16 lutego 2016

Season ticket on a one-way ride



Scott Johnson


It's this
kind of freedom
that you need
to live through



Odpalasz szluga na rogu 84th Street i pod nosem nucisz Don't it make you feel bad, when you're tryin' to find your way home, you don't know which way to go? Kolejne kroki nie prowadzą cię do żadnego celu, w odróżnieniu do dziesiątek tysięcy ludzi, nie posiadasz miejsca do, którego planujesz dotrzeć. Szwendasz się kolejną godzinę po wyjściu ze szkoły, ale nikt Ci nie zabroni, prawda? Może zajdziesz do baru, może coś wypijesz, może wpadniesz na kumpla, pójdziecie na kręgle, zagracie w pokera, jesteś wszechstronny, a twoją dewizą do tej pory jest 'I don't give a shit'. Twoje myśli brzmią jakbyś został skopany przez życie o jeden raz za dużo, ale nie możesz przetrawić ludzi patrzących na ciebie tym współczującym spojrzeniem, więc machasz na to ręką i swoje prywatne sprawy trzymasz dla siebie i klniesz na ludzi, którzy nie potrafią pomyśleć za nim postanowią się odezwać. W gruncie rzeczy jesteś lekkoduchem, bawisz się kiedy możesz, śmiejesz się z nieśmiesznych żartów gdy w końcu przekroczysz próg nietrzeźwości i warkniesz gdy ktoś nadepnie Ci na odcisk, chociaż masz cholernie wysoki próg bólu.
Dobrze wiesz, że się pogubiłeś, nie masz planów na przyszłość, bo żyjesz tym co jest teraz, w głębi duszy zazdrościsz ludziom z ambitnymi planami, którzy wiedzą do jakiego celu chcą dążyć.  Potykasz się i się podnosić, bo nie masz innego wyboru, niż iść na przód. Żyjesz koszykówką i z natury jest z Ciebie aktorzyna, więc klasa teatralna wydała się idealnym wyborem. Opornie brniesz przez literaturę, bo czytanie książek to dla Ciebie potworna męka. Idziesz na żywioł, a ta szkoła to część tych spontanicznych wyborów.
No więc jesteś tu, a to tylko kolejny dzień, więc rozwieź paczki, czekaj na wypłatę i licz aby nadal starczało Ci na opłacenie rachunków za mieszkanie, po drodze rzut za trzy punkty i zaliczenie ustne z angielskiego.

|| 20 lat || 13 listopada || 184 cm wzrostu || IV E - klasa teatralna || Drużyna koszykówki || Zielone oczy ||

|| Zdobywca medali i trofeów z koszykówki (nagroda dla najlepszego rozgrywającego i najlepszego gracza)|| Gotuje przeciętnie || Tańczy przeciętnie || Uczy się przeciętnie, ale wystarczająco dobrze by dotrwać do IV klasy || Rysuje przeciętnie, właściwie nie rysuje w ogóle || Poniżej przeciętności gra na skrzypcach - rzępoli tak, że gdy tylko zaczyna do jego drzwi puka sąsiad z prośbą o zaprzestanie tortur, obiecując, że następnym razem nie będzie wiercić z rana || Śpiewa pod prysznicem || Gitara basowa || Niespełniony surfer || Katolik od siedmiu boleści, który od czterech lat nie pojawił się na mszy || Wynajmuje mieszkanie || Nie wierzy w miłość || Od 16 roku życia niepotrzebnie pakuje się w bójki || Bywa zbyt impulsywny || Zbyt agresywny || Zbyt cyniczny || Muzyka Led Zeppelin, Gun N' Roses, Bon Jovi, Queen (i wielu innych) zbyt głośno płynąca z głośników || Kolekcja płyt winylowych || Kilku dniowy zarost nieodłączną częścią jego wizerunku || Zatrudniony w firmie znajomego ojca, chociaż o tym nie wie || Dostarcza niewielkie przesyłki Chevroletem Aveo o niekonwencjonalnych porach ( od 5 do 7 i od 22 do 23:30) || Pracuje czasami 2 lub maksymalnie 4 dni w tygodniu || Przez pierwsze dwa lata nauki w Brooklyn Art Academy mieszkał w internacie || Motocykl - bo jeszcze starcza mu pieniędzy na paliwo (kask) ||

 
So maybe tomorrow 
I'll find my way home 
So maybe tomorrow 
I'll find my way home




 ----------------------------------
Edit: 08/03/2016
Cytaty AC/DC, Led Zeppelin, Stereophonics
Twarzy użyczył przypadkowy osobnik z tumblr, jak ktoś zna to krzyczcie
Stary-nowy Scott, mamy nadzieję, że da się go polubić...
Nauka nie poszła w las

202 komentarze:

  1. [Dobry wieczór! :) Za cytaty wielki plus. Witam serdecznie, chcę ich połączyć w jakiś sposób i mieć świetny full-wypas wątek, ale nie wiem jak :> Jeśli masz jakiś pomysł- wal śmiało. Jeśli nie, to podrapię się po głowie, może spróbuję na niej stanąć, jeśli to pomoże mi na coś wpaść :)]/ Astrid

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witam się jako Dyrekcja i życzę udanych wątków, a jako autorka zapraszam do Halszki :> ]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Witam i udanej zabawy życzę. Oczywiście łaknę wątku, tylko teraz trzeba ich jakoś połączyć. W sumie, mają kilka podobieństw, a jednym z nich są bójki, ale wolałabym ich w to nie wplątywać. Po pierwsze - mam nadzieję, że on nie jest babskim bokserem, a po drugie - Zoey chyba zbyt źle by na tym wyszła. ]

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Przyjdę się przywitać, coby nie było, że jestem jakaś niemiła XD Więc dużo udanych wątków, zdrowia, szcz... ok, nie ten zestaw... Z Danem raczej wątku nie zaproponuję, bo jestem słaba w męsko-męskich, ale gdyby jakiś pomysł, to jestem otwarta na propozycje :'D O, i planuję niedługo postać damską, więc może wtedy coś ten teges XD ]

    Danny

    OdpowiedzUsuń
  5. [Myślę, że zamiast romansów będzie miała w głowie miejsca w jego mieszkaniu, gdzie może znaleźć miskę i aspirynę :D
    Matka Astrid nie żyje- przedawkowała. Astrid faktycznie może się nim zająć, po tym jak przez cały wieczór zabiegał o jej względy, bo w końcu coś mu się od życia należy. Odkąd chcesz zacząć? Od kaca Scotta u niego w domu i śniadania robionego przez Astrid, czy wolisz od samej imprezy, albo powrotu do domu?]/Astrid

    OdpowiedzUsuń
  6. [Cześć, witam Cię, i pragnę porwać do wątku, jak i powiązania! Co Ty na to? :)]
    Daisy

    OdpowiedzUsuń
  7. [Jak patrzę na to zdjęcie to on mi pasuje na takiego przyjaciela, gdzie raz ona mu trzyma łeb nad kiblem, a innym razem on jej jak się któreś schla XD Ewentualnie opierdoli równo, jak odwali coś głupiego. Co ty na to? ]

    Halszka

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Kurde, a było tak blisko. Każda dziewczyna marzy o takim niegrzecznym chłopaczku, który może mieć wszystkie dziewczyny, ale nagle wybiera właśnie ją i to dla niej się zmienia. Patrz jaka to by była piękna historia, przemyśl to jeszcze.
    Co do tej koszykówki, jestem jak najbardziej za. Co prawda, można by kombinować powiązanie, ale to chyba zajęłoby nam zbyt dużo czasu, a tak zaczniemy od początku, ale przynajmniej będzie ciekawie. Ona wytykania błędów nie lubi, jednak sądzę, że Scott wyjdzie z tego cało, a kto wie, może i nawet zrobimy im taką scenkę z tych wszystkich filmów… Dziewczyna trzyma piłkę, chłopak staję za nią, kładzie swoje dłonie na jej i pokazuje jej jak odpowiednio rzucić czy jakoś tak to chyba było. ]

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  9. [Pana nie znam, bo jestem na tym blogu pierwszy raz, ale i tak cześć i czołem! :) Ładny chłopaczyna z niego :3]

    Beau

    OdpowiedzUsuń
  10. Gdyby ten chłopak nie był jej znany, najprawdopodobniej zostałby przez nią przepędzony szklanką, której zawartość niby przypadkowo znalazłaby się na jego koszulce. Najpewniej nie siedziałaby z nim teraz na niewielkiej kanapie, powstrzymując się od napadów głupkowatego śmiechu, jednego z tych wybuchów radości, kiedy człowieka zaczyna boleć brzuch, a poziom moczu niebezpiecznie wzrasta, nieznośnie naciskając na pęcherz.
    Domówka, na której wylądowała zupełnie przypadkowo zapowiadała się tragicznie i faktycznie taka była. Wszyscy nie byli pijani, byli zwyczajnie nawaleni, kiedy dotarła z Roxy na miejsce. Brązowowłosa koleżanka nie zwracała na to uwagi, bo była zbyt pochłonięta zajmowaniem się ustami kolegi, żeby mogła sobie pozwolić na wybrzydzanie w temacie atmosfery. Na domiar złego, Astrid wyróżniała się na tle znajomych ze szkoły; w przeciwieństwie do reszty dziewczyn nie miała ładnego makijażu, nie miała też szpilek ani nawet sukienki. Roxy obiecała, że pójdą się przejść, ewentualnie napiją się piwa i zaraz wrócą do domu, bo faktycznie szkoda życia na poranne zdrowienie. Ubrana w szary crop top z długim rękawem i czarne spodnie z wysokim stanem, niespecjalnie pasowała do reszty towarzystwa i właśnie tym tłumaczyła sobie uwagę, którą otrzymała od kolegi, którego właśnie poklepała po plecach i pomachała do niego na pożegnanie, wstając z kanapy.
    Z wieszaka w przedpokoju wzięła swoją kurtkę i już miała ją zakładać, kiedy poczuła czyjąś obecność tuż obok. Nerwowo obróciła się w miejscu i omal nie uderzyła łokciem Scotta. Tak, właśnie tego Scotta Johnsona, z którym chodziła do jednej klasy o cztery lata za długo, żeby patrzeć na niego jak na bożyszcze (jak robiła to znacząca część żeńskiej populacji szkoły).
    -Wszystko w porządku?- spytała, wsuwając rękę do rękawa okrycia.

    Astrid

    OdpowiedzUsuń
  11. [ To ja wbijam do Scotta po wątek. :D
    Pomysły na wątek i relację są? :3 ]

    Foxy

    OdpowiedzUsuń
  12. [Nie wiem, jak Ci idą męsko-męskie i czy w ogóle masz ochotę na wątek, ale w razie czego nasi panowie na pewno znają się z drużyny koszykówki, więc zapraszam.]

    Jaehyung G. Hwang

    OdpowiedzUsuń
  13. [Nie no, trzeba cos wykminic co by zaburzylo ich sielskie życie. Mam kilka glupich pomysłów. 1. Standard, dzieciaki poniosło i budza się o poranku w srednio komfortowej sytuacji jak na dwojke przyjaciół.
    2. Ktoś w szkole puścił plote, że oni cos tam razem i ci tylko w panice ze to nie prawda, ale ludzie juz sobie uwalili cos w głowach i nie przekonasz xD
    3. Rodzice Halszki, a raczej matka sobie uwidzi, że Scott ma na nią zły wpływ czy coś i ze maja się przestać przyjaznic, ale im to nie w glowie :D
    Do wyboru do koloru, chyba że ty masz jakiś pomysł inny, albo jak któryś ulepszyć? Co ty na to?]

    Halszka

    OdpowiedzUsuń
  14. Zamarła bez ruchu i popatrzyła na niego z rozbawieniem. Nie to, że sama była zupełnie trzeźwa, ale z pewnością czuła się od niego lepiej. Do kogo on startował z taką śpiewką? Piękne oczy, złamane serce... Musiał faktycznie być bardzo pijany, skoro zaczął tak zmyślać byle ją zatrzymać.
    Ociągając się odwiesiła płaszcz i zdjęła buty, założone chwilę wcześniej. Nawet ich nie zdążyła zapiąć! Swobodnie, wcale się przy nim nie krępując, podciągnęła spodnie, które zdążyły się odrobinę zsunąć przez całą gimnastykę związaną z ubieraniem.
    -Widziałam te oczy przez cztery lata i nie zdążyłam zauważyć, żeby były błękitne- zaśmiała się cicho i spojrzała na zegarek na nadgarstku. Dochodziła druga, a Joe, właściciel pubu w którym przesiadywał jej ojciec, jeszcze nie dzwonił żeby Astrid go odebrała. Nie wiedziała, czy się cieszyć, bo to mogło oznaczać że ten wieczór jej ojciec spędził w domu, czy raczej martwić, bo równie dobrze mógł leżeć gdzieś pijany, a jutro będzie musiała odebrać go z aresztu, pogotowia, albo izby wytrzeźwień. Nie wiedziała, która opcja byłaby lepsza, bo pozostanie w domu wcale nie było jednoznaczne z przerwą w ciągu alkoholowym, w który wpadł wiele lat temu.
    -Powinnam wracać do domu, Scott- powiedziała cicho, wchodząc znowu do mieszkania- Jak tylko dostanę wiadomość, ale znajomy zadzwoni, będę musiała iść. Obojętnie, czy złamię Ci tym serce, czy przeze mnie odkryjesz, że Twoim oczom daleko do błękitnych. Poza tym... Myślałam, że to ja nie mieszkam w ciekawej okolicy. Wychodzisz w nocy bez gazu, pałki, albo czegoś takiego?- spytała, opierając się o ścianę. Wyjęła telefon z torby, którą położyła obok kanapy i spojrzała na wyświetlacz. Żadnych połączeń, żadnych wiadomości, dosłownie nic.

    Astrid

    OdpowiedzUsuń
  15. [ Zawsze dziwnie się czuję jak ktoś czyta moje wątki, ale po łapach nie dostaniesz. :D Co do miejsca chłopaka to jeszcze nie jest zajęte, bo nigdy nie wiadomo co z tego wszystkiego wyjdzie, więc cieszę się, że to przemyślałaś. Ogólnie ta historia z Beau jest bardziej skomplikowana i jeszcze muszę dokładniej przemyśleć jak Zoey to wszystko przyjmie, ale mniejsza. Pomysł jak najbardziej mi się podoba i już nie mogę się doczekać, aż wcielimy go w życie. Ona na pewno początkowo nie miała ochoty brać od niego lekcji, czy raczej porad, bo to taka Zosia Samosia, ale w końcu się ugięła, bo wydał się nawet fajnym chłopakiem i uznajmy, że te ich spotkania zamieniły się w coś na kształt rutyny. Nie umawiali się na to oficjalnie, ale raz w tygodniu zawsze spotykali się na sali i ćwiczyli. Później pojawił się Beau, Zoey się z nim przespała i wszystko się skomplikowało, a choć próbowała to ukryć to Scott i tak się czegoś domyślił. Później zaczął zabiegać o jej względy, tak? I wtedy już się we wszystkim pogubiła.
    Teraz trzeba wymyślić od czego zacząć. To co, robimy im kolejne spotkanie na sali? Czy kombinujemy coś innego? ]

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Hej. Najlepsze zawsze jest trochę ukryte :D
    *Scott wpada na Felkę, ona się wywraca, boli ją tyłek, ale i tak każę jej zapoznać z tym panem* :D
    Chciałabym coś zaproponować, ale widzę, że trochę wątków już masz, a nie chcę się powtarzać, czy być banalna... Więc może Ty coś zaproponujesz? *śliczne oczka*
    Można by iść w kierunku, że on ją jakoś strasznie będzie denerwował. Ale równocześnie coś by ich tam łączyło. ]

    OdpowiedzUsuń

  17. [ Spokojnie, mi się wydaje, że właśnie najlepsza będzie ta faza przejściowa, gdzie on w ten specyficzny sposób będzie starał się o jej względy, czy jak to tam inaczej nazwać. Taka relacje jest bardzo ciekawa jak na moje oko.
    Jeśli chodzi o te kwiatki i naszyjniki, to… Broń Boże! Zoey to nie ten typ, raczej coś takiego by ją przytłaczało, a nie wprawiało w euforię albo nawet zadowolenie. To chyba nie pozostaje mi nic innego jak zacząć, bo chyba wszystko już obgadane. ]

    Zoey nie rozumiała ludzi, którzy nie wierzyli w przyjaźń damsko-męską, a widzieli w tym tylko seksualne albo nawet miłosne ciągotki. Ona miała raczej przeciwnie. Wierzyła w nią bardziej niż w tę całą miłość, o której tyle się ostatnio mówiło. Oczywiście, rozumiała, że luty to okres walentynkowy, ale ileż można? Czy tylko ją od tego wszystkiego mdliło? Niektórzy uważali, iż jest to spowodowane faktem, iż nie ma faceta, ale problem w tym, że wcale nie chciała. Związki to nie była jej bajka i tyle. Zrezygnowała z nich widząc liczne zdrady matki. Uważała, że ma równie wielkie szczęście, jak jej ojciec i trafi na kogoś podobnego, a nie miała ochoty być oszukiwaną i okłamywaną, nawet dla tego wyjątkowego uczucia, na które mówili „motyle w brzuchu”.
    Właśnie przez ten stereotyp wciąż musiała tłumaczyć przyjaciołom, że jej i Scotta nic nie łączy. Prawdą było, że spotykali się regularnie raz w tygodniu, ale w sumie to nawet się nie umawiali. Po prostu w każdy czwartek po lekcjach ona była na sali, ponieważ była wolna i wtedy przychodził też Scott… No dobrze, dłużej się nad tym zastanawiając, może faktycznie było to w pewnym sensie zaplanowane, ale jeśli już, była to umowa bezsłowna i tyle. Poza tym nie zamierzała się nikomu więcej tłumaczyć. To była jej sprawa co robiła ze swoim życiem! Chłopak był miły, oferował jej pomoc, więc z niej korzystała, nic więcej.
    Przebrała się w krótki, luźny top i czarne szorty, a później z piłką w ręce weszła na salę, zastanawiając się, czy tego dnia Johnson również się pojawi. Dotychczas ani razu jej nie zawiódł, ale faktycznie tak naprawdę na nic się nie umówili. Jednak musiała przyznać, że polubiła te ich spotkania, choć początkowo była do nich sceptycznie nastawiona. Wielu rzeczy się nauczyła, a przede wszystkim w towarzystwie Scotta świetnie się bawiła.

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  18. [ Podoba mi się pomysł, zwłaszcza z wybuchem. Najlepiej żeby było to jeszcze przy dużej liczbie ludzi. Na przykład wśród znajomych "plastyków". Na przykład na jakiejś tam imprezie, gdzie Felcia udawałaby jedną z nich. On by się upił i faktycznie mocno zmieszał ją z błotem.
    A mógłby być uprzedzony do sprzątaczek, bo na przykład wszystkie które do tej pory spotkał nie były najmilsze. Plus na przykład jakaś przyjaciółeczka jego byłej dziewczyny była sprzątaczką i nie dość, że wredną i pustą, to jeszcze tak głupią, że ciężko to opisać. O, ta przyjaciółeczka mogłaby na przykład doprowadzić do zerwania Scotta z dziewczyną, a później jeszcze pakować się mu do łóżka. Albo coś tam w tym stylu. Twoja w sumie kwestia, tak żeby pasowało do Twojej postaci ;)

    Zaczęłabym najpierw od takiego "delikatniejszego" drażnienia, żeby się wczuć i w ogóle. Na przykład, spotkaliby się przy wyjściu z akademii, po skończonych "zajęciach", gdy żegna się z jakimiś tam znajomymi. I on by jej po prostu zaczął dogryzać. Na domiar złego byliby na siebie skazani, bo szliby w tym samym kierunku. Może nawet mieszkali w pobliżu?

    A Felcia będzie tutaj od września dopiero, tak sobie myślę :) ]

    OdpowiedzUsuń
  19. Felicity nie lubiła kłamać. Robiła to cały czas, odkąd pamiętała, ale nie lubiła tego. Wolałaby mówić prawdę, tylko... ona była niewystarczająca. Lepiej było ubarwić rzeczywistość niż zawieść rodziców, siebie, znajomych. Wolała właściwie okłamywać samą siebie niż zmierzyć się z rzeczywistością, w której... po prostu dała ciała. Przez naiwność i głupotę pozbyła się przyszłości. I teraz za to płaciła. Nic więc dziwnego, że była na siebie wściekła i na ogół niezbyt chętnie przyznawała się do tego czym się zajmuje. Zresztą to była jej sprawa. Nikogo więcej nie powinno to obchodzić. A zwłaszcza JEGO.
    Kim ON był? Był najbardziej irytującą osobą na świecie. W sumie na tym można by skończyć opis. Po prostu był irytujący. Wystarczyło, że go zobaczyła, by dłonie same zacisnęły się jej w pięści, a usta wykrzywiły się w grymas. Nie wiedziała dlaczego się na nią uwziął, dlaczego postanowił zamienić jej życie w jeszcze większe piekło. Przecież nic mu złego nie zrobiła! Zabiłaby go, gdyby mogła. Idiota.
    Dokładnie te same negatywne uczucia i pytania "dlaczego?!" wezbrały w niej, gdy tym razem do niej podszedł. A jeszcze sekundę wcześniej miała taki dobry humor! Udało się jej skończyć wcześniej pracę, pogadała z kilkoma osobami, które uważały ją za "swoją". Miała wrócić do domu, zjeść obiad, obejrzeć serial... Ale nie. Musiał się pojawić.
    Z trudem ukryła złość jaka w niej wezbrała. Uśmiechnęła się tylko krzywo i wywróciła oczami, jakby chłopak właśnie powiedział wyjątkowo słaby żart. Jej znajomy popatrzył najpierw na niego, później na nią, widocznie skołowany sytuacją. Nie miał pojęcia o czym Scott mówił, ale w sumie kto by się dziwił. Szybko się jednak otrząsnął, uścisnął wyciągniętą dłoń i się przedstawił. Chciał nawet zapytać o czym mówi, ale Felcia nie pozwoliła mu powiedzieć nic więcej.
    - Pogadamy innym razem. Na razie! - pożegnała się niby wesoło i nie czekając na odpowiedź, szybko odwróciła się. Chwyciła Scotta za rękaw i pociągnęła go za sobą. Nie dlatego, że miała ochotę na jego towarzystwo. Bała się, że zaraz wygada jej sekret, zabije tym samym jej życie towarzyskie i odbierze jedną z niewielu rzeczy, która sprawiała jej jako taką przyjemność.
    - Dasz mi spokój, czy mam ci wcisnąć jeden z tych "drewnianych kijów" w tyłek? - powiedziała ze złością. Dalej ciągnęła go za sobą. Dopiero gdy przekroczyli bramę, puściła go i posłała mu mordercze spojrzenie. Na tyle mordercze na ile potrafiła. Choć i tak nie wyglądała zbyt groźnie.

    OdpowiedzUsuń
  20. Mimowolnie uśmiechnęła się widząc jak chłopak wchodzi na salę i przelotnie przesunęła po nim wzrokiem. Był przystojny, to musiała przyznać. Kojarzył jej się z takim wakacyjnym chłopaczkiem, wiecznie radosnym i pełnym pozytywnej energii. Takim, który powinien występować w reklamach i zachęcać ludzi do kupowania tych nieziemsko drogich wycieczek. Takim, który podrywa dziewczyna zachęcając je do gry w plażową siatkówkę albo podobną grę. Oczywiście nigdy mu tego nie powiedziała i nie zamierzała. Nie mówiła mu też o tym ile dziewczyn prosiło już o jego numer albo wypytywało o miliony aspektów jego życia, o których nawet nie miała pojęcia. Skąd niby miała wiedzieć, czy kogoś ma albo jaki rozmiar buta nosi? Z czasem to stało się strasznie nudne. Wywęszyły, że spędza z nim trochę czasu i już rzuciły się jakby od razu była jego najlepszą przyjaciółka, posiadającą wiedzę na każdy temat dotyczący jego osoby.
    Gdy zabrał jej piłkę już miała jęknąć krótkie „Ej”, ale w ostatniej chwili się powstrzymała i krzyżując ręce na piersi po prostu się mu przyglądała. Słysząc jego radę, nie mogła się powstrzymać i pokazała mu język. Nie lubiła upominania i wytykania błędów, ale w jego towarzystwie już się do tego przyzwyczaiła, choć wciąż ją to trochę irytowało, jednak wiedziała, że te wszystkie uwagi bardzo jej pomagają. Bez zbędnych komentarzy wzięła piłkę i idąc za jego radami, ruszyła w stronę kosza, rzucając i na całe szczęście trafiając. Nie miała ochoty na ćwiczenie celności…
    Zdawała sobie sprawę, że przy każdym ruchu koszulka podchodzi jej do góry, odsłaniając spory kawałek ciała, ale w tym rzecz, że w jego towarzystwie kompletnie jej to nie przeszkadzało. Nie czuła skrępowania ani nic podobnego. To tak jakby była ze zwykłym nauczycielem… Tylko on stanowił przystojniejszą wersję.

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  21. Może nie była w stu procentach fair wobec tych ludzi, ale przecież nie krzywdziła ich tym drobnym kłamstwem. Kilka rozmów, od czasu do czasu wspólne wyjście... Przecież nie zarażała ich żadnym potwornym wirusem, nie okradała ich, nie robiła niczego złego. Jedynie troszkę zmieniła fakty ze swojego życia. Po to, by choć czasami czuć się częścią czegoś fajnego. Co w tym złego?
    Wcale jej nie było do śmiechu. W końcu ludzie, z którymi się zadawała, nie byli totalnymi idiotami. W końcu ktoś mógł się czegoś domyślić. Strasznie się tego bała. Wiedziała, że nie dość, że ją to upokorzy, to raczej żadna z nawiązanych znajomości nie była na tyle silna, by przetrwać takie kłamstwo. Sama na ich miejscu przestałaby się ze sobą zadawać... Ach, dlaczego musiała być taka głupia?
    - Ty za to jesteś Matką Teresą! Dobro innych jest dla Ciebie najważniejsze - prychnęła. Może faktycznie nie zależało jej jakoś super mocno na tych ludziach. Nie znała ich na tyle dobrze. Ale równocześnie nie byli jej obojętni. Nawet ich lubiła, choć daleko by nazwać to przyjaźnią. Najważniejsze, że byli. Że miała do kogo się odezwać. Bo ile można siedzieć na czacie, szukając kogoś ciekawego do rozmowy i spławiając zboczeńców?
    Nie skomentowała uwagi o błocie. To było bez sensu. Wiedziała, że jej mina nie jest groźna. A na myśl o błocących pierwszoklasistach chciało się jej płakać. Naprawdę, błoto w myślach doprowadziło ją do płaczu. Bo zimą czuła się jak idiotka, zwracając uwagę uczniom niewiele młodszym od niej. Ale akurat tych emocji nie dała po sobie poznać.
    - Nie znasz ich, nie znasz mnie. Co Ci zależy? - spytała, ale było to pytanie raczej retoryczne. Znała odpowiedź. Męczył ją, bo tak. Bo był dupkiem, któremu wszystko w życiu wychodziło i myślał, że jest lepszy od niej. Bo prześladowanie jej podnosiło mu samoocenę. Bo wiedział, że ona nic mu nie może zrobić, on zaś może jej wiele. Bo był irytujący.

    OdpowiedzUsuń
  22. Zamrugała niemrawo oczami, zaraz wydając z siebie cichy pomruk niezadowolenia, kiedy jednocześnie dotarło do niej kilka nieprzyjemnych bodźców. Najpierw ostre światło przedzierające się przez szparę miedzy roletą, a ścianą, a zaraz potem ostry ból głowy i towarzyszące mu pragnienie w ustach. Niemrawo przekręciła się na bok, by uniknąć choć jednego z drażniących czynników, jednak napotkała tylko czyjeś plecy. W dodatku, były to najprawdopodobniej męskie plecy. No tak, po chwili zastanowienia, rzeczywiście nie znajdowała się w swoim pokoju. Cóż... zdarza się. Halszka starała się nie dopuszczać do takich sytuacji w miarę możliwości, ale jak widać i dla niej istniała ilość alkoholu, której nie powinna przekraczać, po której traciła większość zahamowań.
    Jednak tym razem było gorzej niż słabo. Było źle. Zwłaszcza kiedy dziewczyna ze zdumieniem zdała sobie sprawę, że doskonale zna pokój, w którym się znajdowała. Ba! Spała tu już nie raz, zwłaszcza po jakiejś większej imprezie, ale nigdy nie skończyło się to tak jak tym razem, czyli bez ubrań. Miała ochotę krzyknąć ze złości, głównie na siebie, ale i na tego gamonia, który powinien myśleć za nią, skoro ona już nie była w stanie. Westchnęła tylko załamana i jeszcze raz zerknęła na chłopaka upewniając się, że to rzeczywiście Scott Johnson. Rozejrzała się tylko po podłodze wypatrując własnych ubrań, ale kiedy dostrzegła swój telefon od razu kwestia ubioru zeszła na dalszy plan. Kilkukrotnie nacisnęła przycisk blokady, zanim dotarło do jej skacowanej głowy, że bateria nie wytrzymała. Która była godzina? Sądząc po promieniach słońca, które natarczywie wdzierały się do środka, raczej to nie był wczesny ranek, kiedy zdążyła by jeszcze niepostrzeżenie wślizgnąć się do swojego pokoju oknem. Już wiedziała, że gdy tylko wróci do domu, czekać ją będzie długie kazanie, podczas, którego żałować będzie z całego serca zazdrościć jej kolegom i koleżankom, którzy mieszkają w internacie, albo tak jak Scotty, całkiem wyprowadzili się na swoje. W obecnej sytuacji, miała ochotę jednocześnie uciec przed osadzającym spojrzeniem spojrzeniem przyjaciela gdy się obudzi, ale jednocześnie, jego mieszkanie, często było azylem, kiedy próbowała odwlec nieuniknioną rozmowę z rodzicielką.
    Dziewczyna chwyciła tylko swoje ubrania porozrzucane po pokoju, czując zażenowanie miejscami, w których je znajdowała i zaczęła się ubierać, licząc na to, że skończy zanim chłopak się obudzi.

    Panna zażenowana aka Halszka

    OdpowiedzUsuń
  23. Chętnie by go w tamtym momencie pobiła. Tylko, że na wygraną w starciu z nim miała takie szanse jak na wygraną w totka. Zacisnęła mocno pięści w kieszeniach, patrząc jak odchodzi bardzo zadowolony z siebie. A gdy wyczuła jakiś drobny przedmiot przy dłoni, złapała za niego i bez namysłu rzuciła w Scotta. Jakimś cudem nawet trafiła go w głowę! Co prawda jej pocisk z, jak się okazało, pomadki prawdopodobnie tylko dodatkowo go rozbawił, ale choć minimalnie jej ulżyło.

    Jakiś czas później bawiła się na domówce jakiegoś człowieka z akademii. Nie było to nic nadzwyczajnego. Nie szalała jakoś szczególnie, nie miała na to zbytnio ochoty. Wolała spokojnie topić problemy w alkoholu, rozmawiając o błahych rzeczach z innymi ludźmi. Większość z poruszanych tematów kompletnie jej nie obchodziła, ale i tak żartowała na każdy z nich, by jakoś odciągnąć się od swoich myśli.
    I tak minęło... ileś tam czasu. Nie warto się zagłębiać w te chwile, bo niczym się one nie różniły od wielu innych. Moment, który zburzył tę harmonię, to ten, gdy pojawił się Scott. Tak, znów on. Przeklęła w duchu na jego widok. Ale na szczęście, on jej nie widział. Był zajęty rozmową z naprawdę, naprawdę ładną dziewczyną. Prawdopodobnie jedną z ładniejszych jakie były obecne na tej imprezie. Albo nawet jedną z ładniejszych w akademii, żeby nie powiedzieć w mieście. Gdyby Felcia wahała się co do swojej orientacji, pewnie też zaczęłaby się ślinić na jej widok. Tak jednak pozostała na zazdrości i pobożnym życzeniu żeby sama wyglądała choć w połowie tak seksownie... Ale, wracając do Scotta. Widać było, że nawet podobał się tamtej dziewczynie. W głowie Feli pojawił się niecny plan. Musiała mu przeszkodzić w tym podrywie. Mogła udawać jego dziewczynę, ale... nie, fuj, to by oznaczało udawanie jego dziewczyny! Inny plan... Ok, miała. Był on głupi, ale w sumie - winę proszę zrzucić na alkohol i złość. Bo wciąż była wściekła na chłopaka, a na dodatek dziś to ona miała trochę zły dzień.
    Podeszła do parki sprężystym krokiem. Gdy Scott ją zauważył, uśmiechnęła się szeroko.
    - Och, Scott! Miałam nadzieję, że na Ciebie wpadnę! - powiedziała z całkiem nieźle udawanym entuzjazmem. Nie pozwoliła mu dojść do słowa, od razu zaczęła gadać dalej: - Wiesz, rozmawiałam wczoraj z Kate. Podobno wyleczyła już tę wysypkę, więc to chyba nic poważnego. Choć wciąż jej strasznie głupio, że cię zaraziła. Podobno to wygląda paskudnie... - skrzywiła się i spojrzała na "centrum dowodzenia" Scotta, miejsce w którym znajdował się jego mózg i serce. Spojrzała w tym kierunku tak, by dziewczyna, z którą rozmawiał, widziała i sama mogła się domyślić, że wysypka nie dotknęła pleców, czy rąk, ale właśnie części intymnych. - W każdym razie jeszcze raz bardzo Cię przeprasza i ma nadzieję, że Ty też szybko wyzdrowiejesz. Choć w sumie może dobrze z tym wszystkim wyszło? Dzięki temu Kate się trochę ogarnęła, no wiesz, przez chwilę była naprawdę przerażona, podobno prawie zwymiotowała jak to pierwszy raz zobaczyła... No i teraz postanowiła sobie zrobić przerwę od facetów, co chyba jej dobrze zrobi... - plotła dalej, odpowiednio modulując głos. Trochę jakby mówiła do Scotta, trochę jakby do siebie.
    Plan był idiotyczny. Ale... z satysfakcją Fela zobaczyła, że tamta dziewczyna krzywi się lekko i jakby nieco się odsunęła od chłopaka. Prawdopodobnie szukała już w głowie jakiegoś powodu, by jak najszybciej uciec.

    [ Takie coś. Uznałam, że Felka też musi mu trochę dopiec, żeby nie była taką ofiarą.
    Co do wybuchu, nie postanowiłam. Zobaczymy jak wyjdzie, co? Chyba najlepiej będzie. Jak za dużo zaplanujemy, to będzie nudno :)
    I nie wiem dlaczego, ale w mojej głowie Scott jest blondynem. Więc jakbym gdzieś tam napisała, że "blondyn coś tam" to możliwe, że chodzi o niego :D ]

    OdpowiedzUsuń
  24. Nie wiedziała, dlaczego dała się namówić Scottowi na imprezę organizowaną przez jakiegoś jego kumpla, którego nawet nie znała. Może to była taka desperacka próba ratowania się przed dyszącym jej w kark mrokiem. Ostatnio czuła się dużo gorzej, kompletnie wypalona i zniechęcona do dalszego życia. Wbrew temu co zalecił terapeuta, najbardziej rozsmakowała się w samotności. Mogła się w niej pławić godzinami, nie chodząc do szkoły, nie patrząc na innych ludzi, nie wchodząc z nimi w żadne interakcje. Z jakiegoś dziwnego powodu znowu wracała do stanu sprzed roku, grzebiąc żywcem wszystkie dotychczasowe postępy. Na szczęście nie była całkowicie sama, został jej jeszcze Johnson, który doskonale zdawał sobie sprawę z tego, przez co przechodzi i robił wszystko, żeby nie pozwolić jej znów upaść. Nie kiedy już prawie stanęła na nogach. Wciąż słyszała te słowa, odbijające się wielokrotnym echem w jej podświadomości. W głębi duszy była mu za wszystko cholernie wdzięczna, nawet jeśli chwilami wydawało się, że ma go serdecznie dosyć. Że ma dosyć wszystkich i wszystkiego, a najchętniej to by… Nieważne. Nie powinna o tym w ogóle myśleć.
    Nie zginęła mu. Scott zwyczajnie pozwolił ją sobie odebrać, czyżby zapomniał? Była na niego wściekła, przecież obiecał, że nie będzie już próbował bawić się w swatkę, a tymczasem zostawił ją na pastwę innego kolesia, bo najwyraźniej uwidziało mu się w tej jego pijanej głowie, że coś może z tego być. Owszem, nieznajomy był w typie Ramsey, nie był gburem, okazał się być całkiem spoko i o dziwo nie pytał o jej blizny, nie wgapiał się w nie bez przerwy tak jak reszta kolesi, których odprawiła z wilczym biletem już po pięciu minutach. Gdyby jej życie potoczyło się zgoła inaczej, może nawet dla kaprysu rozpętałaby z nim istny pożar w jakimś ustronnym dark roomie, ale w obecnej sytuacji nie było co na to liczyć. Po prostu była miła, pozwalając by postawił jej drinka czy objął ramieniem. Nic więcej. Głównie dlatego, że kiedy już coś miało się między nimi stać, kątem oka zauważyła, jak Scott w bardzo nieciekawej kondycji kieruje się ku wyjściu. W ułamku sekundy dopadły ją piekielnie złe przeczucia, więc wyplątała się żwawo z objęć towarzysza, żegnając go jedynie pośpiesznym „przepraszam”. Nie da się ukryć, że w gruncie rzeczy było jej to na rękę. Wcale nie chciała się z nim obściskiwać. Zwyczajnie nie była jeszcze na to gotowa. Czułaby się z tym jak zdradziecka suka, bo w swojej głowie wciąż nie pozwoliła Jacksonowi odejść.
    Niespokojnie przedzierała się przez tańczący tłum, momentami nawet podrywając się do utykającego biegu. Bolało jak diabli, ale to nie miało nawet najmniejszego znaczenia, bo przed wejściem zobaczyła Scotta wsiadającego na motocykl. Mogłaby przysiąc, że oblał ją wtedy zimny pot, a oddech niebezpiecznie zapadł się w piersi. Co za pacan! Idiota, kretyn i jeszcze raz pacan! - wymyślała na przyjaciela w myślach. Nie mogę mu na to pozwolić!
    Nie minęła chwila, jak z niesamowitą mocą uchwyciła w dłonie poły jego skórzanej kurtki i zaparła się na uszkodzonej nodze, niemal zrzucając chłopaka z maszyny. W zaśrubowane kości uderzyła kolejna fala bólu, silniejszego niż ten kiedy biegła, co tylko potęgowało jej wściekłość. Teoretycznie mógł wylądować na bruku za jej sprawą. W końcu był pijany, jego środek ciężkości był wątpliwy. A siłownia trzy razy w tygodniu od lat też robi swoje. Ale nie chciała go przewracać, tylko ściągnąć z odpalonego motoru. Za wszelką cenę. Nie nawali tak jak z Jacksonem, nie da mu się zabić.
    Scott, kurwa! Co z Tobą?! Zsiadaj natychmiast, albo obiję Ci ten tępy ryj!

    Twoja troskliwa Ramsey, która cholernie boi się o przyjaciela

    OdpowiedzUsuń
  25. Zoey jakoś nigdy specjalnie nie zastanawiała się nad faktem czy podoba się facetom. Oczywiście czasami zdarzał się taki odważny, który rzucał w jej kierunku jakieś sprośne komentarze, ale większość znała jej wybuchową stronę i wolała nie wywoływać wilka z lasu. Ona również rzadko zwracała na nich uwagę, wolała oddawać się innym zajęciom jak taniec czy właśnie koszykówka. Długoterminowe związki wydawały się nużące i bezsensowne, to był też jeden z powodów, dla których nie znosiła walentynek. Świętowali coś czego nie warto było świętować, a przynajmniej takie było jej zdanie, jednak doskonale wiedziała, że większość dziewczyn się z tym nie zgadza…
    Gdy zabrał jej piłkę znowu wywróciła oczami. To był chyba jej najczęstszy gest, który wykonywała w jego towarzystwie, ale i tak na jej ustach pojawił się również lekki uśmiech. Podbiegła do niego, wybiła mu piłkę i kozłując oddaliła się od niego.
    – Niedługo się kończy. – Odpowiedziała, a później wykonując dwutakt trafiła do kosza. Piłka spadła ze stukiem na podłogę, a ona odwróciła się w jego stronę rozkładając ramiona w geście mówiącym „Patrz i podziwiaj”.
    Lekcje z nim zamieniały się raczej w przyjemne spotkania, dwojga ludzi, którzy całkiem dobrze się razem dogadują i bardzo jej to odpowiadało. Polubiła go, a w jego towarzystwie zazwyczaj zapominała o wszystkim co ją dotychczas dręczyło. Wchodząc na salę, czuła jakby wszystkie troski zostawiła na progu i teraz mogła na chwilę odetchnąć.

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  26. No i pięknie. Wkopała się. Nie dość, że Scott zręcznie poradził sobie z jej zaczepką, to jeszcze okazało się, że ta dziewczyna chodzi na zajęcia plastyczne! Jakby tego było mało dziewczyny z "wyższej ligi" odbierały jej pewność siebie. Ale nie, nie mogła się poddać. Policzyła do dziesięciu, na chwilę skupiła się na swoim oddechu, by uspokoić myśli. Jesteś super, dasz sobie radę. - powiedziała do siebie. W sumie powtórzyła to sobie trzy razy.
    - Miło mi Cię poznać - zwróciła się do dziewczyny z życzliwym uśmiechem na ustach. - Możliwe, że spotkałyśmy się na jakichś zajęciach albo wystawie... Wydaje mi się, że Cie widziałam, ale! mam tak okropną pamięć, że niestety, nie przypomnę sobie teraz gdzie i kiedy! - powiedziała i westchnęła ciężko, jakby faktycznie ze wszystkich sił próbowała sobie przypomnieć kiedy to się spotkały, a jej wysiłki poszły na marne.
    Dziewczyna przyglądała się, jakby próbowała ją rozpoznać, ale widocznie miała równie kiepską pamięć co Felcia. Albo po prostu nigdy nigdzie jej nie spotkała. Rzuciła więc tylko jakieś uprzejme, wymijające zdanie, którego Fela nie słuchała zbyt uważnie. Odwróciła się z powrotem do Scotta.
    - Och, czyli twierdzisz, że w sobotę całą noc skręcałeś szafę i nigdzie nie wyszedłeś? Cóż, nie każdy potrafi sobie poradzić z tak trudnym zadaniem jak przykręcenie kilku śrubek - wywróciła oczami. - I wybacz, ale wydaje mi się, że to jednak ty masz poważne problemy z pamięcią skoro nie pamiętasz jak przedstawiałam ci swoją kuzynkę, z którą później gdzieś zniknąłeś, a szczegółów tego zniknięcia, niestety, zostały mi dokładnie opisane następnego dnia... - skrzywiła się nieznacznie. - No, chyba że to tylko przez nagromadzenie danych. Tyle dziewczyn, a do tego ten wysiłek jakim było czytanie instrukcji składania szafy! Nie dziwię się, że Twój mózg jest już przemęczony - powiedziała ze współczuciem, nie zamierzając mu tak po prostu odpuścić. Choć raz chciała wygrać. Raz. Ten jeden, jedyny. Zwłaszcza po tym jak znów zaczął jej docinać.
    A składanie szafy było naprawdę kiepską wymówką. Nikt nie składał tak długo szafy, ani nawet nie czyścił nie ważne jak brudna była. Dziewczyna była pewna, że nawet mając do czyszczenia dwadzieścia szaf i tak w międzyczasie by kogoś zaliczył.
    - Następnym razem możesz mnie poprosić o pomoc. Oczywiście, nie w zaliczaniu jakiejś pierwszej lepszej panienki, choć z tego co wiem, to tutaj też... a nie ważne! - machnęła ręką, jakby bojąc się, że powie za dużo. - Chodziło mi o skręcanie mebli. Mi złożenie szafy zajęło jakąś godzinę. No ale ja nie mam tak przeciążonego mózgu... - wzruszyła ramionami i upiła łyk piwa, rozglądając się swobodnie po pomieszczeniu. Tak naprawdę w środku cała się trzęsła, ale nie dała po sobie tego poznać.

    [ Cwaniaczek z tego Scotta! ]

    OdpowiedzUsuń
  27. Ona praktycznie nic o nim nie wiedziała, tak jak on nie wiedział o niej. Widywała go flirtującego z różnymi dziewczynami, więc domyśliła się, że nie ma problemu ze znajdowaniem sobie towarzystwa na noc. Oczywiście, nie brała jego sypiania z kim popadnie za pewnik, ale taka opinia o nim faktycznie była wygodna. Idealnie pasował na tego typowego kapitana drużyny, który miał powodzenie u wszystkich, korzystał z tego, był uwielbiany, choć jego pozytywne cechy można by policzyć na palcach jednej ręki.
    Chciała mu coś odpowiedzieć tak, by naprawdę zniechęcić Lily. Niestety, zanim zdążyła otworzyć usta, zmienił zwinnie temat, a dziewczyna oddaliła się do koleżanek. Fela przeklęła w myślach, zaś widząc jak Scott gapi się na tyłek tamtej, wywróciła oczami. Właśnie przez takie coś obcisłe sukienki nie były jej ulubionym strojem.
    Gdy się tak do niej przysunął, odruchowo się odsunęła. Nie lubiła takiej bliskości, a już zwłaszcza nie miała ochoty być tak blisko tego chłopaka. Nie czuła się zbyt komfortowo. Doskonale zdawała sobie sprawę, że to on ma przewagę, jak zawsze zresztą. Nie była na tyle pewna siebie, by z każdej sytuacji wychodzić obronną ręką.
    - Chciałabym żebyś raz na zawsze dał mi święty spokój - syknęła w odpowiedzi, patrząc mu ze złością w oczy. - Mam gdzieś czy pieprzysz się z kim popadnie, czy kochasz tylko z wybrankami, mój "móżdżek" i tak nie jest w stanie pojąć twojego zachowania. Zatruwanie twojej reputacji ma proste uzasadnienie - jesteś dupkiem - dodała ze złością, wyraźnie wymawiając ostatnie słowo. Chciała zniknąć, ale wiedziała, że jeśliby teraz by uciekła, to on do końca życia miałby ją za jakiegoś śmiecia.Zerknęła przelotnie w stronę Lily. O nie, nie skończyła knuć. Musiała coś jeszcze wymyślić. Może jeśli "przypadkiem" wpadną na siebie w łazience...

    OdpowiedzUsuń
  28. Zaśmiała się słysząc sarkazm w jego głosie, ale nic więcej nie odpowiedziała tylko skupiła się na grze. Niektórzy ludzie zawsze dziwnie się czuli, gdy panowała cisza. Nikt się nie odzywał i oboje milczeli… Jej to nigdy nie krępowało, a wręcz przeciwnie. Miała chwilę dla swoich myśli, mogła się im kompletnie oddać albo po prostu je zablokować. Teraz wybrała tę drugą opcję i wszystko było dobrze, do momentu, aż Scott usiadł i znowu wrócił do tematu. W duchu jęknęła, ale usiadła obok niego i splotła dłonie przyglądając im się w milczeniu.
    Nie lubiła mówić o swoim życiu i o swoich problemach. Jeśli chodziło o tematy do rozmów wolała wybierać coś luźniejszego, niezobowiązującego. Tak, lubiła mówić o pierdołach, jak to niektórzy nazywali, ale czy to coś złego? Nie wiedziała co miała mu powiedzieć, sama się w tym wszystkim pogubiła. Jak mogła wyjaśnić mu coś, czego sama jeszcze nie pojmowała? Nawet ze sobą nie chciała o tym rozmawiać, a co dopiero z kimś obcym. No, może nie aż tak obcym. Ostatnim czasem Scott stał się kimś bliższym i traktowała go jak przyjaciela, ale to nie zmieniało faktu, iż na ogół nie zwierzała się nikomu.
    – Okazało się, że rzeczy, które zdarzają się tylko w filmach, czasami można też spotkać w prawdziwym życiu. – Stwierdziła wymijająco, ale jednocześnie zgodnie z prawdą. Nagle w jej oczach pojawił się jakiś błysk, a ona przygryzła dolną wargę. – Musisz mi pomóc o tym zapomnieć. – Mruknęła i bez ogródek usiadła mu na kolanach, odstawiając butelkę z wodą na bok. Spojrzała mu w oczy i lekko się do niego nachyliła, by po chwili przybliżyć usta do jego ucha.
    – Mam Cię. – Szepnęła i odpychając się, odskoczyła do tyłu, stając na równych nogach i posyłając mu szeroki uśmiech.

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  29. Nie mogąc znaleźć swojej bluzki, ubrana ledwie w bieliznę, bez dłuższego zastanowienia chwyciła pierwszą lepszą koszulkę Scotta na jaką natrafiła, zwłaszcza słysząc, że chłopak zaczął już wiercić się na łóżku. Jednak słysząc przekleństwo świadczące o tym, że jednak już się obudził, zachwiała się podczas wkładania ubrania przez głowę, wpadając prosto na fotel. Szybko odgarnęła włosy z twarzy i poprawiła koszulkę starając się nie wyglądać tak żałośnie jak się czuła. Niepewnie zerknęła w stronę Scotta czując dziwne szczypanie połączone z uderzeniami gorąca na jej policzkach. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że na jej buzi pojawił się delikatny rumieniec, który zdarzył jej się zaledwie parę razy w życiu. Naciągnęła tylko nieco jego bluzkę, upewniając się, że wszystko zakrywa, ale przecież było już za późno, już wszystko wczoraj widział. Słysząc jak sili się na wypowiedzenie jej imienia zaśmiała się jedynie lekko w duchu. Niewielu się to udało, a na pewno nikomu na kacu. Nie zmieniało to jednak faktu, że miała ochotę czym prędzej uciec z pokoju, ale siedząc w fotelu, dziwna siła nie pozwalała jej przebyć drogi do drzwi, która w obecnej sytuacji wydawała się drogą krzyżową, zwłaszcza, jeśli miała przebyć ją bez spodni. Scott niby coś mówił... niby się tłumaczył, ale ona chyba nie była w stanie przeprowadzić tej rozmowy. Na pewno nie teraz. Co miała mu powiedzieć? Wybacz, ale pijana ja, uważa cię za dobrą dupę, z którą może skończyć bez majtek? Mimo że z jego strony mogła oczekiwać takiego samego tłumaczenia, to tym razem, zamiast zwalać na drugą osobę, uważała, że to głównie jej wina.
    - Masz może ładowarkę...? - Wypaliła nagle ze wzrokiem utkwionym w swój telefon i gdy tylko chłopak wskazał upragniony przedmiot, burknęła tylko ciche dzięki i szybko uciekła w stronę kuchni. Scott pewnie też chciał się ubrać, a ona musiała ochłonąć przed domniemaną trudną rozmową. Według jej niepełnych wspomnień z poprzedniej nocy, mogła się spodziewać, że znajdzie swoje spodnie gdzieś po drodze do sypialni. Kiedy dotarła do kuchni zobaczyła tylko kilka pustych, lub częściowo pustych butelek po alkoholu. No tak, wrócili z urodzin kumpla i postanowili dokończyć imprezę tutaj. Jak cudownie, że oboje przeholowali. Westchnęła tylko załamana i podłączyła telefon, po czym założyła spodnie, choć bluzka dalej była poszukiwana listem gończym. Może gdyby wypiła nieco mniej, pamiętała by moment, kiedy poleciała w górę i wylądowała prosto za kanapą. Sięgnęła tylko po butelkę z wodą stojącą na stole i nie przejmując się brakiem szklanki wypiła kilka... kilkanaście łyków, by zaraz usiąść i położyć głowę na zimnym blacie.
    - Głupia... idiotka... debilka... - Karciła siebie załamana. Pewnie pouderzała by głową w stół niczym Zgredek w ramach kary, ale ból głowy był już wystarczający.

