26 sierpnia 2017

Jacqueline A. Jacobse

24 sierpnia 2017

Drogi Pamiętniczku!
          Czasem życie układa się w ten niefortunny sposób, że nie wiesz już sama, czy w poprzednim wcieleniu torturowałaś i zabijałaś małe kotki, czy może po prostu ktoś tam na górze tak cholernie cię nienawidzi. A może, to zwykła pomyłka? Tak jakbyś przez zbieżność nazwisk dostała się na złą stronę listy świętego Mikołaja.
         Chciałam być normalna. Naprawdę próbowałam być normalna. Przez jakiś czas, nawet mi się to udawało. Oszukiwałam sama siebie, że mam się całkowicie dobrze. Udawałam, że to co złe, się nie zdarzyło. Nakładałam maskę wszelkiej radości i szczęścia, bo nie chciałam innych dołować swoim podejściem do życia. Kłamałam, że to co robił mój ówczesny chłopak mi nie przeszkadzało. Sądziłam, że tak powinno być. Że może za dużo od życia wymagam. Że jeżeli wystarczająco dużo razy powtórzę, że jestem szczęśliwa - naprawdę szczęśliwa będę.
         Dziś - po ośmiomiesięcznym wyjeździe na jakieś zakichane zadupie - naprawdę czuję się dobrze. Tylko... nie do końca przypominam siebie sprzed tego okresu. I nie chcę już przypominać. Chciałam coś zmienić i to właśnie zrobiłam. Już nikt mnie nie skrzywdzi - a przynajmniej będzie się musiał postarać dużo bardziej.

         Zaśmiałem się przytulając do siebie dziewczynę. Zerknąłem kątem oka na jej długie blond loki i fragment twarzy, który było widać. Była taka śliczna - porcelanowa laleczka w krótkiej sukieneczce w kwiatki i dżinsowej kurtce. Musnąłem wargami czubek jej głowy, a ona chwyciła w swoje drobne palce moją, obejmującą ją, rękę.
         - To jak? Lody czekoladowe? - spytałem zadziornie się uśmiechając, tym niskim tonem, który tak działał na kobiety. Przecież przed sobą nie muszę być skromny i porządny.
        - Czemu nie. Pójdziemy do tej małej kawiarenki? Tej o której mi tyle opowiadałeś? - To był ten moment, w którym wiedziałem, że połknęła wcześniej puszczony haczyk. No ale czemu się dziwić, każda kobieta chce poczuć się wyjątkową. Nie zależnie od tego, czy to prawda.
        Poprowadziłem ją wąskimi uliczkami. Mała kawiarenka nie znajdowała się daleko od centrum, ale była sprytnie ukryta za kilkoma skrętami. Nie wiedząc czego szukasz, nie mogłeś tu trafić. Uliczki były... artystyczne i trzeba było się porządnie im przyjrzeć, by dostrzec urok w niewielkich pęknięciach, czy dziwnie dobranych materiałach budowlanych. Co było zaskakujące - prócz tej małej kawiarenki - żadne drzwi nie wychodziły na tę stronę. Cóż, dla mnie była to dodatkowa zaleta, gdyż atmosfera nawet w środku dnia była romantyczna, dodatkiem dreszczyku, co sprzyjało bardzo upojnym chwilom.
         Poprowadziłem dziewczynę do drzwi wejściowych. Wnętrze tego miejsca po raz kolejny zrobiło na mnie wrażenie. Było tutaj coś... magicznego. Skromny wystrój, kreowany mimo wszystko na dworki królewskie; niewielka scenka po prawej; dużo regałów z książkami po lewej; urocza mała lada; i pełno stolików. Muzyka była cicha - taka by nie przeszkadzać w rozmowie, ale by zachować atmosferę. Magia. 
         - Usiądziemy przy tym stoliku, o którym opowiadałeś? W twoim zaciszu, gdzie piszesz piosenki? To będzie... - dziewczyna mocno trzymała mnie za rękę z podekscytowania kołysząc się. Więc na prawdę zrobiło to na niej aż takie wrażenie? Niesamowite. Powoli zaczęła się obracać dookoła siebie, chcąc zlokalizować opisywany przeze mnie obrazek. Ja nie musiałem, bo chociaż historia była przywłaszczona, to w tym miejscu byłem naprawdę. 
              Nad jej ramieniem dojrzałem malutki okrągły stolik, tylko z jednym krzesłem. Zwykle był on podobno wolny - dziś zajęty. I to nie przez byle kogo. Zajęło mi dobrych parę chwil, by rozpoznać dziewczynę, która siedziała na nim w tak dziwaczny sposób, żeby trzymać pięty na krześle obok pośladków. Miała przymknięte oczy, a w dłoniach trzymała kubek, jakby się nim rozgrzewała, mimo, że przecież było lato. Odchyliła wolno głowę do tyłu i potrząsnęła nią lekko, przez co jej włosy zsunęły się z jej ramion i widać było jak przełyka napój. Żadna z tych rzeczy nie wydała mi się jednak tak znajoma, jak ten moment, gdy otworzyła swoje niebieskie (czy też jak ona mawiała - kobaltowe) ślepia i ułożyła wargi w ten charakterystyczny dla niej sposób. Ace.
                - Patrz, ktoś zajął twój stoliczek! - powiedziała trochę za głośno dziewczyna obok mnie. Wzrok większości osób zwrócił się w naszym kierunku. Oczywiście poza faktyczną osobą, do której to było. Uśmiechnąłem się do wszystkich ludzi i lekko przyciągnąłem do siebie towarzyszkę.
                  - Spokojnie. To... moja przyjaciółka - szepnąłem jej na ucho.
                 - Och, to chodź. Na pewno odda ci twój stolik. - Uśmiechnęła się i nim się zorientowała, już zmierzała do Jacky. Kurwa. Poszedłem za nią.
                  - Cześć, jestem Juliett. - Uśmiechnęła się w stronę Ace, która nieco opuściła podbródek, mimo, że była od nas sporo niżej, siedząc na swoim krześle. - Podobno się znacie. - Wskazała na mnie kciukiem.
                    - Cześć, Ace. - Uniosłem do góry kącik ust i wsunąłem jedną z dłoni do kieszeni, przyglądając się jej. Ostatni raz widziałem ją ponad pół roku temu. Mówili, że wyjechała po paru włamaniach do jej mieszkania. - Dawno temu wróciłaś?
                    - Jakiś tydzień pewnie będzie. - Zamknęła zeszyt, który miała przed sobą. Wsunęła za ucho długopis, a mnie jakby przeszedł dreszcz. Zawsze tak robiła, jak pracowała nad nowym projektem. Tylko, że tego gestu nie widziałem od lat. 
                      - I co porabiasz? - spojrzała mi w oczy. Miała taki inny wzrok. Z jednej strony mniej obecny, jakby myślami była zupełnie gdzie indziej. Z drugiej... bardziej przytomny, niż kiedykolwiek dotąd. A znałem ją pięć lat już. 
                     - Zaczęłam pić kawę, zamiast czekolady. Ale reszta składników została, taka jak zawsze - mówiła bardzo łagodnym tonem, jakby w ogóle nie czuła się osaczona. A tak chyba powinna się czuć, skoro ona siedziała, a dwoje ludzi stało nad nią i to dość blisko. Przynajmniej do tej pory jej to przeszkadzało. 
                 - Podobno jest tutaj najlepsza czekolada i lody na świecie. - Moja towarzyszka uśmiechnęła się wesoło, najwyraźniej nie wyczuwając napięcia, które moim zdaniem powstawało. Mimowolnie zacząłem się nieznacznie cofać, ciągnąć ją za sobą, ale ona stała twardo ewidentnie z chęcią walczenia jak lwica o ten stolik. Ace też to zauważyła, zrobiła minę jakby chciała powiedzieć so cute. - Wiesz na pewno. To jego magiczne miejsce.
                         - Tak? - Ace przechyliła głowę na lewo.
                       - Tak. pracuje tu nad własnymi kawałkami i aranżacjami coverów. Przy czekoladzie z bitą śmietaną i masą czekolady, bo ma na jej punkcie hopla. I ze szklanką wody... - mówiła szybko z ewidentną dumą, oczy wznosząc do sufitu i układając ręce razem na wysokości ramion. A mi się robiło coraz goręcej. 
                        - Naprawdę? - Pytanie Jacky sprawiło, że Juliett spojrzała wprost na nią.
                     - Tak. I z zeszytem i długopisem za uchem i... - przerwała przesuwając wzrokiem po stoliku, na którym stała substancja z bitą śmietaną na wierzchu, a obok szklanka z wodą. I zeszyt. I ten cholerny długopis za uchem. - i... z co najmniej dwoma książkami w plecaku, bo nigdy nie wie którą będzie chciał przeczytać... - jedna z książek wystawała z futerału na gitatę, druga leżała otwarta na stoliku obok zeszytu. - Robi miliard notatek na marginesach... - I wiadomo, co znalazła na książce na marginesach, kiedy bez pytania wzięła ją by przejrzeć.
                              Juliett spojrzała na mnie z wyrzutem, a mnie zatkało. Za to Ace jakby się nagle uaktywniła.
                       - U, to takie piękne. Poczekaj... - sięgnęła za siebie po wyciągniętą już gitarę, a ze mnie już leciał pot. Zsunęła z krzesła długie nogi i ułożyła na udzie gitarę.
                      - Chodźmy może - szepnąłem.
                    - Czemu? To idealna scena do sztuki, tylko co by tu... - uderzyła parę razy w bęben gitary, po czym zapiórkowała gładko początek coveru. - I threw a wish in the well -  Przez Juliett przeszedł jakby wstrząs.Wyprostowała się jak struna. - Don't ask me I'll never tell - Nie był to normalny cover tej piosenki. Był inny. Niepowtarzalny. - I looked at you as it fell - Wzrok jej szusował ode mnie do Ace i z powrotem, a ona śpiewała. Gładko wygrywając każdy dźwięk i uzupełniając go swoim głosem. - And now you're in my way
                     - Julie...
                    - Przestań! - Wzięła do ręki szklankę z wodą, która stała na stoliku i wylała na mnie całą zawartość, a zaraz potem wybiegła z kawiarenki. 
                  Pobiegłem za nią, ale obawiałem się, że to było już nie do odratowania. Zacisnąłem dłonie w pięści i gwałtownie otworzyłem drzwi wracając znów do środka. Poszedłem do stolika akurat kiedy kończyła wygrywać ostatnie akordy.
                   - Czemu to zrobiłaś?
                  - Słuchaj, chcesz wyrywać laski. Twoja sprawa. Ale rób to swoją historią, a nie moją. Kto wie, może ktoś poleci na złodzieja wizji artystycznej. - Uśmiechnęła się lekko, a mnie znów przeszedł dreszcz. Nie widać było po niej tego choleryzmu z którego słynęła do tej pory.
               - Wszystko jedno. - Zacisnąłem szczękę i obracając się trąciłem jej kubek. Okej, może i chciałem, by padło na jej zeszyt i książkę. Należało jej się. Zresztą i tak nie wyszło. Nie wiem czy to przewidziała, czy taki miała refleks, czy jak, ale zablokowała mój ruch, przykładając dłoń do drugiej strony kubka i tylko spojrzała na mnie twardym wzrokiem, którego u niej nigdy nie widziałem.
                 - To był mój cover. Nie ruszaj tego, co moje.
               Wyszedłem. Już na zewnątrz spojrzałem przez szybę na jej postać. Po raz kolejny przeszedł mnie dreszcz. Nie byłem pewny co się zmieniło, ale coś na pewno.


