14 lutego 2016

pierwsza karta

202 komentarze:

  1. [No to ten, klepie już wątek z Halszką :> Wojna o samorząd czy NIESTETY dostaną jakieś role takie, że będą musieli ze sobą współpracować?]

    soon Halszka

    OdpowiedzUsuń
  2. [O matko, jaka świetna karta! ;) Nic tylko chwalić, chwalić i jeszcze raz chwalić. Daniel wydaje się być całkiem fajnym chłopaszkiem, lubię takich, a na przewodniczącego nadaje się jak najbardziej. Powodzenia!]

    Yue Hastings

    OdpowiedzUsuń
  3. [No to powiedzmy, że od zawsze walka o samorząd, nienawiść, plucie jadem i nagle dostają role gdzie mają być parą czy coś i wgl miłość ma być w powietrzu, oboje płacz do nauczyciela, że nie ma chuja, żeby to przeszło, ale ten się uparł, że idealnie będą pasować i nie ma przebacz XD]

    Halszka

    OdpowiedzUsuń
  4. [Chyba ciężko żeby mieli jakiś uraz z dzieciństwa XD Ale można w sumie kminić że się pokłócili może w 2 klasie? Tylko już czy idziemy w typowy fanfik, i się schlali na imprezie i wiadomo co sie działo a potem zero odzywania się do siebie, co z tego ze w jednej klasie są XD ]

    Halszka

    OdpowiedzUsuń
  5. [Czeeeść, dzięki za powitanie :D]
    Daisy

    OdpowiedzUsuń
  6. [No i dobra, no i wszystko spoko. To co, piszemy? Ze sztuką lecimy w klasykę Romeo i Julia czy jakiś Sen nocy letniej? Albo może Tristana i Izoldę, bo mam przeczytać przez ferie XD]

    Halszka

    OdpowiedzUsuń
  7. [O matko Daniel! <3 Uwielbiam tego aktora, a z tym panem chciałabym mieć wątek! Ale najpierw wypadałoby zrobić kartę... ;D Jakbyś znalazła miejsce w wątkach to Alessia z wielką chęcią będzie go zaciągała w różne kłopoty:D ]

    Jeszcze żyjąca w szkicach,
    Alessia

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Nie mogłam się obejść bez wątku, więc przybywam. Karta jest świetnie napisana, naprawdę miło się ją czytało, więc należy się pochwała.
    Co do wątku, (oczywiście jeśli jakikolwiek zechcesz)to liczyłabym może na jakiś romans, ale to raczej w przyszłości. Ich charaktery z lekka się różnią i mogłoby trochę między nimi zgrzytać, ale trudno... :D
    Tak się nad tym zastanawiając, doszła no wniosku, że widzę ich w takiej trochę kiczowato serialowej sytuacji. Wiesz, coś w stylu:
    "- Jesteś idiotą.
    - Ty jesteś jeszcze większą idiotką.
    - Chcesz mnie teraz pocałować tak bardzo jak ja Ciebie?
    - W życiu!
    *pocałunek*
    ]

    Zoey z jej zakręconym i nieogarniętym tokiem myślenia

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Co powiesz na dobrych kumpli? ;D ]

    Isaac

    OdpowiedzUsuń
  10. [ Może jakaś wycieczka szkolna? Albo wspólny spektakl mimo tego, że Isaac jest z tanecznej. Z doświadczenia wiem, że tancerze bywają przydatni na deskach sceny, chociażby po to, żeby zrobić "przerywnik", o którym, że jest to przerywnik, wiedzą tylko ci, co biorą w przedstawieniu udział, aby dać czas aktorom na przebranie się (składnia tak bardzo :D No i imprezy :D ]

    Isaac

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ O! Isaac mógł go na przykład oprowadzać po szkole, kiedy Daniel był pierwszakiem ^^ ]

      Isaac

      Usuń
  11. [Hej, dzięki za powitanie. I jakoś nie mogę się powstrzymać przed westchnięciem, bo Dylan <3
    + co do wizerunku Seana, przed momentem znalazłam pana, który użycza mu twarzyczki i to jest Kacey Carrig ;p]

    OdpowiedzUsuń
  12. [ Może po prostu Danny wpadnie do mieszkania Isaaca na weekend i panowie, no cóż, nieco przesadzą z alkoholem? :D]

    Isaac

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Dobra, w takim razie ujawniam swoją wieczorną wizję. Mogłoby być tak – Zoey wda się przed szkołą w jakąś bójkę, jak to ona… Ludzie dookoła się zbiorą, zrobi się zamieszanie, a gdzieś tam z boku ktoś zawoła nauczyciela. Ten rozdzieli dziewczyny, ale będzie musiał zająć się tą drugą, ponieważ dajmy na to, że była bardziej poszkodowana. Jednak ktoś powinien zaprowadzić pannę Maxwell do dyrektora i tym kimś zostanie przykładny uczeń, który na dodatek udziela się w samorządzie i zaskarbił sobie zaufanie nauczyciela, a żeby to wszystko dłużej trwało, Max po drodze może urządzić jakiś bunt i odmówić dalszej drogi. Jak coś, to mogę myśleć dalej. Mów szczerze! ]

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  14. [Spokojnie, nic się takiego nie stało ;p Wujek google to czasami straszny kłamca xD]

    OdpowiedzUsuń
  15. [ Jasne, mi jak najbardziej pasuje, a teraz muszę Ci zadać najgorsze pytanie życia. Mam nadzieję, że mnie nie znienawidzisz :D
    Zaczniesz? ]

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Nie zamierzam się starać :D
    Czekam z niecierpliwością. xd ]

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  17. Isaac siedział na kanapie, wpatrując się w widoki za oknem, które w jego małym mieszkaniu zajmowało całą ścianę. Ulice Brooklynu były niezwykle ruchliwe, nawet jak na fakt, że zaczynał się weekend. Na kolanach chłopaka drzemał już dawno wyrośnięty szczeniak - sześcioletni kompan Isaaca, Raksha. Kochał tego psa całym sercem, dlatego jego ręka drapała teraz obszar tuż za uchem pupila.
    Niemało się zdziwił, kiedy saarlos zerwał się z kanapy i podbiegł do drzwi, głośno szczekając. Dla Griffithsa bardziej odpowiednie w tym wypadku było określenie "darcie mordy", ale obiecał sobie, że będzie miły dla innych. Nawet dla czworonogów. Podniósł swój ciężki tyłek z miękkiego obicia sofy i ruszył w stronę drzwi. Jeszcze zanim usłyszał głos przybysza, wiedział, kto to taki.
    Daniela zdradził miarowo poruszający się ogon Rakshy. Na nikogo tak nie reagował, jak na Blackbourne'a. Może dlatego, że był on jedyną osobą, jaka go odwiedzała, nie licząc listonosza. Uśmiechnął się pod nosem słysząc słowa "stary koniu" i przekręcił klucz w drzwiach. Chwilę później do środka wtargnął szeroko uśmiechnięty Daniel we własnej osobie. Uścisnęli się przyjaźnie i Isaac zaprosił przyjaciela do środka.
    - Ponoć panuje zasada, że się nie miesza. - uśmiechnął się tajemniczo do gościa, zauważając sześciopak piwa. - A szkoda, bo właśnie kupiłem butelkę wódki. Polskiej wódki. - wyszczerzył zęby. - Coś świętujemy, Dan, czy wpadłeś na jakże błyskotliwy pomysł odwiedzenia znudzonego życiem kumpla? - spytał wesoło, rad z odwiedzin kolegi. Raksha tymczasem domagał się uwagi, o czym powiadamiał Daniela ocieraniem się o jego nogi i szarpaniem nogawek. Chyba nigdy nie przestanie być szczeniakiem...

    Isaac

    OdpowiedzUsuń
  18. Uśmiechnął się na widok zadowolonego Rakshy. Ten pies nigdy się nie zmieni. Pies z zadowoleniem mrużył oczy i przymilał się do rąk Daniela. ten drugi zaś z zapałem głaskał czworonoga. Tworzyli uroczą parę. W chwilach takich jak ta Isaac miewał wrażenie, że Dan to jego młodszy brat. Skory był nawet do podejrzewania Rakshy o zdradę. Pies był bowiem dużo bardziej entuzjastyczny w towarzystwie chłopaka z teatralnej. Ale dość czczego gadania. Nie można marnować tak pięknego wieczoru na nic nie dające gdybanie. Czas pić!
    - Możemy świętować fakt, że jeszcze nie odcięli mi prądu. Powód do picia zawsze się znajdzie i zawsze będzie dobry. Wybierz sobie więc jaki tylko chcesz. A ja - pokazał białe zęby - Poleję. Kolejka na rozgrzewkę? - spytał, a widząc, jak chłopak ochoczo kiwa głową, nalał wódkę do kieliszeczków. - Zdrowie!
    ***
    Na jednej kolejce oczywiście nie śmiało się skończyć. Po godzinie butelka 0,7l, do niedawna pełna Żubrówki, świeciła pustkami. Sami chłopcy byli bardziej rozweseleni. W końcu został im jeszcze ten sześciopak!
    - Jak w klasie? - spytał Isaac, pociągając nosem. - Robicie jakieś te, spetkakle? Nie, czeaj... - zmarszczył brwi - Spektakle, o! Tak, właśnie.


    Isaac

    OdpowiedzUsuń
  19. [ U mnie z długością bywa różnie. ]

    Jako trzynastolatka nie potrafiła pojąć, co nastolatkowie widzą w tych wszystkich bójkach. Wciąż się w nie wdawali i sprawiali wrażenie, że nie zamierzają z nich zrezygnować. Ona uważała to za idiotyzm. Raz uderzyła koleżankę i później bardzo tego żałowała. Miała wyrzuty sumienia, patrząc na jej podbite oko, a w dodatku czuła się jakby wszystkie kości jej dłoni przełamały się na pół, więc gdzie w tym wszystkim zabawa? Pojęła to dopiero, gdy weszła w swój okres buntu, a bójki stały się praktycznie częścią jej codzienności. Zrozumiała, o co w nich chodziło. Dawały możliwość zapomnienia, oderwania się i wyżycia na kimś zazwyczaj Bogu ducha winnym. Tym razem również tak było. Zmierzając do szkoły była cała nabuzowana. Wciąż mieszkał w niej gniew po wieczornej rozmowie z ojcem, który jak zwykle musiał udzielić jej licznych lekcji i ponarzekać jak to tylko on potrafił. Nic więc dziwnego, że rzuciła się na dziewczynę, która powiedziała o dwa słowa za dużo. Może innego dnia jedynie wywróciłaby oczami i poszła dalej, nawet nie zawracając sobie głowy odpowiedzią, ale nie dzisiaj. Musiała na kogoś wylać swoją frustrację i irytację, a biorąc pod uwagę fakt, że ojciec był zbyt daleko, jej celem została niska szatynka o brązowych oczach i irytującym uśmieszku. Nawet nie zauważyła jak była ubrana, dostrzegła tylko jej zdziwiony wyraz twarzy, gdy odrzucała torbę na bok i z dzikością w oczach dosłownie się na nią rzuciła. Nie minęła sekunda, a wokół zebrał się tłum gapiów. Jedni krzyczeli coś o oderwaniu ich od siebie, inni o zawołaniu nauczyciela, ale wielu z nich wolało jeszcze bardziej zachęcać obie dziewczyny do dalszej bójki. Zoey waliła na oślep, była zbyt zaćmiona wściekłością, by móc skupić się na cios, a w dodatku gdzieś wewnątrz słyszała cichy głosik, który powtarzał, że nie chce tego robić. Nie pamięta ile czasu minęło, ale w końcu poczuła silne ramiona, a następnie jeszcze mocniejsze szarpniecie w tył. Od razu rozpoznała głos nauczyciela i westchnęła zrezygnowana.
    – Nie potrzebuję niańki! – warknęła, wbijając w nauczyciela spojrzenie, pod którym wielu już by się złamało, ale niestety nie on.
    Podniosła z ziemi torbę i ruszyła w stronę wejścia do szkoły, przy okazji celowo trącając chłopaka ramieniem.

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  20. Prawdę mówiąc, skądś kojarzyła tego chłopaka. Oczywiście, wcześniej prawdopodobnie, a raczej nawet na pewno ze sobą nie rozmawiali, ale nazwisko, jak i wygląd coś jej mówiło. Chwilę zajęło jej połączenie faktów, ale w końcu przypomniała sobie, że jest tym uroczym chłopczykiem, do którego potajemnie wzdycha kilka dziewczyn z jej klasy. Mimochodem usłyszała kilka wzmianek na jego temat, a ton tamtych dziewczyn jednoznacznie wskazywał, że widziały w nim jakiegoś adonisa. Pomocny, uczciwy, zabawny, udzielał się w szkole i inne tego typu pierdoły.
    Posłała mu przelotne spojrzenie, unosząc jedną brew do góry i wywracając oczami w reakcji na ten jego nagły potok słów. Wciąż była wkurzona, a w promieniu najbliższych kilku metrów znajdował się tylko on, więc nic dziwnego, że teraz był obiektem jej frustracji. W dodatku miała ogromną ochotę gdzieś zwiać i uniknąć rozmowy z dyrektorem. Wiedziała, że ten zaraz zadzwoni do ojca, a ten znowu zacznie swoje wypracowania na temat jej nagannego zachowania. Przeszkodą był obecnie tylko Blackbourne i wiedziała, że nie ma zbyt wielkich szans za pozbycie się go. Nie miał ochoty wpakowywać się w kłopoty, a niedoprowadzenie jej pod drzwi dyrektora z pewnością by mu ich przysporzyło.
    – Boisz się dziewczyny? – zapytała ironicznie, a następnie prychnęła pod nosem. – Ta, jesteś idealnym materiałem na wieczorną rankę z dziewczynką. Miałaby zapewnione bezpieczeństwo w stu procentach. – Rzuciła, przeczesując włosy dłońmi i nawet na niego nie zerkając.

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  21. Isaac ziewnął przeciągle, po czym wstał i przyniósł z blatu kuchennego dwie puszki piwa. Jedną podał Danielowi, po czym skupił się na zebraniu słów potrzebnych do odpowiedzi chłopakowi.
    - Moment. - zmarszczył brwi, wyraźnie przetwarzając w głowie informację o Angeli. - A to czasem nie jest ta laska, z którą nie możecie się nawzajem ścierpieć. - przekręcił głowę na bok, chociaż zwyczaj ten należał raczej do Rakshy. - Czyżby w waszej relacji coś się zmieniło? Wiesz, coś więcej między wami może... - kilka razy uniósł i opuścił na zmianę brwi, a swoją wypowiedź zakończył sporym łykiem trunku. Nie była to mądra decyzja z jego strony, ale raz się żyje. Doświadczenie ma i w piciu i w rzyganiu. Później będzie żałował, no trudno, bywa i tak.

    Isaac

    OdpowiedzUsuń
  22. - Oho... już widzę tą osiemdziesięcio kilową Julię i punkowego Romea, w nowej artystycznej odsłonie antycznego dramatu! - Brunetka mruknęła do kolegi z ławki naśmiewając się z nieco zbyt awangardowych pomysłów, jakie zdarzało się mieć ich profesorowi. Halszce zazwyczaj w ławce towarzyszył przedstawiciel płci brzydkiej, co najprawdopodobniej było związane z tym, że panowie mieli większą tolerancje na kąśliwe uwagi, niż panie, które dość szybko zrażały się do jędzowatego charakteru młodej polki. Chłopakom nie przeszkadzało, kiedy od czasu do czasu zywywała ich od śmieci i wywlokła na wierzch ich najgorsze wady. Chwila obrażania się wszelkimi odzywkami jakie ślina może przynieść na język, by zaraz śmiać się z własnej głupoty. Jednak samej Halszce zdarzało się rozpamiętywać niektóre urazy.
    - Zamierzałem zacząć od mniej znaczących ról, stopniowo budując napięcie, ale skoro i nasz Romeo i nasza Julia już przemówili, to chyba pozostaje mi jedynie wam pogratulować nowej roli.
    Wasilewska oderwała wzrok od kolegi i spojrzała na nauczyciela. Tak, patrzył na nią. Dlaczego musiał mieć tak dobry słuch? Jednak po chwili zastanowienia, zrozumiała że dostała główną rolę. Radość jednak nie trwała długo, gdy dotarło do niej, kto wcześniej zabrał głos. Nagły przypływ wiary skłonił ją tylko do cichej modlitwy w duchu, żeby nie chodziło o Dannego, a o jego kolegę z ławki.
    - Blackbourne i Wasylewska - Jednak boga nie ma. W dodatku znów wymówiono jej nazwisko ze złym akcentem, ale do tego już przywykła. Tak samo jak przywykła do traktowania jej nowego Romeo jak powietrze.
    - Nie ma mowy. - Poderwała się nagle z krzesła uderzając dłonią w leżący na ławce scenariusz. - Nie zagram takiej roli z tym... - Ugryzła się w język, żeby nie posunąć się za daleko w rozmowie z profesorem.
    - Nie? - Udał zdziwionego. - W takim razie będę zmuszony wybrać kogoś innego do roli Julii.
    - Julii? Chyba Romea! - Prawie krzyknęła na nauczyciela czując jak sama nakręca się nienawiścią do Daniela.
    - Blackbourne nie sprawia problemów, więc nie mam powodu by go zmieniać... W przyszłej karierze aktorskiej nie zawsze będziesz miała wpływ na to z kim dane będzie ci pracować, Wasylewska. Dalej chcesz żebym przeprowadził zmiany w obsadzie?
    - Nie. - Burknęła tylko zrezygnowana siadając zrezygnowana znów na krześle nadymając lekko policzki. Posłała jedynie nieco mordercze spojrzenie jej nowemu kochankowi i obrażona siedziała cicho.

    Twoja Julia

    OdpowiedzUsuń
  23. Przestrzeni osobistej? Powtórzyła to w głowie kilka razy, zastanawiając się przez chwilę nad tym zwrotem. Ludzie zazwyczaj widząc ją po takiej akcji, woleli się nie odzywać, iść jak najdalej i nie narażać się na atak z jej strony, jednak ten miał chyba więcej odwagi i wciąż próbował nawiązać z nią jakąś rozmowę albo po prostu był ogromną gadułą, obie opcje były bardzo prawdopodobne. Oczywiście od razu chciała odwarknąć coś w stylu „To nie myśl!”, ale jakimś cudem zrobiła coś, czego od dawna nie robiła, ugryzła się w język. Zazwyczaj miała wszystko głęboko gdzieś i nie zależało jej na pochlebnej opinii towarzysza. Tym razem również nie zamierzała się mu podlizywać, ale stwierdziła, że nie musi robić z siebie pierwszorzędnej wiedźmy.
    – Nie miałam na myśli siebie. Jak zdążyłeś zauważyć, sama potrafię się obronić, a na randkę z Tobą nie poszłabym, nawet gdyby na świecie panowała kompletna susza, a ty miałbyś ostatnią butelkę wody. – Odpowiedziała, posyłając mu wymowne spojrzenie i ze zdziwieniem stwierdzając, że zrównał z nią krok. Szybko odwróciła wzrok ponownie, wlepiając go przed siebie.
    – Zoey. – To słowo wyleciało z jej ust jakby automatycznie, zanim zdążyła je powstrzymać. Od teraz mogła chwalić się wszystkim, że wybrała się na spacer z chłopakiem, który znajdował się całkiem wysoko w rankingu najprzystojniejszych uczniów w szkole. Mimo wszystko nawet by nie skłamała. Co prawda ich celem był gabinet dyrektora, a do wspólnego spaceru zostali raczej zmuszeni, ale trzeba przyznać, że był to w pewnym sensie spacer.

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  24. Przymrużyła oczy, przez chwilę się mu przyglądając. W pewnym sensie był zabawny, ale Zoey należała do osób upartych i lubiła zgrywać zimną jędzę, tak więc starała się reagować na te jego żarciki całkowicie neutralnie albo po prostu się wkurzać, tak jak robiła to dotychczas. Dzięki takim zagraniom ludzie trzymali się na dystans, nie próbowali jej poznać, zrozumieć jakie skrywa problemy i starać się je rozwiązać, nawiasem mówiąc, bezskutecznie.
    – Szczerze mówiąc, nie zaskoczyłeś mnie. Od początku podejrzewałam, że o wiele częściej zabawiasz się z butelką, niż dziewczyną. – Stwierdziła, wzruszając ramionami, tak jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Skręciła w prawo, wciąż kierując się w stronę gabinetu dyrektora. Dzieliło ich od niego jakieś trzydzieści metrów plus schody na pierwsze piętro i bum, wrota do piekieł czekałyby na nich otworem, a dokładniej mówiąc – na nią.
    Naprawdę nie miała dzisiaj na to ochoty. Poza tym w głębi nie chciała znowu zawieść ojca. On nie rozumiał, dlaczego córka się od niego oddala, a ona ku ironii wciąż łaknęła jego miłości, którą oczywiście jej okazywał, ale niestety nie była to relacja sprzed lat. Mogłaby spróbować uciec, ale szanse, że chłopak jej nie dogoni były bardzo marne. Nie zastanawiając się dłużej, oparła się plecami o ścianę, krzyżując ręce na piersi i przyglądając się pomalowanym na szaro paznokciom. Jeśli chciał dalej zgrywać posłusznego ucznia i wypełnić polecenie nauczyciela, musiałby zaciągnąć ją dalej siłą.

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  25. Przez pół lekcji miała ochotę zdzielić go najgrubszym podręcznikiem jaki posiadała w swojej torbie. Przez pozostałą część wykładu profesora, górowały już myśli nad opracowaniem genialnego planu jak unieszkodliwić Blackbourna na najbliższe tygodnie, tak by ku wielkiemu rozczarowaniu Halszki, nie mógł wystąpić u jej boku. Jednak zrzucanie ze schodów wyszło z mody i pozostało powinnością młodzieży w wieku nastu lat, a przecież oni byli prawie dorośli. Jeśli mieli podkładać sobie świnie, to w dużo bardziej wyrafinowany sposób. Tak, to była nienawiść w czystej postaci. Mocno zaogniona podczas tegorocznych wyborów przewodniczącego samorządu uczniowskiego, które, oczywiście niesłusznie, wygrał Daniel.
    Dopiero kiedy tak wyczekiwany dzwonek rozbrzmiał w ich uszach, mogła poderwać się z krzesła i zdzielić tego nie książką, ale scenariuszem. Subtelniej, zwłaszcza jeśli miała go przekonać do swojego pomysłu.
    - Zrezygnuj. - Subtelność? Chyba jak szybko przyszła tak szybko poszła. Dziewczyna usiada na sąsiedniej ławce opierając stopy na krześle Blackbourna. - Dziewczynom się ustępuje. Poza tym masz swój wspaniały samorząd, w którym muszę cię słuchać, więc odpuść tą sztukę. - Wyrecytowała ułożoną w głowie wiązankę głosem pozbawionym wszelkich emocji. Już dość skompromitowała się na forum klasy. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się sztucznie. Uśmiech powinien pomóc przy załatwianiu spraw. Ale patrząc na jego krzywy ryj, nawet będąc w klasie teatralnej nie potrafiła zdobyć się na coś co nie będzie wyglądało wymuszenie.

    Twój największy koszmar aka Halszka

    OdpowiedzUsuń
  26. [W końcu po X czasie gapienia się na śpiącego Dylana mogę odpisać.<3 Myślałam nad tym, że jeszcze zanim Ali wyjechała z NYC mogli się całkiem dobrze znać i razem od czasu do czasu wychodzili na różne domówki itp. A wraz z wyjazdem do Seattle Ali urwała wszystkie kontakty, z plotek mógłby wiedzieć co się jej przytrafiło, a teraz po dość długim czasie mogliby się pojawić na jednej imprezie. Danny by ją rozpoznał, a żeby uczcić ,,odnowienie" przyjaźni wieczór spędzą w swoim towarzystwie wlewając w siebie litry alkoholu, następnego dnia budząc się z kacem...?
    Jutro pomyślę też nad czymś innym, bo mimo wszystko pora jest już dość późna, a mi spieszno do łóżka. Chyba, że taki pomysł Ci odpowiada to zostawię myślenie nad czymś innym w spokoju. ;) ]

    Alessia

    OdpowiedzUsuń
  27. [Zróbmy coś z samorządem szkolnym, bo oboje tam są! :D]
    Daisy

    OdpowiedzUsuń
  28. [Dziękuję bardzo :)
    P.S. Dylan <3]

    Beau

    OdpowiedzUsuń
  29. Zmarszczyła nos, słysząc jego śmiech. Szybko doszła do wniosku, że te, jak i zapewne każde kolejne próby urażenia go, spełzną na niczym. Wszystko obracał w żart i nic nie brał do siebie, nie to co większość osób, z którymi przebywała. Wystarczyło kilka takich odzywek, a oni nie wytrzymywali i wybuchali, a następnie po prostu się zamykali i więcej nie otwierali ust,chyba że jakaś sytuacja ich do tego zmusiła. On jednak wciąż gadał, a Zoey stwierdziła, że nie warto się już nawet starać. Nie była na tyle głupia, by nie wiedzieć, że to i tak już nic nie da. Najwyraźniej był równie uparty, jak ona i gdyby była trochę mniej zawzięta, to może by go za to pochwaliła, ale prędzej raczej z nieba zaczęłyby spadać płonące feniksy.
    Słysząc jego pytanie, nic nie odpowiedziała. Chyba łatwo było zauważyć, że faktycznie nie zamierzała wyruszać w dalszą podróż. Nie musiał jej powtarzać, że to wszystko pogorszy, doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale pragnęła tylko jednego dnia spokoju, jednego dnia bez obwiniania i skarg. Ta jedna chwila odpoczynku była warta pompy, która powiększała się wraz z każdą upływającą minutą, w której nie pojawiłaby się w gabinecie dyrektora. Była gotowa ją przyjąć, ale nie chciała też mu tego wszystkiego tłumaczyć. Nie lubiła otwierać swojego umysły przed sobą i przypominać, że czasami faktycznie brakuje jej sił do dalszego zgrywania bezinteresownej, a tym bardziej przed obym chłopakiem.
    Widząc, że ten również oparł się o ścianę, w duchu jęknęła. Jeśli ludzie reagowali tak samo, gdy u niej budził się tak wielki upór… Mogła im tylko współczuć i życzyć powodzenia.
    – Mam propozycję. – Uniosła głowa i popatrzyła na niego, posyłając mu przenikliwe spojrzenie i czekając, aż zainteresuje się tym, co ma mu do powiedzenia.
    – Może zrobisz to, na co masz ochotę i pobiegniesz do domu w podskokach, a ja zajmę się sobą? – Zapytała, przekrzywiając głowę i czekając na jego odpowiedź.

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  30. Tym razem to na jego wargach zagościł uśmiech, gdy usłyszał, jak jego kumpel nie może poprawnie wymówić słowa. Wzruszył ramionami. Skoro Daniel mówi, że z Angelą nie mogą się ścierpieć to widocznie tak jest, ewentualnie chłopak nie chce o tym gadać. A Isaac nie zamierzał naciskać. Nie był z tych nachalnych osób, które pomagają na siłę.
    Szybko i zręcznie zmienił temat, sprowadzając rozmowę na temat innych dziewczyn w Akademii. Rozmawiali długo, nie zważając na to, że piwo już się kończyło, a Raksha od trzech godzin spał smacznie w legowisku w kącie. Był weekend, a oni w końcu mogli na spokojnie pogadać. Nie mogło się obejść bez politycznych dyskusji i religijnych rozważań. Przerwali pogaduchy dopiero, gdy nie mieli już czego pić.
    - Ech... - westchnął solidnie już spity Isaac - Mamy fie opcje. - mruknął, pociągając nosem - Albo pijemy hebatkę, chosiasz w obecnym stanie boję się uszywać kuchenki. Możemy tesz pójść na kluby. Noc jesze młoda. Sotynato? - spytał, rzucając pustą puszkę w kierunku kosza. Nie trafił.

    Isaac

    OdpowiedzUsuń
  31. Prychnął tylko, udając obrażonego. Wcale nie był beznadziejny w kosza. Normalnie by trafił, zwłaszcza, że kosz był tylko 3 metry dalej. Co poradzi na to, że po pijaku obraz się chwieje i rozmazuje? Nic. Poza tym wcale nie lubił koszykówki.
    - Nawet jeśli ssę, to w nogę w szyciu mnie nie pokonasz, kolego. - odparł naburmuszony. Nie będzie mu młodziak mówił, że jest beznadziejny, nie ma takiej opcji! Co to ma być?! Griffiths nie miał pojęcia, skąd u niego tyle agresji, ale jakoś tak źle się poczuł, kiedy Daniel wypomniał mu brak jego umiejętności. - A tam gadasz. Fajnie bedzie. Wiesz, fajne laski i ten, no... Dzikie densy. I wódka. Albo koroloro... korolowe drinki! Ja wiem, sze ty jeszcze młoda dupa, ale wiesz... - podrapał się po czole, szukając słów - Ja to jusz nie pierszej śfieszości, nie? - spojrzał pytająco na kumpla. Nie za bardzo pamiętał, o co spytał, ani co dokładnie powiedział, ale coś mu podpowiadało, że ma czekać na odpowiedź.


    Isaac

    OdpowiedzUsuń
  32. Wystarczyło jedno spojrzenie, by wywnioskować, że odpowiedź będzie odmowna, zanim jeszcze padła z jego ust. Powstrzymała krzyk frustracji, który teraz zdecydowanie cisnął jej się na usta i wróciła do poprzedniej pozy, odwracając od niego spojrzenie i zastanawiając się co dalej począć. Nie miała zbyt wielu możliwości i doskonale zdawała sobie z tego sprawę, co jeszcze bardziej przyprawiało ją o irytacje.
    Przypadkową ofiarą? Słysząc do prychnęła i wywróciła teatralnie oczami. Chociaż może faktycznie tak było? Nie, nie, nie! Odrzuciła tę myśl, zanim jeszcze zdążyła zakotwiczyć się w jej umyśli i kto wie, może byłaby jeszcze zdolna, przyznać mu rację. Miała się na niego wściekać i zamierzała przy tym pozostać.
    Słysząc resztę jego wypowiedzi, zacisnęła ręce w pięści, ale nie ruszyła się z miejsca. Z trudem nakazała swojemu ciału pozostać jeszcze przez chwilę nieruchomo i wziąć kilka kolejnych oddechów. Nie chciała go uderzyć, wiedziała o tym, ale jej reakcja na złość zawsze była taka sama. Złość równała się bójce i tyle, ale tym razem zagryzła wargę, nie podejmując kolejnej pochopnej decyzji. Odepchnęła się od ściany i podeszła do niego, zatrzymując się jakieś dwa kroki przed nim.
    – Weź swoje zabawki i wracaj do domu. Udanego dnia. Nie martw się, znam drogę i nie przysporzę Ci kłopotów. – Jej głos nie był ani szeptem, ani krzykiem, jednak przesiąkał jadem, od którego niektórzy od razu by się wzdrygnęli. Wyminęła go i ruszyła przed siebie, mentalnie szykując się na rozmowę, którą za chwilę miała odbyć.
    – Jeden pieprzony dzień. Nie mogłeś mi dać nawet jednego dnia. – Warknęła i uświadamiając sobie co właśnie powiedziała, stanęła jak wryta. Nie chciała robić z siebie pokrzywdzonej biedaczki. Mogłaby obejrzeć się przez ramię i sprawdzić, czy w ogóle ją usłyszał, ale wolała tego nie robić. Wcisnęła ręce do kieszeni skórzanej kurtki i szybkim krokiem ruszyła przed siebie.

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  33. Isaac był tak pijany, że nie interesował go fakt, iż schodzenie ze schodów w takim stanie, w jakim znajdowali się z Danielem, mogło być dość problematyczne. Nie wspominając o znalezieniu jakiegokolwiek klubu. Bo szansę na poderwanie jakiejś dziewczyny wynosiły, w ich stanie, piękne, okrągłe zero. Null. No ale co im zaszkodzi spróbować! W końcu to największe przystojniaki w całym Nowym Jorki i żadna, po prostu ŻADNA lasia na pewno im się nie oprze.
    - Dopsz, stary. Znajćmy mi szonę. Drędziesz moją zruchną? - spytał poważnie, patrząc w oczy przyjacielowi. - Potrzebuję zruchny. - sięgnął po chusteczkę i wydmuchał nos. Nagle zdał sobie sprawę z faktu, że Dan najwyraźniej go nie rozumie. Złapał się za głowę w poszukiwaniu jakiejś luki w swoim rozumowaniu. - Druchną. Tak, bedziesz moją druhną, Dan? - zaraz zapomniał, że o to spytał i wsunął tenisówki na stopy. - Ja jestem juszgotowy. Idziemy? - spytał wesoło, przytrzymując się blatu, żeby uzyskać równowagę.

    Isaac

    OdpowiedzUsuń
  34. - Czfi są tam. - mruknął Isaac, po czym ziewnął szeroko, przy okazji nadeptując na pustą puszkę. Z pięknym, zamaszystym ruchem ramion, właściwym tancerzowi, wywinął orła i z bolesnym plask! upadł na pupę. - Ała. Chyba faktycznie nienajlepsiejszy ze mnie ten, no... śmieciarz. - podrapał się po nosie, nawet nie próbując wstawać. - Tszea tu pospszsz... Popsz... Ogarnąć. Nie moszemy zostafić syfu Rakzsy przeciesz... - ziewnął po raz kolejny, a widząc pytający wzrok Dana wzruszył ramionami. - Dan, ja nie fstanę, nie ma opci... - położył się na plecach, wyjmując spod głowy kolejną puszkę. - Ićmy spać. Do klubu pójdziemy jutro, dopsze?

    Isaac

    OdpowiedzUsuń
  35. Praktycznie nie znała chłopaka, więc z pewnością nie mogła poczuć się urażona i chyba nawet się tak nie czuła. Może trochę zawiedziona, ponieważ jednak gdzieś w głębi tlił się promyczek, który dawał jej cień szansy na odwleczenie nieuniknionej rozmowy. To tak jakby zamknęła oczy i udawała, że wszystkie problemy znikają, choćby na kilka minut, ale niestety nie miało jej być to dane. Nawarzyła piwa i jak zwykle musiała je wypić. Taki już był los narwańców. Nie zamierzała ukazywać światu, że źle się z tym czuła. Wolała jak wszyscy myśleli, że nic ją nie obchodzi, a każdy problem spływa po niej jak woda po kaczce. Jedną z rzeczy, których najbardziej nienawidziła była litość, toteż zgrywała twardą byleby nigdy jej nie doświadczyć.
    Nie mogła się na niego wkurzać, a raczej nie powinna, ale cóż, gdzieś tam trochę ją zawiódł. Zdawała sobie sprawę, że taki tok myślenia jest kompletnie idiotyczny, a on nie był jej nic winien, w dodatku po tym jak go traktowała, ale mimo wszystko liczyła, że jakoś się domyśli i pozwoli odejść, choć po co niby miałby to robić? Oszczędzać jej kłopotu, ale za to samemu napytać sobie biedy? Bezsensowne…
    Spięła się słysząc jego wołanie, ale nie zatrzymała się, wręcz przeciwnie, dodatkowo przyśpieszyła kroku, jakby to mogło pomóc jej od niego uciec. Nie miała mu już nic do powiedzenia. Faktycznie się zagalopowała, nie powinna wspominać o tym jednym dniu, ale zrobiła to, a czasu cofnąć nie mogła. Miała jednak nadzieję, że ten odejdzie i tak to się wszystko skończy, ale nie minęła chwila, a ten szedł już u jej boku.
    – Nie uraziłeś. Nie potrzebuję twoich przeprosin. Zrozumiałam. Jestem jak drzazga w tyłku, z którą musiałeś przez chwilę chodzić, ale widzisz? Już po problemie. – Stwierdziła i znowu zapomniała ugryźć się w język. Gdzie podziały się te jej cięte odpowiedzi? Ironia, sarkazm i wredota? Te trzy rzeczy praktycznie nigdy jej nie opuszczały, ale najwyraźniej to miał być jeden z fatalniejszych dni ostatnich miesięcy.

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  36. [ Hahah, no tak, zapewne z nikim innym balkony nie byłyby aż tak ekscytujące. :D
    Mam nawet pomysł! No to tego, no, lets goł!
    Nasza balkonowa parka spotyka się na kolejnej imprezce. Ale wiadomo, że każde (nawet te najlepsze) muszą się kiedyś skończyć. Ale, ale! Foxy wpada w panikę, bo zgubiła klucze do mieszkania! W tym momencie przychodzi na pomoc rycerz na białym koniu, czyli Danny, który przemyca ją do akademika (lub mieszkania, bo nie wiem, gdzie on teraz mieszka xD) i tam razem nocują. (Może się tam coś stać, no bo wiadomo - dwójka nastolatków, hormony, balkony, demoralizacja, taka sytuacja). Rano wpada do nich jakiś nadzorca akademika/kolega, a zatem dzień potem każdy w szkole wie, że Blackbourne i Hastings znowu mieli schadzkę! :D
    I jak, co o tym myślisz? :3 ,]

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  37. - Mości pielgrzymie, bluźnisz swojej dłoni, która nie grzeszy zdrożnym dotykaniem jest–li ujęcie rąk pocało...
    - Jeszcze raz. - Przerwał jej nauczyciel.
    - Mości pielgrzymie, bluźnisz swojej dłoni, która...
    - Jeszcze raz!
    - Mości...
    - Dość! Piętnaście minut przerwy. - Westchnął profesor rzucając scenariusz na biurko, kiedy większość grupy zdecydowała się spędzić przerwę poza salą teatralną. - Stop. Wasylewska i Blackbourne zostają.
    Halszka przewróciła jedynie oczami. Tłukli jedną scenę dobre pół godziny, nie wspominając już o tym, że reszta klasy od początku zajęć nawet nie zaczęła jednej kwestii i nie zanosiło się na to, że prędko zaczną. Nie do puki Romeo i Julia nie przestaną gromić się spojrzeniami po każdej przerwanej kwestii, jakby mieli skoczyć sobie do gardeł, a nie zakończyć to namiętnym pocałunkiem.
    - Co się z wami dzieje?!
    - Nic takiego, profesorze. Po prostu ten Romeo nie potrafi rozbudzić w kobiecie żadnego pożądania. - Odparła z wyraźną dozą sarkazmu uśmiechając się do jej "kochanka".
    - Między nienawiścią, a miłością jest cienka granica...! - Zaczął swój jakże poetycki wywód. - Jesteście aktorami! Przekujcie tą negatywną energię między wami w prawdziwy magnetyzm! Widownia poczuje te wibracje... ale nie możecie pozwolić, żeby wyczuli skąd one pochodzą, ma być miłość! Pożądanie.
    - Oczywiście... - Halszka pokiwała tylko ze zrozumieniem. Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Odkaszlnęła tylko mrucząc pod nosem kilka obelg pod adresem jej jakże wspaniałego partnera.

    Halszka

    OdpowiedzUsuń
  38. [ Tak, tak, kartę oczywiście czytałam. :D Dobrze wiedzieć, że teraz be tata jest super tata. :D (Wait, what XD). ]

    Piątek, piąteczek, piątunio! W ten jakże szczęśliwy dzień, który praktycznie co tydzień był czymś wspaniałym, wszyscy szanujący się uczniowie świętowali... najczęściej w domu jakiegoś kolegi, u którego aktualnie nie było rodziców. Takie imprezy rzadko kiedy odbywały się w sposób kulturalny, ale każdy przynajmniej dobrze się bawił. A to, że przy okazji wylewano heltolitry piwa, wódki czy też czystego spirytusu, nie miało większego znaczenia.
    Jednak każda, nawet najlepsza domówka musiała się kiedyś skończyć. To dlatego Foxy, która w zasadzie ledwo ogarniała co się dookoła niej dzieje, grzebała nerwowo w kieszeniach bluzy swojego brata. Musiała znaleźć klucze do mieszkania, bo inaczej nie mogłaby dostać się do środka. Chris wybył gdzieś z kolegami... chyba na jakiś seans w kinie, Alice już tego nie pamiętała. Ważniejsze było to, że nigdzie nie było tych pieprzonych kluczy.
    - Kuwa... - zaklęła niewyraźnie, opierając się o ścianę, bo na chwilę zamazał się jej obraz przed oczami. Chryste, ile ona wypiła?
    W pewnym momencie wypatrzyła przemierzającego mieszkanie Daniela Blackbourne. Foxy nie była w stanie stwierdzić, czy jest bardzo pod wpływem... ale czy to było ważne? Może on widział jej klucze. Musiała się tego dowiedzieć tak szybko, jak tylko mogła. Dlatego też ruszyła w jego stronę, a już po chwili znalazła się tuż przy nim.
    - Widziaeś może klucze? - Podparła się ściany, żeby nie upaść. - Takie z blelockiem, no wiesz... Różowe niedziak... niedźwaki... misie, cholera! Bez nich do domu nie wejdę. - Posłała Danowi nieco pijackie spojrzenie, usiłując zachować pion. A to wcale nie było takie łatwe zadanie.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  39. [Fakt jest trochę oklepane. xDD Ale jak mam myśleć nad czymś innym to daj znać i jutro przybędę z jakimś innym pomysłem. xD A co do znajomości... Myślałam nad tym, że po prostu wyjdzie w praniu co z tego wyniknie. :D
    A Alessia powtarza trzecią klasę :D ]

    Ali

    OdpowiedzUsuń
  40. Foxy poczuła, jak jej nadzieja kruszy się na milion małych kawałeczków. To przecież niemożliwe, żeby zgubiła swoje klucze w trakcie domówki! Chociaż nie... przecież to była Alice. Tylko jej przytrafiały się takie rzeczy.
    - No nie... - Przyłożyła czoło do ściany w geście jawnej desperacji. Nie mogła uwierzyć w swoje "szczęście". - Ae jak ty ich nie widziaeś, to ja nie mam do domu jak wrócić! Bede pod mostem nowowala...
    Zobaczyła, jak w ich kierunku idzie jeden z uczniów, którzy brali udział w imprezie. Trzymał on do połowy opróżnioną butelkę wódki, z której sam co chwila pociągał. Foxy bez słowa wyciągnęła rękę, a chłopak zrozumiał. Podał jej alkohol, blondynka trochę wypiła, oddała butelkę, a uczeń odszedł.
    - Mloda? - Zmarszczyła brwi, jak gdyby miało jej to pomóc w myśleniu. - Ale wszysy ju wychodzą... tylko ja nie mam gdzie!

    Foxy
    [Sorki za chaos w odpisie. :( ]

    OdpowiedzUsuń
  41. Spojrzała na Daniela z radością wymalowaną na twarzy. Naprawdę zaproponował jej nocleg? Alice zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła go mocno... oczywiście wcześniej musiała stanąć na palcach, przez co prawie straciła równowagę. Na całe szczęście nie wywróciła się, a jedynie trochę się zachwiała.
    - Dziękuję! - powiedziała niewyraźnie, po czym opuściła się na ziemię.
    Po drodze zgarnęła jeszcze swoją czarną kurtkę i wraz z Dannym opuścili imprezkę. Przez miasto szli dość równo... to znaczy - starali się nie wyglądać jak dwójka pijanych w sztok nastolatków, ale nie do końca się to udawało. Foxy miała wrażenie, że chłodne, nocne powietrze sprawiło, iż nieco rozjaśniło się jej w głowie.
    Wkrótce dotarli pod drzwi domu Daniela. Dopiero w tej chwili Alice pomyślała o czymś bardzo ważnym. Spojrzała na chłopaka i, próbując brzmieć wyraźnie, zapytała cicho:
    - Gdzie ja właściwie bede spała? I czy inni nie bedo mieli nic przecifko? - Przeczesała ręką blond włosy, co było oznaką usilnego myślenia z jej strony. W stanie upojenia alkoholowego nie do końca jej ta czynność wychodziła, no ale cóż.
    W pewnym momencie się zachwiała, ale zdołała chwycić za klamkę od drzwi, która była w stanie utrzymać ciężar jej ciała. Odetchneła z ulgą, prostując się.
    - Pszepraszam - szepnęła, chociaż sama nie wiedziała, za co przeprasza.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  42. Nie mogła się na niego wściekać, nie powinna i wciąż tego nie robiła, ale jednak to wcześniejsze dziwne ukłucie cały czas w niej istniało. Jednak bycie jędzą było o wiele łatwiejsze, ponieważ nie musiała tak wszystkiego analizować, a teraz? Rozdzielała na atomy każde uczucie, które jakie się w niej pojawiło i jednocześnie nie było irytacją lub czymś podobnym.
    Nie znała go, a on nie znał jej, więc czemu niby miał jej pomagać? Sama chciała sprawiać wrażenie odpornej na wszystko, niezależnej i bezproblemowej. Przecież nie mógł zrozumieć, że tak naprawdę nie miała już na to sił, przynajmniej dzisiaj. Jutro to co innego. Wstałaby z nową energią, a dzień wcześniej przygotowałaby się jakoś do tej rozmowy. Ochłonęłaby, odpoczęła… Ale on nie mógł tego wiedzieć i nie winiła go za to. Poza tym z pewnością już za nią nie przepadał. Przez te kilka minut próbowała dać mu nieźle w kość, toteż nawet się mu nie dziwiła.
    Słysząc jego pytanie, albo stwierdzenie… Nie umiała jednoznacznie stwierdzić, Po prostu się zatrzymała i odwróciła w jego stronę. Dzielił ich naprawdę mały dystans i teraz wreszcie się mu przyjrzała, czego wcześniej zbytnio nie zrobiła. Był od niej o kilka centymetrów wyższy, a nie zależała wcale do osób niskich. Jego tęczówki kojarzyły jej się z polewą czekoladową, a uśmiech nadawał mu wygląd takiego miłego chłopaka z sąsiedztwa, który zawsze się witał i był gotów pomóc w każdej chwili. Poczuła ukłucie zawstydzenia… Chyba, nie była pewna, ale w każdym razie nie było to nic przyjemnego. Nie zasługiwał na takie traktowanie z jej strony i gdyby była inna, to już dawno by go przeprosiła, ale nie była, więc o tym słowie nie było mowy.
    – Wracaj do domu, nie wiem co tu jeszcze robisz, ale poradzę sobie. – Stwierdziła i posłała mu nikły uśmiech, który miał go przekonać do tego, że mówi prawdę.

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  43. Alice posłusznie stała cicho w korytarzu, przy czym udało się jej nawet zachować ciszę. No, pod nosem nuciła jakąś piosenkę, którą zasłyszała na jednej z imprez. Coś w jej umyśle mówiło, że być może jest to Flawless, ale teraz nie była w stanie dokładnie zweryfikować tego utworu. Umilkła dopiero wtedy, kiedy podszedł do niej Danny.
    — Nie ma? — zapytała z wyraźnie słyszalnym niedowierzaniem w głosie. Nie mogła uwierzyć we własne szczęście. — Świetnie! Znaczy się... nie to, że nie lubię twojego taty, ale on by mógł zareagować dziwnie na widok pijanej dziewczyny we własnym domu, którą na dodatek sprowadza jego równie pijany syn... — szeptała, ruszając rękami w prawo i lewo.
    Dopiero po zakończeniu tego słowotoku nabrała głębokiego oddechu i powoli wypuściła powietrze. Jej uwadze uszło to, że mówi już normalnie. Najwidoczniej pobyt na świeżym powietrzu faktycznie sprawił, że nieco otrzeźwiała. Uśmiechnęła się delikatnie, po czym wyszeptała:
    — To szepczmy razem. Gdzie ja będę spała? — Spojrzała na przyjaciela z uwagą. — Ja w sumie mogę nawet na podłodze, ale co, jak twój tata wróci i zobaczy mnie na kanapie w salonie?
    Na samą myśl o tym przez jej ciało przeszedł dreszcz.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  44. [ Może zrobimy tak – Zoey nadepnie jakimś kolesiom na odcisk, ale nie będą to typki, którzy uznają zasadę „Kobiet nie biję”. Ona porządnie ich wkurzy i postanowią się odegrać, więc im zwieje i po drodze zwinie Danielka, żeby tamci na niego nie wpadli czy coś, bo jeszcze by mu krzywdę zrobili… I w sumie nie mam chyba innego pomysłu. ]

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  45. Zaśmiała się wesoło, gdy usłyszała słowa Danny'ego. No tak, ją najwyżej czekałby ochrzan od góry do dołu i wstyd. Daniel zapewne skończyłby trochę gorzej...
    Posłusznie dała się prowadzić przyjacielowi, a sama patrzyła się pod nogi, by nie natrafić na coś, co mogłoby spowodować jej upadek. Oczywiście kilka razy prawie wylądowała jak długa na ziemi, ale zawsze udało się jej czegoś podtrzymać. Wreszcie dotarli do pokoju Dana.
    — Ładny pokój — powiedziała, puszczając jego rękę. — Na całe szczęście nie masz tu balkonu. — Posłała chłopakowi szeroki uśmiech.
    Ściągnęła z siebie kurtkę i rzuciła ją gdzieś na ziemię, nie przejmując się zbytnio jej losem. Zaraz potem obok niej wylądowały także szorty i rajstopy. Alice chciała już rozpinać stanik, kiedy zorientowała się, że naprzeciwko niej stoi Danny i na wszystko się patrzy.
    — Odwróć się, zboczuszku. — Pokazała mu język. Poczekała, aż spełni jego prośbę i ściągnęła z siebie za dużą koszulkę. Wtedy rozpięła także stanik, zdjęła go i ta część bielizny podzieliła los innej odzieży Foxy. — Daniel, mogę zostawić te rzeczy na podłodze czy muszę dać je na biurko?

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  46. [ Cześć :) Dziękuję za powitanie.
    Miała być Julka, ale w ostatniej chwili zmieniłam zdanie.
    Zanim zacznę więcej myśleć, to spytam - jest ochota na wątek? Można by go oprzeć na takiej luźnej znajomości - imprezy, robienie głupich rzeczy, ewentualnie jakieś całowanie bez zobowiązań (tu F. miałaby zasadę, że do niczego więcej nie dojdzie) ]

    OdpowiedzUsuń
  47. Koszulka Alice należała do jej brata, dlatego też była dłuższa i sięgała do połowy ud dziewczyny. Prawdę powiedziawszy, Foxy zwykła spać w samym t-shircie. Teraz jednak pomyślała, że i dla niej, i dla Daniela może być to dość krępujące.
    — Możesz się już odwrócić — powiedziała do przyjaciela. — Jakbyś miał jakieś krótkie spodenki czy coś, to byłoby dobrze... Oczywiście jeżeli to nie problem — dodała szybko. Nie chciała wyjść na jakąś chamówę, która wbija koledze do domu, śpi tam i jeszcze się rządzi. — I dzięki, że nie muszę odkładać swoich ciuchów... bo zapewne wylądowałabym twarzą na podłodze.
    Uśmiechnęła się do chłopaka, po czym usiadła na łóżku. Spojrzała na swoje dłonie, które położyła na nogach. Matko, dlaczego to zawsze z Danielem pakowała się w takie dziwne sytuacje? Najwidoczniej obydwoje mieli talent do przyciągania kłopotów, ot co. To się dobrali...

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  48. Spodenki, które rzucił jej Daniel, uderzyły Alice w twarz, ale ta nie przejęła się tym zbytnio. Już po krótkiej chwili założyła pożyczone ubranie, a kiedy uniosła z powrotem twarz, zobaczyła, że Daniel pozbył się koszulki. Uśmiechnęła się lekko, spuszczając wzrok.
    — No to chodźmy spać — rzuciła, żeby nie było zbyt cicho. — Tak normalnie.
    Położyła się po lewej stronie łóżka i nakryła niebieską kołdrą. Usłyszała, jak Daniel kładzie się obok niej i poczuła się trochę nieswojo. Przygryzła dolną wargę, przewracając się na drugi bok.
    — Danny? — zapytała cicho, odwracając od niego wzrok. — Mogę się przytulić?
    Prawda była taka, że Foxy od zawsze była straszna przytulanką. Wszyscy jej znajomi musieli to znosić — (nie)stety. Zawsze przed pójściem spać Alice przytulała się do swojego ukochanego misia, którego trzymała w łóżku. Tak, może to nieco śmieszne, że osiemnastolatka śpi z maskotką, jednak dziewczyna dostała tego pluszaka od mamy.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  49. Nie wiedział czemu, ale miał ogromną ochotę oddać kumplowi za to kopanie nogą jego ramienia i boku. Też chciał go kopnąć. W twarz. Najlepiej glanami. Szkoda, że nie nosił glanów, bo były zagrożeniem dla jego kolan. Ale nie w tym rzecz. Isaac był tak pijany, że nawet powrót do postawy siedzącej był problematyczny. Dopiero po dłuższym gimnastykowaniu i wykręcaniu się udało mu się oprzeć plecami o kuchenne szafki i nie przewrócić się na bok. Pociągnął nosem, który nagle dostał kataru, i popatrzył, co robi jego kumpel.
    - Ale, Dan. Szypialnia jst tam. - podniósł rękę i palcem wskazującym wskazał drzwi za plecami kolegi. - Czyli sze ja śpie na kanapie? Chyba sznisz. To mój dom. - miał w planach wykłócać się dalej, już nawet prawie wstał, ale od wygłoszenia reszty argumentów powstrzymało go ziewanie. W końcu zrezygnowany doczłapał do kanapy i położył się na niej, momentalnie zasypiając.
    ***
    Obudziły go dziwnie ostre promienie słoneczne. Niby ognista kula była skryta za chmurami, ale Griffiths nie mógł wytrzymać tego jakże ostrego światła i na oślep zasunął roletę na wielkim oknie. Zerknął na zegarek. 13:07. No to zabalowali. Zmusił się do nasypania Rakshy karmy, po czym tchnięty nagłym przeczuciem sprintem pobiegł do łazienki, by zaraz narzygać do muszli klozetowej. Coś późno go wzięło na wymiotowanie. Ale kac rządzi się własnymi prawami. Otarł usta i zrezygnowany wrócił na sofę.

    Isaac

    OdpowiedzUsuń
  50. Uśmiechnęła się szeroko, wtulając się w niego mocno. Danny był tak przyjemnie ciepły... i dzielił się z nią tym ciepłem. Właśnie to najbardziej lubiła w przytulaniu – tę bliskość temu towarzyszącą. Spojrzała na niego zaskoczona, gdy usłyszała jego słowa.
    — Oczywiście, że nie mam nic przeciwko — odpowiedziała. — My tylko śpimy, Danny. A tobie to przeszkadza?
    Mruknęła z zadowoleniem, czując jego dłonie na swoich plecach. Wtuliła się jeszcze bardziej w jego ciało, jak gdyby chciała wchłonąć więcej jego ciepła. Taka mała przytulanka z niej była. Mała, trochę pijana, ale przytulanka. Cała Alice, ot co.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  51. Alice pomyślała, że takie zwyczajne leżenie obok kogoś jest bardzo przyjemne. Nic nie robili; po prostu przytulali się, słuchali własnych oddechów i milczeli. Coś, co z pozoru wydawało się nudne, w ogóle takie nie było. Foxy wszystko robiła spontanicznie, bez chwili namysłu, odważnie. Ale czasem nawet ona potrzebowała takiego... wyciszenia w towarzystwie kogoś, komu ufa. A Danielowi ufała z pewnością. Poza tym, chyba pierwszy raz od niepamiętnych czasów leżała na łóżku z chłopakiem i nie robiła z nim nic więcej. Czuła dziwny spokój, ale i dreszcze na plecach.
    - To... dobrze - powiedziała cicho, zamykając oczy. Ucieszyło ją to, że odpowiedział, bo już zaczynała się martwić, że powiedziała coś nie tak.
    Drgnęła, kiedy poczuła na swoim policzku jego dłoń. Momentalnie otworzyła oczy, których spojrzenie skierowała na jego twarz. Widziała, że wpatruje się w jej lekko otwarte usta. Foxy położyła swoją rękę na tej Dana, a potem... A potem go pocałowała.
    Nie była w stanie powiedzieć, dlaczego to zrobiła. Może została sprowokowana przez ten wzrok Daniela, może sama tego chciała, może - jak zwykle - zadziałała pod wpływem chwili? Kto wie...
    Kiedy zrozumiała, że chyba się zagalopowała, zakończyła ten i tak dość krótki pocałunek.
    - Przepraszam - wyszeptała nerwowo. - Ja... nie powinnam...

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  52. Zoey faktycznie miała talent do wpakowywania się w kłopoty i teraz patrząc na wściekłą minę Josha (chyba tak właśnie miał na imię) była tego praktycznie pewna. Wiedziała, że tym razem przesadziła, ale cóż mogła poradzić? Była mściwa, a on zaczął pierwszy, choć prawdą było, że jej zemsta była prawdopodobnie sto razy gorsza, jednak na roztrząsanie było już za późno. Cofnęła się o jeden krok, a następnie jeszcze jeden, aż w końcu odwróciła się napięcie i popędziła biegiem przed siebie. Słyszała jak obaj chłopcy coś za nią krzyczą, ale zbyt szumiało jej w uszach, żeby mogła odróżnić jakiekolwiek słowa. Nie umiała pojąć dlaczego ostatnio wszystkie jej kłopoty rozpoczynały i kończyły się w szkole, ale tym razem również tak było. Pędziła pustymi szkolnymi uliczkami, z których już jakieś dwie godziny temu wynieśli się uczniowie. Nie wiedziała, czy w szkole został jeszcze jakiś nauczyciel, ale w głębi liczyła, że tak właśnie było, jednakże nie wiedziała jak miałaby go znaleźć. Przecież nie mogła biegać od klasy do klasy.
    Skręciła w prawo i spojrzała przez ramię, uświadamiając sobie, że prawdopodobnie na chwilę ich zgubiła, ale z pewnością ta wolność nie miała trwać długo. Westchnęła i szybkim krokiem ruszyła przed siebie, dostrzegając w oddali jakąś postać. Początkowo cała się spięła, ale szybko uświadomiła sobie, że nie był to żaden z jej domniemanych oprawców. Przyjrzała się bardziej i zaśmiała się pod nosem, choć to była raczej kiepska reakcja na fakt, iż ta sytuacja robiła się coraz dziwniejsza. Usłyszała za sobą jakieś krzyki i wiedziała, że jej ogon znowu się zbliżał. Bez dalszych ceregieli popędziła przed siebie, łapiąc po drodze za rękę Daniela i po prostu ciągnąc go za sobą.
    – Chcesz być cały, to biegnij. – Sapnęła w pośpiechu i skręciła w jeden z korytarzy ani na chwilę się nie zatrzymując.

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  53. I w jednej chwili wszystko runęło. Mogła go nie całować, przecież nic by się wtedy nie stało... Dalej by sobie leżeli i milczeli, aż w końcu poszliby spać. A teraz jej było głupio. Ale przecież Danny wyglądał tak, jakby tego chciał. Więc może nie było aż tak źle?
    - Masz rację. W filmach zawsze się tak mówi - powiedziała z uśmiechem, wpatrując się w jego oczy. Teraz, w nocy, nie było widać ich koloru, ale Foxy wiedziała, że są brązowe. Po co ona w ogóle teraz o tym myślała? Miała ważniejsze sprawy na głowie...
    Automatycznie drgnęła, kiedy Daniel chwycił jej twarz w obie dłonie. Wyglądało na to, że chciał ją pocałować, ale nie była tego pewna. Teraz to już niczego nie była pewna. Rozchyliła delikatnie usta, a sekundę po tym poczuła, jak Danny ją całuje.
    Nie pozostała temu bierna. Jedną ze swoich rąk wplotła w jego ciemne włosy, a drugą ulokowała na jego policzku. Pocałunek z sekundy na sekundę robił się coraz to bardziej namiętny, ale Alice nie protestowała... bo podobało się jej to. Była pijana, całowana przez swojego przyjaciela w jego własnym łóżku i nie chciała tego przerywać. W końcu jednak musiała, bo brakowało jej oddechu.
    Dopiero kiedy nabrała powietrza w płuca otworzyła usta, by coś powiedzieć... Ale nie wiedziała co. Wszystkie słowa nagle wyparowały, zostawiając ją bez niczego. Przygryzła dolną wargę, przesuwając swoją dłoń po policzku chłopaka.
    - Cholernie dobrze całujesz - wypaliła idiotycznie. - Naprawdę.
    Przyciągnęła go do siebie, ale tym razem tylko złożyła krótki pocałunek na kąciku jego ust. A potem oplotła go jedną nogą, by spokojnie móc przetoczyć go na plecy i siąść na nim okrakiem. Nie wiedziała, czy posuwa się za daleko. Nie miała bladego pojęcia.
    - Danny, jeśli coś będzie nie tak, to po prostu powiedz - szepnęła, pochylając się nad nim. Ponownie go pocałowała.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  54. Jeśli chciałaby mu powiedzieć, dlaczego go porwała, to były dwa powody. Pierwszym był lęk, że jeszcze ją wyda i powie, w którą stronę pobiegła. W końcu go nie znała, więc mógłby ratować własną skórę i zostawić ją na pastwę losu, choć w gruncie rzeczy chyba w to zbytnio nie wierzyła. Gdzieś tam nawet zrozumiała, że jest porządnym facetem, a przynajmniej takie zgrywał pozory. Drugim powodem był również pewien lęk, a mianowicie bała się, że nie będzie chciał jej wydać i sam oberwie. Zazwyczaj troszczyła się głównie o siebie, ale tym razem wolała, aby nie ucierpiał z jej powodu. Taka niestety była prawda, nie miałby szans w starciu z dwoma byczkami ubranymi w dżinsy i podarte koszulki, a oni nawet przez chwilę nie zawahaliby się, żeby spuścić mu łomot i jak kto zwykli mówić „Nauczyć posłuszeństw i kulturalnego odpowiadania na pytania”.
    Dlatego też teraz uparcie ciągła go za sobą, w pośpiechu szukając jakiegoś rozwiązania z tej sytuacji. Przecież nie mogli cały czas uciekać. Rozejrzała się szybko, później zerknęła za siebie, a chwilę potem wciągnęła chłopaka do klasy, przyciskając go do drzwi i dłonią zakrywając mu usta. Nie wiedziała czy to było jej szczęście, czy jego, ale jakimś cudem klasa była otwarta, więc przynajmniej tyle otrzymali od losu. Oddychała szybko i nierównomiernie, ale zmusiła się do zaciśnięcia ust i zamilknięcia na chwilę, by dobrze usłyszeć to, co działo się na zewnątrz. Usłyszała szybkie kroki, które po chwile zaczęły cichnąć i wreszcie zapanował spokój. Spojrzała na chłopaka i lekko się uśmiechnęła.
    – Hej? – Chciała, aby zabrzmiało to nonszalancko, ale i tak wyszło pytanie, jakby nie była pewna jego reakcji.

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  55. Ta sytuacja była... dziwna. Co najmniej dziwna. Foxy traktowała Danny'ego jak przyjaciela, więc nigdy nie myślała o tym, że ponownie znajdzie się z nim w takiej sytuacji. Nie wiedziała, czy nie popełniają teraz błędu... Ale nie przejmowała się tym. Nie teraz, kiedy się całowali i kiedy widziała, jak na nią patrzy.
    Ułożyła dłonie na jego plecach, gdy ten zaczął podnosić się do siadu. Czuła ciepło jego skóry i spięte pod nią mięśnie... W tym pokoju było aż tak gorąco czy jej się tak tylko zdawało?
    - Teraz już nic - wyszeptała wprost do jego ucha, którego płatek po chwili delikatnie przygryzła.
    A potem spojrzała prosto w jego oczy. Teraz, kiedy nowojorskie światła padały na jego twarz, mogła z łatwością określić ich kolor. Ale nie poprzestała tylko na jego tęczówkach - przesuwała wzrokiem po całej jego twarzy. Cholera, on naprawdę był przystojny!
    Zadrżała, czując jego dłonie na swojej nagiej skórze. Pierwszy raz doświadczała tego od Daniela - a przynajmniej był to pierwszy raz, który pamiętała.
    - Nie krępuj się - powiedziała, a sama pocałowała jego szyję.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  56. Pierwszą rzeczą, jaką poczuła Alice zaraz po przebudzeniu, było ciepło. Wynikało ono z tego, że leżała wtulona w Daniela, który obejmował ją jednym ramieniem. Ręka Foxy leżała swobodnie na jego torsie, a jej prawa noga oplatała te jego. Ich splecione ciała okrywała niebieska, przesiąknięta zapachem tej dwójki kołdra.
    Drugą rzeczą była ich nagość. Dziewczyna odkryła ten fakt dopiero wtedy, gdy Danny poruszył się przez sen i otarł się o jej ciało. Wtedy do jej otępiałego unysłu dotarł fakt, że leży całkiem naga w łóżku swojego przyjaciela, który też w niezwykły sposób został pozbawiony ubrań.
    Trzecią rzeczą było wypowiedzenie jednego słowa, które jednak zawierało w sobie całą gamę różnych emocji. Mianowicie:
    - Cholera.
    Gwałtownie poderwała się do siadu, czego niemal natychmiast pożałowała. Tępy ból głowy niemal rozsadzał jej czaszkę, a ten nie do końca przemyślany ruch tylko go pogorszył. Foxy jęknęła cicho, przykładając dłoń do czoła.
    A potem spojrzała na ciągle śpiącego Dana, który leżał spokojnie na swoim miejscu. Alice chciałaby móc powiedzieć, że niczego nie pamięta... ale prawda była taka, że tym razem jej mózg nie był na tyle łaskawy. Owszem, nie była w stanie opowiedzieć całej historii tej nocy, ale w jej głowie wyryły się pewne wspomnienia. Na przykład pocałunek, którym go obdarzyła albo to, jak Danny usadowił ją na swoich kolanach.
    A nawet gdyby nie pamiętała, to czy porozrzucane wszędzie ubrania nie stanowiłyby dowodu nie do zbicia?
    Faktem było to, że się z nim przespała... i pamiętała, iż sama tego chciała. Ale nie tylko ona - to Dan sprowokował ją do tego pocałunku! A ona mu uległa. Nie powinna była.
    Przecież oni byli przyjaciółmi, do cholery!
    Opadła na poduszki i, pochłonięta swoimi myślami, nie zauważyła nawet, że Daniel już się obudził.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  57. Foxy spojrzała zdezorientowana w bok, gdy usłyszała pytanie Daniela. Gdzie są twoje ubrania? No cóż, w sumie logiczne pytanie. Ona też na początku nie wiedziała, w jaki sposób się ich pozbyła... I, szczerze mówiąc, wolała pozostać w tym słodkim stanie nieświadomości. Już chciała mu odpowiedzieć na to pytanie, kiedy jej, ekhm, przyjaciel sam sobie na nie odpowiedział.
    — Dlaczego my mamy taki niebywały talent do wplątywania się w dziwne rzeczy? — zapytała, ale nie wiedziała, czy było to pytanie skierowane do Daniela. Może pytała samą siebie?
    Westchnęła ciężko, podciągając kołdrę pod samą szyję. To było idiotyczne. Normalni przyjaciele przecież ze sobą nie sypiają, prawda? Normalni przyjaciele oglądają razem filmy, zajadają się popcornem, śmieją się ze swoich głupich żartów... W sumie Foxy i Dan robili to wszystko, ale dlaczego nie mogli na tym poprzestać?
    — To, co teraz powiem, może zabrzmieć dziwnie, ale... To, że się ze sobą przespaliśmy, nic nie zmienia? — Spojrzała na niego spod przymrużonych powiek, uśmiechając się krzywo.
    Och, pewnie, że zmienia. Takie rzeczy zawsze coś zmieniają.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  58. Już chciała zaprotestować, ale w ostatniej chwili zamknęła usta. W sumie miał racje, w pewnym sensie go uprowadziła i gdy on to przedstawiał nie brzmiało to zbyt dobrze, a przecież chciała dla niego jak najlepiej. Jak widać najłatwiej było troszczyć się wyłącznie o siebie. Teraz się postarała, a i tak było źle. Czasami naprawdę się w tym wszystkim gubiła, tak jak teraz. Gdy już na chwilę ucichł znowu zakryła mu dłonią usta, posyłając gniewne spojrzenie.
    – Nie drzyj się! Umarłego byś obudził… – Jęknęła i opuściła rękę, znowu na niego zerkając i nakazując wzrokiem milczenie. Musiała mu to jakoś wytłumaczyć, ale byłoby o wiele łatwiej, gdyby na chwilę zamilkł. Odwróciła się i zrobiła kilka kroków w głąb klasy, przeczesując dłonie włosy i próbując złapać równy oddech.
    Wpakowała się w niezłe bagno i szczerze mówiąc nie pamięta kiedy ostatnio sprawy były aż tak poważne. Lubiła ryzyko i dobrą zabawę, ale nie przepadała za otrzymywaniem wycisku od dwóch zwierzaków w ludzkiej skórze. Westchnęła cicho i ponownie odwróciła się twarzą do Daniela.
    – W wielkim skrócie - ktoś chce mi spuścić łomot i gdybym, jak to nazwałeś, nie uprowadziła cię, to… – Urwała na chwilę szukając w głowie odpowiedniego określenia. – Z pewnością nie wyszedłbyś z tego cało. – Dokończyła i wzruszyła ramionami.

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  59. Westchnęła, podnosząc się do siadu. Jednocześnie przytrzymywała kołdrę tak, by ta nie obnażyła zbyt wiele. Rozejrzała się półprzytomnym wzrokiem po pokoju, ledwie rejestrując porozrzucane wszędzie ubrania. Po chwili ułożyła się w takiej samej pozycji, jak Danny.
    — To... dobrze — powiedziała, odgarniając lecące na jej twarz kosmyki włosów. — Coś czuję, że te wszystkie balkony oddziałują na nas z całego Nowego Jorku. — Uśmiechnęła się do niego delikatnie, przy czym stuknęła go jeszcze w ramię.
    Chciała już wstać, gdy wydarzyło się coś, czego ani ona, ani Danny się nie spodziewali.
    Przez drzwi do pokoju chłopaka wpadł... ich wspólny kolega z klasy, Joe. Kiedy tylko zobaczył leżących koło siebie panią imprezowiczkę i pana przewodniczącego szkoły, stanął w miejscu jak wryty. Potem jego wzrok przesunął się na porozrzucane po podłodze ubrania, aż w końcu zawędrował do usilnie trzymanej przez blondynkę kołdry.
    — Eee... Wiecie, ja wam nie przeszkadzam... — mruknął zdezorientowany, po czym szybko opuścił pomieszczenie.
    Alice spojrzała na twarz Danny'ego z miną, która jasno mówiła, że jutro już wszyscy będą o tym wiedzieć.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  60. Słysząc jego wybuch, otworzyła szerzej oczy. Od ostatniego spotkanie chyba zamienili się miejscami. Teraz to on był wredny, a ona miała zgrywać miłą. O niedoczekanie! Skoro miał zamiar dalej jej się czepiać, to zamierzała otworzyć te cholerne drzwi i wypchnąć go na zewnątrz, ani przez chwilę nie interesując się co tamci dwaj mogą mu zrobić. Od razu sobie przypomniała, dlaczego zaczęła troszczyć się głównie o siebie. Troska o innych rzadko była coś warta, ponieważ zazwyczaj spotykano się z odmową i buntem tak jak w tym przypadku.
    – Jeśli sądzisz, że będzie Ci się spowiadać, to jesteś jeszcze głupszy niż myślałam i nazwij mnie jeszcze raz „mała” to sprzątnę twoją twarzą podłogę. – Warknęła posyłając mu gniewne spojrzenie. Nie zależała do osób cierpliwych i szybko wybuchała, a to był jeden z tych przypadków. Wystarczyła mała iskierka, a ona już płonęła. Na nieszczęście Dann posłał kilka takich iskierek.
    Odepchnęła go na bok i uchyliła drzwi, wychylając głowę i rozglądając się na boki. Odwróciła głowę w jego stronę i zmierzyła go wzrokiem od góry do dołu. – Nie, jednak już mnie nie interesuje co ci zrobią. Lepiej Tobie niż mnie. – Stwierdziła jakby odpowiadała na jakieś pytanie, które wcześniej sobie zadała i wyszła z klasy zamykając za sobą drzwi. Jeszcze raz się obejrzała, a później szybki krokiem ruszyła przed siebie, mając nadzieję, że nie spotka ich przy drzwiach wyjściowych.

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  61. Halszka o mało co nie wybuchnęła śmiechem widząc jak Dany cierpi. Czy umilało jej to moment, podczas którego była świadoma że zostaną tutaj jeszcze dobrych parę godzin? - Oczywiście. Czy zdawała sobie sprawę z tego, że gdy tylko profesor skończy z Blackbournem, jego uwaga, zwróci się na nią? Wolała napawać się pięknem obecnej chwili. Miała ochotę dręczyć go jeszcze bardziej posyłając mu niewidzialne buziaki w powietrzu.
    - Profesorze, może po prostu Blackbourne się wstydzi pocałować dziewczynę? Przy pełnej publice to będzie totalna klapa. - Czy ona próbuje go wkopać? Ależ oczywiście. Przecież w tej klasie było wielu przystojnych, potencjalnych Romeów, którzy nie wywoływali by u niej zniesmaczenia na sam widok. Każdy, ale to każdy byłby lepszym parterem dla niej niż Blackbourne.
    - Wasylewska, czy ja się kiedyś pomyliłem? Chyba tylko raz, jak podpisywałem umowę o pracę w tej szkole... A mogłem przecież zagrać w Miłości na prerii... Może ze mną ten film odniósłby jakiś sukces... - Rozmarzył się we wspominaniach, ale zaraz szybko wrócił na ziemię. - Postanowiłem jednak... że zrobię z was małe matołki aktorów i nie poddam się przez jakąś tam waszą wzajemną niechęć. Macie to zagrać porządnie, bo wiem, że jest was na to stać. Bo inaczej, dopilnuję, żeby żadne z was nie pojechało na żadną wycieczkę w tym roku... może i w przyszłym. A jak się nie będziecie przykładać na próbach, to zgłoszę was do pomocy klasie plastycznej i będziecie całe sobotnie popołudnie pomagać przy ustawianiu ich wystawy. Rozumiemy się?
    Czy to był szantaż? Ależ oczywiście. W końcu profesor nie mógł sobie pozwolić by jakaś dwójka małych zadufanych w sobie dzieciaków zrujnowała jego opinię wspaniałego nauczyciela, który nawet z muła zrobi aktora.
    - A-ale profesorze, to jest nie fair! - Spojrzała zaniepokojona na Daniela. To już się posuwało za daleko. Przecież w najgorszym wypadku, któreś z nich mogło dostać rolę drzewa, ale przecież odbieranie uczniom możliwości pojechania na wycieczkę powinno być karane batami.
    - Ja nie wiem, jak mam do was dotrzeć, ale wiem że to... - Wskazał w nieco zbyt ekspresyjnym geście, przestrzeń pomiędzy uczniami. - ... jak wypali, to będzie... legendarne!
    Halszka nie wytrzymała i przyłożyła tylko dłoń do czoła załamana. Zanim dojdzie do sztuki, ona chyba rzeczywiście zrzuci kogoś ze schodów, ale teraz zamiast Blackbourna, profesor wydawał się większym zagrożeniem.

    Halszka i profesor Wszystko-ze-mną-w-porządku.

    OdpowiedzUsuń
  62. A Foxy już się cieszyła, że nic gorszego im się już nie przydarzy... no, przynajmniej w najbliższych miesiącach. Na więcej po prostu liczyć nie mogła. Nie z tym niebywałym talentem ściągania na siebie wszelkich kłopotów.
    W chwili, w której Danny wybiegł z pokoju, Alice momentalnie wyskoczyła z łóżka. Szybko zebrała znajdujące się nieopodal majtki, które zaskakująco szybko założyła. Chwilę zajęło jej znalezienie stanika, bo ten został zakryty przez jej koszulkę. A przecież musiała się ubrać tak szybko, jak tylko było to możliwe, bo nie chciała, żeby Daniel znowu ją oglądał. Boże, cholerny Joe! Kto normalny wchodzi do cudzego pokoju bez pukania?! Ale z drugiej strony nie mógł się spodziewać takiego widoku... Tylko to i tak go nie usprawiedliwiało.
    W chwili, w której Danny ponownie wszedł do pokoju, Alice zapinała guzik w swoich szortach. Dziewczyna podeszła szybko do swojego przyjaciela i zapytała:
    - Twój tata jest w domu? - zapytała cicho, wiążąc przy okazji całkowicie poczochrane włosy w całkiem porządnego kucyka. - I co z tym kretynem?!
    Foxy już słyszała chichoty koleżanek z klasy i widziała te irytujące uśmieszki na twarzach chłopaków. A ona naprawdę, żeby wiedział o tym ktoś poza samymi zainteresowanymi! Prawda była taka, że Alice nie chciała zostać szkolną sensacją i mogła się założyć o to, iż Danielowi także się to nie uśmiecha. Już kilkukrotnie Hastings mogła zostać znana z czegoś głupiego, ale zawsze znalazł się ktoś, kto czymś ją przebił. Ale tym razem wątpliwe było, by coś zdołało zrzucić tę dwójkę z piedestału. Nie wspominając nawet o tym, że praktycznie cała klasa wiedziała o ich wyczynach na balkonie.. Ciekawe, jakie hasła padną tym razem? Blackbourne i Hastings w końcu zrozumieli, do czego służy łóżko!
    Matko...

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  63. Alice zaśmiała się wesoło, gdy zobaczyła wyciągnięte w jej stronę okulary przeciwsłoneczne. Z uśmiechem je wzięła i nałożyła na nos, poruszając przy tym brwiami. Zmarszczyła do tego nos, przez co wyglądała zupełnie inaczej.
    - Obawiam się, że będę musiała ubrać się w worek do śmieci, a na głowę założę karton. Może wtedy mnie nie poznają - powiedziała z rezygnacją, ściągając przy tym okulary. Włożyła je do dłoni Danny'ego z delikatnym uśmiechem. - Zachowaj je, bo ostatecznie to ty jesteś przewodniczącym szkoły.
    Pochyliła się, by wziąć z podłogi swoją kurtkę i bluzę. Przy okazji wyciągnęła z kieszeni swoją komórkę, a kiedy spojrzała na wyświetlacz - zdębiała... i to dosłownie. Miała pięć nieodebranych połączeń od swojego brata.
    - Jasna cholera - wyszeptała z przerażeniem, pisząc do swojego brata SMS-a, w którym napisała, że wszystko z nią w porządku i nocowała u koleżanki. - Danny, jakby co, to spałam u Selene z naszej klasy. W żadnym wypadku nie byłam tutaj, okej? - Spojrzała na przyjaciela z prośbą wymalowaną w szarych oczach. - Wiesz, mój starszy brat jest bardzo wrażliwy na punkcie moich związków z chłopakami i jakby się dowiedział, że spałam u Ciebie, to... Tym bardziej, że mógłby pomyśleć o tym, że na samym spaniu się nie skończyło. - I w sumie słusznie... pomyślała z goryczą.
    Przez chwilę się zawahała, ale zaraz potem stanęła na palcach i przytuliła Daniela. Wyszeptała mu do ucha podziękowania za przenocowanie, bo przecież bez jego pomocy nie miałaby gdzie się podziać.
    A potem wyleciała z pokoju jak torpeda, ze strachem myśląc o zbliżającej się konfronracji z bratem.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  64. [Gdzie byli tacy ładni chłopcy, jak ja chodziłam do liceum?! Dzięki za przywitanie, pozdrawiam cieplutko ;)]

    Amelia

    OdpowiedzUsuń
  65. Jej umysł pracował na najwyższych obrotach, gorączkowo próbując wymyślić najlepsze wyjście z sytuacji. Zawsze jakoś sobie radziła, więc tym razem nie mogło być inaczej, choć musiała przyznać, że teraz było naprawdę źle. Josh i Mike mieli swoje za uszami, doskonale o tym wiedziała w momencie, w którym z nimi zadzierała, ale oni posiadali tą samą wiedzę na jej temat, gdy zdecydowali nadepnąć jej na odcisk. Jak na jej oko, powinno być kwita, ale oni najwyraźniej mieli odmienne zdanie, do tego stopnia, że zamierzali ścigać ją po całej szkole. Ta zabawa w kotka i myszkę z każda chwilą wydawała się coraz bardziej komiczna, ale obecnie nie widziała innego wyjścia. Nie miała ochoty wrócić do domu z podbitym okiem i rozciętą wargą, oczywiście tylko wtedy jeśli to byłby jej szczęśliwy dzień, w innym wypadku z pewnością nie wyszłaby z tego tak różowo.
    Miała nadzieję, że dojdzie do wyjścia bez żadnych incydentów, ale słysząc za sobą jakieś kroki, serce od razu jej przyśpieszyło i prawdopodobnie zrobiło dodatkowego fikołka. Zerknęła przez ramię i uświadamiając sobie, że owym ktosiem jest Dann od razu odetchnęła z ulgą, a jednocześnie wkurzyła się, że tak ją nastraszył. Posłała mu gniewne spojrzenie, ale nic nie odpowiedziała. Nagle w oddali usłyszała jak ktoś powtarza jej imię, jakby była malutkim kociakiem, który schował się pod łóżko. Sądzili, że jak ją zawołają to nagle wyjdzie? Idioci… Jednak szybko złapała Daniela za rękę i zaciągnęła go do bocznego korytarza, przyciskając go do ściany za szafkami i dłonią zakrywając mu usta. Znajdowali się tak blisko, że gdyby nie zakryła mu ust z pewnością czułaby na skórze jego ciepły oddech. Nie wiedziała czemu znowu go ze sobą zaciągała, ale teraz nie miała czasu na analizowanie tego.

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  66. [Witam się również i dziękuję serdecznie!]

    Lysander Velasco

    OdpowiedzUsuń
  67. [To ja chciałabym sobie zaklepać wątek z Danielem, bo wizerunek, bo mam nawet pewien pomysł. W skrócie powiem tak: znajomi/przyjaciele z dzieciństwa ze wspólnymi marzeniami. Mogę to bardziej rozbudować i dodać pomysł na wątek, ale to najwcześniej jutro wieczorem. ;)]

    Josephine

    OdpowiedzUsuń
  68. [Może tak ─ za dzieciaka próbowali być nierozłączni, więc kiedy tylko Danny zniknął z Nowego Jorku, ich rodzice umożliwiali im kontakt, kiedy tylko nadarzała się taka możliwość. Rośli i dojrzewali, a ich przyjaźń razem z nimi ─ w takiej najczystszej postaci. Oboje chcieli zostać aktorami w teatrach muzycznych, jednak to Dan był tym bardziej pewnym siebie, więc po prostu Jose zamiast się rozwijać, wspierała go. Spotkali się w akademii, poszli do innych klas i od tej pory, a właściwie nadal, Danny może chcieć wzbudzić w niej tę pewność siebie potrzebną do odniesienia sukcesu. Może ją też nieco podbuntowywać przeciwko jej matce, która koniecznie chce, żeby Jose poszła w jej ślady. Spędzają ze sobą każdą wolną chwilę i na przykład Danny mógł być zmorą Davida, który był cholernie o niego zazdrosny. Co Ty na to? ;)]

    Josephine

    OdpowiedzUsuń

  69. Mieli stąd szybko wyjść? Oczywiście, ale Halszka nie była by sobą, gdyby nie zrobiła tego po swojemu, całkowicie ignorując słowa Blackbourna. Zamierzała stąd wyjść. Teraz. Bez niego.
    - Panie profesorze.. ja chyba się źle czuję dzisiaj... - Mruknęła od razu przybierając minę "słabo mi, chyba będę mleć". Na większość nauczycieli to działało, choć na zajęciach teatralnych nie było sensu używania tej umiejętności. W końcu miała być to sama przyjemność... co innego zajęcia z literatury... Tam Halszka co drugą lekcję "zjadła coś nieświeżego", albo akurat miała okres! Jednak to co się działo na tych zajęciach, było całkowitym koszmarem.
    - A wiec jednak potrafisz grać, Wasylewska? - Odparł z udawanym podziwem. - Dobra. Zjeżdżać mi z oczu. Oboje. Za karę na przyszłe zajęcia, znacie na pamięć całą role z dwóch pierwszych aktów. I najlepiej przećwiczcie je sobie sami, żebym znowu nie marnował cennego czasu podczas zajęć.
    Dziewczynie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Podziękowała tylko ładnie profesorowi i zaraz wrzuciła scenariusz do torby, po czym rzuciła się w kierunku drzwi.
    - Do widzenia! - Rzuciła jeszcze do nauczyciela, a gdy tylko znalazła się poza salą wydała z siebie niemy krzyk. [link] - O boże, wreszcie... - Odetchnęła z ulgą i zaraz powlekła się do pobliskiego automatu. No tak im nie dane było wyjść na przerwę, a przecież od ciągłego powtarzania tej samej nudnej roli Julii, zasycha nieco w gardle.

    Halszka

    OdpowiedzUsuń
  70. [To wcale nie jest tak, że tworzyłam postać na BAA bo zobaczyłam Dylana xDD Miałam nawet wcześniej pisać o zaklepanie wątku. Zatem dalej pragnę zaproponować jakieś ciekawe powiązanie między bohaterami. Są razem w klasie to już sporo ułatwia!Możemy więc razem pokminić nad wątkiem? :3]
    Cori

    OdpowiedzUsuń
  71. [:o Panic! Stydia może jeszcze Fob! Przepraszam, jesteś może mną? albo ja Tobą? xD Jasne już pisze na maila ;D]
    Cori

    OdpowiedzUsuń
  72. Alice naprawdę nie była w stanie określić, ile musiała nałgać bratu, żeby ten ją puścił do Daniela. Oficjalna wersja była taka, że wybiera się z nim na maraton filmowy do kina, ale oczywiście nie idą sami! Foxy na szybko domyśliła jakąś wesołą artystkę z klasy o profilu plastycznym, bo przecież w teatralnej jest sama patologia, i udało się! Maraton filmowy z Dannym załatwiony.
    Szczerze powiedziawszy, Alice była mocno poddenerwowana... i to bynajmniej nie z powodu perspektywy spędzenia nocy na oglądaniu horrorów. Czuła, że powodem tego stresu było to, iż miała oglądać je z Dannym. Jeszcze kilka miesięcy temu z pewnością nie byłaby tak zdenerwowana przed... randką?
    Zadzwoniła do drzwi i zaczęła czekać na pojawienie się Daniela, który wpuściłby ją do środka. Na całe szczęście chłopak pojawił się zaskakująco szybko.
    - Witam. - Uśmiechnęła się szeroko na jego widok, wchodząc do korytarza.
    Stanęła na palcach i przytuliła go mocno, całując go uprzednio w policzek. Zaraz potem zaczęła ściągać kurtkę, odsłaniając przy tym białą koszulkę i... spódniczkę. Nie byłoby to nawet takie dziwne, gdyby nie to, że Foxy prawie zawsze chodziła w szortach. Jeżeli postanowiła nałożyć na siebie coś innego, to oznaczało to, że szła na jakieś bardzo ważne wydarzenie.
    - Przyniosłam dwie paczki popcornu, colę i chipsy. - Wszystko to zaczęła wyciągać z czarnej torby, którą ze sobą przytargała. - Mam nadzieję, że nie masz ochoty się nade mną znęcać i nie wybrałeś... bardzo strasznych filmów? - Spojrzała na niego błagalnie.
    O Jezu, już zaczynała się bać. Coś czuła, że tej nocy nie zaśnie... i to nie dlatego, że wraz z Danielem była całkiem sama.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  73. Zauważył. Alice poczuła, jak po jej ciele rozlewa się coś na kształt poczucia dumy, bo - hej! - zauważył. Niby taki nic nie znaczący szczegół, ale jednak ją ucieszył. Odpowiedziała mu szerokim uśmiechem, dotykając odruchowo czarnego materiału spódniczki.
    Ścisnęła delikatnie jego dłoń, kiedy ten za nią chwycił, i pozwoliła mu się zaprowadzić do salonu. Na stoliku położyła swoją torbę, bo trzymała w niej jeszcze chyłkiem zwiniętą "piżamę" oraz kilka innych rzeczy. Parsknęła cichym śmiechem, kiedy zobaczyła ilość jedzenia. Faktycznie, nie zginą.
    - Cóż... - Obróciła się w jego stronę, uśmiechając się lekko. - Chris jest święcie przekonany, że idziemy teraz do kina na maraton "Gwiezdnych Wojen" wraz z zakręconą artystką z trzeciej plastycznej. Nie pamiętam nawet, jakie wymyśliłam jej imię. Ważne, że uwierzył, prawda? - Posłała Danowi nieco rozbawione spojrzenie.
    Przeniosła wzrok na telewizor, do którego kabelkiem podłączony był laptop, i westchnęła ciężko. Niby już się pogodziła z losem, ale i tak...
    <<<<>>>>

    Zgaszone światła oraz podkręcony dźwięk naprawdę dodawały klimatu i sprawiały, że Alice od dobrej godziny kuliła się na kanapie, otoczona ramieniem Daniela. Wpatrywała się w scenę, w której jakiś psychol chodził po domu i wyśpiewywał wręcz imię swojej ofiary.
    - O mój Boże - szepnęła, kiedy doszedł do drzwi, za którymi znajdowała się przerażona kobieta. - On ją... AAACH! - pisnęła, odwracając twarz. Na ekranie przez moment została pokazana przerażająca maska psychopaty. Dziewczyna zadrżała, wtulając się w ciało Danny'ego. - Nienawidzę cię - szepnęła.
    Odważyła się znowu spojrzeć na telewizor i natychmiast zbladła, ponieważ mężczyzna zaczął się śmiać i wyciągnął długi, zakrzywiony nóż. Foxy odnalazła dłoń Dana i ścisnęła ją mocno, wpatrując się w scenę filmu.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  74. Spojrzała na niego nienawistnie, kiedy ten wygłosił swoją opinię na temat filmu. Alice miała to do siebie, że nie mogła spać nawet po Strasznych Filmach, więc co tu mówić o horrorach. Foxy pękała już po kilkunastu minutach.
    Patrzyła się na ekran z coraz bardziej przestraszoną miną, o ile było to możliwe. Morderca już nachylał się nad kobietą, już się przerażająco uśmiechał... Kiedy ofiara krzyknęła, Foxy odwróciła wzrok. I w samą porę, bo w tej chwili usłyszała chrzęst, a na telewizorze dało się zobaczyć masę krwi. Po chwili psychopata znowu się zaśmiał. Alice nieśmiało zerknęła w stronę filmu i wzięła trochę popcornu. Szybko zjadła to, co miała w dłoni, i przeniosła spojrzenie na całkowicie wyluzowanego Dana.
    - Jak ty się nie boisz? - szepnęła. - Ja się boję, co będzie kolejne... Ty chcesz mnie zabić - powiedziała, rozluźniając na chwilę chwyt swojej ręki.
    No, aż do momentu, w którym morderca uzmysłowił sobie, że obok leży pokrawiona lalka córki niedawno zabitej kobiety. Podniósł ją i zaczął chodzić z zabawką po domu, wołając dziewczynkę po imieniu. Zapewniał przy tym, że nic jej nie zrobi, no bo jak to tak?
    - Ja dzisiaj nie zasnę - powiedziała cicho, kiedy mężczyzna zajrzał pod łóżko, gdzie siedziało roztrzęsione dziecko. - Matko, ta dziewczynka... Ej, ona się uśmiecha! Dlaczego ona się...
    I w tym momencie pojawiły się napisy końcowe. Blondynka przez chwilę wpatrywała się w ekran, po czym jęknęła cicho:
    - Zapal światło, proszę. Ja się boję.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  75. Tak, nareszcie koniec! Teraz dziewczyna spokojnie mogła iść do domu, położyć się na łóżku... i wziąć się za lekcje. Ech, a gdyby tak pójść na trening tancerzy? Brzmi dobrze. Cokolwiek, tylko żeby się nie uczyć.
    Mijała właśnie salę teatralną, zza drzwi której było słychać wrzaski. Dużo wrzasków
    - Nie wierzę, że to właśnie ciebie wybrali do tej roli. Jesteś beznadziejny! Ziemniak lepiej by to zagrał. Że też nie Sam złamał nogę. Wolałabym grać razem z menelem z ulicy niż z tobą!
    - Myślisz, że niby jesteś lepsza? Mamroczesz coś pod nosem, nikt cie nie usłyszy. Popracowałabyś w końcu nad dykcją, chociaż ja bym wolał, żebyś w ogóle się nie odzywała.
    Poznała po głosie znajomych z klasy. Słyszała dźwięk kroków coraz bliżej więc dla pewności wycofała się kilka kroków by po chwili wejść do sali, w której Daniel kopał niewinne krzesło.
    - Ach Romeo, czymże to biedne krzesło ci zaszkodziło - powiedziała z uniesioną ręką, starając się by jej głos był jak najbardziej majestatyczny. Po chwili jednak dodała z nutą śmiechu w głosie - Czyżby problemy w raju?

    [Tak króciutko na początek mam nadzieję, ze jest ok :D]
    Cori

    OdpowiedzUsuń
  76. Zaśmiała się na jego słowa. Podeszła do Daniela i usiadła zaraz obok niego.
    - Powiedziałaby, że pewnie nie jest tak źle, ale słyszałam wasze krzyki i nie przepadam za kłamstwem - uśmiechnęła się. Wiedziała, że chłopak z Halszką nie mają najlepszych relacji. Czasem nie rozumiała ich kłótni. Skąd w Wasilewskiej tyle gniewu? Może nie znała dziewczyny za dobrze - mimo bycia w tej samej klasie i uczęszczania razem na zajęcia z fotografii i plastyki - ale przy każdej rozmowie z nią dziewczyna wykazywała wszystkie oznaki uprzejmości. Zresztą, Daniel chyba też nie był bez winy?
    - Nie rozumiem czemu nauczyciel postanowił was sparować, albo chociaż nie postanowił zmienić decyzji. Nie możecie się pogodzić na czas prób? Przecież jak oblejesz teatr to nie zdasz klasy. Albo musicie zakopać topór albo musisz znaleźć kogoś do ćwiczeń. - powiedziała poważnym tonem i zabierając torbę szykowała się do wyjścia z klasy.

    Cori

    OdpowiedzUsuń
  77. Oh tak. Nauczyciel prowadzący teatr na pewno do normalnych nie należał. Cori zawsze podejrzewała, że chodzi o to mleko kokosowe, które pije dosłownie zawsze, ale kto go wie. Kiedy usłyszała ostatnie słowa chłopaka mina momentalnie jej zrzedła. Pożałowała swojej 'złotej rady dobrej cioci'. Mimo wszystko szkoda jej było chłopaka. Wspólne próby oznaczały też więcej czasu spędzonego razem, co z kolei poprawiło jej humor. Corinne nie jest psychopatką ani po uszy zakochaną trzynastolatką w swoim idolu. To bardzo skomplikowane. Po prostu tęskni za przyjaźnią z chłopakiem i liczy, że dzięki próbom uda się choć częściowo odbudować ich relacje.
    - Znaj moje wielkie serce - zaśmiała się i rzucając torbę na podłogę od razu weszła na scenę. - Masz przy sobie drugą kopię? od czego zaczynamy?

    [A gdyby tak popastwić się trochę nad Cori i powiedzmy, że scenografia jest w trakcie robienia, ale balkon byłby już "gotowy" Cori wspięłaby się na niego i spadła z hukiem rozwalając balkon? Dostaliby karę i kazaliby im odbudować balkon, co Ty na to? ]

    OdpowiedzUsuń
  78. Alice spojrzała na niego błagalnie, gdy ten zaczął mówić coś o gonieniu jej po całym domu z nożem. Przecież to było takie okrutne z jego strony! Wiedział, że ona praktycznie umiera ze strachu i podle to wykorzystywał. Pff...
    Kiedy usłyszała jego słowa odnośnie gaszenia światła, straciła wszelką nadzieję. Jej twarz rozpromieniła się dopiero wtedy, gdy ten napomknął o zmuszaniu go do tego. Foxy potraktowała to jak wyzwanie... a ona bardzo lubiła wyzwania. Uśmiechnęła się szeroko, wyplątując się na chwilkę z jego objęć.
    Ponieważ napisy się już skończyłyn ekran całkowicie zgasł, przez co w salonie zapanowały nieprzeniknione ciemności. Dziewczyna, dalej mając w głowie obrazy z pierwszego filmu, zadrżała lekko. Obejrzała się za siebie, a potem rozejrzała się po bokach. Jej oczy - nienawykłe jeszcze do ciemności - nic nie zarejrstrowały, przez co czuła się cholernie nieswojo. Po prostu musiała przekonać Dana do zapalenia światła.
    Uniosła dłoń, żeby odnaleźć jego nogi. Kiedy po kilku próbach natrafiła na męskie udo, uśmiechnęła się zwycięsko. Szybko usiadła mu na kolanach. Z tej odległości widziała już zarys jego twarzy. Kciukiem obrysowała kształt jego miękkich ust, wpatrując się w nie. W końcu pociągnęła lekko dolną wargę. Nachyliła się i pocałowała go delikatnie, dłonią muskając skórę jego szyi. Z każdą sekundą pocałunek się pogłębiał i stawał się coraz to bardziej namiętny, aż w końcu zdawało się, że nie chodzi tu tylko o to, gdy... Alice oddaliła się od niego.
    - To jak, Danny? Włączysz to światło? - Starała się brzmieć pewnie, ale mimo to jej głos trochę drżał. Foxy poczuła, że się rumieni i nie mogła w to uwierzyć. Poczuła się zawstydzona tylko przy czymś takim! O mamo, niedobrze. - Proszę... Zaraz potem będziesz mógł je zgasić - dodała szeptem, muskając swoimi ustami jego policzek.
    Czuła, że zaraz chyba spłonie ze wstydu. Pierwszy raz reagowała na takie rzeczy w ten sposób, co było rzeczą naprawdę dziwną. Tutaj, w kompletnych ciemnościach - kiedy ledwo widzieli siebie nawzajem - Alice czuła niezwykłą... intymność pomiędzy nimi. No i przecież całowała Daniela, a nie jakiegoś pierwszego lepszego chłopaka. To chyba dlatego...
    Przygryzła lekko dolną wargę, patrząc się prosto w jego oczy. Jasna cholera, wpadła. Wpadła i to bardzo głęboko. Zeszła powoli z jego nóg, dalej nie zrywając kontaktu wzrokowego. Zdała sobie sprawę, że po prostu chciała go pocałować... Od momentu, w którym weszła do tego domu.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  79. O cholera, musiała się uspokoić. Naprawdę, ale to naprawdę musiała. Dalej czuła dotyk dłoni Daniela na swoim ciele i aż żałowała tego, że zeszła z jego kolan. Chętnie zostałaby tam jeszcze dłużej, a najchętniej dalej by go całowała... i sprawdziła, jak wiele mogą zrobić jego ręce, które już zaciskały się na rąbku jej czarnej spódnicy. Ale przecież miała go zmusić do zapalenia światła i udało się jej to zrobić - Dan już szedł w kierunku włącznika.
    - Daję słowo - powiedziała z uśmiechem na twarzy.
    Foxy odetchnęła z ulgą. W końcu w salonie będzie jasno, a ona przestanie bać się chociaż na chwilę. I, oczywiście, gdy już się uspokoiła, chłopak krzyknął. Alice pisnęła i podskoczyła na kanapie, przesuwając się w kierunku przeciwległego końca. W jej głowie już pojawiały się obrazy z filmu; zamaskowany psychol, uśmiechnięta dziewczynka, zabita kobieta... I wtedy właśnie usłyszała rozbawiony śmiech Danny'ego, a w pokoju rozbłysnęło światło. Blondynka musiała zmrużyć oczy, bo tym w końcu udało się nawyknąć do ciemności. A potem wstała z kanapy, podeszła do Dana i spojrzała na niego tak groźnie, jak tylko mogła. Z pewnością wyglądało to dość zabawnie, ale dziewczyna o to nie dbała.
    - Nie znoszę cię. No po prostu cię nie znoszę. - Dźgnęła go palcem w klatkę piersiową. Po chwili zrobiła to drugi raz. I trzeci też. - Ja tu umieram ze strachu, a ty mnie jeszcze dobijasz! Zanim spłoniesz w piekle, będziesz miał do czynienia ze mną! - pogroziła, starając się brzmieć surowo. Oczywiście wcale jej się to nie udało i wiedziała, że nie zrobiła najmniejszego wrażenia na Danielu. Zwłaszcza z tymi głupimi rumieńcami na policzkach, które dobitnie sygnalizowały, że całe to całowanie się mocno ją zawstydziło.
    Odetchnęła ciężko, po czym podeszła do stolika i napiła się wody o smaku jabłka. Matko, aż jej w ustach zaschło od tego wszytkiego... Przynajmniej już się tak nie bała. Z impetem usiadła na kanapie, utrzymując naburmuszoną minę. Oczywiście nie była na niego aż tak zła, ale wiedziała, że przez te jego żarty łatwo nie zaśnie.
    - No chodź tutaj... - mruknęła, klepiąc miejsce, na którym siedział on, a ona na nim. - Ale nie gaś jeszcze!

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  80. Alice spojrzała na niego karcąco, kiedy położył głowę na jej ramieniu. Starała się być na niego zła, a ten próbował jej w tym przeszkodzić! Co to, to nie, jakaś kara musiała być. Ostentacyjnie złożyła dłonie na piersiach i nie zmieniła wyrazu twarzy ani trochę. Będzie musiał się postarać, ot co.
    Całkiem nieźle szło jej to udawanie wielce naburmuszonej. No, dopóki Daniel nie zaczął mamrotać czegoś pod nosem. Jego ciepły oddech załaskotał jej szyję, przez co po całym jej ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Przymknęła oczy, kiedy męskie usta musnęły jej delikatną skórę i aż westchnęła cichutko. Dan wiedział, że akurat to miejsce jest bardzo wrażliwe na każdy, nawet najmniejszy dotyk. I teraz perfidnie to wykorzystywał!
    Odsunęła się od niego, po czym wstała i podeszła do włącznika. Niech to szlag, pomyślała, gdy gasiła światło. Ledwo co wywalczyła jego zapalenie, a teraz sama - z własnej, nieprzymuszonej woli - pogrążała salon w ciemności. Ale teraz zapomniała o całym strachu. Przecież miała niedokończone sprawy z tego felernego magazynku... Już po chwili znowu siedziała obok Danny'ego.
    - Wkurza mnie to, że nigdy niczego nie możemy dokończyć - stwierdziła, patrząc prosto w jego oczy. - I teraz zamierzam to zmienić.
    Nachyliła się, ale nie pocałowała go w usta. Musnęła za to wargami linię jego szczęki, po czym zjechała na szyję... I tam zrobiła to, co wcześniej on jej. Zassała się na skórze, zostawiając po sobie piękną malinkę, ale nie poprzestała na tym. Wsunęła prawą dłoń pod jego koszulkę i przejechała palcami po jego kręgosłupie.
    - Nawet nie wiesz, jak bardzo musiałam tłumaczyć się dziewczynom w szarni, gdy zobaczyły malinkę na brzuchu - mruknęła wprost do jego ucha, po czym delikatnie je przygryzła. - Ale nie mam nic przeciwko jeszcze jednej.
    Odsunęła się od niego z uśmiechem. I znowu te cholerne rumieńce na jej policzkach... Przecież miała być na niego bardzo zła! Nie zasłużył na takie traktowanie... Ale co ona mogła poradzić na to, że nie potrafiła długo się na niego gniewać?

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  81. - Daj spokój, pamiętasz jak w pierwszej klasie musiałam pocałować pryszczatego Sama, który ślinił się gorzej niż buldog? - jednocześnie zaśmiała się i skrzywiła z przerażającego wspomnienia.
    - Jestem aktorką - powiedziała wyćwiczonym tonem, którego nauczyła ją babcia. - A całowanie ciebie to sama przyjemność - jeśli chłopak myślał, że Cori odrzuci wyzwanie to się mylił. Prawda była taka, że dziewczyna doskonale sobie zdawała sprawę z zauroczenia chłopaka w pierwszej klasie. Jednak sama była strasznie uprzedzona jeśli chodzi o związki i po prostu przeraziła się zbliżania z chłopakiem po poprzednim zerwaniu. Nigdy nie chciała go skrzywdzić więc on skrzywdził ją oddalając się od niej. Gdyby zaczekał miesiąc dłużej, kto wie jakby się to wszystko potoczyło... Kiedy zobaczyła go w drugiej klasie tym razem to jej serce zabiło mocniej, jednak uspokoiła się szybko bo wiedziała, że straciła swoją szansę.
    - Zaczynaj kolego - znowu to wyzwanie w oczach i zawadiacki uśmiech. światła, kurtyna, gramy.

    Cori

    OdpowiedzUsuń
  82. Już chciała odpowiedziać na pytanie Dana, kiedy ten wsunął dłoń pod jej bluzkę, a to skutecznie zamknęło jej usta. Prawda była taka, że Alice uwielbiała jego bliskość, zapach, spojrzenie, po prostu wszystko. Dlatego też schroniła się w jego ramionach już po pierwszych minutach filmu i to właśnie z tego powodu wybrała bardziej delikatny sposób do zmuszenia go, by zapalił światło. Od pewnego czasu każdy jego dotyk odczuwała dwa razy mocniej... Ale nie przeszkadzało jej to. Wręcz przeciwnie.
    Uśmiechnęła się do niego delikatnie, kiedy ułożył ją na kanapie i sam nad nią zawisł. Dotknęła dłonią jego policzka i już chciała ponownie go pocałować, kiedy przypomniała sobie, że nie odpowiedziała jeszcze na jego pytanie, a wydawał się być bardzo zaciekawiony.
    - Na początku próbowałam wcisnąć im kit, że to siniak. Wymyśliłam nawet okoliczności - szepnęła, gładząc palcami skórę jego twarzy - ale nie uwierzyły, bo przecież cała szkoła wiedziała już o tym, że się przespaliśmy. Dopytywały się, czy to ty. Próbowałam się wykręcać, ale one nie dawały mi spokoju. No i wreszcie im powiedziałam, że to nie ich sprawa, co tylko potwierdziło ich przypuszczenia. - Patrzyła mu się w oczy, kiedy jej ręka wędrowała wzdłuż jego ciała. W końcu zahaczyła o szlufkę od spodni, ale na tym poprzestała.  - Więc chyba zrobiłam ci niezłą renomę wśród klasy. Niestety.
    Dlaczego niestety? Bo teraz irytowały ją te durne chichoty dziewczyn, kiedy te tylko widziały na horyzoncie przewodniczącego szkoły. Oczywiście wcześniej też tak było, ale wtedy Alice nie zwracała na to aż tak wielkiej uwagi. A teraz to jeszcze przybrało na sile i... I zrobiła się po prostu zazdrosna.
    Gdy skończyła mówić, Danny przejechał palcem wzdłuż jej ciała, na co Foxy westchnęła cicho. Dlaczego on musiał to robić przez koszulkę? Przecież to było takie okrutne! Najgorsza była jednak myśl, że w tej pozycji - w końcu leżała pod nim - nie miała takiego pola do popisu, jakie miał on. Posłała mu zniecierpliwione spojrzenie. Specjalnie to przeciągał... Już ona coś za to w odwecie wymyśli!
    Kiedy usłyszała jego kolejne słowa, uśmiechnęła się zadziornie. Zgięła nogę w kolanie, po czym wsunęła ją pomiędzy jego nogi. Niby to przypadkiem przesunęła ją nieco w górę, dotykając jego strategicznego miejsca. Oczywiście przez spodnie, żeby bardziej go zdenerwować. Niech sobie nie myśli. Żeby pokazać mu, że w gruncie rzeczy mogła zrobić to już bez zbędnego materiału, pociągnęła lekko za trzymaną szlufkę. Pocałowała go, wplatając dłoń w jego ciemne włosy, ale nie cofnęła nogi nawet o centymetr. Zemsta jest naprawdę słodka... Zwłaszcza w takiej sytuacji.
    - To na co czekasz, Danny? - zapytała niewinnie, gdy już skończyła go całować. Docisnęła kolano nieco mocniej, wpatrując się prosto w jego brązowe oczy z niemym wyzwaniem.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  83. - Zaczniesz w końcu? - zapytała i przewróciła oczami. To wcale nie tak, że śnił jej się pocałunek z chłopakiem raz czy dwa. Ach, dlaczego ona wtedy tak bardzo broniła się przed związkiem z nim? było minęło. Chłopak tylko uśmiechnął się nic nie mówiąc i zaczął mówić swoje kwestie razem z nią. Kiedy w końcu doszli do sceny pocałunku dziewczyna przypomniała sobie o Foxy. to tylko gra, to tylko sztuka. Przecież z Halszką też się będzie musiał pocałować
    - To tylko gra, tylko przedstawienie - po czym pocałowała go. Ktoś kto opisywał didaskalia zrobił to bardzo dokładnie. Pocałunek miał trwać 13 sekund. I dokładnie tyle trwał. Może sekundę krócej lub 7 dłużej. Sama nie była pewna. Okej, i yyy co teraz?

    [Przydałoby się chyba więcej zamieszania, bo ciągle próby? A jakby wprowadzić jakąś osobę trzecią? Nie wiem ale coś trzeba dodać xD
    PRzepraszam ze tak krótko]
    Cori

    OdpowiedzUsuń
  84. [To coś kombinujemy czy sobie odpuszczamy? ;)]

    Josephine

    OdpowiedzUsuń
  85. Alice zamknęła drzwi od łazienki, gasząc przy okazji światło. Na ramieniu trzymała swoją torbę, a ubrana była w białą koszulkę swojego brata i czarne spodenki, które jednak były całkowicie zasłonięte przez t-shirt. Uśmiechnęła się leniwie, odświeżona i odprężona ciepłym prysznicem. Powoli ruszyła w stronę salonu... No, dopóki coś nie trzasnęło w głębi mieszkania - wtedy dziewczyna z duszą na ramieniu pognała wręcz do pomieszczenia. To, że jakieś dwadzieścia minut temu spędziła z Danielem baaardzo miłe chwile nie znaczyło, iż nagle przestała się bać. Niestety.
    Postawiła torbę pod ścianą i rozejrzała się po salonie. Uniosła nieco brwi, bo nie spodziewała się, że wraz z Danem narobiła takiego bałaganu... I ten popcorn. Nie pamiętała, by ktokolwiek z nich potrącił miskę. Najwidoczniej była zbyt, ekhm, zaabsorbowana innymi rzeczami.
    Uśmiechnęła się, kiedy tylko zobaczyła Danny'ego z kubkami ciepłej herbaty. Dobrze, że chłopak o tym pomyślał, chociaż Alice nie powiedziała na ten temat. Albo sam się domyślił, albo miał ochotę i przy okazji zrobił też jej.
    Podeszła do kanapy, by odebrać od niego kubek. Zaśmiała się wesoło, kiedy tylko usłyszała jego słowa. Musiała przyznać, że miał rację. Przez chwilę żałowała tego, że jej brat na weekendy zwykle zostawał w domu i tylko czasami jechał do swojej dziewczyny na noc i pół dnia.
    - Jeśli wcześniej tak nie myślałam, to teraz już zdecydowanie mnie przekonałeś - odpowiedziała szczerze, gdy upiła trochę parującego napoju. Zaśmiała się wesoło, kiedy Danny pociągnął ją na swoje kolana i pocałowała go w policzek.
    Z rozbawieniem patrzyła, jak dłoń chłopaka sunie po jej brzuchu. Chwyciła ją i nakierowała na jedną z pozostawionych przez niego malinek.
    - Niech mi zazdroszczą - stwierdziła. - Gorzej będzie z moim bratem, jeżeli jakimś cudem je zobaczy. Nie uwierzy przecież, że to siniaki...

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  86. Spojrzała na niego z góry z uśmiechem. Jeżeli tak miały wyglądać ich maratony horrorów, to pisała się na każdy. Nie mogła jednak pohamować delikatnego grymasu na jej twarzy, gdy tylko pomyślała o czekających ją strachach. Przez jej plecy przebiegł dreszcz i mimowolnie zadrżała. Ten zamaskowany morderca dalej budził w niej przerażenie.
    - Jak dla mnie może być tak, jak jest - powiedziała szybko, czochrając mu włosy. - Obejdę się bez tych wszystkich horrorów.
    Z zadowoleniem zarejestrowała moment, w którym Danny dotknął swojej szyi. Przez chwilę pomyślała, że przecież pozostawiła ślad w bardzo widocznym miejscu... Ale on sobie na pewno poradzi. I najchętniej zrobiłaby jeszcze jedną, lecz nie teraz. Co to, to nie.
    Uśmiechnęła się, gdy chłopakowi zrzedła mina. Fakt, Chris bywał przerażający. W przeciwieństwie do Alice, był bardzo wysoki i miał tendencję do rzucania mrożących krew w żyłach spojrzeń. No i był bardzo przewrażliwiony na punkcie swojej siostry.
    - Spokojnie - powiedziała, kręcąc głową. - Nie spieszy mi się do wysłuchiwania tyrad na temat moich relacji z chłopakami. No i będzie mi ciebie żal.
    Nachyliła się, by pocałować go. Po kilkunastu sekundach w końcu zeszła z jego kolan, chociaż wcale nie chciała. Spojrzała zrezygnowana w stronę ekranu,na którym już wkrótce miał pojawić się kolejny film. Westchnęła ciężko.
    - Miejmy to już za sobą - powiedziała odważnie, po czym spojrzała na Dana ze smutkiem. - Ale potem nie narzekaj, jak nie będę mogła zasnąć i będę cię co chwilę budzić...

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  87. Spojrzała na niego, gdy nachylił się nad laptopem. Oparła głowę na kolanach, wbijając wzrok w jego rysujące się pod materiałem koszulki łopatki i westchnęła cicho. Poczuła, jak do jej policzka przyklejają się kosmyski wilgotnych włosów, więc odgarnęła je na bok.
    Prawda była taka, że Alice nie wiedziała, jak określić ich relację. Na pewno stali się "czymś więcej" niż przyjaciółmi, ale czy mogli nosić miano pary? Foxy miała kilku chłopaków, chociaż żadnego z nich tak naprawdę nie kochała. Zresztą, nie była nawet pewna, czym jest miłość. Potrafiła świetnie ją udawać na deskach teatru, ale...
    Wiedziała za to, że przy Dannym czuła się bezpieczna. Uwielbiała jego bliskość i momenty, w czasie których wpatrywali się w swoje oczy. Nie musiała z nim rozmawiać, by nie odczuwać w jego towarzystwie nudy. A kiedy ją całował, nie chciała być nigdzie, ale to naprawdę nigdzie, niż przy nim.
    - Ja... - zacięła się. Nie wiedziała, co na powiedzieć, zupełnie jakby z jej głowy wyparowały wszystkie słowa. Jak to możliwe, że w jednej chwili straciła możliwość mówienia? - A jak ty chcesz? - wybrnęła, nie ukrywając nawet niepewności w swoim głosie.
    Wstała z kanapy, po czym powoli do niego podeszła. Oparła się o stolik, na którym stał laptop, i spojrzała prosto na chłopaka.
    I wtedy dotarło do niej, że chciała. Chciała tego, żeby nie było "on" i "ona", tylko "oni"... Jakkolwiek głupio to brzmiało. Ale jeżeli Dan nie czuł takiej potrzeby, to nie zamierzała naciskać. Bo jeżeli za trochę milczenia dalej będzie mogła przy nim być - tak po prostu - to była w stanie nic mu o tym nie mówić.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  88. Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy Dan złapał jej dłoń. Nie do końca wiedziała, co ma zrobić, więc po prostu milczała i go słuchała. Wpatrywała się w niego nieco niepewnie, bo przecież nie miała pojęcia, co powie dalej.
    Tylko ty. Alice poczuła, jak przez jej ciało przepływa ciepła fala czegoś... czegoś innego. Już wcześniej, kiedy z nim była, takie uczucia do niej przychodziły, ale teraz było to dwa razy mocniejsze. Może dlatego, że teraz była pewna tego, iż czuli do siebie coś... więcej. Na pewno.
    W odpowiedzi na jego słowa kiwnęła głową, ściskając lekko jego dłoń. Dalej nic nie mówiła. Starała się poukładać w głowie to, co chciała powiedzieć, ale każda kombinacja słów wydawała się jej beznadziejna. W jednej chwili straciła zdolność ułożenia logicznych zdań. Irytujące i dziwne zjawisko.
    - Zgoda. Mnie też nie obchodzą inni, Danny. Ani troszeczkę - szepnęła, gdy odgarnął jej włosy za ucho. - I chcę ci to powiedzieć, tylko nie do końca potrafię. Bo to zabrzmi tak, jak z tych durnych, banalnych książek dla nastolatek. A to, co czuję, nie jest ani głupie, ani banalne - mówiła, gestykulując rękami. - Przy tobie czuję się bezpieczna i szczęśliwa, naprawdę. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam i nie wiem, jak to... Boże, to brzmi naprawdę beznadziejnie. - Zakryła dłonią oczy, rumieniąc się mocno. Z każdym kolejnym słowem robiła z siebie coraz większą idiotkę, a przynajmniej według niej. - Po prostu... po prostu chcę być... chcę być z tobą.
    Spojrzała na niego zawstydzona, kładąc swoją dłoń na tej jego. Czuła się w tej chwili strasznie niepewnie i nie wiedziała, co może zrobić. Czuła, że chłopak jej nie wyśmieje, lecz i tak w sercu miała zasiane ziarnko niepewności.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  89. To wszystko wymykało się spod kontroli. Alice miała do siebie to, że lubiła czuć, iż tylko ona może panować nad swoimi emocjami. Nie znosiła, kiedy ktoś usiłował wywołać w niej jakieś uczucia, których ona wcale nie chciała. Ale teraz... teraz jej to nie przeszkadzało. Czuła, że Danny ma ogromny wpływ na nią, lecz nie chciała tego zmieniać. Po prostu absolutnie mu ufała.
    - Naprawdę? To dobrze - powiedziała ze słyszalną w głosie ulgą. - Ja po prostu nie mam w tym wprawy. Jakoś słabo wychodzi mi rozmawianie z kimś o uczuciach...
    Faktycznie - jego słowa znaczyły dla niej naprawdę wiele. Nawet, jeśli przypomniały te z tanich filmów romantycznych. Działo się tak dlatego, że były szczere i przepełnione uczuciem. O to przecież chodziło w ich wypowiadaniu, prawda?
    Uśmiechnęła się lekko, kiedy Daniel delikatnie pocałował jej dłoń. To było naprawdę urocze, a Alice - chociaż nie wyglądała - miała słabość do takich gestów. Tak samo, jak do innych - może nieco kiczowatych - rzeczy. Oczywiście nikt o tym nie wiedział... No, poza Zoey i właśnie Danem.
    - Błagam cię - parsknęła cichym śmiechem. - Dwie najlepsze noce w moim życiu, chociaż tej pierwszej imprezy w sumie nie pamiętam. A co do tej... Nie wierzę, że tego żałowałam. - Skrzywiła się lekko, gdy tylko przypomniała sobie te wszystkie emocje po obudzeniu i potem. Masakra. - Dobra, włączaj już ten film, bo się jeszcze rozpłaczę. Albo zrobię coś równie głupiego.
    Nachyliła się i pocałowała go w policzek, uśmiechając się przy tym szeroko. Mamo, noc zwierzeń.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  90. Alice momentalnie zerwała się z kanapy i pobiegła w stronę włącznika światła. Już po dwóch sekundach w salonie rozświetliło się, a Foxy mogła spokojnie wypuścić nagromadzone w ustach powietrze. Nerwowo obejrzała się za siebie, by nabrać pewności, że nikt tam nie stoi. A potem równie szybko odwróciła, bo czuła na sobie czyjś wzrok.
    Ten horror był dużo bardziej straszny od poprzedniego. Zdawało się jej nawet, że kilka razy Daniel niespokojnie się poruszył. W dodatku ta przerażająca muzyka w tle lub wręcz przeciwnie - cisza przerywana tykaniem zegara. W filmie bardzo dobrze budowano napięcie, nie to, co w poprzednim.
    - O matko... - westchnęła ciężko, podchodząc do kanapy. Padła na nią, zamykając oczy. Zaraz potem je otworzyła, gdyż czuła się bardzo nieswojo. - Ta lalka była cholernie straszna.
    W jej głowie pojawiły się poszczególne sceny z filmu i Alice musiała aż ponownie przytulić Daniela. Położyła głowę na jego piersi, wsłuchując się w rytm bicia jego serca. Z zaskoczeniem zauważyła, że jest nieco przyspieszony. Oczywiście nie tak, jak u niej, ale jednak...
    - Bałeś się! - powiedziała oskarżycielsko i z uśmiechem na twarzy. - Bałeś!

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  91. Parsknęła śmiechem na widok obruszonej miny Daniela i tonu jego głosu. W dodatku te wypchane popcornem policzki... Zaraz jednak uspokoiła się i pokiwała głową, usiłując zachować poważny wyraz twarzy.
    — Oczywiście, Danny. Nie bałeś się — powiedziała, z trudem hamując wpełzający na jej usta uśmiech.
    Po chwili jednak przekrzywiła głowę, bo ta nagła powaga i zmiana postawy ciała chłopaka była nadzwyczaj dziwna. Odgarnęła kosmyk blond włosów za ucho, marszcząc przy tym brwi. Ale to nic w porównaniu do tego, co nastało, gdy Dan przyłożył jej dłoń do swojej piersi. Wtedy Alice aż otworzyła szerzej oczy i przypatrywała mu się ze zdumieniem.
    — Co ty tworzysz? — zapytała spokojnie, gdy ten powiedział swój tekst na temat bicia serca. Utrzymała z nim kontakt wzrokowy, aż chłopak wybuchnął śmiechem. Foxy przez chwilę nie do końca rozumiała, jednak po chwili załapała i także zaczęła się śmiać.
    Takie kiczowate teksty zawsze wzbudzały w niej politowanie i rozbawienie. W prawie wszystkich tanich komediach romantycznych występowały takie "wyznania" i inne, równie śmieszne rzeczy. Pokręciła głową, doprowadzając się do porządku.
    — Dawaj! — zachęciła, szczerząc się do niego jak głupia. — Zobaczymy, jak bardzo znasz beznadziejne romansidła.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  92. Gdyby ktoś obcy ich obserwował, stwierdziłby że Dan jest strasznie zestresowany i zmieszany a Cori jakby obeszło całe zajście. Pomyliłby się. Dziewczyna ledwo trzymała się w ryzach. To nie jest tak, że kiedy się pocałowali znikł cały świat a ona nie potrafiła patrzeć na nic innego oprócz niego. Ale cholera, sama nie wiedziała co czuła. Ten chłopak tak strasznie mącił jej w głowę. Gdyby potrafiła dałaby sobie z całej siły w liścia. Przez własną głupotę straciła takiego super chłopaka. Cholera jasna. Miała ochotę uderzyć go z liścia albo pocałować. Koniec końców wybrała drugą opcję. Niewinne muśniecie warg.
    - Chyba jednak sny się czasem sprawdzają. - powiedziała i wyszła.
    Kiedy znalazła się na korytarzu miała ochotę skoczyć z mostu. Jaka ona głupia. Po co to w ogóle zrobiła?

    OdpowiedzUsuń
  93. Naprawdę dała się nabrać. Dan potrafił bardzo dobrze grać, co w sumie było oczywiste ze względu na to, że wybrał profil teatralny... Ale w tej klasie było kilka osób, które kompletnie nie potrafiły oddać nawet najprostszych emocji. Tragedia.
    - Tak, jestem pewna - odpowiedziała z uśmiechem, siadając po turecku. Spojrzała na niego wyczekująco.
    Była ciekawa, co wymyśli tym razem. "Kiedy cię widzę, czas stoi w miejscu" albo "kocham zapach twoich włosów" były całkiem niezłymi propozycjami, chociaż z pewnością gdzieś znalazłyby się lepsze. Foxy nie oglądała tego typu romansideł, więc kompletnie nie znała się na równie banalnych tekstach.
    Uniosła brew, gdy zobaczyła, jak Daniel się jej przypatruje... No dobra, uniosła obydwie, przez co wyglądała jak mokry, zdziwiony kurczak. Nie jej wina, że nie ogarnęła jeszcze tej sztuczki. Po prostu nie urodziła się z tym talentem, o.
    Parsknęła śmiechem, kiedy usłyszała kolejne słowa Dana. Nie, to już było naprawdę szczytem tandety... Zamachała obronnie rękami, jak gdyby chciała się zasłonić.
    - Nie, już przestań, błagam - poprosiła, dalej się śmiejąc. - Wygrałeś, ok? Zrobię wszystko, tylko nigdy więcej nie rzucaj już takimi tekstami.
    W tym momencie w pokoju rozległo się take me down to the paradise city where the grass is green and the girls are pretty, wobec czego Alice zleciała z kanapy. Szybko podbiegła do torby i wyciągnęła z niej telefon.
    - Halo? - zapytała, przykładając komórkę do ucha. Wróciła z powrotem do Daniela, usiadła i aż zbladła, gdy usłyszała głos brata. - Nie, nie musisz się martwić. Tak, jest świetnie. Mhm. Najlepszy maraton filmowy w życiu. - Puściła do chłopaka oczko. - Nie, nie piłam! Poważnie, przecież słyszysz. Jestem trzeźwa jak dziecko... Chcesz rozmawiać z Dannym? Po co? Żeby upewnić się, że wszystko ze mną okej? Nie ufasz mi? - zapytała z udawanym oburzeniem. Sama by sobie nie ufała. - No dobra, ale spiesz się, bo przerwa się zaraz skończy i puszczają kolejną część.
    Podała telefon Danowi i uśmiechnęła się do niego. Na pewno wiedział, co mówić. Chociaż musiała przyznać, że trochę się obawiała.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  94. Głupia. Idiotka. Bezmózg. Dalej nie mogła sobie wybaczyć tego co zrobiła. Co jaj właściwie przyszło do głowy? I na cholerę paplała coś o snach. Idiotka. Skończona kretynka. I co niby teraz powinna zrobić? Unikać Danny'go czy z nim porozmawiać? Sama już nie wiedziała. Zatem kiedy wszedł do sali totalnie zignorowała wszystkie uczucia jak to miała w zwyczaju i powiedziała tylko krótkie 'hej'. Starała się nie podsłuchiwać jego rozmowy z Josephem. I na staraniach się skończyło.
    - Zazdrosny jesteś, że to nie do ciebie wzdycha? - musiała coś odpowiedzieć. Zresztą nawet tak bardzo nie mijała się z prawdą. Joe był gejem, któremu Danny też się podobał. - Zresztą masz nieaktualne informacje. Danny do mnie nie wzdycha już dobre 2 lata. - skoro tak dobrze sobie zdawała z tego sprawę, to dlaczego lekko ukuło ją w serce?

    OdpowiedzUsuń
  95. Musiała zakryć dłonią usta, by ukryć jakoś wyrywający się z jej ust śmiech. Jednak i tak nie mogła pohamować drżenia jej łopatek. Dan miał taką nieszczęśliwą minę... Za to po jego głosie raczej nie domyśliłaby się, że jest kompletnie zmieszany.
    Uśmiechnęła się do niego z rozbawieniem, kiedy posłał jej błagalne wręcz spojrzenie. Przez chwilę miała ochotę się z nim jeszcze trochę podroczyć, ale w końcu się zlitowała. Pokręciła głową, po czym szeptem powiedziała mu, żeby się pożegnał. Potem wzięła telefon.
    — Chris, zaraz zacznie się kolejna część... Mhm, tak, wrócę prosto do domu — powiedziała, opierając się głową o ramię chłopaka. — No, około siódmej powinnam być. Wiesz, jeszcze autobus. Dobra, muszę kończyć. Papa, trzymaj się tam beze mnie!
    Z rozmachem wcisnęła czerwoną słuchawkę i odłożyła komórkę na blat stolika. Westchnęła ciężko, gdy pomyślała o tym, jak wcześnie będzie musiała wstać, żeby dotrzeć do domu na umówioną siódmą. Nienawidziła wstawać przed dziesiątą, po prostu nienawidziła. Jęknęła cicho, poprawiając się na jego ramieniu.
    — Wiesz, że jutro będę musiała wstać przed szóstą? — zapytała nieszczęśliwie, przejeżdżając dłonią po twarzy. — Czy ty to rozumiesz? Przecież to jest jakaś tragedia! Sobota, cholera. Sobota.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  96. Prawda była taka, że brat rodzeństwo Hastings nie było do siebie podobne w żadnym calu. Alice była niska, blondwłosa, wszędzie jej było pełno i w dodatku płakała nawet na Shreku. Z kolei Chris mierzył sobie grubo ponad metr osiemdziesiąt, rzucał spojrzenia zdolne zamrozić krew w żyłach i ostatni raz ronił łzy w wieku sześciu lat, kiedy zgubił swojego najukochańszego na świecie misia. Jeśli Foxy odznaczała się tym, że najpierw robiła, a potem myślała, to jej brat był niezwykle rozsądny. Po prostu ogień i woda...
    No i dwudziestosiedmiolatek był na punkcie swojej młodszej siostry po prostu przewrażliwiony. Nie ufał żadnemu chłopakowi, który wychodził gdzieś z nią. Na każdym spotkaniu dzwonił co najmniej trzy razy, żeby upewnić się, że wszystko z nią okej. Zawsze pytał, kim jest dany przedstawiciel płci brzydkiej — tak na wszelki wypadek. Czasami było to bardzo męczące, ale przecież starał się zastępować i matkę, i ojca, co nie należało do łatwych zadań.
    — Uwierz, że gdybym mogła, to nawet bym się nie zastanawiała — mruknęła ze smutkiem, łapiąc go za rękę. — Chciałabym tu spędzić dużo więcej czasu. Ale nie mogę, muszę wrócić do Chrisa, bo inaczej to mnie chyba zabije.
    Westchnęła ciężko. Niby wiedziała, że okazji do spotkania się będzie jeszcze bardzo dużo, ale i tak... Wiadomo, że chciała tu z nim zostać tak długo, jak to tylko było możliwe. Przecież rozmowy na szkolnych korytarzach pomiędzy lekcjami znacznie różniły się od siedzenia w domu tylko we dwójkę. I to bardzo.
    — Pójdziesz ze mną na balkon zapalić? — zapytała, od razu rzucając spojrzenie na leżącą na blacie stolika paczkę papierosów. Była otwarta, bo Foxy nie chciała wyjść pierwszy raz. Drugi też nie. Ani trzeci. Cóż, uzależnienie jest naprawdę bezlitosne.
    Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z własnych słów. Zaśmiała się wesoło, uzmysławiając sobie, że to mniej więcej tak wyglądała ich pierwsza rozmowa. Te wspomnienia! Chociaż nie, w sumie nie. Alice pamiętała naprawdę niewiele z tamtej nocy.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  97. Spojrzała na niego karcąco, ale zaraz potem uśmiechnęła się szeroko, gdy rzucił tekst o niemoralnej propozycji. Nie planowała tego, ale faktycznie — przez wzgląd na ich przeżycia z całą pewnością mogło to tak zabrzmieć. Od tamtej nocy każda propozycja wyjścia na balkon wywoływała na jej twarzy uśmiech.
    — Chciałbyś, Blackbourne. — Chwyciła go za dłoń i podniosła się. — A co do palenia... Wiem, wiem. Jednak wolę to, niż alkoholizm. — Wiedziała, że takie wymówki są idiotyczne, ale nic nie mogła na to poradzić. Alice miała po prostu bardzo słabą wolę.
    Zwinęła jeszcze zapalniczkę i — dalej trzymając się za ręce — ruszyli w stronę balkonu. Oczywiście Foxy zapalała po drodze każde światło, bo zbyt się bała. Troszeczkę pomagała obecność Dana, ale i tak każdy niespodziewany dźwięk sprawiał, że wręcz podskakiwała. Na całe szczęście już po chwili dotarli na miejsce.
    — Chcesz zapalić? — Dziewczyna wyciągnęła w stronę Danny'ego paczkę papierosów, a lewą ręką sięgnęła do kieszeni szortów. Wtedy właśnie uświadomiła sobie, że ich nie ma, a zapalniczkę położyła po prostu na parapecie.
    Przez chwilę zastanawiała się, dlaczego w ogóle zaproponowała to chłopakowi. Wiedziała, że nie pali i raczej stara się unikać takich sytuacji... Chociaż, oczywiście, nawet jemu się zdarzało. Pomyślała, że to może z uprzejmości, ale kto uważa za uprzejme dzielenie się rakiem?

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  98. Odpaliła papierosa, z uśmiechem wzruszając ramionami na jego słowa. Faktycznie, papierosy ciężko było nazwać innym słowem. To było jedno wielkie świństwo, a ona była na tyle głupia, by się od niego uzależnić. Szybko włożyła peta do ust i oparła się o barierkę.
    Kiedy spojrzała w dół, przez jej ciało przeszedł dreszcz. Foxy już od małego użerała się z tak beznadziejnym lękiem, jak ten przed wysokością. Dlatego też jeszcze nigdy w życiu nie leciała samolotem czy też siedziała na dachu. Najzwyczajniej w świecie się bała. Nikt nie był w stanie zmusić jej do wkroczenia na balkon na piętrze wyższym, niż szóste.
    Drgnęła, kiedy poczuła dłonie Dana na swoim ciele, ale nic nie powiedziała. Z wdzięcznością przyjęła to, że objął ją i dzielił się swoim ciepłem, bo na zewnątrz było naprawdę bardzo zimno. Cofnęła się jeszcze, by być jeszcze bliżej niego. Wolną dłonią chwyciła jego rękę, zaciskając na niej swoje palce.
    - Cieszę się, że to wszystko tak się skończyło - powiedziała cicho, gdy wypuściła z ust papierosowy dym. Przez chwilę wpatrywała się w mgiełkę.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  99. Parsknęła śmiechem, bo przez jej głowę zaczęły przelatywać wspomnienia z tej pamiętnej wizyty u lekarza. Wtedy to wcale nie było takie śmieszne, ale teraz, z perspektywy czasu - i owszem. Do dzisiaj zastanawiała się, jakim cudem Daniel pomylił pomieszczenia. Przecież na drzwiach wisiała tabliczka, która jasno mówiła, że po ich przekroczeniu spotka się ginekologa, a nie toaletę! Ale cóż - stres potrafi robić z ludźmi naprawdę dziwne rzeczy.
    Odwróciła się, kiedy usłyszała słowa Daniela. Kiwnęła głową z uśmiechem, spojrzała na swojego papierosa i szybko go dokończyła. Już po chwili niedopałek wylądował na dole, a Foxy stanęła na palcach i przytuliła mocno chłopaka. Wtuliła nos w jego szyję, po czym powiedziała cicho:
    - Przepraszam, że tyle mi to zajęło. Jeśli jesteś śpiący, to możemy iść spać - zaproponowała, całując go w policzek.

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  100. Westchnęła cicho. Nie, serio. Tym razem się poddaje. Nigdy więcej.
    Raz.
    Dwa.
    Trzy.
    Cztery.

    Uh. I kogo ona oszukuje? To te komplikacje trzymały ją przy życiu. Kazały mieć głowę na karku. Nie pozwalały jej odpłynąć w świat wyobraźni, który dla niej był dość niebezpieczny. Wszystkie popaprane myśli jakie kiedykolwiek zostały wypowiedziane, albo spisane na kartce i przerobione na scenariusz. Wszystkie one pochodzą jedynie z brzegu bardzo głębokiego morza.
    Moment... o czym to ona myślała?
    Spojrzała na butelkę wódki trzymaną w ręce. A tak. Mała zemsta. Byle tylko się nie wydała. Cóż... zemsta i inwigilacja.
    Bez pukania otworzyła drzwi do pokoju Daniela i wyciągnęła zza paska pistolet. Ale spokojnie. Taki mały na kulki. Strzeliła w chłopaka kilkukrotnie i odwróciła się do niego tyłem.
    - Jak masz tu dziewczynę, to niech wyjdzie. Swoją drogą powinieneś zamykać drzwi. A tak w ogóle, to masz miłych sąsiadów. Na twoje niezadane pytanie: Będziemy pić. I nie obchodzi mnie żadna lamowska wymówka. I nie myśl, że zapomniałam o tym kawale, co razem z kolegami zrobiliście mojej drużynie. Ale tę sprawę już załatwię ze Scottem osobiście. A teraz... Suit up i idziemy pić. Gdzieś, gdzie nas nie znajdą, więc się ubierz. Ah i nie zapomnij czapki, bo jest zimno. - Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o ścianę na korytarzu.
    Całkiem lubiła Daniela. Znaczy... Lubiła czasem patrzeć jak gra w kosza, jak występuje w przedstawieniach i całkiem nie tak źle zajmował się tymi samorządzkimi duperelami. Po za tym nie za wiele o nim wiedziała. Kiedyś tylko przy okazji jakiejś rzeczy wspomniał, że koniecznie muszą się napić. Cóż... przyszła. I to w sumie nie jeden raz. Budowała jego zaufanie już chyba wystarczająco długo...

    [okej... nie całkiem wiem jeszcze co ona knuje, ale dojdę do tego xd Mam nadzieję, że może być xDD Wszystko czego nie napisałam - pozostawiam do dodania tobie - porę dnia i tak dalej xD]

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  101. Nie wiedziała czemu znowu go ratowała. Przecież to było idiotyczne, biorąc pod uwagę fakt, że obecnie jego towarzystwo strasznie ją irytowała. Z drugiej strony, był jedyną obcą osobą, przed którą ostatnio się otworzyła. Może i był to przypadek, wielki nacisk emocji, ale powiedziała mu zbyt wiele słów, pokazując tę stronę swojej osobowości, którą od lat chciała ukryć. Nie powinno jej na nim zależeć, praktycznie go nie znała, a nawet te cząstki, które zdążyła zauważyć, w pewien sposób działały jej na nerwy, ale jednak wciąż to robiła. Próbowała się tłumaczyć, że tak naprawdę po prostu nie chce aby chłopak ją wydał, ale w gruncie rzeczy wiedziała, że to bzdura. Alice kiedyś wspominała o Danielu i uważała go za naprawdę miłego gościa, ale przy Zoey najwyraźniej włączał mu się jakiś inny tryb.
    Widząc jego wyraz twarzy, wywróciła oczami, ale zdjęła dłoń, opuszczając ją luźno po boku. Dopiero teraz uświadomiła sobie jak blisko niego stała. Czuła jego oddech na swojej skórze i z nim zapewne było podobnie. Odchrząknęła cicho i odsunęła się na bok, w chwili, gdy odgłosy kroków stały się głośniejsze i łatwo było wywnioskować, że chłopcy znajdowali się w tym samym korytarzu, a odległość między nimi, a nią wynosiła dosłownie kilka metrów.
    – Zoey, Zoey… Naprawdę sądziłaś, że Cię nie zauważymy? – słysząc głos Josha, przeklęła pod nosem. Jego ton działał jej na nerwy, ale wyszła zza swojego, jak się okazało, marnego ukrycia i posłała im najmilszy uśmiech na jaki było ją w tamtej chwili stać.
    – Josh, to nie tak jak myślisz. Claudia pewnie źle to wytłumaczyła, porozmawiam z nią, ale nie byłaby zadowolona, gdybym przyszła z podpitym okiem i wytłumaczyła, że to ty obdarowałeś mnie tak hojnym prezentem. – stwierdziła lekkim tonem i czekała na jakąś reakcję z jego strony. Dobrze wiedziała, że to on rządził, a Brandon stał jedynie z boku i rzucał się do ataku na znak, jakby był jakimś psem obronnym.
    – Czy wyglądam jak idiota? – wiedziała, że to było pytanie ironiczne, ale i tak chciała odpowiedzieć twierdząco, na szczęście ugryzła się w język i przestąpiło z nogi na nogę, zastanawiając się co powiedzieć.

    [ Hm... Dalej szukacie pomysłu na dramę? ]

    OdpowiedzUsuń
  102. Z ulgą odnotowała, że wreszcie są już wewnątrz mieszkania Danny'ego. Na balkonie naprawdę było lodowato i Alice czuła, że jeszcze chwila i tam zamarznie. A przecież ona "podbierała" ciepło od chłopaka... Wolała nawet nie myśleć, jak jemu musiało być zimno.
    Oparła się biodrem o ścianę, pozwalając na to, by jej włosy opadły na twarz i zasłoniły oczy. Zastanawiała się nad tym, co powiedział Daniel i wydęła delikatnie usta - zawsze robiła to, gdy nad czymś myślała.
    Naprawdę chciało się jej spać. Czuła, jak oczy same się jej zamykają. W dodatku jeśli udałoby się jej zasnąć, to przestałaby się bać zamaskowanego mordercy i zakrawawionej lalki z jasnymi warkoczykami. A po czterech godzinach i tak nie będzie aż tak wyspana i udawanie przed bratem nie będzie aż takie trudne.
    - W życiu! - powiedziała gwałtownie, posyłając Danowi "groźne" spojrzenie. - Jestem trochę śpiąca, więc - jeśli ty też - możemy iść spać.
    Ziewnęła, zasłaniając dłonią usta. Zamrugała kilka razy, by się otrzeźwić, po czym podeszła blisko szatyna i uśmiechnęła się nieco sennie.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  103. Oczywiście, że Jacky czytała w myślach. Wszyscy o tym wiedzieli. Ona tylko nie zawsze chciała spełniać te zachcianki. Ot, co. A przynajmniej ta wersja jej się podobała. Dobrze za to, że nie była aż tak zajebista, by stojąc tyłem widzieć, że wywraca oczami, bo oberwałby jeszcze paroma kulkami. No ale po co gdybać?
    Czekała więc na niego na korytarzu, co zresztą tak jej się dłużyło, że zaczęła strzelać w drzwi i akurat jak je otworzył, to ona wystrzeliła i kulka trafiła go centralnie w czoło. Zaśmiała się głośno.
    - Po pierwsze. Raz jak tu przyszłam, to jakaś była pod łóżkiem. A skoro to było moje sto procent nachodzenia cię, to chyba z matematyki rozumiesz czemu tak założyłam. Po drugie... Nie mam nic do dodania. Po trzecie, to jakoś musiałam tu wejść. A po najważniejszemu... do tego dojdziemy jeszcze. - Machnęła ręką i zaczęła iść za nim. Dopiero jak jej powiedział o swoich obawach spojrzała na niego z potępieniem. - Kto chciałby cię zgwałcić. - Prychnęła i minęła go. Kiedy już była za drzwiami przełożyła pistolcik i strzeliła w niego jeszcze raz. - I dobrze. Nie powinieneś mi ufać, kolego.
    Kiedy tylko wyszli z budynku rozejrzała się i westchnęła.
    - Którędy najszybciej do szkoły? - Wciągnęła paczkę papierosów i odpaliła jednego.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  104. Wiedziała dlaczego w pewien sposób zaczęła darzyć chłopaka niejaką sympatią. Wpasowywał się w jej klimaty odpowiedniego towarzysza. Był ironiczny, zabawny, potrafił zdzierżyć jej cięte uwagi i odsunąć się na bok, a czasami zachować się wręcz przeciwnie i również zacząć się jej odpłacać. W dodatku gdzie by nie wszedł, od razu na każdego przechodziła ta jego pozytywna energia i zaraźliwy uśmiech, który czasami miała ochotę wyparzyć mu kwasem czy czymś podobnym. Miał też chwilę, w których umiał się opanować, przyjąć poważną postawę i takie tam pierdoły. Po prostu dało się z nim wytrzymać.
    Nie była dobra w tych całych gadkach uspokajających. Zazwyczaj brała górę jej narwana strona i mówiła to co jej ślina na język przyniesie, a poza tym nigdy nie przepraszała i tym razem również nie zamierzała, nawet jeśli miałaby za to przysłowiowo ,,dostać po mordzie”, w dodatku wątpiła aby jakieś jej bezwartościowe sory jakkolwiek złagodziło tą dziwną sytuacje, toteż nie zamierzała się wysilać, a z pewnością nie dla kogoś takiego jak Josh. Może nie był typowym półgłówkiem, który myślał tylko i wyłącznie swoimi mięśniami, ale który normalny facet zamierza bić się z dziewczyną? Raczej obiegający od normalności i pełnej poczytalności.
    Może i ona nic nie odpowiedziała, ale Dann zdecydowanie nie umiał trzymać języka za zębami, więc posłała mu gniewne spojrzenie i szybko wróciła wzrokiem do Josha i jego posłusznego pieska, by wybadać jakoś ich reakcje. Nie zamierzała się łudzić, w starciu z tymi byczkami, ona i Daniel nie mieliby nawet najmniejszych szans, tamci mogliby nimi sprzątnąć podłogę, a oni co najwyżej lekko ich zadrapać.
    – Stul dziób jak do mnie mówisz. – zgadza się, odpowiedzi Brandona zawsze były niesamowicie elokwentne, ale nie zamierzała tego komentować, ponieważ z doświadczenia wiedziała, że chłopak należy raczej do wybuchowych osób, więc lepiej było nie zwracać mu uwagi, choć takowe zawsze cisnęły się na język.
    – Załatwimy to szybko, a później pójdziesz do Claudii i wszystko jej wyjaśnisz. – Josh najwyraźniej nie wierzył w pokojowe rozwiązanie sprawy i teraz postawił pierwszy krok w jej stronę, a Zoey automatycznie cofnęła się do tyłu….

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  105. Na wzmiankę o pójściu do łóżka uśmiechnęła się znacząco i już chciała powiedzieć coś głupiego, kiedy Daniel najzwyczajniej w świecie zasłonił jej usta. Alice burknęła coś, mrużąc przy tym oczy.
    — Nie musiałeś tego robić. Nic bym nie powiedziała — zapewniła, kiedy już zabrał dłoń i zaczął prowadzić ją do swojego pokoju. — I nie, nie chciałabym. Nie jestem tak niewyżyta, jak ty. — Pokazała mu język.
    Kiedy już znaleźli się w pomieszczeniu, Foxy omiotła spojrzeniem łóżko, stojące obok niego doniczki z zielonymi roślinami, podłogę i wielkie okna. Było tutaj naprawdę przestronnie.
    Spojrzała na Dana, który od razu opadł na posłanie. Blondynka parsknęła śmiechem i pokręciła głową, ściągając z siebie krótkie spodenki, bo nie znosiła spać w czymś więcej, niż samej koszulce. Związała jeszcze włosy w kucyka, a po chwili leżała już obok chłopaka.
    Przez chwilę się na niego po prostu patrzyła, ale zaraz potem ułożyła swoją głowę na jego klatce piersiowej i pozwoliła na to, by objął ją ramieniem. Nakryła ich jeszcze kołdrą i dopiero wtedy uśmiechnęła się leniwie, zamykając oczy. Uwielbiała tak przy nim leżeć, po prostu. Nieco mocniej przycisnęła swoje ciało do jego ciała, chcąc zabrać od niego jeszcze więcej ciepła i zagarnąć sobie trochę jego bliskości.
    — Danny — mruknęła. — Czy ja nastawiłam budzik?

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  106. - Żebyś wiedział, że intensywnie. Wszystkie kwestie przerobiliśmy kilkakrotnie. Na następny dzień miałam zdarte gardło. Wiesz jaki to problem dla aktorki? Nie doszukuj się w tym ukrytego znaczenie bo go zwyczajnie nie ma. - powiedziała twardo. Nie ma tam ukrytego znaczenia. To był tylko jeden niewinny pocałunek. Ot, muśnięcie warg. Nic nie znaczyło. Dylan jest jej przyjacielem. I na tym się skończy.
    - Cholera jasna. Zainteresuj się własnym życiem bo między mną a Dylanem nic nie było, nie jest i nie będzie. Jesteśmy przyjaciółmi i tak zostanie. Dylan ma dziewczynę jakbyś zapomniał... - miała tylko nadzieję, że rzeczywiście pozostaną przyjaciółmi...

    OdpowiedzUsuń
  107. Mruknęła ze zrozumieniem, słysząc boleść w głosie Daniela. Ona także nie miała najmniejszego zamiaru wstawać. Przecież było tutaj tak ciepło, tak miękko, tak przyjemnie... Nawet ułożyła się idealnie do snu, co wcale nie zdarzało się tak często. I, na litość boską, komu chciałoby się zwlekać z łóżka, gdy jest się na nim z tak bliską osobą? No komu?
    — Ale ja muszę... — jęknęła przeciągle, podnosząc się do siadu. Zdjęła kołdrę ze swoich nóg, spoglądając na leżącego Daniela. Chętnie by do niego dołączyła.
    Położyła nogi na podłodze i wstała. Ruszyła w stronę leżącej na panelach torby, z której wyciągnęła swój telefon. Z niejakim ociąganiem włączyła funkcję nastawiania budzika i patrzyła przez chwilę na wyświetlacz, dalej nie dowierzając temu, że naprawdę to robi. W końcu jednak westchnęła przeciągle, nastawiając dzwonek na godzinę piątą pięćdziesiąt pięć. Świetnie. Miłych snów, dzieciaczki.
    W momencie, w którym odkładała komórkę na ciemny blat biurka, do jej uszu dotarł jakiś dziwny dźwięk. Coś jakby... krople wody? Alice rozejrzała się szybko dookoła, a potem biegiem wystartowała do łóżka. W miarę bezpiecznie poczuła się dopiero wtedy, kiedy leżała w poprzedniej pozycji z kołdrą pod nosem.
    — Słyszałeś to? — zapytała przerażona, wyglądając nieśmiało zza pościeli. Jedną ręką obejmowała klatkę piersiową Daniela, a drugą trzymała jego dłoń.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  108. Okej. Może zbyt się zapędziła. Tylko winny się tłumaczy. A ona przecież nic nie zrobiła.
    - Daj spokój, wszyscy wiedzą, że masz dziewczynę. To, że jesteś zacofany to nie nasza wina. I nie, nie ma żadnego znaczenia. To Julia całowała Romea a nie ja ciebie. Jesteśmy aktorami i czasami tak trzeba. - Cori sama nie wiedziała czy rzeczywiście byli przyjaciółmi. Czemu właśnie chciała go uderzyć i więcej się nie odezwać? Cholera, szla ich wszystkich trafi. Jeszcze trzy minuty do dzwonka. Wytrzyma.
    nie miało dla mnie znaczenia Auć? Zabolało? Jak cholera. Tylko czemu?
    - Widzisz Joe? Przeżywasz te próby bardziej niż my oboje razem wzięci. Może to Ty pomożesz Danny'emu ćwiczyć do przedstawienia skoro tak bardzo chcesz? Chyba, że to moje usta cię interesują.

    OdpowiedzUsuń
  109. Westchnęła cicho, słysząc jego słowa. No tak, przecież to na pewno nic takiego. Pewnie kran w łazience przeciekał czy coś... Albo po prostu po tych horrorach zrobiła się przewrażliwiona i zdawało się jej, że kapie. W końcu w jednym z filmów właśnie taki element występował - kapu, kap i po zabawie.
    — Pewnie masz rację — powiedziała, kiedy pocałował ją w policzek. Uśmiechnęła się przy tym delikatnie. Powierciła się trochę, układając się tak, aby i jej, i Danielowi było wygodnie. — Dobranoc, Danny.
    Zamknęła oczy, próbując się uspokoić, ale zaraz po chwili je otworzyła, bo znowu wydawało się jej, że coś słyszała. Mruknęła coś pod nosem, poprawiając kołdrę, a potem zmieniła pozycję.
    — Przepraszam — szepnęła. Przecież on chciał pewnie spać, a ona wierciła się na wszystkie strony świata i skutecznie mu to uniemożliwiała.
    W końcu ułożyła się idealnie i zamknęła oczy, niemal całkowicie zapominając o swoim strachu. W ofiarujących ciepło ramionach Dana już prawie udało się jej zasnąć, właściwie można było powiedzieć, że odpływała, gdy... coś trzasnęło. Foxy aż podskoczyła, momentalnie otwierając oczy. Niepewnie podniosła się i obejrzała za siebie, szukając oznak bytności kogoś innego.

    (śmiertelnie przerażona) Foxy

    OdpowiedzUsuń
  110. Gwałtownie obróciła głowę, by spojrzeć na wciąż leżącego Dana. Świetnie, przy okazji obudziła też jego...
    Zachowywała się jak rasowa panikara... No ale już tak miała. Ciemności i wyimaginowanych potworów bała się już od czasów dzieciństwa, a jeśli jej wyobraźnia została wzmocnione przez horrory, to już w ogóle — kolokwialnie rzecz ujmując — mogiła. Bardzo się tego wstydziła.
    — Masz rację. To na pewno koty — powiedziała cicho, czując na swojej dłoni dotyk Danny'ego. Starała się brzmieć pewnie, ale trochę jej to nie wychodziło. — Przepraszam, że cię obudziłam.
    Ponownie się położyła, tym razem plecami do drzwi. Czuła się przez to odrobinę nieswojo, lecz zaraz potem po prostu przytuliła się do chłopaka. Zamknęła oczy, spinając przy tym mięśnie. Naprawdę cieszyła się, że nie zdążyła obejrzeć jeszcze więcej tych filmów, bo wtedy chyba nie wytrzymałaby, poważnie.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  111. O mamo, jak jej teraz było wygodnie. Z głową ułożoną na jego klatce piersiowej słyszała, jak bije jego serce. Był to spokojny, normalny rytm - nie taki, jak u niej. Alice poczuła, że ją to uspokaja. Po prostu robiła się spokojniejsza.
    Mruknęła coś pytająco, gdy tylko usłyszała zapewnienia Daniela, ale nie uniosła głowy. Jego bliskość, słowa i ciepło sprawiały, że zaczynała robić się senna. Nawet jej oddech zwolnił, co było wyraźną oznaką tego, iż się uspokajała...
    - Danny... - jęknęła z bólem. - Błagam cię. Nie strasz mnie już.
    Objęła go nieco mocniej, kręcąc przy tym głową. Połaskotała przy tym włosami jego szyję, ale nie miała już siły, by coś z tym zrobić. Zamiast tego położyła swoją nogę na tych jego, po czym najzwyczajniej w świecie... zasnęła. To było aż dziwne, że wystarczyła tylko obecność Daniela i jego uspokajające słowa. Normalnie trzeba było nieźle się natrudzić, by jakoś ją uspokoić.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  112. Od maratonu filmowego u Daniela minął tydzień. Co poniektórzy zaczynali już zauważać, że pomiędzy tą parką dzieje się coś poważniejszego - jakieś ukradkowe uśmiechy, trochę częstsze buziaki w policzek, może dłuższe trwanie w swoich objęciach. Nikt jednak o nic dokładnie nie pytał, bo przecież lepiej tworzyć plotki oparte na samych tylko domysłach, prawda?
    Tego dnia Alice była w świetnym humorze. Jakimś cudem dostała na matematyce przy tablicy czwórkę (z minusem, ale jak na razie była to jej najlepsza ocena. Cóż, Foxy nigdy nie była matematycznym orłem) i chyba nawet dobrze wyszedł jej test z biologii... No i Danny. To chyba mówiło wszystko.
    - Ej, Foxy!
    Blondynka odwróciła się, słysząc głos jakiejś dziewczyny. Uśmiechnęła się do niej szeroko i podeszła do niej. Alice szybko rozpoznała w niej znajomą z klasy instrumentalnej.
    - O co chodzi, Iris? - zapytała, wyciągając z kieszeni szortów dłonie.
    - Nie chcę cię martwić, ale... - Iris wyjęła ze swojego plecaka komórkę i zaczęła czegoś w nim szukać. - Dostałaś na fejsie pewne zdjęcie. Lepiej je zobacz i... och, muszę już lecieć! Wiesz, gitara.
    Szatynka pomachała Foxy na pożegnanie, po czym pobiegła po schodach na górę. Alice nie zdążyła nawet niczego powiedzieć.
    Wzruszyła ramionami, wchodząc na Facebooka z jej telefonu. Szybko otworzyła wiadomości, by po chwili otworzyć okienko rozmowy z Iris.
    W chwili, w której zobaczyła zdjęcie, myślała, że wypuści komórkę z ręki. Wszędzie poznałaby te dwie osoby. Dwie osoby, które akurat się całowały, gdy fotograf uwiecznił ich aparatem. Zoey i Dan.
    Przez chwilę wpatrywała się pusto w wyświetlacz, a potem pognała do szatni, gdzie miał czekać na nią Daniel.
    Alice czuła się wściekła. Miała wrażenie, że coś rozszarpie ją od środka. Wprost nie mogła uwierzyć w to, że ta dwójka mogła tak perfidnie ją zranić. To wydawało się niemożliwe, wręcz przeczące prawom logiki. Ona im ufała, do cholery. Każdego z nich znała bardzo dobrze, każdy z nich znaczył dla niej bardzo wiele. Czuła ból. Ogromny ból.
    W końcu dotarła do szatni. Dalej ściskając w dłoni telefon, podeszła do niego... Ale nie z uśmiechem. Nie z rozłożonymi ramionami, by go przytulić.
    - Tłumacz się. Powiedz mi, że to nie jest prawda. Nie wiem. Cokolwiek - powiedziała, podtykając mu ekran komórki pod nos. Nie ukrywała nawet drżenia swojego głosu.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  113. Alice pozwoliła na to, by wziął jej telefon. Nic jednak nie powiedziała - jedynie dalej się w niego wpatrywała. Z tą wymalowaną w oczach wściekłością i niedowierzaniem... Bo przecież jak to było możliwe?
    Widziała na twarzy Daniela szok, gdy wreszcie zobaczył, co przedstawia zdjęcie. Wyglądał tak, jakby nie wierzył w to, co widzi. Jakby kompletnie nie mógł sobie przypomnieć, że faktycznie całował się z najlepszą przyjaciółką swojej dziewczyny. Foxy nie wiedziała, jak ma zareagować, co powiedzieć, toteż poczekała na jego słowa.
    - Jakiś czas temu - powtórzyła głucho, kiwając przy tym głową. - To może wyjaśnisz mi, jakim cudem to zdjęcie dotarło do mnie dopiero teraz? Już wcześniej powinno być szkolnym hitem! - krzyknęła wściekle, wykonując ręką jakiś nieokreślony gest. Podeszła do niego i wyrwała mu telefon z ręki. - Ooo, zobaczmy! Poza Iris dostałam też pięć innych wiadomości... Patrz! Każdy pisze, że chyba o czymś nie wiem!
    Spojrzała do góry, chcąc nawiązać z nim kontakt wzrokowy. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale zaraz potem je zamknęła. Kotłowało się w niej tyle emocji, że nie była w stanie wypowiedzieć jednego logicznego zdania. Wszystkie słowa wyparowały, zostawiając ją z mętlikiem w głowie.
    - Bo nie wiem. Nie wiem. - Rozłożyła ręce, kręcąc przy tym głową. - Jakim prawem... z moją przyjaciółką... z Zoey! Hm, nie wiem, może pójdę teraz pocałować Alexa? Będziemy po równo! - warknęła.
    Nie panowała już nad tym, co mówi. Czuła się oszukana i zdradzona. Po prostu nie potrafiła mu uwierzyć, jego tłumaczenia wydawały się być idiotyczne i bezsensowne.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  114. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, co się działo. Sytuacja między nimi była wprost idealna - byli sobie naprawdę bliscy i bynajmniej nie chodziło tu tylko o aspekt fizyczny. Wydawało się, że oboje zapomnieli o wszystkim, co złe. Po prostu nareszcie mniej więcej zrozumieli, co do siebie czują i wiedzieli, że to nie jest jakieś pierwsze lepsze silniejsze zauroczenie.
    A teraz wynikła z tego taka sytuacja. Alice była całkowicie zaślepiona emocjami i nie docierały do niej żadne racjonalne argumenty. Jedyną rzeczą, jaką miała przed oczami, była fotografia z uwiecznionym na niej pocałunkiem Daniela i Zoey. Do szału doprowadzało ją to, że o całym zajściu dowiedziała się z - na litość boską - Facebooka, a nie od Dana. Nawet jeśli było tak, jak mówił, to czy nie powinien jej o tym powiedzieć wcześniej? W końcu nie chodziło tu o jakąś nieznaną dziewczynę z domówki u kolegi, tylko najlepszą przyjaciółkę Foxy. Tymczasem blondynka nie dowiedziała się o całym tym zajściu od żadnego z nich.
    - Nie wiem, co mógłbyś! - krzyknęła, cofając swoją rękę, gdy chciał ją chwycić. - Co ty byś pomyślał, gdybyś w tej chwili dostał zdjęcie mnie całującej się z Alexem?
    Zrobiła krok do tyłu, wpatrując się w niego ze złością. Nie potrafiła mu uwierzyć. Po prostu nie była w stanie kupić jego słów, zapewnień. To wszystlo w jego ustach brzmiało tak... inaczej. A Foxy - zamroczona nadmiarem emocji - mówiła to, co jej tylko przyszło na myśl. Po prostu wyłączył się jej rozsądek.
    Pokręciła głową, kiedy usłyszała jego stwierdzenie. Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć... bo istotnie tak było. Nie wierzyła mu.
    - Nie powiedziałeś mi o tym pocałunku - powiedziała. - Jeżeli ro faktycznie było wcześniej, to dlaczego tego nie zrobiłeś?

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  115. Zoey nie od zawsze była typową Zosią Samosią. Była jedynaczką, a więc rodzice byli w nią wpatrzeni jak w obrazek, a która kruszynka byłaby z tego powodu niezadowolona? Na pewno nie mała Max. Pierwsze kroki stawiała trzymając tatę za rączkę, a później zwiedzała dom u boku mamy. Jak każde dziecko podczas nauki jazdy na rowerze, tuż po rezygnacji z bocznych kółeczek, wierzyła, że rodzice jej nie puszczą i nie będzie musiała radzić sobie sama. To ich obwiniała, gdy upadła i zadrapała sobie kolanko. To oni odprowadzali ją do szkolnego autobusu i patrzyli jak odjeżdża, tłumacząc, że jest już wystarczająco duża. Wszystko zmieniło się gdy nadszedł okres nastoletni. Wtedy naprawę wiele się zmieniło, a w szczególności ona. Przestała podążać za rodzicami. Pytać ich o radę, prosić o pomoc… Chciała iść przez życie sama i nie chodziło tu tylko o zdrady matki. Stwierdziła, że dzięki temu będzie silniejsza i nikt więcej jej tak nie skrzywdzi. Może i się myliła, ale wtedy naprawdę w to wierzyła.
    Teraz patrzyła na Daniela i znowu zastanawiała się co robić. Przecież zawsze radziła sobie sama, więc dlaczego tym razem w głębi liczyła na jego pomoc? Nie była pewna, ale ostatnimi czasy po prostu wiele rzeczy, w które wierzyła, ulegały zmianie i choć nie do końca jej to odpowiadała, to w jakiś sposób próbowała się z tym pogodzić albo po prostu upychała to w najdalsze zakamarki umysłu, ponieważ czasami sama siebie nie potrafiła rozgryźć.
    Widząc poczynania chłopaka, uniosła lekko brwi, ale zaraz przełknęła niewidzialną gulę, która stała jej w gardle i spojrzała na Josha czy aby niczego nie zauważył. Wpatrywał się w nią najwyraźniej coś rozważając, a później zerknął na swojego towarzysza i coś do niego powiedział, jednakże na tyle cicho, że Zoey tego nie dosłyszała, a może zbyt mocno szumiało jej w głowie? Obecnie nie miało to najmniejszego znaczenia. Wszystko przejaśniło się dopiero wtedy, gdy tą dziwną ciszę wypełnił głośny huk, który rozniósł się na cztery strony świata, a ona była pewna, że dosłownie sekundę temu ziemia się zatrzęsła.
    Słysząc jego słowa, prychnęła pod nosem, ale zanim zdążyła zareagować, pociągnął ją z siłą godną zapaśnika sumo i po chwili biegła tuż za nim. Pewnie właśnie tak się czuł, gdy zrobiła mu dokładnie to samo. Nawet przez moment wydawało jej się, że bark o mało co jej nie wyskoczył, ale na szczęście nie usłyszała żadnego pęknięcia, więc wszystko musiało być w porządku.
    Wybiegli ze szkoły, a ona zmusiła go żeby się zatrzymał i podpierając ręce na kolanach, próbowała złamać równy oddech. Gdy w końcu jej się to udało, nie mogła się powstrzymać i wybuchnęła śmiechem. Ta sytuacja była dziwna, nierealistyczna i komiczna.

    OdpowiedzUsuń
  116. Niektórzy uważali, że Zoey ma spaczone poczucie humoru i często śmieje się w momentach, w których inni ludzie z pewnością by się nie śmiali, tak jak podczas ucieczki przed typkami, którzy bez trudu mogli ją posłać na oddział intensywnej terapii. Nieliczni sądzili, że to rodzaj reakcji na stres i nerwy, ale ona teraz czuła się wolno i beztrosko, a stres i nerwowość, które przed momentem wypełniały większą część jej ciała po prostu zniknęły. Oddychała pełną piersią i nie odczuwała już niebezpieczeństwa, choć zdawała sobie sprawę, że tamci mogą zaraz wybiec ze szkoły i ich dogonić, jednakże w gruncie rzeczy nie do końca w to wierzyła, ponieważ wątpiła aby aż tak bardzo chciało im się za nią biegać. Z drugiej strony mieli dużo czasu, mogliby dorwać ją jutro przed internatem, popołudniu w szkole czy nawet wieczorem w parku, ale Zoey nie należała do ludzi, którzy martwią się na zapas, toteż stwierdziła, że zacznie się denerwować jak powstanie realny i namacalny problem, a nie jedynie domysły.
    Gdy już opanowała śmiech, spojrzała na towarzysza i wyprostowała się, gdy jej oddech wrócił do normy, ale wciąż czuła jak jej serce galopuje w zbyt szybkim tempie. Adrenalina krążyła w jej żyłach i to było jedno z ulubionych uczuć Zoey. Ryzyko, szaleństwo i to, że tak cholernie mocno czuła, że żyje.
    – Ciekawie było! Kiedy powtórka? – zapytała i posłała mu uśmiech z tych w rodzaju „ Nie możesz mi odmówić…” Od dawna nie czuła się tak poplątanie. Z jednej strony strach, z drugiej zabawa. Niebezpieczeństwo i ryzyko, ucieczka i to całe kombinowanie. To była jedna wielka mieszanka.
    Gdy poczuła coś mokrego na policzku, uniosła głowę do góry, a po chwili na jej twarz spadło kilka następnych kropel, a ona popatrzyła na Daniela i znowu wybuchła śmiechem. Jej życie przeradzało się w jedną wielką komedię i z chęcią obejrzałaby sobie z tego wszystkiego powtórkę tylko tym razem stojąc z boku i mogąc podziwiać te wszystkie zabawne miny i niby negocjacyjne rozmowy.

    OdpowiedzUsuń

  117. To był naprawdę pogmatwany dzień. Wszystko jakby zmówiło się przeciwko nim, ale mimo to, Zoey wciąż miała na twarzy szeroki uśmiech, ponieważ ta sytuacja wciąż była komiczna. Może innego dnia byłaby bardziej zirytowana. Najpierw byłaby wściekła, ponieważ musiała uciekać przed jakimiś niepełnymi bandytami, a zazwyczaj wolała stawiać czoła swoim problemom, a do tego jeszcze ten cholerny deszcz. Z pewnością już dawno by wybuchła i wycelowała swój gniew w osobę, która znajdowałaby się najbliżej. Tym razem jednak żadna z tych emocji się nie pojawiła i nie była pewna czym jest spowodowana ta nagła zmiana. Miała nadzieję, że to nie była sprawka Daniela, gdyż fakt, że działałby na nią tak uspokajająco, w dodatku po tak krótkim okresie znajomości, byłby naprawdę dziwny…
    Odgarnęła z czoła wilgotne już kosmyki i spojrzała na niego, przechylając lekko głowę na bok. Prawdą było, że to ona poniekąd go w to wszystko wpakowała i niby była mu winna jakieś przeprosiny, ale takie rzeczy nie były częścią jej natury, toteż stwierdziła, że zrekompensuje mu się w trochę inny sposób.
    – Nie pierdziel, do internatu jest z pewnością bliżej. Co prawda też zmokniesz, ale trochę mniej. Wysusz się, przeczekasz, a nawet zamówię ci pizze żebyś nie padł z głodu. Zlituję się i użyczę ci prysznica, a gdzieś też pewnie znajdę jakąś męską koszulkę. – zaoferowała i popatrzyła na niego znacząco, ponieważ nie miał zbyt wiele czasu na podjęcie decyzji. Co do koszulki, to mówiła prawdę, bo była przekonana, że kuzyn zostawił u niej kilka swoich ubrań. Jedną z nich nawet nosiła…
    – Dobra, słuchaj. Kto pierwszy w pokoju, ten pierwszy bierze prysznic i odpuszczamy sobie zasadę, że kobiety mają pierwszeństwo. – dodała i kiwnęła głową w bok, po czym bez zastanowienia biegiem ruszyła przed siebie, w duchu licząc, że może zmoknie troszkę mniej.

    OdpowiedzUsuń
  118. [Tak na wstępie to dziękuję za powitanie ;)
    Przyszłam do Dana, bo Nadia chociaż urocza, byłaby pewnie przygnieciona charakterkiem Lei i po pięciu minutach miałaby jej dosyć. Dan wydaje się być bardziej przystępny dla niej, a raczej bardziej skłonny do okiełznania jej pomysłów. Na przyjaciół z dzieciństwa pewnie odpadają ze względu na jego braki zamieszkiwania NY przez okres dorastania, ale w sumie.. hm. Jego mama i jej mama (obecnie nie utrzymuje z Lei żadnych kontaktów) mogły być przyjaciółkami starymi, więc to oznaczałoby rodzinne spotkania w NY albo u Blackbourne'ów w Duluth, może wspólne wakacje od czasu do czasu, co dałoby szansę na zakumplowanie się Leily i Tobiasa z Danielem. To byłby jeszcze ten okres kiedy nie była aż taką manipulatorką, chociaż rozpieszczana była zawsze. Dopiero od dwóch lat, od rozwodu rodziców diametralnie się zmieniła, co Dan mógł obserwować w szkole i pewnie poza nią też, gdy spotykali się na tych samych imprezach. Pytanie tylko czy to taka przyjaźń taka braterska czy może coś tam było na wakacjach jeszcze jak jej rodzice się nie rozwiedli, ale szybko się skończyło i wrócili do etapu przyjaźni... czy może w ogóle wolisz jakąś inną relację, o ile masz jeszcze czas na jeden wątek. Jakby co to inne propozycje też rozpatrzymy ;D]

    Leilana

    OdpowiedzUsuń
  119. [Ah, no tak, bo mi umknęło, że on młodszy od niej :D Ale coś tam było to i tak w zamyśle, że bardziej gdzieś tam nakrył ich ktoś na pocałunku albo ewentualnie dla nabijania się ze swoich rodziców jakieś głupoty odwalali, nie chcąc raczej zepsuć tej znajomości, dlatego nawet jakby jakiś pocałunek był to zostawili to za sobą jako właśnie szczeniackie wygłupy, do których może nawet się przyznawać nie chcą i udają, że nic nie było. Chyba powinnam to wcześniej bardziej sprecyzować, a nie tak luźno zakładać, że domyślisz się o co mi chodzi ;D]

    Leilana

    OdpowiedzUsuń
  120. [Raczej specjalizuję się właśnie w wymyślaniu powiązań, ale skoro takie braki... A) Lei chce zepsuć imprezę urodzinową siostrzyczki, którą młoda organizuje sobie na jachcie, ale że nie chce iść tam sama to organizuje sobie posiłki w roli Daniela, którego pod jakimś pretekstem (można pomyśleć jakiego haka mogłaby na niego mieć) ściąga na tę imprezę i ma nadzieję, że pomoże on jej w irytowaniu Caroline. B) Jak szkolnie – załóżmy, że Leila podpadła odrobinę z powodu nagannego zachowania i w ramach kary musi pomóc przy robieniu dekoracji do spektaklu czy coś w tym rodzaju, gdzie oczywiście głównie zaangażowani są raczej ludzie z teatralnych klas albo plastycznych, no ale Ravenhall niechętnie też musi się tam pojawiać przez tydzień po zajęciach czy tego chce, czy nie, a Dan pewnie się z niej trochę tam ponabija, bo jak inaczej. C) Zawsze Dan może usłyszeć, że Leilana znowu jak głupia trenuje do zawodów pływackich i spróbuje wyciągnąć ją z basenu, na którym na pewno nie powinna przebywać tyle czasu ile tam spędza, ale jej mania bycia najlepszą i zadowalania innych nie jest łatwa do przezwyciężenia. Niewiele osób o tym wie, każdy myśli, że po prostu lubi trenować, no ale prawda jest trochę inna.
    Myśleć nad czymś innym czy coś z tego wybierzesz? ;)]

    Leilana

    OdpowiedzUsuń
  121. [Mi jest bez różnicy co weźmiemy, bo każdą z opcji mogę napisać. Nie proponowałabym ich gdyby mi nie pasowały w żadnym stopniu do Leily. Jak chcesz A to nie ma problemu, lećmy z tym i ewentualnie później sobie wykorzystamy następne. ]

    Leilana

    OdpowiedzUsuń
  122. Wolała nie wiedzieć, gdzie dokładnie zaczyna mieć mokro, więc nawet o to nie zapytała. Te części jego ciała jej nie interesowały, ani żadne inne! Oczywiście nie zaprzeczała, że Daniel jest przystojny, bo to byłoby jedno wielkie kłamstwo. Wystarczył jeden uśmiech albo spojrzenie tych czekoladowych tęczówek, a dziewczyny dosłownie się rozpływały. Zoey widziała to w szkole już wiele razy, ale ona była wredną, antyromantyczną przeciwniczką jakichkolwiek zauroczeń, miłostek i tych innych pierdół, więc nie reagowała tak na żadnego chłopaka, nawet jeśli był nieziemsko przystojny. Jedyne czego można było od niej oczekiwać to wieczorna przygoda, która z czasem pójdzie w zapomnienie. Chwila przyjemności i nic więcej.
    Z Zoey było tak, że nigdy nie wiadomo jak się zachowa. Przez moment mogła być miluśka i rozbawiona, ale wystarczyło poruszyć jakiś nieprzyjemny dla niej temat, wtedy zachowywała się tak jakby nagle ktoś zaczął walić kijem w jej wewnętrzny ul pszczół. Kończył się spokój i miodek, a znowu pojawiała się ironia, zgryzota i docinki. Była jak bomba czekająca na podpalenie lontu.
    – Proszę Cię, jestem tancerką i sportsmenką w jednym. Nie martw się, nikomu nie powiem, że przegrałeś z dziewczyną. – odpowiedziała i szybszym tempem ruszyła przed siebie, by zostawić go kawałek w tyle. – Tylko ponad połowie szkoły! – krzyknęła przez ramie, posyłając mu szeroki uśmiech i szybszym tempem skierowała się w stronę internatu. Uwielbiała sport, ponieważ był dla niej emocjonalną odskocznią, mogła się wyżyć, nie wyładowując swojej frustracji na niewinnych przechodniach, a jedynie na piłce i przeciwnikach, zaś taniec pozwalał jej otworzyć się na wszystkie uczucia, które siedziały w jej wnętrzu, nie tylko te negatywne, ale i pozytywne.

    OdpowiedzUsuń
  123. Zoey nie uważała, że każda dziewczyna musi być romantyczką. To był jedynie jakieś pradawny stereotyp, który zachował się do dzisiejszych czasów. Nie była typowym przykładem, który w dowód miłości chciał dostawać kwiatki i czułe słówka, ponieważ było to strasznie oklepane. Ta czułość co prawda gdzieś tam w niej była, jednakże bardzo głęboko zakopana.
    Nie umiała tak otwarcie rozmawiać o swoich uczuciach, tak beztrosko się przytulać i tym podobne pierdoły. Poza tym nie uważała aby miłość była jej niezbędna do życia, matka już o to zadbała. Dawno doszła do wniosku, że związki równają się tylko z końcowym smutkiem i odrzuceniem, toteż robiła wszystko byleby się ich wyprzeć. A jeśli fakt, że między nią a płcią przeciwną mogło dojść jedynie do kontaktu fizycznego oznaczał, że była płytka i podobna do miliona nastoletnich chłopców, to cóż… Nie przeszkadzało jej to.
    Czując czyjeś ręce na swoim ciele, sapnęła, ale po chwili stał przed nią Daniel, a ona posłała mu gniewne spojrzenie i skrzyżowała ramiona, z trudem powstrzymując się aby nie pokazać mu języka, jak mała dziewczynka.
    – Oszust! – wywróciła oczami, ale mimo wszystko lekko się uśmiechnęła. Musiała przyznać, że Daniel był przystojny, ale Daniel przemoknięty do suchej nitki był po prostu nieziemsko seksowny. Odchrząknęła, gdy dotarło do niej jaka przed chwilą myśl pojawiła się w jej umyśle i przygryzła lekko dolną wargę. Dobrze, że ludzie nie umieli czytać w myślach. – Dobra, posuń się bo nie chcę dalej moknąć…

    OdpowiedzUsuń
  124. Nie wiedziała o nim zbyt wiele i choć Alice się z nim przyjaźniła, to nie rozmawiały na jego temat. Była pewna, że ze sobą nie są, ponieważ w przeciwnym razie nie musiałaby tak często odciągać jej od jakiegoś kolesia, który był milutki, uśmiechał się i postawił drinka, a ona mu po prostu ulegała. Wiedziała, że gdyby Foxy czuła do Daniela coś więcej, to nigdy by się tak nie zachowywała, znała swoją przyjaciółkę i takie zachowanie nie było w jej stylu. Była kochana i uczuciowa, a jak już jej na kimś zależało to zazwyczaj na sto procent, a nie na pół gwizdka. Dlatego tak łatwo było ją ubóstwiać, a przynajmniej tak było z Zoey. Co prawda z uczuciami miała pewne problemy, ale gdy pierwszy raz spotkała tego małego krasnala, z miejsca zapałała do niej chęcią ochrony, która z dnia na dzień zmieniała się w przyjaźń.
    – Uwierz mi, że jest jeszcze kilka takich miejsc. – odpowiedziała, posyłając mu lekki uśmiech i wchodząc do środka. Na dworze nie odczuwała aż tak bardzo przemokniętych ubrań, bo wciąż padało i przestała się na tym skupiać, jednakże w suchym pomieszczeniu nasiąknięte wodą i ciężkie ciuchy, dawały się we znaki.
    Przeczesała dłonią włosy i rozejrzała się po pomieszczeniu, ale w pokoju wspólnym nikogo nie było. W taką pogodę większość osób wolało zaszyć się w pokoju i schować pod kołdrą, niżeli biegać po dworze, no ale cóż, każdy ma swój gust. Spojrzała na Daniela i kiwnęła głową na schody, by po chwili ruszyć w ich stronę i szybkim krokiem maszerować w górę. Nawet na chwilę się nie zatrzymała, gdy doszli na pierwsze piętro tylko od razu udała się na drugie, gdzie znajdował się jej pokój. Jakoś dotarła do swoich drzwi i oparła się o ścianę obok, biorąc głęboki wdech.
    – Cholera, następnym razem, gdy będę miała na sobie jakieś pięć litrów wody, przypomnij żebym nie wspinała się na drugie piętro. – zerknęła na niego i przymknęła lekko powieki, by uspokoić szybki puls. Ten wcześniejszy wyścig był zdecydowanie zbędny…

    OdpowiedzUsuń
  125. Zoey od zawsze wierzyła w przyjaźń damsko-męską i może było to spowodowane tym, że nie wierzyła w związki? Nie była psychologiem, toteż nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie, ale tak właśnie było. Od dziecka miała więcej kolegów niż koleżanek. Lubiła bawić się autami, wspinać na drzewa i oglądać mecze w telewizji, a najlepiej robiło się to z małymi chłopcami, ponieważ dziewczynki były zainteresowane czymś innym. Oczywiście od czasu do czasu również wzięła do ręki jakąś lalkę, miała ochotę się poprzebierać czy pobawić w piosenkarki, a więc jej znajomi nie ograniczali się jedynie do Thomasów, Leonów i tak dalej, ale znalazłyby się jakieś Leny, Katy czy Mary…
    – Nie kuś, bo jak zjesz mój kawałek pizzy to na pewno skończysz jako złota rybka. – odpowiedziała i wzruszyła ramionami. W sumie miała nadzieję na jeszcze jeden taki wybryk, rzecz jasna w przyszłości, bo obecnie była pewna, że nabawiła się jakiegoś kataru i miała nadzieję, że obejdzie się bez zapalenia płuc lub czegoś gorszego. Jednak mimo wszystko, to był naprawdę zabawny dzień, a pomijając ten stres ucieczki, niemal idealny.
    Uchyliła jedno oko i spojrzała na chłopaka, a następnie ponownie je zamknęła i oparła głowę o ścianę. – Dann… – urwała, czekając aż będzie na niej w stu procentach skupiony. – Dziękuję za dzisiaj. – szepnęła cicho i odwróciła twarz w jego stronę, otwierając oczy.
    Rzadko kiedy dziękowała, ale w tamtej chwili czuła, że jest mu winna coś więcej niż prysznic i kolację. Nie tylko pomógł jej uciec przed tamtymi kolesiami, ale przed wszystkimi myślami, które ją ostatnimi czasy dręczyły. Zawsze, gdy przy niej był, w jej wnętrzu jakaś mała część, która zazwyczaj pozostawała zaciemniona, w końcu się rozjaśniała, tak jakby ktoś włączył światło.

    OdpowiedzUsuń
  126. Zoey początkowo zapałała do niego niechęcią, ponieważ wydawał jej się przykładnym chłopcem, który działa w szkolnym samorządzie, zawsze się wszystkich słucha i nie łamie reguł. Wtedy tak to wszystko wyglądało. Ona grała buntowniczkę, którą trzeba było odprowadzić do dyrektora, a on pilnego ucznia któremu nauczyciel powierza to jakże odpowiedzialne zadanie, a on wykonuje je bez mrugnięcia. Wydawał się taki poukładany i posłuszny, a Zoey robiła wszystko byleby taką nie być i pewnie właśnie dlatego za nim nie przepadała. Poza tym z początku nikogo nie darzy jakimś przyjaznym uczuciem, trzeba ją jakoś przekonać do siebie, a jedynym wyjątkiem była jej przyjaciółka. W ich wypadku to zadziałało jak miłość od pierwszego wejrzenia.
    Teraz jednak widziała w nim kompana nie tylko do tych przedziwnych wyskoków, ale i do rozmowy. Nie wiedziała czy może wyjść z tego jakakolwiek przyjaźń, ale była pewna, że będzie chciała się z nim jeszcze kiedyś spotkać, choć lepiej by było jakby odbyło się to w trochę innych okolicznościach niż dotychczas. Najpierw spacerek do dyrektora, później ucieczka przez jakimiś ciemnymi typkami, a na koniec bieg w deszczu. Była ciekawa co będzie następnym razem. Spotkają King Konga albo Godzillę?
    – To by się źle skończyło. Ostatnio doprowadziłam kaktusa do śmierci, więc z rybką pewnie poszłoby łatwiej. – odpowiedziała udawanym przygnębionym tonem. To akurat była prawda. Na jej parapecie zazwyczaj stała tylko jedna roślinka i był nią kaktus Rob, który niestety ostatnio zmarł…
    Uniosła nieznacznie głowę, by spojrzeć mu w oczy, gdy tak przed nią stał. Słysząc jego przeprosiny, posłała mu lekki uśmiech i wzruszyła ramionami. – Ja też. – odpowiedziała i nie zastanawiając się dłużej, odsunęła się lekko od ściany i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek, co było prawdopodobnie najgłupszą rzeczą jaką mogła teraz zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  127. Zoey rzadko przepraszała albo dziękowała i nie chodziło tu o brak szacunku, ponieważ jeżeli w grę wchodziło podanie solniczki czy podwózka do domu, potrafiła rzucić krótkie dzięki albo sory, bo nie miało to dla niej jakiegokolwiek znaczenia i były to sprawy niesamowicie przyjemne. Jednak jeśli pojawiały się jakieś poważniejsze sytuacje, zazwyczaj trudno było jej się przemóc. Uważała, że ma głęboko gdzieś co ktoś sobie o niej pomyśli, jeżeli nie zachowała się w określony sposób, lecz przy chłopaku odczuła coś podobnego do uczucia, które pojawiało się czasami przy ojcu albo Alice. Chciała zachować się odpowiednio, gdyż wiedziała, że oboje na to zasługują i właśnie coś takiego ujawniło się przy Danielu, co było dosyć niespotykane, biorąc pod uwagę fakt, że praktycznie się nie znali, a nawet jeszcze kilka godzin temu pałali do siebie żywą niechęcią.
    Nie wiedziała czemu tak się przy nim czuła, po prostu tak było i już. W bardzo szybkim tempie wskoczył na szczebel relacji, do którego inni ludzie rzadko kiedy dosięgali. Oczywiście daleko mu było do Foxy, ale i tak był to nie lada wyczyn i może właśnie dlatego go pocałowała, nie umiała odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nawet się nad tym nie zastanawiała. Po prostu w tamtym momencie chciała poczuć jego usta na swoich i nic więcej się nie liczyło. Po chwili z powrotem oparła się o ścianę i zaczęła się zastanawiać co powinna w takiej sytuacji powiedzieć. Przepraszanie za pocałunek było niesamowicie idiotyczne i nigdy nie rozumiała ludzi, którzy coś takiego robili, jednakże z drugiej strony nic sensownego nie przychodziło jej do głowy, więc nawet te idiotyczne przeprosiny byłyby dobre, ale wtedy ponownie poczuła jak ich usta się stykają i wszystkie myśli jak za dotknięciem różdżki uleciały z jej głowy.
    Nie zastanawiała się nad tym co będzie za pięć minut, godzinę, dzień czy nawet dwa. Kto normalny w takiej chwili zastanawiałby się nad czymś takim? Na pewno nie Zoey. Liczyło się tylko to, że czuła jego usta i mogła się tym swobodnie delektować, zapominając o tych wszystkich sprawach, które niesamowicie ją ostatnio dręczyły. Było tylko tu i teraz. Zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła go bliżej, tak że teraz całym ciałem opierała się o ścianę

    OdpowiedzUsuń
  128. Zoey wychodziła z założenia, że lepiej nie wplątywać się w takie sytuacje z osobą, którą później często będzie się widywać, jeśli ma być to jedynie jednorazowa przygoda, ponieważ to zaprowadzi to dosyć niezręcznych sytuacji. Obecnie po podobnej sytuacji, zachowała relacje tylko z jedną osobą, a mianowicie Jacobem. Przespali się ze sobą po pijaku i praktycznie nic z tego nie pamiętają, może poza paroma urywkami i faktem, że rano obudzili się w jednym łóżku, a ważnym szczegółem było to, że byli kompletnie nadzy. Początkowo faktycznie było z lekka dziwnie, ale szybko zapomnieli i przeszli z tym do porządku dziennego. Choć od czasu do czasu w żartach przewijał się ten temat to nie miał on większego wpływu na ich znajomość. Jednakże była pewna, że z Danielem byłoby inaczej, ale pewności nigdy mieć nie można. Poza tym nie należała do osób, które lubią coś długo rozpamiętywać, lamentować co by było gdyby i tak dalej. Uznała, że będzie co ma być.
    Prawdą mówiąc, pocałunek z czasem przestał wystarczać. Podobało jej się to, że przelotnie dotykał jej twarzy, gdy odgarniał mokre kosmyki i gdy sunął dłonią w dół ciała, a miejsce gdzie położył ręke, dosłownie paliło ją żywym ogniem, co było dziwne, gdyż wciąż miała na sobie całkowicie przemoknięte ubrania i powinna drzeć z zimna, ale nie miała do tego głowy.
    Gdy odsunął się od niej minimalnie, zerknęła na niego przelotnie, a później przymknęła powieki. Każde jego słowo równało się z tym, że czuła na swojej skórze jego oddech, a więc trudno było się skupić, ale gdy zrozumiała co powiedział, zaśmiała się cicho pod nosem.
    – Dlatego ten pocałunek był tak cholernie dobry. – odpowiedziała, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Właściwie nie czuła się dziwnie, ale może to miało przyjść z czasem, a najlepiej wcale. – Wchodzimy? – dodała, przygryzając lekko dolną wargę i zastanawiając się czy wolałaby tu zostać czy wejść. Była całkowicie przemoknięta i z chęcią ściągnęłaby już to wszystko z siebie, ale z drugiej strony korytarz okazał się całkiem interesującym miejscem.

    OdpowiedzUsuń
  129. Widziała po mimice jego twarzy, jak bardzo jej słowa go dotknęły. Przez chwilę sama poczuła, jakby to sobie wymierzyła ten policzek, ale to uczucie natychmiast zniknęło, całkowicie pochłonięte przez złość. Nie docierały do niej jego tłumaczenia, chociaż chciała w nie wierzyć.
    Równie dobrze mogłaś mi wcześniej powiedzieć, że oczekujesz, abym powiedział ci o wszystkich dziewczynach, z którymi byłem. Zabolało. Przygryzła delikatnie dolną wargę, ale była to jedyna reakcja na jego słowa. Nie potrafiła wydusić z siebie niczego więcej, chociaż chciała na niego krzyczeć. Na siebie zresztą też chciała... na wszystkich także. Dlaczego teraz, kiedy wszystko pomiędzy nimi układało się tak... tak wspaniale?
    Usłyszała, jak ktoś obok nich przechodzi. Wyprostowała się i spojrzała za siebie, zauważając grupkę uczniów. Świetnie, jeszcze tylko tego brakowało. Niech może jeszcze zejdzie się tu cała szkoła? Czemu by nie? Wszyscy się dowiedzą o niestabilności związku tej dwójki. Zapraszamy!
    Kiedy usłyszała jego kolejne słowa, tak wyzbyte emocji i z autentycznym żalem, poczuła się jeszcze gorzej. A może on miał rację? Może nie powinna... Nie. Nie, na pewno nie. Wyprostowała się, kiedy ją mijał. Nie chciała dać po sobie poznać, jak bardzo ją to dotknęło, jak bardzo zraniło. To w niczym by nie pomogło.

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  130. Wszystko się w niej kotłowało. Czuła się okropnie, ale nie tylko dlatego, że pokłóciła się z Danielem. Była zła na siebie za to, że nie dała mu żadnej szansy na wyjaśnienie. Tylko atakowała i atakowała, sama nie dopuszczając do siebie myśli, iż on może mówić prawdę. Gniew prowadził jej słowa, kompletnie zagłuszając zdrowy rozsądek. Jak zawsze dała ponieść się emocjom, a teraz tego żałowała... Ale za każdym razem, gdy spoglądała na to zdjęcie, gdzie widziała, jak są blisko siebie, ponownie trafiał ją szlag. Miała ochotę się rozpłakać.
    Kiedy zadzwonił dzwonek na lekcje, Alice dopiero co próbowała się ogarnąć przed lustrem w łazience. Odgarnęła włosy i uśmiechnęła się do słabo do swojego odbicia. W ogóle nie wychodziło jej udawanie, że wszystko jest z nią dobrze. Westchnęła ciężko, po czym wyszła i ruszyła w stronę sali teatralnej.
    Pierwszą rzeczą, na jaką zwróciła uwagę, był stojący na środku sali Daniel. Foxy momentalnie odwróciła od niego wzrok, bo wiedziała, że długo tak nie wytrzyma. Nie zdążyła nawet przeprosić za spóźnienie, gdy nauczyciel "zaprosił ją" do pary z Danielem. Alice otworzyła szerzej oczy, rzucając swoją torbę pod jedną z pierwszych ławek. Tak się złożyło, że akurat siedział tam Joe, który posłał dziewczynie rozbawione spojrzenie.
    - Czy to naprawdę... - powiedziała, patrząc na profesora błagalnie.
    - Nie, na niby, Hastings. Nie wykłócaj się. Co wy macie, że nie chcecie ćwiczyć z Blackbournem? - westchnął, myśląc przy tym o Halszce. - Improwizacja, dzieci.
    Alice ponuro kiwnęła głową, po czym podeszła do chłopaka. Nie spojrzała jednak na niego, tylko udawała, że wcale jej to nie obeszło. Nie trzeba było jednak być wyjątkowo dobrym obserwatorem, by widzieć, że nie do końca jej to wychodzi.
    - Jaki temat, profesorze? - zapytała cicho.

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  131. Kiedy Alice usłyszała słowa swojego nauczyciela, spojrzała na niego zaskoczona. To było śmieszne i tragiczne zarazem. Właśnie mieli udawać coś, przez co nie mogli na siebie patrzeć, a przy tym zachować pełen profesjonalizm i spokój. To po prostu nie mogło się udać, nie w tej sytuacji, nie teraz, gdy tak bardzo chciała się w niego wtulić i jednocześnie wydrzeć się na Daniela.
    Spojrzała gniewnie na Joego, któremu wprost brakowało powietrza z tego śmiechu. Co go tak bawiło? Czy ta sytuacja z punktu widzenia kogoś innego naprawdę była taka śmieszna? Dla niej nie była. Czuła się tak cholernie rozdarta, jak jeszcze nigdy.
    - Zaczynajcie. - Nauczyciel klasnął w dłonie i usiadł na blacie biurka, a klasa - rzucając sobie znaczące uśmieszki - zaczęła bić brawa. - Pamiętajcie: emocje.
    Foxy miała mętlik w głowie. Co miała powiedzieć? Może powinna krzyknąć? W końcu jednak postawiła na coś neutralnego i, modląc się o to, by nie wyglądało to podejrzanie, podeszła do Daniela. Uniosła głowę do góry, jak to robiła wtedy, gdy chciała go pocałować... Ale nie tym razem.
    - Widziałam cię z nią! - powiedziała stanowczo, jednak na końcu tego zdania głos się jej załamał. Na całe szczęście mogło zostać to uznane za celowy zabieg. - Jak mogłeś mi to zrobić?!
    Profesor pokiwał z uznaniem głową, Alice miała ochotę urwać mu głowę. Sobie zresztą też. Tak samo, jak chichotającemu Joe.