    Halszka, domowy skrzat.

    OdpowiedzUsuń
  30. Gapienie na tyłek, czy inne części ciała, nie tyle ją oburzało, co zawstydzało. Dlatego wolała swoje tylne części maskować luźnymi spódniczkami, albo dużymi swetrami. Ale oczywiście, gdy Scott gapił się na tyłek, to nie odbierała tego zbyt łaskawie i dla niej było to zachowanie płytkiego faceta, którego ulubioną rozrywką jest uprzedmiotowianie kobiet. Bo to był Scott.
    - Masz rację! Ty masz złote serce, jesteś najlepszym człowiekiem jakiego znam. Wybacz, myślałam, że po prostu bez powodu uwielbiasz mnie zadręczać. Ale, ty to robisz z troski o mnie! Żebym się za bardzo nie nudziła! Dziękuję, naprawdę, jesteś wspaniały - powiedziała z ogromną dawką ironii i fałszywą wdzięcznością. Bo jeśli nie on był dupkiem to kto? Znała wrednych ludzi, ale on był na szczycie jej listy. Nie obchodziło jej jaki jest dla innych osób. Mógł nawet ratować sieroty i szczeniaki. Dla niej był okropny i to miało znaczenie. Nic go nie usprawiedliwiało.
    Kątem oka zauważyła poruszenie w grupce koleżanek Lily. Nie była detektywem, ale podejrzewała, że było wywołane dość popularnym wśród kobiet pytaniem "pójdzie ktoś ze mną do łazienki?". I tak, na szczęście, Lily okazała się tą, która je zadała.
    - Miło się rozmawiało, ale muszę iść do toalety przypudrować nosek - zwróciła się do Scotta. - Na mój tyłek się nie gap - zaznaczyła i wcisnęła mu pustą butelkę po piwie do ręki, po czym ruszyła w stronę toalety. Oczywiście, nie był na tyle głupi, by nie domyślić się dlaczego dziewczyna skierowała się w tamtym kierunku. Spróbował podejść do Lily, ale widocznie bardzo chciało się jej siusiu, bo go spławiła. No chyba, że wątpliwości jakie zasiała w niej Fela urosły... Tym lepiej dla panny Durden.
    W łazience bawiła się włosami, póki Lily nie załatwiła swoich potrzeb fizjologicznych. Kiedy ją zobaczyła, posłała jej szeroki uśmiech, niby to upewniła się, że ona jest tamtą dziewczyną, z którą Scott rozmawiał, po czym wróciła do swojego planu.
    - Mam nadzieję, że zbytnio się nie przejęłaś tą naszą rozmową. Scott z naprawdę miły facet, choć bywają z nim problemy. Próbowałam wyciągnąć od niego prawdę odnośnie tej soboty, ale nie chciał nic mówić, tylko się zdenerwował. Katy dość przekonująco o nim opowiadała, nie ma w zwyczaju kłamać i sama już nie wiem komu wierzyć - westchnęła, wzruszając ramionami.
    W tym momencie wyszła koleżanka Lily, pytając czy rozmawiają o Johnsonie, rządna nowych plotek. Lily przytaknęła, a Felcia oczywiście się wtrąciła.
    - Ale to głupota. Chyba przez przypadek rozsiałam plotkę, że ma wysypkę... no sama wiesz gdzie. A w sumie są dwie wersje wydarzeń i nie wiemy która jest prawdziwa - machnęła lekceważąco ręką. Jeśli dobrze pójdzie koleżanka Lily nie dość, że wszystkim rozgada, to jeszcze wybije upatrzonej przez Scotta dziewczynie pomysł przespania się z nim. Jeśli pójdzie źle to... po prostu znowu mu się uda.
    - Chciałabym żeby mówił prawdę i składał te meble czy co tam wymyślił, ale... faceci. W każdym razie wydajesz się rozsądną osobą, więc wierzę, że w razie czego się zabezpieczysz - mrugnęła do Lily.
    - Lepiej na nią uważaj - poleciła koleżance, po czym opuściła łazienkę. Przelotnie zerknęła na Scotta, po czym zajęła miejsce na kanapie. Niby zajęła się rozmową, ale tak naprawdę ciągle kontrolowała sytuację. Nie wiedziała czy jej plan zadziała. Zapewne mogłaby ją lepiej odstraszyć, ale też nie chciała przesadzać. No i nie była najlepsza w knuciu intryg. Czas pokaże.

    OdpowiedzUsuń
  31. Trochę ją rozczarował fakt, że chłopak tak łatwo zrezygnował z Lily. Miała nadzieję, że będzie próbował się przed nią tłumaczyć i choć trochę się natrudzi. Ale trudno. Najważniejsze, że dzięki niej nie spędzi tej nocy tak jak to początkowo planował i jego znajomość z tą boską dziewczyną raczej się nie rozwinie. Prawdopodobieństwo plotek na jego temat też poprawiało jej humor. Wiedziała, że nie będzie to nic wielkiego i ludzie szybko o tym zapomną. Jednak istniała szansa, że choć przez chwilę będzie miał trochę trudniej poderwać dziewczynę.
    Gdy się do niej dosiadł, od razu się spięła. Nie pokazała tego po sobie, ale jej żołądek się ścisnął. Zawsze, gdy pojawiał się w towarzystwie jej znajomych, umierała ze strachu. A teraz dodatkowo dała mu powód, by po prostu ją zdemaskować i ośmieszyć... Uznała jednak, że lepiej skupić się na rozmowie i go zignorować. Może tylko posłucha i odejdzie. Taka naiwna nadzieja.
    Usłyszawszy jego słowa, zacisnęła nieco mocniej palce na butelce. Pomyślała, że mogłaby ją zgnieść, jak DiCaprio kieliszek czy szklankę w "Django", butelka by się roztrzaskała, polałaby się krew i miałaby doskonałą okazję do ucieczki, ale chyba nie miała na tyle sił. Na pewno nie miała na tyle sił.
    - Zabawa jak każda inna - odpowiedziała niby obojętnie, wzruszając ramionami. Nawet za bardzo nie kłamała. Bawiła się całkiem dobrze, ale nie było to jakieś super, niesamowite przeżycie. Po prostu miło było czuć się częścią grupy. Nawet jeśli grupa była nieco zmanierowana i bywała monotematyczna. Wolała nie wybrzydzać, zwłaszcza, że nie była dobra w tworzeniu i utrzymywaniu znajomości. Nie chciała tracić tych, które już zdobyła.
    - A jak Tobie idzie z Lily? Wiesz, bardzo się przejęła twoim zdrowiem. A jej koleżanka jeszcze bardziej - odbiła piłeczkę. Chciała jak najszybciej zmienić temat, byleby tylko nie mówić o niej. - Trochę mi głupio, bo dopiero teraz sobie przypomniałam, że to jednak z innym Scottem miałam porozmawiać - przyznała, niby zawstydzona, zagryzając wargę, jakby naprawdę dopiero teraz dotarło do niej jak ogromną gafę popełniła.

    OdpowiedzUsuń
  32. [Bardzo ładnie -dziękuję! Zeszyt w kratkę to ja niewątpliwie skądś kojarzę, niech tylko sobie przypomnę skąd..
    W sumie to rzuciła mi się w oczy informacja na temat pracy Johnsona. Melka farby zamawiania przez internet, więc może kiedyś to on by je dostarczył pod drzwi jej mieszkania? To bardzo luźna myśl, sama wpełzła mi do głowy. Bo od takiego spotkania, można popłynąć w bardzo wiele stron.. A jak nie masz ochoty, to też ok c:]

    Amelia

    OdpowiedzUsuń
  33. Rzeczywiście, radziła sobie z tym słabo. Może dobijał ją fakt, że tego dnia, czekała ja jeszcze jedna nieprzyjemna rozmowa? Wrzaski matki w obliczu kaca mordercy, wydawały się gorsze od piekła. Dlatego wolała pozostać jeszcze chociaż przez chwilę tutaj, gdzie będzie mogła na spokojnie uporać się chociaż z częścią konsekwencji zeszłego wieczora. Jedna z tych konsekwencji właśnie postanowiła zacząć się z niej nabijać. Cudownie. Spojrzała tylko przez ramię na Johnsona i załkała żałośnie, żeby się nad nią zlitował, zamiast męczyć jej biedne sumienie.
    - A co ciebie powstrzymało przed odrzuceniem moich zalotów? - Spojrzała na niego z ukosa. Jej ton nie był żartobliwy, choć dało się w nim wyczuć nutę charakterystycznego dla niej sarkazmu.
    Kiedy chwycił jej dłoń, powstrzymywał się przed wybuchem śmiechu, ona zaś, przed nagłym zabraniem ręki. Czując jego ciepły dotyk na swoich wiecznie zimnych palcach przeszedł ją dziwny dreszcz. Wspomnienia nabrały znacznie bardziej fizycznej formy. Momentalnie przypomniała sobie jak właśnie ta dłoń wodziła z pożądaniem po jej tali. Nie była wstanie określić, czy było to nieprzyjemne uczucie, czy wręcz przeciwnie, ale na pewno nie była w stanie żartować z tej sytuacji, w takim stopniu jak on. Pozostało je tylko odwrócić nieznacznie głowę, by Scott nie zobaczył jej zakłopotanego spojrzenia. Przecież tyle razy opiekowali się sobą na wzajem, gdy jedno lub drugie przeholowało z alkoholem, ale czy oni byli cholernymi królikami, które nie potrafią opanować swojego popędu przy dogodnej okazji?
    Oh, żarty o kapuście, wspaniale. Tylko jej wolno było żartować z dziwnego polskiego jedzenia. W ustach innych brzmiało to jak obelga.
    - Nawet tak nie żartuj, Johnson! - Zdzieliła go... z braku książki, ręką. Nie było to mocne uderzenie, raczej słaba próba przywołania chłopaka do porządku, spowodowana prawdopodobnie bezsilnością wobec nadmiaru emocji kotłujących się w niej. Tym razem jej głos był śmiertelnie poważny, wręcz nieco drżący. Oczywiście ona również wykluczała ewentualne dziecko, ale takie teksty tylko dobijały jej nadszarpniętą psychikę.
    - To co się stało... było dziwne i raczej nie powinno się wydarzyć. - "Raczej"? Dziewczyno, czy ty zaczynasz mieć jakieś wątpliwości co do tego? Może od razu znów wskoczysz mu do łóżka, tym razem na trzeźwo, skoro tak ci się podobało.

    Halszka aka napalony królik

    OdpowiedzUsuń
  34. Był sprytniejszy i bardziej niż podejrzewała. Spodziewała się po nim tylko głupich zaczepek, nie myślenia zbyt wiele, ale wbrew pozorom jego mózg działał. Kto by pomyślał...
    Czuła coraz większe zdenerwowanie. Wiedziała, że to po niej widać, choć starała się ukrywać to ze wszystkich sił. Nie była jednak aż tak dobrą aktorką, gdy miała do czynienia z większymi emocjami. A rosły one z każdym głośniej wypowiedzianym przez Scotta słowem. Zwłaszcza, że ludzie zaczęli zerkać w ich kierunku. Niby byli pochłonięci rozmową, ale zawsze znalazła się przynajmniej jedna osoba, która rozmawiała z jednymi, a podsłuchiwała drugich.
    Kiedy wspomniał o detergentach i podłogach, chciała go poważnie skrzywdzić. Zamiast tego wbiła paznokcie w swoje udo, by powstrzymać narastającą złość. Ona tylko lekko spłoszyła obcą mu dziewczynę. W razie czego wszystko było w miarę łatwe do odkręcenia, więc nie miał aż tak poważnego powodu do zemsty. A tymczasem on mógł odepchnąć od niej większość ludzi z jakimi utrzymywała kontakt. Przerażona zauważyła też, że Scott swoimi słowami wzbudza coraz większe zainteresowanie. Prawdopodobnie nikt nie rozumiał o czym mówi, a to tylko podsycało ciekawość. Próbowała wymyślić jakąś ciętą ripostę, albo chociaż wystarczająco elokwentny tekst, by odeprzeć jego atak. Wiadomo jednak, że takie rzeczy przychodzą do głowy dopiero po fakcie, gdy już dawno sprawa umilknie.
    - Nie mam pojęcia o czym bredzisz - warknęła ze złością. Podobno nigdy nie należy się przyznawać do winy, zawsze zaprzeczać. Cóż, warto spróbować. - Ale masz rację, nienawidzę plątających się wokół mnie śmieci - dodała ostro, wyraźnie akcentując ostatnie słowo i patrząc na niego znacząco, by zrozumiał, że to on jest tym najgorszym śmieciem z jakim ma do czynienia. W jej oczach błysnęły iskierki nienawiści. Czuła na sobie spojrzenia innych. Niby coś tam mówili, ale wiedziała, że tak naprawdę przysłuchują się każdemu słowu. Bezsilność ją obezwładniła. Co mogła zrobić? Jeszcze chwila, a wszystko się rozsypie, w tym i ona.
    Wstała, próbując się wydostać. Przy kanapie był stolik, na którym ludzie mieli oparte nogi. Ciekawi dalszej rozmowy, nie planowali ułatwić jej ucieczki i odsunąć swoje kończyny, by spokojnie mogła przejść. Może jedna czy dwie osoby to zrobiły. Pozostali mieli gdzieś, że Fela wyraźnie ma dosyć pobytu w tym miejscu. "Przyjaciele".

    OdpowiedzUsuń
  35. Elise. Nigdy nie lubiła tego zdrobnienia, którym zwracano się do Ramsey; stanowczo wolała Liz. Było takie...Ich? Co ona tu robiła? Siedziała właśnie w mieszkaniu najlepszego przyjaciela byłej dziewczyny, jedynej, którą (jak jej się zdawało) pokochała całą i oddała jej się całkowicie. A może to przez te młodzieńcze emocje? Może wtedy, tuż po śmierci matki była tak na wszystko wyczulona i przeczulona, że zwykłe zauroczenie odczytała i zinterpretowała jako dozgonną miłość? Przeszywającą od małego palca u stopy aż do czubka głowy, gryzącą w przełyk jak strumień czystej wódki, oślepiającą jak słońce odbijające się od śniegu.
    Dom faktycznie nie mógł uciec. Budynek, w którym znajdowało się mieszkanie Feingoldów stał już od stu lat i nic nie wskazywało na to, by miał runąć, jak dzisiejsze marzenie Astrid o dobrze przespanej nocy. Nie wydawało się jej także, by tysiące czerwonych cegieł gdziekolwiek się wybierały, bo wydawało się jej, że całkiem dobrze czują się na swoim miejscu.
    Odsunęła się. Nie to, że jej się nie podobał. Jasne, wolała dziewczyny... Stop. Ona stanowczo wolała dziewczyny i to im pozwalała w taki sposób naruszać przestrzeń osobistą, którą dosyć mocno pilnowała, ale nie chłopakom. Strach przed męskim obliczem wziął się u niej znikąd, ale to, co dziewczyny kręciło u porywczych mężczyzn, u tych cudownie męskich i władczych, czy chociażby zbyt miłych (jak teraz Scott), ją odstraszało. Bała się pijanych mężczyzn. Ktoś mógłby stwierdzić, że to przez ojca, ale prawda była taka, że jej ojciec kiedy był pijany był znacznie milszy i łatwiejszy "w obsłudze", niż kiedy stał na nogach prosto.
    Może była nieśmiała? W końcu Scott nic takiego nie robił, chciał tylko przyjrzeć się jej oczom i nie jego winą było, że zadziałało to na nią jak płachta na byka.
    -Podobno niebieskie. Ale za mało we mnie narcyza bym się im za długo przyglądała- wzruszyła ramionami i całą uwagę skupiła na butelce, na której kurczowo zacisnęła dłonie.

    Astrid

    OdpowiedzUsuń
  36. Choć tak bardzo za sobą nie przepadali, to jednak w jakiś sposób byli połączeni. Im lepiej on się czuł, tym gorzej było jej i odwrotnie. Czyż to nie był niesamowity fakt? I tylko trochę miało to związek z tym, że jedno czerpało satysfakcję z niezadowolenia drugiego. Trochę...
    Miała go dość. Przez chwilę nawet już chciała żeby wszystkim się wygadał. Przynajmniej straciłby swoją jedyną kartę i może wtedy miałaby święty spokój. A wieczór dla niej i tak był już zrujnowany, więc co to za różnica pogrążyć się trochę bardziej? Ale oczywiście, on też o tym wiedział i nie zamierzał jej niczego ułatwiać. Planował powoli ją pogrążyć, albo nawet zmusić do przyznania się. Dupek.
    Wysłuchała jego przemowy ze złością w oczach. W sumie każda komórka jej ciała była naładowana złością. Ale nie mogła nic zrobić. Była beznadziejna w kłótniach, czy takich zagrywkach. Zazwyczaj po prostu wycofywała się, przeczekiwała, unikała konfrontacji. Tutaj jednak nie mogła sobie na to pozwolić.
    Nie odpowiedziała na jego słowa, nie skomentowała jego przedstawienia. Gdyby nie uciekł tak szybko, tylko mierzył się z nią jeszcze przez chwilę spojrzeniem, bardzo możliwe, że by go spoliczkowała. Na szczęście, nie dał jej ku temu okazji. Też chciała wyjść, ale skoro on to zrobił, nie mogła ruszyć za nim. Wzięła więc butelkę piwa i szybko zaczęła ją opróżniać. Ludzie gapili się, ktoś tam nawet podszedł, ale wszystkich zignorowała. Później znalazła swoją kurtkę, zabrała jeszcze trzy piwa i wyszła, modląc się żeby nie wpaść na Scotta.

    Kolejne dni spławiała zaczepki na facebooku z pytaniami o co chodziło. Nie ważne, nic wielkiego, lubi wyolbrzymiać i robić z siebie gwiazdę, nie chce mi się tłumaczyć... Pisała to w kółko, powtarzała, aż w końcu ludziom się znudziło ją zadręczać. Nie wszyscy jednak zapomnieli, czuła, że część znajomych patrzy na nią trochę inaczej. Nie mogła mu tego zapomnieć. Musiała zrobić coś co zaboli go przynajmniej w małej części tak jak ją.
    Pomysł pojawił się, gdy pewnego dnia miała poranną zmianę. Gdy akurat zbliżała się do akademii, zobaczyła Scotta zsiadającego z motocykla. Na pierwszy rzut oka widać było, że lubi tę maszynę. Zatrzymała się, obserwując go z daleka. Wolała żeby jej nie widział z oczywistych powodów. Gdy zniknął w murach uczelni, zapamiętała numery rejestracyjne i podążyła spokojnie do pracy, w swojej głowie układając szatański plan.
    Kilka dni później była gotowa. Miała wolne, więc nie musiała zastanawiać się jak tu się wymknąć z akademii i dotrzeć na parking w czasie lekcji. Przyszła do szkoły, pokręciła się jak zawsze, a gdy po jednym z dzwonków wszyscy zniknęli w klasach, poszła odnaleźć motocykl Scotta. Nie znała się na motoryzacji, ale uznała, że każdy głupi potrafi coś popsuć, nie wymaga to dużej inteligencji. Zwłaszcza, że wzięła ze sobą scyzoryk, dzięki któremu mogła przekuć opony. To powinno wystarczyć, ale przecież nie mogła poprzestać na takim banale. Pogrzebała też w silniku, choć nie miała pojęcia co robi. Jakaś część odpadła, więc chyba wszystko szło po jej myśli. Później poszła jeszcze tylko zmyć smar z rąk i się ulotniła. Włóczyła się po parku, rozmyślając o tym jak dziecinne było to zachowanie, ale co począć? On zaczął...
    Podobno każdy morderca wraca na miejsce zbrodni. Z Felą nie było inaczej. Gdy lekcje się skończyły, była znów w okolicy parkingu. Tym razem siedziała na schodach biblioteki wybudowanej naprzeciwko, z której miała doskonały widok, i niby czytała, ale tak naprawdę obserwowała, pierwszy raz w życiu nie mogąc się doczekać aż zobaczy Scotta.

    OdpowiedzUsuń



  37. Czy ona chciałaby wszystko zostało tak jak dawniej? Jasne, że tak. Chciałaby znowu zmierzwić mu tą burzę brązowych włosów, znów podjąć próbę załaskotania tego wielkoluda na śmierć, czy też znów ponarzekać na to jakie życie jest okrutne wtulając w niego głowę. Jednak na chwilę obecną, takie sytuacje wydawały się nierealnie dawno, jakby już nigdy miały nie powrócić. Straciła zaufanie do samej siebie. Miała by teraz pić ze Scottem? Albo się do niego przytulić? Teraz nabrało by to zupełnie innego znaczenia i Halszka nie poznawała samej siebie. Co jeśli nagle by wtedy nabrała ochoty by go pocałować? W tym momencie potrzebowała go najbardziej, żeby pocieszył ją nieco i powiedział, że wszystko będzie dobrze, że przecież nic ją nie łączy z chłopakiem, z którym się przespała. Tylko, że tym razem to on był TYM chłopakiem i łączyło ja z nim całkiem sporo.
    Słysząc poprawkę Scotta, przegryzła tylko wargę zastanawiając się, czy nie dodała tego słówka świadomie. Może rzeczywiście alkohol wyzwolił tylko głęboko skrywane uczucia? Może to ona była winna całej tej sytuacji? Wykorzystała to, że Scott był na tyle pijany, że i tak niewiele by pamiętał, a jej alkohol dodał odwagi by spróbować szczęścia? Przecież był dobrym przyjacielem, miał nieco zbyt luźne podejście do wszystkiego, ale przecież za to go lubiła, a w dodatku... był cholernie przystojny.
    - Raczej po... - Mruknęła cicho, podnosząc się z miejsca, by przejść do lodówki i zacząć przygotowywać im coś do jedzenia. Zadziwiające, jak dobrze znała tą kuchnię i rozmieszczenie wszystkich potrzebnych jej przedmiotów. Sprawnie zaczęła robić im proste śniadanie.. wszystko, by tylko uniknąć spojrzenia jego zielonych tęczówek. Sama zastanawiała się co się z nią działo. Zachowywała się jak jakaś głupia nastolatka, która zobaczyła plakat z przystojnym aktorem. Nawet podczas smażenia jajecznicy, nie mogła się powstrzymać by zerknąć na niego przez ramię, jakby przez te kilka minut patrzenia się na jajka i masło, zapomniała jak wygląda Johnson. Rozkojarzenie poskutkowało jednak natychmiastową karmą, bo zanim się obejrzała, syknęła tylko z bólu, gdy przypadkiem dotknęła bokiem dłoni rozgrzanej patelni.

    Halszka

    OdpowiedzUsuń
  38. Obserwowała go z ogromną satysfakcją. Nie lubiła niszczenia cudzej własności, czy takich głupich przytyków i normalnie w życiu by się do czegoś takiego nie posunęła. Ale tu chodziło o Scotta. To była zupełnie inna bajka. Go miała ochotę uderzyć, miała ochotę zniszczyć coś na czym mu zależało, tak jak on niszczył jej życie i nerwy. W pełni na to zasłużył. Ani trochę nie żałowała, że zrobiła coś takiego. Na dodatek właściwie nie miał jej tego jak udowodnić. Wybrał pechowe miejsce dla swojej maszyny, dodatkowo planując "zbrodnię" wcześniej, ubrała bluzę z kapturem, dzięki czemu nawet jeśli jakaś kamera by ją uchwyciła, to nikt nie mógłby jej rozpoznać. Może nie była to zbrodnia doskonała, ale i tak dziewczyna była z siebie dumna.
    Była pewna, że do niej podejdzie, zwłaszcza, że jego spojrzenie wskazywało na to, że znalazł winnego. Zamiast tego ruszył w stronę akademii. Chciał to zgłosić, czy jakiś inny plan zrodził się w jego głowie? Nie ruszyła się z miejsca, ciekawa co takiego wymyśli. Choć musiała przyznać, że trochę też się obawiała. Wciąż miał nad nią przewagę. Ona mogła mu tylko popsuć głupi motocykl, on mógł ją prześladować bez końca. Potrzebowała jakiegoś haka na niego, ale nic takiego nie mogła znaleźć. Niestety.
    Kiedy otoczyła ją grupka znajomych, była dość zdezorientowana. Nie rozumiała o co im chodzi. Czemu nagle się przejęli, że jest sama? No tak. To pewnie sprawka Scotta. Potrzebował publiki.
    - Nic mi nie jest, serio. Lubię posiedzieć sama, mogę wtedy spokojnie pomyśleć - zapewniła ich z uśmiechem na ustach. Nie dała się rozproszyć i cały czas czekała na atak. - W samotności przychodzą najlepsze pomysły, więc nie musicie się martwić, możecie spokojnie wrócić do domu - kontynuowała. Dwie dziewczyny, widocznie mając jakieś plany, uśmiechnęły się do niej i powiedziały, że w razie czego ma dzwonić, po czym zniknęły. Cóż, ta grupka była na pewno bardziej empatyczna niż tamta z imprezy.
    Zanim przekonała resztę do odejścia, zjawił się Scott. Jego słowa zaciekawiły na tyle, że reszta została.
    - To słodkie, że się tak o mnie troszczysz, ale w sumie całkiem nieźle sobie radzę. I nie wiem czy dzisiaj coś specjalnego osiągnęłam... Chyba, że mówisz o tej mojej rzeźbie "Bunt przeciwko maszynom" (tytuł roboczy, wciąż nad nim myślę)... Faktycznie, jestem z niej z całkiem zadowolona, ale to nic wielkiego - odparła niby od niechcenia. Posłała Scottowi uśmiech, niby w podzięce za troskę, a tak naprawdę mówiący "pieprz się".
    - Spotkamy się jutro, co? Dzisiaj planuję pracować nad tym projektem i naprawdę potrzebuję zaczerpnąć skądś inspiracji, a w tłumie nie potrafię tego zrobić - dodała jeszcze, chcąc przegonić jakoś resztę osób. Udało się, przynajmniej z większością. Został tylko Jim.
    - Jesteś pewna, że wszystko ok? Wydajesz się spięta... - zauważył, patrząc na nią z autentyczną troską.
    - Pewnie. Po prostu potrzebuję czasu dla siebie - przytaknęła. Lubiła Jima. Był miły i naturalny, a jego obrazy były niesamowite. W przeciwieństwie do wielu zachował swój styl.
    - Jutro Ci tak łatwo nie odpuszczę. Pójdziemy na piwo i się wyspowiadasz - powiedział pół serio pół żartem. Posłał jej ciepły uśmiech.
    - Masz to jak w banku - zgodziła się z entuzjazmem, który był szczery. Pożegnał się z nią oraz ze Scottem i ruszył przed siebie, zerkając jeszcze raz do tyłu.
    - Tak mi przykro, straciłeś swoją publiczność - powiedziała do chłopaka z żalem. - Chyba to Twój pechowy dzień - mruknęła, przebiegając wzrokiem po parkingu.

    [ Nie da się tak łatwo :D ]

    OdpowiedzUsuń
  39. Z bliska dostrzegła, że jego oczy mają naprawdę ładny odcień, ale zaraz wyrzuciła tę myśl z głowy, bo była po prostu zbyt dziewczęca, a poza tym Scott był tylko kumplem, bardzo przystojnym, ale jednak tylko kumplem i tak miało pozostać, ponieważ nie czuła potrzeby komplikowania tego wszystkiego. Teraz było idealnie!
    Pisnęła, gdy ją podniósł, próbując się jakoś wyrwać. W dodatku miała tam straszne łaskotki i po chwili krzyk zamienił się w szczery śmiech, nie do opanowania. Gdy wreszcie dotknęła stopami ziemi, szybko od niego odskoczyła i posłała mu groźne spojrzenie, a przynajmniej próbowała, bo uśmiech wciąż nie schodził jej z twarzy. Właśnie o to jej chodziło. Nie czuła przy nim skrępowania, nieśmiałości czy czegoś podobnego. Mogła być wiecznie sobą i to było najlepsze uczucie, jakie poczuła od kilku ostatnich dni. Pozwalał jej o wszystkim zapomnieć i w głębi była mu za to wdzięczna. Przyglądała się jak podbiega do piłki, a chwilę później kieruje się do kosza. Po celny rzucie, zanim jeszcze piłka spadła na ziemię, podbiegła do niego i nim zdążył ją złapać, wzięła ją do ręki i z całych sił rzuciła przed siebie, patrząc jak spada, praktycznie na drugim końcu sali. No, była z siebie dumna!
    – Zoey się znudziła. – wytłumaczyła słodki głosikiem i wzruszyła ramionami. – Chciałabym się jeszcze z kimś spotkać. Kończmy już. – zażądała, kierując się powoli w stronę wyjścia.

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  40. Widziała w jego oczach złość i chęć zemsty. Choć maskował te uczucia lepiej od niej, swoboda przychodziła mu z łatwością, to tego co było w oczach nie można było ukryć. Zdawała sobie też sprawę, że spróbuje zrobić coś co ją zaboli równie mocno. Trochę się tego obawiała, bo już go trochę poznała, ale trudno. Przynajmniej mogła teraz czerpać satysfakcję ze swojego czynu. I wcale jego historia jej nie ruszyła. Może minimalnie, ale wystarczyło pół minuty myślenia o tym, by dojść do wniosku, że nie ma co się zamartwiać. Ze spokojem wysłuchała też jego rozmowy. Straszna panikara i mięczak z tej jego siostry - przeszło jej przez głowę. Płakać z powodu głupiego prezentu? Przecież takie rzeczy zdarzały się w życiu, trudno. Trzeba było myśleć wcześniej, być gotowym na problemy, a nie oczekiwać, że zawsze wszystko pójdzie tak jak się tego chce. Młoda dostała nauczkę.
    Milczała, póki nie zadał jej pytania i nie uśmiechnął się podle. Akurat dziś jej to nie ruszało. Miał pecha. Zamyślona zmierzyła go wzrokiem, a później nieliczne samochody i jego motocykl, stojący na parkingu. Wyciągnęła nogi przed siebie.
    - Właściwie to nie - odpowiedziała spokojnie, zgodnie z prawdą i uśmiechnęła się swobodnie. - Jeśli ten prezent był aż tak ważny, mogła pomyśleć o tym żeby załatwić go sobie wcześniej. Życie lubi płatać figle, nie wszystko idzie po naszej myśli. Na przykład może się komuś popsuć motor zupełnie nie wiadomo dlaczego. Niech wyciągnie z tego lekcję - skomentowała. Oczywiście, nie zamierzała się przyznać, że to ona go popsuła. Choć doskonale o tym wiedział.
    Nie ruszyła się ze schodka. Była tutaj pierwsza, poza tym na razie nie miała powodu by się ruszać. Wbrew pozorom było jej całkiem wygodnie, poza tym miała rozdział książki do skończenia.
    - Poza tym motor to nie jedyny środek lokomocji. Są taksówki, autobusy, metro. Można też było załatwić kuriera, albo cokolwiek. Mamy dwudziesty pierwszy wiek - stwierdziła od niechcenia, po kolejnej chwili zamyślenia. Nie, nie widziała najmniejszego problemu. Było mnóstwo opcji poradzenia sobie z tym problemem. Gdyby to faktycznie było aż tak ważne, zamiast teraz męczyć ją, próbowałby jakoś to załatwić. Nie dała się mu i pewności sobie. Nie dziś. Dziś ona wygrała. Nie ważne co sobie będzie wmawiał, nie wzruszy jej tak banalną historyjką. Przejmowała się wieloma sprawami, ale do wielu potrafiła też podejść bardzo racjonalnie i tam gdzie inni panikowali, ona zachowywała spokój.

    OdpowiedzUsuń
  41. - Ach, to... - mruknęła, bo z początku nie zajarzyła. No tak. Tamto zabolało. Choć teoretycznie nic się nie stało, nie wygadał się, to zasługiwał na zemstę za to, że w ogóle się na niej wyżywał. - Nie ma co wracać do przeszłości, zamierzchłe czasy - odparła wymijająco, bo przecież znał odpowiedź. Widział jej reakcje, bez trudu mógł się domyślić, że ją rani i to dość mocno. Nie musiał pytać. Dzisiaj jednak poranna misja dodała jej trochę siły. Poza tym wokół nie było jej znajomych, więc jak na razie nie mógł jej nic zrobić. Dlatego była twardsza.
    - Ja się tam nie znam na motorach. Może najechałeś na coś ostrego? Albo masz jakichś nieprzyjaciół, ale nie... Przecież taki dobry i miły z ciebie człowiek... - w ostatnich słowach słychać było aż zbyt wyraźnie ironię. Nie, nie wierzyła w to żeby mógł być fajnym facetem. Może przy niektórych udawał. Dobry człowiek nie mógł być taki wredny dla praktycznie obcej osoby bez powodu. Wniosek - był zły. I nie da sobie wmówić, że jest inaczej.
    Zauważyła jego ładną zapalniczkę. Bardzo ładną zapalniczkę. Nie była pewnie dla niego wartościowa jak motocykl, ale... Zawsze to coś. Oczywiście, nie planowała mu jej podkradać dzisiaj. Zapamiętała jednak ją na przyszłość, być może wiedza okaże się użyteczna.
    Gdy na nią dmuchnął, wywróciła oczami. Zachowywali się coraz głupiej, ale co poradzić? Nie podda się. A dym jej nie przeszkadzał tak bardzo. Co prawda nie paliła zbyt często, zapach papierosów nie był jakoś specjalnie przyjemny,jednak zdążyła się do niego przyzwyczaić.
    - Bardzo dojrzale - skomentowała, szukając akapitu w książce na którym skończyła. - Ale fajnie, że palisz. Jeśli te ostrzeżenia mówią prawdę, to nawet chętnie kupię ci paczkę papierosów - dodała z namysłem, zerknąwszy na paczkę w jego dłoniach.
    No dobra, tu palnęła trochę głupotę. Nie życzyła mu śmierci. Aż tak bardzo go nie nienawidziła. Chyba.

    OdpowiedzUsuń
  42. - To była sugestia. W końcu skąd miałabym wiedzieć gdzie są te dziury? - uniosła pytająco brew, z miną niewiniątka mierząc go spojrzeniem. - A czy by mi się to udało, to nie wiem... Może pożyczyłbyś mi kiedyś ten motor, to bym spróbowała? Chociaż... Chyba bałabym się go popsuć - rozważała, jakby rzeczywiście musiała nad tym poważnie pomyśleć.
    Bycie irytującym wychodziło Scottowi nad wyraz dobrze. Dzisiaj Fela była bardziej wytrzymała, ale daleko do stwierdzenia, że jego obecność sprawiała jej przyjemność. Póki jednak się trzymała, nie chciała uciekać, żeby nie dać mu tej satysfakcji. Wątpiła, by taka sytuacja prędko się powtórzyła.
    Podejrzewała, że nie przejmie się jej zasugerowanym życzeniem. Ale co tam. Lekka kąśliwość, nie mogła się powstrzymać. Poza tym skoro palił, to widocznie miał głęboko gdzieś negatywne skutki tego nałogu. A ona miała gdzieś w jaki sposób będą się one objawiać u niego. Choć akurat tutaj życzyła mu tego szczerze, żeby od papierosów cały pożółkł i zrobił się brzydki.
    Syknęła, gdy zabrał jej książkę. Naprawdę, zachowywał się coraz dojrzalej. Chciała mu ją odebrać, ale wstał. Niechętnie, ale szybko też się podniosła. Skoro zamierzał zachowywać się tak dorośle, to nie zostanie mu dłużna. Korzystając z faktu, że skupił się na literkach, kopnęła go na mocno w łydkę.
    - Nie słyszałeś, że cudzych rzeczy nie dotyka się bez pytania? - spytała, łapiąc za "Rozbitka" Chucka Palahniuka, by mu go wyrwać. Głupie, duże dzieci z nich były.

    http://lubimyczytac.pl/ksiazka/37931/rozbitek
    [ Scott zasłużył swoją upierdliwością na pojawienie się w powiązaniach:
    Scott - wróg numer jeden :D ]

    OdpowiedzUsuń
  43. [ Czas na wątek pewnie mam, ale nie wiem, czy przy tym "nawale emocji", jak to nazwałaś, dam radę wymyślić coś sensownego XD Wiesz, czasami takie dwa różne światy da się lepiej (i ciekawiej) połączyć niż bratnie dusze... tylko jeszcze nie wiem jak XD ]

    Nadia

    OdpowiedzUsuń
  44. - Chyba nie mogłabym przyjąć twojego życia... Lubię wartościowe prezenty - odparła od razu.
    Nie wiedziała, że motocykl jest dla niego aż tak ważny. W końcu była kobietą i miłość do pojazdów była dla niej czymś obcym. W ogóle nie przywiązywała zbyt dużej wagi do przedmiotów, nawet do najładniejszych szpilek czy sukienek. Ale skoro był taki ważny tym lepiej dla niej.
    Uśmiechnęła się złośliwie, słysząc jego "kurwę". Bała się, że nie ma wystarczająco siły żeby go zabolało. A jednak! Brawo, Felu! W końcu udało się jej sprawić, że na chwilę stracił nerwy i pozbył się udawanej uprzejmości i innych takich zagrywek, a przemówiła przez niego faktyczna złość. Przez chwilę nawet myślała, że naprawdę ją uderzy, ale mimo całej jego dupkowatości, przynajmniej miał tą jedną zasadę, by nie bić kobiet. Prawdopodobnie, gdyby podniósł na nią rękę, całkowicie straciłaby do niego szacunek (dobra, nie miała go prawie w ogóle, ale przynajmniej potrafiła docenić, że rozgrywał to wszystko w tak przebiegły sposób).
    Patrzyła ze złością, jak zbliża papierosa do książki. Trochę spanikowała, choć to była przecież tylko książka. Świetnie napisana, wciągająca, intrygująca, interesująca książka jej ulubionego autora, ale dalej - książka. Mogła ją kupić w większości księgarń. Mimo to coś ją chyba opętało. Może to te wszystkie negatywne uczucia, cała złość jaka się w niej zbierała odkąd go poznała. Zamiast stać nieruchomo, rzuciła się na Scotta z impetem, by jeszcze raz spróbować mu wyrwać Rozbitka. Chyba się tego nie spodziewał (ona sama zresztą też), bo zamiast wytrzymać ten atak, runęli na ziemię.
    - Ała! - syknęła z bólu, odskakując od Scotta. Choć on zamortyzował jej upadek, to przy okazji też sprawił, że chłopak stracił kontrolę nad przedmiotami, które trzymał w ręce. Papieros trafił na przedramię Feli. Cudownie! Żeby jej ofiara nie poszła na marne, szybko też wyrwała książkę.

    [ A jak! To lepsze wyróżnienie niż Virtuti Militari. Sprawił, że moja Fela oszalała, zasłużył :D
    "Romantyczny rodzaj miłości" i w mojej zboczonej głowie od razu obraz jak Scott wyraża miłość do motocyklu w bardzo cielesny sposób :D ]

    OdpowiedzUsuń
  45. [Chęci mam zawsze. Nad pomysłem możemy pomyśleć, choć świta mi w głowie coś takiego: garstka uczniów zostaje wybrana do wystawienia jakiejś tam sztuki w jakimś tam teatrze. Może być to forma zaliczenia, odrobienia czegoś tam. W tej grupie znajduje się Scott i Josie. Okazuje się, że muszą grać zakochaną parę. Dla Josie, nieśmiałej i szczerze zakochanej w swoim chłopaku, nie jest to łatwe, więc Scott musiałby jej nieco pomóc się przełamać. Co Ty na to? To tylko taki ogólny zarys, ale możemy też podążać w zupełnie innym kierunku. Co tylko Ci pasuje. ;)]

    Josephine

    OdpowiedzUsuń
  46. Słysząc jego słowa, przestała się skupiać na na swojej małej rance i spojrzała na niego. Trochę się przestraszyła, bo cały pobladł. Zrobiło się jej też trochę głupio. Tego nie miała w planach. W ogóle nie chciała go atakować. Zawsze była wrażliwa na przemoc i obawiała się uszkodzić kogokolwiek. Ale widać... Znów w przypadku Scotta wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Poza tym chyba trochę myślała, że jednak ją utrzyma. I bardzo trochę w ogóle nie myślała.
    Zostawiła książkę na chodniku i podeszła na kolanach do niego. Widząc krew na jego dłoni, zagryzła mocno wargę. Nie odpowiedziała na jego wrogie nastawienie, bo akurat teraz miał ku temu powód. Choć wciąż to była jego wina, bo zaczął. Widać nie należy podskakiwać Feli.
    - Nie ruszaj się - poleciła mu. Zbadała tył jego głowy. Rana nie była duża, ale jednak - krwawił i nie wyglądał zbyt dobrze. - Kręci ci się w głowie, jest niedobrze? Wiesz jaki dziś dzień i w ogóle? - spytała, grzebiąc w torebce. Jej ton był surowy, bo wciąż była na niego mimo wszystko zła, ale też spokojny. Nie była idealnym ratownikiem, ale coś tam wiedziała, bo jedna z dróg jakie rozważała w swoim życiu była związana z pielęgniarstwem. Trochę się tym interesowała i dzięki temu na przykład zawsze miała przy sobie maseczkę do wykonania RKO, jakieś podstawowe leki, gazę i bandaż, który teraz właśnie wygrzebała.
    - Mam wzywać karetkę, czy wystarczy taksówka do szpitala? - zadała kolejne pytanie, choć myśl o towarzyszeniu mu w drodze do szpitala nie bardzo się jej podobała. Nie mogła go jednak tak zostawić. - Obmyję ranę i ją zabandażuję - poinformowała go. Najpierw polała swoje ręce wodą, którą miała ze sobą, a później gazę, którą zaczęła obmywać ranę na tyle na ile mogła. Gdy to skończyła, szybko zaczęła bandażować krwawiące miejsce. Więcej chyba nie mogła zrobić.

    [ Jak wszyscy - tylko jedno :D Ale to ukrywam.
    Btw. nie wiem co nam się tu wydarzyło. Robi się coraz bardziej niebezpiecznie :D ]

    OdpowiedzUsuń
  47. Jego zachowanie nie pomagało jej w udzieleniu mu pomocy. Ok, mógł być zły, ale niech nie marudzi. W końcu mogła go tam zostawić, mógł stracić przytomność i w ogóle, a jednak starała się. Skąd miała wiedzieć, że upadnie tak pechowo? Nie mógł zrzucać wszystkiego na nią, zwłaszcza, że gdyby sam pierwszy się do niej nie doczepił, nigdy w życiu by się ze sobą nie kłócili. Ale z jakiegoś powodu uwziął się na nią i teraz miał.
    - To zobaczysz co ja czuję za każdym razem, gdy widzę - odparła niezbyt przyjaźnie. Starała się zorientować, czy nie doznał jakiegoś większego urazu, a ten nawet na chwilę nie mógł odpuścić. Idiota. W niektórych sytuacjach warto było przełknąć swoją dumę. To świadczyło o rozmiarze jego mózgu.
    Nie wierzyła w to, ze blefował z tą książką. W końcu ona mu zniszczyła motor. I choć książka nie była warta takich ran, to cóż... Nie spodziewała się po sobie takiej reakcji, ale też wątpiła, by jakakolwiek inna byłaby w stanie ją uratować. Chyba, że właśnie te dźgnięcia nożem, ale szkoda by było iść do więzienia za zabicie akurat jego.
    Patrzyła na niego ze złością, gdy powoli się podnosił. Wiedziała, że kręci mu się w głowie i że powinien zobaczyć lekarza. Ale nie zamierzała go do niczego zmuszać. Skoro był taki uparty i nie chciał skorzystać, gdy naprawdę próbowała mu pomóc, to trudno. Zrobiła co w jej mocy.
    - Jeśli teraz stracisz przytomność, to już nie będzie moja wina - zaznaczyła ostro. Gdyby ją posłuchał, pojechaliby do szpitala i otrzymałby prawidłową pomoc. Ale tak... Jego wybór. Skoro był na tyle przytomny by ją obrażać, to potrafił też podejmować decyzje. - Lepiej nie przemęczaj się przez następne kilka dni - krzyknęła jeszcze za nim z poczucia obowiązku. Nie skomentowała jego słów o wygranej. Akurat w taki sposób nie chciała zwyciężyć...
    Pozbierała rzeczy z chodnika i ruszyła w swoim kierunku. Choć wciąż trochę martwiła się o jego stan, to odrzucała te myśli. Był dużym chłopcem, da sobie radę.

    OdpowiedzUsuń
  48. Zastanawiała się czy wszystko z nim w porządku. Rana nie była poważna, jednak fakt, że kręciła się mu w głowie był trochę niepokojący. Miała nadzieję, że nawet jeśli zemdlał gdzieś po drodze ktoś mu pomógł. Nie wyglądał na bezdomnego pijaka, więc raczej ludzie nie mijaliby go z obrzydzeniem. Dlatego też pomimo lekkich wyrzutów sumienia, nie szukała go w szkole, by sprawdzić jak się miewa. W końcu to był Scott i nie wiedziała co musiałoby się stać, by chcieć go znów zobaczyć. Po kilku dniach udało się jej o nim nawet zapomnieć, bo miała dość swoich problemów.
    W weekend, by się zrelaksować, zorganizowała małą imprezę u siebie. Dom został pusty, więc warto było wykorzystać okazję. Nie było to nic wielkiego, zaprosiła większość swoich znajomych plus kilkoro znajomych znajomych. W końcu nie chciała roznieść domu.
    Bardzo się jej podobało. Alkoholu było wystarczająco dużo, by zapomnieć o problemach. Tańczyła, piła, bawiła się. Lubiła ludzi, z którymi rozmawiała, wszystko szło po jej myśli. Było super. Nie wiedziała, że Scott postanowił ją odwiedzić. Zapomniała w ogóle o tej możliwości, bo niby skąd miałaby się dowiedzieć? Wyleciało jej z głowy, że przyjaźni się z Elise.
    Dopiero, gdy pojawił się obok niej, przypomniała sobie, że istnieje. Skrzywiła się na dźwięk jego głosu. Zerknęła na niego, a potem na twarze ludzi, z którymi rozmawiała. Pięknie. Jej dobry humor wyparował.
    - Jak widać. Ale nie przypominam sobie żebyś ty był zaproszony - odparła niechętnie, zrzucając jego ramię ze swoich barków i odsuwając się. Nie miała najmniejszej ochoty być w pobliżu niego. Zwłaszcza dziś. Dziś, gdy większość ludzi jakich znała było tutaj i jeśli tym razem coś palnie to wszyscy to usłyszą. A tego wolałaby uniknąć.

    OdpowiedzUsuń
  49. [Hej! Przybywam zaproponowac watek :D]
    Cori

    OdpowiedzUsuń
  50. (Dziękuję, dziękuję, dziękuję! <3 A co do wątku, to bardzo chętnie. Początek akcji rozpoczynamy w chwili, kiedy Scott zajdzie do gabinetu pielęgniarki?)

    Inez

    OdpowiedzUsuń
  51. Zoey faktycznie lubiła koszykówkę. Jako mała dziewczynka często oglądała z ojcem mecze w telewizji, a gdy trochę podrosła zaczął ją też zabierać na różne sportowe wydarzenia, odbywające się w ich mieście. Matka oczywiście uważała, że mała dziewczynka powinna interesować się raczej lalkami i sukienkami, ale Max po prostu od zawsze się wyróżniała. Koszykówką zainteresowała się na poważniej jakieś półtora roku temu i wtedy też wstąpiła do szkolnej drużyny, jednak od początku wiedziała, że będzie to jedynie zainteresowanie, coś na co będzie przeznaczać odrobinę swojego czasu i coś co sprawiać jej będzie przyjemność, lecz nigdy nie zamierzała wiązać z nią przyszłości. Od czasu do czasu miała ochotę pograć i była w tym całkiem dobra, nic więcej. Zdawała sobie sprawę, że Scott poważniej podchodzi do tego sportu, ale większość facetów tak już chyba miała, kochali sport, często nawet bardziej niż kobiety czy seks...
    Uśmiechnęła się do niego, gdy pojawił się u jej boku i zaśmiała się pod nosem. Cieszyła się, że nie był wścibski i o nic nie pytał, szanował jej prywatność i to była kolejna rzecz, którą w nim uwielbiała. Dłużej się nad tym zastanawiając, ostatnimi czasy trochę nazbierało się tych pozytywnych cech… Kto by pomyślał, że początkowo nie widziała w nim nic interesującego? Musiała przyznać, że potrafił zjednywać sobie ludzi.
    Prawdę mówiąc, nie miała nawet najmniejszej ochoty na to spotkanie. Każdego dnia to odkładała, choć wiedziała, że w końcu będzie musiała stawić temu czoła, ale czy to musiało być akurat dzisiaj? Towarzystwo chłopaka naprawdę jej odpowiadało i po tym ciężkim tygodniu bardzo przydałoby się jeszcze chociażby kilka godzin, które mogłaby z nim spędzić. Przygryzła dolną wargę, zastanawiając się jakby go tu przekonać do małego wypadu. Przecież mógł mieć już jakieś plany, a ona nie lubiła być natrętna albo się naprzykrzać. Zerknęła na niego kątem, rozważając wszystkie możliwe opcje i w końcu stwierdziła, że nie będzie kombinować i spyta prost z mostu.
    – Co byś powiedział na mały wypad? – zapytała, unosząc jedną brew do góry i czekając na odpowiedź, która mogła zaważyć nad tym jak ten dzień się skończy.