Jacqueline A. Jacobse
21 lat | 14 lutego | Absolwentka Brooklyn Art Academy
tatuaż czarnego kruka na lewej łopatce 
chce wstąpić do CIA | powraca do szkoły czasem coś reżyserując lub użyczając swojej sztuki 
złożyła papiery na kryminologię i literaturoznawstwo na Uniwersytet


zniknęła na 8 miesięcy, ma nadzieję wrócić do współprowadzenia Volum Eleven, o ile jej partner Will wyrazi ochotę współpracy z nią | były kapitan drużyny koszykarskiej | pija potrójnie czekoladową podwójną kawę z czekoladową posypką, polewą, bitą śmietaną i słomką | była tylko w jednym związku i nie chce do tego wracać | napisała 8 sztuk i jest w trakcie pisania książki | wynajmuje pokój u jakiejś pary, więc koniecznie chce się wyprowadzić | nie myśl, że ją pokonasz w grze w karty - w końcu szczęście się ma albo w kartach, albo w miłości | nie chwali się tym, ale nauczyła się ostatnio jeździć na motorze i całkiem ładnie jej to wychodzi - co jest bardzo dobre bo samochodu za cholerę nie poprowadzi | chodzi regularnie na zajęcia ze sztuk walki i na strzelnicę | ma ulubioną kawiarnię, ulubiony bar (z bilardem), ulubione Volum Eleven, ulubiony dach w mieście | ma psiaka imieniem Sherlock, który nie przepada za nikim, poza nią

-----
Ja nie wiem, jak to jest, ale Call me maybe jest najbardziej irytującą piosenką na świecie, a jak się pisarsko zatnę, to tylko to może ruszyć moją wenę! Normalnie, jakby wszechświat sobie ze mnie jaja robił...
Wszem i wobec - wróciłam! Jeszcze Adam się robi. Tęskniłam za wszystkimi ze starej ekipy i witam wszystkich z nowej! Ktooo chce wątek? ;>

34 komentarze:

  1. [No cześć Jackie :D Zapraszam do Willa po należyty opierdziel za zniknięcie bez słowa. ]

    William L.

    OdpowiedzUsuń
  2. [ My wątku nie miałyśmy, ale bardzo chętnie na jakiś pójdę! :D Witam z powrotem Jackie i wbijaj do Alice, niech nasze dziewczynki troszkę nabroją, o ile masz ochotę. ;) ]

    Alice

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [O nie nie nie, te dwie diablice się nie mogą zakumplować bo biedny Willy nie wyrobi :< ]

      Usuń
  3. [No ja jestem fanką Juliett - ''Patrz, ktoś zajął twój stoliczek!'' Moja ulubiona linia dialogu, bezcenna. A tak w ogóle to welcome back!
    Jackie, te 8 miesięcy zahartowało, co? Nie podawaj szczegółów, dowiemy się w swoim czasie. No a tak w ogóle, zgrać się nam z jakimś wątkiem trza będzie.]

    Scott/Ruby/Jeff

    OdpowiedzUsuń
  4. Foxy poszła do pracy, bo potrzebowała pieniędzy na wyprowadzenie się z mieszkania brata i nie oczekiwała jakiejś dużej satysfakcji z zawodu. Doskonale wiedziała, że zaraz po skończeniu liceum może zapomnieć o robieniu czegoś, co będzie sprawiało jej przyjemność, więc po prostu zaakceptowała pierwszą lepszą ofertę... I trafiła właśnie do tej kawiarni, na którą ciężko było w ogóle trafić. Co jest jeszcze ciekawsze, po pewnym czasie nawet polubiła rozmawianie z klientami, przygotowywanie kawy zgodnej z życzeniami i nakładanie kawałków ciasta na ładnie ozdabiane talerzyki. Nie było to spełnienie jej marzeń, ale przynajmniej nie odechciewało się jej na samą myśl przychodzenia tutaj.
    Oczywiście, były też pewne rzeczy, których nie znosiła - na przykład wymóg noszenia spódniczek oraz koszul. Alice, jako zatwardziała fanka szortów i luźnych t-shirtów, musiała wygrzebać z głębi szafy odpowiednie ciuchy. A potem jeszcze nakładała na to zielony fartuszek z falbankami, który stanowił jej uniform (nieco śmiesznie wyglądał w połączeniu z trampkami). No i te beznadziejnie krótkie przerwy...
    Dosłownie chwilkę temu zeszła na jedną z nich. Cisnęła fartuszkiem gdzieś na bok, zwinęła paczkę ulubionych papierosów w pakiecie z zapalniczką i wyszła na zewnątrz, żeby swobodnie oddać się nałogowi. Odpaliła papierosa, włożyła go do ust i z ulgą zaciągnęła się dymem. Przez ostatnie dziesięć minut myślała, że już dłużej nie wytrzyma.
    Uniosła głowę, kiedy zobaczyła, jak podchodzi do niej stała klientka z silnym zamiłowaniem do wyjątkowo skomplikowanej kawy. Uśmiechnęła się do Jacky i wyjęła papierosa z ust. Poznała imię dziewczyny, kiedy ta spotkała się ze znajomym akurat w tej kawiarni.
    - Ciężki dzień będzie miał ten chłopiec, jak zrobi ci złą kawę - odparła na przywitanie i zaśmiała się krótko. - Jeżeli poczekasz, aż wypalę, to zajmę się twoim zamówieniem.

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdarzało jej się widywać Jacky na korytarzach Brooklyn Art Academy, ale dosłownie na kilka sekund i to w tłumie innych uczniów. Chyba nawet nigdy nie zamieniły słowa, a przynajmniej Alice tego nie pamiętała.
    — Tak, ale na pewno nie byłaś na profilu teatralnym. Gdybyś tam chodziła, musiałybyśmy się spotkać — stwierdziła, odwracając się twarzą w stronę dziewczyny, która usiadła na krawędzi parapetu. Alice zerknęła przez szybę na Jamesa, żeby sprawdzić jak obchodzi się z klientami. Szef zlecił jej, żeby uważała na nowego i wszystko mu tłumaczyła. Chłopak radził sobie całkiem nieźle. — No nie, zdecydowanie nie jest — dodała z uśmiechem, po czym strzepnęła nieco popiołu z papierosa i ponownie włożyła go do ust.
    Foxy po prostu dobrze znała Nowy Jork — nie potrafiła nawet określić, jak często włóczyła się po mieście nocą ze znajomymi. Dzięki takim "wycieczkom" wyłapała wiele ciekawych miejsc, w tym właśnie kawiarnię, której pracownicą obecnie była. Wieczorem przyuważyła przyklejoną do okna kartkę głoszącą nabór do pracy, a następnego dnia Alice już tam była.
    — Kiedyś na ulicach Nowego Jorku bywałam częściej niż w domu — wyjaśniła, a potem wyciągnęła dłoń w kierunku Jacky. — Foxy. Dla nielicznych Alice Hastings.

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  6. Z braku lepszego zajęcia Johnson siedział w domu bawiąc się w czyszczenie zacisków hamulcowych. Z jego stylem jazdy, hamulce używane były całkiem często co sugerowało też wymianę płyt hamulcowych, ale póki co czekał aż przyjdą pocztą. Słysząc pukanie do drzwi w pierwszym odruchu pomyślał, że to właśnie listonosz, a później, że Elise ale po zerknięciu na zegarek to też wyeliminował. Rzucił bawełnianą szmatką na bok i podchodząc do drzwi wytarł ręce ze smaru o szaro-biały podkoszulek (kiedyś był czysto biały). Bez pofatygowania się aby spojrzeć przez wizjer otworzył z lekka drzwi, ale nim sam zdecydował co zrobić dalej dwa Wilczaki czechosłowackie przepchnęły się między drzwiami otwierając je tym samym szerzej.
    -Hades! Reja! - Było już za późno, Hades mało co nie wdrapywał się na Jacky, a Reja obnażyła kiełków warcząc. -No już, dobra, spokój. - Poklepał ją z lekka po boku.- Hades, no, zostaw ją. - Scott chwycił go za obrożę i odciągnął do tyłu, a Wilczak zabrał w końcu swoje łapy i cofnął się za nogi Scotta. Już spokojniejsza Reja klapnęła na ziemię. Dopiero teraz Johnson miał szasnę skupić się na postaci przed nim.
    -Psy Elise. - Wyjaśnił krótko, po czym na twarzy pojawił się z lekka szelmowski uśmiech, a chłopak oparł dłoń o futrynę, ramię miał wyprostowane w łokciu. - Kopę lat, Jacky. - Nie zrobił nawet kroku w bok czy w tył, póki co jeszcze rozważał czy w ogóle będzie wpuszczać ją do środka, czy w ogóle będzie to konieczne. Jego wyraz twarzy zmienił się w pytający, w końcu nie podejrzewał Jacky o przychodzenie tu bez powodu.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  7. Zanim podniósł kolejne pudło z ziemi, zerknął do środka upewniając się, że jego zawartość zgadza się z podpisem napisem nabazgrolonym markerem na górze. Pochwycił mocno podstawę kartonu i zaczął wspinać się leniwie w górę schodów wychodząc z magazynu. W środku zostało jeszcze kilkanaście kartonów, w które jeszcze kilka miesięcy temu musiał pakować pozostały alkohol i całe szkło. Wchodząc na salę akurat w białych słuchawkach wetkniętych w jego uszy kończył lecieć utwór rosyjskiego rapera, który spodobał mu się kilka dni temu. Sięgnął do tylnej kieszeni przetartych ciemnych jeansów by przełączyć piosenkę, jednak gdy uniósł wzrok, a jego oczom przy drzwiach ukazała się postać brunetki, wsunął jedynie swoją starą komórkę z rozbitą szybka z powrotem do kieszeni. Nie odezwał się słowem, zerkając na nią jeszcze tylko jeden raz, jakby chciał się upewnić, że wcale mu się nie wydawało i Jacqueline cholerna Jacobse naprawdę postanowiła się pojawić. Z lekkim westchnieniem schował się za barem stawiając pudło na blacie. Nie spojrzał na Ace już ani razu, kiedy wyciągnął słuchawki z uszu, zaczepiając je o jasną koszulkę, wyciągając z dopiero co przyniesionego pudła dwie szklanki i sięgając po jedną z butelek ze świecącej pustkami półki. Rzucił w jej stronę ścierkę, dając jej jasno do zrozumienia, żeby przetarła wyciągnięte przez niego naczynie, zanim nalał do nich swojej ulubionej whisky, poprawiając przy tym okulary przeciwsłoneczne na jego czole, które cudem utrzymywały w ryzach jego wiecznie rozszalałe włosy.
    - Mam nadzieję, że powód był cholernie dobry. - Odezwał się w końcu opierając się łokciami o bar. Ton jego głosu nie wyrażał żadnych konkretnych emocji, co musiało doprowadzać ewidentnie skruszoną dziewczynę do szaleństwa. Doskonale o tym wiedział. Upijając parę łyków bursztynowego płynu przyjrzał się w końcu uważnie Jackie. Coś się w niej zmieniło, choć jeszcze nie był w stanie stwierdzić co dokładnie, jednak liczył, że będzie miał dużo czasu żeby to zgłębić.

    Willy

    OdpowiedzUsuń
  8. (Szczerze mówiąc nie czuje blusa wenowo żeby pisać przypominajki, i nie wiem ale mi się jakoś kojarzy, że coś było motocyklem...ale nie jestem pewna...)

    Pomyślał nad tym chwilę, niby to zmrużając jedno oko, krzywiąc warg. -Nie lubią obcych. – wzruszył ramionami i tym samym wyraz twarzy wrócił do neutralnego. Może powinien czuć się niezręcznie. W końcu sypiał z nią nieco dłużej niż zazwyczaj z innymi, ale u Scotta niezręczność istniała tylko kiedy udawał. A robił to dla zabawy, nie żeby popieścić swoje ego, bo ile on to by dziewczyn nie wyrwał w tym samym czasie. Wiedział że mógłby, ale bez przesady.
    Nie czekał na przytulanie, nie czekał nawet na nic specyficznego, na wspominanie czy wyjaśnienia, tylko na powód dla którego tu była, ale to z własnej tylko ciekawości. Zauważył jak jej postawa się zmieniła i mimowolnie prawy kącik ust uniósł się tylko nieznacznie ale wręcz w rozbawieniu.
    Dopiero teraz, widząc ją przed sobą zastanowił się co się z nią działo po Akademii. Zakładał, że coś z pisaniem, może jakieś sztuki nowe stworzyła, ale daleko się w tym nie zagłebiał, bo i po co? Spędzili trochę dobrego czasu razem i za nim zrobiło się zbyt nudno poszli w swoje strony. Tyle.
    -Zeszyt i książkę?- uniósł brew teraz krzyżując ręce na torsie i opierając się barkiem o framuge jakby mieli sobie strzelać tutaj miłą pogawędkę.
    -Ostatnio sporo rzeczy wywalałem – tak, tak bardzo zabawne. – Pewnie nawet ich nie mam. – Zeszyt robił za podkładkę pod szklanki i kubki, a książka pewnie siedzi na dnie któregoś z kartonów z częściami. Niewykluczone że zździebka usmolona.
    -Poza tym jestem pewien że masz masę innych zeszytów i książek. – stwierdził umniejszając ich wartość aby przekonać się jak bardzo jej na nich zależy, ale nadając też wydźwięku dużo prostszego – Scottie nie rozumie procesu artystycznego tworzenia, wartości notatek czy szkiców. Teraz uśmiech nie był już raczej widoczny, ale postawa niezmienna, jakby niemalże mówił mową ciała, że nawet jak ma jej rzeczy to się będzie musiała bardziej wysilić żeby je odzyskać.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  9. W pierwszej chwili miał ochotę parsknąć śmiechem. Kącik jego ust uniósł się nawet w lekkim uśmiechu, zanim dotarło do niego, że to absurdalnie brzmiące wytłumaczenie, faktycznie było prawdą. Dobrze, że Jackie nie miała odwagi na niego spojrzeć, by zobaczyć pierwszą reakcję tego idioty. Przejechał dłonią po swojej brodzie, zastanawiając się chwile. Nie chciał palnąć niczego głupiego, jednak nie zamierzał też głaskać jej po główce. Nie byli już w szkole, byli dorośli i choć Willowi zdarzało się szukać guza u ulicznych chuliganów, to wyładowywanie męskiej agresji dla sportu nie było tak lekkomyślne jak porachunki z gangiem. W coś ty się wpakowała Jack.
    - Głupia jesteś. - Skarcił ją jedynie dopijając swój alkohol. Od razu dolał obojgu whisky, po czym odstawił butelkę na półkę, dając jasno do zrozumienia, że nie zamierza pozwolić jej się dziś upić. - Dlaczego nic nie powiedziałaś? Przecież dobrze wiesz, że bym ci pomógł. - Popatrzył jej w oczy marszcząc brwi. Martwił się o nią przez te wszystkie miesiące.

    William

    OdpowiedzUsuń
  10. W gruncie rzeczy, i z perspektywy Scotta oni nigdy nie byli razem. On nie bywał w związkach, żadne tam stałe relacje, bo nie myślał przyszłościowo, tylko w teraźniejszości, a dziewczyny chciały stabilności, która dla niego była po prostu nudna. Więc gdy Jackie oznajmiła mu wtedy, że z nimi koniec, to mu ulżyło. Nie trzeba było oświadczać wprost, że zabawa się skończyła. Pamiętał nawet jak się wtedy uśmiechnął rozbawiony, ale już nie wchodził w żadną głębszą dyskusje na ten temat, ani myślami nie zagłębiał się w to co wtedy czuł, w tamtym momencie rozdział został zamknięty.
    Na początku nawet nie zauważył, że dziewczyna cokolwiek u niego zostawiła, dopiero kilka dni, jak nie tygodni później znalazł jej rzeczy, a że mu nie pasowały do reszty przekartkował je powierzchownie i rozpoznając do kogo należą odłożył na bok, bo wiedział, że prędzej czy później dziewczyna po nie wróci. Okazało się, że później, a do tej pory zdążył zapomnieć, że w ogóle nadal je miał, no cóż... aż do dzisiaj.
    -Masa innych rzeczy to nie jeden młotek, ale co ci poradzę jak ich już nie ma? - Wzruszył ramionami. -Chyba? Obok złomu? Tak, bardzo mi pomogłaś. Złomu jest dużo, a minęło ile? - Zastanowił się przez chwilę. - 10 miesięcy? 9? Nawet jak tam jest to nie znajdę Ci tego w minutę. - A znalazłby, bo wcale nie miał takiego bałaganu jak się mogło wydawać. Nie kolekcjonował niczego prócz płyt winylowych i części od motocykli i samochodów i narzędzi, ale to nawet nie można było nazwać kolekcjonowaniem.
    Uśmiechnął się rozbawiony, gdy zaczęła mu rozkazywać. - O nie, jaka szkoda. - Odparł sarkastyczne. - Ja mam czas. - Stwierdził znów wygodnie się opierając, w pełni zrelaksowany.
    Na jej miejscu nie próbowałby się włamywać, teraz póki Scott był zaraz obok aby uspokoić psy było dobrze, ale gdyby tak go tu nie było to nie ręczyłby za to jak zachowałyby się wilczaki chroniąc swojego terytorium przed intruzem.
    -Słuchaj,- Odparł po chwili zastanowienia, kiedy tak przyglądał się jej posturze, wyglądała tak samo, zadziorna jak zwykle i nadal przyjemnie było na nią popatrzyć. - zróbmy tak: przyjdź jutro na trening do szkoły, byle który, ale nie z rana, a jak znajdę te twoje zeszyty i książki to je przyniosę, a przy okazji będziesz mogła zademonstrować klasie jak się nie powinno grać w kosza. - Uśmiechnął się, nie mogąc nie dodać jakiejś zgryźliwości. Ta nagła współpraca powinna jej się wydać podejrzana, ale z drugiej strony nie miała wiele opcji, albo koniecznie uprze się, żeby wejść do środka i szukać razem z nim (co Scott, rzecz jasna nadal rozważał i nie podjął jeszcze decyzji) właśnie teraz, albo przystanie na jego propozycję, ale wtedy będzie musiała poczekać do jutra.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  11. Rzeczy, uczucia, które mu nie pasowały odpychał od siebie i spychał poza obręb pamięci. W tu i teraz nie było już miejsca na to co, cokolwiek to było, kiedyś między nimi, bo może by nawet przyznał, że coś, ale teraz to już nic, więc po co do tego wracać?
    Już otworzył usta aby jej odpowiedzieć, że to przecież ona te książki wciąż chciała, kiedy dał jej do zrozumienia, że może ich nawet nie mieć, ale wtedy usłyszał krótki dźwięk dochodzący z kieszeni jego jeansów. Bezpardonowo odczytał wiadomość i uśmiechnął się do siebie, jakby nie był właśnie w trakcie przekomarzania się z Jackie. Już wsuwając komórkę znów do kieszeni odparł. -Na co mi koledzy? Kiedy ma się koleżankę na motocyklu? - Nadal z uśmiechem, dziwnie szczerym i wesołym zawiesił zielone oczy na jej twarzy, powoli poważniejąc, a raczej znów przechodząc w ten lekki stan żartu zmieszanej z pewnością siebie.- Ja wiem, że moje życie prywatne bardzo cię interesuje, ale mniejsza o to...-
    -Tak sobie tłumacz, Jackie. - Odparł z pobłażliwością w głosie. Dobrze wiedział, że Jackie wcale nie była taka zła, wręcz przeciwnie, gdyby wzięli ten trening na poważnie dzieciaki na lekcji mogłoby się sporo nauczyć, ale przecież jaka byłaby w tym zabawa gdyby jej to powiedział? Gdy rzuciła, że mu nie wierzy zerknął na zegarek. - Jeszcze trochę postoimy, to akurat je znajdę. - A ty przy okazji się spóźnisz uśmiechnął się z lekka. - Nie chce Ci przypominać, że to ty się śpieszysz, a ja jutro będę miał tyle czasu co mam go dzisiaj.
    Na ten ułamek sekundy gdy poczuł jej paznokieć stał w bezruchu, nie z paraliżu, a raczej z dezorientacji, dopiero gdy się odsunęła, po twarzy przemknęło rozbawienie, a niedługo po tym szczerze i na głos zaśmiał się. Nie wiedział co dziewczyna chciała tym osiągnąć, ale biorąc pod uwagę jak do tej pory trzymali zdrowy dystans, przekroczenie go w taki sposób po prostu wydało mu się... Wtedy dotarło do niego, dlaczego. Skupił się jakby na jej kolejnych słowach i kiwnął z lekka głową, po czym kiedy już widział jak jej ciało przygotowywało się do zwrotu chwycił jej dłoń i robiąc krok do przodu przyciągnął ją do siebie. Zatrzymała się praktycznie na jego klatce piersiowej, ale nie uderzyła w niego gwałtownie, a jedynie zdawało się, że oparła. Poczuł ciepło jej ciała, ale też jak jej mięśnie się spięły, nic dziwnego, to co zrobił, samo w sobie było dość gwałtowne. Schylił nieco wzroku, żeby na nią spojrzeć i uśmiechnął się kącikiem ust.
    -Znasz mnie, huh? - Przesunął wzrok na jej bark, gdzie o jej skórę otarły się opuszki palców gdy odgarnął kosmyki włosów z jej ramienia. - Czyli dobrze wiesz co zrobię. - Mruknął nieco niższym tonem znów spoglądając na jej twarz. - Więc nie masz czym się martwić. - Lub wręcz przeciwnie.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  12. Alice przekrzywiła lekko głowę, po czym wyciągnęła wolną ręką papierosa z ust i uśmiechnęła się szeroko. Ścisnęła dłoń Jacky i chociaż ten gest był w jej wykonaniu delikatny, to jednak bardzo serdeczny. Już teraz czuła, że polubi stałą klientkę "swojej" kawiarni.
    - No to musisz być ode mnie starsza, Ace - powiedziała, od razu posługując się przezwiwkiem dziewczyny. Z doświadczenia wiedziała, że po pewnym czasie stają się bardziej normalne niż imiona; do Alice prawie każdy mówił Foxy. - Dobra, chodźmy do środka i zrobię ci wyjątkowo skomplikowaną kawę, z którą nikt inny sobie nie poradzi.
    Puściła oczko do Jacky, po czym ostatni raz głęboko zaciągnęła się papierosem. Ugasiła niedopałek w popielniczce, leżącej na parapecie i westchnęła głęboko. Ironiczne, że coś tak szkodliwego dla organizmu przynosiło jej dużą ulgę.
    Weszły z Ace do kawiarni, a Alice bez fartuszka weszła za kontuar i wyciągnęła biały, całkiem spory kubek. Niby kawę powinno podawać się w filiżance, ale dla Jacky dziewczyna zawsze robiła wyjątek. Coś czuła, że panna Jacobse wolała mieć więcej i nieelegancko, niż mniej i elegancko.
    - Nie masz przerwy, Foxy? - zapytał zaskoczony James, który akurat nakładał na talerzyk kawałek tarty malinowej.
    - Zeszłam wcześniej - wyjaśniła Ali, przygotowując kawę.
    Chłopak pokiwał głową i odszedł do obsługiwanego klienta. Foxy uniosła głowę i zerknęła na stojącą naprzeciw lady Jacky.
    - A ty jak znalazłaś to miejsce? - zapytała z autentyczną ciekawością w głosie.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  13. Uśmiechnął się szelmowsko słysząc jej pytanie i wsuwając ręce do kieszeni, kiedy się z lekka odchylał. - Jak marzenie. - Mówił przede wszystkim o innych dziewczynach, ale sugerował, że na nią też to działało. Widział, że musiała włożyć w to trochę wysiłku aby się opanować, a to tylko utwierdziło go w zaserwowanej odpowiedzi.
    -A tak w ogóle to Elise nawet nie lubi motocykli. - Dodał na odchodne i uśmiechnął się do siebie wzrokiem śledząc jej ruchy, aż znikła z jego pola widzenia. Poklepał Hadesa po boku i wszyscy cofnęli się na korytarz. Zamknął drzwi, przekręcił kluczyk i wrócił do swojego pokoju. Omiótł swój pokój wzrokiem i zeszyt znalazł już za pierwszym razem. Siedział na biurku, a na nim szklanka oraz kilka uszczelek, zepchnął wszystko na bok i siadając na brzegu łóżka znów go przekartkował i już miał wczytywać się w pierwszą stronę kiedy stwierdził, że jakoś wcale nie ma na to ochoty. Odłożył go na bok, a później przysunął do siebie jeden z kartonów przejrzał przez niego, ale nie znajdując książki przejrzał kolejny. Tak jak się spodziewał była trochę usmolona, przetarł ją bokiem dłoni i powolnie przeczytał tytuł, później ją otwierając. A że nie był z tych co się delektują czytaniem to pofatygował się jedynie jeszcze przejrzeć te notatki na marginesach, których było pełno, a później tak samo jak zeszyt książka też wylądowała na boku.

    Na następny dzień na trening dotarł około 11. Później niż zwykle, ale przecież nie przychodził tu zgodnie z żadnym grafikiem. Akurat trafił na początek treningu dziewcząt, szybko wrzucił na siebie spodenki i t shirt po czym udał się na salę. Klapnął na ławkę obok nauczyciela i przywitał się z nim krótko, nim ten gwizdnął i wykonał ‘młynek’ przed ramionami, a piłka trafiła do przeciwniczek. Dziewczyny dopiero co zaczęły, a za chwilę, znów rozbrzmiał gwizdek tyle, że tym razem to był Scott, ponaginał nadgarstki i wstał kręcąc głową.
    -Dobra, dziewczyny... - Przesunął ręką po karku i rozejrzał się po nich. Wpatrywały się w niego w niemym zachwycie jakby z samego faktu, że tu był. Drugoklasistki, twierdziły, że chcą grać w kosza, ale jak przyszło co do czego, to aż oczy bolały od patrzenia. - Piłka.
    -Okej, nie było fatalnie, ale musicie popracować nad... - Skrzywił się. - Znajomością zasad gry.
    Kiedy tak wciągnął się w wracanie do podstaw, tłumaczenie, i demonstracje zapomniał już nawet, że umówił się z Jackie na oddanie jej zeszytu i książki.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  14. Na szczęście była to zaledwie zwykła lekcja wychowania fizycznego, a żadna z tych dziewczyn nie należała do drużyny koszykarskiej, więc o wyrzucaniu nie było też mowy. Byli tu żeby je uczyć, a nie sadzać na ławeczce. Podobno frekwencja się zwiększyła od kiedy zaczął bywać na zajęciach co Scottowi wydawało się zabawne, tak łatwo było je zwabić. Oczywiście wiedział, że były tu też uczennice, które po prostu pojawiały się na zajęciach, zamiast je olewać, bo przecież to tylko WF. Scott w ich wieku szybciej przyszedł by właśnie tu niż na inne lekcje, ale on szczególnym wzorem do naśladowania nie był poza sportem.
    Kiedy wyjaśnił kilka prostych zagrań i podkreślił na co powinny zwracać szczególną uwagę, oddał im piłkę, podzielił na cztery grupy i powiedział aby to teraz poćwiczyły. Cofnął się o kilka kroków dając im więcej miejsca i skierował się w stronę Jackie. Tuż przed wyjściem rozejrzał się jeszcze po sali i bardzo dobrze, bo piłka właśnie leciała w jego stronę, poprzedzona piskiem jednej z uczennic. Chwycił ją jedną ręką i odrzucił z powrotem. -Następnym razem staraj się podawać do koleżanek, to byłby aut i straciłybyście piłkę. - Podstawy, ale nic chyba z pierwszej klasy nie wyniosły, więc nie zaszkodziło o tym wspomnieć. Drzwi otworzyły się, i zaczęły zamykać jak Scott był już w drodze na spotkanie z Jackie, kiwnął jej z lekka głową, tylko na tyle żeby wiedziała, że ją zauważył, po czym zaszedł do szatni. Z góry wiedział, że niczego ze sobą nie zabrał, ale aby nadać temu większej wiarygodności wypadało dopełnić aktu.
    -Zapomniałem o nich. - Skrzywił się kiedy już do niej podchodził. Przesunął ręką po karku przyglądając się jej. - Ale ten... w sumie nie pamiętam co z nimi zrobiłem. Wydawało mi się, że wkładam je do plecaka, ale teraz ich tam nie ma. - Westchnął, mówiąc tak jakby zgubił wątek i naprawdę nie wiedział w którym momencie stracił jej rzeczy z oczu. - Sprawdzę jeszcze w domu, ale to dopiero jak wrócę. - Mruknął robiąc zamyśloną minę, jakby nadal głowił się nad tym, czy wkładał je czy nie, a jak je przyniósł to czy wyjmował żeby zrobić dla czegoś innego miejsce, kiedy w rzeczywistości przypomniał sobie, że z tego zapominania o zeszytach, nie wziął portfela, więc nie naleje paliwa w drodze do domu.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  15. Powstrzymywał się od uśmiechu, kiedy dawała mu to wiedziałam, że spierdolisz spojrzenie. Już mniejsza o to czy domyśliła się, że wszystko od początku ukartował, czy naprawdę uznała, że ich nie ma, zgubił, lub zapomniał. Mógłby je wyrzucić chociażby teraz, ale po co? Nie zależało mu na nich, ale nie był też aż takim draniem, żeby wyrzucać coś co do niej należy tylko dlatego, że już ze sobą nie sypiali. Przecież nie żywił do niej żadnych uczuć, negatywnych, czy pozytywnych.
    O bransoletce akurat pamiętał, tylko, że jego ‘I don’t give a shit’ podejście, nie dopuszczało myśli o tym ciekawe czy ją nosi? Ciekawe co z nią zrobiła? Jej własność, mogła robić z nią co chciała. Może mogłoby się wydać smutne, jak coraz głębiej sięgała jego obojętność i jak niewiele osób załapywało się poza ten zakres, bo nie wszystkie wspomnienia z Jackie były złe, wręcz przeciwnie, szybciej mu było do śmiechu, zważając na to jakie mieli wzloty i upadki.
    Kiwnął do niej głową w odpowiedzi i poczekał aż się odwróci, żeby dorzucić jeszcze coś od siebie. - Także wpadnij później, może nawet postawię ci piwo. - Uśmiechnął się do siebie po czym wrócił na salę.
    Zajęcia zleciały całkiem szybko, pewnie dlatego, że było trochę do roboty, jak nie tłumaczenie, to włączał się do gry, zwłaszcza na treningach, gdzie zabrakło im rozgrywającego. Może dla kogoś z zewnątrz była to rutyna, ale koszykówka? To był inny świat, tutaj te same ruchy mógł powtarzać do woli i nie było mowy o znudzeniu się, zwłaszcza, że przewiały się różne dzieciaki, z różnymi dylematami, czasami innymi stylami gry. Tak, nie wszystkie może zajęcia obracały się wokół jednego sportu drużynowego, ale przecież nie pracował tam, a i potrafił grać w inne sporty.
    Kiedy wychodził już przebrany po ostatnim treningu było około 5, podjechał do domu, chwycił portfel i wrócił się na stację benzynową, a później znów rundka do domu. Wybrał nawet dłuższą trasę, żeby przetestować jak pracują hamulce. Kask zdjął wchodząc już do budynku, otworzył drzwi i wszedł do środka przywitany przez Hadesa i Reję i rzucając swoje rzeczy gdzieś na boku wpakował się pod prysznic.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  16. Tamtego fragmentu akurat nie czytał i może i lepiej. Zbytnie zagłębianie się w jej życiu, czy przeżyciach nie byłoby zdrowe, nie teraz kiedy było to już za nim. Scott mógł nie mieć poszanowania do cudzej prywatności, ale zazwyczaj wiedział, gdzie granice się zaczynały i nie zawsze jego celem musiało być ich przekraczanie.
    Tak się zgrało, że akurat sięgał po t-shirt kiedy usłyszał donośnie pukanie do drzwi. Od razu wiedział któż to mógł być. Naciągnął przez głowę siwy materiał, który jeszcze przylgnął w kilku miejscach gdzie ręcznik nie dotarł, albo po prostu Scottowi się nie chciało. Tym razem psy od razu cofnął do salonu i bez obstawy podszedł do drzwi, aby otworzyć je nieco szerzej niż ostatnim razem. Zaczesał wilgotne włosy do tyłu, a na jego twarzy powoli wkradł się uśmiech z momentem gdy ją zobaczył, ale było w nim jak zwykle cwaniaczkowata nuta.
    -Myślałem, że nie przyjdziesz. - Przywitał się, kłamiąc, bo wręcz przeciwnie spodziewał się że dziewczyna wróci. Już wcześniej zdążyła potwierdzić, że jej na tych rzeczach zależało, a teraz jak bardzo. W końcu wystawił ją już raz to wiatru. Tak naprawdę nie miał już więcej logicznych wymówek, bo skoro ostatnim razem twierdził, że je ma, to teraz już daleko pójść nie mogły. Przekrzywił z lekka głowę w bok. - Dobrze wyglądasz, złość ci służy.
    I zaraz słyszał już łapy dreptające po panelach i zaraz odwrócił w ich stronę głowę. - Nie. Nie, zostańcie. No już. - Zdążyły pojawić się tylko skrawki ich pysków, później ogonów gdy zaczęły odchodzić. Scott westchnął i znów odwrócił głowę w stronę Jackie.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  17. -Ta, próbowałem. Nie służy. - Odparł swobodnie, w ogóle nie dotknięty jej uwagą, bo dupek to jedno z lżejszych określeń jakie od niej już kiedyś słyszał. Poza tym doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak się zachowywał.
    Uniósł brew mierząc ją od stóp do głów, później zerkając w głąb mieszkania, uśmiechnął się do siebie kiedy przez głowę przeszła mu podła myśl, ale zrezygnował i zamiast tego po prostu zostawił drzwi otwarte znikając na jakiś czas w korytarzu.
    Czyli piwa nie trzeba będzie stawiać. Całe szczęście, zaoszczędzę. Myślał żartobliwie kiedy siedział na łóżku z nogami u góry opierając je o biurko. Westchnął gapiąc się ślepo na sufit i zastanawiając gdzie była teraz Elise. Wstał po około 5 minutach i chwycił do ręki zeszyt i książkę po czym wrócił do otwartych drzwi.
    -Właściwie... dlaczego miałbym Ci je nawet oddawać? - Odpowiedź była banalna - bo należały do niej, ale co z tego? Droczenie się z nią sprawiało mu frajdę. - Może powinienem zacząć czytać, masz tu interesujące rzeczy. - Otworzył jej zeszyt na przypadkowej stronie i przesunął po kratce palcem jakby szukał specyficznego fragmentu, chociaż prawda była taka, że nawet nie przeczytał z tej strony jednej linijki.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  18. Uśmiechnął się pierw w rozbawieniu, później jakby z pobłażaniem. - Wcale nie jesteś aż tak wyjątkowa. - Skwitował dając jej do zrozumienia, że nie tylko z nią tak pogrywa, o czym dziewczyna pewnie dobrze wiedziała. Tak ich przeszłość była pewnego rodzaju ułatwieniem, co nie zmienia faktu, że równie dobrze jakaś inna dziewczyna mogłaby zostawić u niego swoje rzeczy i też by się z nią droczył i utrudniał odzyskanie swojej własności.
    Miała dobry refleks, ale to nie było aż tak zaskakujące. Po prostu uznał, że odpuściła sobie kosza i jej umiejętności mogły być trochę podrdzewiałe, ale najwidoczniej nie. - Zdajesz sobie sprawę z tego, że to leżało u mnie przez kilka miesięcy, nie? - Odparł sugerując, że równie dobrze mógł przeczytać wszystko od dechy do dechy już dużo wcześniej, albo chociaż wczoraj po tym jak poszła. Wysunął zeszyt szybko spod jej ręki i obracając się jakby bokiem, żeby móc ją zablokować. Drugą rękę wysunął dalej od niej teraz ją stabilizując, żeby przeczytać tekst. - Weesszłaaaam... - Zaczął czytać z wolna nadal w defensywnej postawie wiedząc, że jego wzrost daje mu trochę przewagi. Tak, nadal mu nie zależało na tym co było tam napisane, ale skoro Jackie tak zależało, żeby to ukryć...
    Dziecinne? I to bardzo, ale Scott miał w sobie coś z takiego nie dojrzałego dzieciaka, którego nadal bawią takie spory i przepychanki. Jak zwykle wciągał w to też ludzi, którzy za grosz nie mieli ochoty w nich uczestniczyć, bo mógł.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  19. Był wystarczająco spostrzegawczy aby dojrzeć co działo się z jej twarzą, a przede wszystkim z oczami. Ogarnął go taki dziwny... brak zrozumienia. W większości przypadków to były ich przepychanki, robili coś na zmianę i największe świństwo jakie jej zrobił i o które się podejrzewał to to, że nic do niej nie czuł. Tyle, że na to nie mógł nic poradzić. Wtedy był przekonany, że czuł, ale złe nawyki wżerają się głęboko i prędzej czy później wrócił do swojej normy.
    Zabawne, że Jackie uważała relację Scotta z Elise za toksyczną. To nie tak, że stał się taki z dnia na dzień, on po prostu taki był, a jak z nią sypiał to wiadomo, że traktował ją inaczej. Elise za to była jedyną osobą, która miała na niego tak duży i tak dobry wpływ. Bez niej byłby tylko przystojną, ale pustą skorupą człowieka. Gdyby miał wybierać tysiąc razy między nimi dwoma za każdym razem wybrałby Elise. W sumie dobrze się składało, że dziewczyna nie powiedziała tego na głos, bo wtedy śmieszkowate przepychanki skończyłby się w jednej sekundzie.
    Spodziewał się, że dziewczyna coś w końcu zrobi, z tym, że oczekiwał raczej karzełkowatego podskakiwania, a nie spróbowania obniżenia jego pozycji i wytrącenia go z równowagi co było lepszym rozwiązaniem. Nie zrobił kroku w przód, a jedynie napiął mięśnie aby utrzymać się w pionie, ale skupiając uwagę na tym dał jej furtkę na zabranie zeszytu. Łokieć ledwo go minął, ale tylko dlatego, że odchylił się do tyłu.
    Teatralnie położył rękę na swoim torsie jakby właśnie został trafiony strzałą. -Ouch. - Skrzywił się jakby w bólu, ale po chwili uśmiechał się już rozbawiony, kręcąc głową. Zrobił szybko krok w tył chwytając jeszcze jej książkę z korytarza i chociaż pierwsza myśl mówiła, żeby celować w nogi, ręka kierowała się na plecy, to ostatecznie stwierdził, że nie chcę brać odpowiedzialności gdyby przypadkiem jej ciałko sturlało się po schodach w dół, więc książka trafiła w jej bark i z hukiem opadła na klatkę schodową. Drzwi były już zamknięte, a Scott wracał do salonu chwytając pada od Play Station.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  20. [Cześć, czołem! Bardzo dziękuję za miłe powitanie, cieszę się, że Charles się podoba, no i oczywiście piszę się na jakiś wątek. Może wykorzystamy fakt, że oboje śpiewają, hm? :)]

    Charles Bayley

    OdpowiedzUsuń
  21. Kilka dni później jedna z dziewczyn z drużyny koszykarskiej przypomniała mu, żeby na mecz przyszedł na sportowo, i przy okazji podała numer siedzący, i chociaż na pierwsze nie było potrzeby, bo Scott wiedział jakie plany mieli organizatorzy meczu i sami gracze, to przy drugim zarobił sobie jeszcze numer komórkowy. Reszta absolwentów zaproszona jednak na mecz miała nic nie wiedzieć, w ramach niespodzianki. Zapowiadało się ciekawie. Nie żeby Scott był sentymentalny, ale dobrze będzie zagrać pełnometrażowy mecz ze znajomymi twarzami, no i pokazać młodym jak to powinno się robić. Chociaż tegoroczna reprezentacja była całkiem całkiem. Brakowało im jeszcze trochę zgrania się, ale to przyjdzie im nie długo i będą wymiatać.
    Jak zwykle w szkole był prawie cały dzień i nie wracał już nawet do domu zważając, że mecz zaczynał się o 17, a ostatni trening kończył się o 16:30. Trochę posiedział sobie przed szkołą wcinając kanapkę z indykiem i myśląc jak to dobrze jest teraz kiedy nie musi tu przychodzić na zajęcia. I tak robił co chciał, ale teraz nie zatrzymywali go przez to w kozie, ani nie serwowali wykładów, że jeśli chce coś w życiu osiągnąć musi przestać być takim obibokiem. Uśmiechnął się sam do siebie i mniej więcej za 15 skierował na salę, gdzie zaczynała zbierać się widownia. Rozejrzał się po trybunach i spojrzał na swój nadgarstek. Pierwszy rząd, numer 14. Dziewczyna miała ładne pismo. Nie przepychając się bokiem przez osoby które i tak już tam siedziały wspiął się od przodu i klapnął na siedzenie, rozsiadając się w nim wygodnie. Pochylił się do przodu, opierając ramiona na swoich udach i przywołał trenera.
    -Jest Luke? -Spytał gdy ten się zbliżył.
    Mężczyzna skrzywił się z lekka. -Jeszcze nie.
    -Kiepsko.
    -Niby ma przyjść. Chłopaki do niego pisali. Spóźnia się tylko, bo negocjuje z nauczycielką.
    Scott przetarł twarz dłonią wzdychając. -Zobaczę co da się zrobić.
    -W razie co ja nic o tym nie wiem.
    -Ma się wiedzieć. - Scott uśmiechnął się i zeskoczył na dół, po czym skierował się truchtem na korytarz. Kiedy dotarł w końcu do matematycznego departamentu zwolnił kroku zaglądając przez okna klas, aż w końcu przed oczami mignęła mu czarno włosa nauczycielka. Zapukał do drzwi i nie czekając na odpowiedź otworzył je. Kobieta zwróciła na niego pytające spojrzenie.
    -Tak bardzo przepraszam, ale Luke ma ważny mecz i muszę go eskortować na salę gimnastyczną. - Kiwnął głową do chłopaka, a ten zaczął pakować swoje manatki.
    -Nigdzie nie idziesz, Walkers.
    -Ale proszę pani, on się wszystkiego nauczy i w ogóle. - Scott wszedł głębiej do klasy i machnął ręką za plecami, żeby chłopak już wstawał.
    -Nie może wyjść z tej klasy dopóki nie skończy testu, na którym nie było go już dwa razy.
    Scott odchylił się do tyłu i zerknął na papier. Rozwiązane było tylko jedno zadanie. - Wie pani co, ja pani odniosę ten papierek za jakieś... 15 minut, co? Przysięgam Luke zrobi wszystko sam.
    I za nim nauczycielka zdążyła coś więcej powiedzieć chłopacy wychodzili już z klasy. -Jest pani cud kobieta. A test zaraz wróci, słowo. - Scott dodał jeszcze za nim zamknął drzwi kiedy kobieta właśnie podnosiła się z miejsca.
    -Dobra, Skywalker, masz 10 minut, także się streszczaj. - Mruknął do niego jak byli już w innym korytarzu.
    -No a test?
    -Zajmę się tym. Idź. - Przysiadł w oknie i oparł papier o kolano, szybko zmierzył tekst wzrokiem i wyjął komórkę (nie będzie się męczył z rachunkami w pamięci). Porozwiązywał większość zadań, robiąc kilka błędów, tak dla zasady i wrócił do klasy matematycznej. Zostawił tylko test na biurku i już znacznie spokojniej wrócił na mecz. Dotarł idealnie na czas, obie drużyny były już w komplecie. Znów się wdrapał i siadł na swoim miejscu.

    Scott

    OdpowiedzUsuń

  22. - Pytanie brzmi, co robiłaś na totalnym zadupiu. - Spojrzał na nią nieco krytycznym wzorkiem, po czym westchnął ciężko zastanawiając się czy jest właściwie sens truć Jackie. Skoro stała tutaj przed nim, sprawa wydawała się być załatwiona na dobre. Inaczej by się nie pojawiła. - Mam rozumieć, że z tego tytułu nie mam prawa, a przynajmniej nie powinienem, wypominać ci jak bardzo twoje zniknięcie utrudniło mi życie...? - Westchnął ciężko po czym sięgnął po ścierkę, po czym zaczął wyciągać i przemywać kolejne szklanki. Że też musiała się pojawić akurat, kiedy powoli stawał na nogi.

    Willy

    OdpowiedzUsuń
  23. Chociaż zajęty był patrzeniem na graczy to będąc w pierwszym rzędzie ciężko było nie zauważyć jak Jackie rozmawia z trenerem. Nie poświęcił jej jednak zbyt wiele uwagi, kiedy rozniósł się kolejny gwizdek i druga drużyna przejęła piłkę. Później dopiero spojrzał się na nią gdy usiadła obok i uśmiechnął się z lekka kiedy ta spojrzała w jego stronę. Widząc jak szybko zmieniła miejsce nie mógł powstrzymać się od lekkiego rozbawienia, ale prędzej niż później wrócił swoją uwagą do tego co działo się przed nim. Skrzyżował ręce na torsie i odchylił się w tył na tyle na ile pozwalało mu plastikowe siedzenie. Cicho może i nie było, ale ich wymianę zdań słyszał wręcz zbyt dobrze. Mało nie wybuchł śmiechem kiedy usłyszał o małżeństwie; przyłożył dłoń do ust i tylko jego ramiona drgnęły. Nie nazywał Jacky nawet swoją dziewczyną, oświadczyny nie przyszłyby mu do głowy tym bardziej.
    Jego koledzy za to myśleli wręcz przeciwnie, co do jej koleżanek. Obstawiali tylko zakłady jak krótko potrwa to ich bycie razem, bo szczerze nie wierzyli aby Scotta mogła jakaś dziewczyna zmienić, a i nie wyciągali takich wniosków tylko z powietrza, w końcu mieli na to lata dowodów. Dobrze pamiętał jak Jason płacił Nickowi, kiedy tylko dowiedzieli się, że Jacky poszła w niepamięć.
    Większość chłopaków odpowiedziała jej krótkim kiwnięciem głowy, może kilku machnęło ręką. Tak, to było zwykłe powitanie, nie byli zdezorientowani. W końcu przywitaliby się z nią niezależnie od tego co było teraz pomiędzy nią, a Scottem, a raczej czego nie było.
    Dziewczyna która zamieniła się z Jackie miejscem sięgała właśnie po coś do torby, ale nie mogąc się do niej dostać trochę ją szarpała i kiedy w końcu jej się udało szturchnęła Scotta.
    -Ugh wybacz.
    -Spoko - Już miał się odwracać kiedy...
    -Scott, c’nie?
    -Yeep
    -Więc... nie jesteś z Jacky? - Spytała, niby tak niewinnie.
    Uśmiechnął się tylko i pokręcił głową. Darował sobie poprawianie jej założenia.
    -Słyszałam, że pracujesz w szkole.
    -Nie nazwałbym tego pracą.
    Dziewczyna uśmiechnęła się, ale chyba kończyły jej się pytania. -Wiesz może byśmy się kiedyś spotkali, na kawę, czy coś.
    Now we’re talking, honey. -Nie pijam kawy, ale bar brzmi nieźle.
    Dziewczyna obróciła się lekko na miejscu w jego stronę. - Super, bar brzmi naprawdę super. Masz czas jutro o 20?
    -Mogę mieć. - Rzucił jej ten typowy dla niego, z lekka wręcz cwaniakowaty uśmiech.
    Przygryzła wargę. - A co by cię przekonało do ‘będę mieć’?
    Była to kwestia ewentualnych planów, które mogłyby mu się pojawić, ale w razie co zawsze może odwołać. Uśmiechnął się i już miał odpowiedzieć, kiedy na boisku doszło do faulu. Gorzej, zawodnik, a dokładniej Luke leżał na parkiecie i nie mógł się podnieść. Pani pielęgniarka, jako, że medyków w szkole nie mieli już kucała nad nim sprawdzając czy kontaktuje.
    Scott odwrócił się do kolegi. -Co się stało?
    -Ten rudy go porządnie grzmotnął.
    -Ta, pomyliło mu się z footballem. - Dodał drugi.
    Za nim się obejrzeli, Martin z drużyny Luka nadskakiwał na rudego, później dołączył się kolejny z drugiej drużyny i nagle na boisku rozpętała się bójka. Na trybunach zapadła cisza i słychać było tylko piszczenie halówek i przekleństwa chłopaków ciskane w swoje strony. Głos trenera nijak wpływał na sytuację, więc ten ruszył do środka, żeby ich rozdzielić. Kilku z drużyn też się dołączyło do pomocy, aż w końcu szarpiący się stali po przeciwnych stronach boiska sapiąc.
    Chłopak siedzący za mikrofonem który robił za komentatora ogłosił 15 minutową przerwę, a już zaraz rozniósł się ryk trenera, że co oni sobie wyobrażają i że mają zaraz to rozwiązać. Tylko, że Luke dopiero podnosił się do siadu, rudy i Martin wyszarpnęli się i wyszli z sali, a za nimi kilku innych, tych którzy też uczestniczyli w bijatyce.
    Scott westchnął i zeskoczył z trybun. Dał trenerowi znać kiwnięciem głowy i poszedł za nimi.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  24. Kiedy dotarł na przedstawienie za kulisami wcale nie wyskoczył od razu do zatrzymywania któregoś z nich. Popatrzył się na Martina i rudego i widząc jak inny chłopak idzie już w ich stronę odepchnął go do tyłu z otwartej dłoni.
    -Nie radzę. - Mruknął szorstko, a chłopak zacisnął szczęk wcale nie odchodząc, ale przynajmniej nie zmniejszał dystansu, jak wcześniej.
    Chłopacy wylądowali na ziemi, jeden tłukł drugiego po gębie, obrócili się i to samo. Scott westchnął. To nie było już tak ciekawie kiedy oglądało się to z boku i dla dobra meczu trzeba jeszcze ich było rozdzielić. Wyczuł moment w którym rudy poluźnił uścisk i zepchnął Martina który na nim siedział. Za nim obydwoje wstali i ruszyli na siebie Scott wszedł miedzy nich rozkładając ramiona tak żeby utrzymali dystans.
    -Dobra, to który mi powie o co chodzi?
    Rudy zacisnął dłonie w pięści i nabrał jeszcze bardziej rozwścieczonego wyrazu twarzy. - Blondasek przespał się z moją dziewczyną. - Warknął. Blondasek. Luke. Dobra.
    -A ty? - Spojrzał na Martina unosząc jedną brew. - Ten się przespał z twoją?
    -Nie. To gówno prawna. Wcale nie spał. Laska łże.
    Rudy naprał bardziej na rękę Scotta, ale ten naprał tyle samo na jego klatkę piersiową. -Jeszcze jedno kruwa słowo. - Chłopak zagroził.
    -Co może nie? Jakbyś miał oczy to byś wiedział, że spała już z twoimi kolesiami. - Ruchem głowy wskazał na chłopaka, któremu Jacky jeszcze przed chwilą wykręcała rękę. Chłopak wyrwał się do przodu, ale Scottowi udało się przemieścić przed niego i chwycić za bary.
    -Ja nawet tego nie pamiętam, byłem pijany, słowo. Nie wiedziałem, że to Jess. - Chłopak się wzbraniał.
    -Okej, dobra, wystarczy! - Scott odsunął się od chłopaka dopiero jak poczuł, że ten już na niego nie napiera. -Wy tak na serio? Rozejrzyjcie się. Cała ta serialowa drama, dla kurwa jednej dziewczyny? - Wyraz degustacji jaką miał na twarzy mówił sam za siebie. - Ogarnijcie się.
    Chłopacy stali chwilę w ciszy patrząc na siebie i w ziemię co poniektórzy co się przyłączyli tylko dla samego bicia, tamci też jako pierwsi zaczęli wracać na salę.
    -Jak będzie? - Scott spytał, a Martin uniósł ręce w geście kapitulacji później idąc w stronę sali.
    -Módl się żeby to nie było nic poważnego z Lukiem. - Rzucił jeszcze na odchodne. Rudy zazgrzytał zębami i spojrzał ślepo przed siebie. Szkoda, ta sytuacja z dziewczyną kompletnie go rozstroiła. Pokręcił głową i skierował się do szatni. Wybył z niej po kilku sekundach niosąc plecak na ramieniu.
    Scott tylko chwilę jeszcze patrzył jak tamten się oddala, po czym wzruszył ramionami i zaczął kierować się na salę jak reszta, zerkając przy tym na zegarek. - Dobrze nam poszło. Jeszcze wyrobiliśmy się przed końcem przerwy. - Zwrócił się do Jackie, jakby wykonali rutynową robótkę i teraz szli się zrelaksować przy piwku. Jeden stracony gracz to jeszcze nie skończona gra, powinni mieć kogoś żeby wszedł na zmianę i po problemie.
    Kiedy przekroczyli próg wszyscy ci co się poobijali siedzieli teraz na ławkach, łącznie ze Skywalkerem, a pielęgniarka nie nadążała, żeby ich wszystkich opatrzyć. Martin wyglądał chyba najgorzej, potrzebował szwów i dobrze by było opatrzyć ręce, zrobić jakieś bardziej sensowne ‘oględziny’, ale akurat on wzbraniał się od pomocy, kiedy trener stał nad nim prawiąc mu wykład.
    -Bez Luka i tak nie gram. - Mruknął odsuwając twarz od wacika.
    -Że co proszę?
    -Nie będę grał. -Reszta chłopaków się przyłączyła.
    Fantastycznie.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  25. Przed początkiem roku szkolnego miał trochę spraw do ogarnięcia. Jako nowy stażysta musiał, mimo tego, że znał rozkład szkoły na pamięć, przejść się po całej szkole i głównym wydziale, aby wiedział, gdzie co jest. Została mu już później tylko papierkowa robota, a dokładniej wypełnienie dokumentów, których jeszcze nie wypełnił i odłożenie ich do sekretariatu. A potem będzie już zupełnie wolny. I kilka dni wolności zanim znowu będzie musiał tutaj wrócić, choć tym razem przynajmniej będzie z tego coś miał, a nie tylko nerwy i użeranie się z nauczycielami. Chociaż teraz to on będzie jednym z tych, z którymi trzeba się użerać.
    Siedział w jednej z wolnych sal, które były otworzone i wypełniał te papiery, kiedy nagle długopis przestał mu działać. Z tego co mówiła ku sekretarka niektóre klasy są otwarte i jakby czegoś mu brakowało po prostu ma iść i tego poszukać. Oczywiście nie było działającego długopisu, poza różowym, ale w końcu takim nie będzie wypełniać poważnych dokumentów. Nate w końcu przeniósł się do innej sali i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że ktoś tam ewidentnie był, a poza nim na piętrze miało być zupełnie pusto. Nacisnął na klamkę i wszedł do środka, a jego oczom ukazała się młoda, nieznana mu dziewczyna. Oraz sterta różnych dokumentów.
    - Chyba cię tu nie powinno być – zauważył.

    [Nie miałam nic za złe. Miło nawet dostać taką niespodziankę. Drugą w mojej blogowej karierze, tak w ogóle. :D]
    Nathaniel Hudson

    OdpowiedzUsuń
  26. Johnson zerknął tylko na kolegę.
    -Nah. - Mruknął i szedł już dalej, mając zamiar wrócić na swoje miejsce tak jak poprzednio, kiedy usłyszał co planują gracze.
    Zrobił przeczącą minę i pokręcił głową. Gdyby do czegoś takiego doszło, to tym bardziej spięliby się, żeby drugiej drużynie dokopać w koszu. Taka wygrana była dużo bardziej satysfakcjonująca niż wybicie komuś zębów pięścią. Chociaż pamiętał jak pierwszy raz w bójce złamał jakiemuś gościowi nos - to było bardzo satysfakcjonujące. Już teraz nawet nie pamiętał o co poszło, ani kim był ten chłopak, ale wspomnienie zostało.
    Chłopacy wydawali się przekonywać do tego co dziewczyna mówiła, twarze jakby im trochę zelżały. Rozejrzeli się po sobie, a później na Luka. Chłopak odezwał się po chwili ciszy, kiedy Jackie już odeszła.
    -No, nie zagram z wami, ale ma rację. Skoro możemy to wygrać, to dlaczego mamy im oddać to zwycięstwo bez walki? - Kilku chłopaków pokiwało głowami w ramach zgody.
    Scott uśmiechnął się do siebie i wiedząc, że sprawa była już załatwiona wrócił się na swoje miejsce, jeszcze za plecami słysząc ich entuzjastyczny okrzyk.
    Nawet po przesunięciu, znów siedział obok tej samej dziewczyny. Kiedy ta rzuciła mu przelotny uśmiech on odwzajemnił go powoli. Przesunęła dłonią lekko po jego ramieniu w dół, aż do łokcia.
    -To jak? Vertix, jutro o 20? Przyjdziesz?
    Scott zrobił minę jakby jeszcze się zastanawiał. -Pewnie tak...
    -Pewnie...? -Spytała nachylając się bliżej niego.
    -A warto? - Na twarz wstąpił zawadiacki uśmieszek.
    -Nawet nie wiesz jak bardzo. - Niesamowite. Już w jej spojrzeniu widać było jak chciała tego spotkania, no dobra, jak chciała jego. Zero subtelności. Powtrzymał swoje rozbawienie, co dało jego twarzy wyraz dość nonszalancki.
    -W takim razie widzimy się jutro.
    -Proszę państwa, proszę państwa! - Rozniósł się głos komentatora w głośnikach. - Po tej krótkiej przerwie wracamy do gry. -Chłopak mówił dalej, ale Scott nie skupiał się tak bardzo na tym jak na faktycznym obserwowaniu jak wyglądała sytuacja. Na ławce został Luke i Martin, musiał jednak gorzej oberwać. W drugiej drużynie była tylko jedna zmiana. Rozniósł się gwizdek i mecz wrócił na swój poprzedni tor.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  27. Tak jak i wcześniej znów słychać było ich rozmowę równie wyraźnie. Scott zmarszczył brwi na informację o Jacky powalającej trzech gości. Brzmiało to raczej jak scena z Jasona Bourna, a trzeba podkreślić, że Jason Bourne był zabójcą szkolonym przez CIA pod specjalistyczny tajny projekt. Jakoś Scott nie do końca potrafił to sobie wyobrazić, chyba, że tak jak w filmach goście podchodzili do niej pojedynczo czekając grzecznie na to aż znokautuje ich kolegę. Nawet nie chciał poświęcać temu więcej czasu, a i szybko rozproszyła go gra i to czyste podanie, które dobrze pamiętał jak długo ćwiczyli na treningach, a później wymijanie. Chłopacy dobrze sobie radzili, musiał im to przyznać.
    Uśmiechnął się z lekka rozbawiony na pytanie o kajdanach, czemu przeczuwał, że któraś o to spyta? Chyba te dziewczyny, które były rozsądniejsze i nie było im tak łatwo zaimponować nie przyszły dzisiaj. Z jego drużyny też nie wszyscy byli, ale to zostało przewidziane, dlatego drużyny będą mieszane. Nie można wymagać od wszystkich, że będą mieli wolny czas.
    Po około godzinie mecz zbliżał się do końca. Zegar nieubłaganie wybijał kolejne sekundy, ale drużyna BAA miała wygraną w kieszeni, tamci musieliby rzucić dwa trzy- punktowce, a na to nie było już szans.
    3, 2, 1. Gwizdek.
    Po sali rozniosły się okrzyki radości, chłopacy rzucali się niemalże na siebie, klepali po plecach i widać było po ich uśmiechach, że to właśnie było zwycięstwo którego potrzebowali, które miało znaczenie. Scott wyskoczył z trybun i podszedł do chłopaków przy ławce i potargał im włosy, później jeszcze gratulując dobrej gry tym którzy właśnie schodzili z boiska.
    -Proszę państwa, prosimy teraz aby przybyli absolwenci udali się do szatni i wrócili do nas jako sportowcy, którzy stoczą dzisiaj mecz! Później zwycięzcy zagrają ze zwycięzcami!
    -Dobra, wzywają mnie. - Scott uśmiechnął się i jeszcze przez chwilę idąc tyłem skinął do trenera głową, później skierował się do szatni, jak i reszta.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  28. Różnica była taka, że to Will musiał czasami harować na dwie zmiany, zdany na łaskę ciotki, tylko po to, by nie sprzedawać lokalu. Nie był w stanie go utrzymać, a zamknięcie go, było jedną z niewielu rzeczy, które mogło roztrzaskać temu apatycznemu dupkowi serce na drobne kawałeczki.
    - Tak. Grzmot się dziwnie zachowywał, nie chciał jeść i ostatecznie się rozchorował po tym jak zniknęłaś. - Bruknął ponownie odstawiając butelkę na miejsce. O nie moja panno. Nie będziesz zagłuszać sobie tego kazania alkoholem. Zaraz zabrał jej szklankę, żeby samemu dopić zawarty w niej trunek.

    William

    OdpowiedzUsuń
  29. Nie chciała za dużo o tym myśleć, bo to by spowodowało u niej jeszcze większe wyrzuty sumienia. Próbowała więc nie zastanawiać się co chłopak doświadczał, gdy jej nie było. A chciała tu być. Był jedyną osobą w tym zakochanym mieście, dla której mogłaby być.
    - Co? Nie. Tylko nie Grzmot. - Zatrzymała rękę na wpół wyciągniętą w stronę alkoholu. - Ale nic mu nie jest? - spytała znacznie ciszej, po czym podniosła się i przeszła na bar. Wzięła butelkę i odkręciła, wypijając parę głębszych łyków. Spojrzała chłopakowi w oczy. - zrehabilituję się. - Przesunęła wierzchem palca po jego przedramieniu. To było takie dziwnie, nie móc się normalnie do niego przytulić. Dziwne też było, że ona w ogóle o tym myślała, bo zwykle nie była tak... uczuciowa. Zwłaszcza ostatnio.
    Z pewnością Will mógł już wtedy, gdy przekroczył próg sali, rzucić wszystko i przytulić Jackie, krzycząc jak to bardzo się martwił i tęsknił, ale nie. Postanowił od razu zbudować między nimi niewidzialny mur swoją oschłością i dystansem. Tym razem prawie wyrwał jej butelkę z rąk skoro dalej nie rozumiała subtelnego przekazu.
    - Mam ci listownie napisać, że wystarczy już picia na dziś? - Uniósł brew splatając ręce na piersi. Kiedy William Lancaster stał się taki... odpowiedzialny? Ciężko tak naprawdę stwierdzić. Po prostu irytował go fakt, że ledwie udało mu się utrzymać wszystko na co tak długo pracował, a Ace tak po prostu postanowiła sobie wrócić. Nawet jeżeli miała dobry powód by zniknąć. - Nic mu już nie jest... przyzwyczaił się już, że cię nie ma. - Mówisz o psie, czy o sobie, Lancaster?

    William

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Oj, skopiowało mi się razem z twoim odpisem. trudno xD ]

      Usuń
  30. Sięgał już drzwi kiedy usłyszał szum koleżanek Jacky, jakoś mało zainteresowany jaki był tego powód po prostu pociągnął za drzwi i wyszedł z sali. Dogonił go kumpel szturchając w ramię.
    -Ty, twoją ex całuje ten cały Mike detektyw.
    Scott uśmiechnął się w lekkim rozbawieniu zerkając na niego kiedy sięgali szatni. -Chad, nigdy z nią nie chodziłem i mam gdzieś kto ją całuje. Byle żeby zbytnio nie rozpraszał, bo mamy mecz do wygrania. - Chociaż po tym jak Jacky grała wiedział, że jakiś tam pocałunek nie rozproszy ją na tyle, aby sabotowała mecz i z tego na co to wyglądało całemu Mikeowi też o to nie chodziło, więc wszystko grało.
    Nie trwało długo aby męska część drużyny przebrała się i wkroczyła na boisko przywitana brawami i okrzykami, chłopacy wydurniali się trochę kłaniając się teatralnie i tańcząc trochę bardziej na rozgrzewkę niż dla samego tańca, chociaż widownia wydawała się zadowolona.
    Po pewnym czasie dołączyły do nich dziewczyny, a Scott przejmując inicjatywę przeprowadził krótki rekonesans żeby przydzielić każdemu rolę na boisku jeszcze za nim dostali 10 minut na oficjalną rozgrzewkę. Nie mogli w końcu mieć dwóch osób w tej samej pozycji bo ktoś zostałby jeszcze bez osłony, albo nie byłoby komu podać. Kiedy weszli na środek boiska powitał uśmiechem chłopaków których przecież znał dobrze z treningów kiwając do rozgrywającego z lekka głową. Może dawało mu to trochę przewagi, w końcu znał słabe strony pewnych graczy i mógł to wykorzystać, ale dlatego w tej kwarcie na nic nie zwrócił uwagi swoich koleżanek i kolegów. Miał zamiar zrobić to później kiedy w normalnych warunkach mógłby pewne rzeczy zobaczyć. Wyznaczyli też jedną osobę, która będzie robić za ‘trenera’, jako że przecież oficjalnie nie byli nawet drużyną.
    Po oficjalnym powitaniu przeszli w końcu do meczu samego w sobie. Początek wyszedł im raczej średnio. Mieli kilka nieudanych podejść do rzutu i zdarzały się błędy, a i faul też. Nie było oczywiście źle i trzymali się o jeden punkt wyżej niż drużyna przeciwna, ale było to zrozumiałe. Nie grali jeszcze w takim składzie i musieli szybko zaadaptować się do nowej pozycji, zgrać się ze sobą, a to nie zawsze przychodziło za pstryknięciem palców. Trzeba też było wziąć pod uwagę że część osób nie grała już jakiś czas w kosza, Scott wiedział po prostu że może być dużo lepiej.
    Już od drugiej kwarty zaczęli grać tak jakby trenowali tak od zawsze. Podania były czyste, obrona pilnowała kogo było trzeba, błędy techniczne zdarzały się tylko drobne i rzuty wychodziły im wyśmienicie. Mieli szybkie ataki z jednopunktowcami, mieli trzypunktowe rzuty, i zgrabne przechwycenia, jednym słowem szli jak burza. Nie można było powiedzieć, ekipa z BAA też radziła sobie dobrze, gra toczyła się żwawo i często zmieniała się pozycja graczy na boisku z jednej to na drugą stronę, ale widać było, że chłopakom porządnie podniesiono poprzeczkę.
    Na początku trzeciej kwarty prowadzili 12 punktami. Na początku czwartej już 16. Przewagę drużyna przeciwna miała chyba tylko raz, ewentualnie dwa razy, ale absolwenci szybko nadrabiali tą różnicę. Zdarzyło się też kilka zmian, chociaż ani Scott, ani Jacky nie byli jedną z tych osób. Trzeba im było przyznać, że na boisku współpracowali naprawdę dobrze. Postawienie ich przeciw sobie, zestawienie ich razem, zawsze było ciekawie.
    Rozbrzmiał ostatni gwizdek. Drużyna absolwentów wygrała prowadząc 88 do 67. Drużyna zleciała się do siebie w kole, ludzie klepali się po plecach, przybijali piątki i wszyscy skakali przez chwilę w miejscu gdy na trybunach skandowane było ‘AB-SOL-WEN-CI’. Pożegnali się jeszcze oficjalnie przed zejściem z boiska. Kierując się już do szatni Scott poczochrał włosy Jacky uśmiechając się ewidentnie zadowolony z wygranej.
    -Dobrze ci poszło karzełku. - Mrugnął do niej, a później dołączył do kumpli.
    -Słabo ich wyszkoliłeś Scottie.
    -Hej, hej, bez takich. Nic nie poradzę, że jesteśmy tacy świetni. - Roześmiał się, a Nick zawiesił mu ramię przez barki, ktoś inny go trochę po koleżeńsku szturchnął.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. -Jakby inaczej. Chyba w nas nie wątpiłeś.
      -O co ty mnie osądzasz? - Pokręcił głową cały czas z uśmiechem na twarzy. Kosz to jednak był jego żywioł, mało rzeczy wywoływało u niego taki dobry humor, mało kiedy emanował taką pozytywną energią.
      -Dobra! Zapraszam zwycięzców do pubu! - Chad wykrzyknął z zapałem jeszcze nim dziewczyny i chłopacy zdążyli wejść do szatni. Ludzie poklaskali. - Spotykamy się na miejscu, Pod Jastrzębiem.

      Scott

      Usuń
  31. Zatrzymał się przy ścianie. Chciał pogadać z Chadem o pokerze na którego się umówili. Mieli grać u niego, ale chcieli przełożyć dzień. Tak wyszło, że został, chociaż nie słuchał ich rozmowy zbyt wyraźnie. Jednak będąc na jednym korytarzu, nie będąc zajętym własnymi myślami i tak usłyszał o czym była mowa. Na wzmiankę o swoim imieniu zerknął w ich stronę.
    Uśmiechnął się z lekka na uwagę kumpla. - Chce dobrego gracza, nie kalekę. - Poklepał go po ramieniu i skierował się do szatni. Tam po krótkim prysznicu ubrał się i razem z kilkoma kumplami poszli w stronę pubu. Znajdywał się zaledwie 15 minut spaceru od Akademii, a ci którzy wyszli trochę wcześniej już tam siedzieli, lub grali w biliard. Ożywili się na wejście Chada.
    -To co? Stawiasz pierwszą kolejkę? - Ktoś z sali spytał donośnym głosem. Oprócz absolwentów były tam może jeszcze cztery osoby, panowie siedzieli przy stole, mało przejęci grupą młodzieży, bo bardziej skupieni na ekranie z meczem footbolowym.
    Chad uśmiechnął się. - Stawiam dwie. - I ludzie zaklaskali, wiwatując nie zbyt głośno, żeby kompletnie nie rozstrajać atmosfery Jastrzębia.
    Scott udał się do baru po swoją butelkę, stanął nieopodal stołu bilardowego obserwując grę, ale samemu się w nią nie włączając. Oparł się o ścianę mierząc zebranych wzrokiem i uśmiechnął się do siebie tuż przed wzięciem łyka.
    -Dobry mecz - Nick zagadnął
    Scott zerknął na niego kiwając głową. - Bardzo dobry. Do pokera i bilardu powinniśmy dorzucić kosza.
    -Czemu wcześniej tego nie robiliśmy?
    -Lenistwo? - Scott wzruszył ramionami.
    -Hm, pewnie tak. - Chłopak zaśmiał się lekko i rozejrzał. Spostrzegając Jacky zerknął na Scotta, a później odepchnął się od ściany. - Idę spróbować lotek, stawiasz na mnie?
    Scott pierw podniósł brew nie rozumiejąc dlaczego kumpel chce się zmyć się, ale później uśmiechnął się. - Coś ty, jesteś beznadziejny w lotki.
    -Postaw na przeciwnika, podłożę się i podzielimy się zyskiem. - Nick zażartował już powoli kierując się w stronę tarczy, gdzie stało już kilka osób.
    Scott pokazał mu tylko środkowego palca, a Nick roześmiał się w odpowiedzi.
    W tle grała jeszcze muzyka, nieco głośniejsza od meczu, ale i tak słychać było dziarski głos komentatora meczu, w powietrzu unosiły się opary alkoholowe, ale po pół godziny, po godzinie, nikt już nie będzie rozpoznawał różnicy. Odetchnął z zadowoleniem, czerpiąc niejako satysfakcję z tego momentu, a później mimowolnie zerkając na swój telefon, jakby czegoś... kogoś mu brakowało.

    Scott

    OdpowiedzUsuń