewnie upora się ze swoim bagażem w okolicach świąt.
    - Tak, tak, na pewno będzie mi raźniej, skoro mam na miejscu rodzinę… nie, nie musisz przepraszać, przecież wiem, że pracujesz… taak, ale i tak wiem, że nie dotrzecie na święta. To nic, zaplanuję sobie jakiś wyjazd. Może do Japonii, tam obchodzi się Boże Narodzenie troszkę inaczej niż u nas, na pewno się tam odnajdę. Dobrze. Dzięki. Na razie. – zakończyła, rozłączając się i rzucając telefon na łóżko.
    - Nie, żebym była czepialska, ale dla własnego dobra lepiej pukaj, zanim wejdziesz do mojego pokoju. Wiesz, mogę akurat być z chłopakiem, raczej nie chciałbyś tego widzieć – ostrzegła go z lekkim rozbawieniem, bo ostatecznie była już w takim wieku, że mogła sprowadzać sobie facetów do pokoju w takim, czy innym celu. A Scott, jako drugi najbliższy pod względem węzłów krwi osobnik płci męskiej z jej rodziny był przedostatnim, który powinien oglądać takie rzeczy. – Żartuję, żartuję, możesz wchodzić kiedy chcesz. Jak jestem z kimś to zawsze zamykam. Mam! – powiedziała, wyciągając w końcu z walizki, jakby skurczony w praniu futerał od gitary i podając go chłopakowi – proszę, prezent. Przywiozłam ci go z Bolivii, to Charango. Takie Ukulele, tylko ma inny dźwięk. Byłeś w klasie instrumentalnej, nie? – dopytała, bo w sumie na tej podstawie dobrała mu prezent powitalny. Nie utrzymywali ze sobą ścisłego kontaktu, więc na dobra sprawę niewiele wiedzieli o swoich upodobaniach.
    - Opłaca ci się taki wolontariat? Na twoim miejscu zażądałabym od szkoły wynagrodzenia, chociaż za pół etatu. Masz czas? Chyba masz, skoro jakiś czas tu na mnie czekałeś. W takim razie zabieram cię na obiad, muszę się wszystkiego dowiedzieć – stwierdziła wyraźnie ożywiona na myśl o nowych ploteczkach o swojej rodzinie. Mhm i wychodząc znów nie zamknęła drzwi.

    Elena

    OdpowiedzUsuń
  80. [Za dużo angielskiego, babe :D Czemu Elena nie jest w rodzinie? :< I też myślałam o tym gifie ze zrzucaniem z kolan, ale podoba mi się, jak gość na moim obrywa poduszką <3]

