28 sierpnia 2017

nie trzeba być patologiem, żeby wiedzieć, że jak ktoś dostanie cios prosto w serce, to nie ma jak go uratować


        Ledwo wrócił do miasta - znów musiał wyjechać. Co prawda tylko parę miast dalej. Tak dla bezpieczeństwa. Zaparkował samochód na stacji benzynowej i wolnym krokiem skierował się do budki telefonicznej. Wiedział dokładnie gdzie jej szukać. Żeby mógł być szczery sam ze sobą, musiałby się przyznać, że znał wszystkie budki telefonicznego w odległości pięćdziesięciu kilometrów.
        Zamknął za sobą szklane drzwi i odwrócił się w stronę automatu. Wrzucił zdecydowanie za dużo drobnych, by przypadkiem mu nie przerwało i wykręcił tak dobrze znany mu numer. Już po paru sygnałach, w słuchawce odezwał się męski głos, standardowym "Halo?".
        - Z tej strony Daniel. Daj mi małą do telefonu.
        - Mam nadzieję, że dzwonisz z bezpiecznej linii.
        - Tak, Sir.
        - Upewniłeś się, że nie ma tam kamer.
        - Oczywiście, że tak. - Adam odchylił się nieco do tyłu i przymknął oczy.
        - Jesteś pewny, że nikt cię nie śledził?
        - Nie, tato. Daj mi Vicky do telefonu.
       - No już dobrze. Nie irytuj się tak. Aż tak ci się spieszy, że ze staruszkiem nie możesz chwilę porozmawiać?
        - A spytałeś mnie choć raz o coś, co nie podważałoby mojego intelektu? - Zacisnął zęby i oczy. Znów dał się sprowokować i wciągnąć w tą jałową dyskusję.
        - Mógłbyś mnie zrozumieć. Ja dbam o bezpieczeństwo całej rodzi... - Odsunął od siebie słuchawkę, opierając się o szklaną ścianę i odetchnął parokrotnie. Zazwyczaj był bardzo spokojny, ale jego ojciec jak nikt na świecie potrafił wyprowadzić go z równowagi. Zasłonił na chwilę dłonią wargi, zastanawiając się dlaczego właściwie nie zabrał ze sobą wódki, skoro fakt, że telefon odbierze ojciec, był właściwie pewny. Przysunął do ucha słuchawkę. - Ty chyba nie rozumiesz, jakie to ważne. No ale dobrze, już ci daję Victorię. - Usłyszał, jak mężczyzna woła jego siostrę. Mógłby przysiąc, że nawet słyszał ją zbiegającą ze schodów.
        - Halo?
        - Cześć, mała.
        - Danny? - spytała niepewnie, co przez co mocniej stanął na nogach i przełknął ślinę. Próbował nie dać po sobie znać, jak bardzo ten znak zapytania go poruszył.
        - Jasne, że tak. Nie poznajesz?
        - No... - dziewczynka na chwilę się zawahała - no poznaję.
        - To dobrze. Co tam u ciebie?
        - Dobrze - odpowiedziała od razu.
        - A jak tam szkoła?
        - Są wakacje. - Zaśmiała się, co sprawiło, że chłopakowi od razu zrobiło się lepiej na sercu. Wręcz czuł, to gorąco wypełniające go od środka. - Ale już się widziałam ze znajomymi.
        - Tak? Wrócili już? To dobrze. Nikt cię nie zaczepia?
        - Nie... - odpowiedziała trochę niepewnie, co od razu sprawiło, że zapaliła mu się czerwona lampka.
        - Jakby coś było nie tak, pamiętasz, że masz mówić, że masz starszego brata i on im wszystkim pokaże, prawda?- Stłumił w sobie przekleństwo, co było dla niego czymś nowym, ponieważ na ogół starał się nie używać prostackich słów.
        - Nie wierzą mi.
        - Jak to nie wierzą?
        - Myślą, że cię sobie wymyśliłam.
        - Słucham? - Otworzył szerzej oczy, a słuchawka prawie wypadła mu z ręki.
        - No... myślą, że jesteś zmyślony. Jak im mówię, że cię nie ma bo... - przerwała na chwilę i widać było, że jest zdenerwowana czymś. Podejrzewał, że ojciec cały czas jej słucha. - Ale nie martw się. Radzę sobie?
        - Tak? - spytał głucho wciąż odtwarzając jej dziecięcy głos mówiący, że nie istnieje.
        - No tatuś mnie nauczył paru sztuczek...
        Nim zdążył odpowiedzieć w słuchawce usłyszał już głos ojca.
        - Dobra, wystarczy tego. Vicky musi się iść pouczyć. Cieszy się, że dzwoniłeś.
        - Tak... muszę już kończyć. - I rozłączył się nie czekając.
        Zsunął się na ziemię, zasłaniając twarz dłońmi. Zesztywniał, gdy słyszał, że ojciec uczy czegoś jego małą siostrzyczkę. Pewnie próbuje z nią zrobić, to co robił z nim. A jego tam nie ma, by mógł ją ochronić. Co on w ogóle mówi?! Jego nawet nie ma, by jakieś wypierdki nie próbowały się zbliżyć do niej. Przyłapał się na myśli, że może trening jego ojca nie jest złym pomysłem.
        Podniósł się gwałtownie z ziemi i równie gwałtownie otworzył drzwi, a następnie mocno je zatrzasnął, przez co prawie zbił szybę w drzwiach budki. Szybkim krokiem podszedł do auta. Przecież nie pozwoli na to, by jego mała siostrzyczka skończyła w wojsku. Musi tam jechać. Teraz.
Już miał włożyć kluczyk do stacyjki, kiedy to usłyszał smsa. Wyciągnął telefon i sprawdził wyświetlacz. Brązowowłosa meldowała się, że wszystko u niej dobrze. Cholera, nie może jej jeszcze przecież zostawić samej. Kalendarz przypominał, że obiecał nagłośnić przedstawienie w Brooklyn Art, a już zaczynały się od jutra próby. Jasna cholera. Budzik informował go, że wieczorem prowadzi imprezę w klubie. Specjalnie dzwonił, by odzyskać starą fuchę. Przecież kochał to. Kurwa. Oparł dłonie o kierownicę i przez gwałtowność ruchu nawet nie zauważył, że wszedł przez przypadek do galerii. Jak uniósł wzrok na ekran było na nim zdjęcie rudowłosej dziewczyny. Ja pierdole. Jednego życia nie umiał ułożyć porządnie i wystarczająco dobrze o nie zadbać. Jak miał to robić z dwoma? Patrzył na zdjęcie dziewczyny, jak zaczarowany z wyraźnym bólem na twarzy. Przejeżdżał dziś obok jej mieszkania. Widział, jak szła ulicą. Nie pomyliłby jej z żadną inną.
        Odłożył telefon na miejsce pasażera i zapiął pasy dla bezpieczeństwa. I dobrze, że to zrobił, bo ruszył z piskiem opon, gwałtownie zawracając do miasta.

