12 kwietnia 2016

niebiańskie dziewczę

na skrzydłach się uniosę
hen, wysoko
poza twoje ramiona
 Scarlett Bell
● Dzwoneczek ● Chochlik ● Sky ● Niebiańska 
lat 18 | klasa IV C | balet, chociaż woli jazz | hiszpański
Snow White | carpe diem | harfiarka
gimnastyka | literackie | wolontariat | orkiestra
optymizm | aromantyczność | empatia
apartamencik na szczycie wieżowca 5 minut piechotą od szkoły
Jej charakterystyczny śmiech usłyszysz z drugiego końca szkoły. Nieważne, co ją rozbawiło - i tak parsknie donośnie, wywołując atak głupawki wśród wszystkich, którzy ją otaczają. Jest chodzącym promyczkiem. Przemyka korytarzami, sprzedając wszystkim za free swój firmowy uśmiech i kilka miłych słów. Jest tą, która odezwie się niepytana, pochwali, skrytykuje i bezpardonowo rzuci się na szyję nieznajomym. Zanadto energiczna, impulsywna i beztroska by uniknąć kłopotów - na dowód może z dumą pokazać teczkę pełną upomnień.
Kocha przygody i ryzyko. Twierdzi, że nie ma się co ograniczać - i próbuje wszystkiego, czego może. Dziecię-kwiat korzystające z tego, co świat oferuje, czerpiące z życia garściami, drwiące z losu i późniejszych konsekwencji - bo kto by się tym wszystkim tak przejmował
Zdecydowanie dusza artystyczna, marzycielka wiecznie z głową w chmurach. Co zapomni, to zapomni - chociaż twierdzi, że pamięć ma doskonałą. Miłość do muzyki wyssana z mlekiem matki, po ojcu zainteresowanie poezją. Sama czasem coś pisuje, chociaż otwarcie się nie przyzna. Skrycie lubi przelewać myśli na papier. Nienawidzi swojego głosu, pieje jak kogut. Nie przeszkadza jej to jednak drzeć się wraz z przyjaciółmi na karaoke. Jej rysunki są słabsze niż te rysowane przez pięciolatków, więc o talencie plastycznym nie może być mowy. 
Za przyjaciółmi i rodziną skoczyłaby w ogień. Nawet jeśli babcia jej nie poznaje, kuzyn jest wkurzający, ojciec nieco zrzędliwy, a matka szalona... Dobrym słowem i niezwykłym optymizmem zaskarbia sobie sympatię już przy pierwszym spotkaniu. Ciężko znaleźć jej wrogów. Czasem przytłacza otoczenie swoją osobowością, jednak zazwyczaj działa jak magnes - gdzie ona, tam mnóstwo ludzi. Zawsze pomoże, wysłucha, spróbuje doradzić. Nie potrafi odmawiać pomocy, jest przesadnie słowna i czasami aż do bólu szczera.

~Uśmiech dla wszystkich, ja stawiam!~

może i spadłam z nieba
może i nie chcą mnie tam
ale ja nie upadłam
i nie upadnę

________________
jak zawsze wszystko miało być inaczej, ale oto i Sky!
na zdjęciu podobno Taylor Hill, ale ogólnie silny sponsoring tumblra i be mine
tekst własny, taka ze mnie połetka
raczej zaczynamy niż wymyślamy
i chyba wolimy te krótsze wątki, ale bardziej dynamiczne
i ten tego, faworyzujemy często
ktoś oswoi to dzikie stworzonko?
~*~
kontakt: [gg] 40111584 [mail] ladychocolatecupcake@gmail.com
~*~
No i ten... NAUKA NIE POSZŁA W LAS!
WĄTKI(3/3): Daniel,  Will☆, Michael☆

69 komentarzy:

  1. (ORAJU! Dostałam prawieże dedykację <3 Cześć Niebiańska! Chodź Cię zdemoralizujemy z Alenką. I tak wiem, że nas kochasz i nam o wybaczysz! :3)

    Alenka zUo Davis

    OdpowiedzUsuń
  2. [No to cześć, myślimy coś dla Scarlett i Audrey? :D Może się znają z kółka literackiego? Niech razem popiszą poezję <3
    Tak w ogóle, cześć, Scarlett to rzeczywiście niebiańskie dziewczę, szczególnie w porównaniu z wredną Audrey :D]
    Audrey, ta prędzej z piekła

    OdpowiedzUsuń
  3. [cześć, cześć i czołem! myślę, że to dzikie stworzonko i moja wycofana Marie mogą stworzyć niezły duet uzupełniający się. Co powiesz na wątek? :)]

    OdpowiedzUsuń
  4. [O i dla odmiany pojawił się w końcu jakiś promyczek :) Sky musi być naprawdę wesołą osobą, dodatkowo z zaawansowanym herbatoholizmem i mimowolnym przesadnym gestykulowaniem :D A ogniska są faktycznie super!
    No więc miło mi powitać Twoją drugą postać - niech utonie w wątkach! :D]

    Lysander Velasco

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Witam również drugą postać, mam nadzieję, że będzie się dobrze prowadzić :'D Sky to taki mały promyczek, aż przydałoby mi się trochę tej jej pozytywnej energii, teraz gdy złapałam doła, a cały świat jest przeciwko mnie :') Więc jakbyś miała chęci i pomysły, to zapraszam XD ]

    Danny || Marion

    OdpowiedzUsuń
  6. [Ojej! Ale pozytywna duszyczka, całkowite przeciwieństwo mojej Minoo, która zachowuje się bardziej jak staruszka niż nastolatka. Świetna postać! <3 Życzę powodzenia z drugą postacią!]

    Minoo Falk-Karimi/Alexander Wayland

    OdpowiedzUsuń
  7. [Napisz na maila - oh.come.on.dusia@gmail.com. Razem nad czymś pomyślimy :D]
    Audrey

    OdpowiedzUsuń
  8. Dan zdecydowanie powinien nauczyć się odmawiać. Najlepiej to już przeczytać jakiś podręcznik. Wziąć korepetycje. Posłuchać kasety motywującej. Pójść na kurs. Dopisać do personalnego słownika to magiczne słowo, które w codziennym życiu jest po prostu niezbędne – nie. Ku jego nieszczęściu nie potrafił się nim skutecznie posługiwać.
    Przydałoby mu się to zwłaszcza wtedy, gdy opiekun Samorządu Szkolnego – którego to miał szczęście być przewodniczącym – wypominał mu jego pozycję i autorytet, za który uchodził. Autorytet, też coś. Daniel nie wierzył w siłę tego słowa, a już na pewno nie czuł się, że mógłby być dla kogoś autorytetem. Dla niego funkcja przewodniczącego oznaczała większe zaangażowanie we wszystko, co działo się w szkole oraz robienie za osobę, na którą można zrzucić każdy problem. Przecież był cudotwórcą i miał super moc naprawiania wszystkiego, co się waliło. Gówno prawda! Jego super moc polegała na ściąganiu na siebie wszelkich kłopotów oraz nieumyślnego rujnowania sobie życia. Kolokwialnie rzecz ujmując.
    Dlatego też powinien odmówić, kiedy został poproszony o czynny udział w najnowszym projekcie organizowany przez SU. Szczerze mówiąc, gdy szkolny doradca zawodowy proponował im w ogóle organizację czegoś takie, wymarzył sobie nadzorowanie tego wszystkie z daleka. Bo jakby mało było mu zajęć, projektów, zaliczeń i problemów, których rozwiązanie miało status: niemożliwe. Z jego perspektywy sprawa wcale nie wyglądała tak kolorowo, jak wydawało się innym. Wcale nie oczekiwał, że to niesamowite doświadczenie zmieni jego pogląd na swoją zawodową przyszłość. Głównie dlatego, że nie był ścisłowcem i nie widział siebie w roli lekarza, inżyniera, naukowca czy innego geniusza. Wolał pozostać przy swoim małym, żałosnym marzeniu zostania wielkim aktorem z paroma skromnymi Oscarami na koncie, ot co.
    Koniec końców swoje pierwsze kroki w odkrywaniu czegoś innego skierował do pobliskiego szpitala. Robiąc użytek ze swojej wrodzonej, choć podszlifowanej przez ojca, elokwencji oraz charyzmy przeprowadził kilka rozmów z lekarzami, którzy akurat znaleźli dla niego czas. Ostatecznie nie okazało się to tak męczeńskim zadaniem, jak wydawało mu się na początku. Wychodząc zaczarował urokiem osobistym jeszcze kilka pielęgniarek, po czym zdecydował, że miał już dość poszukiwania nowych doświadczeń.
    Stojąc oparty w rogu windy z ramionami skrzyżowanymi na piersi i głową opartą wygodnie o ścianę, spoglądał beznamiętnie na wskaźnik nad drzwiami, na którym wyświetlały się numerki pięter. Kiedy jaskrawa trójka nie zmieniła się przez dłuższą chwilę, przeniósł leniwe spojrzenie na rozsuwające się drzwi i odprowadził dziewczynę wzrokiem, kiedy wchodziła do środka. Wpatrzona w swój notatnik nawet nie podniosła spojrzenia, za to jego powędrowało za jej palcem, który przycisnął guzik z numerkiem -1. Nie zdążył nawet pomyśleć, w jakim celu dziewczyna wybiera się do piwnicy, winda zatrzęsła się odrobinę bardziej niż zazwyczaj.
    – Łoł – mruknął mimowolnie i podparł się o poręcz.
    Poczuł, że winda przestała się poruszać, a sam rozejrzał się zdezorientowany po tym pudle akurat w chwili, w której światło zamigotało słabo, po czym zgasło na całe dwie sekundy, ostatecznie będąc zastąpione przez blade oświetlenie awaryjne.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  9. [Mistrzem bym siebie nie nazwała, ale miło mi i w razie potrzeby, zawsze służę pomocą! :3]

    Cain

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy trzęsienie ustąpiło, a światło zamigotało, poluźnił uścisk, następnie powoli zsuwając dłoń z chłodnej powierzchni poręczy. Ciemność pozwoliła, aby przez te całe dwie sekundy poczuł się odrobinę nieswojo.
    Sytuacja mocno go zaskoczyła, gdyż od zawsze żył z przekonaniem, że to tylko windy z filmów potrafią w ułamek sekundy zamienić się w mordercze pułapki. Różni bohaterowie postępowali wtedy na dwa sposoby: w filmach akcji zazwyczaj próbowali wydostać się przez szyb windy, a w romansidłach przebywanie w małym, zamkniętym pudełku prowadziło głównie do szczerych rozmów i ckliwych wyznań. Daniel był jednak pewien, że na pewno nie będzie wyznawał tajemniczej nieznajomej żadnych uczuć, ani też nie uśmiechało mu się ryzykowanie życia, próbując się stamtąd wydostać w stylu Spider-Mana.
    Zamiast przywitania posłał dziewczynie krótki, lecz raźny uśmiech. Przez moment przyjrzał się jej twarzy oświetlonej słabym światłem padającym z paneli na suficie, którego dziwnie surowa barwa kojarzyła mu się właśnie ze szpitalem.
    Był zupełnie pewien, że to nie pierwszy raz, kiedy ją widzi, jednak w tej krótkiej chwili ciężko było mu skojarzyć twarz z konkretnym imieniem oraz okolicznościami.
    – Na to wygląda... – mruknął w odpowiedzi, drapiąc się po karku w nerwowym geście.
    Gdy do niego mrugnęła, uśmiechnął się jednak, widząc jej zupełnie bezstresowe zachowanie. Tyle dobrego, że przynajmniej nie panikowała i nie wskazywała objaw klaustrofobii, tego by tylko brakowało.
    – Instrukcja? – zakwestionował, przyglądając się, co robi dziewczyna. Instrukcje są dla analfabetów. W takich sytuacjach istotny był instynkt przetrwania. – Krok pierwszy: zachowaj spokój. Krok drugi... – zaczął wyliczać żartobliwie, podchodząc do swojej towarzyszki z przypadku i zajrzał jej przez ramię na panel z guzikami – wciśnij wszystko, co da się wcisnąć. – Wyciągnął rękę i mocno przycisnął guzik z obrazkiem dzwonka, który zapewne miał być użyteczny w takich chwilach. – Jeśli winda nie ruszy... bądź nie spadnie... – kontynuował ze spojrzeniem utkwionym w drzwiach, podczas gdy maltretował kciukiem przycisk, który służył do ich rozsuwania, jednak nic się nie działo – wtedy zastosuj się do kroku trzeciego i czekaj z nadzieją, że znajdą cię tu na czas.
    Ostatecznie dał za wygraną i opuścił rękę, po czym obrócił się i oparł tyłem o ścianę obok panelu z przyciskami. Spojrzał z powrotem na dziewczynę, uśmiechając się promiennie.
    – Daniel – przedstawił się, bo miał w prawdzie nadzieję, że ktoś niedługo zorientuje się, co się stało i nie zostaną stamtąd zabrani prosto na piętro -1, ale gdyby jednak, to nawet w obliczu śmierci przyjemna jest świadomość posiadania przyjaciela, jak kto pisał Exupéry.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  11. ( Przepraszam, że dopiero teraz opisuje. Puki co pomysłu nie mam, ale dziewczyny łączy taniec i fakultet literacki. Możemy iść w tym kierunku. :) )

    Marie Gill Vikander

    OdpowiedzUsuń
  12. [Dziękuję i mam nadzieję, że wszystko się spełni. Najwyżej później będzie na Ciebie. ;D
    Scarlett mogłaby się podzielić tą swoją energią i optymizmem, Arthurowi na pewno tego brakuje.]

    Arthur Collins

    OdpowiedzUsuń
  13. On miał niesamowite szczęście w życiu, dlatego to było tylko kwestią czasu. Prędzej czy później musiał znaleźć się w takiej sytuacji. Aż dziwne, że zajęło mu to osiemnaście lat, aby utknąć w windzie. Cóż, przynajmniej nie był sam, a towarzystwo wydawało się całkiem dobre. Dziewczyna wyglądała na pozytywną osobę, miała poczucie humoru, nie panikowała.
    – I dlatego właśnie nigdy nie tracę wiary. – Uśmiechnął się do niej zadziornie i podał jej dłoń.
    Scarlett... Sky... To imię latało mu teraz po głowie i obijało się o różne wspomnienia. Nie miał jakieś okropnie szwankującej pamięci i zawsze starał się zapamiętywać wszelkie szczegóły. Zwłaszcza kiedy chodziło o imiona i twarze, bo to zawsze bywało niezręczne, gdy przy drugim spotkaniu trzeba było zręcznie i dyskretnie ponownie wypytać o imię, aby uniknąć niezręczności. Niemożliwe wydawało mu się, żeby była ona tylko przypadkową osobą miniętą któregoś razu na ulicy, dlatego też zaczął analizować setki twarzy znajomych mu ze szkoły. Swojej klasie się nawet nie przyglądał – musiałby być kompletnie zapatrzonym w siebie ignorantem, aby zapomnieć o koleżance z klasy. Przejrzał więc cały profil teatralny, potem swój rocznik, a na koniec Samorząd Szkolny. Gdy już zamierzał się poddać, dostał nagłego olśnienia, które przełożyło się na błysk w jego oku. No jasne!
    – Teraz już wiem, Bell – zaśmiał się cicho, odrobinę załamany własnym nieogarnięciem.
    Oczywiście że znał Scarlett Bell – ten latający wszędzie promyczek pozytywnej energii z koła literackiego. Daniel zawsze zwracał uwagę na takich ludzi, nie tylko dlatego, że trudno było ich nie zauważyć, ale głównie dlatego, że jego zdecydowanie bardziej fascynowały tak optymistyczne osoby, a nie jakieś tam emo dzieciaki.
    – Sorry, jestem trochę roztrzepany – wyjaśnił wymijająco, z powrotem opierając się o ścianę.
    Sam rozejrzał się jeszcze raz po całej windzie, jednak nie wydawało mu się, żeby nawet w dwójkę zdołali wymyślić jakieś sensowne wyjście z tej beznadziejnej sytuacji.
    – Niee – odparł w odpowiedzi, rzucając swój plecak pod ścianę. Jak Sky osunął się powoli na podłogę i spojrzał na nią leniwie, odchylając głowę, aby oprzeć ją o ścianę. – Przyszedłem się przebadać... Na głowę, oczywiście – dodał obojętnie, jak gdyby nigdy nic. Kąciki jego ust drgnęły lekko do góry i już nie mógł powstrzymać sarkastycznego, acz przyjaznego uśmiechu. – Nic nie znaleźli, dasz wiarę? – Zaśmiał się krótko. – A ty? Znalazłaś coś ciekawego?

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  14. [ No heej... Czy wyjaśnisz o co chodzi z tym nazwiskiem? xd Zaintrygowało mnie to, ale nie mam pojęcia czym się tak wyróżniło.
    Z Twoich postaci jakoś Scarlett tak mi przypadła do gustu w roli dzwoneczka i wiecznie roześmianego chochlika. To jak ją wykreowałaś, świetnie do niej pasuje. Zastanawiałam się jakby je tu można powiązać i w oczy rzuciła mi się wzmianka o ojcu, który prowadzi wydawnictwo.
    Kida w tym roku wydała książkę i być może to byłby jakiś nasz punkt zaczepienia, hm? Mam na myśli to, że jeśli się zgodzisz, to ojciec panny Bell, wydałby twórczość mojej postaci. Co Ty na to? ]

    Kida Harper

    OdpowiedzUsuń
  15. [Dzień dobry! I dziękuję za miłe powitanie. :)
    Pani wulkan optymizmu! Chętnie zaproponowałabym jakiś wątek, tylko gorzej z pomysłami po napisaniu karty. Wpadłam jedynie na to, aby Leonard był jednym z tych nauczycieli, który jej wpisał upomnienie za nadmiar energii i kazał jej zostać po zajęciach. Ale bez rozwinięcia wydaje się to oklepany zaczątek relacji.]

    Leonard Thompson

    OdpowiedzUsuń
  16. [Jeżeli nie wpadniesz na żaden pomysł, to pisz: corka.pszczelarza@gmail.com - razem na pewno coś wymyślimy. ;)]

    Leonard Thompson

    OdpowiedzUsuń
  17. [ Ah, to wszystko wyjaśnia. I jasne, chętnie poznam tytuł... Kto wie, może nawet już go znam? ;3
    Co do punktu zaczepienia - świetnie, że się zgadzasz. Sky na pewno jako młoda dorosła i córka wydawcy była jedną z pierwszych osób, które przeczytały dzieło Kidy. Co więcej - jak jedna z niewielu osób zna prawdziwą tożsamość panny Harper, ponieważ tworzy pod pseudonimem. ^ ^"
    Pomysłu na konkretny wątek nie mam, ale chętnie pogłówkuję: 13323341. ]

    Kida Harper

    OdpowiedzUsuń
  18. Danny miał niesamowity dystans do siebie i na świecie powinno być zdecydowanie więcej ludzi, którzy w taki sposób potrafili żartować o sobie nie tylko przy najlepszych przyjaciołach, ale również przy obcych osobach – bo w tej chwili Scarlett była jeszcze dla niego praktycznie nieznajomą. Chociaż on pewnie powiedziałby inaczej. Nie był fanem szufladkowania wszystkich poznanych osób na znajomych, kolegów czy przyjaciół.
    – Teoretycznie to możliwe – przyznał jej rację z udanym zamyśleniem na twarzy. – Ale to nie byłoby zbyt profesjonalne, nie uważasz?
    Szpitale nie były najprzyjemniejszymi miejscami do odwiedzania. Z zewnątrz wszystko wyglądało w porządku, mijałeś wiecznie roześmiane dzieci i uprzejmie uśmiechnięte pielęgniarki, ale tak naprawdę w tych murach wszystko kręciło się wokół życia i śmierci, co już nie było takie bajkowe. Tu rozgrywały się najprawdziwsze ludzkie tragedie, które często miały tu także swój koniec. Pozostaje mieć nadzieję, że ich historia nie skończy się w tej windzie.
    Przytaknął, kiwając głową ze zrozumieniem i uśmiechnął się pokrzepiająco. Przygnębiająca gadka o szpitalu była idealną okazją na ponowne rozluźnienie atmosfery, co było niemalże jego hobby.
    – Dziękuję – rzucił dumnym tonem i lekko zadufanym uśmiechem, gdy pochwaliła pomysł projektu. – Żartuję – zaśmiał się krótko, oddając jej szturchnięcie w ramię. – Musieli mnie do tego namawiać.
    Na samym początku był dość sceptycznie nastawiony do tego pomysłu, ale nie wszystko, co działo się w szkole, musiało być po jego myśli i upodobaniom. Od tego był cały Samorząd, któremu dał wolną rękę, co do organizacji tej akcji. Póki oczywiście nie zaciągnęli go do wzięcia w nim czynnego udziału, co poskutkowało tym, że siedział teraz zamknięty w szpitalnej windzie ze Sky.
    Zerknął mimowolnie na ekran jej telefonu, po czym sam wyciągnął swój z kieszeni spodni i utwierdził się w przekonaniu, że i na jego telefonie nie ma ani jednej kreski. Ta metalowa puszka musiała świetnie zagłuszać sygnał. Najwyraźniej zostali kompletnie odcięci od świata. Trzeb przyznać – byli w trochę beznadziejnym położeniu.
    – Ktoś ewentualnie będzie chciał skorzystać z tej windy, więc jeśli tego nie zignoruje, niedługo powinni się tym zająć – odpowiedział racjonalnie, uważnie przyglądając się wnętrzu małego pomieszczenia. – Osobiście olałbym to i poszedł schodami – dodał, wzruszając niewinnie ramionami, po czym odwrócił się w stronę Sky z uśmiechem. Żartował – jak zwykle – ale na serio by tak zrobił.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  19. [Również się witam! I dziękuję za ciepłe przyjęcie. :) Linus chętnie zatańczyłby z dziewczyną, może chociaż wtedy będzie wiedział, co zrobić z dłońmi. ;)]

    Linus

    OdpowiedzUsuń
  20. [A dlaczego nie? :D Linus nie wybiera byle jakich partnerek, więc musiał zaprosić dziewczynę z klasy tanecznej. Na pewno zwrócił na nią uwagę ze względu, że jest takim promyczkiem. I tak znikąd się pojawił i zaprosił. Jak rycerz. :P]

    Linus

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie był zachwycony, kiedy dowiedział się, że został wyznaczony do opieki nad jakąś nastoletnią tancerką. Sam co prawda ukończył tę szkołę na profilu tanecznym, jednak nie sądził, żeby to był wystarczający argument, aby utwierdzać w decyzji dyrektora. Dlatego drugim argumentem było małe znaczenie nauczanego przez niego przedmiotu. W końcu znacznie lepiej, jeśli z planu wypadnie parę kilka lekcji wychowania fizycznego, niż przykład matematyki. Michael przyjął to z ciężkim westchnieniem, opuszczając gabinet bez słowa. Nie dało się ukryć, że taki wyjazd nie był mu na rękę, biorąc pod uwagę że jego chora na raka matka z dnia na dzień marniała w oczach, a mała Mary wciąż potrzebowała stałej opieki. Ostatecznie poprosił o pomoc Sophie, swoją młodą sąsiaskę, która bezapelacyjnie kochała jego siostrę i bez wahania zgodziła się doglądać obu najważniejszych kobiet w jego obecnym życiu, za co z pewnością należycie odwdzięczy jej się po powrocie. Fakt, że nie zostawia mamy samej z małą nieco poprawiła mu humor, co było wyraźnie widać w nieco rozjaśnionym spojrzeniu, kiedy odwzajemnił uśmiech dziewczyny. Może nie tak szeroko, ale jednak. - Cześć. - odparł prosto, nie siląc się na wyszukane uprzejmości, jakie winny paść z ust nauczyciela w kierunku uczennicy. - Wygląda, że mnie. Wsiadaj. - polecił, podchodząc bliżej i odbierając od niej torbę, którą już po chwili wrzucił do bagażnika czarnego wozu, który wręcz lśnił w promieniach słońca i zdawał się do złudzenia przypominać całą potęgę starej Ameryki zaklętą w nowe blachy. Owszem, stał przed nią nowiutki Equus Bass 770. Kiedy dziewczyna zajmowała miejsce pasażera, Collins zamknął klapę bagażnika, po czym zasiadł za kierownicą i zapuścił silnik. Najwyraźniej był człowiekiem czynu i nie lubił tracić czasu na pogawędki. Na to będą mieli bowiem całą podróż, która nie miała być wcale taka krótka. Domknął jeszcze drzwi, zerkając krótko na swoją towarzyszkę. - Jestem Michael, nie żaden "pan". - rzucił z rozbawieniem, po chwili zawadiacko unosząc kąciki ust. - Gotowa na przygodę życia? - dopytał jeszcze, jednocześnie odwracając się, by może nieco zbyt brawurowo wyjechać z parkingu, a potem włączyć się do ruchu. Samochód palił jak smok, ale to go nie martwiło, jako że szkoła miała zwrócić mu za benzynę.

    Michael Collins

    OdpowiedzUsuń
  22. [Jeżeli nikt inny jeszcze nie zdążył zaprosić Sky, to możemy umieścić akcję na balu. c:]

    Linus

    OdpowiedzUsuń
  23. [Myślę, że możemy od razu lecieć na grupowy. Jedynie możemy ustalić, że za bardzo się nie znają, ale dziewczyna przyjęła jego zaproszenie, nie wiedząc właściwie w co się wpakowała. Linus właściwie też nie wie, co zrobił, ale porwał się jakiemuś impulsowi i teraz wykręca sobie palce, bo czuje, że trochę postąpił nie fair. A w wątku jakoś to rozwiniemy. Wplączmy ich w coś szalonego! ;>]

    Linus

    OdpowiedzUsuń
  24. Z zaintrygowaniem obserwował, jak dziewczyna szpera w swojej torbie i wyciąga z niej jedzenie. Sam wtedy pomyślał, że w plecaku musi mieć coś do zaspokojenia głodu, przecież nie samą nauką człowiek żyje, a książkami się nie najesz. Pochylił się, aby przyciągnąć swój plecak i już po chwili odnalazł w nim dwa różne batony. No co? Cukier był ważny... W sumie może to dlatego zawsze był trochę nadaktywny.
    – Podbijam – rzucił, jak gdyby siedział przy pokerowym stole i dołożył swoje batony do ciastek oraz wody.
    Uśmiechnął się w podziękowaniu i odebrał od niej jabłko i podobnie jak ona przerzucił je parę razy z ręki do ręki, zanim postanowił wziąć pierwszy gryz.
    – Musimy rozsądnie rozdzielić racje. Nie wiadomo ile nam jeszcze przyjdzie tu siedzieć. – Przeżuwając jabłko, skinął głową w stronę ich wszystkich zapasów. Nie były wielce imponujące, ale wystarczające, aby przez trochę utrzymać przy życiu dwójkę nastolatków.
    – Jesteśmy za młodzi, aby umrzeć – odparł, wpatrując się w zamknięte drzwi windy. Zaczynał czuć się trochę dziwnie. Zamknięty w pomieszczeniu dwa metry na dwa, bez możliwości wyjścia w każdej chwili i zaczerpnięcia świeżego powietrza. Ta myśl mogła go w końcu przytłoczyć. Wziął kolejny gryz jabłka. – Ale to całkiem poetyckie, nie sądzisz? Umrzeć tak niewinnie, gdy życie jeszcze nie zdążyło cię zniszczyć... – Odwrócił wzrok od przeciwległej ściany, która znajdowała się zdecydowanie zbyt blisko i spojrzał w bok na dziewczynę, opierając głowę o ścianę. Danny był doskonałym aktorem, ale w tej sytuacji dłuższe granie nie miało sensu, dlatego też porzucił poważny wyraz twarzy i zamyślony ton na rzecz rozbawionego parsknięcia.
    Jego głębokie przemyślenia nie były w sumie aż tak bardzo przesadzone. Nie przyznawał się do tego zbyt często i nie biegał wykrzykując to całemu światu, ale też nie wstydził się tego jakoś specjalnie – w głębi duszy był romantykiem. Wierzył w przeznaczenie i wszystko co nie trzymało się logiki, dlatego też nie tak obce było mu pojęcie śmierci za młodu, która choć tragiczna, to w tym był jej cały urok i heroizm. On jednak nie czuł się w tej chwili w humorze na zostanie bohaterem greckiego dramatu.
    Spojrzał na Sky, kiedy ta ponownie szturchnęła go w ramię, po czym przeniósł wzrok w miejsce, w które była wpatrzona.
    – Możliwe – mruknął w odpowiedzi, biorąc kęs słodkiego owocu. Nieznacznie przekrzywił głowę, przyglądając się kratce. – Co robisz? Wyślemy SOS Morse'm? – Uniósł pytająco brew z zaciekawionym uśmiechem.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  25. [O rany, tak. Zróbmy z nich takie dwa, latające jak głupie Chochliki. :D]

    Annie

    OdpowiedzUsuń
  26. [Dobry wieczór, niebiańskiemu dziewczęciu! :3
    Zróbmy im szalony wątek, z nadmiarem jej energii i jego zdolnościami manualnymi. :D]

    Chase

    OdpowiedzUsuń
  27. [Widzę taką scenę - Chase kombinuje przy bezpiecznikach, bo w jakiejś sali prądu nie ma i Promyczek ni stąd, ni zowąd nad nim skacze, próbując go zarazić swoim optymizmem, a że wstał lewą nogą zezłości się i albo zrobi sobie krzywdę, albo wysadzi korki w całej szkole.]

    Chase

    OdpowiedzUsuń
  28. Winda może i nie była najwdzięczniejszym miejscem do zakończenia ich młodego życia, ale przynajmniej odszedłby problem transportu do szpitala. Czysta ekonomia. W dzisiejszych czasach nawet w tej kwestii liczą się oszczędności. Ale tak naprawdę Danny'emu również nie śpieszyło się na drugą stroną. Był zbyt ambitnym nastolatkiem o zbyt wielkich marzeniach, aby pozwolić sobie na przedwczesne zakończenie życia. Jego plany na przyszłość co prawda nie uwzględniały zbawienia świata, ale mógł obiecać, że jeśli uda im się kiedyś wydostać żywym z tej windy, to na pewno pomoże Sky w jej heroicznej misji.
    – Trzy krótkie, trzy długie, trzy krótkie – odpowiedział, błyskając znajomością alfabetu Morse'a. Cóż, na tym jego wiedza się kończyła, ale przynajmniej wiedział jak wezwać pomoc. Co innego było mu potrzebne? – No nie patrz się tak na mnie – parsknął rozbawiony. – Jeszcze dziesięć lat temu biegałem dookoła, strzelając do kolegów pistoletami z patyków. Musiałem wiedzieć, jak przetrwać w tym bezlitosnym świecie.
    Leniwie i bez pośpiechu – bo też nie było potrzeby, i tak nigdzie się na razie nie wybierał – obgryzał dookoła jabłko, powoli przesuwał wzrokiem po każdym kącie windy. Nie oczekiwał, że w ten sposób wpadnie na genialny pomysł wydostania się z ich pułapki, ale przynajmniej dostrzegł pod poręczą wyżutą gumę, znajdującą się niebezpiecznie blisko jego głowy, mały, starty napis, nabazgrany markerem w rogu tuż nad podłogą oraz to, że jeden z paneli na suficie lekko różnił się kolorem od reszty, choć może była to wina padania światła. Takie ot kompletnie bezużyteczne, lecz intrygujące informacje.
    Kiedy poczuł gwałtowniejszy ruch dziewczyny, skończył opierać się o ścianę i pochylił się lekko, podglądając, czego takiego szukała w swojej torbie. Nie trudno wyobrazić sobie jego zdziwienie, gdy zobaczył kompletny zestaw różnorodnych śrubokrętów.
    – Kulę do kręgli, krem do opalania i tomik norweskiej poezji też tam masz? – zapytał, pytająco unosząc brew do góry.
    Uśmiechnął się porozumiewawczo, choć nadal nie rozumiał, jak mogła pomieścić tam tyle rzeczy i obawiał się, że żaden mężczyzna nigdy nie zdoła pojąć tej tajemnicy – prędzej sam zostanie pochłonięty przez ogrom damskiej torebki.
    – To zależy, w którym miejscu zatrzymała się winda – odpowiedział, podnosząc się z podłogi i wciąż przyglądając się kratce w górnym rogu ściany. Na oko windę od ściany mogło dzielić jakieś kilkanaście centymetrów. W dodatku musieli by mieć niewiarygodne szczęście, żeby zatrzymała się akurat w miejscu, gdzie wyjście miał szyb wentylacyjny, który również mógł być zabezpieczony. A jak już wszyscy zdążyli się przekonać – szczęście tej dwójki pozostawiało wiele do życzenia.
    Stanął przy Scarlett, dokańczając jabłko, a następnie otrzepał dłonie o spodnie i w gotowości do pracy, obciągnął flanelową koszulę. Obrócił się tyłem do dziewczyny i przykłócnął.
    – Wskakuj – rzucił, zachęcając ją, aby weszła mu na barki. – No, właź, tak będzie najwygodniej – zaśmiał się, obracając głowę, żaby spojrzeć na Sky przez ramię. Gorzej już być nie może, więc mieli małe szanse na to, że się w ten sposób zabiją.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  29. [Pomysłów na tę chwilę nie mam. :< Więc w razie czego zapraszam na maila: hej.kup.se.klej.hej@gmail.com]

    Annie

    OdpowiedzUsuń
  30. [Cześć, Babeczko :D
    Uh, u Marcusa widzę niezłe przeciążenie xD Trochę szkoda, bo z chórem można byłoby coś kombinować, jeśli miałabyś ochotę na wątek. Za to tutaj, przy Scarlett mogę zaproponować negatywną relację, żeby jej nudno nie było, że wszyscy ją lubią :>]

    ALexis Lee Cheng

    OdpowiedzUsuń
  31. [Czas powitania nie jest ważny. To nie wyścigi. Na spokoju. Myślę nad jakimś sensownym pomysłem na wątek, bo nie chcę przychodzić z pustymi rękami... Chociaż pewnie te podrygi Forda mogłyby być dobrym powodem w sumie... Tylko musiałabym to rozbuwać. Albo przenosimy akcję na inny szczebel wgl. Jakaś dłuższa znajomość czy coś w te gusta. Jesse chętnie powiedziałby tej dziewczynie parę słów, ale to tam jeśli by mu się chciało xD]

    JESSE

    OdpowiedzUsuń
  32. [Dziękuje za miłe powitanie i przepraszam, że dopiero teraz się odzywam, ale byłam pewna, że już wszystkim odpisałam. Co zapomni, to zapomni — chociaż twierdzi, że pamięć ma doskonałą. to zdanie opisuje mnie idealnie, no naprawdę, padłam :D Włosy Sari/Vi to cudo, dobrze, że jest cierpliwa, bo pewnie wiele osób tak sobie je maca, hah. Kombinujemy coś z dziewczynami?]

    Violet

    OdpowiedzUsuń
  33. Spiął lekko mięśnie, kiedy Scarlett szykowała się do wejścia na jego barki. Wsiadając do tej windy, spodziewał się wyjść z niej zaledwie minutę później. Tymczasem przez tą minutę zdążył już zjeść ostatni posiłek w swoim życiu, utwierdzić się w przekonaniu, że tajemnicy damskiej torebki nie da się odkryć i prawdopodobnie zyskać nową przyjaciółkę, która zawsze nosi przy sobie zestaw śrubokrętów, co wcale nie jest take głupie jak widać.
    Kiedy poczuł, że dziewczyna w miarę pewnie siedzi, zaczął się powoli podnosić. Na wszelki wypadek złapał ją za łydki, żeby nie okazało się, że zsunie się do tyłu. Czując, że utrzymanie równowagi przyjdzie mu całkiem łatwo, wyprostował lekko ugięte nogi i odwrócił się w stronę kratki, do której Sky chciała dobrać się z takim zapałem.
    – Widzisz coś? – spytał, próbując unieść głowę w taki sposób, żeby nie wykonać żadnego gwałtownego ruchu resztą ciała.
    Zadarł wysoko głowę, spoglądając z dołu na to, jak Sky walczy ze śrubą z pomocą jednego ze swoich śrubokrętów. Szczerze, niestety wydawało mu się, że to całe ich staranie było zupełnie bezcelowe. Głupio byłoby mu mieć złudną nadzieję na to, że w jakiś sposób pomoże to im wydostać się z winy lub chociaż odrobinę to przyśpieszy. Jednak Daniel należał do osób z nadmierną energią, a co z tym idzie, rzadko kiedy w ogóle siedział bezczynnie. Przynajmniej nie siedzieli tam, czekając aż ktoś w końcu raczy się nimi zainteresować.
    Zrobił niewielki krok do przodu, tak że jedynym, co w tej chwili widział, była ściana. Jedną ręką oparł się o poręcz, drugą natomiast na wszelki wypadek wciąż podtrzymywał nogę dziewczyny, kiedy ta wojowała śrubokrętem. Do tej pory twardo stał na nogach, będąc pewnym, że zapewni jej stabilne oparcie, ale w pewnym momencie nieświadomie przeniósł ciężar ciała na jedną nogę, co sprawiło, że lekko drgnął, kiedy poczuł, że traci równowagę. Szybko się poprawił, ale w tej samej chwili wpadł na pomysł. Okrutny, ale przynajmniej nie przepadnie mu jego rezerwacja w piekle.
    Jeszcze raz przeniósł ciążar na jedną nogę, powoli i z każdą chwilą odrobinę bardziej się przechylał, żeby w końcu gwałtownie i bez ostrzeżenia ugiąć nogę tak, aby dziewczyna poleciała do tyłu. Oczywiście sam miał wszystko pod kontrolą i złapał ją za łydki tak jak na początku, tyle że tym razem nawet odrobinę mocniej. Ostatecznie Sky skończyła, wisząc głową do dołu oparta na jego plecach, a on śmiejąc się, trzymał ją mocno za nogi, żeby się nie rozbiła,

    Danny

    [ Koniec końców przyjęłam, że Sky nie stanęła, bo wciąż wydawało mi się to niemożliwe, biorąc pod uwagę to, że winda maksymalnie mogłaby mieć z 2,5 metra, czy coś koło tego, więc mam nadzieję, że się nie obrazisz za to, że trochę pomieszałam ^^ ]

    OdpowiedzUsuń
  34. [Hmmm.. to co.. kminimy coś? Bo maturki, wolny tydzień, rozruszam się w końcu z pisaniem :D ]

    Willy

    OdpowiedzUsuń
  35. [Jezus, ile linków w tej karcie. I podstron. I w podstronach. Chyba nawet udało mi się włączyć wszystkie. Podziwiam zapał do pisania tak długiej karty! Ja zawsze tworzę króciutkie.
    Zdecydowanie są innym typem wariatów. I właściwie nie jestem do końca w stanie wyobrazić sobie ich kompilacji. Ale dziękuję za powitanie i jeśli coś wpadnie mi do głowy - na pewno się odezwę. :D]

    ELLIE

    OdpowiedzUsuń
  36. Mogłaby się bardzo przeliczyć z tym stwierdzeniem, że Daniel byłby dobrym partnerem do tańca. Gdyby powiedziała to na głos, zapewne by ją bez wahania wyśmiał. Niestety, chcąc nie chcąc, jego umiejętności nie prezentowały się zbyt efektownie, ograniczając się jedynie do kiwania w rytm muzyki, bo słuch jeszcze jako taki miał, ale szczerze, to taniec byłby chyba za dużym słowem. Ale – kto wie – może gdyby naprawdę chciał i odczuwał taką potrzebę, a ktoś by się za niego wziął i popracował z tą niedorajdą życiową, to okazałoby się, że jakiś potencjał w sobie ma. No chyba, że w jego przypadku nie sprawdziłaby się ta zasada, że każdego można nauczyć tańczyć, co w gruncie rzeczy nie byłoby aż taką niespodzianką, biorąc pod uwagę, że Danny często wykraczał poza wszelkie normy.
    Nic już nie mógł poradzić, że czasami do głowy przychodziły mu różne dziwne pomysły, a że myślenie przed myśleniem było kolejną rzeczą, której ktoś powinien go nauczyć, to nie mógł się powstrzymać. Wesoły śmiech Sky utwierdził go tylko w przekonaniu, że nie miało mu tego jakoś strasznie za złe, czego w sumie się spodziewał, chociaż stuprocentowej pewności nie miał.
    – Naprawdę? Myślałem, że ci pomogę. Mój błąd! – odpowiedział sarkastycznie. Na moment bardzo ostentacyjnie uniósł dłoń, puszczając tym samym jedną z jej nóg, aby na moment pozbawić dziewczynę pewności siebie. Nie dało się ukryć, że to on był tu na zwycięskiej pozycji i głównie od niego wszystko zależało.
    Pochylił się odrobinę bardziej do przodu, bo czuł, jak Sky próbuje z powrotem znaleźć się głową do góry, przez co tracił równowagę. Mimo starań chyba nie szło jej to za dobrze, a on w sumie nie pomyślał wcześniej o tym, w jaki sposób dziewczyna ma wrócić do poprzedniej pozycji, ale chyba nikt nie oczekiwał od niego tak dalekiego patrzenia w przyszłość.
    Usłyszawszy jej pytanie, zaśmiał się jeszcze raz.
    – Sprawdź, a się przekonasz – rzucił wyzywająco. – Tylko nie miej potem pretensji, jeśli zarobisz wielkiego guza na głowie – dodał ostrzegawczo, jednak wciąż ze śmiechem w głosie. – A jak rozbijesz sobie głowę, to nie licz, że będę cię odwiedzał w szpitalu. Mam wystarczająco wind na najbliższy rok.
    Okręcił się kilka razy wokół własnej osi, niby to aby rozejrzeć się po windzie, ale nawet specjalnie nie ukrywał, że miało to na celu droczenie się z dyndającą na jego plecach Sky

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  37. [ Pomyślałam sobie, że może Sky byłaby takim chochlikiem, który próbowałby wyrwać Isabelle gdzieś na jakieś większe wydarzenie, żeby trochę tę moją sztywniarę rozładować? :D ]

    mitchell

    OdpowiedzUsuń
  38. Był zaskoczony, to mało powiedziane. Informacja, że przegrał zakład ze Scarlett trafiła w niego niczym strzała, którą wcześniej sam posłał w jej stronę, ale wróciła do niego odbiwszy się rykoszetem. Nie spodziewał się, że sprawy mogą przybrać tak paskudny obrót, a gdyby wiedział… kto wie, czy w ogóle podniósłby rzuconą mu rękawicę.
    Nie chodziło tutaj o kwestię kompleksów, bo takowych Leoś raczej z tego jednego powodu nie miał. Do tego plusem był przecież fakt, że nie tylko on znajdował się na przegranej pozycji i w trakcie wykonywania ośmieszającego zadania mógł sobie popatrzeć na wiele ciekawsze rzeczy niż jego własna godność. Rozchodziło się tutaj o coś znacznie poważniejszego. O jego męską dumę. Może właśnie dlatego przed odebraniem Sky ze szkoły, postanowił zajrzeć najpierw do sklepu w celu uzupełnienia swoich alkoholowych zapasów…
    Podskoczył na siedzeniu, kiedy usłyszał pukanie w szybę i uśmiechnął się niemrawo, wsuwając telefon do kieszeni. Otworzył drzwi i wyszczerzył się nieco szerzej, nachylając się w jej stronę i pozwalając czule cmoknąć się w policzek. Skrzywił się, słysząc pieszczotliwą ksywkę, którą został ochrzczony jakiś czas temu i westchnął, przekręcając kluczyki w stacyjce.
    Zerknął na nią kątem oka, przypatrując się uważnie jak nasuwa na nos okulary przeciwsłoneczne, po czym bezceremonialnie wyciągnął przed siebie dłoń i oparł ją na jej udzie. Opuszkami palców przejechał subtelnie w górę jej nogi, nachylając się prowokująco w jej stronę i podchwytując spojrzeniem jej wzrok. Oblizał kusząco wargi, łudząc się, że tym razem jego urok na nią podziała i przechylił lekko głowę nachylając się do jej ucha.
    — Nie boję się, Wampirku — mruknął, niby to przypadkiem zahaczając zębami o drobny płatek — zwyczajnie nie chcę, żebyś poczuła się przy mnie onieśmielona.
    Roześmiał się, wracając do poprzedniej pozycji, jeszcze przez moment trzymając rękę na jej skórze, by zaraz z czułością musnąć nią kierownicę. Chwilę później jechali już bocznym skrótem wiodącym w stronę niepozornego mostu nad jedną z najbardziej ruchliwych autostrad przebiegających przez Brooklyn. Leoś uchylił okna, puszczając muzykę na cały głos i uśmiechając się od ucha do ucha, docisnął jeszcze pedału gazu. Gdy tylko zatrzymali się w pobocznej zatoczce zaledwie kilka metrów od celu ich podróży, nie wyłączając radia, wychylił się w stronę tylnego siedzenia i podał Sky puszkę piwa, jednocześnie z cichym syknięciem otwierając swoją własną. Ponownie zmierzył ją teraz nieco bardziej łakomym spojrzeniem i rozsiadając się wygodnie w fotelu, uniósł zadziornie brew, zagryzając jednocześnie wargę.
    — Powiedz mi coś, Skarbie — westchnął. — Jesteśmy na kompletnym zadupiu zupełnie sami. Do tego pozwoliłaś wywieźć mi się w pole ze świadomością, że będziesz się przy mnie rozbierać. Nie boisz się czasem, że coś ci zrobię? Wiesz… jestem tylko facetem — uśmiechnął się szerzej, prowokująco przesuwając językiem po zębach — i jak każdy facet ja też lubię cycki.

    Co ten Leoś

    OdpowiedzUsuń
  39. Leo doskonale zdawał sobie sprawę tego, jaki stosunek do spraw romantycznych posiadała Scarlett. Wielokrotnie starał się ją złamać, wypróbowywał na niej coraz to nowe taktyki podrywu i sprawdzał za każdym razem jej reakcję, testując, w którym miejscu kończy się granica. Zmacanie jej nogi, drobne pocałunki czy gryzienie delikatnej skóry w formie pieszczoty nie robiły już na niej najmniejszego wrażenia, mimo to chłopak łudził się, że któregoś dnia dostrzeże wreszcie na jej twarzy ten rumieniec zawstydzenia, którego istnienia ona sama tak się wypierała.
    Roześmiał się więc jedynie, widząc jej buntowniczą postawę i pociągnął kolejnego łyka schłodzonego napoju, oblizując wargi. Drobnej, kochanej, malutkiej Sky wydawało się, że może stanowić zagrożenie dla kogoś takiego jak Leo. Nie wiedziała, że na myśl o panience (z piąstkami kruchymi jak najsmaczniejsze ciasteczka w piekarni jego ojca) chcącej go pobić, chłopak dostawał tłumionych napadów śmiechu, a już zwłaszcza, gdy uświadomił sobie, że jego dręczycielka nosi nazwisko kojarzące się z pomocną wróżką z Nibylandii. To było najczystsze zło w najsłodszej postaci.
    — Rozbierałaś się już przed kimś? — zamrugał kilkukrotnie i zmierzył ją badawczym spojrzeniem, marszcząc lekko brwi w wyrazie podejrzliwości. — Nie spodziewałem się tego po tobie, moje kochane Niewiniątko, ale skoro tak… Doświadczona nawet lepsza — wyszczerzył się zadziornie, następnie zagryzając dolną wargę — chyba, że poprzestałaś jedynie na skromnym striptizie, Kwiatuszku. To bardziej pasuje do twojej cnotliwej nie-tykaj-mnie-bo-obsypię-cię-wróżkowym-pyłkiem postawy. Wtedy się nie martw. Wszystkiego mogę cię dziś nauczyć — zaśmiał się, znacząco nachylając się znowu w jej stronę i ponownie opierając dłoń na jej udzie, tym razem jednak znacznie wyżej. — I pamiętaj, że rozbieranie na plaży się nie liczy. Członkowie rodziny też nie, chyba, że do czegoś doszło. Ja nie oceniam.
    Wytknął jej język, ze śmiechem wracając na swoje miejsce i opierając głowę o szybę po stronie kierowcy. Wzruszył przepraszająco ramionami i uśmiechnął się jednym kącikiem ust, przyglądając się jej uważnie jeszcze raz. Leo był pewien, że Scarlett nie mówi mu o wszystkim, w końcu ich przyjaźń była dość niejasną i bardzo skomplikowaną relacją. Mimo to doceniał ją z całych sił. Potrzebował wsparcia, które mu okazywała. Nieważne w jak dziwny i poplątany sposób by tego nie robiła.
    —Robiłem różne rzeczy z różnymi dziewczynami — mruknął w odpowiedzi, przechylając głowę w bok — jeśli chcesz, mogę ci pokazać. Rozbierany punkt zaliczymy na moście, a dalej… — poruszył wymownie brwiami, znowu popijając piwo. — Wiesz, Wampirku, zamiast się odgrażać możesz spróbować zaprezentować swoje kły w akcji. Wcale się za to nie obrażę, a to będzie bardzo stosowna kara. Umiesz gryźć? A usteczka trenowałaś? — Złośliwie złożył wargi w dzióbek i cmokając, ze śmiechem zaczął się do niej przybliżać. — No chodź tu, Niewiniątko! — krzyknął, otwierając ramiona i nadal całując powietrze, rzucił się w stronę jej fotela.
    Na nieszczęście piwo, które trzymał, przechyliło w jego dłoni i wypadło z niej niespodziewanie, opryskując zawartością znajdującą się już pod nim Scarlett. Leo zamarł, siedząc na niej niemal okrakiem, a następnie zaczął się śmiać, ocierając kropelki pozostałe na jego rękach i koszulce.
    — Widzisz. Wiedziałem, że będziesz dziś mokra, nie sądziłem tylko, że tak szybko — mruknął ze śmiechem, zgniatając dłonią pustą puszkę.

    Leoś

    OdpowiedzUsuń

  40. Szczerze liczył, że na imprezie małolatów, będzie mógł bezkarnie wpatrywać się w za duże dekolty zbyt pijanych pierwszoklasistek, przy odrobinie szczęścia dorwać się do gitary, by w ich otumanionych łebkach zyskać miano rockmana, któremu chętnie oddały by kilka pocałunków czy pozwoliły by jego dłonie powędrowały za daleko. Ale gdy tylko dostrzegł, że pośród małolat znajduje się również Sky, wiedział, że uciszenia własnego sumienia nici. Jak mógłby wykorzystywać młódki, kiedy jego młodsza koleżanka, była obok. Nie mówiąc już o tym, że ostatnimi czasy znacznie tracił brawurę w jej pobliżu. William Lancaster, ten który nie bał się odwalić solowego coveru High School Musical na szkolnej stołówce, zaczynał z czasem coraz bardziej gubić siebie, gdy tylko stawał oko w oko ze panną Bell.
    Dziś również przyłapał się na tym, że momentami tępo wpatrywał się w tańczącą Scarlett, ale nie potrafił nic poradzić, że z każdą taką chwilą stawała się dla niego... zjawiskowa. Jednak nie mógł sobie pozwolić na taką słabość. Nie, nie, Lancaster nie mógł się zakochać. Kolejna kolejka wódki z pewnością powinna pomóc na tą dziwną anomalię, ale zanim się zorientował, był już nieźle wstawiony, a jego wzrok dalej szukał na parkiecie drugoklasistki. Woda ognista dodała również kopa nogom i gdy tylko zobaczył dziewczynę kierującą się do kuchni, zaraz podążył w ślad za nią. Na miejscu oparł się o ścianę, czując, że w ten sposób jego stan upojenia będzie się mniej rzucał w oczy.
    - Ślicznie wyglądasz. - Rzucił od razu, widząc, że dziewczyna nie usłyszała jego przyjścia. Zlustrował chamsko wzrokiem jej ubiór i ciało od góry do dołu, z nieco głupawym, pijackim uśmiechem. - Cześć, Dzwoneczku.

    Twój Piotruś, Willy

    OdpowiedzUsuń
  41. [A dziękuję za przywitanie. W sumie przy Foxie chyba tego nie zrobiłam, przepraszam, chamsko z mojej strony, musiałam przeoczyć. Frank to raczej tę niewiedzę będzie szerzył, ale ćśśś! :D
    Wątku nie proponuję, bo limity masz powyczerpywane, ale jeszcze raz dziękuję za miłe powitanie. :)]

    Frank

    OdpowiedzUsuń
  42. Isabelle musiała przyznać, że jej młodsza koleżanka ze szkoły z całą pewnością zasługiwała na jej pseudonimy — Chochlik i Dzwoneczek oddawały jej charakter idealnie. Scarlett miała prześliczny, wesoły uśmiech, a kiedy wszystkich rozśmieszała, to miało się wrażenie, że rozsypuje dookoła siebie jakiś wróżkowy pył. Taki chodzący, uśmiechnięty od ucha do ucha promyk słońca.
    Belle lubiła jej towarzystwo i to właśnie dlatego zgodziła się na wspólny wypad na koncert. Zwykle nie wychodziła z domu, bo zwykle uczyła się na jakiś sprawdzian lub doskonaliła (i tak już wspaniałą) grę na skrzypcach... Ale nie potrafiła odmówić Scarlett. Wyglądało na to, że dziewczyna była jakąś taką jej słabością. Kolejną do kolekcji, ale przecież nikt nie musi wiedzieć.
    I tak — ubrana w jeansowe szorty i biały t-shirt — stała przed wejściem na plac, gdzie miał odbyć się koncert. W dłoni trzymała zeszyt do historii, ucząc się wszystkich dat na jutrzejszą lekcję. Nie potrafiła odłożyć nauki nawet w chwilach rozrywki, chociaż próbowała. Najwidoczniej wpajane jej zasady nie mogły zniknąć, nawet pomimo usilnych prób zlikwidowania ich.

    zaczęłam, chociaż troszku słabo :c
    mitchell

    OdpowiedzUsuń
  43. Do tego czasu chyba nie do końca zdawał sobie z tego sprawę, ale Sky najprawdopodobniej była pierwszą taką osobą, z którą tak szybko złapał tak dobry kontakt, w dodatku w takich specyficznych okolicznościach. Choć może to te okoliczności miały tu swoją dużą rolę. Przecież wspólne zatrzaśnięcie w windzie znacznie różniło się od przypadkowego spotkania na korytarzu czy na imprezie. No i ich charaktery koniec końców również musiały jakoś ze sobą kooperować, inaczej nic by z tego nie miało szansy wyjść. Na pewno nie byli tymi samymi osobami w innym wcielaniu, bo Sky była po prostu latającym promyczkiem, wiecznie energiczna i rozsiewająca optymizm w każdym miejscu, w którym była, a Danny chociaż pozytywnie nastawiony do ogółu, to wciąż miał w sobie tą dawkę ironii oraz złośliwości, które jednak nie miały w zamiarze szkodzić. Ale zdecydowanie łączyło ich parę aspektów, a na sto procent było to poczucie humoru – czasami wydawałoby się zbyt oczywiste, ale ostatecznie wcale nie takie banalne.
    A Bell miała niesamowicie zaraźliwy śmiech. Już gdy pierwsze dźwięki jej donośnego, aczkolwiek melodycznego chichotu rozbrzmiały w windzie, Daniel poczuł coraz bardziej wzbierający się w nim śmiech. Sytuacja sama w sobie nie była aż tak komiczna, a mimo to w tej chwili wydawało mu się, że jest to najbardziej zabawna sytuacja, jaka mu się w ostatnim czasie przytrafiła. I może faktycznie tak było – w końcu mało co mogłoby przebić przypadkowe zamknięcie się w windzie z prawie nieznajomą dziewczyną zwisającą głową w dół na jego plecach. Jakkolwiek dziwnie to brzmiało. I wyglądało. I w gruncie rzeczy – jakkolwiek dziwne to naprawdę było.
    Kiedy Sky zaczęła go łaskotać był niezwykle rozdarty. Miał ochotę trzepnąć jej dłoń, aby trzymała się z dala od jego żeber, ale to oznaczałoby, że musiałby ją puścić co najmniej jedną ręką. A nieważne, jak wysportowana i zwinna była, obawiał się, że upadek mógłby się skończyć bardziej pechowo.
    Na szczęście jego męki nie trwały długo. Momentalnie zapomniał o łaskotaniu i stanął w bezruchu, nasłuchując uważnie podejrzanych odgłosów.
    – Co...? – mruknął, jakby nie dosłyszał, ale ostatecznie zaufał dziewczynie i ostrożnie wypuścił z uścisku jej łydki.
    Obrócił się szybko i spojrzał, jak Scarlett staje obok niego. Powtórzył jej działanie i rozsądnie złapał się poręczy.
    – Myślisz, że przylecieli na Ziemię, aby ją całkowicie zniszczyć? Czy może mój sygnał SOS jednak przechwycili mój sygnał SOS i zwabieni moją ponadprzeciętną inteligencją, chcą teraz mój mózg? – zapytał ze śmiertelną powagą, spoglądając w górę. Zaraz spuścił na nią wzrok i posłał jej równie zawadiacki uśmiech.
    Gdy drzwi się rozsunęły, zdążył się zorientować, że nie jest to ich piętro. Już położył dłoń na panelu z guzikami, ale zatrzymał ją tam i niespokojnie przebierając palcami, zagryzł wargę, spoglądając na ścianę po przeciwnej stronie korytarza.
    Chwilę potem stał już poza windą. Odwrócił się do Sky i rozłożył ramiona, zapraszającym gestem prezentując korytarz, który po obu stronach zakręcał i znikał w ciemności. Parę takich samych drzwi i jarzeniówki na suficie. Typowa – dość mroczna – piwnica szpitala.
    – Nie powiesz, że nie jesteś choć trochę ciekawa – rzucił tajemniczo.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  44. [Nie znam się na HTML i wolę z nim nie eksperymentować :D Bardzo dziękuję za przyjęcie i liczę na wspólny wątek :3 Nieśmiały chłopak nie podejdzie sam do uroczej kobitki]

    Sebastian

    OdpowiedzUsuń
  45. [Wybacz, że tyle to trwało ale długo zastanawiałam się nad ich pierwszym spotkaniem. Przyszło mi do głowy tylko to i jestem ciekawa co na to powiesz. Nie jest on jakoś wyjątkowo oryginalny więc jeśli masz inny pomysł to chętnie na niego przystanę. Otóż jedno z nich mogłoby pomylić sale i trafić na zajęcia tej drugiej.
    I bardzo dziękuję. Zwykła zabawa graficzką :D
    Jeszcze kiedyś poznam tajemnice HTML, a jak tak się już stanie to chętnie się nimi podzielę]

    Sebastian

    OdpowiedzUsuń
  46. Ekspres do kawy nie chciał współpracować tego ranka z wycieńczonym po ostatniej nocy Sebastianem. Kończył obraz, który chciał wysłać młodszej siostrze z okazji jej trzynastych urodzin. Miał nadzieje, że trafi w jej gusta choć jego sztuka raczej nie przemawia do młodszej audiencji. Delikatne muśnięcia pędzlem tworzyły otwartą kompozycję pełną kolorowych kwiatów. Nie znał się na pragnieniach nastolatki, a ciotka nie ułatwiała mu zadania. Gdy zobaczyła obraz rzuciła jedynie krótkie "ładnie". Im dłużej mu się przyglądał, tym bardziej tęsknił za domem. Stojąc półżywy z pustym kubkiem stracił poczucie czasu. Dopiero kot ocierający się o jego nogę wyrwał go z amoku. Do zajęć pozostało jeszcze ponad trzydzieści minut wiec postanowił wstąpić wcześniej do kawiarenki. Tam zamówił duży kubek czarnej kawy, który otrzymał podpisany jego imieniem. Zapłacił i podziękował miłej sprzedawczyni po czym zerknął na zegarek. Długa wskazówka informowała, że do zajęć zostało jeszcze piętnaście minut. Przyśpieszył kroku by być na czas. Otaczające go miasto z każdym łykiem gorącego napoju nabierało intensywniejszych barw. Kurtka mijanej staruszki nie była już brudnoczerwona, a szkarłatna. Tak samo było z kapeluszem mijanego mężczyzny, który okazał się być kanarkowy. Pełen energii przekroczył próg budynku akademii. Z początku przytłoczyła go ilość ludzi, lecz po kilku wdechach czuł się już o wiele pewniej. Oni jednak przybywali, co zmusiło Sebastiana do podążenia wraz z tłumem. Tak trafił na drugi koniec akademii, w której jeszcze nie był. Zawsze szedł prosto do sali, w której miał lekcje, a teraz był w obcym mu miejscu. Zagubiony otworzył pierwsze drzwi, które napotkał. W sali trwała właśnie lekcja tańca, a raczej przygotowania do niej. Wszyscy tancerze rozciągali się stojąc przy barierkach lub siedząc na drewnianej podłodze. Była to bowiem sala lustrzana, idealna do treningów, lecz niczym obca planeta dla Sebastiana. Już miał wyjść, gdy jego wzrok skrzyżował się z jedną z tancerek. Uśmiechnięta i pełna energii podbiegła do niego. Ten nieudolnie odwzajemnił uśmiech. Pewnie pomyślała, że jest nowym członkiem klasy gdyż zaprosiła go do środka.
    - Mam dwie lewe nogi ale dobrze ruszam pędzlem. Szukam klasy plastycznej. - Nie lubił prosić o pomoc, ale nie miał wyboru. Lekcje miały zacząć się już za chwilę, a on był bezradny. Jeśli zaraz nie znajdzie się w sali wraz z nauczycielką malarstwa, moze się pożegnać z kolejną wystawą. Przeczesał dłonie ręką mamrocząc cicho pod nosem. Na chwilę zapomniał o obecności dziewczyny. Miała proporcje wprost idealne na portret. Światło skupiałoby się na jej śnieżnobiałych zębach, a włosy spływały falami po szyi. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że dziewczyna zadała mu pytanie. Nie chciał przyznać się, że przez chwile jej nie słuchał więc zrobił to, co zawsze - potaknął.

    [Nic lepszego nie udało mi się napisać, ale mam nadzieję że jest chociażby przeciętne :)]

    Sebastian

    OdpowiedzUsuń
  47. W sumie nie powinien być już zaskoczony takimi spontanicznymi akcjami, jaką właśnie zafundowała mu Sky. Mógł przywyknąć do tego, że czasami wpadała na różne, szalone pomysły, które po prostu jakby ją parzyły i nie mogła zbyt długo trzymać ich dla siebie. No i vice versa.
    Obejrzał się zdezorientowany dookoła, gdy przyjaciółka odciągnęła go bez jakiegokolwiek wyrazu subtelności. Z roztargnieniem kiwnął głową do dziewczyny, z którą prowadził rozmowę, po czym popatrzył pytająco na Sky.
    – Wybaczę ci, jeśli ta niecierpiąca zwłoki nowina będzie tego warta – odparł, udając, że wcale nie skręca go od środka z ciekawości.
    Na początku próbował nadążać za nią wzrokiem, kiedy ta zaczęła go okrążać, ale już po krótkiej chwili zaprzestał starań, nie chcąc ryzykować skręceniem karku.
    – To w sumie żadne zaskoczenie... – odpowiedział zapatrzony przed siebie z lekko przekrzywioną na bok głową, co było u niego typową oznaką intensywniejszej aktywności szarych komórek. – Czekaj, czekaj! Gdzie to usłyszałaś? Wybacz, ale nie ufam twojemu źródłu, biorąc na uwagę to, że połowa kadry tu nadawałaby się na terapię grupową – dodał z cichym, rozbawionym prychnięciem, wzruszając przy tym ramionami.
    – Ale będzie, kiedy to się rozejdzie! – zawołał ze śmiechem.
    Podejrzenia i plotki były dość mocne, nie dało się ukryć, ale wciąż niewystarczające. Gdyby tylko mieli na to coś więcej... Leo czuł mrowienie w palcach, a na jego twarzy pojawił się zadowolony uśmiech, gdy tylko zobaczył, jak jeden z nauczycieli wychodzi z sekretariatu, co zwróciło jego uwagę i pobudziło umysł do działania. Za uchylonymi drzwiami dało dostrzec się kolejne drzwi, a za nimi natomiast było raczej ostatnie miejsce w tej szkole, w którym chciałby się znaleźć którykolwiek z jej uczniów – gabinet dyrektora. Miejsce z zasady wzbudzające negatywne emocje, ale pełne wartościowych informacji.
    Chłopak złapał przyjaciółkę za oba ramiona i obrócił ją w taki sposób, aby patrzyła w tym samym kierunku co on.
    – Idziemy. Dzisiaj – powiedział zdecydowanie, wskazując na gabinet, w którym mieli znaleźć odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Nie było to do końca legalne i nie do końca rozsądne, ale na pewno efektywne.

    Leoś

    OdpowiedzUsuń
  48. Zauważył to lekkie zawahanie w reakcji dziewczyny, ale wcale jej przez to nie oceniał. Nie był hipokrytą, sam przecież przed chwilą przechodził przez to samo, czuł rozdarcie między zostaniem w niepewnej windzie a ruszeniem w nieznane. Ahoj, przygodo! Czy jak to tam było... Co jakiś czas w życiu każdego przyda się jakiś mały dreszczyk emocji. Uwięzienie w windzie i wycieczka po podziemiach szpitala to zdecydowanie coś nowego. Miła odmiana po monotonii codziennej egzystencji i śmiesznych projektów szkolnych.
    Rozsądek kazałby myśleć, że na każdym piętrze powinien być plan budynku z zaznaczonymi wyjściami ewakuacyjnymi i elegancką, czerwoną kropką z podpisem tu jesteś. Tymczasem wyglądało na to, że Sky i Danny byli zdani wyłącznie na siebie oraz własne szczęście, które – o czym się już zdążyli przekonać – pozostawiało wiele do życzenia.
    – Może i umiem wystukać SOS-a Morse'm, ale nawet w skautach nie uczą, jak rozpoznawać kierunki pod cholerną ziemią – zaśmiał się, rozkładając pod koniec ramiona, aby bardziej zobrazować beznadziejność sytuacji.
    – Możemy użyć okruszków z twoich ciastek, coby się nie zgubić – zaproponował jak gdyby nigdy nic, ruszając przodem w stronę, w którą najpierw prowadziła go Scarlett. Pierwsza myśl była ponoć zawsze najlepsza. Postanowił więc zaufać być może zgubnej, damskiej intuicji. – Ale zważając na szpitalne szczury, uznałbym to za bezcelowe. – Wzruszył ramionami, beznamiętnie rozglądając się dookoła za czymś, co mogłoby im pomóc.
    Nie zrobiła na nim większego wrażenia dość groźnie wyglądającą tablica informacyjna na ścianie, którą minęli w pewnym momencie. Osobom nieupoważnionym zabrania się przebywania na poziomie -1. Cóż, żeby być całkowicie szczerym, Danielowi nie zapaliła się w głowie nawet pojedyncza lampka ostrzegawcza. Zbył ten niecodzienny widok i zapomniał o niej równie szybko, co ją zobaczył.
    Ciągle słyszał za sobą bliskie dreptanie dziewczyny, a jej obecność mógł niemalże poczuć na własnych plecach.
    – Nie boisz się, Bell, prawda? – zapytał z zadziornym uśmiechem błąkającym się po jego twarzy. Zerknął na nią w dół przez ramię.
    Droczenie się zajmowało wysoką pozycję na liście jego ulubionych zajęć. Było też jakimś jego dziwnym sposobem na rozładowanie napiętej atmosfery lub patentem na stresujące sytuacje. A włóczenie się po obskurnej, pogrążonej w półmroku piwnicy szpitala można było w sumie podciągnąć pod taką właśnie stresującą sytuację. Bo choć ciekawość w nim narastała z każdą chwilą, to wciąż nie był do końca pewny co do ich bezcelowej wędrówki. Pocieszającą myślą było jednak to, że miał towarzyszkę, bo gdyby znalazł się tam sam, na pewno nie byłby już tak beztroski. Sceneria pasowałaby raczej do akcji jakiejś postapokaliptycznej gry, aniżeli miłego spacerku.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  49. Och tak, ta noc zdecydowanie przejdzie do historii. I będzie niezapomniana, i niezwykła, i ekscytująca, i jeśli w ogóle przeżyje, to będzie miał o czym opowiadać wnukom. Ale nie warto wybiegać te kilkadziesiąt lat wprzód, kiedy kluczowe było kilka najbliższych godzin. To co prawda nie pierwszy raz, gdy robili coś tak... ryzykownego, coby nie powiedzieć głupiego. Oni by tego tak nie nazwali, bo każda z tych i misji miała dla nich znaczenie. Nawet jeśli była uwieńczona kolosalną porażką, bo takie sytuacje również się zdarzały, nie można powiedzieć, że nie. Ale dla ich dobra tym razem musieli bardzo, ale to bardzo, postarać się, aby tym razem wszystko poszło zgodnie z planem. Którego Leo tak właściwie jeszcze nie posiadał, ale wszystko da się nadrobić, prawda? Nie było tu dużego miejsca na ewentualne pomyłki, gdyż groziłby one poważnymi konsekwencjami, na które nie mogli sobie pozwolić. Nie teraz, pod koniec roku szkolnego i w połowie swojej ogólnej edukacji w akademii. Gdyby coś się stało, jego rodzice na pewno uparliby się, by ściągnąć go z powrotem do Anglii, a choć czasami tęsknił za domem, to Nowy Jork był dla niego niemalże rajem. Było tu tyle możliwości, których jeszcze nie wykorzystał. A może raczej nie wykorzystali. Właśnie mieli przed sobą tak rewelacyjną okazję, że prawdopodobnie żadne z nich nie wybaczyłoby sobie zmarnowania jej.
    – Punkt dziewiąta przy tylnej bramie na boisko – odpowiedział, przypatrując się jeszcze dłuższą chwilę drzwiom do sekretariatu, za którymi czekała ich najważniejsza część przygody tego wieczoru. – Zawsze jest otwarta, a do środka wejdziemy... no, to już pozostaw mnie – dodał, ruszając korytarzem wraz z przyjaciółką dreptającą przy jego boku i odwzajemniając ten sam podekscytowany uśmiech.
    Plan – który wciąż progresywnie powstawał w jego głowie – wymagał wcześniejszego dostania się do kotłowni, najlepiej jeszcze w czasie trwania zajęć, oraz uchylenia jednego z wąskich, podłużnych okien, które miało być ich drogą do wnętrza szkoły. Wszystko zaczynało już nabierać pożądanych kształtów.
    – Tylko załóż jakieś niepiszczące buty, na litość boską! – Żartobliwie szturchnął ją stopą w kostkę, po czym stanął przed swoją szafką. – A teraz... – zaczął, powstrzymując stertę niepotrzebnych rzeczy, która zaczęła się wysypywać, gdy otworzył drzwiczki – wracamy na lekcje i udajemy, że wcale nie knujemy czegoś zajebistego, ale super nielegalnego. – Uśmiechnął się do niej porozumiewawczo i dla ironii podał jej do potrzymania dla niego podręcznik do historii.

    Harry

    OdpowiedzUsuń
  50. To, czy nie miał pojęcia o wszelkich skarbach ukrytych w jej torbie, można by poddać dłuższej dyskusji. Był już w końcu świadkiem niezwykłości, które z niej wyciągnęła. On, dajmy na to, nie posiadał w plecaku pełnego zestawu śrubokrętów. Nie uratowały im one, co prawda, życia, ale nigdy nie wiadomo, kiedy i do czego mogły się przydać, to trzeba było przyznać.
    – Kto wie, co tu było te kilkadziesiąt lat temu. Może znajdziemy jakieś pozostałości po nazistowskich eksperymentach na ludziach? – Fakt, że znajdowali się w piwnicy szpitala w centrum Nowego Jorku, raczej psuł jego wizję odnalezienia tam tajnych, poniemieckich laboratoriów, ale nadzieja matką głupich, więc akurat jak najbardziej miała tu prawo bytu. – No co? Nathan Drake znajdował dziwniejsze rzeczy w jeszcze dziwniejszych miejscach. Mam... niespełnione ambicje – wyjaśnił z rozbawieniem. No bo chyba każdy chłopiec kiedyś przechodził fazę na marzenia o zostaniu w przyszłości poszukiwaczem skarbów. I prawdopodobnie nadal mogłaby to być jego opcja awaryjna, tuż po aktorstwie.
    Gdy obejrzał się na nią kolejny raz, ta mazała palcem po ścianie. Zatrzymał się i uniósł pytająco brwi, nie wiedząc co tak właściwie powiedzieć.
    – Dobrze wiedzieć. Jak będę potrzebował kogoś, kto postawi mi tarota, na pewno się do niej zgłoszę – zaśmiał się cicho, patrząc na nakreślone przez nią fluorescencyjne znaki. Nie zyskają na tym biedne szczury, ale dziewczyna miała łeb. – Jesteś pewna, że nie lepiej będzie użyć nici? Boję się minotaurów – rzucił, posyłając jej swój najlepszy sarkastyczny uśmiech. Brawo, zajęcia z literatury.
    Zaraz szybko obejrzał się w stronę, z której i do jego uszu dobiegł hałas, a dzięki budowie korytarzy doskonale rozchodził się po całym piętrze, co sprawiało wrażenie, że jego źródło znajdowało się znacznie bliżej, niż rzeczywiście było.
    – Nie żartowałem – oznajmił cicho, nie odwracając wzroku od ciemnego zakrętu korytarza, skąd wciąż dało się usłyszeć jakieś niezidentyfikowane dźwięki. – Jeśli coś będzie chciało nas zjeść, popchnę cię pierwszą.
    Spojrzał na nią przez ramię i niewinnie wzruszył ramionami, ale z jego oczu nie znikał żartobliwy błysk. Rzucił jej krótki uśmiech, a następnie ruszył do przodu z pełną pewnością siebie. Zatrzymał się przed samym zakrętem, aby spojrzeć dyskretnie przez róg, jednak nawet nie zdążył tego zrobić, bo usłyszał kroki, które bez wątpliwości kierowały się w ich stronę.
    Momentalnie obrócił się na pięcie, rzucając jakieś bezgłośne przekleństwo. W panice rozejrzał się dookoła, po czym złapał Sky za oba ramiona i popchnął ją w odchodzący w bok, mniejszy korytarz, który przed momentem minęli. Złapał za pierwszą klamkę, która nasunęła mu się pod rękę, a drzwi ku ich szczęściu – a to coś nowego – okazały się otwarte. Nawet nie pozwalając sobie na głębsze zastanowienie się, co jest w pogrążonym kompletną ciemnością pomieszczeniu, wepchnął do środka dziewczynę – przynajmniej nie skłamał wcześniej, bo jak coś tam będzie, to ona będzie pierwszą w kolejce do pożarcia – po czym wysunął się do środka tuż za nią.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  51. Kto wie, czy to, co zamierzali zrobić tego wieczoru nie było takim napadem na bank ich możliwości. Te dwie misje różniły się w praktyce tylko priorytetami – no i brakiem szpanerskich pistoletów. Ich celem nie była fortuna – bo na to przyjdzie jeszcze w życiu czas – a kolejna tajemnica, której rozwiązanie przejdzie na ich wspólne konto. Oraz kolejna rewelacja, która odpowiednio dyskretnie wprowadzona w obieg potrząśnie całą szkołą. Takiego czegoś te mury już od dawna nie słyszały.
    W niezawodnych, starych adidasach, najwygodniejszych, ciemnych jeansach i czarnej bluzie z kapturem pochwycił z łóżka już wcześniej przygotowany plecak z niezbędnym ekwipunkiem, po czym z ekscytacją sięgającą zenitu wybiegł w noc. Przed rogiem zarzucił kaptur na głowę i naciągnął go porządnie, po czym wolnym, aczkolwiek zdecydowanym krokiem podszedł do bramy, przed którą był umówiony z przyjaciółką. Przystanął bokiem obok dziewczyny i nie nawiązując z nią kontaktu wzrokowego, odezwał się do niej:
    – Psst. Dziewczynko, chcesz kupić trochę narkotyków? – W głosie podkolorował odrobinę swój brytyjski akcent, co dało zabawny efekt z jego profesjonalną dilerską postawą. Jeśli kiedykolwiek w życiu podwinie mu się noga, przynajmniej będzie miał opcję awaryjną.
    Obrócił się do niej i zaśmiał, zaczepnie szturchając ją łokciem w żebra.
    – Zapomnij. Takie rzeczy to po pracy. – Pogroził jej palcem, na chwilę przybierając poważną minę, którą za chwilę i tak zastąpił żartobliwy uśmiech. – Gotowa?
    Serce biło mu mocno z wyczekiwaniem, dlatego nie czekał dłużej, aby otworzyć bramę, która żałośnie skrzypiała na starych zawiasach. Prowadząc swoją partnerkę w zbrodni, do miejsca, z którego mieli dostać się do szkoły, przyglądał się przy okazji budynkowi. We wszystkich oknach było idealnie ciemno, co było dobrym znakiem, i tylko pojedyncze lampy oświecały wejścia. Przy jednych z tylnych drzwi Harry wślizgnął się między ceglaną ścianę a krzewy. Uważnie wyliczał okna, znajdujące się tuż przy ziemi, aż do momentu, kiedy dotarł do uchylonego lufciku.
    Z nierozłącznym uśmiechem zdjął plecak i wyciągnął z niego latarkę, po czym, zarzucając go z powrotem na plecy, przykucnął przy ścianie. Wziął zapaloną latarkę w zęby, aby otworzyć okno do końca.
    – Patrz pod nogi – rzucił szybko, posyłając jej krótki uśmiech, zanim sam zniknął w ciemnej kotłowni.

    Harry

    OdpowiedzUsuń
  52. [Z lekka podjarałam sobie śniadanie, czytając kartę Marcusa. Uznaję to za znak, że powinnam się zgłosić do Scarlett. ;) Hm, Nicholas jest z tych, co to cenią ciszę i spokój (ewentualnie dobry jazz ;)), a Scarlett to, zdaje się, całkowite przeciwieństwo ciszy i spokoju. Z tak kontrastowych osobowości musi udać nam się wyciągnąć coś ciekawego! :D Hm, może jacyś uczynni znajomi ustawią ich na randkę w ciemno i jakoś tak generalnie nie będzie to zbyt wielki sukces towarzyski?]

    N. Stevens

    OdpowiedzUsuń
  53. [A ja dziękuję ślicznie za miłe przywitanie, o!
    Connor zagląda w końcu do jakiejś dziewczyny, bo na razie otaczają go sami faceci :') I ta urocza mordka na wizerunku, cud, miód i maliny!
    Aktualnie zamiast jakichkolwiek pomysłów w mojej głowie znajduje się jedna wielka czarna dziura, ale obiecuję, że jak tylko na coś wpadnę to się odezwę, bo wątku nigdy nie odmawiam :D]

    Connor

    OdpowiedzUsuń
  54. [ Hej ^^ Ogólnie po przeczytaniu karty mam wrażenie, że naszym panią udałoby się dogadać ~ Tylko czy jest ochota na wątek? ]

    Yuko

    OdpowiedzUsuń
  55. [Było mokro i gorąco, mój kochany Wampirku...
    Hahah, cześć ponownie! A i owszem, znowu wsiadłam na pokład i mam nadzieję zostać pasażerem tego statku trochę dłużej niż ostatnio :D Ciągniemy wątek z mostem? Bawimy się w czekoladową grę wstępną? Hahahah, chcesz mnie wyręczyć i kontynuować od momentu piwnej zabawy czy mam przejąć ster i wyciągnąć ich w końcu z tego auta? (Wiesz, że wolę opcję numer jeden.) Śmiało, decyduj :D (Wcale nie naciskam i nie mówię, że nie lubię zaczynać nawet jeśli to ciąg dalszy, skądże.)]

    Leonardo DiJagódko

    OdpowiedzUsuń
  56. [Dobrze jest! :3]

    Nicholas nie był taką skończoną amebą towarzyską. Miał na swoim koncie kilka pewnych relacji, które może kiedyś dawno temu pretendowały do statusu związku, ale nigdy nic z tego w ostateczności nie wychodziło. Jemu samemu ciężko było się w pełni zaangażować, często słyszał, że ważniejsza jest dla niego muzyka, a nie ta druga osoba. Możliwe, że tak w istocie było.

    W późniejszym czasie, im bardziej pochłaniała go jego raczkująca kariera, tym mniej czasu miał na spotkania ze znajomymi, a co tu dopiero mówić o randkach. Gdy w końcu nie mógł już się nasłuchać o tym, jak to okropnie zdziadział i że powinien poznać kogoś nowego, dla świętego spokoju zgodził się na zaaranżowane przez znajomych spotkanie z “idealną dla niego kandydatką”.

    Nie zastanawiał się długo nad ubiorem, bo i na co dzień nosił się dość schludnie i z casualową nutką elegancji. Pozostał więc przy ciemnych, dżinsowych spodniach, zmienił koszulę na gładką w kolorze jasnego błękitu i narzucił na to grafitową marynarkę o nieco luźniejszym kroju. Odruchowo przygładził niesforne blond włosy, nim wcisnął na głowę kapelusz.

    Dotarł na miejsce spotkania pięć minut przed umówionym czasem. Punktem orientacyjnym miał być pomnik na środku placu obstawionego ze wszystkich stron stolikami i ogródkami restauracyjnymi. Nicholas wiedział też, że jego randką ma być ciemnowłosa dziewczyna, którą powinien kojarzyć.

    Nie czekał długo, kiedy na horyzoncie dostrzegł dziewczęcą postać. Szybko ją rozpoznał, gdy znalazła się już nieco bliżej niego. Znali się z widzenia, kiedyś Nick chyba akompaniował na pianinie podczas jej jakiegoś przesłuchania. Tak czy siak, nie był pewien, czy jego znajomi tak idealnie dobrali mu towarzyszkę dzisiejszego wieczoru. Jemu osobiście wydawało się, że są różni, jak ogień i woda.

    Stevens nie był jednak z tych, co to wystawiają. Wziął głęboki oddech i podszedł do Scarlett. Położył jej dłoń na ramieniu, chcąc zwrócić na siebie uwagę.

    - Śmiem zgadywać, że jesteś moją randką w ciemno - powiedział, może trochę sztywno, ale okrasił to nieznacznym uśmiechem.

    N. Stevens

    OdpowiedzUsuń
  57. [Witam i dziękuję za pochwałę c: Bardzo się cieszę, iż wyszła jaka wyszła - nie lubię robić schematycznych postaci więc i tworzę takie oto Jackie xD
    Zapytała bym o jakikolwiek wątek są jednak dwa ale.
    1. Nie wiem kompletnie z którą postacią.
    2. Obie postacie mają już sporo wątków >w<
    Więc, jeśli nie masz ochoty na wątek ze mną powiemy sobie pas (i ewentualnie będę Ci podbijać komentarze od czasu do czasu ciekawostkami z otchłani internetu).
    Obie Twoje postaci mi się podobają (trudno stwierdzić która bardziej), obie mają swoje plusy i minusy - i najważniejsze - są kompletnie inne xD
    Jeszcze raz dziękuję za przywitanie i pochwałę (karmić potwora zwanego ego!].

    Jack Anderson

    [ps. Piszę tutaj bo ma mniej komentarzy! (Nie żeby się tłumaczyć czy coś.)

    OdpowiedzUsuń
  58. [ Hym... dziewczyny są w tej samej klasie, chociaż Yuko woli hip hop, ale może chciałaby się podszkolić z baletu? Albo hiszpański... też tutaj jest punktem zaczepienia, choć nie wiem na ile to wyjdzie...]

    Yuko

    OdpowiedzUsuń
  59. Willowi zdecydowanie nie służyło już nic z alkoholem. O wiele lepiej, gdyby zamiast drinka, Bell wcisnęła mu w dłoń butelkę wody i przypilnowała, by wypił wszystko, a następnie wysiusiał jak największą ilość alkoholu, która jeszcze nie zdarzyła uderzyć mu do głowy. Jednym przechyleniem szklanki opróżnił naczynie, nawet nie czują smaku drinka. - Zajebiste... - Wyburczał pod nosem niedbale wrzucając szklankę do zlewu, przysuwając się do szatynki na kilka kroków. - No co, takie piękno należy doceniać. - Uśmiechnął się do niej zalotnie, i mimo drobnego zasinienia przy wardze, które dalej nie zniknęło po ostatniej bójce, dalej miał w sobie pewien urok, który roztapiał serca wszystkich pierwszoklasistek, a tu obecna Scarlett, przecież całkiem niedawno była jedną z nich, więc teoretycznie powinna równie łatwo ulegać jego charyzmie. - Dzwoneczek ma jeszcze jakieś specjalności, które mógłbym odkryć? - Uniósł brew, delikatnie odgarniając palcem kosmyk jej włosów z twarzy, kiedy zatrzymał się tuż przy niej.


    [Krótko i brzydko ;-; godzina zła, ale lepszej nie będzie, wybacz ;-; ]
    Willy Pijak

    OdpowiedzUsuń
  60. [cóż... widocznie pisanie kart postaci w środku nocy bardzo mi służy. aż chyba zaraz wpadnę w samozachwyt ;P najpierw spojrzałem na zdjęcie i wyobraziłem sobie Scarlett właśnie taką, jaka jest. piękny uśmiech jeszcze piękniej pasujący do całości.
    co do wątku to mam póki co częściowy pomysł. Conway byłby odpowiedzialny za fotorelację z występu baletowego Scarlett więc poznaliby się powiedzmy przy wyborze zdjęć do szkolnej gazetki. znajomość opierałaby się głównie na podchodach - ona wykracza poza jego pojmowanie szarej ludzkiej masy więc byłby nią zaintrygowany. ona z kolei miałaby problem, żeby w jakiś sposób do niego dotrzeć. no i kurde nie wiem, co zrobić z tym dalej ;P]

    Conway

    OdpowiedzUsuń
  61. [jezu, dobra, jest noc i nie ogarniam ale obiecałem, że coś wyskrobię więc wyskrobałem. błagam o wybaczenie, nawet tego nie przeczytałem ;D]

    Dźwięki, kolory, rozmowy – to wszystko było zbyt intensywne. I wszystko działo się gdzieś obok, jakby zupełnie Conway’a nie dotyczyło. Żałował każego kieliszka, jakiego wlał w siebie poprzedniego wieczoru. Żałował każdego papierosa, którego wypalił choć teraz z lubością rozkoszował się smakiem tytoniowego dymu. Docierał do każdej komórki jego ciała; rozluźniał je i ogłupiał zarazem, ponieważ nie reagowały bólem na nadmiar toksycznych substancji w jego organizmie. Balansował na krawędzi życia i śmierci, a krawędź ta zwisała nad bezdenną otchłanią nicości. Nachodziły go obsesyjne myśli o fotelu w kinowej sali choć seans miał rozpocząć się dopiero za pół godziny. W tylnej kieszeni jego spodni szeleścił bilet, ale nie potrafił przypomnieć sobie tytułu filmu. Fantastyka, a może science – fiction? Jeszcze raz pozwolił, aby papieros rozerwał jego płuca i zgasił niedopałek na pokrywie kosza na śmieci. Ukrył dłonie w kieszeniach dżinsów i w jednej z nich wyczuł pozostałości korka do wina. Był postrzępiony. Zupełnie jakby wykonywał wczoraj podobny ruch; z tą tylko różnicą, że korek był cały, a Conway skubał go palcami ze zdenerwowania. Zastanowił się.
    Wczorajszy wieczór był dla niego katorgą. Nie miał nastroju na spontaniczne imprezy, a nastrój ten pogarszał się z każdą mnutą. Widział wokół siebie ludzi zaślepionych prostacką ucieczką od rzeczywistości. Widywał ich na co dzień, rozmawiał z nim i wysłuchiwał ich, a jednak czuł wewnątrz siebie pewien niedosyt. Jakby nie spełniał się w tym towarzystwie jako osoba, jako człowiek. Więził tą część siebie, która pragnęła potrząsnąć całym tym bałaganem i krzyknąć Przecież nie o to w tym wszystkim chodzi! choć brakowało mu sił. Aż wreszcie uległ, zdecydowany zabrudzić się w tym bagnie po raz kolejny i po raz kolejny nie mieć do siebie szacunku. Zmuszał się do podporządkowania. Taka była cena ucieczki od odosobnienia. Czy to go bolało? Raczej bawiło. Tak bardzo, że dzisiaj z bólem łatał luki w pamięci.
    Błądził po twarzach znajmowych i rozczarował się. Nigdzie nie dostrzegł podobnej dezorientacji. Nigdzie poza spojrzeniem Sky. Sky, która była ostatnim, mglistym wspomnieniem ostatniego wieczoru. Rozmawiał z nią dużo i na tematy zupełnie bezsensowne. Swobodnie, bo takiej swobody wtedy potrzebował. Mówił więcej niż zwykle i poświęcał więcej uwagi, niż był do tego zdolny na co dzień. Lecz teraz miotało nim wiele obaw. Odsłonił się przed nią, może za bardzo i pozostało mu mieć nadzieję, że nie zapamiętała przebiegu ich rozmowy. Ale czy to była tylko rozmowa? Pamiętał, jak siedzieli na werandzie i popijali wino z jednej butelki. Gwiazdy nad ich głowami wirowały i tworzyły sieć cieniutkich nitek, których ilości nie potrafił oszacować. I zastanawiał się, czego właściwie oczekuje. Chciał mieć ją przy sobie; chciał znać każdy centymetr jej ciała, chciał znać zapach jej skóry i każdą myśl, która kłębiła się wówczas w jej głowie. A jednocześnie pragnął odsunąć ją jak najdalej. Stworzyć z niej obraz i takim go pozostawić. Pozostawić pole do popisu dla własnej wyobraźni.
    Kiedy usiedli na swoich miejscach w sali kinowej, Conway potarł skronie opuszkami palców. Wypił, zniewoliła go chwila słabości lecz dzisiaj jest znów tym samym człowiekiem. Tym samym egoistą, który wykorzystuje ludzi i potem zostawia; w chwil gdy nie przedstawiają dla niego żadnej wartości. A jaką wartością była dla niego Sky? Dobrze bawił się w jej towarzystwie i... Cóż, odrobinę bronił się przed nią. A teraz zapierał się rękami i nogami, niepewny tego, co zrobił lub powiedział ostatniego wieczoru. Zbywał każde jej spojrzenie, każde jej pytanie. Unikał jak ognia, którym miał sparzyć się jeszcze nie raz. Dlaczego nie zajął innego fotela?

    Conway

    OdpowiedzUsuń
  62. [ Witam. Patrząc na słoneczne cechy postaci aż się zastanawiam jakimi kolorami tęczy Adrien wymiotował by na płótno i co by z niego wyszło i chyba dlatego chce spróbować...

    Do tańca ma dwie lewe nogi, hiszpańskiego nie zna ale za to chce pomagać innym więc można by tak...jako dość dziwny typek bez chęci kontaktów może być pomylony z jednym z potrzebujących..a jak. Mający jakaś dziwną masochistyczną zabawę nie będzie chciał Jej psuć możliwości pomocy co skończyć się może różnie... Co TY na to??
    Adrien D.

    OdpowiedzUsuń
  63. I on zrobił niewielki krok do tyłu, nieznacznie się od niej odsuwając. Naprawdę niewielki, ponieważ to małe, ciemne pomieszczenie wcale nie napawało go najlepszymi z najlepszych odczuć. Dało się wyczuć wyraźną różnicę temperatur między korytarzem, po którym jeszcze przed momentem beztrosko się przechadzali, a tym miejscem. Nie wiedział, jak to właściwie działa, ale faktycznie było tu dość chłodno, a nawet przez moment poczuł na ramionach gęsią skórkę, co w tym przypadku nie było przyjemne.
    – Nic? Byłem zbyt zajęty niebyciem zamordowanym w piwnicy szpitala – odparł półszeptem, jakby w obawie, że ktoś może ich tam odkryć. Bo tak jak błąkanie się po piwnicy szpitala mogło jeszcze zostać wyjaśnione jako nieumyślne, to niepotrzebne grzebanie po pomieszczeniach, do których nieupoważnione osoby nie powinny mieć dostępu, zostałoby już uznane za szczególnie niepożądane.
    Bezwiednie wygładził dłonią koszulkę w miejscu, w którym zaciśnięte były palce dziewczyny i spojrzał w dół, pod ich stopy, gdzie dostrzegalna była wąska linia światła z korytarza. Po tym odchylił głowę do tyłu, zadzierając wzrok na bladożółtego ludzika na tle zielonego znaku oznaczającym wyjście. Daniel skrzywił się ironicznie, wygrzebując z kieszeni własny telefon. Może raczej powinni pójść w ślady tego małego gościa nad drzwiami i faktycznie wynieść się stamtąd w cholerę. Na razie jednak ciekawość zwyciężyła rozsądek, a światełko z latarki jego telefonu dołączyło do tego z komórki Sky i również oświetliło pomieszczenie.
    – Przytulnie – rzucił krótko z optymizmem w głosie, rozglądając się z uwagą dookoła oraz dokładnie oświetlając każdy kąt po kolei. – Taa... Widziałem ten horror. Faktycznie marny. – Ponownie na jego twarzy zagościł niepewny grymas, gdy zaczął przyglądać się z daleka tajemniczo wyglądającemu wózkowi.
    Chłopak także zerknął z lekkim zawahaniem na Scarlett, jakby oczekując jej aprobaty, po czym zrobił krok w głąb pomieszczenia. A potem jeszcze jeden, wyrażający trochę większą pewność czynów. Stanął z bok wózka, pochylając się i opierając wolną rękę na kolanie, a drugą wciąż trzymał telefon, którym teraz z bliska oświetlał ten naprawdę mroczny przedmiot wyciągnięty prosto z głupiego horroru o opuszczonym psychiatryku.
    – Po takich doświadczeniach możemy sobie odpuścić jakieś tam nudne projekty. Z tym możemy napisać świetne opowiadanie na zajęcia z literatury – odezwał się z żartem podszytym sarkazmem. Przeszedł na drugą stronę wózka, oglądając go ze zmienionej perspektywy. – Niestety, żeby dopełnić literaturę grozy, ktoś musi zginąć. Któreś z nas musi się poświęcić.
    Podniósł spojrzenie znad obiektu swojego zainteresowania i uniósł znacząco brwi, obserwując tym razem dziewczynę. Można by to oczywiście kreatywnie opisać, dodając zgrabne ubarwienia, ale napis oparte na prawdziwych wydarzeniach ładnie zwieńczyłby oprawę książkowego wydania tej powieści. Danny raczej nigdy nie widział siebie jako wybitnego autora – no chyba że tej autobiografii ku szczytu swojej kariery – ale ludzi lubili dobrze napisane horrory, wystarczy spojrzeń na takiego Kinga, człowiek zrobił karierę, a jego powieści czytały pokolenia.
    Dan w zamyśle swoich ambicji z powrotem spuścił wzrok, następnie znowu zerknął na Sky, aby w końcu szturchnąć wózek niepewnie, dwoma palcami, zupełnie jak małe zwierzątko wyglądające na martwe, w obawie, że może jednak żyje.

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  64. [Chodź na maila, Skajko <3 kreatywna99@gmail.com]

    Esti

    OdpowiedzUsuń
  65. [ A dziękuję za powitanie ^^ Mam nadzieję, że zostanę z wami na dłużej :3 ]

    Lucinda

    OdpowiedzUsuń
  66. [Mam nadzieje, że ci się spodoba i nie zostanę uznana za jakąś wariatkę xD]

    Biegał po całym domu w tę i z powrotem. Nie wiedzieć dlaczego, mama zawsze rozpakowywała przeznaczony specjalnie na eksplorację urbexów plecak. Biedny Jamie za każdym razem musiał latać jak głupi w poszukiwaniu odpowiednich rzeczy. Czemu to wszystko nie mogło na stałe zagościć w tym plecaku? Przystanął na chwilę, by spojrzeć na zegarek. 18.30. Miał zaledwie pół godziny, by dotrzeć na miejsce. Musiał się pospieszyć. Jak rzadko sprawdzał, czy na pewno wszystko spakował, tak przed wyprawą do opuszczonego budynku musiał to zrobić. Jeśli nie zerknął, czy ekwipunek jest kompletny, nie wystawił nogi za drzwi, a szczególnie, gdy zabierał ze sobą towarzysza. Ignorowanie tabliczek z napisem: Wejście grozi śmiercią bądź Budynek zagrożony zawaleniem już było wystarczająco dużym ryzykiem. Nie wspomnę nawet o tym, że na zwiedzany teren mogła wkroczyć policja, a starcie z nią w takiej sytuacji nie skończyłoby się dobrze dla nikogo.
    Zajrzał do plecaka. Apteczka, do tej pory nie została wykorzystana, ale przecież nigdy nie wiadomo, co się może stać. Latarka i zapasowe baterie na wypadek, gdyby zachciało im się zwiedzać podziemne tunele bądź piwnicę. Scyzoryk, bo może się przydać. No i oczywiście naładowany telefon. Bez tego zestawu ani rusz. Zarzucił plecak na ramię i zbiegł na dół po schodach. Czy na pewno o wszystkim pamiętał? Zaraz! Przecież najważniejsze! Wrócił się na górę migusiem. Wyciągnął z szuflady swój polaroid. Take only pictures, leave only footsteps. To główna niepisana zasada urbexowania. Trzeba było zostawić budynek w nienaruszonym stanie. Wiele osób łączyło jednak zwiedzanie z robieniem zdjęć. James również tak robił. Miał nawet na nie specjalne pudełko pokaźnych rozmiarów. Teraz posiadał juz wszystko. Był w pełni gotowy do drogi. Założył buty na grubej podeszwie i ulotnił się przez główne drzwi.
    Droga do urbexu zajęła mu jakieś 25 minut piechotą przez pola. Obiekt był oddalony od głównej zabudowy miasta. Z resztą, trudno się dziwić. Nikt nie chciałby mieszkać blisko czegoś takiego. Czytał o tym miejscu sporo w internecie. Z każdym kolejnym słowem jego ciekawość narastała. Chciał zobaczyć obiekt na własne oczy. Od dłuższego czasu wręcz marzył, by się tu udać. Sky dosłownie spadła mu z nieba. Wysłał jej krótką historię budynku, wskazówki, jak do niego dotrzeć, listę rzeczy, które powinna zabrać, a nawet ciuchów, które musi koniecznie założyć. Na początku miał wątpliwości, czy to rozsądne, by zabierać ją w takie miejsca, skoro dopiero zaczyna przygodę z poważnym eksplorowaniem, ale w końcu dlaczego nie? Musiał to z nią obejrzeć, zdecydowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeszedł przez zniszczone ogrodzenie i oto jest! Budynek wykonano z ciemnoczerwonej cegły. W niektórych miejscach pozarastał bluszczem. Wiele szyb w oknach zostało wybitych. Wokół rozstaczała się aura tajemniczości i grozy. Panie i panowie, przestawiam... opuszczony szpital psychiatryczny ! Tak, to nie są żarty. Obiekt wyglądał jakby ktoś wyciągnął go z horroru i to właśnie tak przyciągało do niego Jamesa. Lubił się bać, czuć gęsią skórkę na całym ciele. Tutaj nie będzie tylko obserwatorem jak podczas seansu, ale uczestnikiem. Dobrze pamiętał artykuł o tym miejscu, jaki napisano w internecie.
      Szpital psychiatryczny znajdujący się w szczerym polu na Brooklynie. Opuszczony od 1890 roku. Wybudowany z dala od głównej zabudowy, a nawet pól uprawnych. Zapytacie pewnie, dlaczego? Co sprawiło, że musiał zostać odcięty? Przez ludzki strach. Jeśli myślicie, że to zwykły psychiatryk, to się mylicie. Jeden z dyrektorów szpitala zdecydował o zaaranżowaniu pokoju, w którym księża mieli dokonywać egzorcyzmów. Mieszkańcy zwyczajnie bali się demonów. Wierzyli, że te mogą chcieć upatrywać w nich swojego nowego właściciela. Niektórzy mówią o dziwnych odgłosach, wydobywających się ze środka, a nawet o duchach, które błąkają się po korytarzach. A ty, drogi czytelniku? Wierzysz w to? Odważysz się wejść?
      James potraktował ostatnie zdanie jak wyzwanie, którego musi się podjąć. I oto jest! Stoi przed najbardziej upiornym urbexem, jaki dotąd zwiedzał. Nie mógł się doczekać, aż wejdzie do środka. Nagle usłyszał za sobą kroki. Odwrócił się i zobaczył Skajkę. Na jego twarz wystąpił szeroki uśmiech.
      - Witam, witam. To co? Gotowa na zmierzenie się z tym upiornym miejscem? - uniósł brew. - Zawsze o się wycofać - mrugnął do niej.
      Nie sądził, by to zrobiła, ale nie mógł się powstrzymać przed wypowiedzeniem tych słów. Serce biło mu trochę szybciej, gdy patrzył na szpital.
      Odważę się przekroczyć próg. Nie boję się. Moja ciekawość pcha nas do przodu. Zobaczymy, gdzie nas poprowadzi.

      Jamie

      Usuń
  67. [ Może coś wspólnie stworzymy? :) ]

    OdpowiedzUsuń
  68. [ Może coś wspólnie stworzymy? :) ]

    OdpowiedzUsuń