    - Możesz też wykorzystać jako dekorację. Rany, jesteś do dupy w przyjmowaniu prezentów, powinieneś chociaż udawać, że się cieszysz. Kupiłam go z myślą o tobie! – powiedziała nieco urażona, pokazując mu język. No cóż, Scott był jednym, wielkim kłębkiem sprzeczności, bo z jednej strony sam tu przyszedł się z nią przywitać, a z drugiej teraz zachowywał się, jakby przebywał z nią za karę. No chociaż wiedziała, ze nie powinna brać jego zachowania do siebie, jak również tego, że mówiła jakieś trzy raz więcej od niego. Mogła się założyć, że jak naprawdę będzie miał coś przeciwko jej towarzystwu to jej o tym powie. Tak właśnie działali małomówni faceci: jak już się odezwali to było pozamiatane.
    - Teatralnej? Jesteś wykształconym autorem? Wow, więc czemu robisz za wolontariusza na lekcjach wfu, a nie gry aktorskiej? – chciała wiedzieć, chociaż przecież mogła się domyślić. Wielu ludzi szło do jakiejś szkoły w liceum z braku laku, albo dlatego, że podobało im się to w wieku piętnastu lat, a w wieku dziewiętnastu mają już po dziurki w nosie takiej, a nie innej specjalizacji. Na dobrą sprawę niewielu ludzi wie przecież, co chciałoby robić pod kątem zawodowym, bo większość wolałaby w ogóle nie pracować, więc wybór ogranicza się do wyboru mniejszego zła. W każdym razie musiała chociaż spróbować rozruszać go do rozmowy. Niczego nie cierpiała bardziej, niż nieznośnej ciszy, towarzyszącej ludziom w przemieszczaniu się z punktu A do punktu B.
    - Mały to ty masz móżdżek – stwierdziła złośliwie, kiedy wymigał się od odpowiedzi na jej pytanie, a na jego stwierdzenie, że muszą odwiedzić jego rodzinę westchnęła ciężko - akurat teraz? Och, no dobra, miejmy to za sobą – stwierdziła, bo po prawdzie, jeśli już miała odwiedzić rodzinę, to najpewniej to spotkanie potrwa cały boży dzień, a była już trochę zmęczona. Ale skoro twierdził, ze dzisiaj im będzie pasować, to nie mogła pozwolić im czekać.
    W drodze na Long Island zasypała go kilkoma opowieściami z letnich podróży, przy czym Scott miał minę, jakby ktoś miażdżył mu głowę imadłem. I dobrze, niech się przyzwyczaja, że Elena ciągle mówi, bo nie zamierzała przestawać! Po dotarciu do jego rodzinnych stron, przywitała się z resztą rodziny i cztery razy zapewniała, że na pewno się nie odchudza i wygląda normalnie, a nie anorektycznie, ale nie odmówiła wielkiego obiadu przygotowanego przez mamę Scotta.
    - … Hm, jeszcze z ciekawych rzeczy… o! Scott ma dziewczynę! – przypomniała sobie Lydia, na co Elena miała ochotę parskną śmiechem.
    - Masz dziewczynę? Taką… z którą rozmawiasz? Czy razem sobie uroczo milczycie?

    OdpowiedzUsuń
  81. [Elena zasługuje na własną kategorie! xD Dużo Jasona w tym Scottcie widzę. To wpływ Eleny? :D]

    - Bo się tobą interesuję, to chyba normalne – stwierdziła, wzruszając obojętnie ramionami, bo normalni ludzie, kiedy spotykali się po kilku latach rozłąki, zaczynali rozmawiać właśnie poprzez wzajemne zasypywanie się pytaniami. Hm, no tak, „normalni”. I nie, nie odstraszyłby jej swoim milczeniem. Gdyby byli obcymi sobie ludźmi to pewnie już by go sobie odpuściła, ale oni byli rodziną, więc ku nieszczęściu Scotta, panna Marshall chciała wiedzieć wszystko. I to dosłownie.
    Nie bała się jeździć motocyklem. Co to za dziwaczne przesądy? Robiła o wiele bardziej szalone rzeczy, niż jazda na nowym, nieuszkodzonym motorze przez zakorkowane centrum miasta. Ach tak, cioci tego nie wytłumaczy, bo w jej oczach pewnie też dalej była pucołowatą trzynastolatką, która trzeba dokarmiać na każdym kroku, żeby nie padła z głodu.
    Nie uwierzyła mu, to chyba jasne. Ale wolała nie komentować tego przy rodzinie, żeby nie skończyło się na rzucaniu talerzami, ani niczym takim. Za długo wahał się, zanim określił, kim ta cała Cat dla niego była, żeby mogła uwierzyć, ze to tylko koleżanka. W najgorszym wypadku trafił do jakiegoś frajerskiego friendzona, a najlepszym, mieli jakąś popapraną relację, w której zachowywali się jak para, ale nie chcieli przyznać, że nią są. Zdecydowanie musiała zgłębić ten temat. Może odwiedzi tą cała Cat i zapyta ją wprost?
    - Och nie, to by było bardzo nieodpowiedzialne – odpowiedziała, z trudem ukrywając rozbawienie z powodu jego pytania. Mhm, to była jedyna właściwa odpowiedź na zadane przez niego pytanie, bo po prostu sformułował je w zły sposób. W końcu posiadanie innego chłopaka w każdej części globu rzeczywiście było bardzo nieodpowiedzialne. I nie miało miejsca. – Ciężko kogoś tak naprawdę poznać, kiedy odwiedza się jakieś miejsce tylko na kilka dni, poza tym, mężczyźni nie lubią związków na odległość. Miałam chłopaka w Londynie, ale rozstaliśmy się jeszcze przed wakacjami. Nie podobał mu się pomysł podróżowania autostopem po Stanach Zjednoczonych. Ale w sumie dobrze wyszło, skoro planowałam przenieść się tu na kilka lat. Może znajdę kogoś na miejscu – odparła ze ślicznym uśmiechem i podobnym pytaniem atakując bliźniaki, przez co ich obiad trochę się przeciągnął. Chyba nawet za bardzo, skoro Scott wyglądał, jak wrak człowieka.
    - Wyglądasz jakby jakiś Afrykański demon wyssał ci duszę. – powiedziała, kiedy udało im się wreszcie wyrwać i szli w kierunku jego auta. - Więc, co to za Cat?