        Popielniczka była już pełna, chociaż jeszcze dwie godziny temu nie było tam nawet odrobiny popiołu. Stała samotna, porcelanowa, na balkonowym stoliczku, obok butelki alkoholu. Słońce powoli zachodziło i pomimo faktu, że drzwi były otwarte, to w pomieszczeniu było już zbyt ciemno by coś czytać. Za godzinę musiał wychodzić do pracy, ale jeszcze się nie szykował. Siedział na krześle, przy konsoli, z jedną słuchawką w uchu i odsłuchiwał nagrany przez siebie utworu.
        - I've wasted my nights. - Podgłośnił gitarę, chcąc wyrównać muzykę. Poruszał do rytmu kolanem, przymykając oczy i popijając trzymany w ręku trunek. Zakręcił resztką w szklance i wstał od stolika kierując się na balkon, by dolać sobie jeszcze trochę Jacka Danielsa. A tym czasem w słuchawce dało się usłyszeć tylko:

Adam C. Hadaway
22 lat | 31 października | Absolwent Brooklyn Art Academy
tatuaż | studiuje by zostać producentem muzycznym | staż przy muzyce do filmu
zajmuje się w starej szkole nagłośnieniem |DJ w klubie Czara Ognia


zniknął 8 miesięcy temu - znowu | nie jest tym, za kogo się podaje | pije czarną kawę bez dodatków | potrafi okłamać prawie każdego | jeżeli chodziłeś do BAA nie ma bata, byś go nie kojarzył - to ten siedzący za sprzętem muzycznym | nie mówi dużo | pozwala ci myśleć na swój temat co tylko chcesz | ma bardzo dobry słuch muzyczny | ma zajęte serce | ma zajęte myśli | w ogóle jest zajęty | jest groźny, ale nie zły | ma ciemnozielone oczka | nosi dwudniowy zarost

---
W końcu rozwiążę tajemnicę Adama Hadaway'a - czas najwyższy, nie?
cytat z tytułu jest z polskiego serialu Sprawiedliwi.
Nagranie, do którego odsyła was piosenka oryginalnie wykonywana przez mój ulubiony zespół Maroon 5, proszę potraktować, jako głos i gitarę Adasia. Dziękuję.