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  132. Zoey w sumie nie wiedziała czego oczekuje. Zapraszała go do środka, bo już wcześniej to ustalili, a pocałunek był po prostu czymś nieoczekiwanym, przyjemnym, ale kompletnie nieplanowanym, jednakże wciąż była mu coś winna i nie chciała aby wracał w deszczu do domu, skoro do jej pokoju było dosłownie kilka sekund i bez problemu mógł skorzystać z toalety. Nie proponowała mu wylądowania w łóżku, ponieważ nie była nawet pewna czy tego chce. Z jednej strony oczywiście chciała i to w cholerę, ale z drugiej przebijał się rozsądek, który podpowiadał jak to wszystko się skończy. Chwila przyjemności, która później doprowadzi ich do wielu niezręcznych sytuacji. Mogli po prostu się przyjaźnić i tyle, a ten wieczór zdecydowanie postawiłby przed ich relacją wielki znak zapytania. Była pewna, że miłości z tego nie będzie. Co prawda Daniel był przystojny, miły, zabawny i posiadał wiele innych cech, które ceniła, jednakże to nie zawsze przecież wystarcza. Zoey była przeciwniczką związków i nie zamierzała w najbliższej przyszłości z nikim się wiązać, nawet z kimś tak bliskim ideału jak Dann. Poza tym nawet jeśli chcieliby spróbować, to raczej nie miałoby szans na przetrwanie. Przyjaźń to coś całkiem innego, umieli się dogadać równie dobrze jak kłócić, więc z pewnością umieliby zawiązać tego typu relację, jednakże od miłości oczekuje się czegoś więcej. Nawet Zoey, przeciwniczka romantyzmu, wiedziała, że potrzeba tego dziwnego, a zarazem wspaniałego uczucia. Tych motyli w brzuchu, przyśpieszonego bicia serca i tego niepoukładania w głowie. Niektórzy sądzili, że to przychodzi z czasem, ale czy to prawda?
    Wiedziała, że istnieje też coś takiego jak przyjaciele z bonusem, ale ta relacje dopiero byłaby skomplikowana. Opierała się na przyjemności fizycznej i rezygnacji ze wszystkich głębszych uczuć. Zero zazdrości, miłości, przynależności… Całkowita wolność, która ofiarowała jedynie kilka chwil przyjemności od czasu do czasu. Może ona umiałaby się w coś takiego wplątać, ale wątpiła aby chłopak czegoś takiego oczekiwał. Daniel był inny, na pierwszy rzut oka było widać, że miał wielkie serce i nie miała prawa tego niszczyć, nawet jeśli czuła do niego tak silny pociąg…
    Słysząc jego pytanie, przygryzła wargę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Po chwili uniosła głowę i kładąc dłonie na jego policzkach, złożyła delikatny pocałunek na jego ustach i lekko się uśmiechnęła, a później wsunęła dłoń do kieszeni kurtki i wyciągnęła klucze. Odsunęła się i podeszła do drzwi, przekręcając zamek. Gdy usłyszała ciche kliknięcie, nacisnęła na klamkę i spojrzała na chłopaka.
    – Zrobisz co chcesz, ale przecież niczego ci nie proponuję, nie zaciągnę siłą do łóżka czy co tam sobie myślisz. Miałeś się przebrać, a ja miałam postawić kolacje, innych rzeczy nie planuję, one przychodzą same. – odpowiedziała i weszła do pokoju zostawiając otwarte drzwi. Zrobi co będzie chciał…

    OdpowiedzUsuń
  133. Starała się kontrolować, naprawdę. Ostatnią rzeczą, której w tej chwili chciała, było to, aby się tutaj rozpłakać... Albo rozwrzeszczeć na dobre. Nie na oczach swojej klasy, profesora i samego Danny'ego. To byłoby zbyt wiele. Stanowczo zbyt wiele.
    Wzięła głęboki oddech, by się uspokoić, ale to nie pomogło. Kiedy usłyszała słowa Daniela, cofnęła się o krok i pokręciła głową z niedowierzaniem. W jej oczach czaił się ból, ale widziała, że w jego też. Chciała go pocałować, ale chciała też na niego nakrzyczeć. Zupełnie nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić... co ma zrobić z nim.
    - Bo tak było! Wiesz o takich rzeczach, o których inni nie mają bladego pojęcia! - Mówiła prawdę. Dan wiedział o niej naprawdę dużo, w pewnych kwestiach nawet więce od Zoey. Ufała mu bezgranicznie, ale... - Ale widziałam, jak trzymałeś rękę dokładnie tam, gdzie trzymasz ją podczas całowania mnie! Widziałam, jak przypierasz ją do ściany i całujesz! Nawet nie wiesz, jak ciężko jest co uwierzyć! - krzyknęła, nie spuszczając z niego wzroku. - Twoje tłumaczenia są beznadziejne.
    Ktoś z klasy okaszlnął, gdy Alice przetarła delikatnie oczy. Tym razem już nikt - poza zachwyconym nauczycielem - nie sądził, że chodzi tu o zwykłą improwizację.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  134. Zacisnęła zęby, odwracając od niego swój wzrok. Jego słowa ją zraniły... i to bardzo mocno. Miała wrażenie, że jakaś zimna ręka zaciska się dookoła jej serca i chce je wyciągnąć.
    - Nie, to nie tak! - zaprzeczyła, kręcąc przy tym głową. Nie chciała żeby tak myślał i wmawiał sobie kłamstwa. - Wierzyłam ci! Oczywiście, że ci wierzyłam! Ty też tyle dla mnie znaczysz, nie rozumiesz tego?! I dlatego to mnie tak bardzo boli!
    Ton jego głosu sprawiał, że pękało jej serce. Nie wiedziała, iż jakakolwiek kłótnia mogła być dla niej gorsza od tej w czasie nocy filmowej, ale okazało się, jak bardzo się myliła. To było o wiele bardziej bolesne... i to nie tylko dla niej. Widziała, że on też cierpi.
    Rzuciła okiem na klasę i zauważyła, że z twarzy wszystkich osób w sali poznikały idiotyczne uśmieszki. Najwyraźniej nawet oni nie potrafili znaleźć czegoś zabwnego w tej sytuacji.

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  135. No tak. Jacky trzymałby pod łóżkiem. Może nawet lepiej, ona i tak łóżek nie lubiła. Poczułaby się urażona (gdyby znała jego myśli), gdyby nie fakt, że ona wcale nie chciała od niego dżentelmeństwa - jeszcze by się chuchro połamało chcąc otworzyć przed nią drzwi, albo zamarzło oddając kurtkę. Po za tym Jacky widziała w nim głównie dziecko - w końcu był od niej młodszy, wyglądem to w ogóle dwunastolatka jej przypominał. Dobrze, że nie miała instynktu macierzyńskiego, bo na nim na pewno by zadziałał.
    - Mówię o kobietach, które chciałyby się przespać z tobą. Nie te z którymi ty się chcesz przespać. - Wywróciła oczami i prychnęła. Rozejrzała się po korytarzu. Naah! A mogła powiedzieć, że tu nikogo nie ma i też byłby nie najgorszy pocisk.
    Dalej w niego strzelała.
    - Nie. - Krótko. Zwięźle. I na temat. - W końcu powiedziałeś coś mądrego! Po przewodniczącym spodziewasz się częściej takich przebłysków. Masz rację, ja nie mam sumienia. A dziesięciolatek chciał tym strzelić w nos koleżanki. I w oko. I zabrać jej cukierka i spojrzeć pod spódniczkę, więc chyba jakoś sobie poradzę sama ze sobą. - Pokiwała do siebie głową i dmuchnęła w lufę, śmiejąc się, a potem jeszcze raz do niego strzelając.
    - Och. Teraz zaczynam się czuć, jak twoja starsza siostra. - Mruknęła, gdy ją pociągnął za kaptur. Mówił, że coś mu nie pasowało, a jednak ochoczo tam szedł. Dzieciak. - Mam nadzieję, że masz już dowód osobisty, bo nie rozpijam gówniarzy. - spojrzała na niego. - No co? No nie wyglądasz! - Położyła mu dłoń na policzku i chwyciła za niego palcami w typowy cioteczkowy sposób. Zaśmiała się i wyciągnęła papierosa wsuwając go między wargi i odpalając.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  136. Otworzyła niepewnie usta, ale zaraz potem je zamknęła. Żadne słowa po prostu nie mogły z niej wyjść. To było zupełnie tak, jakby ktoś wpychał je z powrotem. Miała wrażenie, że zaraz się nimi udusi.
    Pokręciła głową, słysząc jego słowa. Sama już nie wiedziała, co zrobić, co powiedzieć. Chciała wyjść z tej sali tak szybko, jak to tylko było możliwe i najchętniej nie wracać tutaj już do końca tygodnia. Bolało ją to, że na nią krzyczał, ale przecież ona też nie mówiła do niego łagodnie, więc to nie o to chodziło. Najgorsze było to, że mówił do niej tak, jakby rozmawiał z najgorszą na świecie egoistką. Jakby nie widziała w tej chwili nic, poza sobą... Być może faktycznie się tak zachowywała? Może naprawdę dbała teraz tylko o siebie?
    — To nie o to mi... — Odwróciła od niego wzrok, ale zaraz natrafiła nim na wpatrzone w nich oczy uczniów z klasy trzeciej teatralnej. Zapanowała taka cisza, że aż dzwoniło w uszach. — Wiem, że jesteśmy w tym we trójkę. Ciężko tego nie zauważyć!
    Alice przygryzła dolną wargę, po czym powróciła spojrzeniem do stojącego przed nią Daniela. Nie miała pojęcia, co mogła dalej mu powiedzieć, żeby zrozumiał ją chociaż odrobinę. I żeby ona zrozumiała jego. Bo na razie chciała na niego krzyczeć, płakać, trzasnąć drzwiami i go przytulić. Nie pamiętała, kiedy ostatnio czuła aż taki rozstrzał emocji i kiedy była zła w równym stopniu na siebie, jak i na kogoś innego. I kiedy nie wiedziała, komu zaufać. Powinna jemu, w końcu związek opierał się na wierze w tę drugą osobę, ale...
    — Wystarczy, profesorze? — zapytała zrezygnowana, wpatrując się w porysowane kafelki, na których stała.

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  137. [Właściwie myślałam o czymś innym, niekoniecznie musimy przerzucać się w czasie ;) chyba, że po prostu wygodniej jest Ci cofnąć to do tyłu, to nie ma problemu, możemy to zorganizować.]

    Niewiele było sytuacji, w których Leilana mogła uprzykrzyć życie pozornie niewinnej dziewczynie uznającej się od kilku miesięcy za jej młodszą siostrę wedle urzędowych papierków. Caroline nie dawała się łatwo podejść, chociaż nie ukrywała, że nie lubi ani jej, ani Tobiasa, ani nawet ich ojca. Była jednak sprytna i prawdopodobnie jeszcze bardziej uparta niż sama Ravenhall. Na dodatek wiedziała jak czułym punktem dla Lei jest jej niezachwiana relacja z ojcem i wykorzystywała tę wiedzę na każdym kroku, nie wahając się w niczym, byleby tylko pokazać, że teraz ona też jest jego córką, tak samo ważną dla niego jak ta, którą wychowywał przez prawie dwadzieścia lat. Nie była. Żadne maślane spojrzenia ani pieniądze wyłudzone na zorganizowanie imprezy poza miastem nie mogły sprawić, że nagle stanie się jego córką. Nie miała co na to liczyć.
    Aby plany Leilany się powiodły potrzebowała trochę więcej rąk do pomocy. Właściwie wystarczyłyby dwie konkretne należące do pewnego osobnika, który zapomniał chyba do czego służą telefony komórkowe i że oprócz odczytania wiadomości można z nich wysłać także smsa zwrotnego.
    — Czytałeś w ogóle co Ci pisałam? — zapytała tylko na wstępie, zamykając za sobą drzwi; jej niecierpiąca sprawa została przez nią opisana w co najmniej czterech wiadomościach. Może faktycznie brakowało w niej szczegółów takich jak czego od niego potrzebuje i czemu ma zrobić sobie wolny weekend dla niej, ale gdy to pisała sama jeszcze nie znała wszystkich szczegółów. Caroline jakoś nieszczególnie chwaliła się swoją imprezą (ciekawe czemu...), ale Lei i tak dowiedziała się gdzie ona się odbywa. Zarezerwowanie transportu na nią było już tylko kwestią czasu. — Ta kretynka ma dzisiaj urodziny i robi imprezę. I to nie jest przysługa, że pojedziesz tam ze mną. — Usiadła na wysokim stołku przy wyspie kuchennej, a torebkę zrzuciła z ramienia na blat, chwilę później kładąc też na nim swoją bordową ramoneskę. Nieszczególnie przejęła się ani stanem fizycznym Daniela, ani faktem, że jest on dopiero na etapie jedzenia swojego pierwszego posiłku. Uśmiechnęła się za to z pobłażaniem, spoglądając mu oczy. — Wiesz, że nadal mam Twoje zdjęcia z dzieciństwa? Szczególnie to jedno, którego tak nie lubisz, gdy jesteś w mojej sukience i mniej więcej takiej minie... — Z cichym westchnieniem spróbowała powielić jego mimikę twarzy na tamtej fotografii, co nie było przesadnie trudne skoro miał wtedy usta ułożone w uroczy dziubek. Przegrane zakłady z dzieciństwa bolały chyba najbardziej.
    Przestała się wygłupiać w chwili, w której łyżka, którą jadł znalazła się niebezpiecznie blisko jej twarzy. Odchyliła odrobinę głowę do tyłu i poczekała aż Daniel cofnie rękę.
    — To, że ze mną tam pójdziesz to powinna być Twoja dozgonna wdzięczność, że jeszcze nikt w szkole nie widział tego zdjęcia i nie słyszał jak próbowałeś mnie poderwać. Poza tym... nie wystarczy, że lecisz do Miami? — spytała ugodowo, grzebiąc w torbie w poszukiwaniu telefonu. Nie pamiętała, o której dokładnie mają być na lotnisku, żeby zdążyć na zwykły rejs na Florydę, ale nie mieli na to jakoś dużo czasu. — Może być tak poszedł się ogarnąć, za półtorej godziny mamy być na lotnisku — oświadczyła, gdy w końcu udało jej się odnaleźć informacje o ich planie lotu. Chyba nie planował wybrać się tam w dresach?

    Leilana

    OdpowiedzUsuń

  138. Hope nie była fanką zakupów, a więc stosunkowo rzadko odwiedzała galerie. W dodatku panował tam straszny tłok, który zazwyczaj ją przytłaczał i sprawiał, że czuła się jeszcze mniejsza. Wszyscy gdzieś się spieszyli, co chwila się popychali, a często nawet wrzeszczeli na siebie, gdy ktoś na kogoś przez przypadek wpadł. Hope jako niezdara pierwszej klasy co chwila musiała przepraszać, a z jej policzków ani na moment nie schodził różowy kolor. Tym razem jednak postanowiła się przemóc i próbowała zwinnie lawirować wśród dziesiątek przechodniów. Jakimś cudem wpadła tylko na trzy osoby, a jedną z nich była starsza babcia, która poruszała się z szybkością wynoszącą prawdopodobnie metr na godzinę, a Hope wciąż nie umiała pojąc, jak mogła jej nie zauważyć, choć faktem było, że staruszka była bardzo niska i sięgała jej zaledwie do przedramienia, ale wiedziała, że winę za to ponosi jej rozkojarzenie.
    W końcu dotarła do swojego celu, a mianowicie sklepu muzycznego z płytami. Ostatnio mieli dostawę, a w reklamie, którą zamieścili na swojej stronie internetowej, obiecywali znalezienie niesamowitych okazów sprzed lat. Hope jako miłośniczka muzyki nie umiałaby zrezygnować z takiej okazji, więc z uśmieszkiem przemierzała regały, biorąc do ręki co ciekawsze utwory. Po jakieś godzinie wyszła, wzbogacona o trzy świetne płyty i tabliczkę czekolady, którą kupiła w sklepie obok.
    Weszła do windy i nacisnęła odpowiedni guzik, ciesząc się, że w środku nie było nikogo poza nią, ponieważ dzięki temu szybciej będzie mogła znaleźć się na swoim piętrze i ruszyć do domu. Zanim jednak drzwi się zasunęły, do środka wleciał jakiś chłopak i prawdopodobnie posłał jej uśmiech. Odwzajemniła się tym samym i spuściła głowę, wbijając wzrok w czubki swoich butów. Skądś go kojarzyła, ale nie była pewna skąd, jednakże była to prawdopodobnie szkoła, ponieważ to właśnie stamtąd znała większość ludzi w jej wieku.
    Pozwoliła odpłynąć swoim myśląc, w duchu licząc, że ta podróż skończy się jak najszybciej. W takich chwilach zawsze czuła się skrępowana. Sam na sam, z chłopakiem, którego kompletnie nie znała… Nie, to zdecydowanie nie jej bajka.
    Otworzyła szerzej oczy, czując lekkie trzęsienie i automatycznie przylgnęła do ściany, rozglądając się dookoła. Chyba nie odpłynęła aż tak bardzo by przegapić koniec świata? To było raczej mało prawdopodobne. Gdy światło zgasło, poczuła jak jej serce przyśpiesza, a ona zacisnęła dłonie na ramieniu torby, jakby to była jakaś stała i pewna rzecz. Ciemność po chwili zniknęła, zastąpiona awaryjnym światłem, a ona szybko zrozumiała co się stało. Podbiegła do guziczków z kilkoma cyferkami i zaczęła naciskać wszystkie jak lecą, choć wiedziała, że to i tak nic nie da.

    Hope

    OdpowiedzUsuń
  139. Alice naprawdę nie rozumiała tego, że ich relacje układały się... Nie, one się nie układały. W jednej chwili było naprawdę cudownie - i miała tutaj na myśli też czasy, kiedy byli jeszcze tylko przyjaciółmi - a potem wszystko się waliło. A kiedy już się pomiędzy nimi waliło, to z hukiem i cholernymi fajerwerkami. Tak było właśnie teraz.
    Spojrzała na zachwyconego "improwizacją" tej dwójki profesora, któremu świeciły się wręcz iskierki w oczach. Foxy nie mogła wprost uwierzyć w to, co mówił. Dodatkowe szóstki? Aktorstwo? Oddałaby naprawdę wiele za to, żeby cała ta scena okazała się być jedynie głupią improwizacją. Wszystkie słowa, które tutaj padły, raniły i Daniela, i ją. Dużo lepiej byłoby, gdyby po prostu nie padły.
    Już chciała ruszyć w stronę swojego fotela, gdy poczuła, jak ktoś się nad nią nachyla. Od razu do jej nosa dotarł zapach perfum Danny'ego, a na swojej skórze poczuła jego ciepły oddech. Chwila, w której zatrzymał się, by wypowiedzieć te słowa, była naprawdę krótka. Dla dziewczyny trwało to jednak całą wieczność.
    Pamiętała, jak powiedział do niej te słowa. Pamiętała też, że wtedy płakała. Oczywiście padły one w czasie kłótni, w gniewie, więc Foxy myślała, że Dan już o nich zapomniał... Ale tak nie było. Teraz jej o nich przypomniał w najdotkliwszy z możliwych sposobów. To zabolało... Bardzo mocno zabolało.
    Alice poczuła, jak w jej oczach zbierają się łzy, więc otarła je szybko wierzchem dłoni. Musiała być silna, musiała podnieść głowę i udawać, że wcale jej to nie obeszło. Potem przepłacze pół nocy, a rano znów będzie się tak zachowywać. Gdyby to tylko było takie łatwe...
    Podeszła do swojego siedzenia i opadła na nie ciężko, odgarniając jasne włosy ze swojej twarzy. Joe dyplomatycznie milczał, chociaż widziała, jak bardzo go świerzbi, żeby tylko coś powiedzieć.
    - Joe, błagam cię. Chociaż jeden, jedyny raz bądź cicho, okej? - poprosiła słabo, gdy już otwierał usta.

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  140. Przez cały tydzień nie zamienili ze sobą ani jednego słowa. Bite siedem dni upartego milczenia, mijania siebie na korytarzach i udawania, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Alice miała tego wszystkiego po prostu dość. Tęskniła za tym, jak wysłali sobie głupie liściki na wyjątkowo nudnych lekcjach. Za każdym razem, kiedy Daniel przed nią siadał, miała ochotę pociągnąć go do tyłu i pocałować, nie patrząc na okoliczności. Potrzebowała jego bliskości, a nie rzucali sobie nawet "hej". Całe to udawanie doprowadzało ją po prostu do szału.
    Wbiła z rozmachem szpilkę, przybijając do rozciągniętego po ścianie sali gimnastycznej białego materiału wiązkę kolorowych balonów. Od około pięciu godzin siedziała tutaj i pomagała przy organizacji balu organizowanego przez Brooklyn Art Academy z okazji... W sumie nie było nawet wiadomo z jakiej. Po prostu każdy wychowawca wyznaczył ze swojej klas kilka osób, które miały ozdabiać miejsce balu i robić inne rzeczy. Towarzystwo powoli się wykruszało, ale nie Alice. Szczerze powiedziawszy, to w normalnej sytuacji zmyłaby się już po dwóch godzinach, teraz jednak nie znajdowała się w takowej. Musiała się czymś zająć, skupić swój umysł na czymkolwiek innym, niż Daniel i kłótnia. A jeśli jej praca miała polegać na czymś takim, to czemu nie?
    W końcu jednak Foxy stwierdziła, że musi już iść do domu, bo zbliżała się dwudziesta. Zeszła z drabiny, biorąc przy okazji swoją kurtkę. Ruszyła w stronę drzwi, unikając spojrzeni na przeciwną stronę sali, gdzie pracę kończył Dan. Było to jednak zbyt ciężkie, więc co chwila rzucała w jego kierunku ukradkowe spojrzenia. Kiedy w końcu doszła do drzwi, pociągnęła za klamkę, jednak... Nic to nie dało. Ani drgnęły, nie chciały ruszyć się choćby o milimetr.
    - Zamknięte - powiedziała cicho, przestając szarpać się z drzwiami. Cofnęła się o krok do tyłu, przy czym oczywiście musiała na kogoś wpaść... Tym kimś był Dan. Na całe szczęście Foxy tylko się o niego obiła, nie wywrócili się. - Nie chciałam - powiedziała szybko, nawet na niego nie patrząc z obawy, że mogłaby zrobić coś głupiego.

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  141. Spojrzała na zamknięte drzwi ze zdenerwowaniem. Dlaczego los aż tak jej nienawidził? Miała wrażenie, że cały świat sprzymierzył się przeciwko niej i tylko rzucał kłody pod jej nogi. Zresztą, najwyraźniej nie tylko jej. Nie była głupia i widziała, że Danowi też ta sytuacja przeszkadza.
    Drgnęła, gdy zobaczyła, jak uderzył ramieniem w drzwi. W dodatku ton jego głosu... Wyglądał na złego, wręcz wściekłego. Odwróciła od niego wzrok, nie chcąc dłużej go obserwować. To trochę bolało.
    Westchnęła ciężko, opierając się o ścianę, i zwiesiła głowę. Świetnie. Siedziała zamknięta w ogromnej sali gimnastycznej sam na sam z Danielem, kiedy nie byli w stanie na siebie nawet spojrzeć. Czy to nie było ironiczne, że jeszcze dwa tygodnie temu chętnie znaleźliby się w takiej sytuacji, lecz nie było im to dane, a teraz daliby wszystko, by stąd wyjść? Najlepiej w innych kierunkach, nie rzucając sobie nawet głupiego "cześć" na pożegnanie?
    — Jesteś taki zły dlatego, że chcesz iść do domu? — zapytała, dalej wpatrując się w podłogę. Jej włosy zasłaniały jej twarz, dzięki czemu nie było widać jej oczu i przygryzionej lekko dolnej wargi. — Czy dlatego, że musisz być tu ze mną jeszcze przez chwilę?

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  142. Zamknęła oczy, słysząc wyraźną ironię w jego słowach. Lubiła ten jego sarkazm i nieco niepoważne zachowanie, ale tylko wtedy, gdy z siebie żartowali. A teraz... teraz to po prostu zabolało. Wiedziała, że Danny dalej jest na nią wściekły i nie miała prawa mu się dziwić, ale to i tak...
    Jasne było to, iż po prostu nie chce tu z nią przebywać. Co z tego, że ta sala jest ogromna, skoro oboje będą się cały czas na siebie patrzeć? Niby mogli przejść na inne końce hali, ale to nic by nie dało. Ciągle wyczuwaliby siebie nawzajem, oczywiście nie zamieniając ze sobą ani jednego słowa.
    Alice wyprostowała się, odgarniając jasne włosy ze swojej twarzy. Miała już dość tego, że na korytarzach mijali się bez chociażby jednego krótkiego uśmiechu. Że ignorowali siebie nawzajem, chociaż żadne z nich tego nie chciało. Najgorsze jednak było to, iż Alice - słusznie zresztą - obwiniała się o to. Cała ta sytuacja wynikała tylko i wyłącznie z jej egoizmu oraz wybuchu zbędnych emocji. Po prostu... po prostu wszystko przez nią. Zdawała sobie z tego sprawę. To właśnie bolało najbardziej, że to z jej winy oni mogli się rozpaść.
    - Przepraszam, Dan - powiedziała cicho, dopiero po chwili uzmysławiając sobie, że chłopak mógł jej nie usłyszeć. - Przepraszam - dodała głośniej. - Nie chciałam do tego doprowadzić, wiesz o tym. Ja... ja tęsknię za tobą. - Głos się jej załamał, kiedy ponownie na niego spojrzała, ale nie podeszła bliżej niego. Bała się.

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  143. Widziała jego beznamiętny wzrok, kiedy wpatrywał się przed siebie. Nie zaszczycił jej nawet jednym, krótkim spojrzeniem, kiedy go przepraszała. To wyglądało tak, jakby jej tam nie było. Jakby... jakby nic dla niego nie znaczyła. To raniło dużo bardziej, niż jego wściekłe krzyki.
    - Danny, ja... - powiedziała drżącym głosem, gdy już jej odpowiedział.
    Zatkało ją. Nie miała pojęcia, jakie słowa w tamtej chwili byłyby odpowiednie, w głowie miała kompletną pustkę. Poczuła za to, jak w jej serce wbiła się ostra szpila, którą niełatwo będzie wyciągnąć. Nie spodziewała się tego, że nagle jej wybaczy i wszystko nagle będzie jak z jakiegoś obrazka lub bajki dla dzieci, ale... Ale takich słów też nie.
    - Po prostu chcę, żebyś mi wybaczył. - Spojrzała na niego, zbierając się przy tym na odwagę do wypowiedzenia kolejnych słów. - Ja... ja dowiedziałam się, że to było wcześniej. Powinnam była ci zaufać, wiem, przecież tak mówiłam. Masz prawo być wściekły, to była moja wina. - Przygryzła delikatnie dolną wargę.
    Jej głos był pełen różnych emocji, nad którymi Alice ledwo panowała. Był to ogromny kontrast w porównaniu do beznamiętnego w tej chwili Daniela.
    - Błagam cię, nie patrz na mnie w ten sposób - szepnęła błagalnie, widząc jego puste wręcz spojrzenie. Był taki... oschły.

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  144. To wszystko było tak cholernie mocno popieprzone. Alice pierwszy raz w życiu czuła coś... tak dziwnego. Nigdy wcześniej nie miała wrażenia, że jest z kimś bardzo mocno związana, wręcz zależna od tej drugiej osoby. Tym razem właśnie tak było. Jej serce biło tak szybko, że można było pomyśleć, iż wyrwie się z jej piersi. Oddech jej przyspieszył, stał się nerwowy. Czekała na jego odpowiedź z niecierpliwością, ale i strachem. Nawet nie zauważyła, kiedy Daniel aż tak rozgościł się w jej sercu.
    Zajęło ci to tydzień. Foxy spuściła głowę, wbijając wzrok w podłogę. Miał rację. Jak mogła wymagać, by jej już wybaczył, kiedy ona nie była w stanie zaufać mu przez całe siedem dni? Sto sześćdziesiąt osiem godzin, w czasie których ciągle myślała, że ją zdradził, a ona oczekiwała jego odpowiedzi w ciągu minuty. Co za hipokryzja.
    Jednak prawdziwe dobicie nastąpiło wtedy, kiedy powiedział, że na nią nie zasługuje. Że jest od niego... lepsza. Alice momentalnie spojrzała na niego, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszała. Jakim cudem on mógł tak pomyśleć? To ona mu nie zaufała, to ona nie dawała mu dojść do głosu, to ona zachowywała się wobec niego w tak okrutny sposób. To właśnie ona z tej dwójki zmieniała się w egoistkę, która nie potrafi dojrzeć nic, poza wyrwanymi z kontekstu fragmentami wydarzeń. Wszędzie doszukiwała się czegoś negatywnego, a ich związek płacił tego cenę.
    - Danny, przestań tak mówić - powiedziała szybko, nie spuszczając z niego wzroku. - Nie widzisz tego, że to zawsze ty byłeś tą lepszą połówką? To nie ty mi nie ufałeś. - Przygryzła delikatnie dolną wargę, patrząc na jego palce, którymi się bawił. Tak bardzo chciała położyć na nich swoje dłonie, uspokoić go w jakikolwiek sposób. Nie wiedziała jednak, czy mogła. - To ty jesteś dla mnie zbyt dobry. Ale... ale bez ciebie jest mi dziwnie pusto. Jakby czegoś nie było.

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  145. To nie ma sensu. Alice wpatrywała się w niego z zaskoczeniem, jak gdyby nie mogła pojąć sensu tych słów. Po prostu stała tam, zaciskając swoje palce na materiale koszulki, i nie dowierzała temu, co powiedział. Nim zdążyła się zorientować, jej oczy się zaszkliły, ale dziewczyna szybko je otarła. Wiedziała, że Danielowi jej płacz też sprawia ból.
    Dlaczego wszystko musiało się walić? Alice też była na siebie wściekła za to, że dopiero teraz zebrała się na to, by go przeprosić. Że dopiero teraz mu uwierzyła i że dopiero teraz pojęła swój błąd... I okazało się, że jest już na to wszystko za późno. Wszystko z jej winy, bo była zbyt zaślepiona swoimi wyobrażeniami, by zrozumieć, że on nigdy nie zrobiłby jej czegoś takiego. I traciła go, o ile już nie straciła.
    — Wiem — powiedziała, nie będąc w stanie ukryć drżenia swojego głosu. Tak bardzo chciała teraz do niego podejść, objąć go, zrobić cokolwiek. — Sama jestem na siebie wściekła... Ale nie mów, że to nie ma sensu, proszę. Chcesz to wszystko przekreślić? — zapytała błagalnym tonem głosu. — Naprawdę aż tak mnie nie chcesz?

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  146. Zoey właściwie nigdy nie była szczerze zakochana. Przed zajściem z matką miała chłopaka, w którym jak sądziła, była zakochana, ale to było jedynie młodzieńcze zauroczenie. Podobało jej się to jak trzymali się za ręce i to, że wszystkie koleżanki jej zazdrościły i co chwila powtarzały, że wyglądają tak uroczo, ale prawda była taka, że przy tym chłopaku nie czuła się jakoś inaczej, był miły, zabawny i całkiem ładny, ale nadawał się jedynie na kolegę. Później pojawił się ten matczyny szajs ze zdradami i od tamtej pory przydarzały jej się jedynie przelotne romanse, z których rezygnowała szybko, ponieważ w głębi obawiała się, że mogłaby się zakochać, a co gorsze zostać później zranioną, bo nie wierzyła aby takie uczucie mogło zakończyć się dla niej inaczej.
    Jeśli chodziło o Daniela, to wiedziała, że nie miała czego się obawiać. Był świetnym facetem, ale oboje zdawali sobie sprawę, że to miał być tylko jeden dzień, chwila zapomnienia i nic więcej, a nawet jeżeli Zoey poczułaby coś więcej, to w życiu by się do tego nie przyznała. Może i istniała minimalna szansa na jakikolwiek związek, ale ona koniec końców i tak by zwiała, bo to po prostu nie było dla niej, a to równałoby się z całkowitym zerwaniem znajomości, ponieważ po czymś takim relacja zdecydowanie byłaby zbyt dziwne, zaś o jednej wspólnej chwili mogli łatwo zapomnieć, a przynajmniej tak sądziła.
    – Chyba mi nie powiesz, że nie lubisz niespodzianek. – odpowiedziała z lekkim uśmiechem i odwróciła się w jego stronę, przekrzywiając lekko głowę na bok. W sumie mogła przyzwyczaić się do jego obecności w swoim pokoju, a to było rzadkością, bo mało kogo tu wpuszczała. Oczywiście nie chodziło o bałagan w postaci porozrzucanej bielizny na podłodze i pudełkach po pizzy na łóżku, bo akurat takich rzeczy nikt by tu nie znalazł. Może i na taką nie wyglądała, ale Zoey do brudasów nie należała i w gruncie rzeczy lubiła swój porządek. Chodziło raczej o to, że w tym miejscu zawsze była sobą i lubiła samotność, którą mogła się tutaj otoczyć.
    – Racja. Dobra, to ja za niedługo wracam. Na stoliku obok łóżka leżą jakieś ulotki z knajp, więc możesz coś wybrać. – odpowiedziała, kiwając ręką w tamtą stronę i posyłając mu ostatnie przenikliwe spojrzenie, weszła do łazienki.
    Zamknęła drzwi i opierając się o nie, przymknęła powieki. Jedno musiała przyznać – ta cała sytuacja była przyjemna, ale jednocześnie strasznie dziwna. Stwierdziła, że myśli zdecydowanie zaczęły ją przytłaczać, więc czym prędzej zrzuciła z siebie ubrania i weszła pod falę ciepłej wody.

    OdpowiedzUsuń
  147. Alice chciała wierzyć w to, że cała ta sytuacja to jakiś senny koszmar. Takie myślenie - chociaż fałszywe - przyniosłoby jej wiele ulgi. Nie chciała, by to wszystko okazało się być prawdą.
    Niestety wiedziała, że to dzieje się naprawdę. Relacja Daniela i jej waliła się jak pieprzony domek z kart i miało się wrażenie, iż nie pozostała żadna nadzieja na jej odbudowanie. Foxy nie pamiętała, by kiedykolwiek czuła się w jego towarzystwie tak bardzo źle. Chciała stamtąd wyjść, a potem do niego wrócić i wypłakać na jego ramieniu, którym zawsze jej służył... Ale czy miała do tego jeszcze jakieś prawo?
    Pokręciła głową, słysząc jego słowa. Jak to nie mogło się udać? Dlaczego tak mówił? Przecież tylko przy nim czuła się w ten sposób, tylko on potrafił ją tak rozbawić, by momentalnie zapomniała, dlaczego musiał to robić. W jego objęciach czuła się bezpieczna, a on twierdził, że nie wyszło i powinna to zrozumieć?
    - Może i powinnam, ale nie rozumiem. - Czuła, jak po jej policzkach spływają kolejne łzy. - Za to odniosłam wrażenie, że chcesz to skończyć, prawda? Chcesz mnie zostawić?
    Wpatrywała się w niego załzawionymi oczami, szukając w jego brązowych tęczówkach jakiegoś zaprzeczenia, ale nic takiego nie znalazła. To zabolało bardziej, niż wszystko inne. Alice poczuła się tak, jakby ktoś wydłubał jej serce z klatki piersiowej, a potem po prostu zmiażdżył.
    - Nie rób tego. Nakrzycz na mnie, obraź, zrób cokolwiek, ale nie to - poprosiła cicho, podchodząc do niego powoli. Kiedy w końcu się przy nim znalazła, spuściła głowę. Była tak blisko niego, że czuła jego zapach i ciepło, a nie mogła nawet go objąć. - Proszę.

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  148. Czasami cisza była odpowiedzią. Alice czuła, że tak też było w tym wypadku, chociaż wcale tego nie chciała. Prawda zaraz jednak uderzyła w nią jak jakaś błyskawica - chciał ją zostawić. Naprawdę taki miał zamiar. Na nic zdały się jej błagania i prośby.
    Cofnęła się o krok, zasłaniając usta dłonią. I rozpłakała się, chociaż tak bardzo tego nie chciała. Ale co mogła poradzić na to, że poczuła się tak, jakby ktoś wyrwał część niej? To uczucie było tak obezwładniająco silne...
    Drgnęła, kiedy usłyszała odgłos otwieranych drzwi. Wzięła głęboki oddech, by wyciszyć jakoś odgłosy płaczu. Na całe szczęście Daniel ją zakrył, za co była mu naprawdę wdzięczna. Nie chciała, by ktokolwiek widział ją w tym stanie - Alice lubiła sprawiać wrażenie kogoś silnego.
    Kiedy popchnął drzwi, by wyjść z sali, chciała go powstrzymać. Nie chciała, by wychodził, ponieważ czuła, że to byłby definitywny koniec tego wszystkiego... koniec ich. Ale co więcej mogła zrobić? Powiedziała mu już wszystko,co czuła. Przeprosiła go. Tak bardzo chciała go przy sobie zatrzymać... Lecz to nie wystarczyło.
    Już chciała wyjść z tej sali, już ocierała twarz z łez, by nie pozwolić nikomu innemu na zobaczenie jej w tym stanie, gdy zobaczyła, jak Danny rzuca plecak pod ścianę.
    Potem istniały już tylko całujące ją jego ciepłe usta.
    Zarzuciła mu ręce na szyję, chcąc przyciągnąć go do siebie jeszcze mocniej, o ile było to możliwe. Tak bardzo jej go brakowało, a w tej chwili zdała sobie sprawę z ogromu własnej tęsknoty za nim. Nie chciała teraz niczego bardziej, niż jego bliskości, obecności.
    Kiedy pocałunek się skończył, Foxy objęła go tak mocno, jak tylko potrafiła. I popłakała się ponownie, jednak tym razem z ulgi.

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  149. [O jesus, na śmierć zapomniałam, mimo że regulamin przeczytałam dwa razy od deski do deski XD. W takim razie dziękuję, bo bardzo mi miło :). Lepszego wizerunku chyba nie mogłaś wybrać na tą postać, Dylan - a już szczególnie na tych gifach - idealnie komponuje się z charakterem Daniela.
    No i na koniec chciałam zaproponować wątek, a jeśli nie jesteś dostatecznie przeciążona, by odmówić, to daj znać a ja chętnie coś wymyślę :)]

    Selma

    OdpowiedzUsuń
  150. Alice nie była w stanie wyrazić tego, jak bardzo za nim tęskniła. Przez cały ten tydzień miała ochotę do niego podejść, przytulić go, zrobić cokolwiek, by znowu mogli być tak blisko siebie. Ale dalej mu nie wierzyła, być może trochę się tego bała. A teraz... teraz znowu byli oni.
    Była cała zapłakana, ale nie myślała teraz o tym. Po prostu cieszyła się tym, że nareszcie mogła być tak blisko niego bez żadnych konsekwencji. Nie wiedziała nawet, iż jej tęsknota za jego bliskością była aż tak wielka. Nie potrafiła być nawet na niego zła o to, że tak ją potraktował - może to dlatego, że sama się o tę sytuację obwiniała? Myślała, że to wszystko jest tylko i wyłącznie wynikiem jej braku zaufania. Nie była w stanie winić za to Daniela.
    - Ja też przepraszam - powiedziała cicho, na chwilę się od niego odsuwając. - Tak bardzo mi ciebie brakowało... Już nigdy więcej nie róbmy czegoś takiego, dobrze? Obiecaj. - Spojrzała w jego oczy. Matko, tak bardzo uwielbiała to robić.
    Nie czekając na odpowiedź, chwyciła go za mokrą od jej łez koszulkę i ponownie go pocałowała. Nie chciała go wypuszczać, nie teraz, kiedy nareszcie się pogodzili.

    Alice

    OdpowiedzUsuń

  151. Hope co prawda nie była małą myszką, która wszystkiego i wszystkich się bała, ale przebywania w metalowym pudełku bez okien, które wisiało na jakiś linach i w dodatku zatrzymało się gdzieś w powietrzu, wywołałoby strach prawdopodobnie u większości ludzki, którzy znaleźliby się na jej miejscu, chociaż patrząc na swojego towarzysza nie była już tego taka pewna. Przy nim czuła się jak przestraszona dzikuska, która pierwszy raz w życiu zobaczyła samochód, a ten w dodatku śmignął jej przed nosem jak rakieta. Chłopak był opanowany i spokojny, tak jakby już nieraz znalazł się w podobnej sytuacji i wszystkie zakończyły się dla niego szczęśliwie. Ona tej pewności niestety nie miała, a w dodatku wszystko pogarszało to, że miała dosyć bujną wyobraźnie. Już dawno zdążyła wymyślić ze sto końcowych scenariuszy i praktycznie każdy równał się z krwią, złamaniem i tym, że jakaś część jej ciała odleci metr dalej.
    Zadrżała, gdy chłopak nagle znalazł się za jej plecami i była pewna, że jedynie cudem powstrzymała się od krzyku. Teraz w jej głowie pojawiło się kilka kolejnych czarnych scenariuszy. Przecież go nie znała a to że wyglądał przyjaźnie, o niczym nie świadczyło. Przecież tyle się ostatnio mówiło o księżach gwałcicielach, nauczycielach pedofilach… A więc niepozorny chłopak mógł okazać się nawet seryjnym mordercą, który wycinał gwiazdki na ciele swoich ofiar. Ona z pewnością nie chciała skończyć z gwiazdką na czole!
    Spięła się cała, gdy nieznajomy sam zaczął przyciskać jakieś guziki i lekko szturchnął ją ramieniem, zapewne przez przypadek. A może to było specjalnie tylko on chciał żeby myślała, że to przez przypadek? Taka opcja też wchodziła w grę. Niestety żaden sposób nie zadziałał, więc wciąż byli zamknięci w metalowej śmierci, a co za tym idzie, Hope coraz bardziej panikowała.
    Spojrzała na chłopaka i otworzyła szerzej oczy, słysząc jego uwagę. Zanim umrzemy? I mówił to z takim spokojem, siedząc sobie na podłodze i posyłając jej uśmiech?
    – Umrzemy? Jak to umrzemy? Nie mogę umrzeć, przecież muszę jeszcze przeżyć swoje pierwsze zalanie alkoholowe, odwiedzić jakiś dobry klub, zapalić papierosa, spróbować najlepszych drinków i w ogóle te wszystkie pierwsze razy. Nie mogę umrzeć jako dziewica. – mówiąc to wszystko, krążyła po małym pomieszczeniu w tę i z powrotem, ale gdy uświadomiła sobie, że przyznała się nieznajomemu chłopakowi do tego, że jeszcze z nikim nie spała, gwałtownie się zatrzymała i stojąc do niego plecami, otworzyła szerzej oczy. To była prawdopodobnie najbardziej wstydliwa rzecz jaką mogła komuś powiedzieć.

    Hope

    OdpowiedzUsuń
  152. Alice uwielbiała dzieci. Nieważne, jakiej są płci i jak głośno płaczą - rozpływała się nad każdym maluchem. Bardzo często bawiła się z młodszym rodzeństwem swoich znajomych, a sąsiadki podrzucały jej swoje dzieciaki. Tak właśnie było tym razem - Foxy opiekowała się w tej chwili pięciomiesięcznym bobasem pani White, która mieszkała naprzeciwko rodzeństwa Hastings. Kobieta musiała wyjść gdzieś na chwilę, więc podrzuciła dziecko dziewczynie.
    Alice właśnie stała z dziewczynką przy oknie, trzymając ją na rękach podczas pokazywania jej chmurek, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Dziecko stęknęło cicho, po czym zaczęło płakać. Foxy jęknęła, ale zaraz się ogarnęła i zaczęła iść w stronę przedpokoju, by dowiedzieć się, kto do niej wpadł.
    - Juź zia chwilkę zobaczymy, kto do nas psisiedł, taaak - mówiła do malucha, puszczając go jedną ręką, by pociągnąć za klamkę i otworzyć drzwi. - No nie pakusiaj, ciiichutko, już, już... Danny?
    Blondynka spojrzała w górę na chłopaka, który wydawał się być tak samo zaskoczony. Cóż, zapewne nie spodziewał się widoku dziewczyny z płaczącym dzieckiem na rękach. Alice uśmiechnęła się do niego szeroko, po czym chwyciła go za kurtkę i pociągnęła w dół, by złożyć na jego ustach krótki pocałunek.
    - Cześć - przywitała się, wpuszczając go do środka. Dziecko przestało płakać, za to zaczęło obserwować dopiero co przybyłego chłopaka. - Jakby co, to Cat nie jest moim dzieckiem. Sąsiadka musiała gdzieś wyjść, więc się nią opiekuję, pjawda? - Uśmiechnęła się szeroko do małej. - Pomożesz mi, Danny?

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  153. Alice chyba pierwszy raz była w takim poważnym związku. Oczywiście miała już wcześniej chłopaków - dwóch czy trzech - ale nie czuła się przy nich tak, jak przy Dannym. Teraz, z perspektywy czasu, wątpiła, czy łączyło ją z nimi coś poza fizycznym pociągiem i zauroczeniem. Przy Danielu czuła się... inaczej. W jego towarzystwie wszystko było lepsze, jaśniejsze. Nigdy przedtem czegoś takiego nie czuła, ale wiedziała, że w ogóle jej to nie przeszkadzało. Nawet jeśli sprawiało to, iż w pewien sposób stała się od niego zależna.
    - Uwierz mi, jestem stanowczo za młoda na macierzyństwo - stwierdziła, kiwając się delikatnie, by wprawić dziecko w nieco senny nastrój. Owszem, uwielbiała maluchy, ale Dana uwielbiała jeszcze bardziej i to z nim chciała teraz spędzić ten czas. - Żartujesz? Ty nigdy mi nie przeszkadzasz. Zwłaszcza wtedy, kiedy przynosisz kawę.
    Dziewczynka uśmiechnęła się lekko i mruknęła coś w swoim języku, wpatrując się w chłopaka jak cielę w malowane wrota. Foxy parsknęła cichym śmiechem, po czym podeszła do chłopaka.
    - Wiesz, ledwo ją uciszyłam, bo jest głodna. Zrobię jej mleko, a ty ją potrzymaj, okej? - Podała mu dziewczynkę. - Nie patrz się tak, nic ci nie zrobi!

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  154. Hope oglądała wiele filmów, w których podobne sytuacje miały miejsce. W tych produkcjach zamknięci byli zazwyczaj główni bohaterowie, którzy często mieli się ku sobie i ciasne pomieszczenie z metalowymi ścianami wprawiało ich prawdopodobnie w jakiś romantyczny nastój, bo koniec końców kończyli w swoich objęciach, aż wreszcie ktoś ich uratował. Hope przy takich momentach zazwyczaj uśmiechała się od ucha do ucha i czekała na spektakularny moment, stwierdzając, że takie przeżycie to byłoby coś wielkiego. Oczywiście jej siostra, jak to ona, zaraz ją wyśmiała i uznała, że to kolejny głupi pomysł oderwanej od rzeczywistości romantyczki. Wtedy jeszcze nie umiała pojąć dlaczego siostra tak to krytykuje, ale będąc teraz zamkniętą w windzie z chłopakiem, wcale nie czuła się romantyczne i wreszcie rozumiała o co tamtej chodziło. Zamiast romantyzmu czuła strach, zdenerwowanie i w dodatku od teraz jeszcze zawstydzenie.
    To nie było tak, że uważała swoje dziewictwo za coś głupiego. Skądże. Nie oddawała go byle komu i czekała na tego jedynego, toteż w jej mniemaniu nie miała się czego wstydzić. Była pewna, że praktycznie 99,9% babć na świecie by ją w tym poparło. Chodziło raczej o to komu się do tego przyznała. Przecież sprawy łóżkowe były tylko i wyłącznie jej sprawą, a teraz rozpowiadała o tym jakiemuś przypadkowemu kolesiowi, który w dodatku mógł okazać się niepoczytalny i wyciągnąć z buta scyzoryk, a później podciąć jej gardło i przyozdobić policzek o uśmiechniętą buźkę. Najwyraźniej w kryzysowych sytuacjach nie potrafiła zapanować nad językiem.
    Odwróciła się do niego i wywróciła oczami, słysząc wzmiankę o niebie. Cóż mogła właściwie odpowiedzieć? Kwestia jej dziewictwa wcale nie opierała się na Bogu i wiedziała, że mogłaby to zmienić nie zważając na konsekwencje, które odczułaby po śmierci. Poza tym jej wiara nie zawsze była trwała. Z pewnością nie mogłaby nazwać się gorliwą wierzącą, ale też nie była ateistką.
    W odpowiedzi na jego pytanie skinęła głową i sama osunęła się na podłogę, opierając się o ścianę naprzeciwko chłopaka. Większość czarnych scenariuszy już ją opuściła i pewnie była to sprawka jej wyznania, a także wstydu, który teraz jako jedyny zaprzątał jej umysł i ujawniał się jako różowy rumieniec na jej policzkach. Teraz sądziła, że w najbliższym czasie ktoś zorientuje się, że winda nie działa i kogoś po nich przyślą. W końcu w galerii było pewnie grubo ponad setka ludzi i ktoś wreszcie będzie chciał skorzystać z windy, a później orientując się, że jest zepsuta, wezwie kogo trzeba…
    – Hope. – przedstawiła się, odpowiadając lekkim uśmiechem na jego uśmiech i zmierzając go wzrokiem. Kojarzyła go, ale w szkole było na tyle dużo ludzi, by zwalniać ją z obowiązku znania wszystkich.

    Hope

    OdpowiedzUsuń
  155. Zwinęła z szafki dwa kubki z ciepłą jeszcze kawą, po czym zaczęła iść w stronę kuchni. Kiedy usłyszała pytanie Daniela, parsknęła śmiechem, po czym pokręciła głową.
    — Danny, ona ma pięć miesięcy — odpowiedziała, odwracając się w jego stronę i przez pewien czas szła tyłem. — Co prawda zaczyna się strasznie ślinić, ale na razie nic tam nie... Ach!
    Kiedy tak mówiła i była twarzą do chłopaka oraz dziecka, nie zauważyła, że za nią znajduje się szafka. Z tego też powodu z całą swoją siłą uderzyła o mebel i – jakby tego było mało – wywróciła się.
    Boleśnie uderzyła swoją tylną częścią ciała o twardą podłogę, ale za to przycisnęła do siebie przyniesione przez Dana kubki, przez co ich zawartość się nie wylała. Zamrugała szybko, a potem do jej uszu dotarł jakiś dźwięk, który zapewne miał przypominać śmiech.
    Tak. Mała Cat wydawała się być rozbawiona tym, że jej opiekunka wylądowała na ziemi.
    — Bo nie dostaniesz jedzenia — zagroziła Foxy (oczywiście żartując), mozolnie podnosząc się z ziemi. Skrzywiła się, bo cztery litery dalej ją bolały.

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  156. Alice nie znała osoby, która przebiłaby ją swoim poziomem niezdarności. Dziewczyna potrafiła wywrócić się na prostej drodze, nie zauważyć stojącej przed nią szafy, wbić się w uliczną lampę, a potem jeszcze nie wiedzieć, skąd na jej ciele znalazło się tyle siniaków. Plusem tego wszystkiego było jednak to, że zawsze cierpiała tylko ona — gdy była za kogoś odpowiedzialna, to potrafiła uważać. Najwidoczniej miała jakiś instynkt albo coś w tym rodzaju. Ale tym razem instynkt całkowicie nawalił, a Foxy chyba domyślała się, z jakiego powodu.
    — Cóż, żyję — powiedziała, odgarniając włosy z twarzy. — Zobaczymy tylko, jak długo.
    Spojrzała naburmuszona na małą Cat, która wydawała się być naprawdę bardzo rozbawiona tym małym wypadkiem. Mała zdrajczyni, a co! Nie szczędźmy sobie słów. Taka okrutna prawda...
    Uśmiechnęła się szeroko, kiedy chłopak pocałował ją w czoło. To było naprawdę urocze, a Alice uwielbiała wszystko to, co urocze. Zresztą, wyraźnie odbijało się to w jej zachowaniu przy dzieciach. Czasami miało się wrażenie, że dziewczyna to jedno wielkie osiemnastoletnie dziecko, które nareszcie znalazło swojego przyjaciela.
    — No dobra, wybawicielu, pomożesz mi trochę. — Foxy posłała mu rozbawiony uśmiech, po czym nareszcie wkroczyła do kuchni. — Zajmij ją czymś, czymkolwiek, a ja zrobię... No nie.
    Dziewczynka znowu zaczynała płakać. Najwidoczniej była naprawdę bardzo głodna i uczucie to zagłuszało nawet rozbawienie. Alice westchnęła ciężko, po czym podeszła do Daniela i Cat.
    — Już, już, cichutko. — Delikatnie chwyciła jej rączkę, a dziecko zaczęło się na nią patrzeć, przestając na chwilkę płakać. — Zaraz zrobię jedzonko i się najesz, hm? Tylko ciii. — Podniosła wzrok na Dana. — Zajmij się nią jakoś, okej?
    Podeszła do stolika, na którego blacie leżało opakowanie z mlekiem w proszku i różowa buteleczka. Foxy już wcześniej wyparzyła wszelkie potrzebne naczynia, więc teraz musiała tylko podgrzać wodę... Mała tymczasem płakała coraz głośniej.

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  157. Foxy wpatrywała się w Daniela, który trzymał na kolanach małe dziecko. Uśmiechnęła się delikatnie, bo ta dwójka wyglądała w tej chwili naprawdę uroczo. Być może chłopak nie zdawał sobie z tego sprawy, ale tak właśnie było.
    Kiedy woda zagrzała się już wystarczająco, dziewczyna szybko wsypała do butelki cztery łyżki mleka i zalała. Przymocowała smoczek, potrząsnęła naczyniem, po czym podeszła do Danny'ego i Cat. Ustawiła naprzeciwko nich swoje krzesło i na nim usiadła.
    - Podaj mi ją... - powiedziała łagodnie, biorąc od chłopaka dziewczynkę. Ułożyła ją w swoich ramionach tak, by mogła ją nakarmić i włożyła smoczek od butelki do ust malucha. - Dziwne? Może odrobinę. Jak dla mnie są przekochane. A co do nas... Cóż, czasami, jak tak sobie na nas patrzę, to zachowaniem zatrzymaliśmy się na tym etapie. - Parsknęła śmiechem. - U mnie wystarczyłoby zabrać ten metr wzrostu i będę dzieckiem. Z tobą sprawa wygląda trochę gorzej...
    Przez chwilę patrzyła się na Daniela z szerokim uśmiechem. Był od niej sporo wyższy, ale z drugiej strony - od Alice każdy był niższy. Mierzyła sobie mniej niż metr sześćdziesiąt, co było naprawdę męczące. Kiedy chciała pocałować Dana, musiała stawać na palcach i ciągnąć go w dół. Ale cóż, nie miała przecież na to wpływu...
    - Stęskniłeś się, że tak nagle przyszedłeś? - zapytała, ciągle na niego patrząc.

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  158. [Dziękuję ślicznie za powitanie :D
    PS Musicale <3333]

    Franka firanka

    OdpowiedzUsuń
  159. [Również się witam i dziękuję <3]

    Jeremy

    OdpowiedzUsuń
  160. Łatwiej byłoby jej być Julią. Łatwiej codziennie zmieniać rolę. Mówić, że to tylko gra, że to nie miało znaczenia. Łatwiej byłoby oddychać. Lżej na duszy. Łatwiej patrzeć wszystkim w oczy. Zwłaszcza Danielowi i Alice. Łatwiej byłoby po prostu nie być sobą. Schować się gdzieś głęboko w sobie. Ukrywać pod strojami z siedemnastego wieku. Łatwiej byłoby malować uśmiech na ustach. Tylko oczu nigdy się nie pomaluje. Mawia się, że oczy są zwierciadłem duszy. I tak jak Cori uwielbiała to powiedzenie tak bardzo nienawidziła jego prawdziwości. Cholera jasna. Nie ważne jak sarkastyczna była, jak szeroko się uśmiechała. Mimo wszystko oczy pozostawały smutne. Smutniały jeszcze bardziej kiedy czuła odrzucenie. I to nie jest tak, że zakochała się w Danielu. Nie. A mimo to, poczuła się odrzucona. Zraniona i odstawiona na dalszy plan. Nawet jej nie powiedział o związku z Alice. Nie powiedział swojej przyjaciółce. Czy może raczej byłej przyjaciółce...
    - Jako Julia - powtórzyła pod nosem.

    [W sumie to nic nie wniosłam i takie troche pogmatwane to, przepraszam]

    OdpowiedzUsuń
  161. (Bardzo dziękuję za powitanie ;) nie dopuszczam do siebie myśli, że tych udanych wątków może nie być. I jeśli miałabyś ochotę na wątek z moją panną spod ciemnej gwiazdy to... zapraszam.)

    Alena

    OdpowiedzUsuń
  162. No jej młodszym bratem mógłby być, bo raczej o pociągu to nie było co mówić. Jechali zupełnie innymi wagonami. Po za tym był taki malutki. Na samą myśl rozczochrała mu włosy i roześmiała się.
    To było dobre pytanie - Jacky sama nie wiedziała czemu ludzie gdzieś z nią wychodzili - przecież była dziwna i wredna i wręcz sukowata, jakby się nad tym zastanowić. Do tego uparta rządzicielka, która zawsze stawiała na swoim. A mimo to ludzie z nią szli spędzać czas a potem musiała słuchać, jak narzekają czemu to robią. Hipokryzja!
    - Jak miło z twojej strony. - Objęła go w pasie, bo unoszenie ręki na jego ramię było zbyt niewygodne. Zmarszczyła nos, kiedy zaczął ją czochrać. - Szkoda, że ja nie mogę powiedzieć tego samego. - Rzuciła z przekąsem. Spojrzała na chodnik i krzyknęła, odpychając go w tym samym momencie, w którym on odpychał ją. - Co ty robisz?! Idziesz po połamanych kostkach! Nie po liniach i nie po połamanych bo spadniesz do lawy, bałwanie! - Złapała go za rękaw i pociągnęła do siebie, a potem przed siebie. - Ruchy! Misja nas czeka! - Zaciągnęła się papierosem i prawie się zakrztusiła dymem patrząc na niego jakby oszalał. Uniosła brew. - Ej, tak sobie nie żartuj, bo im pokażę te pornosy, które trzymasz. - wycelowała w niego palcem i zatrzymała się, by spojrzeć czy idzie nie po połamanych kostkach, gotowa go wrzucić w krzaki by go ratować przed tą no... lawą.
    - Bo to ciebie potrzebuję. - Uśmiechnęła się.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  163. Dobrze, że nie czytała mu w myślach, bo by sobie poszła i już nigdy więcej do niego się nie odezwała. Jak on mógł myśleć, że nieszczęśliwym było to, że ją znał? I te wszystkie wcześniejsze myśli, że nie afiszowałby się przy niej dżentelmeństwem, ze była upierdliwa i irytująca, o szafie i czarnym worku! To by ją bardzo zabolało. Ale oczywiście Jacky była nieświadoma i sądziła, że chłopak choć trochę za nią przepadał.
    - Maminsynek! - prychnęła i pognała za nim i faktycznie lekko dotknęła linii, a kiedy jej to wytknął skoczyła do niego i zaczęła go spychać. - O, a ty już trzy straciłeś!
    Każdy dobry i reżyser i scenariopisarz potrafił dobrze grać - inaczej jak miałby nauczyć tego innych? Ona po prostu nie lubiła kamery, ani pokazywania się. Wolała chować się za kartkami. A jej spojrzenie było przerażające!
    - Zawsze wiedziałam, że mnie kochasz! - Prychnęła. - I powinieneś zmienić hasło, bo jest zbyt oczywiste, bo każdy o tym wie. - Wytknęła język w jego stronę. Po czym przy ogrodzeniu zaczęła się na niego wspinać. Usiadła na samej górze i spojrzała na niego na dół. - Powiedziałabym, że pół na pół, a jedno z tych na pewno. - Zaśmiała się i zeskoczyła po drugiej stronie, kiedy i on to zrobił, wskoczyła mu na kafelek i próbowała go podciąć, jednocześnie nie chcąc zrezygnować akurat z tego miejsca w którym stała. Podwójna wygrana. Nadepnęła mu na jedną stopę. - Ha! - Zaśmiała się.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  164. [Jako wyzwanie mieliby wykraść testy zaliczeniowe z jakiegoś tam przedmiotu.. nie wiem, historii czy czegokolwiek i one oczywiście byłby schowane w pokoju nauczycielskim, ale oczywiście zastaną tam to co zastaną, no i wrócą bez testów, a karę za niewykonanie wyzwania, to się jeszcze wymyśli. ;>]

    James

    OdpowiedzUsuń
  165. Jaki z niegrzeczny chłopczyk. Eve lubi takich. Chętnie zagrałaby z nim w jakąś niemoralną grę. Witam 1/2 Administracji!.

    OdpowiedzUsuń
  166. [A jest możliwość, że w przeszłości Danny miał za sobą jakąś wakacyjną przygodę? Eve w sumie często jeździła do siostry, więc? :D]

    OdpowiedzUsuń
  167. [Tak! Mam pewną wizję w głowie, lecz nie wiem czy będzie ona zgodna z Twoją postacią. Mogliby się poznać gdzieś na jednej z wakacyjnych imprez. Przykładowo kuzyka Eve (Sophie) zabrałaby dziewczynę na spotkanie ze znajomymi, gdzie gościłby także Danny. Holenderka wzbudziłaby zainteresowanie chłopaka, a fakt że jest starsza mógłby jeszcze bardziej pobudzić do działania. W końcu który nastolatek nie chciałby starszej nawet o te dwa lata dziewczyny w łóżku? Pomimo chwil pełnych rozkoszy i zaspokojeń swoich rząd by nie było nudno mogliby otworzyć się przed sobą. Kiedy cokolwiek zaczęłoby nabierać kolorów, wakacje dobiegałyby końca. Ich znajomość na odległość mogłaby przetrwać maksymalnie trzy miesiące. Eve z czasem zajęta swoimi sprawami urwałaby z nim kontakt. A teraz mogliby spotkać się w tym samym klubie.]

    OdpowiedzUsuń
  168. [Rok? O patrz. Myślałam, że dwa. Co do czasu, to może minione wakacje. Ciekawie, jeżeli wszystko byłoby takie w miarę świeższe, niż zupełnie odległe. Ona również mogłaby coś do niego poczuć, lecz z drugiej strony racjonalne myślenie podpowiadałoby jej, że i tak już nigdy się nie spotkają. A tu proszę, cóż za ironia losu! Pomysł dogadany, więc kto zaczyna?;>]

    OdpowiedzUsuń
  169. [Problem w tym, że zaczynanie opornie mi idzie. Naprawdę, wole wymyślać. Taka ze mnie dziwna istotna. Będę wdzięczna, jeżeli zaczniesz <3]

    OdpowiedzUsuń
  170. [Dziękuję ♥ Tak, chcąc nie chcąc musimy się cofnąć o ten miesiąc i tak. Idąc na imprezę Daniel jest oczywiście nieświadomy jej przyjazdu.]

    OdpowiedzUsuń
  171. Nie chciała nigdzie iść. Nawet nie miała najmniejszego zamiaru podnosić swoich czterech liter z łóżka, lecz Sophie nie dawała za wygraną. Zmęczona podróżą cierpliwie odmawiała kuzynce, jednakże ta stojąc nad nią, niczym kat nad (w tym wypadku niekoniecznie) dobrą duszą starała się przekonać. Nie trafiały do niej żadne argumenty ze strony starszej Holenderki. Uparta broniła swojego zdania twierdząc, że owa impreza będzie najlepszym momentem integracji Eve z innymi uczniami. W końcu miała tu spędzić trochę czasu, był weekend, więc czego chcieć więcej? Zirytowana jej zachowaniem wiedziała, że nie pozostaje nic innego, jak tylko ulec - toteż w ostateczności to uczyniła. Wywracając oczami zwlekła swoje zwłoki i wolnym krokiem pomaszerowała w stronę łazienki. Ta mała żmija nie miała litości, a van Dijk miała świadomość swojej przegranej już na starcie. Ot, to się nazywa charakterek!
    Idź do piekła de Vries. - Burknęła poprawiając materiał nowiutkiej sukienki, którą dostała od Sophie. Mała czarne idealnie eksponowała jej kształty, a idące w parze obcasy prezentowały się całkiem nieźle. Przeczesując palcami lekko falowane włosy wygięła pomalowane, krwisto czerwone usta w grymasie. Rzucając w stronę swojej współlokatorki piorunujące spojrzenie rzuciła w jej stronę komórkę.
    Dzwoń po taksówkę. - Poradziła opierając się o framugę drewnianych drzwi. - Przecież żadna z nas nie będzie prowadzić auta.
    Jadąc w stronę miejsca, gdzie miały się bawić poczuła dziwny niepokój. Intuicja podpowiadała, że tego wieczoru coś się wydarzy. Z drugie strony, to takiego mogło być? Tego nie był w stanie przewidzieć nikt. Nawet ona.
    Podjeżdżając pod znany jej klub w jednej chwili uderzyły w nią wszystkie wspomnienia z nim związane. Już na samą myśl przeszły ją ciarki. Teraz już wiedziała, że to nie był najlepszy pomysł przychodzić tutaj. Oczywiście van Dijk nie przyzna się do słabości, która w owym momencie ją ogarnęła.
    Chyba tutaj już kiedyś byłyśmy, nieprawdaż? - Rzuciła do siostry, która właśnie płaciła taksówkarzowi za kurs. Pewnej maści poddenerwowanie zakryła maską obojętności. Pewna siebie kroczyła ku wejściu zastanawiając się czy to dopiero początek niespodzianek, jakie miały ją spotkać. Póki co wieczór zapowiadał się bardzo ciekawie.
    Z minuty na minutę atmosfera w klubie robiła się coraz bardziej gorąca. Porywająca na parkiet muzyka, głośne rozmowy i śmiechy, alkohol wylewany strumieniami. Po dwóch drinkach całkowicie wyluzowała. Rozbawiona zachowaniem dwójki licealistów, którzy non stop zerkali na nią rozochoceni, postanowiła jeszcze bardziej podsycić klimat. Uwielbiała być w centrum zainteresowania i co najważniejsze potrafiła to osiągnąć nie wychodząc przy tym na zdewociałą desperatkę. Lata praktyki w celu wymuszenia większej uwagi rodziców robiły swoje. Obecnie chodziło już o coś zupełnie innego. Oddając się muzyce zaczęła kołysać zmysłowo biodrami. Jednak nie było tak źle, a wręcz przeciwnie. Zaczęło się jej podobać.
    W pewnym momencie zamarła. Czy to możliwe? Czy może wypity alkohol dawał o sobie coraz to bardziej znać? Zaraz, przecież to on. Poznałaby go nawet z kilometra.Jej oczom ukazał się nikt inny, jak Blackbourne. Tak, ten sam Blackbourne którego miała okazję uwodzić w minione lato. Daniel Blackbourne, który nie pozostał dłużny i zrobił z nią zupełnie to samo. Stał niedaleko napalonych licealistów, ale czy zauważył ją tak samo, jak ona jego? Miała ledwie kilka sekund, by się ogarnąć. Kto, jak kto przecież ona nie pokaże tego, jak bardzo obecność chłopaka ją poruszyła. Wręcz przeciwnie. Schodząc z parkietu postanowiła przejść tuż obok niego zachowując się, jakby zupełnie go nie poznawała. Tak było najlepiej. Najbezpieczniej.

    [Udało mi się zacząć. Mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu. Dawno nie blogowała, także nie bij, przetłumacz! ;]

    OdpowiedzUsuń
  172. [Cześć! Nauczyciele nie są moją specjalnością, ale postaci z twarzyczką Dylana już zdecydowanie tak (jaram się *.*).
    Nie mam pomysłu na popapraną relację, ale proponuję współpracę. Gabriela korzysta z jednego z magazynów swoich rodziców: tu pracuje, tu tworzy, tam czasem pomieszkuje. Zrobiłaby wystawę swoich rzeźb, ale żeby ściągnąć większą widownię i zarobić większe zyski zaproponowałaby Danielowi, żeby wraz z kołem literackim wzięli udział w wystawie jako artyści i przygotowali jakiś swój występ. Oczywiście odpaliłaby im profit ze sprzedaży biletów. Cała impreza luźna, trochę alkoholu, sztuki i dobrej atmosfery.
    Co Ty na to?]

    Gabriela 'Gabe' Whitemore

    OdpowiedzUsuń
  173. Momentami miała wrażenie, że jej życie przypominało ucieczkę. Ucieczkę od zaangażowania, miłości, oraz samych dobrych rzeczy jakie ją spotykały. Czy uraz z dzieciństwa był w stanie aż tak wpłynąć na jej osobę? Z jednej strony było to całkowicie bezpieczne. Zero uczuć, zero rozczarować. Żadnych obietnic, które mogłyby okazać się zbyt trudne do zrealizowania. Jednakże lata mijały, a samotność coraz to bardziej dawała o sobie znać. Burząc jej szczelne mury przypominała, że wizerunek który sama sobie stworzyła jest fałszywy. Nienawidziła tego. Nienawidziła swoich słabości do których nie potrafiła się przyznać. Nawet sama przed sobą. Coś podobnego zauważyła właśnie w klubie, gdzie pomimo zainteresowania ze strony innych ludzi tak naprawdę nie ma tu nikogo prócz Sophie. Im bardziej starała się przez tym bronić, takowe uczucie wracało. O wiele silniejsze, niż dotychczas.
    Jego obecność w klubie poruszyła ją. Zachowując z pozoru stoicki spokój czuła jak serce podchodzi jej do gardła powodując istny armagedon. Za dużo myśli, za dużo emocji w jednej chwili. Wszystkiego było … a wiele za dużo. Przecież ona nie mogła tego okazać. Kto jak kto, ale ona? Eve van Dijk nigdy nie okazuje emocji. I trzymając się tej myśli przywołała resztki swojego zdrowego rozsądku.
    Dlaczego nie odpuścił? Przecież minęło tyle miesięcy. A może od dawna chciał ją zbesztać z błotem, tylko czekał na okazję. A ta była najlepsza niczym strzał w dziesiątkę. Czyżby to miał w zamiarze? Sama już nie wiedziała czego ma się spodziewać. I to poniekąd było kłopotliwe. Nawet dla niej.
    A mogła zostać w domu. Pieprzona intuicja za późno dała znać. Wiedziała, przeczuwała by zostać w łóżku i nie wynurzać nosa z domu. To wszystko wina Sophie! Gdyby nie ona… Ten wieczór byłby o wiele spokojniejszy. Ale przecież spokojne życie jest życiem nudnym. Trzeba je nieco skomplikować. A nikt tego lepiej nie robił prócz Holenderki.
    Słysząc swoje imię z jego ust zmrużyła oczy przypominając sobie właśnie t e n głos. Głos, który momentami pragnęła tak desperacko usłyszeć. Miała do niego słabość. Doskonale o tym wiedziała. Zdezorientowane spojrzenie ciemnych oczu przybrało nieco chłodny wyraz, którym raczyła go obdarzyć. Przyglądając się przez chwile w milczeniu próbowała zarejestrować każdą zmianę, która miała miejsce zajść w jego obliczu. Zmienił się. Wydoroślał, zmężniał. Jakie to zabawne, że przez rok człowiek potrafi przejść taką zmianę. W chwili obecnej był młodym mężczyzną. Na dodatek cholernie przystojnym. Lecz ona mu tego zapewne nie powie. Bo co po?
    - Nie chciałam Ci przeszkadzać. Stałeś ze swoimi kolegami i jakąś dziewczyną, więc wolałam nie dostarczać kłopotów Twojej osobie. - Rzuciła wykorzystując fakt, że obok trójki stała jakaś blondyneczka. A przecież ona nie wiedziała, czy to jego dziewczyna, czy koleżanka. Momentami najlepiej udać głupią. Jeszcze trzeba tylko wiedzieć jak i do kogo. - Ale skoro już tu jesteś, to witaj Daniel. - Dodała wyciągając ku niemu swoją szczupłą, zawsze chłodną dłoń. Podobno zimne dłonie, zwiastowały gorącą kochankę w łóżku. Czy tak było? Nie, teraz nie było czasu na szukanie odpowiedzi.


    [A niech wszyscy wiedzą. Będzie ciekawie :d]

    OdpowiedzUsuń
  174. Pomimo upływu czasu osoba Daniela nadal przemykała przez jej głowę. I chociaż miałaby trudności do przyznania się, to tak. W pewnym stopniu był dla niej kimś ważnym. Fakt, że spędzili ze sobą zaledwie całe wakacje zupełnie nie miał znaczenia. Pobyt w Nowym Jorku wiele ją nauczył, a Blackbourne pokazał, że warto cieszyć się nawet z najbardziej błahych i nic nie znaczących głupot. To właśnie ten chłopak wniósł do jej życia wiele radości. Niestety, według niej dalsza kontynuacja tej znajomości nie miała najmniejszego sensu, także do dziś dziękuje losowi, że wyjechała w momencie kiedy tak naprawdę sprawy zaczęły przybierać nieco innych, poważniejszych obrotów.
    Powrót do Holandii był pewnego rodzaju zejściem na ziemię z którym nie była w stanie sobie poradzić. Już będąc w Stanach powoli uświadamiała siebie i jego, że owa sielanka dobiega końca. Z dnia na dzień z ciężkim bólem odpychała go, jednakże Danny miał w sobie to coś. Coś, co bezgranicznie ją do niego ciągnęło. Wracając do Amsterdamu długo nie mogła dojść do siebie. Miała żal. Żal do samej za to, co miało miejsce latem. Wracając do rzeczywistości, zostawiona sama sobie nie umiała z nikim na ten temat porozmawiać. Zamiast tego wyżywała się na wszystkich aż do momentu, kiedy poczuła ulgę. Pochłonięta nauką długimi miesiącami pracowała na miejsce w projekcie międzynarodowym. W końcu dopięła swego. Jest w Stanach, w tym samym klubie co go poznała. Z tą samą myślą, co byłoby, gdyby jednak kilka miesięcy temu została dłużej u Sophie. Niestety nie była w stanie znaleźć odpowiedzi na owe pytanie. Nigdy.
    - Powściągliwa? - Zapytała unosząc brew. - Według Ciebie mój drogi, jaka powinnam być? - Mruknęła układając usta w nikłym, a zarazem ironicznym uśmiechu. Myślał, że rzuci mu się na szyję, zacznie całować w wyniku czego skończą albo u niej w łóżku, albo u niego w akademiku. Nie. Tak nie mogło być. Nawet, gdyby ją bardzo korciło. Teraz jest inna. Zupełnie inna i z pewnością nie pokaże mu swojej słabości do niego. Miejmy nadzieję.
    Na pytanie dotyczące jej przyjazdu skupiła na nim swój wzrok i przeczesała nerwowo ręką swoje falowane włosy. Miała powiedzieć? A może powinna go jakoś zaskoczyć? Przecież ona uwielbiała szokować. Szczególnie jego.
    - Wpadłam w odwiedziny. Wiesz, Europa potrafi być męcząca. - Mruknęła zerkając za chłopaka. Nieopodal dalej toczyła się bójka dwóch pijanych chłopaków. Tych samych, którzy rozmawiali z Dannym.
    O ile się nie mylę, Twoim znajomym alkohol za bardzo uderzył do głowy. - Dodała wbijając spojrzenie w piorących się po twarzach nastolatkach. Puścić dzieci na imprezę i dać trochę piwa. Żałosne.

    OdpowiedzUsuń
  175. Walka pomiędzy zdrowym rozsądkiem, a wewnętrznymi rządami zaczęła ją przytłaczać. Pragnęła chociaż na chwilę cofnąć się o kilka miesięcy wstecz, by bez żadnego zahamowania jeszcze raz poczuć te same ciepłe wargi wodzące po jej szyi. Ręce, które bez żadnej krępacji błądziły po rozgrzanej od dotyku skórze. Łaknęła przeżyć od nowa chwile, które były być może najlepszymi chwilami w jej życiu. Z głębi duszy byłaby szczęśliwa jak dziecko, gdyby ten spojrzał na nią jak kiedyś. Niestety to było wręcz niemożliwe i ona doskonale o tym wiedziała.
    - Kiedyś jakoś Ci to zupełnie nie przeszkadzało. - Zdążyła za nim mruknąć. Stała jeszcze przez chwilę obserwując jak ten rozdziela pijanych kolegów i warczy na nich niczym wściekły pies. Przypuszczała, że tak skończą. Kto normalny miesza sporą ilość różnorakiego alkoholu? Aż wzdrygnęła się na samą myśl o ich jutrzejszym poranku. Będą umierać, oj będą.
    Nie spuszczając wzroku z bruneta na jej ustach zagościł gorzki uśmiech. Spieprzyła. Totalnie spieprzyła coś, co mogło mieć sens. I wszystko przez głupie ucieczki, które towarzyszyły jej już od długich lat. A gdyby była teraz szczęśliwa? Przecież jakoś przetrwaliby rozłąkę. A może jedno z nich byłoby skłonne do przeprowadzki? Kto wie, jak pokierowałby ich los. Pewne było tylko to, że owe chwile już nie wrócą. A ona musiała się z tym pogodzić. Przecierając dłońmi swoje ramiona odeszła rozglądając się za Sophie. Nie miała zamiaru dłużej siedzieć w klubie. Czując, jak ogarnia ją dziwny smutek wolała pojechać do domu, wydoić butelkę wina i zasnąć. Niestety, po kuzynce nie było śladu. Pewnie bawiła się gdzieś w najlepsze, zapominając o starszej Holenderce. Zarzucając na ramiona skórzaną ramoneskę opuściła klub kierując się do nocnego, gdzie jakimś cudem udało się jej kupić butelkę czerwonego wina. Siadając na murku nieopodal budynku z którego wyszła, odpaliła papierosa. Czuła się źle. Po raz pierwszy już żałowała swojego przyjazdu do NY. Gdyby wiedziała, że wszystko nie będzie takie łatwe, jak mogło się wydawać - odpuściłaby. Najprawdopodobniej dałaby sobie spokój. Upijając łyk czerwonej cieczy poczuła małą ulgę. Nie obchodziło ją, jak to musi wyglądać z boku. Samotnie siedząca na ławce dziewczyna z papierosem w jednej ręce i winem w drugiej. Istna patologia. Na chwilę obecną wszystko miała w swoich zacnych czterech literach. Alkohol wchodził jej bardzo lekko. Tak lekko i przyjemnie, że nie przeszkadzał jej deszcz, który z minuty, na minute był coraz większy.
    Sophie, do kurwy nędzy gdzie Ty jesteś?! Cholera jasna, nie mam kluczy, nie mogę Cię znaleźć! Źle się czuje, jest mi zimno i kapie mi na głowę. Jestem na murku, niedaleko klubu. Jak będziesz wychodzić, to mnie zauważysz. Chodźże tu!
    Drżące od zimna palce szybko wystukiwały wiadomość. Gdzie ona u licha miała iść? Do akademiku, gdzie jej nikt nie zna? Miała spać po drzwiami ich mieszkania, ponieważ Soph nie dała jej kluczy? Miała nadzieję, że ta szybko przyjdzie. Inaczej miała jeszcze wyjście zatrzymać się w jakimś hotelu. Dopiero ją urządziła. Nie dość, że nie była na tyle mobilna w NY, to została zupełnie sama. Siedząc zmoknięta i wściekła na ławce, nerwowo wyczekiwała kuzynki, lecz ta w ogóle nie przychodziła. Wyciągając z ciekawości telefon w celu sprawdzenia o której wysłała wiadomość dostała smsa, a raczej o treści Dostarczono do Danny. Zmarszczyła zdziwiona brwi penetrując swoją skrzynkę nadawczą. Przecież ona nie wysyłała do niego żądnej wiadomości. Dopiero po chwili zorientowała się, co zrobiła. Najzwyczajniej w świecie pomyliła numery.
    - Brawo Eve, jesteś kurwa mistrzem. - Burknęła sama do siebie kręcąc głową.

    OdpowiedzUsuń
  176. [Dziękuję, myślę, że się zadomowię :D]

    OdpowiedzUsuń
  177. [ Hej, słuchaj odpisze Ci jutro, ok? Zapierdziel mam taki, że cholera.]


    EVE

    OdpowiedzUsuń
  178. Miał poczucie winy, że ją zaczepił? Porozmawiał? Dlaczego? Przecież to nie była jego wina, że w tym momencie dopadł ją egzystencjalny kryzys. Dla innych po prostu za dużo wypiła i w tym momencie tylko i wyłącznie alkohol był winny jej smutkom, które starała się za wszelką cenę zatopić. Czując zimne krople deszczu obijające się o ciało pomyślała jak w tym momencie musi żałośnie wyglądać. Zmoknięta, lekko wcięta i do tego samotna. Eve van Dijk jesteś mistrzem! Nikt nie mógł zacząć lepiej tej wymiany od Ciebie!
    Wypuszczając dym z ust błądziła wzrokiem po nieznajomych twarzach jakie przewijały się przez ulice Nowego Jorku. Miała wrażenie, że to miasto nigdy nie śpi. Zawsze tętni życiem o każdej porze dnia i roku. Niczym Amsterdam. Miejsce do którego obecnie o dziwo chciała wrócić. Stany już po pierwszych dniach powoli zaczęły wychodzić jej bokiem.
    Z zamyślenia wyrwał ją męski głos. TEN sam, który miała okazję usłyszeć z klubie. Przez chwilę zastygła w bezruchu bojąc się odwrócić, a poi chwili już to uczyniła spojrzała na niego dość dziwnym spojrzeniem. Pełnym sprzecznych emocji, wewnętrznej bezradności i rozczarowania. Rozczarowania swoją osobą. Ten wieczór ją złamał. A ona wiedziała, że nazajutrz będzie tego żałować. Z resztą już siebie sama za to przeklinała. Zawsze w sumie mogła zrzucić na ilość wypotych drinków.
    Nie widziałeś nigdzie Sophie? - Rzuciła jednocześnie odpowiadając mu pytaniem na pytanie. - Póki jej nie znajdę będę musiała tu siedzieć.Lepsze to, niż spanie na klatce schodowej podczas gdy Twoja pijana kuzynka szlaja się gdzieś po klubach - Mruknęła zakrywając się szczelniej kurtką.
    Złość na Holenderkę, oraz zażenowanie swoją sytuacją sprawiły, że stawała się taka, jak zawsze. Chłodna, pozbawiona emocji, które gdzieś rozpaczliwie chciały ujrzeć światło dzienne. Jednakże, czy był w tym sens? Przecież on i tak wiedział, a przynajmniej domyślał się, że pod maską wstrętnego, ironicznego babska kryje się zupełnie ktoś inny. Ona jednak miała nadzieję, że ten postrzega ją jako tą pierwszą wersję. Dlaczego? Tego już nie wiedział nikt.

    OdpowiedzUsuń
  179. Słysząc jego pytania wywróciła oczami powstrzymując się od komentarza. Czy on myślał, że Eve jest tak mało inteligenta i nie podejmowała prób kontaktu z Sophie, tylko czekała na niego niczym jak na zbawienie? W sumie … Miałby rację. Fakt, faktem Holenderka po wysłaniu wiadomości do nie tej osoby co trzeba, tak się zdenerwowała, że odpuściła. Emocje jak zawsze wzięły nad nią górę. Niestety, taka już była. I sama nie miała pojęcia czy powinna się z tego cieszyć, czy nad tym ubolewać.
    - Próbowałam, lecz bez skutku. Znasz Sophie i jej podejście do imprez. - Skłamała sięgając ponownie po telefon by W KOŃCU do niej zadzwonić.
    Van Dijk, będziesz się smażyć w piekle. W sumie miejsce już tam masz zapewnione od dawna.
    Jeden sygnał. Za nim drugi, trzeci, aż w końcu włączała się poczta. Przeklinając w myślach kuzynkę cisnęła telefonem o ziemię. Robiła przedstawienie? A w życiu. Po prostu miała dosyć. Dosyć tego, że musiała grać twardą, silną i niezależną panienkę, która zawsze sobie radzi. Wszystkie złości i emocje były od dłuższego czasu tak skumulowane, że w końcu musiały wypłynąć na wierz.
    - Mnie zawsze zostawiano samej sobie Dan! Zawsze musiałam radzić sobie sama, bo nikt mi nie pomógł, nikt. Czy to rodzice, rodzeństwo, a nawet Sophie ma mnie gdzieś. - Krzyknęła czując, jak łamie się jej głos. - Zawsze. - Odparła drżącym głosem czując, jak słone łzy spływają po jej policzkach.
    Idź się bawić. Na nic Ci tu siedzieć. - Mruknęła podnosząc się z ławki, po czym odeszła. Tak po prostu.
    Z kroku na krok coraz to bardziej oddalała się od niego.
    Durna kretynko, teraz zrobiłaś się z siebie żydowskiego płaczka! I co? Myślisz, że on się nad Tobą zlituje? Będzie latać jak kiedyś? Van Dijk ogarnij się do kurwy nędzy! Życie jest zbyt paskudne i trudne, byś mogła pozwalać sobie na taką histerię.

    OdpowiedzUsuń
  180. [Nie wiedziałam, pod którą kartą powinnam napisać, ale ostatecznie padło na kartę Daniela.
    Również witam i bardzo dziękuję. :D]

    Louis Archer

    OdpowiedzUsuń
  181. [Bardzo dziękuję za powitanie! Oczywiście rozpływam się nad postacią Daniela, nie tylko dlatego, że z gifów na mnie patrzy szanowny pan O'Brien :D Ogólnie bardzo podoba mi się postać, także jak jest chęć, to zapraszam, może coś razem wymyślimy dla Audrey i Daniela.]
    Audrey Reyes

    OdpowiedzUsuń
  182. [Mi też się wydaje, że są do siebie bardzo podobni :D W ogóle, nie wiem, czy widziałaś kiedyś Teen Wolfa, ale Shelley i Dylan grają tam ,,parę", dlatego tak uroczo, że takie wizerunki nam się trafiły dla nich :D
    Zgadzam się, limity są przytłaczające. Wychodzę z założenia, że dopóki pomysły i chęci są, to można wątkować do woli. Okej, jasne, możemy iść w tym kierunku, wpadanie w kłopoty zawsze jest ciekawe. Masz jakąś konkretną wizję ich relacji?]
    Audrey

    OdpowiedzUsuń
  183. Scarlett uwielbiała brać udział w różnorakich projektach. Często zgłaszała się do nich bez zastanowienia, pod wpływem nagłego impulsu. I czasem tego żałowała. Z drugiej jednak strony miała dzięki temu okazję, by poznać nowe osoby czy dowiedzieć się ciekawych rzeczy, o których nie miałaby inaczej pojęcia. Owszem, czasem przez natłok projektów miała problemy w szkole, opuszczała się w nauce i ćwiczeniach, jednak z entuzjazmem wracała do swoich przyzwyczajeń i wyników tuż po zamknięciu kolejnych projektów. Nie potrafiła sobie odmówić udziału, jeśli tylko widziała ciekawy plakat, zachęcające hasła i intrygującą tematykę.
    Tak samo było i z projektem, o którym informacje pewnego dnia dumnie zawisły pośród wielu karteczek na tablicy informacyjnej na głównym holu szkoły. Plakacik był dość skromny, jednak zwrócił uwagę Sky żywymi kolorami, jakich ostatnio nieco brakowało jej za oknem. Hasło umieszczone na środku kartki: „A może coś innego?” mogłoby się wydawać niezwykle proste, nudne i oklepane, ale na Bell zadziałało wręcz elektryzująco. Uwielbiała próbować nowych rzeczy. Niedługo więc po zobaczeniu plakaciku, zgłosiła się do Samorządu Szkolnego, który organizował owe przedsięwzięcie.
    Projekt zakładał przeprowadzenie rozmów z pracownikami miejsc, w których uczniowie BAA raczej by się nie widzieli. Miał na celu przybliżenie im różnych zawodów, zainteresowania ich nimi i – być może także – zachęcenia ich do zmiany swojego nastawienia, głównie do nauki. Bo jednak nie samą sztuką żyje człowiek, prawda?
    I tak też Niebiańska wylądowała pewnego kwietniowego popołudnia w pobliskim szpitalu z grubym notatnikiem oraz długopisem z czarnym tuszem. Przeszła się korytarzami, znalazła oddział onkologiczny i przeprowadziła wywiady z paroma pielęgniarkami i lekarzami. Tak naprawdę Scarlett potrafiła wyobrazić sobie siebie w roli pielęgniarki, jednak nigdy nie marzyła szczególnie o tym zawodzie. Kierując się już do wyjścia, wybrała windę zamiast schodów. Dzięki temu mogła przejrzeć na spokojnie notatki i pozaznaczać od razu, na świeżo, najważniejsze informacje. Rozkojarzona przycisnęła guziczek wezwania windy, która jak na zawołanie się otworzyła. Sky wpatrzona w notatki weszła do środka i na czuja wcisnęła guzik. Nie była jednak świadoma tego, że pomyliła się i zamiast parteru wybrała piwnicę, gdzie znajdowało się tylko jedno. Prosektorium wraz z kostnicą. Oparła się spokojnie o ściankę windy i próbowała odczytać notatki, nieświadomie ignorując chłopaka stojącego po drugiej stronie windy.

    Taki tam począteczek, mam nadzieję, że Ci się spodoba ;> Miał wyglądać nieco inaczej, ale wyszło jak wyszło xd
    Scarlett

    OdpowiedzUsuń
  184. Audrey Reyes to na pierwszy rzut oka dziewczyna, która ma tonę przyjaciół. Wszędzie jej pełno, nie umie siedzieć cicho, bez przerwy się uśmiecha i zawsze ma wokół siebie wianuszek adoratorów. Ale prawda jest taka, że niewielu ma odwagę zbliżyć się do niej tak naprawdę. Jest uznawana za dobrą kompankę do szalonych imprez i zbyt dużych ilości alkoholu, czasami można też wyciągnąć z niej jakieś pikantne plotki, które gdzieś zasłyszala, ale przyjaźnić się z nią? Na dłuższą metę okazuje się być dość trudną do zniesienia osobą, poza tym nigdy nie owija w bawełnę i często zdarza się, że niechcący kogoś urazi. Większość uczniów Brooklyn Arts uważa jednak, że Audrey robi to specjalnie - że jest jedną z tych wrednych dziewczyn, które czerpią przyjemność z obgadywania słabszych. Nudna prawda jest taka, że Audrey Reyes nigdy nie wchodzi komuś w drogę, dopóki ktoś nie wejdzie jej.
    Audrey nie ma wielu przyjaciół. Są tylko zastępy znajomych, którzy pewnie obrzucają ją błotem za jej plecami. A ona nie ma nic przeciwko temu. W końcu sama też nie jest aniołkiem. Mówią, że przyszła z piekła - i wypowiada teraz wszystkie te słowa, które tylko diabeł mówi wprost.
    Daniel okazał się być jedną z tych osób, które umieją jakoś z Audrey wytrzymać. Może to dziwne, ale Audrey zwykła nazywać go swoją siostrzyczką. Bo nigdy z nikim nie była tak blisko, jak z Danny'm, ale nie było między nimi absolutnie żadnej niezręczności. Niektórzy mówią, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje, ale Audrey i Daniel to namacalne zaprzeczenie tego stwierdzenia. Reyes tylko jednego zawsze żałowała: że nie mogli sobie nawzajem pożyczać ciuchów, jak na siostrzyczki przystało. Ona czasami zabierała mu koszulki, bo lubiła chodzić w męskich koszulkach, ale on chyba nie zmieściłby się w jej rzeczy.
    Właśnie rozmyślała o tym jakże ambitnym pomyśle zmuszenia Daniela do włożenia jakichś jej ciuchów, gdy drzwi się otworzyły. Uśmiechnęła się szeroko do przyjaciela i klasnęła w ręce, podekscytowana perspektywą imprezy, na którą się wybierali.
    - Witam, panie Blackbourne - przywitała grzecznie ojca Daniela, przepychając się obok przyjaciela, by wejść do mieszkania. - W sumie nie planowałam wizyty, tak jakoś wyszło. Chętnie napiję się herbaty, Danny chyba musi się jeszcze wypindrzyć.
    Rzuciła Danielowi rozbawione spojrzenie i podążyła za jego ojcem do kuchni. Lubiła ojca Daniela, był zabawny i bardzo miły.
    - Gdzie się wybieracie? - zapytał mężczyzna, gdy Audrey usiadła przy stole.
    - Och, na imprezę. Trochę sobie poczekam na ciebie, Danny, no nie? Ruszasz na podbój, to musisz wyglądać. Bo chyba nie masz zamiaru iść na podryw w tych ubraniach? - uniosła brew, mierząc go wzrokiem.

    [Nie wiem, czy mi nie wyszło za długie i całkiem bezsensowne :c Jeśli tak, to wybacz, mam chyba gorączkę XD]
    braciszek aka Audrey

    OdpowiedzUsuń
  185. Była tak zamyślona, że nawet nie zwróciła uwagi na dziwne zachowanie windy. Nie odczuła wstrząśnięcia, chociaż jej ciało instynktownie zareagowało: zaparła się mocniej nogami i plecami bardziej naparła na bok windy. O tym, że coś jest nie tak, zdała sobie sprawę dopiero przez zmianę oświetlenia. Kiedy zapadła ciemność, w ciągu tych zaledwie dwóch sekund, które zdały się wydłużyć w nieskończoność, przez głowę Sky przeleciało z tysiąc myśli. Co się stało? Gdzie jest światło? Dlaczego winda się nie rusza? Przed oczami stanęło jej przysłowiowe całe życie. Zacisnęła dłonie na swoim notesie, niepewnie przygryzając końcówkę długopisa. Nigdy więcej nie naciskać przycisków na chybił-trafił. Nigdy nie wchodzić do windy, nie zaglądając najpierw do środka.
    Kiedy marne światła awaryjne rozjarzyły wnętrze windy, niepewnie się po niej rozejrzała, dopiero po chwili zauważając chłopaka w drugim kącie. Miała ochotę zapytać się go, co właściwie się stało, ale do jej umysły zdążyła dotrzeć rozsądna myśl, że brunet prawdopodobnie nie ma pojęcia, co się wyprawia i dlaczego winda nie jedzie. Uśmiechnęła się więc do niego, próbując w słabym świetle dostrzec jego rysy. Nie była pewna, ale wydawało jej się, że już go gdzieś widziała. Czyżby jakiś młody pielęgniarz…?
    – Ym… Cześć. – Rozejrzała się po windzie kolejny raz, zaciskając mocniej palce na notesie. – Chyba utknęliśmy, co? – Wyszczerzyła się do niego, zakładając kosmyk włosów za ucho.
    Zaraz jak gdyby nigdy nic wyciągnęła z kieszeni telefon i włączyła latarkę. Mrugnęła do niego wesoło, próbując jak zwykle odnaleźć się w sytuacji. Światło z komórkowej latarki było zdecydowanie jaśniejsze niż te oferowane przez lampy awaryjne. Skierowała je na panel z guzikami, szukając instrukcji, jak zachowywać się w trakcie awarii. I wtedy zauważyła ze zdziwieniem na wyświetlaczu lekko migające „piętro -1”. Westchnęła cicho, zdając sobie sprawę z tego, gdzie chyba wylądowali i orientując się, że prawdopodobnie to wina jej roztargnienia i skupienia na notatkach. Zagryzła tylko wargę, postanawiając zająć się tym potem i powróciła do szukania informacji o awariach.
    – Zabawne. W każdym centrum handlowym w windzie jest instrukcja postępowania, a w szpitalu o niej zapomnieli…?

    faworyzujemy bardzo ♥
    Sky

    OdpowiedzUsuń
  186. Odsunęła się lekko, robiąc mu miejsce. Z rozbawieniem przyglądała się, jak chłopak wciska wszystkie guziki na panelu i słuchała z szerokim uśmiechem jego wersji instrukcji zachowania w obliczu awarii windy. Oparła się wygodniej o ścianę i schowała notes wraz z długopisem do torby. Raczej nie były jej teraz potrzebne. Odłożyła myśli o projekcie i wywiadach na bok, postanawiając zająć się nimi, jak uda im się wydostać z windy. Uniosła lekko brew, widząc, że zrezygnował z wciskania guzików i również oparł się o ścianę małego pomieszczenia.
    – Bardzo optymistyczne podejście. Nadzieja matką głupich, wiesz? – Uśmiechnęła się do niego promiennie. – Ale każda matka swoje dzieci kocha. – Wyciągnęła do niego dłoń, poprawiając pasek torebki na ramieniu. – Sky… Znaczy Scarlett, ale mów mi Sky.
    W słabym świetle awaryjnym przyglądała mu się z uwagą, próbując zidentyfikować, skąd może go znać. Przez jej umysł przewijały się dziesiątki twarzy, które widywała co dnia. Wertowała w myślach wszystkich widzianych dziś pracowników szpitala i mijanych w pobliżu ludzi. Kiedy kolejny raz zaczynała przeglądać w głowie osoby, które widywała w szkole, miała ochotę kolejny raz strzelić porządnego facepalma. Na tej małej powierzchni przyszło jej spędzić czas z przewodniczącym szkoły, z którym z resztą zdarzało jej się widywać na kółku literackim.
    – Ale, wiesz, Blackbourne, że się znamy? – Wyszczerzyła się do niego z zadowoleniem, po chwili wahania siadając na podłodze windy.
    Z nowej perspektywy ich położenie wydało jej się bardziej beznadziejne niż dotychczas. Mimo to nie straciła dobrego humoru i zaczęła rozglądać się po ich stalowej pułapce, szukając czegokolwiek, co mogłoby pomóc im w wydostaniu się z pomieszczenia.
    – Czyżbyś też brał udział w projekcie? – Zerknęła na niego od dołu z wesołym błyskiem w oku.

    Sky

    OdpowiedzUsuń
  187. [ A ja mam to w nosie i dalej chcę z tobą wątek xd I mam fajny pomysł. I jeśli masz ochotę, to do mnie chodź. Tyle ♥ ]

    Roxanne Trenor

    OdpowiedzUsuń
  188. Sytuacja była o tyle zabawna, że Sky w dzieciństwie kochała jazdę windami. Kazała się rodzicom wozić po wieżowcu, w którym mieściło się biuro jej ojca. Mała księżniczka chciała sama wciskać guziki, ale wtedy właśnie rodzice straszyli ją tym, że winda może się przez to popsuć. I cóż… Wygląda na to, że przewidzieli obecną sytuację córki.
    – W takich warunkach ciężko nie być roztrzepanym – stwierdziła ze wzruszeniem ramion.
    Prawda była taka, że nie znali się specjalnie blisko, więc zupełnie nie zdziwiło jej, że przewodniczący szkoły nie poznał rok młodszej koleżanki. Wydało jej się to zupełnie normalne, nawet jeśli oboje uczęszczali na kółko literackie. Teraz zresztą miała na głowie o wiele ważniejsze sprawy niż to, że starszy chłopak jej nie poznał. W końcu utknęli w windzie…!
    – Naprawdę nic nie znaleźli? A może po prostu nie chcieli cię tymczasowo martwić? – Mimowolnie lekko trąciła go w bok, śmiejąc się z autentycznym rozbawieniem. – Czy coś znalazłam? – zagryzła wargę z zamyśleniem, zerkając w kierunku torby. – Mnóstwo ludzkiego cierpienia i bezradnych w pewnych momentach lekarzy. Ludzkie dramaty… Ale także cudy – odpowiedziała poważnie. – Ciekawy mieliście pomysł z tym projektem.
    Wyciągnęła nogi przed siebie, kolejny raz bezradnie rozglądając się po windzie. Wokół pomieszczenia wiła się poręcz, robiąc miejsce jedynie dla panelu z guzikami oraz drzwi. Nie było innego wyjścia niż te, przez które weszli. Z kieszeni wyciągnęła wcześniej schowany telefon i zerknęła na wyświetlacz z zastanowieniem.
    – Wiesz, że tu nawet nie ma zasięgu? – Zerknęła na chłopaka, wrzucając niedbale bezużyteczny w tym momencie sprzęt do torebki. – Więc nawet nie zadzwonimy na pogotowie z informacją. – Mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem z lekkim rozbawieniem. – Jak myślisz, ile czasu zajmie komukolwiek dojście do tego, że tu siedzimy?

    Sky

    OdpowiedzUsuń
  189. Spędzili w tej windzie zaledwie kilka minut, a Sky już była pewna, że Daniel to dobry materiał na kumpla. Potrafiła docenić umiejętność żartowania z samego siebie i zachowywania spokoju nawet w najbardziej beznadziejnych sytuacjach, jak chociażby utknięcie w szpitalnej windzie tuż nad kostnicą w dodatku totalnie bez zasięgu czy jakiegokolwiek możliwości kontaktu ze światem.
    – Szczerze? – Zaśmiała się lekko. – Też bym to olała. Poszłabym schodami pewna, że po prostu jakaś sprzątaczka przyblokowała windę wózkiem. – Wzruszyła ramionami i oparła się o ścianę windy, poprawiając się na miejscu.
    Z braku laku po chwili zastanowienia wyciągnęła z torby dwa jabłka, paczkę ciastek i butelkę wody. Zerknęła na chłopaka i przerzuciła owoc z dłoni do dłoni, by zaraz mu go podsunąć z lekkim uśmiechem.
    – Częstuj się. I miejmy nadzieję, że to nie jest ostatni posiłek w naszym życiu. – Wyszczerzyła się, podając mu jabłko i już zaraz wgryzła się w swoje.
    Przeżuwała w milczeniu, wzrokiem kolejny już raz sunąc po puszce bez wyjścia. Prawda była taka, że oglądała wiele filmów, w których bohaterowie trafiali do zepsutych wind i radzili sobie bez większych problemów. Problem polegał na tym, że raczej żadne z nich nie posiadało jakiś specjalnych mocy, nie władało supersiłą, dzięki której mogliby rozchylić stalowe drzwi. Podejrzewała też, że otwarcie klapy w suficie nie byłoby tak proste jak na wszystkich filmach z superbohaterami i czy tajnymi agentami, jakie zdarzyło jej się widzieć.
    Nagle jej uwagę zwrócił fragment przeciwległej ściany. Przyglądała mu się z uwagą dłuższą chwilę, by zaraz niepewnie trącić Danny’ego w ramię.
    – Czy to nie jest kratka od wentylacji? – Rzuciła mu chytre spojrzenie i rzuciła się do swojej magicznej torby, w której czasem zdawała się nosić cały wszechświat.

    Sky

    OdpowiedzUsuń
  190. [Cześć! Dziękuję za miłe powitanie i zastanawiam się, czy Danny'emu nie potrzebny jakiś kumpel od piwa i wspólnych ekspedycji po pijaku.]

    Linus

    OdpowiedzUsuń
  191. Audrey zawsze była upartą istotką i rzadko przyznawała komuś rację. Rzadko oznacza: prawie nigdy. Nawet jeśli wiedziała, że się myli, broniła swych przekonań dalej, dopóki nie wmówiła przeciwnikowi, że wcale nie jest on na wygranej pozycji tylko dlatego, że ma jakąś głupią rację. Ona miała argumenty. Oraz uroczy uśmiech, którego czasami używała.
    A więc - nawet jeśli Dan miał całkowitą rację, bo był przystojny nawet w tych dresach i spranym podkoszulku - Audrey nie zamierzała mu tego przyznać. Musiała wypełnić powinność najlepszej przyjaciółki i powiedzieć mu, jak źle wygląda, a później kategorycznie rozkazać iść doprowadzić się do porządku. Dla zasady, nawet jeśli Danny tego nie potrzebował.
    - Błagam, nie wmawiaj nam tutaj głupot, pięknisiu - zaśmiała się, ciągnąc go za brzeg podkoszulka. - A skoro wymiękasz i nie wyrywasz, to wyglądaj dla mnie. Faceci zawsze lgną do tych zakazanych, więc staniesz obok mnie i się zlecą.
    Ktoś inny pewnie przejąłby się faktem, iż ojciec Dana wszystkiego słucha, ale dla Audrey nie stanowiło to zupełnie żadnego problemu. Poza tym, pan Blackbourne zdążył już ją poznać i nie spodziewał się po niej taktu czy czegoś takiego. Ona po prostu posiadała zdolność do taktownego zachowania w szczątkowych ilościach. I nic nie mogła na to poradzić.
    - Dziękuję - uśmiechnęła się do mężczyzny, gdy postawił przed nią kubek herbaty; upiła małego łyka i spojrzała na Dana. - Danny, na co ty jeszcze czekasz? Impreza się skończy, a ty będziesz tu dalej stał.
    Pan Blackbourne zachichotał, a Audrey zajęła się swoją herbatą. Miała nadzieję, że Dan się pospieszy, bo naprawdę chciała tego wieczoru potańczyć.
    - Tylko załóż coś ładnego, siostrzyczko. - mrugnęła do Danny'ego, głośno siorbąc herbatę.

    Audrey

    OdpowiedzUsuń
  192. Sky może nie można było nazwać typową romantyczką, a poezja tak zwanej epoki romantyzmu w większości wywoływała u niej mimowolne przewracanie oczami, ale słowa Daniela do niej trafiły. Umrzeć tak niewinnie… Z jednej strony odcięłoby ich to od ogromu zła szerzącego się na tym okrutnym świecie, z drugiej jednak… mieli przecież przed sobą całe życie. Mogli zrobić jeszcze tyle dobrego, tak wielu ludziom pomóc, wesprzeć. Słowa chłopaka podziałały na nią jako dodatkowy bodziec do działania. Po prostu musiała coś zrobić, wykonać jakikolwiek krok, który mógłby przybliżyć ich do opuszczenia tej stalowej pułapki. Ta mała wariatka chciała zmieniać świat, więc zakończenie życia w windzie totalnie jej się nie uśmiechało. Pod żadnym względem. Nawet jeśli w przyszłości, na jej pogrzebie czy nad grobem ludzie mieli powtarzać, że umarła niewinnie, wolała jeszcze trochę pożyć.
    – Niegłupi pomysł z tym SOS. Nie wiem jednak jak ty, ale ja nie znam alfabetu Morse’a. Wątpię, żeby ktokolwiek by nas usłyszał, domyślił się, że to wołanie o pomoc pochodzące z windy. – Zaśmiała się, wyciągając z wnętrza przepastnej torby zestaw śrubokrętów, by zaraz kopnąć ją w kąt.
    Odgryzła kolejny kęs jabłka, mrugając do Daniela wesoło. Czuła, że jej plan może zadziałać i pomóc im wydostać się z tej puszki. Wstała z podłogi, otrzepała spodnie i wbiła wzrok na kratkę wentylacyjną wręcz z wyzwaniem w oczach. Wciąż pogryzając owoc, oparła dłoń na biodrze, zastanawiając się, który śrubokręt najbardziej będzie się nadawał do wykonania planowanego przez nią zadania. Zaraz zerknęła z błyskiem w jasnych tęczówkach na wciąż siedzącego na podłodze windy chłopaka.
    – Podsadzisz mnie? – Wyszczerzyła się. – Spróbuję zdjąć tę kratkę. Myślę, że wtedy szybciej do kogoś mogą dotrzeć nasze głosy. A kto wie, może uda nam się przez to wyjść…?
    To drugie dodała już bardziej żartobliwie, sama nie wierząc w to, że nawet ona mogłaby zmieścić się w tunelach wentylacyjnych szpitala. I że chciałaby się tam znaleźć. Wątpiła, by było tam sterylnie czysto. Nawet nie chciała zastanawiać się, kiedy ostatnio ktokolwiek je czyścił.
    – Myślisz, że za kartą będzie przepaść, ściana czy rzeczywiście tunel wentylacyjny? – rzuciła nagle bystro, związując jednocześnie włosy w kucyk.

    Sky, mały Bob Budowniczy

    OdpowiedzUsuń
  193. Nie mogłaby powstrzymać śmiechu. Jej torba była powodem do żartów całej rodziny i przyjaciół, bo rzadko kiedy nie miała w niej czegoś, co nagle było potrzebne. Torba zdawała się nie mieć dna, pochłaniać wszystko, cokolwiek kiedykolwiek do niej wrzucono i magazynować to do momentu, w którym mogło okazać się nagle potrzebne. Cóż, torba Sky byłaby idealnym obiektem badań nad czarnymi dziurami znanymi jako damskie torebki. Bell uwielbiała ludzi, którzy potrafili żartować z tak prostych rzeczy i odnajdywać powód do uśmiechu we wszystkim.
    – Kuli do kręgli chyba akurat dziś nie wzięłam – zaśmiała się, wkładając śrubokręty za pasek spodni. – Ale nie gwarantuję, że jej tam nie ma…!
    Chwilę się wahała przed wejściem na barki chłopaka. Nie ważyła wiele ani nic z tych rzeczy, nigdy jednak dotąd nie właziła praktycznie obcemu człowiekowi na ramiona. Prawda jednak była taka, że nigdy wcześniej nie udało jej się również utknąć w windzie jadącej do kostnicy… Zaraz więc wzruszyła ramionami, mrugnęła do chłopaka wesoło i zaparła się o poręcz jedną dłonią. Niepewnie weszła Danielowi na ramiona, uważając, żeby z jej (czy raczej w tym wypadku ich wspólnym) jakże niezawodnym szczęściem, nie zsunąć się od razu na podłogę. Już po chwili poczuła, że chłopak zaczyna powoli wstawać, łapiąc ją za łydki dla asekuracji. Z zaciętym wyrazem twarzy zerknęła na kratkę wentylacyjną i z kieszeni wyjęła swój zestaw śrubokrętów. Mimo podsadzenia musiała zadrzeć głowę, na co mimowolnie westchnęła zirytowana. Gdyby była wyższa, taka pozycja zupełnie by wystarczyła. Wyciągnęłaby ręce i mogła swobodnie działać. Sprawy jednak miały się inaczej i ktoś wręcz złośliwie zaprojektował windę w ten a nie inny sposób i Sky musiała nieco zmienić pozycję.
    – Trzymaj mnie – mruknęła pod nosem, wiercąc się na jego ramionach.
    Zaraz podparła się dłonią o ścianę windy i powoli zaczęła się podnosić, by stanąć obdartymi trampkami na barkach Daniela. Nie bała się wysokości, a i zaufanie nowopoznanej osobie nigdy nie było dla niej specjalnym problemem. Blackbourne nie wydawał jej się jakimś zagrożeniem, bez większego wahania więc zaraz stała na jego barkach, w ustach trzymając zestaw śrubokrętów. Znów rzuciła wyzywające spojrzenie kratce, po czym wyciągnęła z pokrowca odpowiednie narzędzie. Jej wzrost mimo jednak pomocy Daniela wciąż przeszkadzał w swobodnym sięgnięciu do kartki.
    – Krok w przód, Danny. Ale powoli, ok? – wymamrotała wciąż ze śrubokrętami w ustach.
    Asekurowała się jedną dłonią o ścianę tak na wszelki wypadek. Wysokość jakby nie było, jakaś już była, a nie uśmiechało jej się spadanie na twardą podłogę ich stalowej pułapki. Westchnęła pod nosem, powoli przesunęła się z całych stóp na palce i zaczęła odkręcać śrubkę. Lekko wychyliła się do przodu, by lepiej widzieć… i wtedy się zachwiała, czując, że zaraz straci równowagę. Świat zaczął jej wręcz wirować przed oczami, a krew w żyłach wraz z szybko wydzielającą się adrenaliną pędziła w żyłach. Nie mogła złapać równowagi, rozpaczliwie machając ramionami.

    i belive i can fly...
    Sky

    OdpowiedzUsuń
  194. [Muszę przyznać, że ciekawa forma karty. Skojarzyło mi się trochę z coraz bardziej pijaną dziewczyną, która z każdym etapem upojenia alkoholowego zaczyna inaczej się do Daniela zwracać :D
    A Tobie wątków pewnie nie brakuje, co?]

    Alexis Lee Cheng

    OdpowiedzUsuń
  195. [Zastanawiałam się wcześniej, czy Alexis nie pasowałaby też do samorządu szkolnego, ale na razie jest to jeszcze w fazie beta. Można by to jednak wykorzystać jako powód do prześladowania Daniela jej osobą. Nie byłaby na swoim trybie wszystko źle, więc jesteś beznadziejny ani też nie musiałaby być specjalnie zgryźliwa, ale powiedzmy, że męczyłaby mu tyłek o to, jak samorząd funkcjonuje i co można byłoby zmienić i wtedy ona ewentualnie też by się zgłosiła i pomogła wszystkim zająć. W każdym razie wykorzystałabym tutaj trochę inny motyw niż zalazł jej za skórę i musi zapłacić. Mogłoby to być nawet zabawne, jeśli przez pewien czas znosiłby to jakoś, aż w końcu by nie wytrzymał :D
    Co o tym myślisz?]

    Alexis Lee Cheng

    OdpowiedzUsuń
  196. Angażowała się w kilka zajęć poza szkolnych, skupiając się głównie na funkcji przewodniczącej profilu i chórze, bo na tym najbardziej jej zależało. Śpiew i panowanie nad sytuacją w najbliższym otoczeniu. Z każdą z tych rzeczy radziła sobie bardzo dobrze, nikt się nie skarżył lub nie miał na to odwagi, ale to już nie był jej problem. Nie musiała się tym przejmować, a już tym bardziej domyślać. To dawało jej mnóstwo powodów do tego, by czuć się jeszcze pewniej i pewniej, aż...
    Jak to chór nie mógł wystąpić? Zdziwiła się, gdy opiekun poinformował ich zespół, że przy najbliższej szkolnej imprezie nie znajdzie się dla nich miejsce w harmonogramie, bo samorząd zaplanował co innego. Musiało to do niej dotrzeć, ale chyba i tak nie dotarło do końca, bo poczuła niesamowitą motywację, by przyjrzeć się problemowi od podstaw. Mianowicie należało zająć się tym, jak samorząd funkcjonował. Występ na szkolnej imprezie przepadł, ale Alexis była bardzo mocno zdeterminowana, by nie dopuścić do następnej takiej sytuacji. Nie stała co prawda na czele chóru, ale nie umiałaby tego tak zostawić.
    Takim o tym sposobem doszła do wniosku, że samorząd szkolny właściwie mógłby działać zdecydowanie lepiej i sprawniej, gdyby zająć się kilkoma sprawami. Dokładnie prześledziła jego inicjatywę z ostatnich lat, starając się zdobyć informacje na temat sposobu organizacji tego wszystkiego, co się wydarzyło w tym czasie i jako osoba, która bardzo rygorystycznie podchodziła do tego typu spraw, uznała, że wymaga to zdecydowanych poprawek. Na której oczywiście znalazła już rozwiązanie.
    Teraz wystarczyło przedstawić to przewodniczącemu samorządu, który zapewne nie miał pojęcia o małym wywiadzie panny Cheng, przeprowadzonym w ciągu trzech tygodni. To już właściwie był najmniejszy problem, bo zasada, którą wyznawała, jasno mówiła, że jeśli ma jakąś sprawę i chce ją rozwiązać w danej chwili, to tak właśnie się działo. Już czasami nawet ludzie dookoła nie zwracali na to uwagi, a po prostu przyjmowali to za pewną oczywistość, bo nie było raczej sensu się sprzeciwiać.

    - Cześć, Daniel.
    Alexis zastąpiła chłopakowi drogę, gdy ten wychodził z sali po zajęciach. Trzymała przy sobie cienką teczkę, w której miała swoje notatki, sporządzone wczorajszego wieczoru. Uśmiechnęła się sztywno, co jedynie mogło podpowiadać, że nie robiła tego zbyt często, a już na pewno nie w przyjaznym odruchu i bardzo wymownie zignorowała ludzi, którzy wychodzili razem z Danielem z sali i chyba z nim rozmawiali.
    - Zjemy razem lunch? - spytała, ale właściwie tylko z uprzejmości, bo zaraz złapała go pod ramię i pociągnęła w swoją stronę. - Mam pewną sprawę do ciebie jako przewodniczącego - poinformowała, spoglądając na swoją teczkę.

    Alexis Lee Cheng

    OdpowiedzUsuń