    Elena

    OdpowiedzUsuń
  82. [Źle na ciebie wpływam, teraz wiem, czemu nie możemy mieć wątka z romansem xD A ta Cat jeszcze pisze, czy zniknęła? Bo chciałam jej wącisza zaproponować :>>>]

    To chyba było u nich rodzinne, bo jej rodzice zachowywali się podobnie. Chociaż zawsze myślała, że to przez to, że rzadko się widywali: byli specjalistami od różnych okresów historycznych, toteż pomagali w pracach na różnych wykopaliskach i sami czasem nie mogli się spotkać przez kilka miesięcy. I tak, to było takie nieamerykańskie, że jeszcze nie znaleźli sobie kochanków i się nie rozwiedli, prawda? Szczerze powiedziawszy, nie wyobrażała sobie swoich rodziców z kimś innym, ale które dziecko to potrafi? Scott mógł wywracać na George’a i Lydię oczami ale każdy przecież marzył o takiej przyszłości dla siebie. Poza tym, skoro zarówno George, jak i Alice znaleźli takich wspaniałych małżonków, to dawało im nadzieję na to, że oni również kiedyś będą tak szczęśliwy. A przynajmniej Elena lubiła sobie to wmawiać. Była jeszcze młoda, to, że nie wyszło jej z jednym chłopakiem jeszcze nie oznaczało tragedii.
    - Coś kręcisz – zawyrokowała, bo co z tego, że teraz brzmiał wreszcie jak pewny siebie koleś, skoro wcześniej zareagował tak, a nie inaczej. W każdym razie zrozumiała już, że od niego nic nie wyciągnie i będzie musiała sięgnąć do innych źródeł, toteż dała mu na razie spokój z tematem.
    - Jestem tu od sześciu godzin, naprawdę myślisz, że pierwsze co zrobiłam, to załatwienie sobie lewych dokumentów? – spytała z rozbawieniem, choć zwrócił jej uwagę na coś, co dręczyło ją odkąd tu przyjechała: kiedy w Londynie już osiągnęła pełnoletność i mogła bezkarnie przesiadywać w barach, jak ostatnia idiotka postanowiła przeprowadzić się do kraju, gdzie legalnie pić można od dwudziestego pierwszego roku życia. Ba, nawet do podrzędnego klubu nie wejdzie bez dowodu!
    - O, teraz jesteś fajnym kuzynek Scottem. To mi się podoba. – stwierdziła z zadowolonym uśmiechem, a potem w ciszy słuchała, jak się wykręca przed tym, aby nie spędzić z nią już nawet minuty w ciągu dnia. Biedny, naprawdę musiała go wykończyć. – nie bój się, nie będę cię śledzić. Chociaż, gdybym zamierzała, nie powinieneś mi mówić, gdzie idziesz – zaśmiała się cicho pod nosem, odpinając pas, kiedy znaleźli się pod akademikiem – Wpadnę jutro ze zdjęciem do dowodu, dzięki za obiad. Kocham cię, pa! – pożegnała się z nim i wróciła do swojego pokoju, stwierdzając, że powinna chyba wykonać zdjęcie u fotografa, jeśli miało wyglądać profesjonalnie. Dobrze, że miała na to jeszcze trochę kieszonkowego.
    W każdym razie następnego dnia to ona zawitała do niego, z tym, ze miała w sobie na tyle przyzwoitości (jeszcze), żeby zapukać do drzwi. W sumie adres dał jej Tommy, więc Scott raczej nie mógł się jej spodziewać.