7 komentarzy:

  1. [Co tu takie pustki cały dzień, tak nie może być. To ja przywitam cieplutko Adasia, mimo że chyba wątku nie zmontujemy, bo już Willy ma Ace na głowie, chociaż... kumpel (albo wróg) by mu się przydał. ]

    Dyrekcja & Aries & Willy

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Zapomniałam przez cały dzień, żeby coś tu napisać. Jestem złym człowiekiem, nikt nie musi mi nawet o tym przypominać. Ale ej, właśnie odkryłam ten link z ukrytą tożsamością and I was like OH. MY. GOD. Seriously. Ha, suche! Ale patologia tej szkoły weszła na całkiem nowy poziom XD Nigdy nie spodziewałam się na tym blogu takiego zwrotu akcji XD ]

    tututu tu tututu tutu tu

    OdpowiedzUsuń


  3. You know who, zaczęcie się pisze

    OdpowiedzUsuń
  4. [No to już wiadomo dlaczego Scottie go nie lubił, coś mu nie pasowało i już wiadomo co. Powiedzmy...
    Osobiście wizerunek podoba mi się bardziej ten niż poprzedni i wygląda jakby Elise mu fotkę strzelała!
    No witać się w sumie nie trzeba, bo Jackie już jest. Udanych wątków!]

    Scott/Ruby/Jeff

    OdpowiedzUsuń
  5. To nie był zły dzień. Właściwie był tak dobry jak tylko mógł być, jeśli weźmie się pod uwagę ogólną sytuację. Radziła sobie w pracy, zarówno w pierwszej, jak i drugiej, więc myśli nie były natarczywe. Scott jakby trochę trochę odżył, dzięki czemu ona sama także czuła się lepiej. Zdążyła też niejako oswoić się z myślą, że prędzej czy później będzie zmuszona sprzedać swój ukochany samochód, więc póki co starała się utrzymać go w nienagannym stanie. Korzystając z okazji, że noga nie dawała jej się mocno we znaki, zostawiła psy w mieszkaniu i zeszła przed kamienicę, gdzie niezmiennie stało zaparkowane czarne Camaro. Im częściej była zmuszona grzebać przy nim na chodniku, tym częściej na myśl przychodził jej garaż, którego oczywiście Scott nie posiadał. Za garażem szły dużo śmielsze ambicje i plany, o których jeszcze nie powiedziała bratu, bo sama nie miała jeszcze pomysłu, jak to wszystko dopiąć. Wiedziała jednak, że dużo lepiej czułaby się w warsztacie niż w obecnym zawodzie, a znając zdolności Johnsona zdawała sobie sprawę, że mogliby się uzupełniać. Wszystko mogło wypalić, potrzebne były tylko pieniądze. Nie uzbierała jeszcze stosownej kwoty, ale pieniądze były teraz jej najmniejszym zmartwieniem. Nie ulegało wątpliwości, że szef po godzinach znalazły dla niej coś, na czym dorobiłaby się szybko. Może nie do końca łatwo, ale szybko i ta myśl dawała jej pewien komfort psychiczny.
    Do auta wsiadła tylko na moment, by włączyć radio nastawione na jej ulubioną stację ze starym rockiem. Potem otworzyła bagażnik i dobywając z niego wszelkich potrzebnych rzeczy, wzięła się za polerowanie lakieru. Nie była pewna, czy jakikolwiek mężczyzna był przez nią dotykany z takim pietyzmem z jakim traktowała ten wiekowy samochód. Trudno się jednak dziwić, całe jej życie wsiąkło głęboką w tapicerkę skórzanych foteli.
    Kiedy dotarła do nadkola, przesunęła po nim bladymi, kościstymi palcami. Szukała znajomego wgniecenia, jednak na próżno. Z Lysem wyklepali Chevroleta tak, że nie było na nim nawet rysy. W jej sercu zatliła się odrobina nostalgii, jednak nie dała jej się porwać, wracając do monotonnej, ale jakże zajmującej czynności.
    Ostatnio ciągle szukała sobie czegoś do roboty. Prawdopodobnie powstrzymywała w ten sposób swoje myśli od wypłynięcia na niepożądane wody, konkretnie od momentu, kiedy Scott powiedział jej, że widział się z Jacky. Elizabeth zdążyła się zorientować, że tam, gdzie jest ciemnowłosa, tam również Adam i nie była pewna, czy w ogóle chce o nim myśleć. Zdecydowanie wystarczały te pierwsze tygodnie, w których go przeklinała i siłowała wytłumaczyć sobie, że nie zrobiła niczego źle. Potem już jej nie nawiedzał i wolała, żeby ponownie nie zaczął, tak było łatwiej.

    Elise

    OdpowiedzUsuń
  6. Była zbyt zajęta, by analizować otoczenie. Nie czuła, że musi, w końcu umowa była jasna. Wszystko będzie w najlepszym porządku tak długo, jak długo będzie robić to, czego się od niej wymaga i Elizabeth nie zamierzała się wyłamywać, co w gruncie rzeczy było do niej niepodobne. Ostatnie, co można było robić z Ramsey to jej rozkazywać, przynajmniej do czasu. Teraz nie miała żadnej rzeczywistej pozycji, żeby się postawić. Nie była nawet pewna czy chciała. Przez ostatni rok próbowała się migać i nie mogła przez to funkcjonować. Teraz przynajmniej wiedziała, że Scott jest bezpieczny - nie mieli bowiem interesu w krzywdzeniu go. Po raz kolejny - tak długo, jak współpracowała.
    Więc współpracowała, bo nie miała wyjścia. Wiedzieli gdzie mieszka, gdzie bywa, to samo zresztą wiedzieli o Johnsonie.
    Nie było ciężko. To wszystko miała już przerobione, a najczęściej była kierowcą. Rzecz jasna, nie jeździła własnym wozem. Zdarzało się, że wychodziła w teren, żeby uzupełnić braki w strzelcach. Wtedy problemem była noga, ale nie była przeszkodą nie do pokonania. Dopóki nie musiała skakać przez ogrodzenia czy biec pełną prędkością - w skrócie uciekać - miała się całkiem dobrze.
    Nie znaczyło to jednak, że lubi to, co robi. Z Jackiem wszystko było inaczej. Nie zabijali ludzi, a przynajmniej mieli taką zasadę, że nikt nie ginie, dopóki sami nie są zagrożeni. Prawie nigdy nie brali jeńców, a teraz to wszystko było na początku dziennym. Czuła jakby zaprzedała swoje człowieczeństwo, ale było lepiej kiedy powtarzała sobie, że stara się chronić brata. Ten cel uświęcał wszelkie środki. Musiała to sobie powtarzać naprawdę często.
    Nie wiedziała, że to Adam. Podejrzewała, że może to być jakiś natręt, może chciał fajki? Ignorowała przez chwilę sylwetkę po drugiej stronie auta, przynajmniej do czasu, aż nie usłyszała należącego do niej głosu. Mimowolnie spojrzała w jego stronę, jednak próżno się w tym było doszukiwać głębszych emocji. Jedynie zmęczenie i zdumienie, które trwało ułamek sekundy. Spodziewała się go spotkać, ale nie wiedziała przecież, kiedy jej to wypadnie. W przeciwnym razie w ogóle nie byłaby zaskoczona. Zdobyła się na uśmiech w jego stronę, był jednak niełatwy i krzywy. Nawet nie wiedziała, co ma mu na to odpowiedzieć.
    - Dzięki? - rzuciła więc, jedyne, co przyszło jej na myśl.
    Nie starała się podtrzymać rozmowy. Nie chciała jej zacząć, bo nie wiedziała, jak się zachować. Na początku była zła, ba - wściekła. Zranił ją, co już samo w sobie było nie do pomyślenia, bo Elizabeth Ramsey nie dopuszcza ludzi na tyle blisko, by byli do tego zdolni. Potem zrobiła to co umiała najlepiej - przeszła nad tym do porządku dziennego, a przynajmniej tak jej się wydawało. O czym miała z nim teraz rozmawiać?
    Okiem rzuciła na mężczyznę, który właśnie ich mijał. Wydawało jej się, czy mierzył ich wzrokiem?
    Chyba po raz pierwszy cisza w towarzystwie Adama nie była komfortowa, więc wbrew swoim postanowieniom zadała pytanie. Bardzo prostolinijne.
    - Czego chcesz?

    Elise, która z czasem się ogrzeje

    OdpowiedzUsuń
  7. (Dude, Elise i Scott nie mają garażu. Pisałam o tym w poprzednim odpisie, ale czaję, że się śpieszyłaś. xD)

    Nie wiedziała dlaczego, ale w jednej chwili zapragnęła go uderzyć. Bardzo mocno. Cała jego postawa, ton, kiedy opierał się o jej auto wywierały na niej bardzo negatywne wrażenie. Zupełnie jakby wydawało mu się, że nonszalancja może mu w tej chwili pomóc. Aktualnie jedynie sobie szkodził, a nie przyłożyła mu tylko dlatego, że nie była w stanie odwrócić się w jego kierunku na tyle szybko, by go zaskoczyć. Zamiast tego obie dłonie oparła na dachu, nieznacznie pochyliwszy głowę w przód, aby werbalnie dać mu znać, że naprawdę nie chce słuchać tego wszystkiego, co ma jej do powiedzenia.
    - Raz mnie miałeś - przypomniała mu. - Nie zrobiłeś z tego użytku, pomijając świetny seks.
    Nie patrzyła w jego stronę. Wróciła spojrzeniem do samochodu zaraz po tym, jak on spojrzał gdzieś w bok. Zyskał jej uwagę dopiero, gdy odezwał się ponownie. Chciał rozmawiać? O czym, do diabła, chciał z nią rozmawiać? Usprawiedliwiać się, przepraszać? Pewnie nie, to nie było w jego stylu. Był na to zbyt dumny, tak samo jak ona, zresztą.
    Westchnęła zirytowana, gdy nazwał ją zdrobnieniem, którym przemawiali do niej jedynie najbliżsi. Coś wewnątrz niej stawiało opór, czuła jakby Adam stracił to prawo już jakiś czas temu, w dniu, w którym stracił także jej zaufanie. Jednego wieczora przyznała się przy nim do strachu, a nawet słabości, przyznając, że go potrzebuje, a on zostawił ją z jednym, nic niewnoszącym SMSem. Nie myślała gorzko o intymnym czasie, jaki z nim spędziła, bo sama była inicjatorką. Chciała, nie mogła więc zarzucić mu, że ją "przeleciał", a potem zawinął. Mimo wszystko zawinął, w najmniej odpowiednim momencie, zostawiając ją z przemyśleniami i właśnie tu tkwił jego błąd. Wiedziała, jak to wszystko działa. Nawet gdyby miał kłopoty, co również brała pod uwagę, kiedy jeszcze próbowała jakoś go przed sobą wybielać, mógł się z nią skontaktować. W dzisiejszych czasach, z dzisiejszą technologią mógł to zrobić, skoro mógł ją tu znaleźć.
    - Ramsey - poprawiła więc, kiedy już skończył mówić, a mała replika jej samochodu wygrywała znajomą melodię, której przez zmieszanie i ogólną ciężkość sytuacji na początku nie poznała. - Teraz jestem dla Ciebie Ramsey.
    Milczała, gdy zostawił jej miniaturkę, a potem zaczął zbierać się z miejsca. Potrzebowała chwili, by podjąć decyzję.
    - Wybierz miejsce. Daj mi znać. Nie zmieniłam numeru - samo to znaczyło, że przyjdzie. Gdyby nie miała zamiaru się stawić, po prostu puściłaby go w ciszy i nie pieprzyła się z jego głową.
    - Spędziłam długie miesiące zapominając, Adam - uprzedziła go jednak, by nie podniósł się zbytnio na duchu. Nie była podła, była po prostu fair. Nie było sensu robić mu nadziei, kiedy zdawała sobie sprawę, że nawet jeśli wznowią kontakt, nie będzie już tak samo, a przeprawa będzie długa. Dlaczego miałby o nią tak walczyć? Nie przeżyli razem aż tak wiele, a ona nie była wcale ideałem. Zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz. - Chcę tylko wiedzieć dlaczego.
    Z tymi słowami zgarnęła mały samochodzik z dachu, usiłując go wyłączyć. W tym celu nacisnęła go w paru miejscach i kiedy w końcu zamilkł, wrzuciła go do schowka.
    Uprzątnęła po sobie i zamknęła auto, jednak zanim wróciła do mieszkania, mając zamiar spędzić trochę czasu ze swoimi psami. wyczuła coś, co nie dawało jej spokoju. Spojrzała w stronę okna, skąd spoglądał na nią jej brat. Wzruszyła jedynie ramionami, znikając na klatce. Nie podobało jej się, że Scott słuchał.

    Elise

    OdpowiedzUsuń