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  52. Powoli (dobra, nie powoli) narastała w niej złość. Nienawidziła go. Nienawidziła tego jego "sweetheart". Tonu jego głosu. Jego uśmiechu. Jego spojrzenia. Jego głupiej pewności siebie i samozadowolenia. Nienawidziła.
    Gdy znów się o nią oparł, dźgnęła go łokciem w bok, by się wydostać. Wiedziała, że robi to by ją irytować, ale nie miała w tym momencie ochoty udawać, że jej to nie przeszkadza i robić dobrą minę do złej gry. Nie miała już do tego siły. Miała serdecznie dość Scotta i tej jego chorej zabawy.
    Słuchała jego słów, popijając whisky ze szklanki, którą trzymała w ręce. Miała nadzieję, że alkohol złagodzi to wydarzenie, ale wcale się tak nie działo. Jej ręce zaczynały drżeć coraz bardziej z każdym jego słowem, zaś w oczach rysowała się coraz wyraźniejsza nienawiść. Kiedy na nią spojrzał, zmarszczyła tylko brwi i odwróciła się, by dolać sobie napoju.
    Nie wiedziała co powinna zrobić. Chciała jakoś walczyć, ale nie miała pomysłu. Wątpiła, by ktokolwiek uwierzył w jakieś kłamstwo, na które zresztą nie miała pomysłu. Była zbyt roztrzęsiona, zbyt łatwo mogli to zobaczyć.
    - Jak mogłabym ci odebrać tę przyjemność - wycedziła przez zęby pełnym nienawiści głosem. Duszkiem opróżniła zawartość szklanki. Później chwyciła całą butelkę whisky i odeszła od wianka znajomych oraz Scotta, czując że każdy jej ruch śledzą ciekawskie spojrzenia. Pod powiekami zbierały się jej łzy, ale ostatkiem sił udawało się jej nad tym zapanować. Zatrzymała się przy sprzęcie grającym. Przez chwilę stała nieruchomo, odwrócona do wszystkich plecami. Upiła jeszcze łyk. Wyłączyła muzykę, po czym odwróciła się w stronę Scotta.
    - Proszę bardzo. Twój wielki moment. Tak długo na to czekałeś - machnęła zrezygnowana rękami, jakby wskazując mu wszystkich ludzi, patrzących teraz na nią. - Naciesz się tym, a później zniknij raz na zawsze z mojego życia. - Jej głos był przesycony złością i jadem, ale też bezsilnością. Miał co chciał. Mógł ją zniszczyć przy wszystkich znajomych. Wygrał. Miała tego dość. Nie mogła dłużej znieść jego zaczepek. Niech to się skończy teraz. Póki jeszcze miała siły nie rozpłakać się przy wszystkich.
    Kolejne kilka łyków alkoholu.

    OdpowiedzUsuń
  53. [Wole wspólne myślenie xD Łączy ich na pewno fakt, że są w tym samym profilu niestety klasami się różnią... ale z tego też można jakoś wybrnąć. Najbanalniejszy z banalnych pomysłów to oczywiście projekt teatralny ale myślę, że damy radę wymyślić coś bardziej skomplikowanego! ]
    Cori

    OdpowiedzUsuń
  54. Poniekąd dlatego się poddała. Próby walczenia dawały mu jedynie satysfakcję, a i tak była już skazana. Obojętność i godzenie się na tortury często irytowały oprawców bardziej niż próby ratowania się, ponieważ co za przyjemność dręczyć kogoś kto nie reaguje? W tym przypadku postanowiła postąpić w ten sposób. To nie miało sensu, nie chciała by czerpał z tego dodatkową radość. Powiedział co miał powiedzieć, i tak przedłużając, i teraz się skończyło. To był koniec. Już nic na nią nie miał.
    Patrzyła na niego z nienawiścią. Oczy szkliły się jej od łez, ale mimo wszystko żadna kropla nie wypłynęła spod jej powiek. Każde jego słowo przeszywało jej ciało. W jednej z mocno drżących dłoni trzymała butelkę, drugą zaś zacisnęła na tyle ciasno, że paznokcie wbiły się w jej skórę. Zagryzła wargę, aż poczuła rdzawy smak krwi. Ból, który przynajmniej minimalnie odciągał ją od emocji i pozwalał utrzymać się w ryzach. Czuła się fatalnie.
    Gdy pierwszy raz padło słowo "sprzątaczka", świat się zatrzymał. Felicity popatrzyła uważnie jakby na każdego ze swoich znajomych osobno. Wcześniejsze pojedyncze rozmowy, przerodziły się w szum. Prawie każdy coś szepnął, albo przynajmniej się skrzywił. Kilka osób prychnęło. Niektórzy nic z tego nie rozumieli. Inni próbowali dowiedzieć się co powinni o tym myśleć. Patrzyli to na nią to na chłopaka, szukając prawdy. A Scott mówił dalej.
    To jak wypowiedział ostatnie słowo, zadało jej dodatkowy ból. Bo to była racja. Nie należała do ich świata. Była tylko kimś od sprzątania ich brudów. Kimś gorszym.
    - Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy - powiedziała cicho, słabym głosem. Szum wokół narastał. Ludzie już nie szeptali, ale komentowali to zajście na głos. Śmiali się. Sprzątaczka, serio? Jak głupim trzeba być żeby tak ściemniać? Widać było po pracach, że coś jest nie tak! To chyba jeden z lepszych żartów jakie słyszałem! Ma tupet. Dlatego pachnie cytrynową świeżością!... - tyle komentarzy usłyszała, bo one były te głośniejsze. Nawet jeśli ktoś próbował jej bronić, został zagłuszonych przez ludzi podobnych do Scotta, którzy czerpali radość z plotek i cudzych nieszczęść. Popatrzyła po nich, zaciskając jeszcze mocniej pięść. Upiła porządny łyk whisky. Coraz bardziej kręciło się jej w głowie, a to wszystko wokół wydawało się takie nierzeczywiste...
    - Tak! Jestem pieprzoną sprzątaczką! Czyszczę zasrane przez was kible! - krzyknęła wściekła na cały świat, a najbardziej chyba na siebie. Za wszystkie decyzje jakie podjęła w swoim życiu. Za wszystkie kłamstwa. - Mam nadzieję, że świetnie się bawiliście. Możecie teraz spierdalać do tych swoich idealnych żyć, gdzie wszystko idzie po waszej myśli i nie ma żadnych problemów! - krzyczała dalej, choć wcale nie przynosiło jej to ulgi. Była jednak zbyt pijana, by nad sobą panować i by myśleć. W tym momencie każdy w tym pomieszczeniu był dla niej drugim Scottem. W jej głowie każdy ją teraz oceniał i gardził nią. - Szczególnie ty - syknęła w stronę zadowolonego z siebie Scotta, szybko tracąc ochotę na wrzeszczenie. Poczuła się całkowicie wyczerpana. Z jej oczu popłynął potok łez, więc odwróciła się od razu.
    - Impreza skończona - poinformowała wszystkich głośno, lekko zachrypniętym i wypranym z emocji głosem. Wzięła drugą butelkę, po czym minęła wszystkich i zatrzasnęła się w pokoju.

    [ <3
    Klasa teatralna idealnie pasuje do Scotta :D ]

    OdpowiedzUsuń
  55. (O. Nawet nie zauważyłam, że jest ktoś taki o nazwisku Johnson. Mam zmieniać u Lauren, czy może tak zostać? Poza tym czytając kartę, wręcz zapragnęłam wątku. I powiązania! Jakiegoś powiązania z tak zwaną pompą.]

    Lauren

    OdpowiedzUsuń
  56. (Miło mi, że trafiłam w gusta. Obawiała się dość negatywnych opinii względem tej panny. Nie jest ona wesołą i beztroską postacią. Co do relacji, to...może wykorzystamy jego impulsywność i agresję? Chodzi mi tu o jakąś emocjonalną więź, która zakończyła się nieprzyjemnym epizodem dzięki któremu ich nastawienie do siebie uległo zmianie. Można byłoby przyjąć, że od tego czasu zupełnie stracili ze sobą kontakt ( Lauryn wyjechałaby na jakąś wymianę, czy coś) a teraz po czasie trafiliby na siebie. Nie wiem, coś takiego siedzi mi w głowie, lecz przez gorączkę i całkowite wypaczenie nie potrafię sklecić tego w całość.)

    Lauryn

    OdpowiedzUsuń
  57. W jej oczach Scott nie różnił się niczym od tych plotkujących osób. Tak samo cieszył się jej cierpieniem, tak samo nie obchodziła go ona, tylko "skandal". Miał wszystko gdzieś, byleby sobie dostarczyć rozrywki. No, może jednak była jedna różnica - był gorszy od nich wszystkich. Bo jednak oni tylko czekali na jakąś akcję. Nie niszczyli kogoś bez powodu.
    Dla niego to była zabawa, a dla niej prawdziwe życie. Może trochę oszukane, może nie do końca takie jakie by chciała, ale życie. Miała znajomych. Miała z kim wyjść wieczorem. Miała komu opowiadać o swoich artystycznych zamiłowaniach. Była częścią społeczności. Aktywną częścią, a nie jej zbędnym fragmentem wiecznie pomijanym. Po raz pierwszy w życiu. Zawsze była gdzieś na boku, bo miała inne zainteresowania, bo była trochę inna, bo się z kimś nie dogadywała, albo z tak idiotycznego powodu jak wracanie do domu ze szkoły w przeciwnym kierunku niż wszyscy. Wiedziała, że to głupie i nie utrzyma tego wiecznie w sekrecie. Ale póki to trwało, to pomimo wszystkich niedogodności, cieszyła się tym. Mówiąc prawdę, może i znalazłaby kilku znajomych. Jednak nie byłoby to to samo. Byłaby kimś "spoza". Nie wmieszałaby się tak dobrze w tłum, a i plotki na pewno ciągle by za nią chodziły. Zawsze byłaby tą, której się nie udało. Podczas ich opowieści o planowanej przyszłości, ona co mogła powiedzieć? Mam nadzieję, że zarobię dość pieniędzy, by opłacić liceum dla dorosłych i jakimś cudem zdobyć maturę, a później Bóg wie co ze sobą zrobić. Jedyne czego chciała, to złudzenia, że wiedzie normalne życie. Tylko tyle. Nie krzywdząc nikogo. Ale widać i to było za dużo.
    Nie wiedziała co działo się za drzwiami. Skuliła się pomiędzy ścianą a łóżkiem, tuląc misia i popijając alkohol. Musiała to zapić. Musiała jakoś zatamować łzy, które obficie moczyły głowę pluszaka. Nie wiedziała co zrobić. Jej świat się rozpadł. Powinna rzucić pracę? Jak ma się zmierzyć z tymi wszystkimi spojrzeniami, które czekały na nią w poniedziałek? Po co tam w ogóle ma iść? Nie zostało jej nic.
    Słyszała głos Jima, ale w tym momencie nie była w stanie docenić jego starań i troski. Nie docierały do niej żadne słowa. Jedynymi realnymi rzeczami dla niej w tym momencie był miś i whisky. Dopiero głos Scotta ją nieco otrzeźwił. Ale nie w taki przyjemny sposób. Przeszył ją na wskroś, powodując jeszcze większe nawarstwienie negatywnych emocji. Jeszcze mu było mało? Dalej chciał się nad nią znęcać? Może postanowił wywabić ją z pokoju, żeby pokazać wszystkim jak pięknie wygląda cała zapłakana i jak bardzo udało mu się ją upokorzyć?
    - Zostaw mnie! Masz czego chciałeś, a teraz wreszcie się ode mnie odpierdol! - krzyknęła w jego kierunku, dławiąc się łzami. By go odstraszyć rzuciła czymś w drzwi. Tym czymś była jakaś figurka z gliny, która głośno się rozbiła pod wpływem uderzenia.
    Nie widział, że wygrał? Nie widział w jakim jest stanie? Nie mógł jej po prostu zostawić?

    OdpowiedzUsuń
  58. Prychnęła pod nosem, gdy tak zmierzył ją wzrokiem, ale po chwili znowu się uśmiechnęła. Zdecydowanie robiła to w jego towarzystwie, o wiele częściej niż przy innych ludziach. Pewnie budził w niej niektóre endorfiny, poza tym jego poczucie humoru naprawdę jej odpowiadało. Musiała w końcu przestań go komplementować! Dobrze, że przynajmniej na razie nie robiła tego na głos, o tym akurat mógł zapomnieć.
    – O wypraszam sobie! Czyżbyś miał jakieś zarzuty do mojego stroju? Następnym razem, zapraszając cię na miasto przygotuję piżamę dziesięcioletniego kuzyna. Wolisz żółwie ninja czy może minionki? – zapytała, spoglądając na niego pytająco i zaciskając wargi, jakby naprawdę oczekiwała tej odpowiedzi.
    Cieszyła się, że chłopak się zgodził. W innym wypadku musiałaby pójść na to spotkanie, ponieważ nie miałaby już innej wymówki. Wyczerpała je dokładnie dwa dni temu. Zdawała sobie sprawę, że zachowuje się jak kompletny tchórz i nienawidziła tego, ale z drugiej strony nie potrafiła tego przezwyciężyć. Postanowiła dać sobie jeszcze jeden dzień wolnego, znowu…
    Weszła do szatni, a po jakiś dziesięciu minutach była już gotowa. Spojrzała na wyświetlacz komórki, by sprawdzić, która godzina. Dochodziła piąta, a ona powoli zaczynała się zastanawiać czy to normalne zostawać tak długo w szkole. Rozejrzała się czy niczego nie zapomniała, a następnie narzuciła skórzaną kurtkę i wyszła z małego pomieszczenia. Przeszła kilka kroków i dostrzegła tą znajomą czuprynę. Na jej twarzy od razu pojawił się idiotyczny uśmiech. Naprawdę musiała się opanować, bo to robiło się komiczne. Odchrząknęła i szybkim krokiem ruszyła w jego kierunku. Zatracił się w myślach tak samo jak ona od czasu do czasu. Po cichu do niego podeszła, starając się nie narobić żadnego hałasu.
    – O jakiej księżniczce tak rozmyślasz? – szepnęła prosto przy jego uchu, a następnie odsunęła się i posłała mu szeroki uśmiech.
    – Chciałabym pokazać Ci pewne miejsce, ale teraz jestem głodna, idziemy? – zapytała dziwnie zbytnio entuzjastycznym tonem. Cholera, naprawdę nie umiała się kontrolować nawet przez moment?

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  59. [Hmm, wątków masz dużo więc powiedz mi jakiej relacji jeszcze nie masz, żeby nie powielać :D]
    Cori

    OdpowiedzUsuń
  60. Zapomniał o jednym ważnym szczególe w swoim rozumowaniu - Fela nie była nim. Ona się przejmowała, miała ku temu swoje powody. Jej życie było zupełnie inne od jego. Ona sama była zupełnie innym człowiekiem niż on i nie mógł oczekiwać, że zachowa się tak jak on by to zrobił.
    Zdawała sobie sprawę z tego, że rozbicie figurki nic mu nie zrobi. Musiała jednak jakoś wyładować swoją złość i dać mu do zrozumienia, że ma sobie iść. Ale widać nie pojmował nawet tak jasnego przekazu. Co miała zrobić? Zadzwonić na policję, że ktoś wkradł się do jej domu?
    - Ty znalazłeś idealny sposób, by obsmarować mnie - zauważyła wrogo.
    Miał rację. To nie był koniec świata. Jakoś przeżyje. Będzie chodzić do pracy, wracać do domu, jeść sama obiad, oglądać seriale do nocy, zasypiać, by następnego dnia to powtórzyć. Świat będzie dalej istniał. Tylko, że nie bardzo miała ochotę na taką egzystencję.
    Nie rozumiała po co to robi. Po co tu dalej siedzi i ją męczy, skoro mógł spokojnie siedzieć u siebie w domu, zadowolony z siebie. Albo spotkać się ze znajomymi i powiedzieć im o swoim "sukcesie", przechwalać się jak to zmieszał z błotem tą idiotkę, która myślała, że przechytrzy wszystkich... Widać to mu nie wystarczało.
    Prychnęła na jego ostatnie słowa. Podniosła się z miejsca i otarła policzki, choć podejrzewała, że długo suche nie zostaną. Zerknęła w lustro. Potargane włosy, rozmazany makijaż, czerwone oczy, kilka mokrych plam na białej sukience. Zdecydowanie nie powinna pokazywać się tak innym. Mimo to podeszła do drzwi i otworzyła je szybko. Gdy znalazła Scotta spojrzeniem, w jej oczach rozbłysły iskry nienawiści.
    - Pewnie, że nie chciałeś tego w taki sposób. Lepiej by było gdybyś to wszystko jeszcze nagrał. Albo zmusił mnie żebym ja wszystkim to powiedziała. Chcesz mi teraz zrobić zdjęcie i rozesłać swoim kolegom żeby się pochwalić swoim zwycięstwem? - mówiła ostro, nie odrywając od niego spojrzenia, a jej głos przesycony był ironią. - Albo mam! Jeszcze lepszy pomysł! - zawołała sarkastycznie i na chwilę znów zniknęła w swoim pokoju. - Masz mój telefon! Dokończ swoją misję i powiedz wszystko moim rodzicom! Może teraz uda Ci się to zrobić "tak jak tego chciałeś" - rzuciła mu swoją komórkę na kolana, po czym nie czekając na jego odpowiedź, przeszła chwiejnym krokiem do kuchni. Miała dość alkoholu, a zaschło jej w ustach. Poza tym nie chciała być w pobliżu Scotta. Weszła do kuchni, nalała sobie wody. Próbując zwalczyć łzy, opłukała twarz zimną wodą, policzyła do dziesięciu, zaciskając drżące ręce na krawędzi blatu, ale jakoś niespecjalnie jej to wszystko pomagało.

    OdpowiedzUsuń
  61. Słysząc jego komentarz uśmiechnęła się delikatnie, ale uśmiech zniknął tak szybko jak się pojawił. Przeniosła dłoń nad zlew i włożyła ją pod zimną wodę. Momentalnie poczuła ulgę i oparła się tylko biodrem o szafkę, a policzek przytknęła do przyjemnie chłodnej powierzchni lodówki. Scott wyglądał uroczo podczas gotowania. Lekki uśmiech, który pojawił się na jego twarzy podczas manewrowania drewnianą łopatką, uwydatnił jego dołeczki w policzkach, w które zwykła wkładać koniuszek palca jeszcze bardziej pogłębiając wklęsłość. Tym razem jednak nie odważyła się nawet na krok w jego stronę. Przyglądanie się z tej odległości wydawało się dużo bezpieczniejsze. Nie chciała przecież, żeby pomyślał sobie, że nagle, po wspólnej nocy nabrała ochoty na inną niż przyjacielska bliskość... A może chciała? Nie. Nie powinna teraz się nad tym zastanawiać. Powinna dać sobie trochę czasu... dużo czasu. Nie mogła przecież myśleć jasno, skoro tak niedorzeczne myśli przedzierały się przez jej głowę. Jutro już z pewnością, będzie widziała w nim tylko przyjaciela, a jeżeli nie jutro, to po jutrze... i tak do skutku.
    Dopiero po dłuższej chwili, jego pytanie wyrwało ją z zadumy i przyłapała się na tym, z jaką intensywnością się w niego wpatrywała.
    - Po prostu się zamyśliłam. - Mruknęła nieco speszona. Szybko powędrowała wzrokiem w bok, by tym razem to on nie przyłapał jej na tym, jak patrzy na niego jak cielę na malowane wrota. Nawet nie zorientowała się kiedy jej dłoń skostniała od ciągłego przebywania pod zimną wodą. Zakręciła kran i owinęła zmarznięta i mokrą dłoń ścierką. Zaraz usiadła do stołu z lekkim uśmiechem i nową wiarą... w lepszą przyszłość. Gdy Scott podał im śniadanie, odwinęła rękę, by móc swobodnie posługiwać się widelcem i zerknęła na oparzenie.
    - Może mi jej nie amputują... - Posłała mu słaby, choć szczery uśmiech. - Jak myślisz... dostanę szlaban na miesiąc, czy do końca życia...? - Odgarnęła włosy z twarzy i podrapała się po głowie. - Kiedyś myślałam, że z wiekiem będę miała więcej swobody, ale chyba jednak jest na odwrót z moją matką. - Znów zaczęła trajkotać? Chyba stara Halszka stopniowo wracała do życia, choć wciąż zdawała się unikać dłuższego kontaktu wzrokowego. Powoli zaczęła dzióbać widelcem w zawartości talerza. Żołądek domagał się swojego, bo ciężkim wieczorze, podczas którego wątroba nie próżnowała.

    Halszka

    OdpowiedzUsuń
  62. [Dobra, to ja zacznę w takim razie, tylko ustalmy jaką sztukę wystawiają. ;)]

    Josephine

    OdpowiedzUsuń
  63. Zapominali, bo tak naprawdę w ogóle się nie znali. On nie wiedział, że dziewczyna ma zupełnie inny punkt widzenia na życie niż on, bo miała za sobą inne doświadczenia. Ona znała go głównie ze swoich wyobrażeń spowodowanych tym co jej robił. Niewiele było w tym prawdy, ale żadne nie miało chyba większej ochoty ją poznać.
    W sumie nie zdziwiłaby się bardzo, gdyby faktycznie zadzwonił do jej rodziców. Tak, wygadała się, teraz znów mógł ją szantażować, ale w tym momencie było jej wszystko jedno. Mógł powiadomić cały świat o tym, większej różnicy jej to nie zrobi. W tym przypadku tylko zraniłby jej rodziców, może nawet bardziej niż ją. Co zresztą też nie było najlepszym rozwiązaniem...
    Kiedy podszedł i odezwał się, odwróciła się w jego stronę. Powoli zmierzyła go spojrzeniem.
    - Nie. Nie mam pojęcia o co ci chodziło i o co ci chodzi. Bóg wie czemu się na mnie uwziąłeś, dręczyłeś od dawna, choć nawet tych ludzi nie znasz. Nie o to ci chodziło, to o co? Chciałeś mnie męczyć do końca szkoły? Bo byłam pewna, że nie możesz się doczekać aż powiesz wszystkim prawdę, a skoro w końcu to zrobiłeś... I to wśród wszystkich moich znajomych, nie tylko przy jakiejś marnej piątce. Mógłbyś sobie wyobrazić lepsze zwycięstwo, że to ci nie wystarcza? - nie odrywała od niego lodowatego spojrzenia.
    Westchnęła cicho, nie mając sił do tej znajomości. Nie potrafiła go zrozumieć. A jeśli myślał, że tak po prostu mu wybaczy... Cóż, przeliczył się. Głupie "przepraszam" i sarkastyczne komentarze nie wystarczały. Bo zawalił jej świat, może nie cały, ale dużą jego część. Nie miała najmniejszego powodu, by o tym zapomnieć. Bez pytania wtargnął do jej życia, zabawił się i doprowadził ją do tego. Nie, za takie coś zdecydowanie powinien włożyć więcej zaangażowania w przeprosiny. Choć wątpiła, by to zrobił. Właściwie, nawet nie wierzyła w to, aby było mu naprawdę przykro. Został tu, przeprosił, ale po co? Nie miała pojęcia. To była kolejna rzecz w nim, której nie rozumiała.
    Upiła łyk wody i przymknęła na chwilę powieki, opierając się o blat, by odetchnąć. Wzięła kilka głębszych wdechów. Łzy z jej oczu wciąż płynęły, ale znacznie wolniej, próbowała więc nad nimi zapanować, by całkiem zniknęły.
    - O Elise się nie martw. Nie zadręczam innych swoimi problemami. Poradzę sobie sama - mruknęła wypranym z emocji głosem, w myślach dodając "jak zawsze". Może dlatego też była samotna. Nie wpuszczała ludzi do siebie. Nie zwierzała się, nie dzieliła swoimi głębszymi przemyśleniami, miała swój mur. Zawsze wszystko w sobie dusiła, nie chcąc by inni się nią przejmowali, albo wykorzystywali jej słabości. Właściwie Scott był pierwszą osobą, przy której płakała, nie licząc czasów dzieciństwa i może mamy w późniejszym okresie, ale to też nie występowało zbyt często.

    OdpowiedzUsuń
  64. [Dziękuję za powitanie. Lana stara się nie przyjmować takimi rzeczami. :D]

    Lana Bennett

    OdpowiedzUsuń
  65. Właściwie, nie do końca chodziło o pracę. Gdyby pracowała tak dorywczo, albo tymczasowo, nie ukrywałaby tego tak bardzo. Bo w końcu mało osób w jej wieku miało ciekawe, oryginalne prace, które wykonywało z przyjemnością. Bardziej było jej wstyd decyzji jakie ją do tego doprowadziły i tego, że nie ma szans aktualnie na poprawienie swojego stanu. Bo co miała odpowiedzieć na pytanie dlaczego jest sprzątaczką w tym wieku? Przyjechałam tu dla faceta, którego kocham do szaleństwa. Tylko, że on zerwał ze mną kontakt, jeszcze zanim zdążyłam mu o tym powiedzieć - brzmiało to naiwnie i niesamowicie idiotycznie. Wszyscy patrzyliby na nią jak na naiwną idiotkę, która dała się nabrać na sztuczkę zwaną miłością. Nakłamała rodzicom, że to szkoła jest jej największym marzeniem, ale to wcale nie o szkołę chodziło. Wątpiła, by ktokolwiek zrozumiał jej zachowanie, więc wolała nie mówić. Udawać normalną.
    Scott kiepską rozrywkę sobie wybrał. Chyba tylko tyle można na ten temat powiedzieć. Zabawa z uczuciami była bardziej niebezpieczna niż zabawa z ogniem.
    Nie zamierzała go zatrzymywać. Wręcz przeciwnie. Choć jego słowa tylko dodatkowo namieszały jej w głowie, to poczuła ulgę, że zniknął. Mogła dać upust swoim emocjom bez widowni. Zsunęła się na podłogę w kuchni, gdy usłyszała zamykane drzwi. Strasznie zaczęła ją boleć głowa. Miała zdecydowanie dość i najchętniej wyłączyłaby sobie teraz mózg. Nie dość, że przejmowała się całym tym zajściem, to próbowała zrozumieć zachowanie Scotta, a to od początku ją przerastało.

    Przez kolejny tydzień nie pojawiła się w pracy. Wzięła urlop, choć planowała go zachować na wakacje i gdzieś wyjechać. Teraz jednak potrzebowała go bardziej. Nie była w stanie zmusić się, by spojrzeć tamtym ludziom w oczy i na dodatek pełnić wtedy swoją funkcję. Nie logowała się nawet na żadnym portalu, by nie musieć na nic odpowiadać, ani niczego oglądać. Całe dnie spędzała u siebie w pokoju, popijając wino, medytując, malując, oglądając seriale i filmy, ale głównie leżąc w pozycji prenatalnej i próbując zniknąć z tego świata albo cofnąć świat.
    Dopiero po kilkunastu próbach Jimowi udało się ją wyciągnąć z tego stanu. On i kilka innych osób wcale jej nie skreśliło. Był kochany. Mógłby być naprawdę dobrym przyjacielem, gdyby mu na to pozwoliła. Jeszcze lepszym chłopakiem, na co pewnie miał ochotę, gdyby potrafiła pokochać. Ale tak... pozostał bliskim kolegą, któremu była niesamowicie wdzięczna za wszystko i nie potrafiła się odwdzięczyć.
    Poszła do pracy. Pierwszy raz unikała chodzenia po korytarzach, przebywania w tym tłumie. Unikała wszystkiego i wszystkich. Gdy usłyszała, że trzeba posprzątać strych, czego nikt nie lubił, od razu się zgłosiła. Tam nie powinno nikogo być. Tak myślała, póki przełożona nie powiedziała jej, że ma tam dopilnować jakiegoś łobuza, który będzie jej pomagał za karę. No trudno. Jakoś da radę.
    Poszła na miejsce z przygotowanym sprzętem. Czekało ich wiele pracy, ale praca przynajmniej ociągała ją od myślenia. Zabrała się za sprawdzanie sprzętów tam obecnych, by móc ocenić co z czym zrobić. Wtedy usłyszała kroki. Odwróciła się niechętnie i zobaczyła...
    - Chyba sobie ze mnie żartujesz - skrzywiła się na widok Scotta. Pierwszy dzień w pracy po przerwie i od razu musiała trafić na niego? I to jeszcze w takich okolicznościach? Dziękowała tylko Bogu, że mogła w pracy nosić swój strój jakim były leginsy i bluzka, a nie musiała nosić typowego fartucha. Pewnie taki widok tylko by go ucieszył.
    Ledwo się pojawił, a już spowodował u niej uścisk żołądka i mdłości. Miał niesamowity dar.

    OdpowiedzUsuń
  66. [Właściwie mam jeden niezobowiązujący pomysł. Może ktoś źle nada paczkę, którą Scott będzie miał rano doręczyć, więc Johnson zapuka do drzwi zaspanej Lany? :D]

    Lana Bennett

    OdpowiedzUsuń
  67. Nie miała pojęcia co się działo do południa w szkole. Ignorowała wszystkie plotki, obawiając się, że któraś będzie o nich. Nie wiedziała więc nic o bójce. A nawet jeśli coś obiło się jej o uszy, to szybko o tym zapomniała. Bijatyka wśród młodzieży nie była niczym niezwykłym, więc czym by się tu ekscytować? Oczywiście, nie miała zielonego pojęcia, że właściwie to ona była jednym z głównych powodów jej wybuchu. A tym bardziej, w życiu nie spodziewałaby się, że to Scott wystąpi w jej obronie, że tak agresywnie zareaguje na złośliwe wzmianki o niej. Przecież do tej pory to on był po tamtej stronie i jej docinał. Co prawda nie za plecami, ale nie widziała większej różnicy.
    Słyszała jego komentarz. Widać oboje byli równie entuzjastycznie nastawieni do wspólnej pracy. Nic w tym dziwnego. Ale oczywiście, Scott szybko się zreflektował i niechęć wymalowana na jego twarzy została zastąpiona przez sarkastyczny uśmieszek i typową dla niego pewność siebie. Żołądek podszedł jej do gardła na dźwięk jego słów. Szczególnie "sweetheart". Nienawidziła, gdy się tak do niej zwracał.
    - Wolałabym żebyś nie mówił do mnie "sweetheart". Jestem w pracy i wolałabym nie słuchać twoich idiotycznych tekstów - powiedziała beznamiętnym tonem, mierząc go spojrzeniem. Jedyny plus był taki, że teoretycznie to ona teraz rządziła. Ona miała powiadomić swoją przełożoną, która z kolei powie wszystko dyrektorowi, czy Scott wykonał swoją karę, czy też nie.
    Odwróciła się do niego plecami, by rozejrzeć się po pomieszczeniu jeszcze raz. No i po to by na niego nie patrzeć. Panował tutaj niesamowity bałagan i choć teoretycznie wiedziała jak się sprząta, to nie była do końca pewna od czego zacząć.
    - Trzeba wynieść stąd wszystkie rzeczy, które dawno powinny być na śmietniku. Później umyć te które zostały. Omieść pajęczyny, zamieść podłogę, na koniec ją umyć i poukładać wszystko w miarę możliwości - wyrzuciła w końcu z siebie. Nawet na niego nie spojrzała, tylko ruszyła od razu pod jedną ze ścian. - Zacznij z drugiej strony - poleciła mu, zaczynając przeglądać rupiecie. Z miejsca odrzuciła krzesło bez jednej nogi. Po co ktoś zaniósł je w ogóle na strych?

    [ Idealny powód do kary! Nie spodziewałam się tego <3 ]

    OdpowiedzUsuń
  68. Z całych sił starała się skupić na pracy i nie myśleć o tym, że Scott jest zaledwie kilka metrów od niej. Chciała jak najszybciej wydostać się z tego miejsca. Sprawnie przerzucała kolejne sprzęty i przedmioty, co jakiś czas odrzucając wyjątkowe graty, które do niczego nie miały się już przydać. Stare kostiumy, dziurawe płótna, wyschnięte farby, zniszczone tablice, czy nawet liczydła. Nie rozumiała po co ludzie to tutaj przynosili. Jakby były jakieś szanse, że po nie wrócą. Nie była aż tak sentymentalna. Gdy już nie zostało jej nic do przeglądania po jej części strychu, zaczęła obmywać stojące tam szafy.
    Dopiero, gdy się odezwał bezpośrednio do niej, zareagowała. Niechętnie, ale chyba nie miała wyjścia. Podeszła do rzeczy, które odrzucił, przy okazji przysuwając do jego sterty swoją. Szybko ją przejrzała i dopiero wtedy spojrzała na Scotta.
    - Możesz wziąć to wszystko - zadecydowała. Nie było tego aż tak dużo. Wystarczyło wpakować to do jednego pudła i jakoś zabrać tamto krzesło. Poradzi sobie sam. - Tylko nie myśl, że nie zauważę, jak zaniesienie tego na śmietnik zajmie ci pół godziny - zaznaczyła. Cóż, na jego miejscu sama próbowałaby wykręcić się w ten sposób od roboty, ale nie zamierzała go wyręczać i harować tutaj samotnie. Skoro miał karę, to powinien ją odbyć.
    Kiedy wyszedł, jak zwykle poczuła ulgę. Usiadła na chwilę na jakiejś ławce, by odetchnąć, napiła się wody. Była już zmęczona, a jeszcze nie doszli do połowy. Wtedy właśnie zadzwonił jej telefon. Myślała, że to jej szefowa, więc odebrała od razu. W sumie kto inny miałby do niej dzwonić? Zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach. Okazało się, że to jedna z jej koleżanek. Tych fajniejszych.
    - Musisz obejrzeć filmik, który Ci wysłałam. Musisz! Podobno to wszystko przez Ciebie. Znaczy, nie przez Ciebie, ale z twojego powodu. No wiesz... Ktoś coś o tobie gadał... No... Niby to nic nowego ostatnio, ale... Zobacz sama. Wyglądał jakby oszalał. Co w ogóle jest między wami? Raz wydaje się, że się nie cierpicie, a potem coś takiego... To wszystko pokręcone - trochę piskliwy głos po drugiej stronie zaczął gadać i gadać, nie dając nawet dojść Feli do słowa. W końcu panna Durden mruknęła tylko "mhm" i się rozłączyła.
    Nie chciała wchodzić na facebooka, ale się złamała. Słowa dziewczyny nie miały najmniejszego sensu i miała nadzieję, że może ten filmik trochę jej wszystko wyjaśni. Zignorowała wszystkie nieprzeczytane wiadomości i otworzyła tylko jedną. Chwilę później oglądała Scotta, tłukącego kogoś na korytarzu w szkole. Rozpoznawała tamtego kogoś oraz osoby próbujące przerwać "walkę". Jedni z jej "kolegów".
    Obejrzała ten filmik trzy razy. Mętlik w jej głowie jeszcze bardziej się powiększył. Pięknie.
    Gdy Scott wrócił, zmierzyła go spojrzeniem. Zagryzła dolną wargę na chwilę. Wzięła głębszy wdech.
    - O co w tym wszystkim chodzi? - spytała, pokazując mu telefon z włączonym filmem. Nie podeszła, by widział wyraźnie. Mógł się domyślić zawartości.

    OdpowiedzUsuń
  69. Wzruszyła ramionami i poprawiając torbę na ramieniu, ruszyła za nim. Przy nim wszystko wydawało się takie łatwe i bezproblemowe. Sprawiał wrażenie kogoś, kto nie napotykał żadnych przeszkód, a nawet jeśli już takowe się zdarzały to po prostu bez najmniejszego problemu przez nie przeskakiwał. Zoey czegoś takiego nie potrafiła, więc po prostu wszystko od siebie odpychała i udała, że problemów nie ma. Może to był idiotyczny sposób, ale działał, a to chyba najważniejsze.
    – Zdam się na ciebie, chociaż pewnie będę tego żałować. – odpowiedziała posyłając mu uśmiech i wychodząc ze szkoły. Z ulgą powitała zimny powiew wiatru, który otrzeźwił jej zmysły i pozwolił się trochę rozbudzić. Pogoda wciąż była typowo zimowa, a więc słońce pokazywało się naprawdę rzadko, a dzień kończył się zdecydowanie zbyt szybko. Nie dziwiła się więc, że było pochmurnie i powoli robiło się ciemno, ale naprawdę tęskniła za ciepłymi promykami słońca, jednak musiała sobie jeszcze trochę na nie poczekać.
    – Dziwisz mi się? Spójrz tylko na mnie, jem za dziesięciu. – odpowiedziała i rozłożyła bezradnie ręce, a następnie wcisnęła je do kieszeni kurtki. – No więc, gdzie idziemy? – zapytała posyłając mu zniecierpliwione spojrzenie. Wiedziała, że jeśli ktoś zobaczy ich razem znowu zaczną się te idiotyczne spekulacje i bezpodstawne plotki o ich domniemanym romansie. Najwyraźniej w tych czasach nikt już nie wierzył w przyjaźń damsko-męską i było to prawdopodobnie spowodowane nadmierną liczbą produkowanych filmów romantycznych. Praktycznie w każdej produkcji pojawiał się teraz wątek miłosny, ponieważ uważano, że bez tego film nie przyjąłby się zbyt dobrze. To było po prostu straszne…

    Zoey

    OdpowiedzUsuń
  70. Na jego słowa wywróciła tylko oczami. Chętnie wysprzątałaby cały ten strych bez niego. Ale skoro już miał tutaj pracować to nie będzie go wyręczać. Tylko by się ucieszył.
    Gdyby nie telefon od tamtej dziewczyny, pewnie nigdy by nie obejrzała tego filmiku. Nie obchodziły ją szkolne bójki, ani inne tego typu drobne sensacje. Zwłaszcza, że stała się ofiarą jednej z nich i wiedziała jakie to uczucie. Nie chciała być powodem, dla którego ktoś inny czuł się równie fatalnie co ona. No, ale zobaczyła to. I nie wierzyła w wytłumaczenie Scotta. Wiedziała, że łatwo nie wyciągnie z niego prawdy, jego maska obojętności była dość wymowna, ale w zwykła potrzeba wyładowania się jej nie przekonywała. Znała chłopaka, którego zaatakował. Wiedziała, że żywił się takimi wydarzeniami. Nie przepadała za nim. Był jednym z tych, którzy uważali się za najlepszych na świecie i miał bogatych rodziców. Uważał, że nikt nie maluje lepiej od niego, nawet jeśli jego prace były często sztuczne i puste. Ale przynajmniej załatwiał wejściówki na ciekawe wydarzenia, a reszta jego towarzystwa była dobrymi kompanami do imprezowania. Scott nie mógł zaatakować go bez powodu. Nie był na tyle głupi, by bić się na środku korytarza z osobą, która zamiast mięśni miała żelki i nie potrafiła mu nawet stawić czoła.
    Zastanawiając się nad tym wszystkim, zmrużyła lekko oczy wpatrzone w jego plecy. Był podły, ale w tą historię akurat nie wierzyła.
    - A to, że akurat się ze mnie naśmiewali i że to ludzie, których znam, to zupełny przypadek, co? - spytała, unosząc lekko brew. Podobno przypadki nie istniały.
    Westchnęła cicho, pokręciła lekko głową. Podeszła do niego z wiadrem wody wymieszanej z odpowiednim specyfikiem. Preparat, który on wybrał, był w spray'u, więc jeśli chciał sprzątać z jego pomocą, prawdopodobnie zużyłby go całego i na dodatek tylko sprawił, że kurz zacząłby latać wokół nich, zamiast zniknąć.
    - Za dużo kurzu tu jest. Lepiej ścierać na mokro - powiedziała. Znów zagryzła wargę, przeczesała włosy. Przyjrzała się mu uważnie.
    - Dlaczego się tak zachowujesz? Najpierw nienawidzisz mnie bez powodu i dręczysz, a potem, gdy już udaje ci się zdradzić wszystkim mój sekret... nie wiem... zaczynasz mnie bronić? - nie spuszczała z niego swojego spojrzenia. Chciała choć trochę rozplątać mętlik w swojej głowie, a nie bardzo miała jak to zrobić bez jego pomocy.

    OdpowiedzUsuń
  71. Zauważyła zmianę w jego zachowaniu. Zazwyczaj był przy niej spokojny, pewny siebie. Teraz zaś stał się jakby nerwowy, widać, że wolałby uniknąć tematu. To z kolei sprawiło, że postanowiła naciskać, by wydobyć z niego prawdę. Nie z powodu złośliwości, choć ona też się pojawiała, ale by w końcu to wszystko zrozumieć. Bo wielu rzeczy nie rozumiała w ich relacji. Znała Scotta tylko od tej złej strony. Nie docierało do niej jak mógłby ją tak potraktować "przypadkiem". Zapomniała o tym, że był pijany i zły za motocykl, gdy pojawił się na imprezie. Była pewna, że miał pełną świadomość swoich czynów i z przyjemnością ją zmiażdżył.
    - Jako pracownik szkoły mam obowiązek reagować, gdy widzę, że z młodzieżą dzieje się coś złego - odpowiedziała na jego słowa, co w sumie było zgodne z prawdą. Co prawda nie znaczyło to, że musi jej o wszystkim opowiadać. Raczej dawało jej jakieś tam prawo do zadawania pytań.
    - Chcę usłyszeć dlaczego - wyjaśniła spokojnie. Chyba pierwszy raz zachowywała przy nim taki spokój. Może dlatego, że teraz nie miała już nic do stracenia? Tak, mógł jeszcze powiedzieć prawdę jej rodzicom. Ale nawet gdyby chciał, nie miał do nich numeru. Dała mu do tego okazję raz, nie skorzystał, więc chyba tego nie zrobi. Przynajmniej na razie.
    - To wygląda jakbyś miał wyrzuty sumienia, a w to ciężko mi uwierzyć... Bo chyba zdawałeś sobie sprawę z tego, że dla mnie to wszystko to nie były żarty, ale i tak chciałeś to zrobić - dodała. Nie rozumiała jego ewentualnych wyrzutów sumienia, bo przecież był dorosły, wiedział co robi, gdy zdradzał prawdę o niej na imprezie.
    Również zabrała się za czyszczenie jednego z obecnych tam mebli, by nie marnować czasu. W końcu nie chciała spędzić tam całego dnia.

    OdpowiedzUsuń
  72. Wywróciła oczami, ale uśmiechnęła się i bez wahania ruszyła za nim. W sumie też nie zamierzała mu powiedzieć gdzie chciała go później zabrać, a z pewnością czegoś takiego by się po niej nie spodziewał. To było dosyć nietypowe miejsce, ale chciała mu je pokazać i stwierdziła, że dzisiaj jest na to odpowiedni moment.
    Przeszli dosyć krótki odcinek drogi w milczeniu. Musiała na chwilę dać porwać się swoim myślom, które cały czas wrzeszczały, że nie powinna w kółko odkładać tamtego spotkania. Jedna jej część mówiła, że lepiej mieć to z głowy, a druga, że może faktycznie przyda jej się więcej czasu na zastanowienie. Dzisiaj zdecydowała się słuchać tej drugiej strony, tak jak zresztą wczoraj, przedwczoraj i pięć dni temu też. Obiecała sobie, że jutro już nic jej nie przeszkodzi, ale z nią to nigdy nic nie wiadomo. Wiedziała, że to straszne, ale miała nadzieję, że ktoś wyląduje w szpitalu, napotka jakiś wypadek drogowy i będzie musiała pomóc albo po prostu złamie nogę żeby tylko odłożyć to na kolejny dzień, ponieważ w przeciwnym razie nie będzie miała już więcej wymówek i niechętnie będzie musiała stawić czoła temu przed czym tak długo uciekała.
    Stanęła przed drzwiami, przyglądając się szyldowi, który nad nimi wisiał. Nigdy wcześniej tu nie była, ale wydawało jej się, że gdzieś już słyszała o tym miejscu. Spojrzała na chłopaka i weszła pierwsza do środka. Od razu zalała ją fala różnorodnych zapachów i faktycznie wyczuwała wszystkiego po trochu. Czuła zapach smażonego bekonu, syropu klonowego a nawet tych wszystkich fast-foodów, które właściwie pachniały podobnie.
    – Uważaj, bo jeszcze pomyślę, że budzi się w tobie jakiś dżentelmen. – stwierdziła, komentując fakt, że kulturalnie otworzył jej drzwi i puścił przodem, co było nawet miłe. Usiadła na jednym z wolnych krzeseł, rozglądając się po pomieszczeniu, przy okazji odwieszając torbę na bok i zsuwając z ramion kurtkę.

    OdpowiedzUsuń
  73. Wciąż udawało mu się ją zirytować. Choć teoretycznie było jej już wszystko jedno, to tylko teoretycznie. Praktycznie, dalej reagowała na niego dość emocjonalnie. Dlaczego nie mógł po prostu powiedzieć jej prawdy? Przecież to nie było nic trudnego... Ach, tak. Ona twierdziła, że prawda była prosta. Cóż za hipokryzja...
    - A co ty widzisz? - padło kolejne pytanie.
    Tak, była w trybie, w którym próbowała wydobyć od niego prawdę. Bo nie mogła tak po prostu odpuścić. Gdyby nigdy więcej się nie spotkali, to może, ale widać los nie zamierzał im odpuścić i łączył ich ze sobą na każdym kroku. Dlatego musiała to wszystko zrozumieć, a przynajmniej częściowo poukładać sobie to wszystko w głowie.
    Przeszła do kolejnej szafki, by ją sprawnie obmyć. Pracowała dopiero kilka miesięcy, ale codzienna rutyna zdążyła w niej już wyrobić wiele nawyków. Potrafiła sprzątać szybko, a teraz bardzo jej na tym zależało. Bo też nie chciała spędzać wieczności ze Scottem. Nawet te kilka godzin to było o wiele, wiele za dużo.
    Nagle przypomniała sobie słowa tej koleżanki, która do niej zadzwoniła. Gdy uświadomiła coś sobie, aż się skrzywiła.
    - Przez tą dwoją głupią bójkę, koleżanka pomyślała, że coś nas łączy - mruknęła z aż zbyt widoczną niechęcią na samą myśl o tym.
    Felicity nie rozważała rozpoczynania żadnego związku, a tym bardziej ze Scottem. On był ostatni na jej liście. A jako, że wciąż jakoś zależało jej na opinii innych, nie chciała sobie jej "psuć" plotkami o ich domniemanym związku. W ogóle wizja ich razem była co najmniej irracjonalna.

    OdpowiedzUsuń
  74. Ten tryb to miał włączony chyba przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, tylko w przypadku braku obecności Feli przechodził w tryb czuwania. Choć tak właściwie, zdarzało się, że ją irytował nawet, nie będąc przy niej. Wystarczyło, że coś sobie przypomniała i już wzbierała w niej złość.
    - Jak chcesz. Ale następnym razem nie udawaj, że masz sumienie, czy cokolwiek i oszczędź sobie walk w moim imieniu. Nie zależy mi na tym żeby bronił mnie skończony dupek - wyrzuciła zła na niego. Przez chwilę myślała, że może nawet ma jakieś tam dobre cechy, jest mu głupio za to wszystko, czy coś. Jednak jego unikanie odpowiedzi i upartość tylko ją denerwowała, przez co znów zaczęła patrzeć na niego jak na skończonego idiotę, którego nienawidziła. Nie chciał mówić, to nie. Ale niech w takim razie nie udaje, że coś ich łączy i ma prawo bronić jej imienia, skoro wcześniej je zniszczył.
    Prychnęła na jego słowa głośno. Może nie wyglądał najgorzej, jednak jego wnętrze było beznadziejne. Wolałaby umawiać się z pryszczatym grubasem w okularach na dodatek młodszym o pięć lat niż ze Scottem. Ale widać innym wystarczała ładna buzia, by rozłożyć nogi.
    - Och, bo tak naprawdę skrycie o tobie marzę i mam nadzieję, że plotka rozniesie się po całej szkole - powiedziała z ogromną dawką sarkazmu. Nie zaprzeczyła, bo po prostu nie zarejestrowała tego podczas rozmowy. Myśl o nich razem była zbyt irracjonalna, a jej koleżanka mówiła w takim tempie, że mózg Felicity ignorował część zbędnych według niego informacji. Zresztą była wtedy zbyt zamyślona, by przejmować się tym co tamta mówiła.
    - Tym "drewnianym kijkiem z włosami" - odpowiedziała, wskazując ruchem głowy na miotłę, gdyby się nie domyślił. Sama kończyła układać pudła po swojej stronie. Były cholernie ciężkie, ale przecież nie poprosi go o pomoc. Wszystko tylko nie to.

    OdpowiedzUsuń
  75. - Widzę w tobie to co pozwalasz mi widzieć. Nie dałeś mi żadnego powodu, by mieć o tobie lepsze zdanie - poprawiła go.
    Przecież sam fakt, że wcześniej powiedział przepraszam, a dziś jej bronił, o niczym nie świadczył. Może gdyby powiedział jej coś więcej na ten temat, może. Ale tak... Po prostu mącił jej w głowie, dodatkowo irytując. Co niby miała o nim myśleć? Jak miała go postrzegać? W końcu on też nie silił się na to, by ją poznać i wybudować sobie w głowie jej prawdziwy obraz. Oboje widzieli co chcieli. On widział w niej sprzątaczkę, największe "zło" na świecie. I też mylił się z tym wszystkim, bo chyba Fela nie była aż tak okropnym człowiekiem, by znęcać się nad nią na każdym kroku.
    Zerknęła w jego kierunku, gdy potwierdził jej słowa. Pokręciła głową, może nawet nieco rozbawiona idiotyzmem tych przypuszczeń. Naprawdę, po tym co wydarzyło się na imprezie, czy ktokolwiek mógłby ich swatać w myślach? Ale dziewczyny czasem były niepoprawnymi romantyczkami i widziały romanse wszędzie.
    - Och, oczywiście! Przecież masz taką wspaniałą osobowość. Kto inny upokorzyłby mnie przed wszystkimi znajomymi i zrujnował mi życie towarzyskie? - rzuciła, "rozpływając" się nad nim. Był wspaniały, naprawdę. Wszystko co dla niej do tej pory zrobił było takie miłe! Lepszy od każdego księcia z bajki.
    Kiedy wziął od niej skrzynie, chciała zaprotestować, ale były za ciężkie, by się kłócić. Dlatego tylko spojrzała na niego krzywo, co miało równocześnie oznaczać podziękowanie i niezadowolenie, że musi skorzystać z jego pomocy. Zabrała się za zamiatanie podłogi. Niby łatwe zajęcie, ale przy tej ilości kurzu i śmieci jaka była na podłodze, wcale nie robiło się tego przyjemnie.

    OdpowiedzUsuń
  76. Tak jak on skupiła się na pracy. Starała się nie myśleć o jego obecności, tylko o brudzie na podłodze i swoich oddechach. Nie działało to jednak najlepiej. Cały czas jakieś myśli z nim związane krzątały się po jej głowie, czy to złość, czy próba zrozumienia tego wszystkiego.
    Kiedy zaczął mówić, na chwilę przestała sprzątać. Podniosła na niego spojrzenie, ale nie była w stanie długo tego robić. Nie, gdy nagle zaczął wydawać się szczery. Nie radziła sobie z prawdziwymi emocjami. Wróciła do zamiatania, choć robiła to wyraźnie wolniej, słuchając uważnie jego słów. Nie przerywała mu. Nie wiedziała co ma o tym myśleć.
    Nie oczekiwała od niego, że nagle stanie się jakby jej przyjacielem, słuchającym o sztuce. Nawet tego nie chciała, bo miał rację - wciąż widziała w nim dupka i wciąż źle reagowała na dźwięk jego głosu. Choć ta przemowa na pewno nieco zachwiała ten obraz kompletnego palanta w jej głowie. Dlaczego tak nagle zaczął o tym wszystkim mówić? Przecież przed chwilą zgrywał takiego obojętnego... Może to zatrucie chemikaliami, których tu używali?
    Gdy skończył, przez dłuższy czas milczała, analizując to wszystko i wciąż zamiatając. W końcu znów na niego spojrzała i westchnęła cicho.
    - Dziwisz mi się? - spytała spokojnie, może trochę smutno, bo zalała ją fala wspomnień związana z imprezą i jej znajomymi. - Dziwisz się, że reaguję na ciebie tak jak reaguję i że mam cię za dupka? Dziwisz się, że nie potrafię ci wybaczyć i po prostu przejść do porządku dziennego? - sprecyzowała. Przystanęła i odgarnęła włosy z twarzy, próbując ułożyć w ciągu tych kilku sekund myśli. - Miło... - z trudem to słowo przeszło jej przez gardło - że się za mną wstawiłeś, ale to niczego nie zmienia. Nie cofniemy czasu. Nie wrócę do tamtego życia, które (masz rację) było dla mnie cholernie ważne - dodała, po czym po raz kolejny westchnęła. Wróciła do sprzątania.
    - Możesz zamieść te kupki do kosza - mruknęła jeszcze wskazując, na kupki kurzu i śmieci, które zostawiła w niektórych miejscach.

    [ Scott zasłużył na pytajnik w jego "opisie" w powiązaniach :D ]

    OdpowiedzUsuń
  77. Skinęła głową, też bez przekonania. Ich relacja była skazana na porażkę. Bo co mogli zrobić? Nie naprawią tego. Najlepiej byłoby gdyby się rozeszli, każdy w swoim kierunku i już nigdy nie wpadli na siebie. Ale złośliwy los wciąż ich łączył. A przecież ona nie rzuci pracy z jego powodu, tak jak on nie zmieni szkoły przez nią.
    Jego wyjście przyjęła z ulgą. Znów na ten czas przerwała pracę, chcąc odetchnąć. Usiadła na podłodze, biorąc głębokie wdechy, licząc do dziesięciu, korzystając z każdej metody relaksacji jaka jej przyszła do głowy. Padło zbyt wiele słów, jej umysł zalało zbyt wiele wizji. Skuliła się, pozwalając sobie na moment słabości i uronienie kilku łez. Czuła, że się dusi. Do pewnego momentu była lepsza w maskowaniu emocji. Gdy jej świat się walił, nikt nie miał o tym pojęcia. Uśmiechała się, żartowała. Nawet najbliżsi się nabierali. Ale to było dawno. Od tego czasu zbyt wiele uczuć zaczęło szarpać jej serce. Była już po prostu zmęczona radzeniem sobie z nimi wszystkimi, brakiem możliwości wyrzucenia ich z siebie, czy zapomnienia. Dlatego coraz gorzej grała. Traciła ku temu motywację.
    Pozbierała się zanim wrócił. Gdy przekroczył próg strychu, udawała zajętą przeglądaniem produktów do czyszczenia. Tak naprawdę nie musiała wcale się im przyglądać, by wiedzieć, którego muszą użyć, chciała jednak sprawiać wrażenie zajętej. No i nie patrzeć na niego, choćby przez tą następną chwilę.
    - Mhm - przytaknęła, w końcu odwracając się do niego. W myślach doceniła grę słów, ale nie była w stanie tego zbytnio okazać. Wyszło jej tylko coś na wzór krzywego uśmiechu, bardziej przypominającego dziwny grymas.
    Wlała płyn do wiader z wodą, które były wcześniej przygotowane. Wręczyła mopa Scottowi i tak jak wcześniej zaczęła sprzątać "swoją" połowę.

    [ A jak :D Trzeba pomyśleć gdzie ich później wpakujemy ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  78. [Mam pewien pomysł na ciąg dalszy, ale nie będę Ci nic zdradzać. Zobaczymy, jak się potoczy, a potoczy się jakoś na pewno. :D]

    Lana Bennett

    OdpowiedzUsuń
  79. [Od średnich do długich. Napisz tyle, na ile masz ochotę, dostosuję długość. :D]

    Lana Bennett

    OdpowiedzUsuń
  80. Lana wstawała codziennie o tej samej porze. Czterdzieści minut po siódmej. Wcale nie dlatego, że faktycznie chciała lub musiała, ale dlatego, że budzik jej siostry w kształcie Patricka ze Spongeboba słychać było w całym domu. Do takiej ilości snu była przyzwyczajona i właśnie tyle potrzebowała, żeby jakkolwiek funkcjonować. Było dokładnie wpół do szóstej, kiedy Asta zerwał się z nóg Lany, budząc ją przy tym. Bennett podniosła głowę z westchnięciem, nawet nie otwierając oczu.
    - Chodź tu... Asta – mruknęła cicho, próbując powstrzymać sen. Gdy po dwóch sekundach ocknął ją dźwięk szurania łapą po drzwiach, w końcu otworzyła oczy.
    Asta zwykle spał spokojnie, raczej nigdy nie zdarzało się, żeby budził ją w nocy lub próbował wyjść z pokoju. Usiadła powoli, ziewając, i wtedy to usłyszała. Pukanie. Krótkie, niezbyt głośne, ale zdecydowane. Patrząc na tańczącego przy drzwiach psa, nie było opcji, żeby to zignorować. Musiała wstać, musiała otworzyć i zdecydowanie musiała przestać ziewać. Wychyliła się spod cieplutkiej kołdry i po lodowatych panelach dotarła do drzwi od pokoju, a później do drzwi wejściowych. Ledwo powstrzymywała podnieconego Astę, próbując przytrzymać go nogą.
    Przekręciła zamek i uchyliła drzwi. Na dworze wiało, a ona miała na sobie tylko cienką podkoszulkę i dresy.
    - Tak? – zapytała, powstrzymując ziewnięcie. W pierwszej kolejności zauważyła paczkę sporych rozmiarów w jego dłoniach. Dopiero po chwili zauważyła, kto pukał.
    Kojarzyła Scotta ze szkoły, ale rozmawiała z nim do tej pory może ze trzy razy i to zwykle wtedy, gdy kogoś szukała. Nie miała pojęcia, co chłopak może robić przed jej domem o tak nieludzkiej porze i już, już miała pytać, gdy poczuła tylko jak pod jej nogą coś się przeciska, zauważyła ogon wyskakującego przez szparę w drzwiach Asty i usłyszała dźwięk tłuczonego szkła, gdy karton trzymany wcześniej przez Scotta wylądował na ziemi.
    Cholera, Asta!
    Nie zwracając uwagi na fakt, że stoi boso na betonie, zaparła się nogami i trzymając psa za obrożę, próbowała odciągnąć go od leżącego na podjeździe chłopaka. Lana nie wiedziała, czego się bać. Czy tego, że Asta najprawdopodobniej zniszczył coś cennego, czy tego, że Scott zaraz miał się utopić w ślinie jej samojeda.
    - Niczego nie zamawiałam. - Chciała przeprosić, ale tylko to zdołała z siebie wydusić.

    Lana Bennett

    OdpowiedzUsuń
  81. Fala w ogóle nie radziła sobie z emocjami i podejrzewała, że prawie każdy na tym świecie lepiej się z nimi obchodził. Nie potrafiła nawet o nich normalnie porozmawiać, czy dać im upust. Dusiła je w sobie, by później na chwilę pozwolić im się ujawnić i znów zacząć je dusić. Zdecydowanie kiepski system, który kiedyś doprowadzi ją do jakiejś choroby psychicznej, albo przynajmniej nerwicy.
    Zajęła się swoją pracą, sprawiając, że brudny strych zamienił się w całkiem przyjemne miejsce. Dobra, sama tego nie sprawiła, z pomocą Scotta, ale przecież nie będzie o tym mówić na głos w swoich myślach. Uporządkowała sprzęty, poleciła chłopakowi zanieść wiadra z wodą i wydostała się w końcu z tamtego miejsca. Wróciła do domu i żyła swoim życiem.
    Starała się zachowywać zupełnie normalnie. Usilnie ignorowała wszystkie plotki i złośliwości oraz fakt, że straciła starych znajomych. Chodziła do pracy, jakoś tam funkcjonowała, nawet wychodziła na imprezy. W końcu nie mogła całe życie siedzieć w swoim pokoju. Było... znośnie. Lepiej, gdy otaczała się ludźmi, których nigdy wcześniej nie spotkała i których nigdy więcej nie miała spotkać.

    Pewnego dnia zgodnie z poleceniem jednej z koleżanek po fachu poszła do magazynku po zapasy detergentów i jakichś tam drobnych sprzętów. Nic nadzwyczajnego. Przeciskała się pomiędzy najróżniejszymi przedmiotami, szukając tych, których potrzebowała. Zajęta była swoimi myślami, zupełnie odleciała i straciła kontakt z rzeczywistością. Dopiero, gdy poczuła wyraźny zapach spalenizny i gorąco, a dym sprawił, że zaczęła się krztusić, dotarło do niej, że coś jest nie tak. Przerażona odkryła, że część magazynu stoi w płomieniach. Jakim cudem nie zareagowała wcześniej? Spanikowała. Biegiem ruszyła w stronę wyjścia, ale w swej gracji oczywiście potknęła się o coś. Coraz trudniej się jej oddychało. Kaszlała, próbując się podnieść. Noga strasznie ją bolała. Zerknęła na nią - krwawiła. Zaczęła w myślach przeklinać. Poważnie? Miała umrzeć w tak idiotycznych okolicznościach? Wybierając płyn do mycia okien? Nie, nie mogła na to pozwolić. Udało się jej w stać, pomimo miliona dolegliwości, jakie w tym momencie odczuwała. Patrzyła na drzwi, które były jej jedyną szansą ucieczki. Wtedy zobaczyła w nich jakiś kształt. Znajomy kształt. Scott? Czy po prostu miała przewidzenia? Czy w chwili śmierci miały nawiedzać ją koszmary?
    - Uciekaj! - krzyknęła do niego, bo zamiast jak rozsądny człowiek, oddalić się od miejsca pożaru, szedł prosto w niego. A może jednak było to tylko zwidzenie? Coraz bardziej i bardziej kręciło się jej w głowie. Brakowało jej tlenu, by móc normalnie oddychać. Nie miała siły utrzymać się na nogach, wszystko robiło się coraz bardziej odległe...

    OdpowiedzUsuń
  82. Chyba tylko determinacja i faktyczny strach o twarz chłopaka sprawił, że udało jej się odciągnąć od niego Astę. To nie była pierwsza sytuacja, gdy jej pies sprawiał problemy. Asta był szalonym psem, prawdziwym świrem. Momentami nie potrafiła nad nim zapanować, w efekcie na szkody przez niego wyrządzone wydawała niemal wszystkie swoje pieniądze. A teraz czekał ją kolejny wydatek.
    - To sąsiad z naprzeciwka. Pokręcony facet – odpowiedziała całkowicie poważnie, głową wskazując kierunek. Poprawiła chwyt na obroży Asty, ale tylko zapobiegawczo, bo pies zdawał się już uspokoić. Teraz tylko merdał wesoło ogonem szczęśliwy z pieszczoty chłopaka.
    - Asta – powiedziała to tak przepraszającym tonem, jakby samo imię miało wyjaśniać zachowanie zwierzęcia. – Naprawdę bardzo cię za niego przepraszam.
    Ciężko jej było stać spokojnie, przebierała zmarzniętymi nogami na betonie i walczyła z chęcią ucieczki. Gdy usłyszała nazwisko osoby, do której miała trafić zniszczona paczka, miała ochotę się roześmiać. Ale nie w ten ładny, wesoły sposób. To byłby raczej śmiech przez łzy. Kevin Smith był jej sąsiadem z naprzeciwka. Niemal osiemdziesięcioletnim staruszkiem ze stwierdzoną paranoją i jeszcze większym świrem niż ten Asty. Całe dnie spędzał z lornetką w ręku i wiatrówką tuż obok. Lana już kilka razy miała okazję zbierać sprzed domu trutkę na szczury lub kiełbasę z gwoździami, którą ten łagodnie wyglądający wariat rzucał dla jej psa. Teraz Lany nie dziwiła nawet godzina doręczenia paczki. Nie było szans, żeby się dogadać. Cokolwiek było w tej paczce, było zniszczone i Bennett wątpiła, żeby pieniądze załatwiły w tym wypadku sprawę.
    - Co teraz? – Zapytała, nie spuszczając wzroku z kartonu. Skrzywiła się lekko i spojrzała niepewnie na chłopaka. – Powinniśmy ją otworzyć?

    Lana Bennett

    OdpowiedzUsuń
  83. [ Jakoś mi to nie wyszło, przepraszam :( ]
    Nie wiedziała, czy to się dzieje naprawdę, czy dym zatruł na tyle jej mózg. Widziała Scotta przez szybę w drzwiach, próbującego dostać się do środka. A przecież w środku szalał ogień. Po co miałby chcieć tutaj wejść? Krzyczał coś, ale nie potrafiła rozróżnić słów. Próbowała go jakoś powstrzymać od wejścia do środka, jednak nie stać ją było na wydobycie z gardła choćby jednego głośniejszego dźwięku. Coraz trudniej było jej ustać na nogach. Zobaczyła jeszcze tylko jak udaje mu się wtargnąć do środka, po czym osunęła się na ziemię. Rzeczywistość została przyćmiona. Czuła gorąco, spaleniznę. Było jej niedobrze, oczy ją piekły, a noga bolała niesamowicie. Nie widziała wyraźnych kształtów. Ostatkiem sił, próbowała się podnieść i uratować, ale nie potrafiła wyswobodzić swojej kończyny. Wtedy znów dotarł do niej głos Scotta. Trochę bardziej wyraźny, jednak nie potrafiła zrozumieć przekazu.
    - Uciekaj... Ogień... - wydusiła z siebie słabym głosem, by go jakoś przegonić, by nie spłonął razem z nią. Co on sobie w ogóle myślał żeby wchodzić do płonącego magazynu? Nie widział ognia, czy co? Nie zarejestrowała kompletnie faktu, że przyszedł tutaj po nią. Zresztą coraz mniej do niej docierało. Ostatnim co zapamiętała, to czyjeś podnoszące ją ręce. Później była już tylko ciemność.

    Gdy ponownie otworzyła oczy, otaczała ją zupełnie inna rzeczywistość. Otaczała ją biel. Zniknęły odgłosy walących się sprzętów, syczenie ognia. Nie czuła palącego ciepła. Mogła swobodnie oddychać. No prawie - na twarzy miała założoną jakąś maskę. Trochę zajęło jej poskładanie wszystkich faktów w całość. W końcu jednak dotarło do niej, że znajduje się w szpitalu. Co nigdy nie było dobrym znakiem.
    Spróbowała się podnieść, by rozejrzeć się po pomieszczeniu. Nie udało się jej to, ale za to zerknęła w bok. Obok leżał... Scott? Czyżby to jednak nie było przewidzenie? Naprawdę był w tym magazynku? Mówiła mu, że ma uciekać. Czemu tego nie zrobił? Teraz trafił do szpitala...
    Nie zdążyła wszystkiego zrozumieć, gdy pojawiła się pielęgniarka. Podała jej wiele informacji, tylko część udało się jej przyswoić. Tak naprawdę, chciała wiedzieć tylko jedno.
    - Scott? - spytała cicho, mocno zachrypnięta.
    - Podobno cię uratował. Nie wiemy kiedy się obudzi - poinformowała ją. Felicity przypomniała sobie jak ktoś ją złapał i podniósł. Że chłopak w ogóle jej nie słuchał, gdy kazała mu uciekać. Na chwilę to wszystko nabrało sensu, ale tylko na chwilę. Bo teraz z kolei nie rozumiała dlaczego to zrobił. Po co ryzykował swoje życie i zdrowie?
    Chwilę później pielęgniarka musiała już odejść, by zająć się innymi pacjentami. Fela nie wiedziała co myśleć i zrobić, więc leżała po prostu, gapiąc się na Scotta i czekając aż się obudzi.

    OdpowiedzUsuń
  84. Próbowała sobie wszystko poukładać w głowie, czekając aż Scott się obudzi. Niestety, składanie faktów szło jej bardzo opornie. Czuła w sobie te wszystkie opary, głowa bolała ją niemiłosiernie, brakowało jej informacji. Wciąż nie miała pojęcia skąd wziął się ogień, nie potrafiła też dokładnie odtworzyć biegu wydarzeń. Zobaczyła ogień. Ruszyła w stronę drzwi. Upadła. Raz, czy dwa? Potem pojawił się Scott. I ją uratował. Jak to wszystko się jednak stało? Nie potrafiła na to odpowiedzieć.
    Kiedy się poruszył, odetchnęła z ulgą. Gdyby coś mu się stało... Wolałaby sama zginąć niż mieć kogoś na sumieniu. Nawet jeśli chodziło o Scotta. Również się do niego lekko uśmiechnęła. Chyba pierwszy raz był to wobec niego szczery grymas.
    W odpowiedzi na jego pytanie, wzruszyła tylko ramionami. Przyciągała nieszczęścia, była tego pewna. Ciągle zdarzało się jej coś, co nie powinno się zdarzyć normalnemu człowiekowi. I niby nie były to wielkie tragedie, ale jednak - w jakiś sposób bez przerwy dostawała po dupie. Jednak dlaczego akurat na nią padło? Chyba nikt nie mógł na to odpowiedzieć.
    Chciała mu jakoś podziękować za to, że ją uratował, ale nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Mogła zrzucić to na bolące gardło, jednak wcale nie chodziło o to. Po prostu nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów. W końcu bardzo możliwe, że gdyby nie on leżałaby teraz w prosektorium, a nie na sali szpitalnej. Ale wciąż, pomimo ogromnej wdzięczności i radości, że on też jest cały, to był Scott... Dlatego tylko wlepiała w niego spojrzenie, słuchając tego co mówił. Informację ze strony pielęgniarki również przyjęła milczeniem. Zupełnie jakby spaliła sobie język.
    Usłyszawszy jego pytanie, podniosła się nieco na łóżku, by ułożyć się wygodniej. Zagryzła dolną wargę, ponownie wzruszyła ramionami. Było jej głupio, że nie wie co powiedzieć, ani jak się teraz zachować. Odkaszlnęła, zanim cokolwiek powiedziała.
    - Dobrze. Znaczy... nie jest rewelacyjnie, ale przynajmniej żyję - odparła, powtarzając jego słowa. Nie patrzyła na niego tylko na swoje palce, którymi gniotła materiał kołdry. Zerknęła na niego i uśmiechnęła się ponownie, delikatnie. - A ty? Mówiłam Ci żebyś uciekał - spytała. Gdyby uciekł, w przeciwieństwie do niej nie leżałby w prosektorium, ani w szpitalu. Kończyłby swój dzień tak jak zwykle, w swoim łóżku.
    Chwilę później do sali weszło dwóch policjantów. Przywitali się i przedstawili. Spytali o zdrowie.
    - Nie będziemy was długo męczyć, dokładne zeznanie spiszemy, gdy poczujecie się lepiej - zapewnił ich jeden. - Czy któreś z was widziało jak zaczął się pożar? - spojrzał na nich uważnie, szukając reakcji. Felicity pokręciła przecząco głową i zerknęła pytająco na Scotta. Mówił coś o pierwszakach... W sumie tylko tyle wiedziała.

    [ Możemy jeszcze dodać w jakimś momencie coś takiego, że do Scotta przyjdzie rodzina, jacyś tam przyjaciele i w ogóle. Do Feli nikt nie zajrzy (bo w sumie nikogo nie powiadomi). To może Scottowi troszkę uświadomić dlaczego tak zależało jej na tamtych kłamstwach, czy coś tam w tym stylu ]

    OdpowiedzUsuń
  85. [Ok! Kojarzyć się kojarzą ale nie znają. Załóżmy, że Cori przysnęłaby na sali teatralnej. Tak po prostu, bo lubi tam myśleć czy coś. Przyszedłby Scott, bo halo jakaś dziewczyna wygląda jak trup w sali teatralnej i nikt nie zwrócił uwagi? A potem wparowuje Dyrektor i pyta kto do cholery namalował grafity na tylnej ścianie. Powiedzmy, że Scott siadłby na krześle które tez zostało pobryzgane farbą, która nie zdążyła zastygnąć, więc jego spodnie są dowodem zbrodni. I Cori ktoś popsikał włosy, zeby ją wrobić, tak o. Tylko do czego bedziemy dążyć? W sensie co dalej. Bo sama kara czy cos to 2 odpisy ;_;]
    Cori

    OdpowiedzUsuń
  86. Mimo to zasługiwał na podziękowanie. Przecież uratował jej życie. Podziękowanie to najmniej co mogła zrobić. A jednak nie potrafiła. Co było z nią nie tak?
    Uśmiechnęła się nieco szerzej i wywróciła oczami, gdy powiedział, że jej zachowanie było "urocze". No tak. Chyba nigdy w życiu by jej nie posłuchał. Nawet jeśli chodziło o ratowanie własnego życia.
    - Byłam mocno zaczadzona - rzuciła w odpowiedzi, zachrypniętym głosem. Tyle zdążyła powiedzieć, bo chwilę później w sali pojawili się inni ludzie. W sumie z ciekawością wysłuchała jego relacji. Nie rozumiała jak można być tak głupim żeby bawić się jakimiś wybuchowymi materiałami i to na terenie szkoły? Czasami naprawdę nie potrafiła zrozumieć ludzi. Gdzie oni posiali mózgi? Pożegnała policjantów uśmiechem, ciekawa kiedy przyjdą pomęczyć ich nieco dłużej. Niby nie mogła powiedzieć zbyt wiele na temat tego zajścia, bo jedyne co widziała to ogień i Scott, ale wątpiła żeby tak po prostu jej odpuścili. Musieli spisać te swoje wszystkie protokoły, zeznania i co tam mieli do zrobienia.
    Miała nadzieję, że za chwilę zostaną sami i albo cokolwiek omówią, albo przynajmniej będą mogli odpocząć. Ale już po chwili pojawiła się pielęgniarka z kolejną wiadomością. Goście. Zastanawiała się kto by mógł do niej przyjść. We wszystkich kartach nie wpisywała numeru kontaktowego w razie wypadku. Nie chciała nikogo martwić. Szczególnie rodziców. Wolała oszczędzać im trosk. Nie wiedziała, czy ktoś z jej znajomych w ogóle wiedział, że się tutaj znalazła. Podejrzewała, że nie. Jeśli plotki krążyły po szkole, to prawdopodobnie o bohaterskim czynie Scotta, a nie o niej. No i szybko okazało się, że dobrze podejrzewała - goście przyszli do chłopaka, nie do niej. Westchnęła cichutko i położyła się z powrotem wygodnie. Przymknęła oczy, starając się ignorować chaos po drugiej stronie sali. Gdyby przyszli do niego tylko rodzice, pewnie by jej to aż tak nie ruszyło. Jej nie przyjechali, bo po prostu nie chciała ich martwić i kazać im przyjeżdżać z innego miasta. Zazdrościła mu jednak kontaktów z rodzeństwem, a tym bardziej z drużyną, która zdawała się jej nie zauważyć.
    - Jest dobrze - odpowiedziała na jego pytanie trenera z lekkim uśmiechem, wdzięczna, że w ogóle zapytał. Jego kolejne słowa skomentowała tylko skinieniem głowy. Miała gdzieś te dzieciaki. Nawet nie była na nie zła. Na razie była przez to wszystko zbyt mocno skołowana.
    Trener wrócił do Scotta, przywołany jakimś pytaniem. Wtedy Fela postanowiła skorzystać z okazji - wymknęła się z sali, zabrawszy ze sobą tylko portfel, który leżał w szafce. Nie była pewna, czy w ogóle może wstawać, wciąż nie czuła się najlepiej. Kręciło się jej trochę w głowie, nie miała zbyt wiele sił. Nie mogła jednak tam siedzieć i słuchać ich wszystkich. To tylko podkreślało jak bardzo różniło się jej życie od tego, które prowadził Scott. Przeszła się po korytarzu, znalazła sklepik. Kupiła dużą czekoladę Oreo, po czym przysiadła na jednym z krzeseł w pobliżu sali, by nie zemdleć, czekając aż koledzy Scotta zaczną wychodzić. Chciałaby się móc teraz zamknąć w swoim pokoju i najlepiej upić, ale w tych warunkach chyba nie mogła na to liczyć.
    Gdy pierwszy chłopak przekroczył próg, minęła go i wślizgnęła się z powrotem do łóżka, mając nadzieję, że nikt nie zauważył jej zniknięcia. Sięgnęła jeszcze żeby dosięgnąć do jego szafki i położyć na niej czekoladę.
    - Mam nadzieję, że lubisz - mruknęła, mając nadzieję, że to wystarczy jako "dziękuję". Choć wiedziała, że głupia czekolada jest niczym w porównaniu z uratowaniem życia.

    [ Super :) ]

    OdpowiedzUsuń
  87. Zaśmiała się i spojrzała na niego wzrokiem mówiącym „Nie byłabym tego taka pewna”. Już nie chciała dodawać, że na boisku daleko mu było do dżentelmena, ale w sumie trenerzy już tak raczej mieli. Nie bawili się w grzeczności, tylko sumiennie wykonywali swoje zadanie. Miał ją nauczyć dobrze grać, a nie zgrywać księcia z jakieś pradawnej epoki. Czasami bywał wredny i sprawiał, że momentami miała ochotę wydrapać mu oczy pazurami, ale po chwili stosowała jego rady i rozumiała, że starał się jej pomóc. Oczywiście robił to na swój ironiczny sposób, ale najwyraźniej akurat na nią to działało.
    Wzięła od niego kartę dań i zaczęła wzrokiem przemykać po zapisanych linijkach. Mieli naprawdę spory wybór i ciężko było się zdecydować na coś konkretnego, jeśli nawet nie była pewna na co ma w danym momencie ochotę. Słysząc jego pytanie, uniosła wzrok i pokręciła w odpowiedzi głową.
    – Szczerze mówiąc, to myślałam o mini lodówce, którą znalazłam w piwnicy. Wiesz, gdybym była wkurzona albo się nudziła to miałabym do ciebie blisko i mogłabym wymyślać sobie różne zajęcia jak na przykład przycinanie brwi lub robienie tatuaży na twoim tyłku. – odpowiedziała, a następnie ponownie zagłębiła się w lekturę, rozważając dwa dania.
    Gdy na stole pojawił się jakiś cień, ponownie podniosła głowę i spojrzała na kelnerkę, która właśnie do nich podeszła, a następnie na Scotta, unosząc brew do góry, jednakże nic nie odpowiedziała. Odstawiła kartę na bok i podparła policzek na dłoni, przysłuchując się ich rozmowie z praktycznie zerowym zainteresowaniem.
    – Dla mnie naleśniki z owocami i sok pomarańczowy. – posłała dziewczynie lekki uśmiech, a gdy tamta się oddaliła, spojrzała na przyjaciela wymownym wzrokiem. – Nie mów mi, że z nią spałeś, bo to by było ohydne!

    OdpowiedzUsuń
  88. U niej to jego "swojskie" towarzystwo wywołało odwrotny efekt. W sumie czego się spodziewać? Natychmiast jej głowę zalało milion myśli, niezbyt pozytywnych. Zazdrościła mu. Tak po prostu. Zazdrościła tego, że potrafił normalnie funkcjonować wśród rówieśników. Że ledwo trafił do szpitala, a już odwiedziła go zgraja ludzi. Że znalazł swoje miejsce w tłumie. Dodatkowo chaos pogorszył też jej stan fizyczny - głowa zaczęła ją bardziej boleć, a krótki spacer wcale nie był dobrym pomysłem, zwłaszcza dla mocno bolącej nogi. Podejrzewała, że nawet nie mogła wychodzić z łóżka, bo były do niej poprzypinane jakieś kabelki, które teraz próbowała jakoś subtelnie sobie przytwierdzić z powrotem. Aż dziwne, że nikt jeszcze tu nie wpadł z pretensjami jak mogła się odłączyć. Podejrzewała, że to przez ogromną ilość pacjentów, którą zdążyła zarejestrować będąc na korytarzu. A może po prostu akurat te kabelki nie były aż tak ważne...
    Kupienie czekolady było o wiele prostsze niż powiedzenie "dziękuję". Nawet jeśli wszystko ją bolało, to i tak wolała to, niż wypowiedzieć to jedno słowo. Pewnie gdyby chodziło o kogoś innego, nie miałaby z tym aż takiego problemu. Ale jak już dawno było ustalone - na Scotta reagowała zupełnie inaczej niż na resztę świata.
    Wzięła od niego czekoladę. Przeszło jej przez głowę pytanie, czy powinni teraz jeść, ale... przed chwilą poszła sobie stąd i nic się złego nie stało. Czekolada więc też nie powinna być jakaś fatalna w skutkach. Zwłaszcza, że to była czekolada. Czekolada była zawsze dobra. Włożyła sobie kostkę do ust i uśmiechnęła się zadowolona, czując rozpływającą się słodycz. Może czuła się fatalnie na każdym poziomie, ale przynajmniej istniały słodycze.
    - To ty powinieneś mi podziękować. Dzięki mnie zostałeś gwiazdą, bohaterem i w ogóle ósmym cudem świata - zauważyła jeszcze z pełnymi ustami. Co z tego, że on jej uratował życie. Gdyby nie ona, nie uratowałby nikogo i nie byłby teraz gwiazdą! Ha! To jest coś. Zdecydowanie bardziej zasłużyła na tę czekoladę niż on. Prawie dała się dla niego zabić. Czy coś...
    - Pewnie dyrektor zwoła na twoją cześć apel. Przyszykuj sobie mowę - mruknęła. Położyła głowę na poduszce, wrzuciła jeszcze kostkę czekolady do ust i przymknęła oczy.

    [ Też chciałam ich tam trochę przytrzymać. I też myślałam żeby wplątać w to jakoś Elise. Więc jestem na tak. Tylko w jakiej formie byśmy to zrobiły? Osobny post i pod nim komentarze, czy wysyłanie komentarza pod dwie karty? ]

    OdpowiedzUsuń
  89. Tak. Palenie papierosów w tej sytuacji to było idealne wyjście. Nie ma nic zdrowszego na zatrucie dymem, jak trucie się innym dymem. A może...? Chyba w tej sytuacji klin nie działał i o wiele bardziej skuteczny był czysty tlen. No, ale... Jego płuca i jego pobyt w szpitalu. Chociaż pewnie go wsypie. Trochę z troski, trochę dla przekory.
    Wywróciła oczami na jego słowa. Przypomniała sobie jego ostatnią przemowę, w której o niej wspomniał. Nie była ona najmilsza i chyba nie wolała tego przeżywać ponownie. Choć może teraz nie irytował jej aż tak bardzo jak wcześniej. Może to dlatego, że jednak ją uratował. A może przez to co ostatnio powiedział, gdy sprzątali strych. Albo dlatego, że droczył się z nią o głupoty, a nie sprawy, które były dla niej naprawdę ważne.
    Kiedy poczuła, że coś spada na jej brzuch, otworzyła oczy. Złapała za czekoladę i po chwili zniknęła ona w jej ustach.
    - Ja mam dość twoich przemów do końca życia. Możesz w ogóle nie wspominać, że tam byłam - odparła spokojnie, nie patrząc na niego. - Choć beze mnie historia straci sens - zauważyła. Bo jednak bez niej nie byłby tym całym "bohaterem".
    - A zepchnęłabym cię ze sceny tak dla czystej przyjemności, nie po to by wygłaszać przemówienia - dodała jeszcze, uśmiechając się pod nosem. No ok. Może teraz już nie życzyła mu tak bardzo tego raka, czy innych złych rzeczy. Ale przecież nie powie mu tego w twarz. I wciąż był Scottem. Wciąż jej organizm bronił się przed jego towarzystwem, reagował negatywnie i prawdopodobnie pierwszą jej myślą, gdyby zobaczyła go na scenie, byłaby ta, jak śmiesznie by wyglądał gdyby nagle z niej spadł. Oczywiście, nie zrzuciłaby go na prawdę. Nie lubiła szkodzić ludziom. Musiałby ją mocno zdenerwować i znów uwolnić jej wewnętrzną wariatkę. Jak na razie jednak był bezpieczny. Na razie. Jeśli mieli spędzić tyle czasu w jednej sali, to nie sądziła, by długo udało im się wytrzymać w takim spokoju.

    [ Spoczko :) ]

    OdpowiedzUsuń
  90. [ Trudna decyzja :D .... Możesz stworzyć. Ja się zgadzam na wszystko ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  91. [ No jasne ;) Kolorowych koszmarów! ]

    OdpowiedzUsuń
  92. [Kupiłeś/aś mnie Bon Jovi, AC/DC i Gunsami :3 Czy jest jakaś szansa na wątek z Francisem?]

    OdpowiedzUsuń
  93. [Tak, byłam na poprzedniej odsłonie. I tak, byłam panem od ksero. PAN od ksero wiecznie żywy buahaha xD Pomysł mam taki, że może Franio będzie namawial Scotta na podróż autostopem (zakładając że maja dobre relacje). Ewentualnie mogą się kłócić czy coś (może Franek dowiedział się co Scott zrobił Feli, gdyż później ją pocieszal (jeszcze z Felka do tego momentu nie doszlismy ale to się nadrobić xD) Co wybierasz? ]

    OdpowiedzUsuń
  94. [Niech będzie 2in1 :D Zaczynasz :D]

    OdpowiedzUsuń
  95. Chryzantemy złociste3 marca 2016 21:19

    Jak mu się dzisiaj nudziło! Nikogo dzisiaj w ksero nie było. Nikogo, zero, nic. Dobrze, że wziął ze sobą laptopa, bo by umarł ze znudzenia. Nawet te durne pierwszoklasistki, co to chciały go kiedyś wyrwać, dzisiaj nie przyszły. No, chociaż z tego to się akurat cieszył, bo nieźle musiał się tłumaczyć z jednej z plotek na swój i jednej walniętej dziewuchy temat.
    Obejrzał chyba cały sezon trzeci "Nie z tego świata". Spojrzał na zegarek, czas płynął tak wolno. Było dopiero wpół do drugiej. O piętnastej kończył robotę. Jeszcze tylko półtora godziny. Wytrzyma to.
    - Tak, też ciebie kocham- odpowiedział prychając pod nosem Francis- Dzisiaj mi płacą za oglądanie seriali. A ty nie powinieneś mieć jeszcze lekcji?- zapytał surowym tonem głosu, nieco ostrzej dodał: -Ja w twoim wieku... Też spierdzielałem z każdej możliwej lekcji- parsknął śmiechem- To co? Przez półtora godziny masz ochotę ze mną się poopierdzielać przy kawie?- zapytał.

    OdpowiedzUsuń
  96. [Hm, zamarzył mi się wątek z kapitanem drużyny koszykarskiej. Serio. Ilekroć dołączam na bloga z postacią żeńskiego kapitana to ten drużyny męskiej już nie pisze, albo go nie ma xd Mam nawet pomysł pewien - co ty na to, jakby Ace obwiniła go i jego drużynę o psikusy robione drużynie żeńskiej? ;>
    Tylko piszę, bo fajnie by było jakby oni mieli jakąś długą historię... najlepiej w chuk długą i skomplikowaną xd Hm... coś w rodzaju kumpel brata, przez kumpla, byłego kumpla, nie-wiem-co-tam-jeszcze. Co o tym sądzisz?]

    Jacky Ace Jacobse

    OdpowiedzUsuń
  97. Chryzantemy złociste4 marca 2016 00:40

    - Sory, stary, że to tylko kawa, ale wódy pić w robocie nie mogę, więc nie poczęstuję- odpowiedział, żartując- Z resztą po ostatniej imprezie myślałem, że mi wątroba wykorkowała- jęknął na samo wspomnienie- "Nie z tego świata". Całkiem nawet ten serial- stwierdził.
    Wziął od babki podręcznik i szybko skserował wszystko. Ta uśmiechnęła się szeroko.
    - Poprawi pani sobie to czerwone coś na ustach, bo weszło pani na zęby- Francis niestety nie ogarniał, że to "czerwone coś" to nazywało się pomadką, ale on tego nie używał, więc skąd miał wiedzieć?
    - No wie pan co...- babka się speszyła, a chłopak wzruszył ramionami. W końcu wyszła, a brunet zerknął na mapę- Masz rację, szkoda czasu na kawę tutaj. Zwijamy się stąd i jedziemy na stopa do Kalifornii. Masz godzinę, aby spakować się- rzucił do oniemiałego Scotta, po czym zaczął wyłączać sprzęt- Rusz się, ja mam rzeczy spakowane w chałupie- dał mu kuksańca w bok- Jechałeś kiedyś chociaż raz autostopem?- zapytał- I weź najpotrzebniejsze rzeczy. Śpiwór, jakieś majciochy na zmianę, namiot i karimatę mam swoje, jakieś dwie pary spodni, konserwę i zupki chińskie weź. O, i chleb. Nie patrz się tak na mnie. Ja już tak mam.

    OdpowiedzUsuń
  98. [Ha, miałam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz xd
    Moje postaci zawsze miały brata, ale Ace ma taki charakter, że niestety to tu nie przeszło ;/ Ale brak mi tego, więc... Co powiesz na to, by ich rodziny faktycznie bł mega blisko - wspólne wakacje od czasu do czasu i tak dalej i jakbyś pozwoliła to Ben mógłby być dla Jacky jak brat. Generalnie całe rodzeństwo Scotta Jacky by bardzo lubiła. No i Ben byłby jedynym, któremu faktycznie powiedziała co się z nią dzieje.
    A co do relacji z samym Scottem... Hm, myślałam, że coś by ich mogło łączyć kiedyś. W sensie wiesz - od dziecka bicie się, szarpanie za włosy, jakieś dziwne napięcia, nie wiem może kiedyś się pocałowali i jak w końcu do czegoś już zmierzali to jedno z nich spanikowało i wkręciło się w jakiś przypadkowy związek. Nigdy o tym nie gadali, no bo co tu wyjaśniać - sygnał był dość jasny. I to zakończyło ich bliższe relacje. A właśnie - Jacky nie śpi przy innych bo ma w chuk hm... "problemów", więc na takich wyjazdach wchodziłaby nocą i czasem Scott mógłby jej towarzyszyć oczywiście nie wiedząc czemu nie chce spać, ale zdając sobie sprawę, że nawet jakby do ukichanej śmierci tam siedział z nią, to ona pójdzie spać gdzieś, gdzie będzie sama. Czy coś xd zacznę już - a ty mi daj znać co sądzisz o takim zamieszaniu relacji.]

    Szła przez plac przed szkołą jak burza. Grzmiąca i śmiercionośna burza. W sumie było to całkiem śmieszne porównanie - głównie dlatego, że była cała mokra. Cały jej strój koszykarski przylepiał jej się do skóry, z włosów kapała woda i całe szczęście, że Jacobse nie malowała się mocno, bo i tapeta by pływała.
    Jak tylko go zobaczyła... Aż się cała zagotowała. Zlekceważyła fakt, że chyba właśnie bajerował jakąś pannę i pchnęła w niego piłkę od kosza. W głowę. Centraaaaalnie tył.
    - Zabieraj te swoje owłosione małpy od mojej drużyny! - Zazwyczaj lepiej reagowała na ich kawały. Zazwyczaj się odgrywała, ale cóż, czym innym było dowiedzenie się o kawale po treningu, a czym innym w czasie jego trwania.

    Ace

    OdpowiedzUsuń
  99. - Ja swoje zasady mam. W miejscu pracy nie piję- otworzył okno na oścież, po czym wyciągnął butelkę z plecaka i wychylił się, po czym napił się zawartości- Ale poza nim to i owszem- zażartował- To akurat tylko sok jabłkowy jest- zaśmiał się cicho pod nosem- Wiesz, ja tam nie wiem co w majciochach nosisz i nie mam zamiaru tego sprawdzać- nadal żartował- Nie, nie, nie. Żaden motocykl. Pomysł nie na tym polega. Autostopowanie nie polega, że jedziesz swoimi maszynami. Chyba, że się boisz- powiedział to tak, jakby rzucał mu wyzwanie. W sumie to i tak było- Proponuję przy parku przy budce z kanapkami, wiesz gdzie to jest, czy mam ci wytłumaczyć?

    OdpowiedzUsuń
  100. [On w ogóle z kimś teraz jest? Podejrzewam, że Ace by o tym wiedziała xd
    Uuu, a więc to on jest kurczakiem xD Dobra, więc Ace Bena traktowała jak braciszka, mogła czasem opiekować się rodzeństwem młodszym, ale ze Scottem się tak nie dogadywała przez to całe napięcie, si? Uuu... a może mieć nadal czasem kontakt z jego młodszym rodzeństwem? W sensie taki sporadyczny czy coś xd]

    Złapała piłkę dumna ze swojego rzutu. Uniosła wyżej podbródek i patrzyła mu w oczy jak cały czas od pierwszego momentu, jak się odwrócił. Szczerze nienawidziła tego, co było między nimi, tego, że od tylu lat tylko na siebie warczeli. Z drugiej strony... tak, zdecydowanie. Ale tej myśli nie wpuści ani kroku bliżej swojego umysłu.
    Prychnęła.
    - Dwa czwartki! Poprosiłam cię o dwa czwartki! Trzeba było czegoś zażądać w zamian, a nie teraz niszczyć mi trening, palancie! - Jeszcze raz rzuciła w niego piłką z całej siły. - Albo nie zgadzać się! Albo nie być ciągle pijanym, żebyś zgadzał się na trzeźwo! - Prychnęła i obróciła się pokazując na siebie. - O tym mówię. - Ubrania przylegały do jej ciała, włosy przyklejały się do twarzy. - Jestem naprawdę wzruszona, że pamiętasz, że lubię deszcz. Cóż, nie każdy go lubi. Inni nie mają ochoty po nim grać! - Skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej. - Cholerny zadufany w sobie buc!

    Jacky C. Jacobse

    OdpowiedzUsuń
  101. [Nie, no chodziło mi bardziej o to, że z całym jego rodzeństwem spędzała czas jakby byli jej rodzeństwem, a jego nie mogła zaakceptować jako "brata" xd Bo jej nie pasowało xdd Jacky jest dziwna xd Jeszcze nabawi Scotta wrzodów nie raz ;>]

    Oh, chciał się mierzyć na spojrzenia? Ah, to miał ku temu godnego siebie przeciwnika! Ona też nie zamierzała dać mu tej satysfakcji. Nawet podeszła do niego kilka kroków, przez co musiała unieść podbródek wyżej. Zazwyczaj unikała przebywania wśród ludzi tak blisko, ale czasem jak się irytowała to zdanie "wrogów trzymać jeszcze bliżej" traktowała bardzo dosłownie. Tym razem to nie zirytowanie nią kierowało. To to cholerne napięcie, które tyle się budowało, że prawie nie mogła go znieść.
    - Skąd miałam wiedzieć, że jesteś takim kretynem. Jak opierasz całą swoją strategię na jednej osobie, która w dodatku jest mało osiągalna, to jesteś kretynem, ale to twój problem. I wiesz co? Trenuje się całą drużynę, a nie jednego. Ale to twój zakichany problem. Wiesz, że mamy zaraz zawody, a to co cię boli - w tym momencie wysunęła palec przed siebie i wycelowała mu w klatkę piersiową, faktycznie jej dotykając. - To to, że moja drużyna odniesie większy sukces od twojej. Że jest lepsza. - Przechyliła głowę na bok. W sumie teraz jej to przyszło do głowy, ale tak bardzo chciała go wkurzyć i wyprowadzić z równowagi. - Mam nadzieję, że czujesz się usatysfakcjonowany moją złością. I wiesz co? Zgodziłeś się. Po alkoholu jesteś dość uległy. - Powiedziała to takim tonem, jakby zaraz chciała pokazać mu język i tupnąć nóżką, co zresztą robiła jeszcze parę lat temu. Zmrużyła oczy i jeszcze bardziej się wyprostowała. - Oddaj mi piłkę. - Wysyczała przez zaciśnięte zęby. Wszyscy obecni i przechodzący im się przyglądali. W końcu coś w niej pękło, miała ochotę tylko na niego krzyczeć. Cóż, nie tylko.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  102. Jej celem na pewno nie było zastraszanie go. Ona nie mogła się po prostu powstrzymać. Nie mogłaby nawet powiedzieć czemu - tak było i już.
    Dziwnym trafem to jak powiedział "Jesteś urocza" w taki sposób najbardziej w nią trafiło. Nawet jej postawa się nieco zmieniła. Jakby opadła - miała się poddać i ostatnimi siłami próbowała przywołać się do porządku. Zmrużyła bardziej oczy.
    - Oczywiście, że jestem naiwna, w końcu ci zaufałam. - Jej spokojniejszy ton głosu zwykle bardziej przerażał ludzi. Co do jednego miał rację. Ona nie była stabilna psychicznie. Dlatego właśnie była niebezpieczną bestią. Na chwilę się zmieszała. - Z tą salą. - Dodała, żeby nie myślał, że chodzi jej o coś innego. Nie, nie, nie. Nieeee.
    - Weź sobie tę piłkę, jako pamiątkę po mnie. - Spojrzała mu w oczy i skierowała się po za teren szkoły. I wścibski wzrok ludzi.

    [Wybacz, że krótko, ale chciałam, by było wymownie xd]
    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  103. Jakąś chwilę czekała niedaleko szkoły. Była naiwna. Sądziła, że tu przyjdzie. Oparła się o mur i schowała twarz w ręce. Przez chwilę jak tam stał i mówił do niej miała wrażenie, jakby Ben wszystko mu powiedział. Dopiero po chwili przywołała się do porządku. Po pierwsze Ben był też jej bratem, a przynajmniej tak go traktowała. A po drugie... miała nadzieję, że to tylko szczęśliwy traf. Chyba mu się nie wygadała żadnej przegadanej na gałęziach nocy, jak zwykli spędzać na wyjazdach rodzinnych. Właściwie był to chyba jedyny moment, kiedy nie nienawidziła nawet w jednym procencie swoich strachów, by nie spać. Nie gadaliby jakby sypiała normalnie.
    Tak czy inaczej nie przyszedł. Może dobrze. Musiała ochłonąć.

    Kiedy wychodził z sali z jej piłką już tam na niego czekała w krzakach. To było idealne. Już jak zobaczyła, że zaczyna padać wiedziała co powinna zrobić. Cóż, aktualnie w tym momencie jedynie kropiło, ale podejrzewała, że lada chwila powinna się rozpętać prawdziwa burza.
    Czekała więc, aż wyjdzie, a kiedy to zrobił wyrwała w jego kierunku i przewróciła go w największą kałużę błotną w okolicy. Cóż. Przewróciła też siebie, ale to nic. Była na to gotowa. Zabrała przemoknięte włosy z oczu i przysunęła się do niego leżącego w tej kałuży błotnej. Wzięła garść błota w ręce i rzuciła mu w twarz, zaraz potem - totalnie jak dziecko - gramoląc się na niego, usiadła mu na brzuchu i na oślep chwytała błoto obrzucając go.
    - Nienawidzę cię. Słyszysz? Nienawidzę! - Krzyczała. Wow... dawno nie zachowywała się tak po... babsku. Co on z nią robił?

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  104. - Nigdy nie jechałeś nigdzie autostopem?- zapytał najwyraźniej zaskoczony, a jego oczy od tego zaskoczenia przypominały wielkością spodki od filiżanek- Człowieku, gdzie żeś ty się uchował?- zapytał, robiąc już normalniejszą minę- Zawsze z kim gadam to chociaż raz łapał stopa- wyjaśnił mu- No, ale musi być kiedyś ten pierwszy raz. To ty jesteś jak taka autostopowa dziewica- stwierdził- Tak, za godzinę będzie okej- odrzekł brunet.
    ***
    Godzinę później był już gotów. Czekał na niego w umówionym miejscu. Miał jeszcze ze sobą kartonową tablicę z nazwą jakiegoś większego miasta w stanie California. Znaczy się z nazwą San Francisco, ale nie pogniewa się za bardzo, jak tam nie trafią.
    - No to komu w drogę temu przygoda służy- stwierdził chłopak. Poszli na najbliższy przystanek i przez kilka minut stali wymachując tą tablicą. Udało się po dwudziestu pięciu minutach. Gość co prawda nie jechał do samej Kalifornii, ale w podobnym kierunku- Widzisz?- zapytał swojego kompana- Nawet długo nie musieliśmy czekać- uśmiechnął się lekko pod nosem.

    OdpowiedzUsuń
  105. [Uwielbiam cię za to, że odpisujesz o tej porze xD I wgl za te odpisy xD Wgl... bo mnie ciekawość zżera... Bo Scott kiedyś tam coś tam odwzajemniał w stosunku do Jacky (nie?), a teraz całkiem mu przeszło? Proszę, proszę... zrzućmy na nich drzewo xDD]

    Dużo o niej mógł wiedzieć, jeżeli chciał słuchać. Ale czy chciał i ile pragnął o niej wiedzieć, to była jego sprawa. Och i cel oczywiście. Na przykład... gdyby zostawił jej piłkę w widocznym miejscu, to byłoby pięknie bolesne. Piękne, bo uwielbiała sentymentalizm i takie sytuacje w filmach i bolesne, bo... bo tak.
    Uderzała go tym błotem ile mogła, aż w końcu sama oberwała i kiedy już nie mogła się ruszyć tylko patrzyła mu w oczy z góry co jakiś czas próbując się wyrwać. A tym czasem padało coraz mocniej i zaczynało grzmieć. Nie odpowiedziała mu, tylko rzucała się w dalszym ciągu, próbując się uwolnić, choć była prawie pewna, że to bez sensu. Ale musiała próbować. Miała do niego tyle żalu... chyba sama sobie nie zdawała, że tak dużo.
    Planowała sobie, że będzie milczała, że będzie tylko mu się przyglądała, ale nie potrafiła. Była gadułą, bądź, co bądź. I była zirytowana. I... i... i...
    Otworzyła usta. Chciała mu jeszcze raz powiedzieć, że go nienawidzi. I żeby ją puścił. I generalnie chciała...
    Ta mieszanina uczuć nie dawała jej spokoju i nie pozwalała rozsądnie myśleć. Gdyby teraz myślała rozsądnie to wiedziałaby, że zaraz będą pioruny i będzie groźnie i generalnie tkwienie teraz w wilgotnym błocie, to nie jest najlepszy pomysł. Wiedziałaby również, że on najwyraźniej nie miał pojęcia o... cóż, o niczym. Może jej się zdawało. Może to było jednostronne. Może po prostu chciał ją wykorzystać, jak każdą inną dziewczynę, a że ona zajmowała mu za dużo czasu, to w między czasie znalazł łatwiejszą.
    Patrzyła mu w oczy. Często się kłócili. Naprawdę często. Nie raz się okładali... cóż... nie raz ona go okładała. Ale nie wiedzieć czemu ona nie widziała tego jako prawdziwych znaków nie sympatii. Może faktycznie była naiwna.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  106. [Ale jest burza... gałąź mogłaby ich przygnieść i nic by im nie było... xDD Łee, a ja tak chciałam, by Jack wlazła drzazga do palca XD]

    Próbowała się wyrwać, naprawdę. Jak mogłaby nie próbować. I to jeszcze teraz, kiedy prowadził konfrontację. Tak w ogóle, to było to śmiechu warte. To on zwiał. To on znalazł inną. To on nie był w stanie w twarz jej powiedzieć, że sobie coś ubzdurała. A w pewnym momencie naprawdę mu ufała. W końcu uczył ją grać w kosza i był czas, gdzie spędzała z nim większą część doby. Uh! Padalec mały.
    Patrzyła mu głęboko, bardzo głęboko w oczy.
    - Bo. Cię. Nienawidzę. - Zacisnęła zęby, ale teraz jak leżał na niej, to już w ogóle nie wiedziała po co właściwie się wyrywa. Był od niej większy i najwyraźniej nieźle go wkurzyła. W sumie była to całkiem przyjemna odmiana. Jak widziała, że mu zależy. Na zdobyciu informacji, oczywiście. Ciekawe, czy ktoś jeszcze umiał go tak zdenerwować.
    Uniosła głowę na tyle na ile mogła, chociaż przez to, że ją trzymał, to jego twarz była dość blisko, więc Jacky nie musiała bardzo się starać, by ich twarze dzieliły od siebie milimetry. By wręcz czuł na wargach jej lekko zdyszany oddech.
    - Bo co mi zrobisz, hm? Tupniesz nóżką i poskarżysz się mamie? No dalej... pokaż mi na co cię stać, cwaniaku. - Zacisnęła zęby patrząc wciąż z takiej odległości.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  107. [Dziękuję, chociaż szczerze myślałam, że nastąpi ona w roli atakującej Jacky i Scott ją ocali a nie będzie chciał uderzyć, ale wierz mi... uwielbiam niespodzianki *.*]

    Złość się w niej tak długo kumulowała, że musiała w końcu znaleźć ujście. Minęły cztery lata, do cholery. Cztery lata niezręczności, omijania się, udawania, że nic się nie stało. Miliony plotek, urywków z życia drugiej osoby. I pogrzeb. Pamiętała, jak stała przy swoich rodzicach, jak jej było źle i jak myślała o tym, że chciałaby pomóc jemu. Albo chociaż powiedzieć mu, że jej też jest źle. Ale nie zrobiła tego. Przez myśl jej tylko przeszło jego dziewczyna go pocieszy.
    - Tak, co wiesz? - Warknęła na niego jeszcze raz się unosząc, przez co niemal nie zauważalnie stuknęła czołem o jego czoło. Deszcz wpadał jej do oczu, ale po za tym, że niewiele widziała - jakoś jej to nie przeszkadzało.
    To co zobaczyła bardzo wyraźnie, to jego pięść. I ta złość w oczach... Nie chciał jej nastraszyć, chciał to zrobić. Chciał ją uderzyć...
    Z uderzeniem pięści o ziemię, poczuła jak jej serce pęka. Z chlapnięciem na twarz błota, mogłaby przysiąc, że nie czuła już niczego.
    Patrzyła na niego w osłupieniu przez chwilę, a kiedy się podniósł patrzyła na niego z dołu.
    - Bo co? Tym razem mnie uderzysz? Spróbuj. - Już si chciała podnieść. Powinna się wycofać widząc w jakim był stanie. Naprawdę powinna uspokoić go, ale nie potrafiła, jakby koniecznie chciała sprawdzić gdzie jest granica. I nie dowiedziała, co by się stało. Zobaczyła błysk, usłyszała grzmot i chwilę później chłopak już na niej leżał. A na nim gałąź.
    - Scott! Scott!
    Po pierwszym szoku podjęła próbę zsunięcia go z siebie, ale z tą gałęzią na jego plecach miała marne szanse. Wysunęła więc ręce chcąc ją jakoś... zrzucić. Uniosła ją trochę i zaczęła przesuwać dłońmi, by móc wsunąć je pod gałąź i mieć szansę na odrzucenie jej na bok. Nawet nie wiedziała jeszcze, że mała, przebiegła drzazga właśnie dostała się do jej palca.
    Na jej szczęście gałąź nie była zbyt ciężka, więc udało jej się (jakoś) ją odrzucić. Trzy drzazgi później. Zsunęła z siebie chłopaka i uklęknęła przy nim. Wciąż miała w myślach fakt, że chciał ją uderzyć. Może powinna uciec?
    Wsunęła dłoń w jego mokre włosy.
    - Scottie? - Zaczęła sprawdzać czy oddycha.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  108. Miała dobry kontakt z jego rodzeństwem. Ba. Bardzo dobry. A już za szczyt dumy uważała fakt, że jak rozstał się z dziewczyną to Suzi i Tom do niej napisali. Cóż, wówczas czuła się raczej jeszcze gorzej, bo nie dość, że zrobił jej coś takiego, to jeszcze z nic nie znaczącą dziewczyną, ale tego nie powiedziała. Zapewniła, że zawsze mogą na nią liczyć i że będzie ich odwiedzała i... to wszystko.
    Czasem myślała o tym jak on się czuje i jak bardzo się zmienił w wielu aspektach. I fakt, że on był podporą - no świetnie, ale on też stracił swoją podporę. Czasem naprawdę o tym myślała, ale szybko wyzbywała się tego. Sam tak chciał. Ona nie zrobiła niczego złego.
    Klęczała przy nim i kiedy zdała sobie sprawę, jak spokojnie oddycha - postanowiła. Policzy do dziesięciu i jeżeli się nie obudzi to wezwie pomoc.
    - Scottie... - Dawno tak na niego nie mówiła. Bardzo dawno. Kiedyś go tym próbowała denerwować, potem weszło jej to w nawyk. A ile osób potrafiło się jej pytać wtedy czy wy jesteście parą? Serio.
    Przeczesywała mu włosy wolno. Pochyliła się nad nim i oparła swoje czoło o jego. W szpitalu u niego też raz była. Oczywiście wlazła po budynku i zaglądała chwilę przez okno. Bóg jeden wie, czemu nikt jej nie zauważył.
    Kiedy zaczął się wybudzać poczuła ulgę. Naprawdę ją poczuła. Aż pochyliła się nad nim, opierając jedną rękę przy jego głowie a drugą na klatce piersiowej. To był moment. Prawie dotknęła jego warg swoimi. Ile zabrakło? Parę milimetrów? Może nawet lekko ich dotknęła. Zaraz jednak się wyprostowała na rękach.
    - Próbowałeś mnie uderzyć, głupku. - Wzięła błoto i mu rozsmarowała po policzku, podnosząc się. I jeszcze ten jego ton. Taki... beznamiętny. Aż ją dreszcz przeszedł, chociaż akurat do tej sytuacji idealnie pasował. Po prostu miała z nim złe skojarzenia. - Mogę cię zostawić teraz. - Mruknęła i właśnie kiedy zaciskała ręce w pięści poczuła to ukłucie. Cztery ukłucia. Drzazgi. Skrzywiła się lekko patrząc na swoją dłoń. Przy okazji w ogóle ręka ją bolała, bo chłopak niechcący na nią spadł i jak adrenalina spadła, dopiero czuła, jak w ogóle wszystko ją bolało.
    - Ciężki jesteś, wiesz o tym? - Prychnęła. Ona do tego była malutka i niziutka i w ogóle drobna. Właściwie jak teraz o tym myślała... jak chłopak na nią spadł to aż się lekko zgięła i prawie całe powietrze z płuc jej wyleciało - nawet to zapasowe. Jak z wypompowywanego materaca.

    - J.

    OdpowiedzUsuń
  109. Stała od niego już wystarczająco daleko, by móc na niego spojrzeć. Musiała przyznać, że podobał jej się widok chłopaka całego w błocie. Aż nawet lekko się uśmiechnęła.
    Patrzyła na bolącą rękę i lekko poruszała palcami, zupełnie zapominając, że przecież on się jej pewnie przygląda. Kiedy usłyszała więc jego głos - aż podskoczyła, a zaraz potem schowała rękę za sobą.
    - Idę, pamiętasz? Sam mi kazałeś. - Jego spojrzenie było dość krępujące, zwłaszcza, że zdawała sobie sprawę, że ubrania przylegają do niej i prześwitują pewnie. Z drugiej strony... może w tym świetle aż tak bardzo tego nie widać. Może w ogóle nie wydawać się atrakcyjna. W końcu jest cała w błocie. - Tak? A ja sądziłam, że właśnie poznałam tajemny sposób Scotta Johnsona na podrywanie i może nawet zaliczanie dziewczyn... tylko... - pochyliła się lekko do niego jakby zdradzała mu sekret - Zdajesz sobie sprawę, że nie wystarczy się położyć, żeby zaliczyć, nie? - Uśmiechnęła się złośliwie do niego.
    Już miała dodać coś jeszcze, gdy ten złapał ją za rękę. Próbowała się zaprzeć i odzyskać wolność, ale trzymał mocno. Westchnęła ze zrezygnowaniem.
    - A co ciebie to obchodzi, co? - Potarła nadgarstek. Właściwie z jej sklerozą i odwlekaniem czekani nie było zbyt mądre, ale była zbyt zdenerwowana w tej chwili. - Idę się przebrać. - mruknęła wolno zbierając się w stronę domu.

    - J.

    OdpowiedzUsuń
  110. - I to tłumaczy, czemu dziewczynę możesz "zaliczyć" maksymalnie raz. Żadna nie chce powtórki. - Uśmiechnęła się z zadowoleniem. Oczywiście nie trwało to długo, bo on musiał dodać kolejne zdanie. Docinki przychodziły jej w miarę łatwo. Cóż, to nie znaczyło jednak, że były dobre. - Tobie się chyba podobało. Tak wnioskuję po tym, że chyba jednak coś cię obchodzi ta moja ręka. - Co? To zupełnie było bez sensu. Najgłupsza rzecz, jaką wymyśliła.
    Odwróciła się do niego tyłem i chciała już odbiec, kiedy poczuła świst piłki obok ucha. Otworzyła szeroko oczy i spojrzała za siebie na niego jak odchodził.
    Poczuła lekkie ukłucie. Naprawdę, aż do tej pory łudziła się, że znaczy dla niego cokolwiek? Cóż, już nie. Wzięła piłkę w ręce i wtuliła ją w siebie, siadając pod drzewem na chwilę. Oparła głowę na piłce i przesiedziała tak prawie cały deszcz. Dopiero jak zaczęło się przejaśniać, wróciła do siebie. I przygotowywała zemstę.

    Ważne mecze mają to do siebie, że drużyna musi mieć na nich odpowiednio reprezentacyjny strój. Nie może być inaczej. Nic więc dziwnego, że to właśnie taką okoliczność dziewczyna wybrała na zemstę. Fakt, trochę ostro, ale należało mu się... im się, w sensie. Im się należało.
    Dlatego też w szafie, jak i całym pokoju każdego z koszykarzy z samego rana w dniu meczu nie było żadnych ubrań. Jedynie stroje cheerleaderek, pompony i damskie stringi. Och. I karteczka "Wkładaj, albo koszykarskich spodenek w swojej szafce też nie znajdziesz. Całuski." W pokoju Scotta obok liściku leżało pudełeczko. A w nim jeszcze jedna kartka: "Ja też nie potrzebuje pamiątek." A co było w pudełku? Prezent, który dostała od niego na urodziny.

    Jacky, razem z resztą dziewczyn stały na dachu szkoły wypatrując drużyny koszykarskiej. Miały ze sobą ich stroje - bo w końcu żart żartem, ale grać zamierzały fair. Plus, nie chciały by ich zdyskwalifikowano, w końcu reprezentowali jedną szkołę. Jacky stała oczywiście na przedzie z wysoko uniesionym podbródkiem. Game on.

    - J.

    OdpowiedzUsuń
  111. Po kolejnej kilkugodzinnej próbie przed premierowym spektaklem Cori usiadła na jednym z foteli z tyłu sali. Całkiem prawdopodobne jest to, że zamknęła oczy tylko na chwilę co jak zawsze skończyło się krótką drzemką. Gdyby nie spała jak suseł może usłyszałaby jak ktoś obcy wchodzi do sali. Jeszcze bardziej prawdopodobne jest to, że usłyszała jak maluje tylną ścianę. Ale prawa była taka, że gdyby dach zwalił jej się na głowę ona dalej by spała.
    Teraz soczyście czerwone litery zasychały na ścianie tworząc całkiem obraźliwy napis, którego nie mógłby wykonać żaden z uczniów szkoły. Ups, może zapomniała zamknąć wyjścia awaryjnego?
    Nagle poczuła szturchanie i otworzyła powoli oczy. Och, oby to było coś waznego

    Cori

    OdpowiedzUsuń
  112. Cały czas poruszała nadgarstkiem. Brakowało jej tego charakterystycznego uczucia, kiedy bransoletka obracała się po jej nadgarstku. Miała ją ile? Pięć lat? Dłużej? Wiadomo, czasem ją zdejmowała - na mecz, albo gdzieś gdzie mogłaby ją zgubić, ale to tyle. Zawsze czuła jej brak. Tym razem też.
    Słyszała jak się wspina po schodach. Przeszła przed dziewczyny, stała twardo z lekko ugiętymi nogami.
    - Wiedzą. Robią to, dlatego że nie mogłyśmy skończyć treningu. To też było ważne, Scott. - Odpowiedziała spokojnie. Zbyt spokojnie. - Po za tym nie wiem o co ci chodzi. Przyszliby, to by dostali. Ale skoro uważasz, że to sprawa między nami to gdzie twój duch drużyny i poświęcenie. - Przyjrzała się jego ubraniom. Tym razem była spokojna. Zbyt spokojna. - I z tego co pamiętam, to nie ja z naszej dwójki jestem chętna do bicia drugiej osoby.
    Patrzyła na niego, chociaż w głębi siebie zastanawiała się, czy nie przesadziła? Cóż... dziewczyny ją raczej nakręcały niż zniechęcały, ale jego złość... No teraz się nie wycofa. Nie ma jak zresztą.
    Dopiero po zdecydowanie zbyt długiej chwili zorientowała się, że stoi tak blisko. Ale przecież się nie cofnie. Nie może. Nie teraz. Czuła, jak serce jej przyspiesza.
    - Mamy zapasowy komplet na dachu.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  113. Patrzyła na niego spokojnie i próbowała nie dać się wprowadzić z tego obojętnego stanu. Właściwie - próbowała udawać jego.
    Słuchała go nie przerywając mu ani razu. Ręką tylko odesłała dziewczyny jeszcze zanim zaczął im grozić. Może dobrze - drużyna mogłaby to źle przyjąć, a tak? Źle przyjęła to tylko Jacky.
    - Grozisz mi nakablowaniem na mnie? - Spojrzała na niego z wrzutem. - A ty kim jesteś? Bo Scott, którego ja pamiętam nie nasłałby na mnie nikogo i to nie tylko dlatego, że sam zajmował się porachunkami, ale też wiedział do czego zdolna jest osoba, z którą się mierzy. Naprawdę więc sądzisz, że zdolna bym była do zepsucia wam meczu? Że nie oddałabym tych stroi nawet jakbyście nic nie zrobili i czekali? - Wiedziała o czym mówiła. Nie przyznałaby się do tego, ale częściowo to on sprawił, że nie latała do nikogo ze swoimi problemami. Nawet biła się sama za siebie chociaż przecież miała kolegów... a ile razy przez to sińce i rany miała. Ile blizn zachowało się do tej pory.
    Spojrzała na zegarek. Miała jeszcze aż pięć minut? Dziewczyn nie było już dobre piętnaście, więc stroje pewnie wróciły do właścicieli. Taki był plan.
    - Stałeś się zbyt poważny - podeszła do niego bliżej. - Kiedyś umiałeś się bawić. - Stanęła na palcach i musnęła jego wargi lekko swoimi, kładąc mu dłoń na karku. - Udanego meczu. Pójdę poszukać miejsc na trybunach. zamrugała parę razy i cofnęła o krok. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że czegoś szukał. Patrzyła i kiedy coś błysnęło wiedziała już co to jest. Nie zdążyła zrobić niczego. "Błyskotka" poleciała. Zamachnęła się i strzeliła mu z liścia w twarz, a potem podeszła do granicy dachu. Żałowała w tym momencie, że nie była mangą. Mogłaby wówczas skoczyć na dół. Tyle osób... ktoś na pewno już to podniósł.
    - Wynoś się stąd! - Spojrzała na niego, a w oczach miała łzy. I była pewna, że choćby próbował coś do niej powiedzieć nie da mu dojść do słowa. Prędzej skoczy z tego dachu. - Nie chcę na ciebie patrzeć! Wynoś się!

    [Tak dla jasności - najczęściej jak coś jest tak pochyłe w takim momencie to jest to "jej własny scenariusz" który nie miał miejsca.]

    - J.

    OdpowiedzUsuń
  114. [Em. W sensie ze chcesz pisac zanim odpisze? No ziom. Bez pytania - wszystko co chcesz xd ja bedeogla odpisac dzis w chuk pozno - kolo 19. Trzymaj za mnie kciuki xdd]

    -J.

    OdpowiedzUsuń
  115. [Za 40 mimut bede w domu mam darmowe dwie godziny *.*] -J.

    OdpowiedzUsuń
  116. Osunęła się na kolana i schowała twarz między dłonie i po prostu nie mogła powstrzymać łez. Ciężko jej było oddać prezent, ale przynajmniej wiedziała, że jest u niego. Łudziła się, że kiedyś go odzyska. A teraz? Jakaś inna panna będzie nosiła jej "J". Oddychała płytko. Co ona narobiła.
    Kiedy w końcu wstała z ziemi mecz chłopców już dobiegał końca. Weszła do szatni i dopiero tam przypomniała sobie, że nie wzięła z szafki stroju. Westchnęła zrezygnowana i usiadła na ławce.
    - I co? Chłopak poprawił ci humor? - spytała jedna z dziewczyn.
    - No właśnie widzę.
    - Zażądał ślubu i trójki dzieci. Rozumiesz moją minę... będę miała rozstępy. - Rzuciła cynicznym żartem i skierowała się do wyjścia. Jakoś nie miał sił żartować. A jeszcze musiała oczyścić myśli przed meczem - to będzie ciężka rozgrywka. Grały z drużyną, z której większość dziewczyn Jacky znała z poprzedniej szkoły.
    Podeszła do swojej szafki po strój i już miała zamykać ją, gdy kątem oka zauważyła pudełko. Otworzyła szerzej szafkę i wzięła do rąk bransoletkę. Uśmiechnęła się lekko, ściskając ją. Wzięła dłuższy wisiorek i zawiesiła na nim bransoletę, by mogła mieć ją ze sobą na meczu. Przed wejściem do szatni tylko na chwilę zajrzała na boisko. Scott akurat przejął piłkę. Wycofała się do drzwi.
    Kiedy wbiegła na salę razem ze swoją drużyną - widownia zagrzmiała. Jacky wbiegła na środek, by dopełnić formalności w postaci uściśnięcia dłoni kapitance przeciwnej drużyny, ale nie doszło do tego. Jeden komentarz ze strony rywalki i Jacobse tylko uniosła ręce w geście oczyszczenia rąk i wycofała się z okręgu.
    Gra nie była czysta ze strony gości. Znaczy... była prowadzona tak, by sędzia nic nie widział, ale to nie znaczyło, że fauli nie było. Jacky była cały czas kryta i w jakiś sposób raniona. Na początku ostatniej kwarty dziewczyny przegrywały dziesięcioma punktami, a Jacobse właśnie została mocno pchnięta na ścianę. Trener w ciągu paru sekund kazał jej zejść boiska i dziewczyna zniknęła za drzwiami sali.
    Cała dygotała w złości. Wiedziała, że może się tego spodziewać, ale nie przypuszczała, że będą tak zawzięte. Pot spływał jej po twarzy, a mięśnie wciąż drgały. Kilka łyków wody, a mimo to suchość w gardle. Z obecną kapitanką jak grywały razem miały sporo spięć właśnie przez jej sposób "grania".
    Wbiegła na boisko po dziesięciu minutach z rozpędu wpadając między zawodniczki. Przez całą resztę meczu prawie wcale się nie zatrzymała. Była ciągle w podskokach, w biegu, ruchu i zwrotach. Po którymś z kolei koszu w końcu stanęła i spojrzała na kapitankę przeciwnej drużyny. Nie odezwała się głośno, ale jej komentarz usłyszał pierwszy rząd i przekazał wyżej.
    - Wracajcie na naszą połowę, skoro potrzebują przewagi by z nami grać, to im ją dajmy. - Jak sądziła psychologiczne wyprowadzanie z równowagi sprawiło, że stały się mniej dokładne w podaniach między sobą. Wybiegła i podskoczyła łapiąc piłkę. Kilka kołów, szybki bieg i uderzenie piłką w podłogę i zostawienie jej dla biegnącej za nią koleżanki. Kosz.
    Mecz wygrały i tylko to się liczyło. Gdy tylko rywalki wyszły z sali Jacky opadła na boisko i położyła się na nim ledwo mogąc oddychać. Czuła dokładnie każdy mięsień swojego ciała. Hm... a może zostanie tu do rana?

    [Wybacz, że nudno, ale musiałam po prooostu, tak mnie naszło na opisanie meczu z takimi koszykarskimi oszołomami xD]

    - J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *wycofajcie się z ich połowy, skoro potrzebują przewagi...

      Usuń
  117. [ Napisz do mnie na maila, bo na shoucie to się chyba nie złapiemy, zwłaszcza, że mi coś internet szwankuje - anomoze@gmail.com ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  118. To był chyba jeden z dłuższych tygodni w jej życiu. Choć czuła się w miarę dobrze, na pewno na tyle, by normalnie funkcjonować, to i tak nie chcieli ich wypisać ze szpitala. Próbowała wymyślić jak by tu uciec, ale pielęgniarka chyba to przeczuwała, bo zaczęła ich regularnie odwiedzać niby to z jakichś bardzo ważnych powodów. No, ale jakoś to przeżyła. W końcu nadszedł dzień, gdy mieli przejść ostatnie badania. I właśnie wtedy... połowa oddziału się rozchorowała (dobra, byli już chorzy skoro trafili do szpitala, ale teraz dodatkowo większość z nich zaczęła wymiotować, mieć gorączki, biegunki i tym podobne przyjemne objawy). Oczywiście, Felę i Scotta też dopadło. Chyba nie mieli już się czego przed sobą wstydzić. Po dwóch dniach wspólnego wymiotowania, pocenia się jak... topniejący bałwan i przebywania tylko ze sobą... najmniejszym problemem Felicity był brak makijażu, czy niedopasowany strój. W sumie to był plus tego, że była na sali ze Scottem. Jego opinia kompletnie jej nie obchodziła i spokojnie mogła wypluwać swoje wnętrzności, bo jedzenia w jej żołądku niewiele zostało.
    W końcu jednak przestała wymiotować, gorączka spadła i czuła się całkiem dobrze. Zmęczona, to prawda, ale w nie najgorszym stanie. Przyszła do niej pielęgniarka. Korzystając z tego, że Scott był w łazience, szybko zbadała dziewczynę na tyle ile mogła, po czym z zadowoleniem powiadomiła Felę, że jest gotowa, by wrócić do domu. Poczuła ogromną ulgę. W końcu mogła się stąd uwolnić! Marzyła o tym żeby położyć się w swoim łóżku, wyjść do ludzi, pogadać z kimś kto nie jest Scottem. Już chciała odpowiedzieć, że to cudownie i w ogóle, ale właśnie wtedy dotarło do ich uszu głośne kaszlenie, a później wyraźny jęk Scotta. Fela zerknęła w stronę drzwi z łazienki i cały jej entuzjazm zniknął. Przeniosła spojrzenie z powrotem na pielęgniarkę.
    - Wie pani co... Chyba nie czuję się najlepiej... Ciągle mi trochę słabo i strasznie boli mnie głowa - powiedziała niepewnie, krzywiąc się i modląc by zabrzmieć wiarygodnie.
    Pielęgniarka też zerknęła na drzwi od łazienki, zza których dobiegały dobrze znane im od dwóch dni dźwięki. Później pokiwała głową ze zrozumieniem, choć nie wydawało się, że uwierzyła Feli. To raczej Scott ją przekonał.
    - Oczywiście. Powiadomię lekarza. Przyjdzie jeszcze cię zbadać. Na razie odpoczywaj - poradziła jej z ciepłym uśmiechem na ustach. Fela odwdzięczyła się jej również uśmiechem.
    Dziewczyna położyła się wygodniej. Westchnęła cicho, obserwując drzwi. Choć bardzo chciała wrócić do domu, to jakoś nie mogła go zostawić. Nikogo nie wpuszczano do szpitala i o szaleństwo było wyjątkowo łatwo. Wciąż ją denerwował, ale nawet rozmowa z najbardziej irytującą osobą na świecie była lepsza od ciągłej samotności.
    - Wyglądasz beznadziejnie - powiadomiła go, gdy w końcu wszedł do środka. Tylko trochę chciała być wredna. Zresztą, prawie każda ich rozmowa tak wyglądała, więc nie było w tym nic nadzwyczajnego.

    OdpowiedzUsuń
  119. Po meczu spała na swojej podłodze aż do następnego dnia. Zużyła całą swoją energię. Nawet na Scotta już nie była tak zła, bo nie miała siły. Ba, nawet w pierwszej chwili nie zamierzała iść na trening - wszystko ją bolało od tego przeforsowania się. W końcu niemal była na całym boisku naraz. Ale przecież nie mogła dać się zatrzymać. Przez całe życie tyle nie przespała co dziś. I jak wstała tylko trochę była dodatkowo raniona, przerażona, spocona i ze łzami w oczach, a co ważniejsze - nie pamiętała co jej się śniło, więc raz jeden wstała szczęśliwa. Wykąpała się i ruszyła się na trening.
    Miała naprawdę dobry humor. Weszła do szatni jako pierwsza i otworzyła szafkę. I wtedy się zaczęło. Gumowe robaki wysypały się, a ona podskoczyła jak oparzona w pierwszej chwili, a serce zabiło jej mocniej. Szybko jednak przestało, w końcu to guma, nie? Już miała sięgnąć po kartkę w szafce, gdy coś się poruszyło. O matko, to było prawdziwe! Cicho, ledwo dosłyszalnie jęknęła i objęła się ramionami. Już czuła na całym ciele, jak to coś po niej chodzi. Scottie. Musiał być gdzieś niedaleko.
    Wyszła z szatni i oparła się o drzwi oddychając nieco bardziej i chowając głowę między barki. Puściła fantazję nieco dalej. Co się z tymi robalami wcześniej działo, z jakiej dziury pochodziły i co tam mieszkało. Uwolniła część swojej popapranej wyobraźni, przez co wyraz jej twarzy był... przejmujący. Szła skulona, jakaś taka... mała... Włóczyła się tylko chwilę nim ich znalazła grających w karty. Bez słowa, spokojnie podeszła do nich i przeszła obok chłopaków, siadając na podłodze obok Scotta. Oderwała jedną jego rękę od kart i objęła się nią, a następnie przełożyła nogi przez jego nogi i wtuliła się w niego patrząc na karty jakie miał. Wciąż oddychała niespokojnie i nie potrafiła w tym momencie zamknąć znów swojej wyobraźni! Okiełznać! Położyła mu rękę na koszuli i nieznacznie ścisnęła palce.

    - J.

    OdpowiedzUsuń
  120. Felicity nie lubiła, gdy odwiedzali ich, a właściwie Scotta goście. Tylko jej to przypominało, że do niej tylko pośrednio przyszła Elise. Może pojawiłby się ktoś tam, gdyby tych bliższych znajomych powiadomiła, że wciąż jest w szpitalu, a nie w swoim łóżku, ale jakoś nie miała ochoty na sztuczne uśmiechy i pocieszanie. Nikt z tych ludzi nie był na tyle bliski, by widzieć ją w takim stanie i w takim miejscu. Uznała, że da sobie radę sama. To tylko kilka dni. Kilka cholernie długich dni.
    Plus choroby był faktycznie taki, że aż tak się nie nudzili. Maratony do toalety, albo zapełnianie misek stojących obok i spanie - to wszystko zajmowało wystarczająco dużo czasu, by nudzić się tylko trochę. A tę nudę można było też wypełnić dogryzaniem sobie i jakoś dawali radę. Kto by pomyślał, że ta dwójka może być dla siebie na wzajem użyteczna?
    - Dziękuję - odpowiedziała zadowolona, choć chyba nigdy w życiu nie pomyślałaby, że Scott powiedział jej komplement. I bez sporej dawki złośliwości, byłaby pewna, że to tylko ironia. W końcu to był Scott. - Miałam nadzieję, że docenisz. Wystroiłam się w najlepszą piżamę jaką mam - dodała. Dobra, tak naprawdę była to jej jedyna "piżama". W sumie to były dresy. Nie jej wina, że nie korzystała w domu z tej części garderoby i nie była gotowa na pobyt w szpitalu.
    - A nie mówiłam? - wypomniała mu. Przecież kazała mu uciekać. - Gdybym ja wiedziała jak to się skończy, wskoczyłabym do tego ognia - rzuciła jeszcze, nieco rozbawiona i wzruszyła ramionami. Może choroba nie była aż tak fatalna jak śmierć, ale na pewno bardziej męcząca. Gdyby umarła miałaby już święty spokój, a tak... Wymiotowała, oglądając wymiotującego Scotta. Idealny pomysł na spędzenie wolnego czasu.
    Westchnęła cicho, przeciągnęła się. Przymknęła na chwilę oczy, mimo wszystko wciąż zmęczona. Choć spała ostatnio bardzo dużo, to ten sen wcale nie przynosił ulgi i czuła się jakby w ogóle nie zmrużyła oka w ciągu ostatnich kilku dni. Gdy znów rozchyliła powieki, zerknęła na Scotta.
    - Jak się czujesz? - spytała. Miała nadzieję, że jego stan się szybko polepszy i wkrótce stąd wyjdą. Choć odgłosy z toalety i jego wygląd nie wróżyły najlepiej.

    OdpowiedzUsuń
  121. Widziała wzrok jego kolegów na sobie, ale jakoś jej nie przeszkadzał. Właściwie chciała nawet zagrać jego kartami (pomijając fakt, że chyba jednak nie umiała), tak by odciągnąć swoje myśli, ale oni nagle bez słowa zaczęli się zbierać.
    - Ha! Spójrz na swoją minę! Tak mogę tobą manipulować! przeszło jej prze myśl, mogłaby spróbować budować maskę i gładko wytłumaczyć się z tego, co właśnie się z nią działo po prostu kłamiąc. Jemu też łatwiej byłoby to przyjąć. Już go puszczała, by zacząć teatrzyk... ale nie. Jednak nie mogła. Każda myśl tak ją bolała...
    Objęła go za kark i jak chłopcy poszli już, to ona wsunęła się mu na kolana już całkowicie, podciągając trochę nogi. Wtuliła się w niego cała.
    - Wiem. - Powiedziała spokojnie. - Nie używaj ich więcej, proszę. Nie lubię robaków. Ani węży. - Ułożyła głowę pod jego brodą, a jedną z dłoni wsunęła pod jego koszulę i zostawił na biodrze czasem poruszając kciukiem po jego skórze. Odetchnęła mocniej.

    - J.

    OdpowiedzUsuń
  122. Czuła jak spina mięśnie, jak reaguje jego serce. Przyglądała mu się, jak zmieszany sam nie wiedział co robić. To był słodki, nawet bardzo słodki widok. Przesunęła nieco palcami pod jego koszulą chcąc sprawdzić, czy potrafiłaby go sprowokować by przytulił ją jeszcze bardziej.
    Wtedy właśnie usłyszała krzyk dziewczyn z szatni. Podniosła głowę i nawet nieco się odsunęła od niego, ale zaraz uspokoiła się i znów ułożyła się w jego ramionach. Nic dziwnego, że tyle dziewczyn chciało do niego, był naprawdę bardzo wygodny. Zamknęła oczy, ale słysząc jego komentarz uśmiechnęła się lekko zadziornie. Podniosła podbródek w taki sposób by przesunąć nosem po jego szyi.
    - A co jeżeli ja po prostu chciałam zobaczyć cię w stringach?
    Wyciszała się w końcu i myśli bardzo wolno zostawały "przymykane". Oczywiście to mogło znaczyć, że lada chwila wróci ta narwana rządzicielka. Ale to jeszcze trochę... na razie było jej naprawdę dobrze. Musnęła go nosem jeszcze raz.
    - Chociaż chyba bardziej bez koszulki. - Zastanowiła się przez chwilę.

    - J.

    OdpowiedzUsuń
  123. Problem był taki, że ona szczerze nie chciała się odsuwać, a nawet nie przypuszczała, że on chce. Zamiast tego z chwili na chwile pozwalała sobie na jeszcze więcej. Kiedy zaczął się cieszyć z krzyków dziewczyn lekko dźgnęła go w brzuch, ale zaraz potem przesunęła po nim ręką spokojnie i płynnie.
    - Tak? - Obróciła się bardziej do niego i wyprostowała się, tak by jej usta były tuż przy jego. Zmrużyła oczy.
    - Bardzo, bardzo, ładnie proszę. - Przechyliła głowę na bok stykając ze sobą ich klatki piersiowe. Nie przypominała sobie, by z kimś innym znalazła się w tak intymnej sytuacji.
    Jacky unikała kontaktów fizycznych. Zazwyczaj. No teraz nie było tego po niej widać.
    - Czy tak wystarczy? - Spytała cicho, wyraźnie oczekując od niego odpowiedzi. Miała nadzieję, że twierdzącej.
    To było takie przyjemne, poczuć go przy sobie. Takie nowe i ekscytujące. Ostatnim razem, gdy byli blisko siebie... Minęły od tego wydarzenia cztery lata, a ona wciąż czuła czasem dotyk jego ust. Zwilżyła lekko wargi językiem.

    - J.

    OdpowiedzUsuń
  124. Ona w głowie też miała ten cichy głoosik, który mówił jej, że już wchodziła do tej rzeki i że być może to zły pomysł. Co jeżeli ją tylko wykorzystuje albo korzysta z okazji? Z drugiej strony... czemu miało by być inaczej? Chyba w ogóle nie powinna spodziewać się czegoś innego niż rodzaju wykorzystania. Pytanoe tylko,czy jej to przeszkadzalo. Bycie kolejną, jedną z wielu. Nie chciała o tym myśleć. Wolała nie psuć tego momentu - jego szybko bijacego serca na przykład. Później będzie myślała o żałowaniu. Wsunęła dłoń w jego włosy czekając na odpowiedź. Podekscytowanie było widać w jej oczach, a kiey patrzył na jej wargi - niecierpliwość. Był w tym dobry. W przeciąganiu,w rozmowie, w kuszeniu i w podsycaniu.
    - naprawde? A tak się starałam. - przesuwała dłonią po jego klatce piersiowej. Im szybciej biło jego serce tym jej się uspokajało. Oczywiście nie dlatego, ze nie wzbudzał w niej podniecenia - uspokajał jej myśli,które teraz skupiały się tulko na nim zamiast mieszać jej w głowie.
    Przymknęła oczy czując jego wargi na swoich. Westchnęłau cicho między wargi chłopaka, po czym zagryzła swoją dolną lekko.
    - Moge apróbować jeszcze raz? - szepnęła odwzajemniając jego pocałunek i przedłużając go nieznacznie przyciskała go do ściany. Podobało jej się jak zmieniał tempo, jak manewrował dłońmi. Jego porównanie do auta też by jej się spodobało.
    - Teraz lepiej? - Spytała nim znów złączyła ich wargi. Im dłuźej poddawała się tej przyjemności tym bardziej namiętne się one stawały. Chwyciła go dłońmi za kołnierzyk. - Masz jeszcze jakieś uwagi lub dodatki? - Spojrzała mu w oczy nieznacznie się na nim kręcąc by bardzien przodem do niego się obrócić.

    -J.

    OdpowiedzUsuń
  125. Fakt, nie przewidziała tego, że to ona to wszystko od nowa zacznie, ale jak zobaczyła te pełzające... ught... I te wszystkie myśli krążące po głowie nie dawały jej spokoju, to tylko ta myśl, że on gdzieś jest obok jej pomagała. Że jakimś cudem zabierze to od niej. Co prawda z początku myślała, że zaczną na siebie krzyczeć i tak jej mózg wróci na swoje miejsce, ale jak już go zobaczyła siedzącego, tak pewnego siebie z tymi swoimi zielonymi oczętami. Przesunęła po nim wzrokiem i chciała po prostu poczuć się bezpiecznie, a pomijając ostatnie cztery lata, Scott był... no... Scottem.
    Musiała przyznać, że naprawdę lubiła tę jego pewność siebie i sposób dominacji. Przejmował inicjatywę, a potem niby ją zwracał, ale wszystko miał na oku. Widziała, jak trochę się rozluźnia po pierwszym szoku. Nie żeby jej to nie zaskoczyło - po prostu... była za bardzo zajęta chęcią tego, by był blisko, żeby się czuć zaskoczoną tym co robiła.
    Nie odrywała od niego warg, czasem tylko lekko go gryząc, albo trącając swoim nosem jego nos.
    - Czekaj. "Okej"? Serio? - Uniosła brew, ale też nie mogła ukryć uśmiechu. Właśnie ostatni pierwiastek strachu został z niej usunięty. Tudzież wycałowany z niej doszczętnie. - Bo wiesz... - nie dokończyła, bo przesadził ją przodem do siebie. Mruknęła cicho w aprobacie i uśmiechnęła się jakby coś knuła. Oparła ręce na ścianie po obu stronach jego głowy i zupełnie zapomniała, co chciała mu powiedzieć wcześniej. - To jest dopiero zabawa. - Mruknęła i z zadziornym uśmiechem nieznacznie poruszyła biodrami parokrotnie i skupiła się na pocałunku, kiedy to nagle został brutalnie przerwany.
    Spojrzała na chłopaków.
    - Wróciliście sprawdzić, czy go nie zabiłam? - Uniosła brew nieznacznie się odchylając. - Cóż. Oddycha. Powiedziałabym, że ledwo, choć moim skromnym zdaniem się dotlenił. - Poczuła, jak Scottie się od niej odsuwa, więc i ona pogłębiła dystans między nimi.
    - No nie wiem. Drugi trening mi zniszczyliście, więc na waszym miejscu raczej miałbym się na baczności. - Spojrzała na Scotta wymownie. O tak, zdecydowanie wróciła.
    - Wygląda na to, że w ich oczach jestem Czarną Wdową. - Wzruszyła ramionami. Czas chyba był, żeby się zaczęła podnosić.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  126. Cóż, niektórzy faceci twierdzili, że kobiety zawsze powinny wyglądać pięknie, nie ważne czy szły na galę rozdania Oskarów, czy wymiotowały przez cały dzień. Na szczęście, Scott wyglądał równie fatalnie co ona i żadne z nich nie musiało się przejmować wyglądem. Ciekawe co by powiedziały wszystkie jego "fanki", gdyby zobaczyły go w takim stanie, w jakim mogła go podziwiać Fela... Przez chwilę tylko myślała, by zrobić mu zdjęcie i je gdzieś udostępnić. To by było dziecinne. Poza tym, wszyscy chorowali i nie było to nic nadzwyczajnego.
    - Podkreśla zieleń twojej twarzy - skomplementowała jego strój. Cóż, potrafili być dla siebie "mili". Jeszcze trochę, a zostaną najlepszymi przyjaciółmi, za jakich pewnie uważała ich część personelu.
    Miał rację. Gdyby spłonęła byłoby mniej problemu. Dla nich. Dla szkoły, jej rodziców i tamtych dzieciaków, niekoniecznie. Ale w sumie wtedy by nawet się tym nie przejmowała, bo nie miałaby jak. Jednak nie była na tyle egoistyczna. No i chyba jak każdy trochę obawiała się śmierci. Więc koniec końców, chyba dobrze, że Scott ją uratował i teraz mogli wypluwać swoje flaki na tym świecie. Przynajmniej oboje schudli.
    Wywróciła oczami, słysząc jego odpowiedź. Jakby nie mógł normalnie odpowiedzieć. Choć równocześnie też ją nieco rozbawił. Ten czas spędzony z nim aktualnie był dość kołujący. Chłopak niesamowicie ją denerwował, ale równocześnie zaczynała się przyzwyczajać do jego zachowania, wyłapywać żarty i w ogóle. Nie miała też pojęcia jak ułożyć się z faktem, że zabił jej życie towarzyskie, ale też uratował to normalne.
    - Jesteś monotematyczny. Ciągle o to pytasz - zauważyła. Za każdym razem, gdy pielęgniarka się pojawiała zadawał to pytanie. Nawet ledwo żywy chciał się wypisać. - Jeśli jesteś w stanie dojść gdzieś dalej niż do kibla bez rzygania i zasłabnięcia, to pewnie możesz wyjść już dziś - odpowiedziała, wzruszając ramionami. Też chciała się stąd jak najszybciej wydostać i miała nadzieję, że Scott szybko wydobrzeje. Nie sądziła jednak, by dziś nadszedł ten moment.

    OdpowiedzUsuń
  127. Można by myśleć, że jak jej osobowość wróci, to znów zaczną na siebie naskakiwać, ale kiedy patrzyła na niego takiego uroczego i słodkiego, gdy kładł jej rękę na policzku i patrzył w oczy... budziła się w niej chwilami nadzieja, że to niemożliwe by robił tak każdej. Oczywiście zaraz wracała do trzeźwego myślenia. Był nie tylko facetem, był Scottem i co ona nagle sobie zaczęła myśleć? Że ona go pocałuje, a on zapomni o całym świecie i będzie widział tylko ją? Powinna wiedzieć. Zwłaszcza, że już raz próbowała.
    - O moje życie nikt się nie pytał, więc nikt nie musi znać mojego stanu. - Odparła zadziornie. Nie drążyła za to już jego stanu, bo wyczuła aluzję. No bo jak taki samiec alfa mógł tracić dech dla dziewczyny? I to przy kolegach. Podobało jej się, że mimo dystansu, wciąż trzymał dłoń na jej plecach. Czuła się tak... inaczej.W dodatku chłopak nie dyskutował z niczym. Z mówieniem o nich w liczbie mnogiej, z gołąbkowaniem i nie odsunął się gwałtownie jakby żałował. W ogóle nie wyglądał jakby żałował.
    - Dzięki. - odpowiedziała nieśmiało bo sama nie wiedziała co ma robić. Wsunęła dłonie do kieszeni i już miała iść, kiedy na szczęści przyciągnął ją z powrotem. Odwzajemniała pocałunek, przedłużając go i stając na palcach. Obejmowała ramionami jego kark.
    - W kłopoty? - Spytała i zaśmiała się, po czym wróciła do całowania, w między czasie zsuwając mu z ramienia plecak i przyciągając go mocno do siebie. Nie wyglądało na to, żeby chciała go puścić. Na chwilę tylko odsunęła się na tyle by móc mu szepnąć cicho. - A co jeżeli oni tu wrócą po ciebie i cię zabiorą? - Mocniej go objęła i wróciła do całowania z pasją jego warg. Kciukiem przesuwała po jego karku mrucząc i wręcz cicho jęcząc mu między wargi.

    - J.

    OdpowiedzUsuń
  128. Wiedziała, że Scott podobał się dziewczyną. Zanim doszli do knajpki, naliczyła ze trzy, które się za nim obejrzały. Był przystojny, ale nie jak taki typowy chłopak, w których ona gustowała. Tamci zazwyczaj mieli w sobie jakiś błysk niebezpieczeństwa i na ich widok od razu w człowieku zapalała się czerwona lampka, zaś Johnson na pierwszy rzut oka wydawał się przyjazny, a w głowie zapalało się ogłoszenie "Uważaj, bo roztopi Ci majtki". Faktycznie był miły, choć nie zamierzała ukrywać, że od czasu do czasu zachowywał się jak drzazga w tyłku, ale mimo wszystko zawsze mogła na niego liczyć.
    W sumie to nigdy nie rozwodzili się nad swoimi życiami miłosnymi, oboje nie byli wścibscy, toteż nigdy nie wyciągali tego tematu, ale teraz była troszkę ciekawa. Nie wiedziała nawet czy miał dziewczynę. Podobał się całym tuzinom, ale to przecież nie znaczyło, że one podobały się jemu, a poza tym nie wyglądał na takiego, który rzuca się na wszystko co się rusza. Nie słyszała też zbyt wielu plotek na ten temat i choć zdawała sobie sprawę z tego, że nie powinno ją to w ogóle interesować, ale jednak – choć było to cholernie głupie – interesowało.
    – Oj nie pusz się tak. Po prostu tamta laska wyglądała jakby miała na ciebie wielką ochotę. – westchnęła, ale w gruncie rzeczy go rozumiała. Miała niepohamowany język i jeżeli on rzuciłby w jej stronę podobną uwagą, z pewnością również troszeńkę by się zirytowała. Widząc jak mierzy ją wzrokiem, zaśmiała się i wywróciła oczami, ale nic nie odpowiedziała.
    Słysząc jego uwagę, otworzyła szerzej oczy i rzuciła w niego kartą dań, którą jeszcze kilka minut temu miała w rękach. Popatrzyła na niego gniewnie, nie przejmując się tym, że niektórzy goście zerkali na nich ukradkiem, prawdopodobnie oczekując jakieś dramy. – To, że wiele dziewczyn sypia z kim popadnie, nie znaczy, że każda taka jest!

    OdpowiedzUsuń
  129. Felę, jak większość kobiet, cieszył każdy stracony kilogram. Choć w sumie nie powinna już chudnąć, bo i bez tego była nawet za chuda i jakaś część jej zdawała sobie z tego sprawę, to zdecydowanie większość poglądów na ten temat zostało jej jeszcze z wcześniejszych lat, gdy z koleżankami dążyły do jak najmniejszej wagi. Teraz już się nie odchudzała, jednak nie zamierzała narzekać, gdy robiła się lżejsza bez wysiłku.
    A jeśli chodzi o ich relację, to od początku dla niego było to wszystko prostsze. Dla niego były to tylko zaczepki, tylko żarty. Ona nic złego mu nie zrobiła, nie licząc popsutego motoru. Maszynę jednak szybko naprawił i było po kłopocie, ucierpiał tylko jego portfel. Zaś dla Feli wszystko było o wiele skomplikowane i to wcale nie z powodu kobiecej "logiki" i analizowania wszystkiego. Po prostu nie wiedziała co myśleć o Johnsonie, ani nawet jak się przy nim czuje. Dalej po części liczyła na to, że przestaną na siebie wpadać, ale widać los wcale im w tej kwestii nie sprzyjał.
    - Na przykład... Jak ty się czujesz? Lubisz kreskówki? Jadłaś kiedyś ślimaka? Masz pożyczyć dolara? Gdzie kupiłaś skarpetki? - rzuciła kilka pytań, które pierwsze przyszły jej do głowy. Może większość się faktycznie nie nadawała, ale pytał o co ma ją pytać i dała mu odpowiedź. Przecież nie przyzna mu racji. - A że cię omijają to się nie dziwię - dodała. Sama omijałaby Scotta z bardzo wielu powodów. I nawet jeśli nie uprzykrzał pielęgniarkom życia tak jak zrobił to Feli, to i tak był dość natrętny z tymi ciągłymi pytaniami o wypis skierowanymi do wszystkich, którzy przekroczyli próg sali.
    - Oczywiście, że nie musisz. I nawet nie chcę. Tylko narobisz wszystkim pracy, jak rozpłaszczysz się na podłodze, przeciekając z każdej strony - wzruszyła ramionami, uśmiechając się, rozbawiona zachowaniem Scotta i tą wizją. I może nieco zniesmaczona, bo wyobraziła sobie to aż zbyt dokładnie. Na szczęście, nie była aż tak wrażliwa na obrzydliwe rzeczy, bardziej ją one bawiły niż odstraszały.
    Patrzyła na niego, jak wierci się w łóżku niczym pięciolatek. Faktycznie, mężczyźni podczas choroby "młodnieli". Znosił to zamknięcie gorzej od niej. Wiadomo - inteligentni ludzie się nie nudzą, więc potrafiła jakoś zabić ten czas.
    - I jeszcze powinieneś być zadowolony, że przyjęli cię od razu, a nie umówili badania na 2500 rok - zauważyła. Służba zdrowia pozostawiała bardzo wiele do życzenia. Niestety.

    OdpowiedzUsuń
  130. Była zdziwiona tym, jak swobodnie rozmawiał trzymając ją przy sobie i w ogóle nie zaprzeczając temu, że coś ich łączy. Wręcz jakby był z tego dumny. Nie mogła przestać też myśleć o tym, że trzymał dłoń u dołu jej pleców również rozmawiając z kumplami, a ten gest kojarzył jej się tylko z książką. Były w niej wilkołaki, a co za tym szło - mieli swoje zwyczaje. Obejmowanie kobiety z dłonią na dole jej pleców kojarzyło jej się więc tylko z zaborczością i publicznym znakiem, że do tej samicy mają się nie zbliżać. Oczywiście, nie sądziła by on o tym myślał, ale nie potrafiła się wyzbyć tej myśli. W sumie... to nawet jeszcze bardziej poprawiało jej humor.
    - Zdaje mi się, czy ich przeszkadzanie nam w ogóle ci cię nie dekoncentruje i nie denerwuje? - Wsunęła dłoń w jego włosy, śmiejąc się cicho. Oj, zadbał o to, by myśli o kamerach szkolnych i nauczycielach ani ewentualnych kłopotach w ogóle nie zagościły w jej głowie. Zadbał o to, by tylko on tam był. Jak dla niej to obecnie mogliby być na środku sceny na najbardziej wyczekiwanym koncercie podczas najbardziej znanej piosenki, a i tak widziałaby tylko jego.
    W sumie ona akurat nie wagarowała - zajęcia skończyła i miała mieć trening, ale już chyba się pogodziła z tym, że go nie będzie. Przesunęła dłońmi po jego mięśniach ramion, aż na kark i z powrotem. Oj tak, zdecydowanie się pogodziła.
    - Olał byś kumpli dla kobiety? To zgodne z waszym kodeksem? - Te przyjemne ciarki podniecenia przemknęły po całym jej ciele, gdy chłopak sunął dłonią wzdłuż jej pleców. Taki niewinny gest, a ona już czuła, że ma ochotę tylko mruczeć. Przeciągnęła się i wolno i zmysłowo obróciła głową, by wyeksponować szyję, a zaraz potem całowała go namiętnie. Podobała jej się ta synchronizacja pobytu dłoni z intensywnością pocałunków. Ona natomiast zdawała się tracić cierpliwość i najwyraźniej głowę od tego wszystkiego, co on robił.
    Nie spodziewała się tego, że wtedy właśnie ją podniesie. Momentalnie oplotła go nogami i jęknęła cicho między jego wargi. Czuła przyjemny ucisk w dole brzucha. Chłód ściany tak przyjemnie kontrastował z gorącem od jakiego wręcz płonęło jej ciało. Przesunęła dłońmi po jego klatce piersiowej. Patrzyła na niego pożądliwie, gdy on dotykał jej uda. Mimowolnie napięła mocniej mięśnie. Nie chciała by zaprzestał tego dotyku.
    - Sądzę, że dałeś im takie zajęcie, że nie musisz się martwić tym. - Oderwała się na chwilę od niego i spojrzała mu głęboko w oczy. - Muszę przyznać, że jesteś bardzo wymagający i dużo chcesz w zamian za to. - Lekko pociągnęła go za koszulę. - Co jeszcze mi pokażesz? - Szepnęła mu w odwecie zamykając oczy i czując jego wargi na swoim ciele, miała wrażenie, że zaraz zapomni jak się mówi. Odpięła mu dwa guziki koszuli i rozsunęła ją na boki, pochylając się i lekko całowała go po obojczykach na przemian z równie subtelnym dmuchaniem na jego skórę. Palcami wyznaczyła trasę przez środek jego klatki piersiowej, aż do paska spodni za który wsunęła palec i lekko pociągnęła w swoją stronę.

    - J.

    OdpowiedzUsuń
  131. Lubiła zaborczość - uważała ją za pewnego rodzaju ochronę i niejako gwarant wierności. Oczywiście nie przesadzona, bo gdyby tak chłopak miał się bić z każdym, kto na nią spojrzy, to byłby mały problem. Wadą takich nagłych zwrotów akcji i tego, że nie rozmawiali była taka, że w sumie nie wiedziała jak on widzi to co się tu dzieje. Nie chciała natomiast przerywać by się tego dowiedzieć. Nie, nie, nie... musieliby zacząć rozmawiać, a skoro ona sama nie wiedziała już czego chce, to po co?
    - Ani trochę cię to nie denerwuje? - Jeszcze raz przeczesała jego włosy, śmiejąc się cicho, chociaż zaraz przestało jej być do śmiechu. To co on z nią robił nie było nawet w małym stopniu zabawne. Prędzej... podniecające. Nawet jakby chciała - a nie chciała - udawać, że to co robił nią nie wzrusza, to poniosłaby sromotną klęskę. Nawet z jej aktorstwem byłoby to nie możliwe. W pewnym momencie aż nie wiedziała co zrobić z dłońmi, aż tyle chciała nimi dotknąć.
    -I nic mi nie powiedziałeś? - Spytała z udawanym oburzeniem. - Już dawno mogłam przestać skoro dostanę co chciałam. - Uśmiechnęła się zadziornie. Spojrzała kątem oka na to, gdzie znajdowała się jego dłoń. Cóż, trzeba było przyznać, że od ich pierwszego pocałunku posunęli się znacznie bardziej.
    Oj, ona też żałowała, że założyła je dziś do szkoły. A mogła wybrać spódnicę. Ah! To po to kobiety je zakładają... i wszystko jasne. Ale to dotykanie uda naprawdę na nią działało. Przymknęła oczy rozkoszując się tym, co on wyrabiał z nią.
    Trzymała pasem palcem i naprawdę mało brakowało, żeby zaczęła go rozpinać. Miała przymknięte oczy, ale zdecydowanie nie znudzone - raczej skupione, jakby dokładnie wyobrażała sobie co zaraz zrobi i jakby bardzo jej się to podobało.
    Musnęła znów jego usta i... cięcie. Westchnęła cicho słysząc nauczycielkę. Spuściła nawet głowę opierając ją o jego ramię. Może jej nie rozpozna?
    Czuła jak stawia ją na ziemi i wręcz z zaskoczeniem przyjęła fakt, że jej nogi nie były na to przygotowane, albowiem lekko się ugięły. Wsunęła rękę pod jego ramię i wolno zsunęła nią po jego ramieniu aż do dłoni, nieznacznie się na nim opierając tym sposobem. Nie, nie, nie. To na pewno nie jego zasługa - to po prostu ten wczorajszy mecz dawał się jej jeszcze we znaki.
    Rozpoznała ją! I jeszcze w ogóle nie wyglądała na zaskoczoną. No hej, to wcale nie było tak oczywiste. Przecież przez cztery lata było im bliżej do nienawiści. Niby cienka granica, ale jednak! Powinna się odezwać? Nie... tym bardziej, że jedyne co jej chodziło po głowie, to to, że ona już zajęcia skończyła.
    - Trzeba było iść do samochodu. - Szepnęła tak, by tylko on słyszał. Przynajmniej miała taką nadzieję.

    - J.

    OdpowiedzUsuń
  132. Życie miłosne Zoey było skomplikowane, a może wcale nie było? Sama nie była już pewna. Do niedawna sądziła, że jeśli o nią chodzi, to nie ma mowy o stałym związku, a tym bardziej jakimkolwiek głębszym uczuciu, ale ostatnio pojawiało się naprawdę wiele „ale”, a niektóre osoby po prostu mąciły w jej głowie i nie umiała się od nich uwolnić. Nie wiedziała, czy jest gotowa na zmiany. Takie życie było łatwiejsze, nie musiała się nikim przejmować, o nikogo dbać, dla nikogo się nie starać. W jej oczach związek zawsze łączył się z odpowiedzialnością, powagą i konsekwencjami, a koniec końców wszystkie starania i tak szły na marne, ponieważ w tych czasach mało która miłość mogłaby przetrwać. Poza tym nie była naiwna, który facet w jej wieku nie myślał tym, co ma w spodniach? Jedynie nieliczni, ot co, a biorąc pod uwagę jej szczęście, stwierdziła, że nie chce na razie ryzykować i woli skupić się na nauce, choć w głębi po prostu wolała nie roztrząsać uczuć, których jeszcze nie do końca pojmowała.
    Znajomość ze Scottem była łatwa. Nadawał się do rozmowy, ale też do milczenia. Nie narzucał się, nie wypytywał, nie naprzykrzał… Po prostu od czasu do czasu był i to wystarczało. Właściwie nigdy nie rozważała czy mogłaby pójść z nim do łóżka. Nie była dziewczyną, która gustowała w jednorazowych przygodach. Takowe zdarzały jej się naprawdę rzadko. Wiedziała, że sypianie z przyjaciółmi to zły pomysł, dlatego nigdy tego nie robiła, a przynajmniej starała się, jednakże chodziło jej tu o bliższych znajomych, a Scott… W sumie nie była jeszcze pewna czy się do nich zaliczał. Spotykali się czasami na treningach i chyba nic więcej. Takie wypady jak dzisiejsza nie były codziennością, więc ich relacja ograniczała się jedynie do koleżeństwa.
    Spojrzała na talerz, który jej podano i skinęła kelnerce, a następnie spojrzała na chłopaka, podnosząc jedną brew do góry i nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu.
    – Jeju, jest jak neandertalczyk. – skomentowała i wsunęła do ust kęs naleśnika i westchnęła. Miał rację, jedzenie było nieziemskie i dosłownie rozpływało się w ustach.

    [ Tak w ogóle to, jak ciągniemy ich relację? Bo ten nasz początkowy pomysł chyba już odszedł w zapomnienie XD ]

    OdpowiedzUsuń
  133. Gdyby chcieli może udałoby im się znaleźć jakiś wspólny temat. Tylko, że nie chcieli nawet przebywać w tym samym pomieszczeniu, a co dopiero poznawać się jakoś lepiej. I nawet dzielenie "celi", w której byli zamknięci tak długo nie zmotywowało ich, by poruszyć jakiekolwiek osobiste kwestie.
    Scott gorzej znosił pobyt w szpitalu, przede wszystkim dlatego że, w przeciwieństwie do Feli, miał do czego wracać. Brakowało mu koszykówki, znajomych, motocyklu i pewnie wielu innych rzeczy. Felicity faktycznie tęskniła za swoim łóżkiem i odpoczynkiem, ale nic w jej codziennym życiu nie pociągało ją aż tak bardzo, by rozpaczliwie chcieć do tego wrócić. Czasami nawet podobało się jej to zamknięcie - tutaj przynajmniej nic nie musiała, nie musiała przed nikim udawać, ani wykonywać czynności na które nie miała najmniejszej ochoty. Nie spieszyło się jej, by wrócić do zamiatania korytarzy i sztucznych uśmiechów.
    - Ja mam gorzej. Utknęłam z tobą - zauważyła. On miał tutaj ładną, zabawną i w ogóle super dziewczynę, zaś ona - irytującego, pewnego siebie idiotę. Kto miał gorzej? Oczywiście, że ona!
    Gdyby naprawdę aż tak mu przeszkadzała, to właściwie była gotowa by zostawić go samego. Tylko, że fakt, że właśnie wpakował się jej do łóżka, wcale na to nie wskazywał. Obserwowała jego poczynania z niemałym zdziwieniem i kompletnym brakiem zrozumienia. Odruchowo odsunęła się najdalej jak mogła, tak że centymetry dzieliły ją od upadku. Zesztywniała, choć starała się to ukryć. I wcale nie chodziło o to, że to był Scott. Po prostu nie była przyzwyczajona do takiej bliskości ludzi. Daleko było jej do osoby, która tuliła się do innych, nawet do "przyjaciół" bez ostrzeżenia, albo nawet dotykała innych ot tak (nie licząc mocno pijanej Feli, ale to zupełnie inna osoba). Zdecydowanie, pewniej się czuła, gdy dzielił ich przynajmniej metr.
    - Byłam kiedyś w Brazylii. Podczas karnawału ludzie sprzedawali najróżniejsze rzeczy. Moja przyjaciółka mi je wtedy kupiła. W drodze powrotnej została jednak zjedzona przez krokodyla. By zawsze o niej pamiętać, od tego czasu ich nie ściągnęłam - wyjawiła mu niesamowitą historię, kryjącą się za zielonymi skarpetkami. - Ślimaka prawie zjadłam, mając pięć lat. Rodzice mnie powstrzymali w ostatnim momencie - odpowiedziała, choć nie pytał. Tym razem powiedziała prawdę. - A inwestowanie w batony dla ciebie aktualnie jest zupełnie nieopłacalne - dodała jeszcze.
    Starała się zachowywać swobodnie, ale widać było, że nie do końca wie co ze sobą zrobić - gdzie umieścić ręce, gdzie głowę, gdzie spojrzenie. W tak niewielkiej odległości najprostsze sprawy wydawały się jej strasznie trudne.

    OdpowiedzUsuń
  134. [Wybacz mi. Przypomniano mi w pracy, że jest dzień chłopaka i... eh. Świętowałam z kumplem. W sensie... uh, to tak w chuj skomplikowane.]

    Przysunęła się do niego i wtuliła w niego przesuwając dłonie wzdłuż jego boków. Podwinęła nieznacznie koszulę i wsunęła pod nią dłonie robiąc to samo tylko, że na jego nagiej skórze.
    - A co takiego byś chciał? - Trąciła nosem jego nos. - Bo kto wie, może spełnię każde twoje życzenie. - Lubiła gdy był tak blisko. Podobało jej się, że w końcu nie był obojętny. Czuła, że wręcz był bardzo pobudzony. To jak powiedział, że jej nigdzie nie puści też jej się podobało. Nawet bardzo. Zamruczała cicho i mocniej ścisnęła biodra.
    Cóż, dobrze, że jak już miła nauczycielka przyjść to teraz a nie za dziesięć minut, bo mogła zastać całkowicie inną sytuację. W Jacky się aż gotowało, więc to było całkiem możliwe. Słuchała wymiany zdań co jakiś czas tylko chowając się nieznacznie za chłopakiem. Za Scottem. Chyba dopiero tera dochodziło do niej co właśnie robiła tu przed chwilą. Zastanawiała się, czy tym przyciągał kobiety - sprawianiem, że czuły się wyjątkowe, jak niejako ona teraz. Zamknęła oczy, gdy musnął jej czoło i to było takie słodkie - w żaden sposób seksualne, bardziej wypełnione uczuciami. A mimo to musiała dodać.
    - Cykor. - W końcu mógł ją pocałować w usta... z drugiej strony wtedy byłoby ryzyko, że by się zagalopował i zebrał większą karę.
    Kiedy wróciła do szatni, dziewczyny wciąż nie były w nastroju do gry. Ona też. Jej myśli były z nim prawie cały czas. Całkowicie wpadła w jego sidła, jak pierwszoroczny naiwniak. Przecież nie rzuci dla niej innych dziewczyn. A może? Może będzie chciał być tylko z nią? Może będzie chciał ją tylko całować, pakować się w kłopoty i być. Tak długo nad tym myślał, że kiedy spojrzała na zegarek okazało się, że on już skończył zajęcia.
    - Cholera.- Mruknęła zbierając się. Spieszyła się. Naprawdę. Do momentu, jak okazało się, że ktoś już ją wyprzedził. Patrzyła chwilę na blondynę całującą Scotta, po czym na chwilę odwróciła wzrok. No tak. Nie będzie jedyną. Czuła ścisk w żołądku. Co miała teraz robić? Odejść? Zostać? Nie mogła mu tylko robić awantury. Nie chciała by śmiał się z niej i mówił, że jest naiwna, że myślała, że mógłby dla niej myśleć o monogamii. Głupia, że też jej to w ogóle przeszło przez myśl.
    - Przepraszam bardzo. - Postukała w ramię dziewczynę zajętą pocałunkami, a kiedy ta na nią spojrzała Jacky tylko wyprostowała się i spojrzała na nią ze spokojem w oczach, który w jej przypadku był najbardziej niebezpieczny. - Ale wypierdalaj stąd.

    - J.

    OdpowiedzUsuń
  135. Fela z kolei zaczęła doceniać spokój. Miło było odpocząć od wszystkiego i od wszystkich, uciec od codziennego zgiełku. Co prawda za ścianą działo się już bardzo dużo, jednak oni byli od tego odcięci, odwiedzała ich przede wszystkim pielęgniarka. No, przynajmniej póki się nie rozchorowali. Wtedy ten spokój w sali został zaburzony.
    Zaśmiała się krótko na jego reakcję o skarpetkach. Wykrzywiła swoje ciało, chcąc przyciągnąć nogę do góry, tak by zbliżyć te śmierdzące giry do niego, ale nie udało się jej to, niestety. Mogła próbować, ale pewnie spadłaby z łóżka. Innym razem może się uda. Choć nie planowała kolejny raz wylądować ze Scottem w łóżku.
    - Nie ma szans. Batoniki zjada się od razu, albo w ogóle. Trzeba mieć jakieś zasady - powiedziała twardo, w sumie tylko po to by się przy czymś upierać i nie przyznać mu racji. W rzeczywistości nie miała tak rygorystycznej polityki batonikowej.
    Kiedy położył się na plecach, faktycznie, poczuła się nieco lepiej. Przynajmniej nie wlepiał w nią tych zielonych gał, co z takiej odległości było dość przerażające (przynajmniej dla niej). Choć to wszystko i tak było dla niej dziwne. Mógł się kleić do Elise, ale od niej powinien się trzymać z daleka. Tak robili ludzie, którzy się nie lubili, prawda? Utrzymywali między sobą jak największy dystans, nie wskakiwali sobie do łóżek!
    Zerknęła na jego skarpetki, gdy o nich opowiadał. Nie lubiła skarpetek. Ograniczały wolność jej stóp. Pokręciła rozbawiona głową. Trzeba przyznać, że dobrą opowieść wymyślił.
    - Czyli... zima jest czarna, tak? A inne pory roku? Szare, brązowe? - uniosła lekko brew.
    Jego pytanie ją trochę zdziwiło, może nieco zawstydziło. W końcu dorośli ludzie nie oglądają kreskówek. Ale trudno. Po co ma się przejmować opinią Scotta i tym co powinna, a czego nie?
    - A ty nie oglądasz? - uniosła lekko brew, uśmiechając się. Wzruszyła ramionami od niechcenia. - Ja zaczęłam oglądać jakiś rok temu. Dopiero teraz jestem w stanie je w pełni docenić - wyjaśniła. Uwielbiała pewne kreskówki i uważała je za lepszą rozrywkę od wielu filmów czy seriali. Choć niewiele osób podzielało jej entuzjazm.

    OdpowiedzUsuń
  136. Patrzyła na tą blond kobietę i instynktownie chciała po prostu ją pobić. Jego też. Wszystkich chciała pobić. Generalnie tylko zacisnęła dłonie w pięści i jej mięśnie się spięły. Próbowała zapanować nad szybkim oddechem.
    Spojrzała na niego przez krótki moment. Przecież nie obiecywał jej niczego. Ba! Nawet ze sobą nie rozmawiali. Czego ona się spodziewała? Kwiatków i naszyjnika z napisem: "jestem twój na zawsze. Scottie."?
    Fakt, to z nią był umówiony. I do tego jak de javu przeżywała tę sytuację, bo przecież dokładni to samo już raz jej zrobił. Myślała, że się zaraz popłacze. Naprawdę. I może nawet by to robiła, ale postanowiła wbrew sobie nie zachowywać się, jakby mógł ją skrzywdzić. A może on to zrobił specjalnie? Chciał się z niej ponabijać? Cokolwiek to było obecnie mogła zrobić tylko jedno.
    - A ty jesteś kimkolwiek, bym musiała coś ci wyjaśniać? Bo mi się nie wydaje. - W sumie to było ciekawe... kim ona teraz była? Uh! Później, do cholery. Jacky sobie nie żartowała, a jeżeli blondynka była choć trochę ogarnięta, to wiedziała kim Jacobse była, a co za tym szło - co potrafił zrobić. Akurat z bójek również słynęła. Już miała coś dodać, gdy wtrącił się chłopak i dziewczyna od tak odeszła.
    Jacky tym czasem spuściła głowę chcąc zebrać myśli. Słyszała co mówił do niej. Że "Wyjaśni", że "Wie", że "wygląda". Po co on ją tutaj chciał, skoro był umówiony z inną? Chciała, żeby patrzyła? Może w ogóle przyłączyła się jeszcze?
    Odsunęła się od niego, minęła go i wsiadła do samochodu bez słowa. W ogóle nie dotarła do niej jego ostatnia kwestia. W sensie, usłyszała ją, ale nie wzięła jej na poważnie. Nie da się. Cokolwiek chciał zrobić. Poczekała więc, aż usiądzie na siedzeniu kierowcy, ale nim zdążył coś powiedzieć ona mu przeszkodziła pochylając się do niego i całując go w usta. Ułożyła jedną z dłoni na jego policzku i przygryzła jego dolną wargę. Nie chciała słuchać jego wyjaśnień. W ogóle nie chciała go słuchać.

    - J.

    OdpowiedzUsuń
  137. Przymknęła oczy całując go, tak długo, aż jej na to pozwolił. Ach, więc jednak reputacja wyprzedzała ich dwoje. Pod wieloma względami Jacky była naprawdę przekonana, że są dla siebie wręcz stworzeni. Że akurat nie bez powodu ich ścieżki się przecięły. Chciała tak myśleć i teraz, chociaż po tym, co przed chwilą zobaczyła, nie była już taka pewna.
    - Możemy porozmawiać później? - Spojrzała w jego oczy i zsunęła dłoń z policzka na jego szyję, a potem na klatkę piersiową. - Będzie na to dużo czasu. Później. Chociaż osobiście myślę, że znaleźlibyśmy ciekawsze zajęcie, niż rozmowa. Nie sądzisz? - Przechyliła lekko głowę na bok patrząc wciąż na niego. Przysunęła się jeszcze bardziej, przyciągając pod siebie jedno kolano.
    Miała w głowie tyle przykrych myśli. A on, że był ich niejako sprawcą, to teraz powinien robić wszystko, by te myśli od niej zabrać. To by przynajmniej było sprawiedliwe.
    Wolną ręką sięgnęła do suwaka od swojej bluzy i bardzo powoli zaczęła ją rozsuwać tak by dało się zobaczyć cienki podkoszulek. A potem wsunęła dłoń pod ramiączko i zsunęła je z ramienia cały czas obsrwując jego reakcję. Lekko wysunęła język przesuwając nim po jego wargach, po czym patrzyła już tylko na niego z oczekiwaniem.

    - J.
    - J.

    OdpowiedzUsuń
  138. W sumie to nie chciała tak całkiem podetknąć mu nogi pod nos, a jedynie go trochę "postraszyć". Robiła tak bratu, gdy była mała i zawsze skutkowało. Właściwie w drugą stronę też, bo kto by chciał wąchać cudze skarpetki? Tylko naprawdę zboczony człowiek o dziwnym fetyszu.
    - Teraz to już nie ma szans. W żaden sposób mnie nie złamiesz - zawzięła się, choć było to trochę przewidywalne. Nie wątpiła, że łatwo sprawiał, że dziewczyny robiły to co chciał, ale ona nie zamierzała być jedną z nich. Chociaż tej jednej "bitwy" nie może pozwolić mu wygrać. Nawet jeśli chodziło o głupie dwa dolary.
    Dla niej leżenie w tym samym łóżku podchodziło pod lepienie się i było dopuszczalne tylko po sporej dawce alkoholu lub gdy nie było innych miejsc do spania. Wchodzenie do jej wąskiego łóżka, gdy obok stało drugie, puste, zdecydowanie naruszało jej przestrzeń osobistą. Dobrze, że przynajmniej teraz Scott leżał na plecach i nie gapił się tak natarczywie.
    Wysłuchała jego wykładu i pokręciła głową z dezaprobatą.
    - Chyba oszalałeś! Lato niebieskie? Jeśli coś ma być niebieskie, to zima. A lato jest żółte! - oburzyła się, jakby to naprawdę była bardzo istotna kwestia. Pal licho, że rozmawiali o wymyślonych przez niego skarpetkach. Widać nawet w takiej głupocie nie potrafili się dogadać. - Jeszcze mi powiedz, że kolorowałeś skórę na różowo albo żółto - prychnęła. Rozmowa godna przedszkolaków.
    Pytanie nie było jakoś specjalnie przenikliwe, ale po prostu zapomniała, że o tym wspomniała. Nie chwaliła się na prawo i lewo, że ogląda kreskówki, więc w pierwszym momencie nie miała pojęcia skąd wytrzasnął tę informację.
    Zmarszczyła czoło, gdy zauważyła, że chce powiedzieć coś więcej niż powiedział i odwrócił spojrzenie. Takie zachowanie raczej nie pasowało do błahego tematu jakim były kreskówki.
    - Jak chcesz coś powiedzieć, to możesz. Nie rozgaduję cudzych sekretów - rzuciła spokojnie, wzruszając lekko ramionami. Kusiło dodać "jak niektórzy" z wymownym spojrzeniem, ale powstrzymała się.

    OdpowiedzUsuń
  139. W odpowiedzi tylko zmrużyła oczy i pokręciła głową. Nie zamierzała mu dać tych dwóch dolarów. Będzie musiał je wyciągnąć z jej martwej dłoni... czy coś. Dostał od niej czekoladę. To powinno mu wystarczyć do końca życia.
    Pijana wersja Scotta objawiała się Feli jako nieznośny dupek, więc takie wyobrażenie niekoniecznie ułatwiłoby cokolwiek. I jeśli miałaby wybierać wolała go "naćpanego" niż pijanego. Pijany do tej pory tylko ją irytował, dręczył i niszczył życie.
    - Nie pokazuj języka, bo ci krowa nasika - powiedziała, ale sama też pokazała mu język, bo w końcu miała taką świetną ripostę... - I wcale nie kojarzy mi się ze słońcem. Raczej ze zbożem i piaskiem i ciepłem. Kolor lata też powinien być ciepły, więc niebieski odpada - odpowiedziała już poważniej. Na tyle poważnie, na ile mógł pozwolić na to temat. Też mówiła prawdę. W końcu o czymś takim się nie kłamie.
    Na jego odpowiedź o kolorowaniu, prychnęła rozbawiona. No tak. Nawet z kredkami miał łatwiej. U niej ten kolor był czymś ekskluzywnym i rzadkim.
    - Burżuj - mruknęła. - I nie mogą robić chińczyków, bo oni mają skośne oczy - zauważyła, również się trochę chichrając. Chyba lepiej, że tak głupieli niż gdyby mieli skakać sobie do gardeł. Tu przynajmniej nie było ofiar. Jedynie ich mózgi się upośledzały, ale to tam drobny szczegół.
    Wiedziała, że coś jest nie tak. Nawet jeśli odwrócił się do niej tyłem. Energia się zmieniła. Nie zamierzała go jednak męczyć, bo raczej nie była osobą, która miała do tego prawo. Sama też nie opowiedziałaby mu o swoich sekretach. Mógł się zwierzać Elise, rodzeństwu, innym przyjaciołom. Ona była... tylko nią. I choć los ich ciągle ze sobą łączył, nadal się nie znali i nie powinno im zależeć na tym by się poznawać. Zresztą, nawet gdyby powiedział jej prawdę, nie wiedziałaby pewnie jak zareagować. Może lepiej, że to zdusił, choć po sobie wiedziała doskonale, że duszenie to nie najlepsza opcja.
    - Mam teraz gorąco w łóżku. Zrobiłeś to specjalnie - rzuciła niby z ogromną pretensją, gdy zaczął przesuwać łóżko. W sumie po to, by odwrócić uwagę od tych kreskówek. Trochę odetchnęła z ulgą, że się odsunął, choć im dłużej leżał, tym bardziej się przyzwyczajała.
    - Mhm. Niby jak? Jedyna opcja, to że na nie zwymiotujesz i sobie weźmiesz - prychnęła, upierając się przy swoim.

    OdpowiedzUsuń
  140. Oj pieprzyć to. Pieprzyć i to bardzo. Przyglądała się jego reakcji... nie sądziła by długo kazał jej czekać. Nie przestawała przesuwać językiem po wargach i patrzeć na niego zalotnie.
    - Mam decydowanie ciekawszy program do realizacji niż przerywanie. - Szepnęła, podnosząc się na kolanie, które wcześniej pod siebie podciągnęła a kiedy ją chwycił, pomogła mu usadzić się na jego kolanach. Objęła momentalnie jego szyję ramionami, sunąć po niej również ustami. Kręciła nieznacznie biodrami, ewidentnie się z nim drocząc i chcąc dać mu do rozumienia bardzo widocznie, że już tu jest. Z wyczuciem i płynnie poruszyła się do tyłu i do przodu.Oparła swoje czoło o jego i zamknęła oczy wdychając z zadowolenia głośno. Powróciła do całowania go. Czuła jego dłonie na swoim ciele tak wyraźnie.
    Nie myślała, starała się nie myśleć o tym co było przed chwilą. Chciała się skupić tylko na nim, na słowach, oddechu, na tym jak im było teraz dobrze.

    - J.

    OdpowiedzUsuń
  141. Oddychała szybciej i mniej spokojnie wczuwając się w sytuację, w jakiej teraz byli, ale tym razem nawet jego dłonie, wargi, i nic co robił nie potrafiło zabrać jej sprzed oczu obrazu z sytuacji której była świadkiem. Próbowała skupiać się na całowaniu go, ale nie mogła po prostu. W pewnym momencie ułożyła rękę na jego barku i odsunęła się na odległość wyprostowanego ramienia.
    - Wybacz, ale pozwól, że spytam, ale z iloma ty się zdążyłeś przelizać i przepieprzyć przez ten czas między korytarzem a samochodem, co? Bo ja rozumiem, że ciebie nie stać na coś takiego jak monogamia, ale nie możesz się nie zajmować jakąś choćby tego samego dnia? Albo tej samej godziny? - Wypuściła powietrze i usiadła na miejscu pasażera twarz odwracając do okna. Wiedziała, że pewnie wszystko popsuła i teraz jeszcze będzie się z niej śmiał, ale nie mogła przestać myśleć gdzie ta dziewczyna była, co z nią robił. A kto go wie. Może w końcu wcale nie był na literaturze, a z tą laską w łazience i właśni si żegnali. Położyła dłoń na klamce rozważając czy wysiąść. Czuła się teraz tak... tanio.

    - J.

    OdpowiedzUsuń
  142. Jej też to nie było na rękę. Czekała na niego i naprawdę chciała, by zabrał ją gdziekolwiek byle mogła z nim spędzić czas. Tak bardzo za nim tęskniła i już pomijając sprawy czysto fizyczne i uczuciowe, tęskniła za swoim najlepszym przyjacielem, za chłopakiem, któremu naprawdę ufała. Tak dawno tego nie miała. Pamiętała, jak zdarzały się sytuacje, gdzie siedział z nią nocami nad jeziorem, gdy nie mogła spać. Jak razem w nim pływali, jak budziła go i nie dawała mu zasnąć, choć powinna była. Jak wtulała się w niego jak było jej zimno bo po raz pierwszy w swoim życiu wolała czyjeś ramiona od skrawka materiału.
    Przeczesała włosy. A potem to straciła, bo chciała by byli jeszcze bliżej. Może i Ben był dla niej jak brat i wiedziała, że może mu powiedzieć wszystko, ale to Scott swoim byciem zdobył jej rozum i serce. A zdawałoby się, że zrobił to przez czysty przypadek.
    Spojrzała na niego kątem oka.
    - No tak. A jak nie widziałeś jej kilka dni to trzeba było sprawdzić, czy z jej gardłem wszystko w porządku. - Prychnęła. Czemu miałby zrezygnować z tylu miłych i nieproblematycznych dziewczyn na rzecz jednej bardzo problematycznej? To bez sensu. - I jak z nikim, skoro z jedną cię sama widziałam, co? - Zamknęła oczy. O matko... zaraz naprawdę będzie płakała. Musi stąd wyjść. Nacisnęła klamkę.

    - J.

    OdpowiedzUsuń
  143. Życie było gorzkie, a czekolada słodka. Więc racja - transakcja była nierówna. Scott znów wygrał i dostał lepsze coś.
    - No chyba ty!- zawołała w odpowiedzi "obrażona". Na jego kolejne słowa znów prychnęła. Nie miał w ogóle racji. I już. Nawet jeśli to były jego wymyślone skarpetki, to i tak ona wiedziała lepiej. - Niebieski kojarzy się ze smutkiem. Jeśli już coś trzeba by było wybrać, to błękitny. Ale to też nie lato, tylko śpiochy małego chłopczyka. Żółty. Żółty jest wesoły. Wszystkie fajne rzeczy są żółte - powiedziała, kontynuując tę kłótnię. To naprawdę musiały być jakieś leki...
    - Jeśli mają skośne oczy, to powinni być żółci. Ale jeśli nie, to nie mogą. Albo biali/pomarańczowi albo brązowi. Dzieci powinny się uczyć rozróżniać rasy - odpowiedziała twardo. Na tyle twardo na ile umiała, bo śmieszył ją ten temat. Na pewno był on milion razy lepsze niż odpowiadanie Scottowi kiedy będą mogli wrócić do domu i słuchanie jego marudzenia.
    Przy wszystkich dzielących ich aspektach, akurat tutaj byli tacy sami. Ona też niczym się nie dzieliła, a gdy to już zrobiła, to zazwyczaj żałowała. Duszenie było wygodniejsze, choć niezdrowe. Ale trudno. Przeżyła tak dwadzieścia lat, to przeżyje w ten sposób jeszcze trochę.
    - Pewnie jeszcze mi tutaj nasiałeś swoich wirusów - prychnęła rozbawiona, jego złowrogim tonem. Jednak się czegoś nauczył z tych wszystkich kreskówek, choć już ich nie oglądał. - Kiedyś przez ciebie umrę - dodała jeszcze. W sumie dzięki niemu żyła, a zagrzane łóżko nie było aż tak gorące jak palący się magazyn, ale... Mogła dramatyzować. Była przyćpana jakimiś lekami.
    Z informacją o tym co jest nie tak u niego, pewnie nie wiele mogłaby zrobić. Pewnie byłby to kolejny problem dla niej. Ale i tak miała rozwinięty jakiś idiotyczny instynkt, który kazał jej choćby próbować pomagać innym, gdy się z czymś męczyli. Nawet jeśli tym kimś był Scott. Może to przez to, że wiedziała doskonale, jak to jest dusić te wszystkie emocje i nie chciała żeby inni mieli równie kiepsko w tej kwestii to ona.
    - Jak ty mi coś zarzygasz, to ja zarzygam tobie - ostrzegła. W końcu Scott nie wiedział, że już wyzdrowiała.

    OdpowiedzUsuń
  144. Pamiętała, jak pierwszy raz po którymś tam z kolei wyjeździe wrócili do swoich domów i znów obudził ją koszmar, znów nie mogła zasnąć. Jak wstała i wymknęła się z domu i poszła do niego, włamując się przez okno i budząc go. Do tamtego czasu był jej zazwyczaj bliski tylko na dłuższych wyjazdach - wracali do domu, wracali do kłótni. Tym razem potrzebowała go. Nie powiedziała mu oczywiście czemu. Już nawet nie pamiętała, czy leżała z nim i oglądała film, czy gdzieś go wyciągnęła.
    - Ym, pomyślmy... tak. Za takiego cię mam, bo to jest właśnie rzecz którą zrobiłeś ostatnio. Wiesz... myślałam wtedy, że może się zakochałeś, że może ta dziewczyna znaczyła dla ciebie więcej niż ja. Ale nie. Zraniłeś mnie dla kogoś, kogo zaraz potem rzuciłeś. Poczułam się jeszcze mniej ważna od niej. Cóż, przynajmniej znudziłam ci się zanim się ze mną przespałeś. - Zamknęła oczy słuchając go i układając to sobie w głowie. Słysząc jak wysiada momentalnie wysiadła za nim. - A później co? No dokończ, do cholery i przestań uciekać! - Złapała go za ramię i obróciła do siebie. - I uwierz mi, że jakimkolwiek emocjonalnym wrakiem byś wtedy nie był, ja byłam większym i radziłeś sobie ze mną, choć nie musiałeś. Ale skoro tak to widzisz, to może i ja powinnam cię tak chronić i nie mieszać cię w swoje dramaty i radzić sobie samej. Może dobrze zrobiłeś uciekając ode mnie, jestem dość popierdolona. Nie wiesz nawet jak bardzo.

    - J.

    OdpowiedzUsuń
  145. Patrzyła na niego i w sumie wciąż nie mogła uwierzyć w to co się działo. W końcu o tym wszystkim rozmawiali, a on sam do tego mówił wbrew pozorom tak piękne i kochane rzeczy. Nie sądziła, że tak czuje. Od zawsze przyjmowała najgorsze wytłumaczenia.
    - Ja też tamtego dnia straciłam brata. I stałam na pogrzebie patrząc na ciebie i nie mogąc nawet podejść i powiedzieć, że mi przykro. Nie mogąc zrobić nic patrzyłam tylko z daleka, wiedząc ile ty robiłeś dla mnie. Chcąc tam dla ciebie być. - Prychnęła cicho i przetarła twarz, a potem czując jego spojrzenie na sobie wyprostowała się i spojrzała mu w oczy głęboko. I słuchała go. Całego wywodu i zimny dreszcz przeszywał jej całe ciało kilkukrotnie podczas jego wypowiedzi. - Wybacz, że cię w to wciągałam. Nie wiedziałam, że tak się czułeś. Mi... było lepiej, jak byłeś. - Tyle razy chciała mu wszystko powiedzieć. A teraz? Nie mogłaby. Nie chciała, by wiedział co przechodziła. Mógłby się obwiniać, że ją z tym zostawił, a naprawdę tego nie chciała. Zagryzła wargę. Scottie był bystry. Bardzo bystry. Musiała zmienić ostatnią część sztuki i najlepiej ją gdzieś spalić, żeby jej nigdy nie znalazł. Przełknęła ślinę i skupiła na nim wzrok. Ułożyła mu dłoń na policzku i przysunęła się o krok. - Nic dziwnego, że się na ciebie rzuciła. Sama w końcu nie mogłam się powstrzymać, to jak ona miała? - Nieznacznie przygryzła swoje wargi. - Nie powinieneś był przechodzić przez to sam. Dla mnie byłeś tak samo dobrą partią, jak nie lepszą.

    - J.

    OdpowiedzUsuń
  146. Już miała tak dość trzymania się od niego z daleka. Chciała tylko by już ją przytulił i nie puszczał, jakby zdążyła się stęsknić za jego ramionami. Właściwie... tak właśnie było. Tęskniła. Bardzo.
    Widziała lekki uśmiech na jego wargach. Zmrużyła oczy i sama się uśmiechnęła.
    - Nie wiedziałeś? Na pewno wiedziałeś. - Uniosła kącik ust i na chwilę odwróciła od niego wzrok, jakby speszona. Spojrzała na niego dopiero jak wspomniał o błocie. - Mi tam się podobało. Błoto odmłodziło moją skórę. Uważam, że powinniśmy to powtarzać od czasu do czasu. Może tylko bez gałęzi. - Zaśmiała się i zaczesała włosy za ucho. Jacky uwielbiała deszcz, a burzę to najbardziej, bo miał rację - była ona odzwierciedleniem jej samej. Poczuła przyjemne motyle w brzuchu jak puścił jej oczko. Zupełnie jak na korytarzu, gdy zaraz potem biegł za nauczycielką. Uh, jak on tak zamierzał często robić, to ona chyba powinna naleźć leki na uspokojenie żołądka. I rozkurcz mięśni twarzowych, bo nie mogła przestać się uśmiechać.
    I wtedy w końcu ją przyciągnął! No ileż można było czekać, aż to robi! Mówiła już, że "w końcu"? No więc w końcu ją przytulił. Ułożyła głowę na jego obojczyku kołysząc się lekko.
    - Ale, że tu? Na szkolnym parkingu? - zaśmiała się drocząc z nim.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  147. Patrzyła mu w oczy. Lubiła sposób w jaki się jej przyglądał. Jego wzrok, który skupiał się tylko na niej, jakby niczego więcej nie widział bezwstydnie nawet na chwilę go nie odwracając i nie tracąc jej z oczu.
    - Zapraszasz mnie na randkę? Taką oficjalną? - Zaśmiała się. - Ładnie sobie poczynasz, Scottie. - Uśmiechnęła się zadziornie. - Boisz się, że cię wezmą za pedofila? Cóż, jeszcze kilka lat i będziesz się oglądał za młodszymi ode mnie. Przynajmniej mam sposób, by cię przy sobie zatrzymać. - Zaśmiała się. Nie była pewna, czy to dobry moment na żarty z wybieganiem tak daleko w przyszłość. W sumie nie chciała go przestraszyć, ale nie mogła się powstrzymać.
    Nic dziwnego, że pachniała tak samo. Była dość przywiązana do swojego szamponu z bzów i czekoladowego balsamu. On za to miał trochę inny zapach - jakby bardziej męski. Nie żeby nie uwielbiała poprzedniego - lubiła, bardzo. Po prostu teraz miał dodatkowy element. Wciąż jednak w pewien sposób był tak samo znajomy - pachniał bezpieczeństwem. I był jej ulubionym na całym świecie.
    Zaśmiała się, kiedy wziął ją na ręce, a ona mogła wciąż wdychać sobie z nosem przy jego szyi. Teraz czuła się jak księżniczka.
    - Mogłabym się przyzwyczaić. - Ucałowała go w szyję i poczekała, aż uruchomi samochód. Pasów nie zapięła. Kiedy tylko ruszył jej wzrok zmienił się na lekko szalony, lekko nieokiełznany i lekko zwierzęcy - tak jak uśmiech.
    - Zobaczymy jak daleko dojedziemy? - Rzuciła, mając nadzieję, że dojrzy choć trochę zdziwienia w jego oczach. Lubiła go zaskakiwać. I nie mogła się powstrzymać, więc chwilę później przesunęła się do niego i ułożyła mu rękę na kolanie. Niewinnie, bardzo. Gorzej, że zapewne nie tylko ona wiedziała co zaraz zrobi. I zrobiła. Wolno sunęła dłonią do góry i nieco bardziej na wewnętrzną stronę. Och no i choć na początku jej dłoń ledwo dotykała ubrania z chwili na chwilę nieco bardziej naciskała. Oj, sam się na to pisał. Będzie miał z nią po prostu przejebane. Tym bardziej, że nie zamierzała się uspokajać. No cóż... cierpliwością też nie grzeszyła.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  148. Co za idiota mógłby zrobić coś takiego! Dla Cori zniszczenie sali zakrawało niemalże o świętokradztwo. Nie wiedziała co powinnam zrobić więc tak jak chłopak powiedział wstała najszybciej jak mogła z fotela i pomacała się po kieszeniach sprawdzając czy wszystko ma ze sobą. Lepiej nie zostawić tu jakiś przedmiotów, które mogłyby zrzucać na nią podejrzenia. Kiedy nie mogła wyczuć telefonu w prawej kieszeni zaczęła się denerwować. Nie mogła wyjść bez niego. Pomijając już, ze mógłby potencjalnie zrzucić na nią winę - miała na nim zbyt wiele danych. Setki zdjęć i ulubionych utworów nie mogły tak sobie przepaść niczym kamień w wodę! Chłopak spojrzał na nią jak na wariatkę.
    - No nie patrz tak, tylko pomóż mi szukać - powiedziała po chwili orientując się, że chłopak może nie wiedzieć o co jej chodzi - biały telefon z kilkoma naklejkami na tyle. Błagam cię. Naprawdę nie powinno nas tutaj być!

    [Przepraszam, że tyle czekałaś :(]
    Cori

    OdpowiedzUsuń
  149. Widziała jego minę, więc jednak trochę za wcześnie... cóż, powinna się domyślić bo minęło ile? Dwie minuty? Pierwszy raz od czterech lat pocałowali się dwie godziny temu. W sumie wciąż też nie ustalili kim są i co się dzieje między nimi... dojdą do tego jeszcze, na razie osobiście wolała go kusić. I kusić. I... kusić.
    - Ach, więc jak się rozbiorę do naga będziesz mnie tylko podziwiał, ale nie będziesz chciał przelecieć? - Uniosła brew przyglądając mu się i jednocześnie nieco bardziej naciskając dłonią na spodnie i poruszając nią.
    Zaśmiała się, gdy pomyślał o paliwie. O nie... ona chciała sprawdzić ile czasu i kilometrów zdąży odjechać nim się będzie musiał zatrzymać. Patrzyła z satysfakcją na jego twarz, czując jednocześnie jak prędkość wbija ją nieco w fotel. Zabrała dłoń i teraz wolno sunęła po jego kolanie jedynie palcem, coraz wyżej i wyżej, a gdy już była naprawdę wysoko, rozpięła mu pasek a potem guzik od spodni. Chwyciła też za suwak, ale śmiejąc się zawadiacko - zostawiła go i zsunęła dłoń między jego uda, poruszając nią do przodu i do tyłu. Przysunęła się też do niego by złożyć mu na żuchwie parę pocałunków, a następnie przeniosła się na jego ucho, mrucząc mu do niego, nim lekko je przygryzła.
    - Było trzeba mnie związać na tylnych siedzeniach. Uprzedzałam cię jak trudno mi się przy tobie powstrzymać. - Odparła unosząc do góry podbródek.

    - J.

    OdpowiedzUsuń
  150. - No dobrze, więc teraz kiedy jestem całkowicie ubrana wcale nie masz ochoty mnie przelecieć? A nawet jeżeli masz to tego nie zrobisz? - Spytała go z zadziornym uśmiechem. Miał trochę rozmarzone spojrzenie... ciekawa była co mu chodziło obecnie po głowie. Może miasto nagich kobiet? W końcu o tym rozmawiali.
    Kiedy mocniej się zaciągnął powietrzem momentalnie przeniosła jedną z dłoni na jego klatkę piersiową i zaczęła po niej lubieżnie nią przesuwać. Usta zsunęła na jego szyję, przesuwając po niej swoimi wargami, albo językiem. On też miał przed sobą nie lada wojowniczkę.
    - Tak? Przywiążesz mnie? - Uśmiechnęła się delikatnie. - I co potem? - Zamierzała go drażnić i wyprowadzać z równowagi i to nie tylko dlatego by postawić na swoim. Po prostu jej cierpliwość była na granicy.
    Nie mogła uwierzyć, że przy tym wszystkim co robiła on jeszcze myśli o drodze! Nawet jak ją całował - to słodko i niewinnie. Znaczy... no ten język na wargach sprawił, że chciała go chwycić. Westchnęła cicho wyraźnie niezadowolona, że się odsunął. Podobało jej się to. To wszystko. Powoli zaczęła zsuwać dłoń z jego klatki piersiowej na spodnie i znów chwyciła za suwak.

    - J.

    OdpowiedzUsuń
  151. - Sam jesteś głupi - odpowiedziała podobnym do niego tonem, wczuwając się w rolę dzieciaka. - Właśnie, że powiedziałeś, że łączą się z twoim mózgiem jakoś i czasem możesz zmienić ich kolor. Więc nie kłam. Zrób je żółte. Nabiorę szacunku tylko dla żółtych skarpetek! - dodała.
    Dłużej jednak nie mogła wytrzymać. Kłótnia zaczęła być tak absurdalna, że nie wiedziała już co powiedzieć, po jakiej jest stronie, ani tak naprawdę o czym oni rozmawiają. Dlatego po prostu zaczęła się śmiać. To było chyba najlepsze wyjście, zwłaszcza, że nie potrafiła tego zahamować.
    - Głupek - mruknęła, tym razem odnosząc się nie tylko do jego wiedzy z kolorów, ale ogółu. Tylko nie było to złośliwe, raczej pełne rozbawienia.
    Oczywiście, że nie marzyła o niczym innym, jak tylko o jeszcze większej ilości zarazków. Przecież to był wymarzony prezent! Jednak Scott znał ją bardzo dobrze i wiedział co lubi.
    - Ja się nie pakuję w kłopoty. Kłopoty... pakują mnie w siebie? - uniosła lekko brew, zastanawiając się nad prawidłowością wypowiedzianego zdania. Miała rację. Co ona mogła na to wszystko poradzić? Nie zaczęła sama pożaru, nie prosiła się o grypę żołądkową. Nie wpłynęła też świadomie na inne szalone rzeczy, które się jej przytrafiły do tej pory. Więc nie mógł jej winić. Zresztą - jej kłopoty były jej kłopotami. On mieszał się w nie z własnej woli. Ewentualnie z woli jakiejś silniejszej od nich dwóch siły. Ale na pewno nie przez nią. Ona była niewinna.
    - Wydajesz się aż zbyt zadowolony z tego faktu... To jakiś twój fetysz - wymiotowanie? - spytała wesoło, zerkając na niego. Jeśli rzeczywiście by tak było to... właśnie powinna czuć się bardzo zawstydzona, wykorzystana i zbrukana, bo wymiotowała przy nim wiele razy. Dobrze, że to wszystko to były tylko żarty.
    - Nie ma mowy. Jeszcze przed chwilą byłeś prawie nieżywy. Batonik znów doprowadzi cię do tego stanu. Plus jak sama sobie kupię batonika to będę mogła zjeść go całego - odparła, niewzruszona jego "prośbami". Trzeba być twardym.

    OdpowiedzUsuń
  152. - To odpowiedz mi na pytanie. - Wiedział, że miała bardzo bujną wyobraźnię, ale może nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo chciała wiedzieć, gdzie sięga jego.
    Właśnie. Jacky częściowo robiła to dla siebie, żeby zaspokoić swoje potrzeby. Przez całe swoje życie unikała bliskości - nawet przypadkowych otarć ze strony przechodniów. Omijała autobusy, w których była narażona, że ktoś ją dotknie. Nienawidziła tego, więc gdy on w końcu przekroczył tę granicę skupiła na nim całą swoją potrzebę bycia przy kimś. Przy nim. Czucia i dotykania.
    Swoją drogą jak na jego reputację musiała przyznać, że idealnie sobie radził prawie wcale nie dając jej satysfakcji, że cokolwiek robi faktycznie działa. Może miał już dość? Albo było mu za dużo jej? Może za bardzo się mu narzucała? Przyglądała mu się i kiedy zabrał jej dłoń uśmiechnęła się tylko delikatnie i dała się odsunąć. Jej uśmiech nieco się poszerzył gdy poczuła jego dłoń na swoim udzie. Ale nic nie zrobiła. Ułożyła dłonie na kolanach i spojrzała na drogę.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  153. [ Zgadzam się w stu procentach! :D ]

    - Granatowe? Oszalałeś! Smutny kolor. Jak burza - odparła oburzona, śmiejąc się równocześnie, przez co jej oburzenie traciło na wartości. Ale nie ważne. Teraz już żadne z nich nie zachowywało powagi, ich gra aktorska była coraz marniejsza. Przynajmniej było wesoło. Nie podejrzewała, że może się szczerze śmiać w towarzystwie Scotta. Widać, życie jest pełne niespodzianek.
    Jeszcze bardziej zaskakujące było właśnie to, że chyba w miarę się dogadywali. Fakt, "kłócili" się, ale na żarty i rozumieli o co im chodzi. Wiele osób pewnie patrzyłoby na nich jak na idiotów, gdyby zaczęli opowiadać historie o skarpetkach, a kłótnię o kolorach by zlekceważyło. Oni jednak akurat w tym przypadku nadawali na tych samych falach, choć było to nie do pomyślenia. Przynajmniej dla Feli. Pewnie będzie się nad tym zastanawiać później. Na razie zamknięcie, leki i absurd otumaniły ją wystarczająco i dała się ponieść tej głupawce.
    - Po zjedzeniu snikersa zamienisz się w jakiegoś gremlina... Chociaż nie... To idzie w drugą stronę. Ej, to faktycznie może zadziałać! - powiedziała z entuzjazmem i pokazała mu język. Na jego słowa o wredocie, uśmiechnęła się tylko złośliwie. To była wredota kontrolowana. Lubiła taką wredotę. Nie krzywdziła ona nikogo, a była zabawna.
    Gdy znów się przybliżył, pokręciła głową i od razu się odsunęła. Mogli sobie żartować, ale na bliskość wciąż reagowała tak jak reagowała. Musiałby ją porządniej naćpać mocniejszymi lekami.
    - Nie ma szans. Nie wygrasz. Nawet cała armia twoich zarazków mnie nie przekona - upierała się, choć to jak się na nią gapił, skutecznie ją rozpraszało. Ludzie powinni być oddaleni od siebie o przynajmniej półtora metra, zaś spojrzenia powinny być skierowane gdziekolwiek byleby się nie krzyżowały.
    A zarazki były wspaniałe. Nie ważne co, zawsze były przy niej. Jak najwierniejszy przyjaciel. Na dodatek nie wymagały żadnej specjalnej opieki, czy uwagi. Nie istniało nic lepszego od nich na tym świecie.

    OdpowiedzUsuń
  154. Może i by wiedziała, gdyby nie została wychowana tak jak została przez twórcę horrorów i nie widziała zawsze negatywnych scenariuszy. Znaczy w swoim przypadku. Dla innych potrafiła przewidzieć dość prawdziwe rozliczenia na przyszłość.
    - Tak dokładnie. Chcę się tego nasłuchać za całą naszą znajomość, przez którą tłamsiłeś to w sobie od pierwszej twojej myśli takiej na mój temat. - Odparła jak prawdziwy egocentryk, choć podejrzewała oczywiście, że te myśli sięgały... dzisiejszego dnia.
    Nie zauważyła, że zwalniają. Nie wiedziała też na co stać ten samochód. Ona generalnie nic nie wiedziała o samochodach.
    - A tak w ogóle, to ze mną za kółkiem robilibyśmy się zanim byśmy ruszyli, bo pewnie chcąc pojechać zaczęłabym się cofać i walnęła w drzewo nawet bez twojej pomocy, ale jak chcesz, możemy spróbować.
    Grzecznie siedziała na swoim miejscu wciąż ze swoimi czarnymi myślami, kiedy poczuła jego bardziej zdecydowane poczynania. Początkowo uśmiechnęła się lekko, próbując to zamaskować i zasłaniając się dłonią, ale szybko przestało jej być do śmiechu. Bądź co bądź nie była tak doświadczona jak on, więc wszelkie takie poczynania z jego strony jej organizmowi były w dużej mierze nieznane, więc reagowała szybciej i gwałtowniej niż zapewne większość jej poprzedniczek. Wcisnęła się bardziej w fotel, naprawdę próbując udawać, że wcale nie ma takich myśli jakie teraz miała. Zacisnęła uda... Zacisnęła uda! Z tą jego dłonią... to nie było mądre. Znaczy przyjemne, ale nie mądre jak na jej stanowisko. Zsunęła dłonie wolno z kolan na swój fotel i zacisnęła je na jego krańcu mając nadzieję, że tego nie zauważy. W końcu się przekomarzali.

    - J.

    OdpowiedzUsuń
  155. E, to nie był takim seksoholikiem skoro w wieku piętnastu-szesnastu lat ani razu nie pomyślał o tym w jakiej sytuacji chciałby się z nią znaleźć. Że w ogóle by chciał! I ot co, czasem najczarniejsze scenariusze się sprawdzały.
    - Wymigujesz się, bo albo masz zbyt podniecające obrazy, albo nigdy nie miałeś, co? - Uśmiechnęła się lekko i spuściła głowę patrząc na jego dłoń, którą ten zaraz zabrał. Poczuła też, że przyspieszył, chociaż nie przywiązywała do tego wagi bo nie sądziła, że to było istotne.
    Wmurowało ją, kiedy zadał jej to pytanie. I co niby miła mu odpowiedzieć? Obróciła głowę w jego stronę i przyjrzała mu się uważnie. Wywróciła oczami i spojrzała w uciekający widok za szybą.
    - A to ma dla ciebie jakieś znaczenie? - Zamknęła oczy.

    - J.

    OdpowiedzUsuń
  156. Patrzyła w szybę i nie odwracała od niej wzroku. Zaśmiała się tylko smutno, jak powiedział o chcicy. Westchnęła cicho.
    - A co jeżeli miałam dużo za dużo partnerów i wstyd mi przyznać? Jeżeli interesowała mnie sama satysfakcja i jak mnie nachodziła ochota, to szukałam kogoś?
    Nie wiedziała czemu to powiedziała. Może chciała tylko zyskać na czasie do momentu w którym znajdzie idealną odpowiedź. Fakt, trochę się obawiała jego reakcji na jej słowa. Po za tym on już dawno porzucił sferę zadowolenia wszystkim co małe. Przynajmniej tak zakładała. Dlatego łatwiej mu było udawać, że to co robiła go nie ruszało - tyle dziewczyn za pewne go obmacywało w trakcje jazdy, że to dla niego było dość proste i tylko fakt, że był facetem sprawiało, że jakkolwiek reagował. Kto wie, może na początku takich sytuacji zatrzymywał się na poboczu, bo nie mógł wytrzymać napięcia, a teraz był już wprawiony. I tu nagle miał ją na sąsiednim siedzeniu.
    - Albo co jeżeli nie jestem na to gotowa? - Uniosła brew. Fakt, jej zachowanie na to nie wskazywało, ale jeszcze wiele ich dzieliło od faktycznego przespania się ze sobą.
    Obróciła się do niego jak się zatrzymał.
    - Co teraz?

    - J.

    OdpowiedzUsuń
  157. Podniosła się z siedzenia i "przeszła" do niego, siadając mu na kolanach i wtulając się w niego. Wiedziała, że ją ochroni. I ufała mu.
    Kiedy wspomniał o spaniu nieco spanikowała. Okej. Bardzo spanikowała.
    - Nie mogę. Nie śpię z innymi w jednym pomieszczeniu. Najlepiej w ogóle w jednym mieszkaniu. - W końcu powiedziała to na głos. - Nie zasypiam. Mogę co najwyżej poczytać książkę i popatrzeć jak ty śpisz. - Wzruszyła ramionami i przeczesała mu włosy. Nie mogła uwierzyć, że po tylu latach była w jego ramionach i że on chciał tego. - Och. A na przespanie się w innym tego słowa znaczeniu myślę, że gotowa jestem - Ukryła twarz w jego szyi. Nie wiedzieć czemu ale stwierdziła, że to było bardzo żenujące. Uh... a mogła się z nim przespać w samochodzie zanim się dowiedział i nie byłoby tak niezręcznie, ale nie. Ona musiała zacząć gadać. I teraz on wiedział i miała wrażenie, że wszystko się zaraz popsuje. Taki wewnętrzny niepokój. Cóż, zawsze mogło być gorzej. Mógł wiedzieć już o niej wszystko - wtedy na pewno nie patrzyłby na nią tak jak teraz.

    Z przeprosinami
    - J.

    OdpowiedzUsuń
  158. Zaśmiała się i pokręciła przecząco głową.
    - Może ja lubię gremliny, co? - zauważyła z uśmiechem na ustach. Co jeśli po zjedzeniu Snickersa zamienił się w Scotta, którego znała wcześniej? Wolała jego szpitalną wersję, gdy sobie tylko żartowali i się śmiali, marudzili, a nie gdy naprawdę mocno ją irytował i znęcał się nad nią. Dlatego na pewno nie pozwoli mu kupić Snickersa, ani nie da mu nic do jedzenia. Lepiej żeby był głodny i nie był sobą.
    Kiedy się tak zbliżał, trochę zaczynała panikować, ale starała się nie okazać tego po sobie. Przez moment nawet myślała, że ją pocałuje, by w ten okropny sposób przekazać jej wszystkie zarazki. Żarty żartami, ale to nie byłoby fajne. Gdy więc odsunął się, odetchnęła z ogromną ulgą. Oczywiście, ulga nie była na tyle duża, by się poddać.
    - Nie ma takiej rzeczy, za którą oddałabym ci dwa dolary. Są dla mnie zbyt cenne - odparła uparta. Niby już dwa i pół dolara było cenniejsze od dwóch, ale... Nie ważne. Będzie walczyć i nie odda mu ich nawet jeśli zaproponuje jej za to miliony... No dobra. Jednak aż tak uparta nie była. Za milion by się może poddała. Albo za tysiąc. Nawet za pięć dych...
    - Niesamowity świat Gumballa - odpowiedziała na jego kolejne pytanie bez zastanowienia, trochę zaskoczona, że wrócił do tematu. - Chora psychicznie bajka, ale najlepsza na świecie - przyznała. Była to jedna z nowszych bajek na CN i choć wiele osób narzekało na nowości na tym kanale, to ona akurat tę produkcję uwielbiała. Była tak zaskakująca i dziwna, że po prostu idealnie odmóżdżała człowieka po ciężkim dniu.
    Miał rację. To była miła odmiana porozmawiać o głupotach, z którymi często się kryła, bo przecież nie wypada. Kolejny raz plusem okazało się to, że ma gdzieś opinię Scotta. Za niedługo wyjdą ze szpitala i znów będą się unikać i zapomną o tych wszystkich bzdurach. Nie wierzyła w to, że nagle zaczną się kumplować. Zwłaszcza po tych wszystkich wspólnych przygodach. Jednak póki byli zamknięci, mogli rozmawiać o tym wszystkim, bo i tak nie mieli lepszych opcji, zresztą nie było to takie złe, można powiedzieć, że nawet przyjemne.

    [ Zrobimy tak, że jak przyjdzie jakiś lekarz/pielęgniarka, to przypadkiem się wygada, że Fela została dłużej, choć nie musi? Np. przy wypisywaniu ich ze szpitala? ]

    OdpowiedzUsuń
  159. Lubiła przy nim być, ale na spanie to chyba nigdy nie będzie gotowa, no bo... co jeżeli zacznie się dusić, jak kiedyś? Albo obijać o coś... albo drapać? Albo jak go skopie w nocy... albo jak będzie ryczała... nie chciała by musiał to oglądać - to był jej osobisty koszmar. Nie chciała, by był tego częścią. On był słodki i kochany i... chciał o nią dbać.
    Siedząc mu tak w ramionach zastanawiała się co się działo w jego głowie. Ostatnio jak był przed tym domem, w swoim pokoju, jak zamierzał wsiąść do auta chciał jej wywinąć numer. Zemścić się i przestraszyć ją. Wrócił po paru godzinach trzymając ją w objęciach i dyskutując o spędzaniu nocy razem. Heh. Życie to potrafi zaskakiwać.
    Poznawał powoli jej wszystkie oblicza - nie tylko absurdalną złość; zły spokój; ambitne brnięcie do celu po trupach i mścicielkę. Miała też dobre oblicza! Jak to na przykład. Niezbyt je lubiła, ale też było częścią jej. Po za tym - mogła nie przepadać za tym, jak się wtedy czuła, ale zdecydowanie lubiła jak on wówczas na nią patrzył.
    Ośmielona stanęła na nogach nieco pewniej i zaczęła odwzajemniać jego pocałunki, mrucząc przy tym cicho. Ułożyła mu rękę na karku i stanęła na palcach próbując przejąć inicjatywę, bo czemu by nie.
    - Nie szkodzi. - Wyszeptała. - Wystarczy mi kawałek podłogi. Albo lady, stołu... tam też można leżeć - uśmiechnęła się zadziornie. Ciekawe czy jeszcze pamiętał że pałała okropną niechęcią do łóżek - mogła by dosłownie wszędzie byle nie było to łóżko.
    Podobał jej się ten moment, gdy ich nosy się stykały. Kto by pomyślał, że Scottie jest tak szczegółowy i troskliwy... Jakby miała przed sobą prawdziwego księcia z bajki.
    Kiedy tak stali przesunęła dłońmi po jego brzuchu lekko ściskając koszulę po czym przesunęła jedną dłoń na jego plecy i zsunęła w dół do jego tylnej kieszeni, uśmiechając się przy tym zadziornie.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  160. Może dlatego czuła się przy nim tak bezpiecznie - akceptował jej dziwności i nie zadawał pytań. W sensie... to go nie zbliżało do prawdy, ale dla niej było swego rodzaju znakiem, że może mu ufać. Nie wyobrażała go sobie przyszpilającego ją do ściany z żądaniem odpowiedzi... nie... moment... jednak wyobrażała. Ale to chyba jakby gonił go czas na poznanie ich. Póki co jakoś przeżyje noce bez niej.
    Walczyła nim o to, które z nich będzie prowadziło. Cóż, widać niektórych nawyków nie dało się zmienić - jak na przykład tego jak ze sobą musieli rywalizować nawet na takim polu. Czując jego dłoń na sobie, przybliżyła się do niego muskając jego wargi i cofając się, jakby chciała mu pokazać, że posuną się tak daleko jak ona na to pozwoli, na tak długo jak ona tego będzie chciała i na jej zasadach. Spoglądała na niego dumnie za każdym odsuwaniem się i przymykała oczka przybliżając się z powrotem, całując go nim znów gwałtownie się cofała.
    - Jak nie, to usiądę na tobie. - Wytknęła język i lekko zmarszczyła nos. Zaśmiała się i aż przyjemny dreszcz czuła kiedy słyszała jego szept. O matko... mógłby mówić cokolwiek, ale sam sposób w jaki szeptał działał na nią pobudzająco. Lekko zacisnęła dłoń wewnątrz kieszeni chłopaka na jego ciele. - Może już znalazłam to czego szukałam.
    Ściągnęła brwi czując jak złapał ją za nadgarstek nie za bardzo rozumiejąc ten gest. No jak dziecko które coś zepsuło. Szła za nim aż do klatki schodowej, a kiedy zasłonił jej usta palcem zerknęła a niego zaskoczona. Co on kombinował? Nim jednak zdążyła zareagować on już powiedział swoje i tyle go było widać. Wyrwała za nim i choć wchodziła na każdy schodek robiła to szybciej niż on co dwa. Na zakręcie pomknęła mu pod ręką, łapiąc się balustrady i wyprzedziła go, pokazując mu język i brnąc dalej do góry, jednocześnie chcąc mu zasłonić drogę sobą, gotowa wpakować mu się nawet pod nogi. Pełne poświęcenie dla sprawy.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  161. Zachwiała się i wręcz poleciała na niego, kiedy tak się starli przy jego samochodzie. Miała usta na jego ustach jednocześnie śmiejąc się i próbując go pocałować. Mocniej objęła go za szyję. No dobrze, tę rundę do mu wygrać i nie będzie się odsuwała tak gwałtownie i tyle razy. Ale tylko dlatego, że ona też już nie chciała. To wcale nie dlatego, że nie miała jak się odsunąć, kiedy tak ją przy sobie trzymał!
    - Że co? Że niby ciężka jestem? - Rzuciła udając oburzenie, ale jakoś długo nie wytrzymała tego. Prawda była taka, że Jacky pomimo tego, że miała mięśnie więc trochę ważyła to należała raczej do drobnych dziewczyn nie mających więcej niż ledwo metr sześćdziesiąt. W zaokrągleniu, bo tak poważnie to miała metr pięćdziesiąt osiem i pół. - Ja to wiem. - Szepnęła ściskając go jeszcze raz bo gdzieś zaczynał odpływać. Miała nadzieję, że później wyciągnie od niego gdzie, jako bajkę na dobranoc.
    Jacky nigdy nie dowiedziałaby się gdzie chłopak patrzył, gdyby nie to, że nie mogła uwierzyć, że aż tak długo utrzymuje prowadzenie. Po prostu za łatwo jej szło. No albo po prostu chłopak nie był w takiej formie jak sądziła. Siłą rzeczy przeszło jej przez myśl, że to nie dobrze biorąc pod uwagę, że cały dzień nie mogła wybić sobie z głowy doszczętnego zmęczenia go i bynajmniej nie chciała by opadł na siłach już na schodach. Obróciła więc głowę by na niego spojrzeć i wówczas dojrzała gdzie patrzy. I nawet obraziłaby się, gdyby jej to tak nie schlebiało. Po za tym, w końcu wygrywała! I tak miało zostać, kiedy to nagle poczuła, że chyba fruwa!
    - No hej! To nie sprawiedliwe! - Tym razem naprawdę się oburzyła. Uderzyła go dłonią w ramię i brzuch parę razy, gdy już wchodzili. - Pff! Nie umiesz... - zaczęła, ale nie skończyła, bo nagle znów się przemieszczała. Poczuła, jak nieznacznie uderza ciałem o drzwi za sobą, a potem, jak on przyciska swoje ciało do jej. Nie była w stanie stłumić cichego jęku zadowolenia całując go w rewanżu i podciągając nogę oparła stopę o drzwi za sobą uginając ją w kolanie. Oparła jedną dłoń nad swoją głowę również przy ścianie, a drugą trzymała go za koszulę mocno, bo nie zamierzała mu pozwolić się odsunąć, jeżeli coś takiego przyjdzie mu do głowy.
    - Jeżeli sądzisz, że... - zaczęła pomiędzy pocałunkami, zaraz na powrót drapieżnie się w nie wpijając. Westchnęła między jego wargi - że tym sprawisz, że zapomnę co przed chwilą zrobiłeś... - mówiła tak nieskładnie całkowicie pochłonięta jego wargami. Instynktownie wypchnęła nieco biodra do przodu. - To się mylisz. - Wyszeptała mu do ucha, ale jakoś tak mniej wojowniczym tonem niż zamierzała. Wsunęła dłoń w jego włosy i nieco zacisnęła przeczesując je. Oj, wiedział co robi.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  162. Bała się bliskości, ale chęć tego, by być przy nim była po stokroć silniejsza. By czuć jego wargi i dłonie na sobie. Nie mogła przestać o tym myśleć, a jej ciało reagowało błyskawicznie i jakby instynktownie na to co robił. Jakby powstało dokładnie takie tylko dlatego, żeby pasować do jego dłoni i reagować na niego. I niezależnie jak głupio to brzmiało - tak właśnie się czuła. Nie wiedziała nic, nie miała doświadczenia po za książkami i filmami, nie miała planu. Robiła po prostu to, czego sama chciała doświadczyć. Oczywiście on pokazywał jej też rzeczy o których nawet by nie pomyślała a za którymi już szalała.
    Na chwilę przestała go całować odchylając głowę do tyłu i lekko wyginając plecy w łuk, kiedy czuła znów jego dłoń na udzie. Niby taki drobiazg, a ewidentnie trafił w jej punkt, bo niemal wariowała od samego tego, a co dopiero po dodaniu dłoni i warg. Zagryzła mocno swoją wargę i spróbowała spokojniej oddychać. Czuła wyraźnie rękę wsuwaną pod jej plecy i ześlizgującą się do dołu.
    - O matko. - szepnęła cicho bardziej do siebie, chociaż nie było mowy by jej nie usłyszał. Próbowała walczyć o kontrolę, ale czuła, jak przemyka się ona przez jej palce. Miała wręcz wrażenie, że jest bezczynna. Naprawdę chciała mu się za to wszystko odwdzięczyć, ale czuła, że jak się ruszy, to już całkowicie przepadnie. Ostatkiem sił jeszcze walczyła. - Tak? I co? Wybrałeś sobie... - Znów złączyła ich wargi wciąż go do siebie przyciągając - już czego... - zsunęła dłonie drapieżnie po jego klatce piersiowej i złapała za jego końce pociągając na boki i czując, jak guziki odpadają od jego ubrania a ta rozsuwa się na boki ukazując jego klatkę piersiową. - jaką chcesz... - przechyliła głowę na bok i z lubieżnością palcem przesunęła po niej, po czym wsunęła je po obu stronach na jego plecy i gdy poczuła jego biodra oraz znów dotyk na udzie - pociągnęła do dołu dłonie zostawiając po sobie czerwone ślady na jego plecach. - ...mieć nagrodę. - Już nawet nie była pewna jaki był początek tego zdania.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  163. Nie mogła oddychać, a jak na sportowca to nie powinna mieć z tym takich problemów. Otarła się o niego nieznacznie, drażniąc się z nim, choć to chyba nie był najlepszy moment na kuszenie i wycofywanie się. Już nie była w stanie ułożyć w myślach nawet jednego logicznego zdania, po za tym, że się nie cofnie. Chciała go. I to bardzo.
    Słysząc jego pomruk przy swoich wargach zaparło jej na dobre dech w piersiach i wywołało przyjemny dreszcz zadowolenia na skórze. Zamruczała w odzewie i lekko trąciła go nosem i to był ostatni delikatny gest z jej strony, bo zaraz potem mocniej wpiła się w jego wargi, jedną z dłoni wsuwając w jego włosy, by mocniej przyciągnąć go do siebie. Oddychała coraz ciężej, a kiedy zdała sobie sprawę, że znów przysuwa się do jej ucha - wiedziała, że usłyszy jego szept i już na samą myśl poczuła mocniejszy ucisk w dole brzucha. Zwariuje tu przez niego. Przymknęła oczy oddając się jego pieszczotą. Słyszała jego oddech, co tylko sprawiło, że mocniej wbiła paznokcie w dół jego pleców, a potem wsunęła opuszki nieznacznie pod pasek spodni. Przesunęła wargami po jego klatce piersiowej i zaczęła go całować namiętnie po obojczyku i może zsunęłaby się niżej, gdyby nagle to on przed nią nie zaczął się zniżać pieszcząc jej skórę. Wsunęła dłonie w jego włosy. Spojrzała mu w oczy, podczas gdy jego wargi były na jej klatce piersiowej.
    Wypuściła powietrze z płuc. Jego słowa tak dobrze na nią działały... oj, aż za dobrze, jeżeli miałaby się przyznać. Wszystko w niej wrzało i nie wiedziała jak długo wytrzyma, więc... czemu zrobiła to co zrobiła?
    - Udowodnij mi to. - Miała przejebane. - Zasady są proste. - Dodała szybko. - Najpierw powiedz, żebyś nie oszukiwał i nie mówił "tego właśnie chciałem".
    Chciała nawet spróbować go odwrócić (chociaż z góry wiedziała, że to nie przejdzie), kiedy to podniósł ją i przeniósł na komodę i zdjął jej bluzkę. Zatrzymała się na chwilę nieznacznie prężąc jakby czekała na werdykt. Miała ręce po obu stronach, ale zaraz wolno zaczęła je przesuwać - w efekcie ułożyła jedną dłoń za sobą na granicy komody a drugą między swoimi udami - również na końcu blatu i patrzyła przed siebie na niego. Wolno przysunęła się do granicy komody a dłonią, którą miała przed sobą przesunęła po swoim ramieniu, aż do włosów, które przeczesała wolno nie przestając mu się przyglądać. I to było kilka sekund, ale dla niej trwały znacznie dłużej. W sensie... nie spodziewała się po nim, że wyjdzie, bo w końcu wiedziała, że dobrze wygląda, ale dobrze było to zobaczyć w jego reakcji. Kiedy się znów do niej przysunął ułożyła mu dłonie na ramionach i rozsunęła kolana, zaciskając je na jego bokach. Dała się przybliżyć bardziej, całując go przy tym namiętnie i przygryzając jego wargi drapała go paznokciami lekko po górnej części pleców, bawiąc się.
    Jedną z dłoni przesunęła na przód na jego pasek i tam ułożyła, jakby go ostrzegała co zaraz zrobi.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  164. - Poniosła cię wyobraźnia - odparła od razu. Nie lubiła go nadal. Aż tak naćpana nie była. Aktualnie... nie przeszkadzał jej aż tak bardzo, o. Wolała nie analizować uczuć do niego, bo sama już nie wiedziała jakie one są. Zbyt wiele sprzeczności. Raz ją irytował, raz bawił. Zabił jej życie towarzyskie, uratował normalne. Był wredny, potem miły. Po prostu nie wiedziała co ma o nim myśleć, ale skoro już została w tym szpitalu dłużej, to nie chciała się zamęczać obrażaniem się na niego czy coś, skoro mogli się nawet dobrze bawić.
    Gdyby ją pocałował mógłby coś dostać... na przykład liścia w twarz, albo inny cios. Ale dobrze, że tego nie zrobił. Nie dość, że to był on, to słyszała dokładnie co jeszcze przed chwilą wychodziło z jego ust i przez ostatnie dni też to widziała. To byłby prawdopodobnie najgorszy pocałunek na świecie i to kierowany tylko wredotą. Nie, nie, i jeszcze raz nie.
    - Próbuj. Powodzenia życzę - powiedziała, jakby naprawdę nic na nią nie mógł znaleźć. W rzeczywistości mógł mieć na nią kilka haków. Tylko większość z nich była warta o wiele więcej niż dwa dolary, więc szkoda byłoby je marnować w ten sposób.
    Wzniosła oczy ku niebu (sufitowi), gdy spytał o kreskówkę. No jak on mógł jej nie znać? Toż to była ona najlepsza na świecie! Już chciała zacząć tłumaczyć zawiłą historię niebieskiego kota i jego brata ryby z nogami, jego rodziców - kota i królika, przyjaciół takich jak banan, kaktus, balon, tost... Dobra, nie byłaby mu w stanie tego wytłumaczyć, to trzeba było zobaczyć, ale chciała spróbować. Tylko, że przerwała jej pielęgniarka.
    Kiedy Scott znów się oddalił, znów się rozluźniła nieco. Pielęgniarka podeszła do niej i sprawdziła wierzchem dłoni, czy nie wzrosła jej znów temperatura. Na szczęście, zarazki Scotta jeszcze jej nie zaatakowały.
    - Skoro już chcesz tu siedzieć, to przynajmniej coś zjedz - poleciła jej pielęgniarka, przyjrzawszy się jej. Później przeszła do Scotta, któremu poświęciła więcej uwagi. Zmierzyła mu temperaturę termometrem, podała jakieś krople, herbatę ziołową, wypytała szczegółowo o zdrowie. Gdy zebrała wszystkie potrzebne informacje, kazała mu leżeć grzecznie w łóżku i zniknęła.
    - Żeby wiedzieć o co chodzi w Gumballu musiałbyś go zobaczyć. Choć nie ma gwarancji, że nawet wtedy zrozumiesz - odpowiedziała na jego wcześniejsze pytanie, mając nadzieję, że nie zwróci uwagi na to jak zachowywała się pielęgniarka, na jej słowa, ani to, że w sumie nie poświęciła Feli zbyt wiele uwagi.

    [ Nie poszalałam z nią, bo muszę wyjść i czas mi się skończył. Ale mam nadzieję, że jest ok, Scott się domyśli o co chodzi, nie? :D ]

    OdpowiedzUsuń
  165. Reagowała na wszystko co robił nie chcąc pozostać mu dłużną. Jedno było pewne - wiedział co robi. W końcu miał w tym spore doświadczenie. I tylko chwilami się zastanawiała co będzie, jak już się z nim prześpi - głównie nie miała czasu o tym myśleć, bo przebywanie w jego otoczeniu nie sprzyjało w ogóle jakimkolwiek myślom i nawet ona musiała się poddać.
    Skinęła głową na jego pytanie. Oj bardzo lubiła jego głos - coś w jego barwi i tonie sprawiało, że nogi same by się uginały, no ale wspaniałomyślnie zadbał o to, żeby się nie przewróciła. Jakby przewidział.
    - A jak miałabym ci w tym pomóc? - Spytała przełykając ślinę, bo to co mówił pobudzało jej wyobraźnię i nakręcało jeszcze bardziej. Wciągnęła gwałtowniej powietrze, kiedy poczuła jego dłoń na udzie. Odwzajemniła pocałunek, pochylając się do przodu, jakby koniecznie chciała nie pozwolić mu się odsunąć. Właściwie... dokładnie tak było. Każde zwolnienie i pauza - działało na nią wszystko.
    A kiedy poczuła jego dłoń na żebrach przymknęła tylko oczy chcąc dać mu skończyć, bo nie mogła się doczekać co zaraz nastąpi. W między czasie całowała go namiętnie po szyi i nawet zostawiła po sobie trochę trwalszy ślad tuż przy obojczyku. Zamruczała go niego.
    - Jakby wcale nie było oczywiste, co wybierzesz. - Uniosła pewna siebie brew ku górze, wsuwając jedną z dłoni pod ramiączko jej górnej części bielizny i spojrzała na niego przekomarzając się z nim i raz przesuwając ramiączko w lewo z ramienia i raz na prawo zakładając je na nowo. Popsuć mu plany? Nie dość, że za wcześniej to może mu odebrać tę satysfakcję i samej zdjąć. W sensie... zabierze też ją sobie, ale czego nie robi się dla wygranej.
    Rozpięła pasek jedną ręką, wolno i przysuwając się przy tym do niego patrzyła mu w oczy dumnie, jakby chciała mu tym powiedzieć "no i na co czekasz?".
    - Albo ty mi siebie. - Nogami objęła go w pasie, przyciągając go tym samym bardziej do siebie i wpiła się drapieżniej w jego wargi, jakby chciała oznaczyć swoje terytorium.
    I wtedy rozległ się dzwonek jej telefonu. Odsunęła się od niego niechętnie, ale zaraz na jej ustach pojawił się zadziorny uśmiech gdy powoli zsuwał dłoń po swoim ciele do kieszeni spodni, wzrokiem szukała reakcji na jego twarzy. Oczywiście telefon nie miał znaczenia, ale była ciekawa co on zrobi. Tak bardzo lubiła się z nim drażnić.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  166. No tak. Nawet za darmo chętnie dałaby mu w twarz. Ale na razie rozwaliła mu głowę i wpakowała do szpitala, może wystarczy, tych urazów fizycznych. Przynajmniej póki siedzieli zamknięci razem i jakoś się dogadywali. Wywoływał w niej sprzeczne uczucia, na przykład tym pewnym siebie uśmiechem wyjątkowo ją drażnił, ale ceniła sobie spokój. Nie widziała sensu w wywoływaniu burzy, czy obrażaniu się, gdy i tak nie przyniosłoby to żadnego efektu, ewentualnie tylko pogorszyłoby sytuację. Co innego, gdyby faktycznie ją sprowokował. Na razie jednak był grzeczny.
    Naprawdę miała nadzieję, że na nic nie zwrócił uwagi. Podobno był ledwo żywy. Gdy ona była w takim stanie, nie docierało do niej kompletnie nic. Prawdopodobnie nawet bomby wybuchającej przed nosem by nie zauważyła. Gdy pielęgniarka wyszła, jej nadzieje tak jakby się spełniły. Scott zachowywał się zupełnie normalnie, ale... nadal był Scottem. Fela nigdy nie ufała mu do końca i cały czas wolała być ostrożna. Dodatkowo nie był na tyle głupi, by w ogóle niczego nie zauważyć, więc pozostało jej po prostu uważać.
    - Naprawdę nie potrafisz leżeć spokojnie? - spytała, wywracając oczami, gdy po raz setny tego dnia naruszył jej sferę osobistą. Jego łóżko było aż tak niewygodne? Ona się prawie w ogóle nie ruszała, a ten skakał z miejsca na miejsca. I podobno to ona była zdrowsza...
    - Ostrzegam, że to nie jest bajka dla każdego. Może cię przerosnąć - powiedziała. Bez pytania wzięła od niego laptopa (skoro on się nie pytał o pozwolenie położenia się obok, to ona mogła sobie przywłaszczyć ten sprzęt na chwilę, prawda?). Po chwili wygooglowała jeden z ulubionych odcinków o tytule "Świat" i włączyła. Cóż... Nie była do końca pewna, czy spodoba się Scottowi. Humor tej bajki był dość specyficzny...

    [ To super :)
    Ano, właśnie nudziłam się, bo mi się wątki pogubiły, to trochę odpicowałam Feli wizytówkę :D I strasznie się cieszyłam, jak znalazłam ten gif dla Scotta. Może nie przypominają aż tak bardzo siebie z kart, ale i tak super pasuje, nie? :D
    Btw. obejrzyj tego Gumballa, bo tylko wtedy będziesz mogła opisać uczucia Scotta po obejrzeniu tego :D ]

    OdpowiedzUsuń
  167. Miała? Och, to ucieszyłaby się widząc o tym, bo pomimo, że jej ruchy były pewne, to chciała żeby jemu było dobrze, bo w końcu to ona miał konkurencję do pokonania w postaci jego byłych partnerek. On miał czystą kartę, a ona się trochę obawiała, żeby tego nie zepsuć i mimo wszystko gdzieś w głębi liczyła na to, że jeżeli uda jej się choć trochę dorównać tym doświadczonym poprzedniczką to chociaż przez chwilę przy niej zostanie. Próbowała więc się wyluzować i przypomnieć sobie każdy film i książkę, które mogły by jej się przydać. Przynajmniej na początku, bo zaraz jego gesty i ruchy sprawiły, że miała wrażenie, jakby nie potrzebowała 'pomocy naukowych', że wystarczy, że on ją pokieruje, jeżeli się zgubi.
    Oj było jej mało - miała ciągle wrażenie, że jest zbyt daleko i chciała tylko by był jeszcze bliżej. Trzymała go po bokach i obejmowała nogami. I gdyby nie to, że ta gra była tak przyjemna, właśnie wyszeptywałaby mu, żeby zrobił z nią co chce, byle teraz i już.
    Mimo tego, że chciała się z nim sprzeczać - gdy tylko o tym wspomniał, uniosła się do góry, by mu ułatwić zadanie. Tak bardo chciała poczuć jego dotyk... Zamruczała robiąc mu kolejną malinkę na szyi. Oczywiście, jeżeli się już uniosła to nie mogła tego nie wykorzystać! Oparła się o niego bardziej i zsunęła po nim ocierając się o niego, a zaraz potem zsunęła mu spodnie do dołu i nieznacznie się o niego otarła sobą.
    Patrzyła na niego uważnie z telefonem w jego dłoni. To ona chciała go drażnić, że go odbierze! Wzięła jego wolną dłoń i splotła ich palce.
    - Oto twoja odpowiedź - szepnęła, po czym rozplotła je i ułożyła jego dłoń na swoim ramieniu, wsuwając jego jeden palec pod ramiączko. - Chociaż kto wie. Może to bardzo, bardzo... - wyprostowała się przed nim i szeptała mu teraz do ucha. - bardzo ważny telefon.
    A następnie lekko ugryzła jego ucho i odchyliła się do tyłu na rękach by miał dokładny ogląd na jej wygięte do tyłu ciało.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  168. Wiedziała, że męczy ją dla męczenia, a nie by dostać pieniądze. Prawdopodobnie miał więcej niż ona w portfelu, więc kłótnia o głupie dwa dolary była głupia. Ale już dawno zauważyła, że jego hobby to "torturowanie" ludzi. Choć teraz, na szczęście, przyjęło to znacznie łagodniejszą formę.
    Oglądając kreskówkę Fela uśmiechała się szeroko, czasem szerzej, gdy moment wyjątkowo ją bawił. Nie sądziła by Scottowi aż tak przypadł Gumball do gustu, zwłaszcza, że jak sobie uświadomiła, był to jeden z "trudniejszych" odcinków. Chyba należało zacząć oglądanie tej bajki od innych odcinków, by mógł poznać rodzinę Gumballa i cały ten świat. A akurat w tym epizodzie akcja skupiała się na przedmiotach codziennego użytku, które normalnie były nieożywione, tak jak w normalnym świecie. Role głównych bohaterów ograniczone były do minimum. Ale już trudno. Ona to uwielbiała, Scott miał pecha. Zresztą, to tylko dziesięć minut. I to też miało bardzo dobre momenty. Parówka w mikrofalówce była mistrzem.
    W odpowiedzi na jego pytania, wzruszyła ramionami, wciąż się uśmiechając.
    - Oglądałam. Znaczy, teraz jestem na bieżąco z wszystkim odcinkami, więc tylko jak się nudzę to sobie niektóre odświeżam, bo oglądam też inne rzeczy. Ale wcześniej obejrzałam wszystko w kilka dni - przytaknęła. Nie była pewna, czy Scott podzielał jej entuzjazm, bo choć widziała jego uśmiech w niektórych momentach, to mógł to równie dobrze być uśmiech z serii "Boże, co za idiotyzm", jakim obdarzał tę bajkę jej brat za każdym razem. - Gumball to ten niebieski kot, który kopnął się w stolik. Ta pomarańczowa ryba z nogami (od "wojny" z puszkami) to Darwin, jego brat. Wielki, gruby królik to ojciec Richard. Kotka, która rozplątywała kable to matka. I jeszcze jest Anais, siostra Gumballa, ta... króliczka co dostała maskotkę pod koniec. I w sumie to o nich jest ta bajka, tylko ten odcinek jest taki... wyjątkowy - wyjaśniła mu, choć nie wiedziała, czy w ogóle się w tym wszystkim połapie. Sama na początku miała problemy.
    - Teraz ty mi pokaż co lubisz - zażądała, przesuwając laptop lekko w jego kierunku. Coś na pewno robił w internecie. W sumie była nawet ciekawa co takiego. W końcu to wiele mówiło o człowieku. No, może nie wiele, ale zawsze coś.

    OdpowiedzUsuń
  169. Uwielbiała te ich przekomarzanki. Nie mogłaby spędzać czasu z facetem, który byłby tylko słodki, pokorny i uprzejmy. I mógłby być jej wierny i oddany i tylko komplementy prawić i w oczka patrzeć, ale bez tej gry nic by nie wskórał. Jasne, ze Scottem nie mogła być pewna, ale to był jej typ. Coś jednak jest w tym, że kobiety lubią zimnych drani. Cóż... takich, którzy dla nich są inni. To był jej książę z bajki, choć na głos by tego nie powiedziała - pewnie dlatego, że na tyle głowy miała taką opcję, że jutro może się nagle okazać, że cała szkoła wie (chociaż pewnie po ich obściskiwaniu w korytarzu i tak będą plotkowali) - w innym znaczeniu wie. Od niego. O jakiś szczegółach. Albo, że się okaże, że wyrwał inną. Ale to jutro. Dziś był jej, a potem będzie się martwiła - kto wie, może jej się nie spodoba... Spojrzała mu w oczy i głębiej wciągnęła powietrze czując jak na nią naparł i jak jego dłonie przemykają po jej ciele. No dobrze, więc będzie się martwiła tym jutro i kropka.
    - Bardzo ważny. - Pokiwała głową patrząc tylko w jego oczy i kiedy odłożył telefon zamierzał dla czystej gry go podnieść, ale wtedy poczuła jego dłonie majstrujące przy zapięciu i już o niczym innym nie myślała. Zaczęła trochę szybciej oddychać, jakby w panice i wyglądała w tym momencie trochę bardziej na tę niedoświadczoną i zawstydzoną dziewicę, którą byłą przecież. I dopiero widząc jego uśmiech przepadła. Przyciągnęła się do niego i wpiła w jego wargi jeszcze bardziej żarliwie niż do tej pory, lekko ciągnąc za włosy i mocniej przesuwając palcami po plecach - jeszcze nie paznokciami.
    Odchyliła głowę, czując jak zsuw się na dół a ekscytacja sprawiała, że nie wiedziała co ze sobą zrobić. Przesunęła dłońmi po jego plecach i zsunęła je w dół na jego pośladki, a następnie w górę na łopatki. Jęknęła już nie tak cicho czując co robił z dłońmi. Było jej tak gorąco, jak jeszcze nigdy dotąd. I tak dobrze, jak nigdy przedtem.
    Objęła go nogami w pasie i uśmiechnęła zadziornie.
    - Lubisz mnie tak przemieszczać z kąt w kąt, co? Ewidentnie ci się to podoba. - Całowała go po ramieniu i wolno przesuwała się do szyi i obojczyka, mrucząc przy tym. Przygryzła jego wargę po namiętnym pocałunku i zamachała nogami, siedząc już na stole. Czuła, jak każdy mięsień jej ciała był spięty w tym momencie i chciał jego dotyku. - Plan póki co wykonany w każdym punkcie. - Szepnęła mu do ucha, nim ją odsunął. Wysunęła palec przed siebie i zaczęła go zginać w geście przywołania. Wsunęła się nieco bardziej na stół, po czym podciągnęła nogi i uklęknęła na nim przed chłopakiem, przysuwając się na powrót do krawędzi. Roznosiło ją i to bardzo. I choć raz była od niego wyższa. Oparła się swoim ciałem na nim i spojrzała w dół na jego twarz, którą teraz miał na wysokości jej obojczyka i z zadziornym uśmiechem znów złączyła ich wargi, mrucząc mu raz ciszej, a z każdym jego odzewem i reakcją nieco głośniej i bardziej jękliwi.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  170. I bardzo dobrze - wolała go jako tego niepokornego. Spojrzała głęboko w jego oczy. Bardzo niepokornego. Czasem nie potrafiła wręcz zrozumieć jak ktoś tak niebezpieczny sprawiał, że czuła się tak bezpiecznie. Mogła się z nim szarpać w błocie, albo nienawidzić na środku placu szkolnego a i tak czuła się jak objęta zaklęciem ochronnym.
    Przesunęła dłońmi po jego włosach, zaczesując je do tyłu. Podobały jej się te rozczochrane kudły. Nadal patrzyła na niego z góry. Czując co robi z jej dolną bielizną dla czystej przekory i najwyraźniej przedłużenia swojego oczekiwania rozsunęła kolana na stole przez co materiał niżej by się nie zsunął. A walczyła przy tym sama ze sobą, bo z chwili na chwilę stawała się coraz bardziej gwałtowna, drżała już lekko i zdecydowanie traciła cierpliwość. Rozpalał ją tak bardzo, że ledwo wytrzymywała.
    - Więc musisz koniecznie oprowadzić mnie po każdym kąciku? - Zapytała z zawadiackim uśmiechem między pocałunkami. - To jakie jeszcze miejsca nam zostały na dziś w programie? - Usiadła na nogach na chwilę, by być niżej i przesunęła palcami po jego mięśniach brzucha do góry, przez całą klatkę piersiową, a następnie do dołu. Dużo niżej, bo w pewnym momencie aż ud dotknęła. Zatrzymała tam dłoń i zbliżyła usta do jego skóry nieco poniżej mostka i bardzo powoli "szła" pocałunkami do góry i w tym samym momencie i jej dłoń tam podążała. Kiedy dotarła do obojczyka, przesunęła po nim językiem i ponownie zaczęła się zsuwać na dół, a później znów do góry, podnosząc się do poprzedniej pozycji wędrowała ustami po jego żuchwie, paznokcie drugiej nieznacznie wbijając w jego plecy. - Nieczęsto, mówisz? Chciałbyś częściej? - Spytała w tym amoku uczuć i gorąca nawet nie zastanawiając się nad tym, że właściwie spytała go właśnie czy to powtórzą, tak bardzo czuła się napalona przez niego! W sumie pytanie chyba nie było fair, bo co on miał odpowiedzieć w takim momencie? Wtedy mężczyźni najczęściej kłamią i chyba nawet nie ma co się dziwić.
    Uwielbiała ten jego zachłanny dotyk i to jak doskonale wiedział która jej część ciała najbardziej go teraz chce. Od jego mruczenia znów przeszedł ją przyjemny dreszcz biegnący zdecydowanie z góry na dół, aż zachłysnęła się powietrzem.
    - Zaskocz mnie i pokaż co potrafisz. - Rzuciła mu ewidentne wyzwanie. I tego zresztą chciała, bo już miła wrażenie, że zaraz słychać ją będzie bardzo dobrze, na bardzo dużą odległość. Cóż, dobrze że nie wybrali więc szkoły ani samochodu.
    Cóż, on też mu dała taki znaczek (ba! nie jeden!) i skłamałaby mówiąc, że z innych powodów. Zagryzła wargę z zadowoleniem.
    - Podpisane Scott tu był? - Musiała. No musiała to powiedzieć. Zaśmiała się.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  171. Mało rzeczy w życiu miało sens, więc tym bardziej głupia kreskówka nie musiała go posiadać. Jej celem było dostarczać rozrywkę i według Feli sprawdzała się w tym doskonale. Wiadomo, nie wszystko bawi wszystkich, ale akurat to był gust Felicity. Inni mogli świetnie się bawić oglądając... wiadomości? bilard? modę na sukces? Ona miała za to Gumballa.
    - O nie! Ta cała sprawa jest wyjaśniona. W najnowszych odcinkach. Bo Darwin jest... hm... tak jakby adoptowany. Kupili go w sklepie dla rybek, zaprzyjaźnił się z Gumballem, a później braterska miłość sprawiła, że wyrosły mu nogi... Długa i skomplikowana historia - zaczęła mówić z entuzjazmem, jednak na koniec już tylko machnęła ręką, orientując się, że nie ma szans, by mu to opowiedziała. Musieliby poświęcić bajce dwadzieścia minut, bo dzieciństwo bohaterów zajęło aż dwa odcinki.
    Skrzywiła się, słysząc o meczach. Nie, akurat mecze wiedziała jak wyglądają. I ani trochę ją nie ciekawiły. Później jednak zaczął mówić o Scooby Doo, więc temat stał się jej nieco bliższy. To przynajmniej znała i nawet oglądała, choć fanką nie była.
    - Znam ze słyszenia, widziałam kilka odcinków, ale nie wiem czy te oryginalne. Jak byłam mała nie miałam kablówki, więc znałam tylko wieczorynki - odpowiedziała. - Kiedyś to nawet lubiłam, ale teraz mnie nudzi. Zawsze jest ten sam schemat. I jakim cudem po tylu razach oni wciąż wierzą w duchy i się ich boją? Nie dotarło do nich, że najpierw warto rozważyć rozsądne opcje, takie jak przebieraniec? - rozwinęła temat, kręcąc głową nad "głupotą" głównych bohaterów. Wolała nieprzewidywalne scenariusze.
    Nie zwróciła uwagi na to, że jego młodszy brat był za młody na oglądanie tej bajki, bo nie znała dat. Bardziej przykuło jej uwagę to jak zabłyszczały oczy Scotta i jak się uśmiechnął, gdy wspominał o nim. Co prawda mogła to być również reakcja na myśli o dzieciństwie, ale... Sama nie wiedziała. Coś w tym wszystkim było nie tak.

    [ Jeszcze nie miałam wątku, w którym pisałabym tyle o kreskówkach :D ]

    OdpowiedzUsuń
  172. Ona też stawała się niecierpliwiona, czując ten jego palący dotyk na sobie nie potrafiła już nad sobą panować. Całowała go po szyi, zarzucając włosami, przyciągała się do niego i nie chciała go puszczać. Łapała łapczywie powietrze.
    Przytaknęła na jego taką odpowiedź - jakby teraz i tak mogła dużo z siebie wykrztusić. Nie mogła! Myślała tylko o tym co on zaraz z nią zrobi i że chyba nie wytrzyma tego czekania. Podsunęła się do niego bliżej i zamruczała mu do ucha, ocierając się o niego. Tak bardzo nie potrafiła mu powiedzieć jak bardzo ona jest na skraju.
    - Jeśli tak? Bardzo dużo. - Powiedziała tym obiecującym tonem z dłońmi po jego bokach. Zsuwała wolno ostatni materiał w dół i wzrokiem przesuwała po nim. Lekko przesunęła językiem po wargach, zaraz kierując wzrok na jego oczy by wyraźnie mógł dostrzec pożądanie w jej oczach. - A jakbyś powiedział? - Spytała autentycznie ciekawa. Uwielbiała jego głos, a mówiący o niej w taki sposób podobał jej się jeszcze bardziej.
    Była zauroczona tym, że w tym amoku pamiętał, że nie lubiła łóżek i kiedy już ją położył walkę szybko odpuściła, by móc się z nim zgrać w jedno i czuć tę błogą satysfakcję w całym ciele. Tę ulgę i przyjemność. Było jej tak dobrze i przyjemnie, że faktycznie była głośna i chciała wiele, pragnąc go tak bardzo.
    Aż w końcu opadła z sił przy jego boku, oddychając jak po dobrym treningu. Całe jej ciało unosiło się i opadało szybko i rytmicznie. A słysząc jego słowa, przysunęła się do niego, przekładając nogę przez jego bok na drugi. Sięgnęła wargami jego ust i pocałowała go mocno, ale wolno i dokładnie. W tym samym spokojnym tempie wsunęła się całkowicie na niego i leżąc tak sunęła się po jego ciele nieco w dół mając na celu to by się o niego wyraziście otrzeć. Ucałowała jego klatkę piersiową i w taki sam sposób zaczęła się o niego ocierać podciągając się do góry. Spojrzała mu w oczy.
    - I vice versa. Ty też jesteś już mój.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  173. No ona wiedziała, że określenia nie będą przyzwoite, ale to jej nie przeszkadzało. To że przedmiotowe w obecnej chwili też nie miało dużego znaczeni. Po za tym podobało jej się, że to zrobił. To nieco sprawiło, że nawet zaczęła się zastanawiać, że może jednak nie jest dla niego panną na jedną noc? No bo chyba nie robił tak z innymi, pokazując, że każdy inny facet ma się trzymać od nich z daleka. Ani też ona nie znalazła śladów po innych - oczywiście wyjaśnień mogło być dużo, bo mógł im na to nie pozwalać (a był w stanie, bo już poznała jego samokontrolę), ale mogły już zniknąć, albo tamte kobiety nie chciały ich robić.
    Słysząc co mówił czuła tylko narastające pożądanie.
    - Coś ty taki grzeczny? - I to były jej ostatnie słowa, bo później faktycznie zupełnie zapomniała jak się mówi. Krzyczała, wiła się pod nim, wbiła palce w jego plecy i w kocyk. Jej jęki i pokrzykiwania było słychać chyba wszędzie w okolicy - co on z nią robił... Nie liczyła czasu, nie obchodziło ją nic tylko ich ruchy. Tej nocy próbowała wielu nowych rzeczy.
    Tym bardziej, że zależało jej też na tym, by jego wymęczyć tak bardzo, jak jeszcze nigdy dotąd. W końcu jego jako eksperta zadowolić było trudniej i zajmowało to dłużej - chciała mu pokazać, że umie to robić. Dlatego też nie potrafiła sobie odpuścić. Chciała by i on zapamiętał tę noc. By nie miał siły na nic - wtedy zresztą przyjemniej się spało.
    - Jak bardzo? - Wzięła jego dłoń i pokazała mu, po czym zwinęła ją w pięść i powoli zaczęła liczyć. - Raz. - Wskazała mu na jedną malinkę i rozprostowała jeden jego palec. - Dwa. - zrobiła to samo. - Trzy... Cztery... Pięć... - Od tego momentu po każdej następnej cyfrze całowała go lekko w usta. A miała co liczyć.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  174. Czy on nawet na ilość znaczków chciał się z nią ścigać? Dobrze, że wiedziała jak odwrócić jego myśli od tego. Uwielbiała fakt, jak się dopełniali. Trącił lekko jego nos.
    - Sześć... - Musnęła jego usta, przesuwając palcem po zaczerwienieniu po lewej stronie szyi. - Siedem... - Chwyciła jego dolną wargę między swoje. - Wskazała to na jego ramieniu. - Osiem... - I to by był koniec liczenia, bo nagle ten chłopak pod nią leżący wziął sprawy w swoje ręce. - A już kończyłam liczyć te powyżej obojczyka. - Odparła dumnie, choć sama nie spodziewała się, że tyle ich było. No ładnie. Miała nadzieję, że mimo wszystko mu to odpowiadało. Spojrzała ostrożnie na niego, czując jak przesuwa dłońmi po jej plecach. Ciekawiło ją też co będzie jak chłopak pójdzie się przebierać na trening.
    Kiedy odkładał głowę, podłożyła swoją rękę pod nią nadal mu się przyglądając, po czym sięgnęła do jego łóżka i pociągnęła za kołdrę, licząc że spadnie też poduszka, którą mu podała. Ona natomiast wyprostowała się, siadając na nim okrakiem.
    - A jak długo ja będę twoja? - Lekko oblizała wargi i patrzyła na niego. Odruchowo w pewnego rodzaju niepewności i strachu, mocniej ścisnęła kolana.

    Jack

    OdpowiedzUsuń
  175. Że jak? On by jej powiedział, że ma coś przeciwko niej, a ona i tak by się na niego rzuciła?
    Patrzyła na niego uważnie. Tak bardzo zależało jej na tym i na nim i żeby jemu było dobrze. I tak bardzo odsuwała od siebie myśl na temat tego co będzie potem. A jednak pod wpływem emocji wszystko się wydaje i wszystko się powie.
    Cóż. To ona też tak może. Może go jeszcze przekonać, że wcale naiwnie nie wierzyła w... nic. Że po prostu chciała miło spędzić ten wieczór.
    - Tak? To dziewczyna zawsze podejmuje decyzję jak długo to trwa? - Przymknęła oczy czując jego dotyk i w tym momencie ją wręcz bolał. Uśmiechnęła się. - Dobre wiedzieć. Rozważę to, rozważę. - Tylko dlatego, że tak jej się podobał i tak pospolity jej się właśnie wydał. Ile dziewczyn tak głaskał, ilu pozwalał spać, ilu mówił, że poczeka i film obejrzą, i wreszcie to czym ją dziś w pewien sposób urzekł - ile tak obejmował, ile niósł w taki sposób nie lubieżny, a jak księżniczkę? Bo wcześniej tego dnia chciała mu o tym wspomnieć, że pewnie dużo podnosi i opiera o ściany, ale zanim zdążyła on wziął ją na ręce tak, jak zdawało jej się - mógł żadnej wcześniej nie podnosić.
    Podniosła się i wciągnęła przez głowę jakąś jego bluzkę leżącą najbliżej, po czym zaczęła zbierać swoje rzeczy i poszła do łazienki - zamykając się w niej. Stanęła przed lustrem i otarła twarz, po czym weszła pod prysznic próbując się uspokoić. Bo będzie musiała stąd wyjść, pocałować go czule, powiedzieć że było miło i muszą to kiedyś powtórzyć i wyjść stąd. I jeszcze wrócić do domu. Otarła oczy.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  176. Prawda była taka, że ten jeden krótki dialog sprawił, że nie spędzi tu tej nocy, bo pomimo, że zaczęła go kusić - opadała przez niego z sił. Całkowicie i prawie usypiała. I prawdopodobnie pomyślałaby, że wstanie, ale już do czynu by nie doszło.
    Zamiast tego stała pod prysznicem. On nie był pospolity - był unikatowy. Bardzo. Ale obawiała się, że to jak ją traktował było pospolite. Nie spieszył się, bo wcale nie chciała wychodzić. Dobrze jej tu było - naprawdę dobrze. Tylko duma nie pozwoliła jej na to.
    Nie spodziewała się go zobaczyć jak wyjdzie. Sądziła, że będzie spał już. Zacisnęła zęby, a więc przedstawienie czas zacząć. Podeszła do niego i stanęła między jego nogami blisko niego, choć odruchy kazały jej się cofnąć, co było całkiem zabawne, biorąc pod uwagę jak blisko przed chwilą siebie byli. Oparła się instynktowi, obejmując go za kark.
    - A ty co? Myślałam, że będziesz padnięty. Czyżbyś się wcale nie zmęczył? - Uśmiechnęła się do niego. Czuła lekkie zwroty głowy i niemal usypiała na stojąco. Po prostu ją wykończył.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  177. Woda kapała jej z włosów, a jej było zimno, więc schowała część dumy do kieszeni i dała się mocniej przyciągnąć, przylegając do niego. Nie. To była wymówka. Chciała być blisko niego przez jeszcze jedną chwilę, bo bała się, że to już się nie powtórzy, że będzie musiała oglądać inne w jego objęciach.
    - Mógłbyś... - zaczęła, ale nie miała odwagi powiedzieć zdania do końca. Nie miał powodu, by się zgadzać, nie miała prawa go prosić. Westchnęła tylko i dobrała słowa tak, by wyglądało, że właśnie to chciała powiedzieć od samego początku. - ...iść spać, a ja się przejdę. Co złego może mi się stać? - Dodała z lekkim uśmiechem i odsunęła się od niego i właśnie wtedy poczuła, że w ogóle osuwa się na ziemię. Próbowała złapać blatu, ale ręka nie chciała jej utrzymać i zgięła się w pół, a dziewczyna poleciała na ziemię. Straciła przytomność tylko na parę sekund - zaraz zaczęła mrugać lekko i kręcić się.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  178. Mrugała, dopóki obraz przed jej oczami nie stał się wyraźny. Spojrzała w jego oczy i na lekko przerażoną twarz. Zaśmiała się dość słabo.
    - Wyglądasz, jakbyś ducha zobaczył. - Mruknęła cicho, ale zaraz sobie przypomniała czemu miała iść i zaczęła się podnosić. I pewnie by to robiła i znów upadła gdyby jej nie powstrzymał. Spojrzała na niego, a kiedy wziął ją na ręce przylgnęła do jego nagiej klatki piersiowej wtulając się jak najbardziej mogła. Wciągnęła w płuca jego zapach. - To pewnie dlatego, że od wczoraj nic nie jadłam. Nie miałam czasu, a potem jeszcze... - Zawahała się. - ...my. - Oj, oni zdecydowanie byli głównym powodem jej omdlenia,a wiedziała to, bo nie pierwszy raz zapominała o jedzeniu - Dam sobie radę, mogę wracać. Zara mi przejdzie. - A mimo to z miejsca się nie ruszyła czekając na niego. Uśmiechnęła się lekko widząc ręcznik. I fakt, że przełożył kołdrę i poduszkę na ziemię. Dla niej. Poprawiła sobie ręcznik patrząc na niego.
    - A co jak ci jakaś kobieta przyjdzie z rana? - Spuściła wzrok na swoje kolana.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  179. [Również witam się cieplutko i bardzo dziękuję za miłe słowa :) Chęci jak najbardziej zawsze są, zwłaszcza że pan u góry jest zdecydowanie ciekawy, jednak jeśli chodzi o pomysły to już trochę gorzej. Dlatego też nad kreacją wątku możemy pomyśleć wspólnie, jeśli tylko masz ochotę :) No, chyba że jakiś gotowy pomysł już masz to śmiało możesz się podzielić :)
    A co do fragmentu, to dziękuję bardzo — sama też go uwielbiam odkąd go napisałam, bo idealnie odzwierciedla takie sytuacje, w jakich znalazła się Colette.]
    Colette Chatier

    OdpowiedzUsuń
  180. [Pomysł świetny! :) Co prawda, Colette w życiu nie miałaby odwagi zrobić nic podobnego, bo to zdecydowanie dziewczę, które unika sporów i woli trzymać się z dala od sytuacji mogących sprowadzić na nią kłopoty — co jak co, ale jest na stypendium i nie chciałaby go stracić przez głupie żarty czy wygłupy. Ale! Wpadłam na pomysł, żeby wpakować ją w tą sytuację mimo woli. Ot, ktoś chciał rzucić w Scotta skórką po bananie/mandarynce/czymkolwiek, ale nie trafił. Na nieszczęście owe coś spadło pod nogi idącej z jedzeniem Colette, która się poślizgnęła i cała tacka z jedzeniem wylądowała na chłopaku. No, i by się zaczęło.
    Czy jakoś w ten deseń. Jeśli Ci nie pasuje, to zmieniaj albo pisz, to będę myśleć dalej :)]
    Colette

    OdpowiedzUsuń
  181. Nadal czuła lekkie zawroty głowy, ale już powoli przechodziły. Przynajmniej póki była w jednym miejscu. A on? Wyglądał tak uroczo gdy się w nią wpatrywał, jakby nie zamierzał jej stracić z oczu ani na chwilkę.
    - Jakbym była duchem, to bym przychodziła cię nawiedzać. Uważasz, że to co robiliśmy to nawiedzanie? - Uśmiechnęła się zadziornie. Objęła nogami kolana i patrzyła po prostu na niego.
    Ona by mu się nie przyznała na głos, ale też sądziła, że to wina tego co z nią robił. Bosh... tak bardo chciała z nim zostać i mieć pewność, że to nie był ich ostatni raz. - No tak, tobie nic nie jest. - Westchnęła. Czuła się jak skończona kretynka. No jakby nie mogła sobie omdleć za drzwiami, jakby nie widział. Nawet po schodach by mogła spaść, ale nie! A była wytrzymała, sądziła, że nie wiele mniej niż on... Potarła dłonią ramię. No inne mu nie omdlewały. Westchnęła cicho.
    Słuchała co mówił, nie bardzo wiedząc jak to interpretować. Oczywiście wybierze najczarniejszą dla siebie wersję, bo jakby to inaczej mogło być.
    Przymknęła oczy, ale nie odwzajemniła jego gestu. Nie dlatego, że jej się nie podobał - wręcz przeciwnie. Po prostu chciała poczuć ten nacisk, lekkie pociągnięcie, ciepło oddechu. Jakby była śpiącą królewną właśnie budzoną przez księcia. Uśmiechnęła się lekko, by sobie nie pomyślał, że jej się nie podobało. Podobało, a po jego dotyku wciąż czuła jak jej twarz płonęła. Nie wiedziała jak to robił - po prostu robił. Tak samo jak powiedział, że jest jego - czuła wtedy dreszcze na całym ciele i euforię przepływającą przez zmęczone ciało, a jeszcze z tym wzrokiem... Przepadła i teraz nawet jak próbowała być zła i smutna i wyjść to nie mogła przestać go całować.
    - No tak. Nie w domu, to złapie cię w szkole w jakiejś opuszczonej sali. Albo w samochodzie gdzieś na uboczu.
    Chciała się podnieść, ale właśnie wtedy powiedział, że jej nie puści. Pochyliła się do niego i musnęła jego policzek.
    - Chcę tylko pójść po wodę, dobrze?

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  182. Zaśmiała się głośno.
    - To na pewno. Musieli mieć niezłą rozrywkę. - Uśmiechnęła się do niego zadziornie, po czym podniosła wzrok na jego oczy. - Mam jutro zajęcia godzinę przed twoimi, nie wiem jak stąd miała bym dojechać. I dopiero co się ubrałam, choć jak sądzę, zmienienie tego akurat to dla ciebie czysta przyjemność. - Zsunęła bluzkę tak, by widać było jej ramię i przysunęła do niego policzek patrząc na niego na wpół przytomnie, choć próbowała by to choć trochę kusiło.
    Kiedy wróciła z wodą upijała właśnie kolejny łyk patrząc na okno. Podeszła do niego i oparła dłonie. Mogłaby wyskoczyć. Spojrzała na chłopaka przez ramię i położyła się przy nim na chwilę. Musiała iść mimo, że wręcz nie zachowywał aż takiej staranności wsuwając dłoń do jego kieszeni w poszukiwaniu kluczy. Chwyciła za nie, wciąż wtulona w niego i coraz mocniej zaspana.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  183. W kuchni pijąc wodę jeszcze zastanawiała się nad jego słowami - możliwe, by faktycznie chodziło mu o to, że chce jej, a nie innych? Oparła szklankę o swoje wargi i zmrużyła oczy. Może to tylko chwilowe? Była już tak zmęczona tą niewiedzą i tym odmawianiem mu by zostać i kontrolowaniem się. Po co ona to robiła?
    Teraz będąc przy nim i szukając kluczy głównie skupił się na jego zapachu i normującym się oddechu. A potem ją złapał. Jak w pułapkę. Wierciła się tylko chwilę, bo zaraz jej oczy nie wytrzymały i zasnęła przy nim wtulona i odprężona. I wymamrotała tylko.
    - Mój książę z bajki. - Pocierając nosem o jego szyję.
    Tej nocy nie śniła. Była na to stanowczo zbyt zmęczona.

    [wybacz, że ci ranek zostawiłam, ale nie zdążę na autobus xddd]
    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  184. "WTF?" było odpowiednią reakcją na większość wydarzeń przedstawionych w tej kreskówce. Nawet po obejrzeniu wszystkich odcinków, wciąż szukało się w tym logiki, której raczej nie było tam zbyt wiele. I to właśnie było piękne i Fela to uwielbiała, nawet jeśli po wszystkim miała jednego wielkiego mindfucka.
    Wysłuchała jego argumentów, jednak wciąż nie była przekonana do Scobby'ego Doo. Może dlatego, że ta bajka faktycznie była skierowana dla dzieci, robiona z myślą o dzieciach, głównie chyba chłopców. Przez chwilę o tym wszystkim myślała, aż w końcu znów otworzyła usta.
    - Wiesz co by było super? Jakby wypuścili jeden odcinek, w którym pojawia się prawdziwy duch lub potwór. To by było coś, gdyby spróbowali ściągnąć maskę, a tam co? Nie ma żadnej maski! I jeszcze jakby to coś uciekło. Umarliby wszyscy ze strachu! - powiedziała z entuzjazmem. Ten odcinek by zobaczyła. Przynajmniej byłoby tam coś naprawdę zaskakującego. Albo gdyby jedna z głównych postaci zginęła. To też by wszystkich zdziwiło, choć niekoniecznie miałoby dobry wpływ na dalsze losy bajki. Zazwyczaj utrata głównych bohaterów i zastępowanie ich innymi nie przynosiła nic dobrego produkcji. Chyba, że chodziło o Grę o Tron, ale to była zupełnie inna sprawa.
    - Sam tego chciałeś - rzuciła, zabierając mu laptopa i wyszukując najnowsze dwa odcinki pod tytułem "Początki". Fela mogła oglądać Gumballa cały dzień. I w sumie kiedyś faktycznie tak zrobiła. Ale to nie ważne.
    Ledwo odpaliła odcinek, a drzwi znowu się otwarły. Felicity poruszyła się, jakby chciała zepchnąć Scotta z łóżka, by ich razem nie przyłapano (jeszcze ktoś pomyśli, że się lubią!). Pielęgniarka tym razem jednak jedynie wywróciła oczami, mrucząc pod nosem "młodzi". Postawiła tackę z jedzeniem na stoliku obok łóżka dziewczyny.
    - Zjedz to, żebyś nie zemdlała. A ty, skoro w ogóle nie słuchasz, to przynajmniej wypij herbatę - powiedziała trochę ostro, ale równocześnie przyjaźnie. Chwilę później zniknęła, a Fela zerknęła na jedzenie. Planowała udawać dalej chorą i wymiotującą, ale na widok posiłku aż zaburczało jej w żołądku. Wzięła kanapkę do ręki i włączyła ponownie kreskówkę.
    - Trzymaj. Tylko nie zwróć niczego na mnie - podała Scottowi herbatę ziołową.

    OdpowiedzUsuń
  185. Dwa dni temu odbył się mecz, który sprawił, że bolały ją wszystkie mięśnie i spała bardzo długo i spokojnie by się zregenerować. Dziś mijała druga noc z rzędu, kiedy nie śniło jej się nic. Kiedy było jej tak dobrze. Od dziś chyba już zawsze będzie się męczyć aż do omdlenia, byle tylko koszmary nie powróciły. Pomimo, że dziewczyna uwielbiała trenować do utraty sił - zdecydowanie wieczorne... ćwiczenia ze Scottem były najprzyjemniejsze. I jeszcze ten jego uspokajający dotyk. I zapach. Uwielbiała jego zapach.
    Wolno kręciła głową przez chwilę nie wiedząc gdzie jest. Kiedy powoli wszystko z wczoraj do niej wracało, aż serce jej podskoczyło. Uniosła się na ramionach i spojrzała na niego.
    - Nic ci nie jest? Nie jesteś podrapany ani poobijany? - Zasłoniła dłonią usta patrząc na niego. O matko! Zasnęła przy nim! Już pomijając kwestie, że w ogóle jej organizm jej pozwolił, ale czy ona mu w nocy krzywdy nie robiła.
    A jeszcze chwilę temu czuła się tak błogo i spokojnie. Teraz znów była spięta. Żeby tylko nic mu nie było.
    Ciekawe swoją drogą, czy zrozumie o czym ona mówi, bo biorąc pod uwagę jak agresywna była wczoraj, to mógł myśleć, że mówi o tym.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  186. Tego się nie spodziewała. Ale nie była znawczynią, widziała zaledwie kilka odcinków, więc nie zamierzała się kłócić. Pewnie później spróbuje znaleźć informacje na ten temat w internecie. Wtedy może mu wypomni, że jednak się mylił. Albo przemilczy fakt, że to sprawdzała, gdyby okazało się, że ma rację.
    Nie zazdrościła pielęgniarkom konieczności radzenia sobie ze Scottem. Był upierdliwym pacjentem, który miał wszystkie ich polecenia gdzieś. A przecież nie mówiły tego wszystkiego na złość mu, tylko dlatego, że chciały dobrze, albo że musiały.
    Skupiła się na odcinku. Nie był on w jej "top 5", ale jak każdy dawał radę. I miło było poznać młodość Gumballa i Darwina. Zwłaszcza Darwina, bo jego pochodzenie było wcześniej dwojako tłumaczone: albo właśnie ryby z nogami, albo odwróconej syrenki (wywołane to było pewną grą planszową, ale to już znowu inny, skomplikowany odcinek). Poza tym epizod był zabawny, a braterska miłość strasznie rozczulająca.
    Kiedy pojawiły się napisy, była pewna, że Scott nawiąże do tego co właśnie widzieli. Zamiast tego zaczął się na nią gapić. Nie lubiła jak ktoś się na nią gapił. Dodatkowo gapienie się Scotta nie wróżyło niczego dobrego.
    Gdy padły jego słowa, zawahała się dość mocno. Uśpienie jej czujności udało mu się doskonale. Naprawdę miała nadzieję, że chłopak nie zwróci na to wszystko uwagi. Poza tym dzięki bajce o tym zapomniała. A jednak. Przeklinając w myślach, przyjęła obojętną minę, zerknęła na niego.
    - Nie schlebiaj sobie - prychnęła. - Zostałam, bo jeszcze rano się źle czułam... I czekam na wyniki badań - wyjaśniła mu, tonem jakby to było oczywiste, gdy po kilku sekundach udało się jej wymyślić jakieś kłamstwo. Przecież nie mogła mu powiedzieć prawdy. Zwłaszcza, że sama nie wiedziała dlaczego tutaj została i dlaczego zrobiła dla niego coś miłego. Wciąż go przecież nie lubiła. Zaprzeczanie było o wiele wygodniejszą opcją.

    OdpowiedzUsuń
  187. Fela nie narzekałaby gdyby jej życie pod tym względem było nudniejsze. Akurat Scott nie wniósł do niego zbyt wiele dobrego i to jego "urozmaicanie" mu czasu w większości ją drażniło, raniło i w ogóle źle na nią wpływało. Nawet jeśli teraz jakoś się dogadywali i w sumie fajnie było porozmawiać o kreskówkach to i tak nie naprawiało to wszystkiego. Nie wiedziała jak z innymi, ale ona nie obraziłaby się gdyby nigdy się nie spotkali.
    Wywróciła oczami zirytowana, słysząc jego słowa. Po cholerę się jej znów uczepił? Została to została. Powinien się cieszyć, że to zrobiła, a nie jeszcze ją męczyć.
    - Mnie o to nie pytaj. Nie jestem pielęgniarką, ani lekarzem - powiedziała trochę na niego zła. Nie potrafiła zbyt dobrze wymyślać na poczekaniu. Gdy ktoś nie był uważny, mogła zmyślać. Jednak w tym przypadku, gdy Scott uważnie ją obserwował, była bez szans. Mimo to nie zamierzała tak po prostu powiedzieć mu prawdy.
    Kiedy wspomniał o batonie, tylko się uśmiechnęła i pokręciła głową z niedowierzaniem. Nie sądziła, że do tego wróci i to przy tej rozmowie. Niby chodziło o głupie dwa dolary, ale nie chciała mu dać wygrać w tej kwestii. Nawet jeśli ten spór był idiotyczny.
    - Możesz sobie myśleć o czym chcesz i co chcesz, mało mnie to obchodzi. Co możesz z tymi rozmyślaniami zrobić? Zostałam, bo zostałam, i tyle. Nie zmarnuję na ciebie dwóch dolarów - odpowiedziała, czując coraz większą złość na dźwięk słowa "sweetheart" i widok jego uśmieszku. Naprawdę tego nienawidziła.
    Nie chciała dać mu się zaszantażować, bo i tak nic by to nie dało. Wciąż by o tym myślał, wciąż miałby na nią "haka". Dając mu pieniądze, dodatkowo tylko przyznałaby się do "winy". Niech robi co chce. W końcu wcale nie musiała go znosić. Mogła się wypisać nawet w tym momencie. On siedziałby tu zamknięty, a ona miałaby święty spokój. Dlatego zamiast próbować z nią pogrywać, powinien być jej zwyczajnie wdzięczny.

    OdpowiedzUsuń
  188. Jej zachowanie nie wiązało się tylko z tym, że nie uważała, że realny świat nie ma nic do zaoferowania. Chodziło też o przerażenie jakie w niej on budził. Bała się zmierzyć z rzeczywistością, bo zwyczajnie się bała. Dorosłość, wybory, konsekwencje - to było dla niej za dużo. Iluzja była o wiele łatwiejsza, choć niezdrowa.
    Jeśli zaś chodzi o jej postrzeganie Scotta, to chyba nikt na jej miejscu nie pałałby do niego miłością. Dostrzegała niektóre jego dobre cechy, ale po tym wszystkim czego przy nim doświadczyła, tych złych nazbierało się dużo więcej. Nawet jeśli jego towarzystwo momentami było faktycznie lepsze od żadnego, to nie potrafiła czuć wobec niego czystej wdzięczności. Te pozytywne uczucia wciąż mieszały się z negatywnymi.
    Oczywiście, że miał rację. Nie została tu dla siebie, tylko dla niego. Bóg jeden wie dlaczego. Dobra, dlatego, że jednak ją uratował. I po tym jak ją ośmieszył, nie zachowywał się jednak jak kompletny dupek. I miał przebłyski, że był nawet w porządku. I choć bardzo tego chciała, mimo wszystko, nie był jej całkowicie obojętny. Los ich jakoś połączył i łączył dalej, więc nie mogła wypierać tego, że Scott zajął jakąś pozycję w jej życiu. Nieokreśloną, ale zajął.
    - Każdy ma swoją prawdę - odpowiedziała tylko. Jakże dyplomatycznie. Bo co mu miała więcej powiedzieć? Pewnie by chciał usłyszeć, że ma rację, że została dla niego i w ogóle tak naprawdę w głębi ducha go uwielbia. Ale to też by nie była prawda. Została dla niego, jednak nie potrafiła sensownie tego wytłumaczyć. Równie dobrze można było stwierdzić, że została dla siebie, by nie czuć się winną porzucenia idioty, który uratował jej życie. Wszystko zależało od punktu widzenia.
    Kiedy znów zaczął mówić o pieniądzach, odetchnęła głośno i spojrzała w sufit, prosząc o siły. Irytował ją coraz bardziej. Może nie miała aż tak wielu powodów ku temu, w końcu tylko rozmawiali, ale zbyt wiele w niej siedziało, a ta znajomość powodowała u niej zbyt duży mętlik.
    - Oboje wiemy, że wcale nam nie chodzi o te głupie dwa dolary - zauważyła, wbijając sobie lekko paznokcie w udo i patrząc przed siebie. Dopiero po chwili odwróciła głowę w jego stronę. - Wiesz dlaczego nie chcę Ci ich dać? Bo na każdym kroku robisz wszystko żeby pokazać mi, że jesteś lepszy ode mnie, sprytniejszy i że nie ważne co, zawsze ze mną wygrasz. Nawet gdy próbuję zrobić coś miłego dla ciebie, musisz mnie zamęczać, by wydusić ze mnie prawdę - powiedziała ze złością. Wyszła z łóżka i zaczęła wrzucać rzeczy do swojej torby. Niech sobie gnije tu sam. Może reagowała zbyt emocjonalnie, ale Scott już wystarczająco zszarpał jej nerwy. Nie miała ochoty na powtórkę z rozrywki.

    OdpowiedzUsuń
  189. Patrzyła na niego w oczekiwaniu na słowa, jak na wyrok. Już nigdy, nigdy, NIGDY więcej tego nie robi. Jak ona mogła to zrobić? Nie czuła, żadnych nowych ran na własnym ciele, więc raczej obstawiała najgorsze - musiała się wyżyć na nim. Próbowała sobie przypomnieć co jej się śniło, ale nic nie przychodziło jej do głowy. To był całkiem dobry znak, ale raczej nie uniewinnienie.
    Kiedy usłyszała, że był podrapany, w ogóle nie pomyślała o wczorajszej nocy. Momentalnie usiadła na kolanach i zaczęła mu się przyglądać - a fakt, że nie miał koszulki, znacznie to ułatwił. Nie widząc za wiele z przodu pociągnęła go za rękę i obróciła na plecy. Miał je całkiem porządnie zarysowane - ciągnące się na całej długości. Znów zakryła dłonią usta, dając mu wrócić do poprzedniej pozycji.
    Kiedy ją pocałował, przylgnęła do jego warg, jakby zrobiła coś bardzo złego, a on postanowił jej wybaczyć. Ułożyła dłonie na jego szyi i przeciągnęła pocałunek nieco dłużej, zanim spojrzała mu w oczy.
    Dopiero teraz dotarło do niej, że takich rys nie zrobiłaby mu w nocy - były zbyt ciągnące się i za mało szarpane... Aż w końcu ją olśniło!
    - Cóż, może powinnam je spiłować, chociaż nie powiem. Jestem z nich dumna. - Uśmiechnęła się lekko. Udało się. I już nigdy więcej go nie narazi. Bo to nie tak, że mogłaby mu zrobić prawdziwą krzywdę, po prostu nie chciałaby, by przez nią źle mu się spało. Sen był ważny i dla większości ludzi również przyjemny.
    Musiała wyjść dla niego na jeszcze bardziej dziwną, niż była naprawdę.
    - Musimy? Odprowadzisz mnie na przystanek? - Spytała lekko przygryzając wargę. - Może jeszcze dostanę buzi na drogę? - Zaśmiała się, a jej uśmiech stał się nieco bardziej drapieżny. Położyła się na jego klatce piersiowej, powoli uspokajając serce. Chociaż... być tak blisko niego... Tym razem jej serce biło szybciej z innego powodu. Ułożyła dłonie na jego bokach i przesunęła polowi do góry. Wzrok już mimochodem przesunął się po jego klatce piersiowej. - Godzinę przed tobą. O dziewiątej. - Przesunęła się, kładąc się między jego nogami, z brodą podpartą na dłoniach. Przyglądała mu się dłuższą chwilę.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  190. Bardzo możliwe, że to przez te wszystkie wspólne cechy nie potrafili ze sobą normalnie funkcjonować. Niby też mieszkała sama, nawet w innym mieście, ale to wcale nie było równoznaczne z dorosłością. Wciąż zawsze mogła wrócić do domu. Wciąż nie układała sobie życia. Nie potrafiła zaplanować weekendu, a co dopiero gnać myślami jeszcze dalej. To wszystko to była tylko zabawa w dorosłą. Trochę przerażająca i mało zabawna zabawa, ale zabawa.
    Kiedy stwierdził, że jemu chodziło tylko o batona, jedynie wywróciła oczami. No jasne. Bo nie miał dwóch dolarów. Na bank. Kolejne jego słowa wzbudziły w niej kolejną dawkę agresji. Musiał podkreślić, że to on wygrał. Ale oczywiście, nie mogła tak po prostu mu przytaknąć.
    - Wcale nie. Nie masz tych dwóch dolarów. Nie powiedziałam też, że zostałam dla ciebie - odpowiedziała od razu, nie zgadzając się z tym by to on znów wygrał. W końcu wygraną były dwa dolary, które wciąż znajdowały się w jej portfelu. Logiczne, że ona wygrała. Ewentualnie, że żadne z nich nie odniosło sukcesu.
    Gdy wyskoczył z łóżka, nie mogła powstrzymać myśli "dobrze Ci tak". Przynajmniej tyle karma zrobiła w ramach "wyrównania" rachunków. Spakowała do końca swoje rzeczy, przy akompaniamencie przekleństw i innych dźwięków wydawanych przez Scotta. Chciała wyjść, ale mimo złości zebrała się na jeszcze jedną miłą rzecz - znalazła miskę i zostawiła ją na jego łóżku, w razie gdyby przy następnym napadzie nie zdążył do toalety. Wmawiała sobie, że to z troski o pielęgniarki i salowe, by nie musiały po nim sprzątać.

    Jakiś czas później, oczywiście, los im nie odpuścił. Scott z jakichś tam powodów postanowił się na jakiś czas wprowadzić do Elise. Coś związanego z wodą. Nie słuchała uważnie, bo o wiele łatwiej było unikać jego towarzystwa i ignorować go niż mierzyć się z nim po raz kolejny. Tak jakoś funkcjonowali. Zachowywała się jakby w ogóle go tam nie było, odliczając dni do zakończenia remontu w jego mieszkaniu. Aż nadeszła sobota.
    Dzień jak co dzień. Tak przynajmniej miało być. Póki około południa nie obudził ją ostry dźwięk dzwonka. Przeklinając akwizytorów, listonoszy i innych podejrzanych o przerwanie jej snu osobników, poszła otworzyć drzwi. Omal nie dostała zawału, gdy zamiast jednego z tych ludzi, zobaczyła swoją kochaną rodzinkę, uśmiechniętą od ucha do ucha.
    - Niespodzianka! - zawołała wesoło matka i rzuciła się Feli na szyję. Dziewczyna wciąż otumaniona snem była pewna, że to przewidzenia, ale niestety. Chwilę później państwo Durden oraz jej brat przekroczyli próg, opowiadając o podróży.
    Kiedy w końcu dotarło do niej co się dzieje, nawet się ucieszyła. Miło było zobaczyć kochające twarze. Jej radość nie trwała jednak długo.
    - Oj Fela... Chyba powinniśmy cię jednak ostrzec... - powiedziała nagle matka, widocznie się rumieniąc. Fela rozejrzała się i wtedy zobaczyła w drzwiach Scotta, równie zaspanego co ona.
    - Co? Nie! - zareagowała od razu, przerażona na samą myśl o tym co mogli pomyśleć rodzice. - To przyjaciel współlokatorki. Ma remont, więc tu nocuje - wytłumaczyła, ale nikt jej nie słuchał. Brat zaczął śmiać się głośno, kręcąc z rozbawieniem głową. Patrzył to na Felę to na Scotta.
    - Jasne. Następnym razem przynajmniej zachowajcie pozory i ubierzcie się - skomentował przemądrzałym tonem. No tak. Felicity miała na sobie ogromną koszulkę i krótkie spodenki, które niestety w tym momencie były ledwo widoczne. Pięknie. Znów otwarła usta by się tłumaczyć, ale znów jej przerwano.
    - Nic się nie martw. Rozumiemy. Miło, że w końcu kogoś sobie znalazłaś - skomentowała dyplomatycznie matka. Ojciec zaś tylko patrzył w milczeniu, nie okazując żadnych emocji.
    - Przedstaw nas! - zażądała, ale nie czekała na wykonanie rozkazu. Od razu podeszła do Scotta. - Jesteśmy rodzicami Feli. Anna, Gorge i nasz syn Joe. Przepraszam, że tak wpadliśmy bez zapowiedzi - przedstawiła ich. Blondynka uznała, że po prostu zamilknie i będzie liczyć na to, że Scott od razu wyjaśni im wszystko i najlepiej zniknie.

    OdpowiedzUsuń
  191. Patrzyła mu w oczy z uśmiechem na ustach. Właściwie dobrze, że wolał jej biodra i inne części ciała, bo dłonie nie schodziły mu na jej plecy tak często. Zwłaszcza, jak już były nagie. Miała tm kilka mniej i bardziej widocznych śladów, podobnie jak na innych częściach ciała. O tym też powinna była pamiętać. Zupełnie nie rozumiała siebie z wczorajszego dnia. Nie myślała o konsekwencjach, nie myślała o... niczym. I było jej z tym cholernie dobrze.
    - Może. Jestem pewna, że ktoś na pewno je doceni. - Odpowiedziała mu uśmiechem. Była grzeczna i ułożona i... nie wredna. Czuła się taka nieswoja i nijaka. - Będziesz robił śniadanie? I podrzucisz mnie do szkoły? Godzinę przed swoimi zajęciami? A co jak ktoś zobaczy? Jeszcze ci podczepią łatkę, że się ze mną spotykasz i już żadnej dziewczyny nie poderwiesz. - Pokiwała głową wciąż patrząc mu w oczy. Zamruczała z niezadowoleniem, kiedy zaczął się podnosić, łapiąc go za nadgarstek by się zawrócił. Zaśmiała się zaraz potem układając na kocyku i przymykając oczy.
    I wtedy poczuła, że do niej wrócił. I to było takie przyjemne. Jak nigdy dotąd. Poczuła jak ją przysuwa do siebie i nic nie widziała. Odwzajemniła gest i całowała go dopóki znów nie chciał się odsunąć. Spojrzała na niego dłuższą chwilę jak odchodził i kiedy zamknęły się za nim drzwi i usłyszała szum wody spojrzała na swoją dłoń, w której miała jego klucze do domu.
    Podniosła się zabierając swoje rzeczy i wychodząc z mieszkania. Nie była pewna jak znajdzie szkołę i jak znajdzie dom, ale musiała wyjść. Teraz. Ona nie żyła w bajce - skoro coś takiego ją spotkało, to coś musiało być nie tak. Może miał inną. Wiedziała tylko, że będzie cierpiała, bardzo. Ekscytacja mini i z czym zostaną? Odsunie ją. Ba! Pomijając już fakt, że najpierw musiałaby być na tapecie. Otworzyła drzwi kluczem i zostawiła je na komodzie. Spojrzała jeszcze na nią i wyszła z mieszkania.

    Przez następne dni zamierzała być dla niego nieuchwytną. A potem na pewno się zniechęci. Zawsze tak jest.

    - J.

    OdpowiedzUsuń
  192. Znalezienie drogi powrotnej zajęło jej wieki i ledwo zdążyła na zajęcia, ale to nic. Tak chciała i tak zrobiła. Skłamałaby mówiąc, że nie myślała, by zawrócić. By choćby jeszcze wtulić się w jego klatkę piersiową - poczuć na sobie jego dłonie i smak ust. Jakoś tak jej zimno było. I to uczucie chłodu towarzyszyło jej niezmiennie przez cały czas kiedy go nie widziała.
    Aż tego dnia zobaczyła.
    - Jacky! - Krzyknęła jedna z dziewczyn, bo Ace bujała gdzieś w niebieskich migdałkach, a potem odpowiadała na krępujące pytania koleżanek: "co ty? Zakochana?". Jacobse zamrugała i już miała złapać piłkę, kiedy nagle poczuła silne pociągnięcie i nim się obejrzała już nie stała na boisku, a on się patrzył na nią tymi swoimi cudnymi oczkami. Uniosła wyżej podbródek. No przecież się nie zakochała!
    Słuchała wszystkiego co miał jej do powiedzenia i serce uderzało jej z każdą jego wypowiedzią. "czegokolwiek co pojawiło się między nami" Naprawdę nie umiesz tego nazwać? I czego miałabym chcieć? "mi też nie zależy" No tak, dostałeś w końcu co chciałeś, nie? Cóż, zobaczmy jak ci nie zależy.
    Niewiele myśląc złapała go za koszulkę i pociągnęła za sobą za drzwi. Jasne, wiedziała, że jakby nie chciał, to by go nie ruszyła, ale była też przekonana, że za nią pójdzie. Oparła go dość agresywnie o ścianę na korytarzu i po prostu na niego patrzyła. Cóż, dobrze, że nie miało znaczenia, co teraz powie, bo nie zamierzała mówić w ogóle.
    Przysunęła się do niego i stanęła na palcach, całując go też nie mniej agresywnie, ale dało się wyczuć w tym pasję i namiętność. I dużą chęć, by to odwzajemnił. Sama nie zdawała sobie sprawy jak dużą. Tak bardzo chciała zablokować wszystkie myśli o nim, że kiedy już był w zasięgu... Zgłupiała. Oparła dłonie na jego ramionach, wbijając w nie nieznacznie paznokcie i zrobiła krok do przodu, układając stopę między jego stopami, by jej bok do przylegał teraz do jego ciała. Nieznacznie poruszyła biodrami. Twój ruch, Johnson.

    [A jaka była pierwotna wersja? xd]

    OdpowiedzUsuń
  193. [Hm, mi się podoba. Możemy coś takiego wprowadzić]

    Czując, jak odwzajemnia jej pocałunek, poczuła dreszcz przeszywający jej ciało i taką rozkosz z tego płynącą. Chciała zrobić tyle rzeczy - przeprosić, że wyszła. Obiecać, że już tego nie zrobi. Ale wiedziała, że go to nie obchodziło - a wręcz było mu łatwiej. Kobiety po nocy trzeba się delikatnie pozbyć, więc chyba ułatwiła mu zadanie.
    Wiedziała, że nie chciał z nią być. Już dawno przyjęła to do wiadomości. Zdawała sobie sprawę, że wszystko co wczoraj powiedział zaczynając od "zależy mi" po przyłapaniu go z dziewczyną, poprzez "powtórzymy to" a skończywszy na "jesteś moja" to tylko słowa tuż przed i tuż po. Przecież była przygotowana. A mimo to, czując jak ją odsunął miała wrażenie, że coś przemyka jej przez palce.
    - To świetnie. Mi też nie. - Patrzyła na ścinę przed sobą, a łzy napływały jej do oczu. Próbowała nie stracić kontroli nad oddechem. Nie dać mu tej satysfakcji. Uniosła dłoń zaciskając pięść na wisiorku od niego, który wciąż miała na szyi. - Chciałam tylko się z tobą przespać. Każdy wie, że na niczym innym ci nie zależy. Cóż. Widać, nie bawiłeś się tak dobrze, jak mi się zdawało. Genialny z ciebie aktor. - Zacisnęła zęby. Wiedziała, że nie ma żadnego doświadczenia, ale... No cóż, może to nie jest jej najmocniejsza strona. - Biorę soboty po szesnastej i niedziele do czternastej. Wtorek jest cały mój i dwie dowolne godziny w poniedziałek. Środa po osiemnastej, a czwartek sobie weź. - Zacisnęła oczy, czekając aż odejdzie.
    Jeszcze gdy ją złapał, gdy trzymał na sali i był tak zły miała wrażenie, że może jej jednak chce. Że się pomyliła i może naprawdę mu zależało. A teraz czuła tylko pustkę i wiedziała, że on musi stąd iść, bo zaraz się popłacze. Nie chciała go już nigdy widzieć.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  194. W sumie czasami nie wiedziała, o czym może rozmawiać ze Scottem. Nie chodziło o to, że nic nie przychodziło jej do głowy, ale niektóre tematy wydawały się po prostu nieodpowiednie. Zawsze dobrym wyjściem była koszykówka i wiedziała, że chłopak przepada za tym sportem, o wiele bardziej niż ona, jednakże Zoey czasami po prostu chciała się od tego wszystkiego oderwać. Szczerze mówiąc, jeśli chodziło o Scotta i koszykówkę, wystarczyło jej to, co przeżywali na boisku. Z drugiej strony czuła, że chłopak jest otwarty na różne sprawy i wydawało jej się, że nawet jeżeli powierzyłaby mu jakiś swój życiowy sekret, byłby na tyle dyskretny, aby pozostawić go dla siebie. Poza tym z facetami przyjaźń była o tyle łatwiejsza, ponieważ nie obgadywali się za plecami i nie robili wszystkiego byle tylko doprawić sobie garba. W dodatku Johnson wydawał się całkiem dobrym materiałem na przyjaciela, biorąc pod uwagę fakt, że w pewnych sprawach byli do siebie bardzo podobni, pomimo sprzeczek i słownych przepychanek, które dosyć często im się przydarzały. Niektórzy pewnie stwierdziliby, że zdarza im się zachowywać tak jakby byli rodzeństwem i może to faktycznie była prawda. Zoey w tej sprawie miała marne doświadczenie, ponieważ niestety, ale była jedynaczką.
    Musiała też przyznać, że raz nawet zastanawiała się co by było, gdyby ich relacja przeskoczyła na inny poziom, a mianowicie tak zwani przyjaciele z korzyściami. Ten pomysł nie pojawił się w jej głowie ot, tak. Kilka dziewczyn zaczęło zasypywać ją pytaniami, zaraz po tym, jak dowiedziały się, że zdarza jej się spędzić trochę czasu ze Scottem na boisku i nie mogły pojąć, dlaczego tego nie wykorzystywała. W ich oczach ona była zdrową babką, a on zdrowym facetem, więc zastanawiały się czemuż to między nimi niczego nie było. Chyba nie pojmowały faktu, że nawet jeżeli między nią a chłopakiem doszłoby do jakiegokolwiek zbliżenia, to w życiu by im o tym nie powiedziała. Wracając. Tamtego dnia próbowała wyobrazić ich sobie w trochę innej sytuacji i nie mogła powiedzieć, że to byłoby odpychające, ale może raczej dziwne. Scott był przystojny i nie mogła zaprzeczyć, iż w kwestii fizycznej nawet ją pociągał, ale lubiła go też jako trenera, a przy takiej relacji wszystko by się skomplikowało…
    – Jest całkiem dobre. – odpowiedziała i wzruszyła lekko ramionami. Co prawda to było całkiem spore niedomówienie, ale nie zamierzała przyznawać się do tego, że jego gust kulinarny i nie tylko, często odpowiadał również jej. Osobiście uważała, że chłopak i tak ma już wystarczająco wysoką pewność siebie i również samoocenę, ale pewnie też dlatego go lubiła. W tym wszystkim było sprzeczne to, że lubiła wszystkie jego cechy, które jednocześnie ją irytowały, tak jakby nie mogła się zdecydować co przeważa bardziej.
    Po skończonym posiłku, odpoczęła chwilę, ponieważ miała pewność, że nie byłaby w stanie dojść nawet do drzwi wyjściowych. Po krótkiej przerwie podniosła się z wygodnego krzesła i wyszła na dwór, gdzie zrobiło się już ciemno. Zdziwiła się jak ten czas szybko zleciał, ale wzruszyła jedynie ramionami i spojrzała na chłopaka, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu.
    – Teraz moja niespodzianka. Chcę ci coś pokazać. – zakomunikowała, a następnie podeszła do ulicy i spróbowała złapać przydatny środek lokomocji. Gdy wreszcie na ulicy zatrzymała się taksówka, westchnęła z ulgą i wślizgnęła się do środka, czekając na chłopaka. Podała mężczyźnie adres, udając, że nie widzi jego znaczącego wzroku i rozsiadła się wygodnie, bo doskonale zdawała sobie sprawę, że droga zajmie im minimum pół godziny, a biorąc pod uwagę korki i mało sprzyjające warunki atmosferyczne, mogli przygotować się na to, że podróż wydłuży się o przynajmniej dwadzieścia minut.
    – Zagrajmy w „Co byś wolała”!

    Zoey z "lekkim" opóźnieniem xd

    OdpowiedzUsuń
  195. Francis uważał że każdy kto tylko mógł powinien chociaż raz w życiu odbyć podróż autostopem. Przeżycie takiej przygody było całkiem dobrym i ciekawym doświadczeniem. Wiedział to z własnej autopsji.
    Czasami nie każdego jest stać na samochód albo na bilety. A jak potrzeba dotrzeć gdzieś było pilnie to pozostawał mu taki sposób podróży.
    Obecnie robił to po to aby móc przeżyć jakas przygodę.
    - Pół godziny to akurat nie jest jeszcze tak długo- powiedział brunet- Czasami stoi się po kilka godzin- uśmiechnął się po czym wybuchnął gromkim śmiechem kiedy zobaczyl minę chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
  196. Ostatnim czego Fela sobie życzyła to pozycji dziewczyny Scotta. Nie chciała by obcy ludzie ją o to podejrzewali, a tym bardziej rodzina. W życiu nie chciałaby zabrać go ze sobą na jakieś ważne wydarzenie. Po pierwsze dlatego, że nie był on wymarzonym kandydatem na chłopaka z jego charakterem. Po drugie obawiała się, że wszystkim wszystko wygada i wymyśli dodatkowo milion innych sposobów jak ją upokorzyć. Przecież to był Scott.
    Dziewczyna oglądała całe to przedstawienie, nie mogąc w to uwierzyć. Próby wyjaśnienia sytuacji przez Scotta również się nie powiodły. Można się było tego spodziewać, ale jednak łudziła się, że się im uda. Zerknęła błagalnie na niezadowolonego ojca i rozbawionego brata, który przechodząc obok niej poczochrał jej włosy. Oni chyba też im nie wierzyli. Wersja matki była dla nich niestety bardziej przekonująca.
    - Już, już. Cichutko. Biegnijcie się ubrać. Przywiozłam mnóstwo jedzenia, zaraz nam coś przygotuję. I wszystko nam opowiecie, gołąbeczki! - pogoniła ich, prawie wpychając ich do sąsiedniego pokoju, i ruszyła do kuchni. Fela przeklęła.
    - Musiałeś wyskoczyć prawie nagi? - spytała z pretensją Scotta, gdy zostali sami w pokoju, do którego wepchnęła ich jej matka. Co prawda Fela też się nie popisała swoim strojem, ale nie ważne. Ona miała i bluzkę i spodnie. On miał tylko spodnie. Więc wygrywała. - Powiedz, że masz jakieś ważne spotkanie i zniknij stąd jak najszybciej. Może wtedy dotrze do nich, że nie jesteś... moim chłopakiem - dodała, krzywiąc się wyraźnie na dźwięk ostatnich słów.
    Nie rozumiała dlaczego ludzie ciągle tak myśleli. Naprawdę, wystarczyło postawić dwie osoby przeciwnej płci obok siebie żeby wszyscy zaczęli podejrzewać ich o związek? Nie ważne, że na każdym kroku była widoczna ich niechęć do siebie, inni i tak wiedzieli swoje. To było okropne. Wolałaby być dziewczyną... w sumie każdego tylko nie Scotta.
    Nie miała pojęcia jak to odkręcić. Będzie musiała jakoś przekonać rodziców, że mówi prawdę. O ironio - wierzyli, gdy kłamała, prawda zaś wydawała się im fikcją... Jeśli dalej nie uwierzą... zacznie kłamać. Powie, że zerwali czy coś, by jak najszybciej ukrócić tę farsę.

    OdpowiedzUsuń
  197. Oddech jej się uspokajał, a serce zwalniało. I już nawet nie chciało jej się płakać. Miała wrażenie, że umiera wewnętrznie. Nie w tym złym znaczeniu, że emocje ją wykańczały. Bardziej w stylu tego, że nie czuje już nic. Nikomu już nie pozwoli się skrzywdzić. A zwłaszcza jemu. Z nikim nie będzie. A zwłaszcza z nim.
    Nie wiedziała sama czego chciała, ale chyba gdzieś w głębi po ostatnich wydarzeniach zdawało jej się, że może nie teraz, ale kiedyś im się uda. To on to przekreślił właśnie. Może czekał na kogoś lepszego od niej. Może po prostu była za kiepska dla niego.
    Wzdrygnęła się słysząc co robi. Obróciła się za nim.
    - I czemu się tak zachowujesz? Co znowu ci się nie podoba, co?
    Wróciła na trening i była lepsza niż wcześniej. Najlepsza. Skupiona na grze i martwa w środku. Jego słowa wciąż w nią uderzały - mogła przed sobą udawać, że chciała seksu. Mogła udawać przed nim, ale prawdą było, że podobało jej się wiele myśli o tym, jak mogliby spędzać czas. Przejdzie jej.

    Po treningu usiadła na ławce i wybrała jego numer.
    "Co się z tobą dzieje? Jacky"
    Zamyśliła się i dźwięk smsu wyrwał ją z letargu. Spojrzała na wyświetlacz a serce zabiło jej mocniej, ale to nie było od niego.
    "Jutro 21. Impreza na dachu."

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  198. Oczywiście, że jej nie odpisał. Po co miałby? Przecież to taki standard rzucać się i wychodzić. Nie potrafiła się wyzbyć uczucia, że coś za tym musi być. Że jednak mu zależy. Że chciałby z nią być. Tak trudno było to powstrzymać. Nadawałby się do tego - to jak się o nią martwił i jak potrafił się zachować mówiło samo za siebie.
    Pojawiła się na imprezie. Usiadła na jednym ze stolików śmiejąc się i rozmawiając z jednym z chłopaków z drużyny koszykarskiej.
    - No i wtedy... - Zaczęła, ale widząc wzrok rozmówcy przerwała w połowie i uniosła brew. Chłopak ewidentnie nagle stracił humor. Patrzyła jak zaciskał mocno pięści. Przeniosła wzrok w kierunku w który i on patrzył i dojrzała jakiegoś chłopaka rozmawiającego z Amandą.
    - Myślałam, że wy...
    - Bo tak jest.
    - Więc, to jest...
    - Nie wiem. - Westchnął. - No przecież nie mogę jej zrobić awantury, że gada z nim na imprezie. - Obrócił się do nich tyłem i spuścił wzrok na ziemię. - Ale on jej nie odstępuje na krok! Nawet nie mogę z nią porozmawiać.
    Jacky patrzyła chwilę na całą sytuację bujając nogami, po czym wyprostowała się nieznacznie i z gracją zeskoczyła ze stolika. Rozpuściła warkocze, pozwalając by włosy nieznacznie zakryły jej odkryte plecy, po czym przyjrzała się sobie w odbiciu. Miała kobaltową sukienkę, która ledwo zakrywała uda, delikatny makijaż i zrobione paznokcie. Westchnęła cicho.
    - Zajmę się nim.
    - Jak?
    - Odciągnę go i zajmę go czymś. - Uśmiechnęła się zadziornie. Jej rozmówca wyraźnie chciał coś jeszcze dodać i chyba wiedziała nawet na jaki temat.
    - Jesteś pewna, że to nie będzie problemem?
    - Nie.

    Wyszła na środek parkietu, tańcząc i poruszając biodrami, od czasu do czasu łapiąc spojrzenie chłopaka, który kręcił się przy Amandzie. Nie minęło dużo czasu, a już czuła jego dłonie oplatające ją w talii. Poczuła zimny dreszcz na całych plecach. Był zdecydowanie za blisko, ale przecież obiecała się tym zająć. Próbowała nie skupiać się na tym, jak bezpardonowo przesuwał po jej ciele swoimi dłońmi, jak bardzo czuła go za sobą i starała się nie zwracać uwagi na to, że szeptał jej do ucha.

    Jacky

    OdpowiedzUsuń
  199. Fela też wolałaby kawalerkę i święty spokój od wszystkich, ale oferta którą przedstawiła Elise była zbyt dobra, by tak po prostu ją odrzucić. Koszty sporo mniejsze od mieszkania, własny pokój, sporo przestrzeni. Opłacało się. Zwłaszcza, że Ramsey nie była złą współlokatorką i jak na razie za bardzo sobie chyba nie przeszkadzały.
    Wywróciła oczami, słysząc jego słowa. Jakby nie mógł choć raz spokojnie zniknąć, bez utrudniania jej życia. Przecież dla niego to też była wygodniejsza opcja. Po co miałby chcieć tu zostać? Ani tłumaczenie się z tego jak naprawdę wygląda ich relacja, ani udawanie jej chłopaka nie było przyjemne, więc co mu szkodziło jej wysłuchać.
    - Po moim trupie - skomentowała jego słowa, automatycznie robiąc się zła. Mogli się kłócić, ale niech nie miesza jej w rodzinie. I niech nawet nie żartuje o tym, że mogliby być razem. To przecież byłby jakiś koszmar. Już by wolała być dziewczyną... Hitlera? Dobra, może aż tak nie warto wybiegać, ale coś koło tego.
    - Oczywiście, że nie. Po pierwsze dlatego, że jednak mają oczy i mózgi, a ty jesteś okropną osobą. Po drugie: mogłabym się założyć, że nie wytrzymałbyś dziesięciu minut będąc dla mnie miłym, a co dopiero udając mojego chłopaka - odpowiedziała na jego pytanie, jakby to było oczywiste. Niech najlepiej wyjdzie z domu. Nie chciała żeby się w to mieszał. Sama jakoś wszystko wytłumaczy rodzicom, albo po prostu coś nakłamie i to zakończy.
    Choć cieszyła się, że rodzice ją odwiedzili, chciałaby już mieć tę wizytę z głowy. Gdyby nie było tu Scotta, wszystko byłoby super (pomijając kłamstwa, które i tak musiałaby im opowiadać). Tak zaś, znów coś prostego stawało się skomplikowane i pełne strachu. W końcu co jeśli Scott powie im prawdę? Przecież... nie, nawet nie potrafiła sobie wyobrazić ich oraz swojej reakcji. Znajomi mogli zniknąć, ale rodzice...?

    OdpowiedzUsuń