    Elena

    OdpowiedzUsuń
  83. Cóż. Wybiegli za nią, biega się w różnym tempie, więc można powiedzieć, że rzucili się po kolei. Co nie zmienia faktu, że nie bez powodu zrobiła im przebieżkę. Nie była już tą samą osobą. Po prostu... utknęła tu i sama nie wiedziała, co tu robi. A przede wszystkim - niesamowicie się nudziła.
    Rozejrzała się po swoim starym składzie, który teraz wlepiał wzrok w Mike'a. Im zawsze tak łatwo było zaimponować. Nie żeby chłopak nie miał czym sobie tej uwagi zaskarbić. Chociaż jej skromnym zdaniem - nie pokazał nawet jednej trzeciej tego, za co ona go lubiła.
    Uśmiechnęła się zadziornie i zaklaskała słysząc oficjalny werdykt, który ona przewidziała jak tylko weszli na środek boiska. Takie rzeczy się wie i już. Tak samo jak wiedziała, że zaraz poproszą ją na środek i nie wiedzieć czemu chciała im pokazać, że z absolwentami tak łatwo im nie pójdzie. Chciała ich pokonać, by wiedzieli do jakiego poziomu muszą jeszcze doskoczyć. Przyjrzała się Scottowi. Cóż. Jeżeli będą razem w drużynie i tak żadna inna nie ma szans. Zawsze tak było.
    - Idę się więc przebrać.
    - Dobrze. - Mike przyglądał się Jacky nie spuszczając z niej wzroku.
    - Jak chcesz mogę ci pokazywać kciuk do góry zawsze jak powinieneś wiwatować. - Zaśmiała się.
    - Sądzę, że to akurat sam wyczuję. Poza tym twoje imię mogę w kółko krzyczeć. - Uśmiechnął się zadziornie, a ona ściągnęła brwi i z parsknięciem wzruszyła ramionami. Miał dziś jakiś wyjątkowo dziwny humor. Zaczęła schodzić po schodkach, kiedy poczuła, że ją złapał. Obrócił ją do siebie i lekko pocałował, po czym odgarnął kosmyk jej włosów.
    - Pójdę zapalić i zaraz będę. - I wyszedł jeszcze przed nią. Zamknęła na chwilę oczy i przysłoniła je dłonią, po czym wzięła głębszy wdech i poszła się przebrać. Też miała zamiar jeszcze zapalić.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  84. Weszła do sali uśmiechając się zadziornie, a tuż za nią wszedł Mike z podobnym wyrazem twarzy. Ostatni raz życzył jej powodzenia i wrócił na miejsce.
    Do strategii ustawiania graczy, którą wybrał Scott, Jacky dorzuciła parę uwag. W końcu zdarzało jej się znaczenie częściej być na treningach chłopaków, niż Scottowi na tych dziewczyn. Ona po prostu gdzieś musiała spożytkować nadmiar energii. Co z tego wynikało - wiedziała na których stanowiskach dziewczyny z jej drużyny poradzą sobie lepiej, tudzież będą mogły wejść w czasie zmiany, a gdzie zdecydowanie powinna dominować była drużyna Scotta.
    Czuła się znakomicie znów grając. I gdy w końcu zaczęli się zgrywać - miała wrażenie, jakby nigdy nie opuścili tych murów. Nawet ze Scottem dogadywała się lepiej. Właściwie nie powinno jej to dziwić, w końcu na boisku zawsze byli najbardziej zgrani.
    Kiedy gwizdek zabrzmiał po raz ostatni zatrzymała się utrwalając w pamięci ten obraz. I znów była niepasującym elementem. Uśmiechnęła się pod nosem. Od początku czuła się, jakby nie miała do czego wracać.
    Spojrzała na trybuny i pomachała do Miki'ego. Tam miało być teraz jej miejsce? Myśl przerwał jej Scott, który właśnie poczochrał ją po włosach. Nieprzyjemny dreszcz przemknął po jej plecach, ale stłumiła odruch by się otrząsnąć. Uśmiechnęła się - na siłę, ale zawsze. Po za tym wątpiła, by zauważył różnicę. Była w udawaniu naprawdę dobra.
    - Jakoś dałam radę załatać twoje nie liczne mniej udane zagrania, ogrze. Starzejesz się.
    Poczuła się jeszcze gorzej. Cóż. Tak teraz miało być.
    Już szła do szatni, kiedy usłyszała pomysł o wspólnym wyjściu. Zaklaskała lekko i gdyby nie Chad - już by się przebierała.
    - Hej, mam pytanie. Czy ty będziesz pomagała może trenować drużynę dziewczyn w tym roku?
    - Nie sądzę. Mam teraz dużo wyjazdów, szkoleń i różnych treningów. Nie dałabym rady. A co?
    - Lucy zmienia szkołę. - Oparł się o ścianę obok niej. Przyglądała mu się uważnie. Może to zmęczenie, ale mogłaby przysiąc, że to raczej mieszanka radości ze smutkiem.
    - Naprawdę? To zajebiście. Lucy jest świetną zawodniczką. Grało mi się z nią ostatnio bardzo dobrze.
    - Taak, ale to wiesz... - Przetarł kark i uśmiechnął się lekko. Rozejrzał się, a ponieważ na korytarzu stali już tylko oni i Scott, to zdecydował się kontynuować. - Pamiętasz ten swój pierwszy mecz, jako kapitan, nie Ace?
    - No jak bym mogła zapomnieć. - Zaśmiała się.
    - A no właśnie. Wiesz, Lucy się wychowała z trzema braćmi koszykarzami. Na strategii się zna, ale z grupowymi akcjami idzie jej dużo gorzej.
    - Nie pamiętam, bym miała z nią jakieś problemy. - Jacky oparła się o parapet po drugiej stronie korytarza, po czym wskoczyła na niego.
    - No, ona oglądała tamten twój mecz, bo przyjechała do mnie i ją zabrałem. I siedzieliśmy dość blisko, mówiła, że ta strategia co ją obrałaś była chybiona. Po meczu dwie godziny siedziała w swoim pokoju analizując gdzie się pomyliła. - Przerwał na chwilę. - Po prostu cię lubi. Myślałem, że tak jej będzie łatwiej...
    - Hej, spokojnie. Da sobie radę. - Jacky uśmiechnęła się lekko. - Po za tym damską chyba obecnie pomaga trenować Scott, nie? - Spojrzała na obu chłopaków. - Może jak będę miała więcej czasu. Ale nie sądzę, bym była potrzebna. Chociaż wiesz mi, chciałabym z nią jeszcze pograć.
    - No ona z tobą też. To ona zresztą mi mówiła o tym twoim ostatnim pobycie w sądzie i zeznaniach. - Zmrużył oczy. - Przykro mi.
    - Dzięki. - Jacky się wyprostowała i nieznacznie zmieszała. Zaraz jednak znów wróciła do siebie. - Ładne dojścia ma ta twoja siostra. To tajne akta.
    - No cóż ci mogę powiedzieć. - Zaśmiał się, po czym obrócił się do Scotta. - Tylko, że wiesz. Ją trzeba by było złamać, a nie połamać.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń