16 lutego 2016

Jest coś irracjonalnie pociągającego w sposobie, w jaki Cię od siebie odpycha. Coś niemożliwie irytującego w tym, jak zarzyna na sobie Twoją cierpliwość, uciekając w coraz to węższe ścieżki absurdu. Coś szalenie intrygującego w jej oczach, kiedy tak bezwstydnie ociera się o Ciebie dojmującym spojrzeniem, wertując karty Twojej duszy bez cienia jakiejkolwiek ogłady. Coś dogłębnie uwodzącego w niskim tonie jej głosu, kiedy szepcząc Ci do ucha zakrawa o bezczelność. Coś niewiarygodnie przejmującego w starannie zafałszowanej subtelności jej dotyku oraz coś odrobinę niepokojącego w jej ruchach, gdy nie wiesz, czego od Ciebie chce ani czego możesz się po niej spodziewać. 

Elizabeth Denise Ramsey
"Do you wanna know what's killing her inside? Do you dare to walk the alleys of her mind?"
dla bliskich Elise, dla reszty po prostu Ramsey — 22 lata — absolentka klasy fotograficzno-filmowej — powszechnie znana w szkole — okryta niekoniecznie dobrą sławą — aspirowała na reżyserkę, skończyła jako fotoreporterka — lesbijka biseksualna — naturalnie ruda — przeszywające, błękitne spojrzenie — zmysłowe, pełne usta — kolczyki w nosie i języku — tatuaże (lędźwie, kark, nadbrzusze, podbrzusze, wnętrze prawej stopy) — niski, ochrypły głos — piegi — biegły francuski i hiszpański — zdarza jej się pisać wiersze do szuflady — ojciec oficer, zginął na froncie — matka poszła w długą sześć lat temu, od tej pory Ramsey mieszka ła sama (z wyjątkiem okresu, kiedy trafiła pod dach państwa Johnsonów — podbija ulice czarnym Chevroletem Camaro SS, rocznik '67 — blizny (na nosie, policzku, szyi, dekolcie, nadgarstkach) i pięć śrub w prawej nodze pamiątką po wypadku sprzed dwóch lat, w którym zginął jej chłopak — chodzi dzięki długiej i żmudnej rehabilitacji — mocno kuleje, ale jeśli spróbujesz jej w czymkolwiek pomóc, kiedy o to nie poprosi - pożegnasz się z zębami — po śmierci Jacksona przestała udzielać się towarzysko, mimo że wcześniej razem ze swoim zespołem rozgrzewała każdą imprezę do czerwoności — kiedyś ciągle na tapecie za sprawą nagminnie wszczynanych bijatyk, teraz się wycisza — mimo to bez zawahania przyłoży każdemu gburowi, który źle zwróci się do jakiejkolwiek dziewczyny — wciąż miewa napady agresji — uczulona na słowo kaleka — sporo zajęć, tych legalnych i tych mniej — siłownia trzy razy w tygodniu — przygarnęła dwa wilczaki czechosłowackie — pusty, duży dom na obrzeżach niedawno wprowadziła się do Scotta — pod presją wiszących nad nią widm z przeszłości wraca do starych, złodziejskich nawyków
 Here she comes again
Covered up in black
Such a pretty face
Such sorrow in her eyes


Who can stop the rain
Pouring down inside?
Who can keep her sane
Give her peace of mind?

137 komentarzy:

  1. [Zdecydowanie chcę taki samochód jaki ma Ramsey XD I chętnie wrypałaby Dai jako współlokatorkę, ale nie wiem, czy Elizabeth wytrzymałaby z moją baletnicą :D]
    Daisy

    OdpowiedzUsuń
  2. [Spokojnie, Dai nie będzie jej pomagać do czasu, kiedy nie poprosi. Więc, kombinujmy jakiś wątek, skoro powiązanie już mamy. Może przeprowadzka? Daisy w końcu namówiła swoich rodziców, żeby się przenieść do Elise :D]
    Daisy

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Jakiś pomysł na wątek, czy nie jesteś zainteresowana? ;> ]

    Isaac albo Cynthia

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Witam serdecznie w imieniu Dyrekcji i życzę udanej zabawy w naszej szkole :> ]

    spóźniona, bo nieogarnięta 1/2 Dyrekcji || Daniel B.

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Fajny pomysł z kumplowaniem się z jej chłopakiem ;> A kumple zwykle znają dziewczyny przyjaciela, więc mogą się dobrze znać (: ]

    Isaac

    OdpowiedzUsuń
  6. [Nareszcie! Cześć :3
    Dobra, mów w jaki sposób mogłaby się nasza dwójka dogadać i kminimy wątek :D]

    Beau

    OdpowiedzUsuń
  7. [ A może Felcia szukałaby nowego mieszkania, bo u niej podniesiono by ceny? Zainteresowałaby się ofertą Ramsey. Albo zaczęłybyśmy od takiej wizyty żeby sprawdzić co i jak. Albo jeśli chcesz mogłyby zamieszkać razem. I mogłyby to być początki tej znajomości. Podejrzewam, że Felcia mogłaby się trochę obawiać Elizabeth (np. widziałaby jak ta kogoś uderzyła) ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Jednak muszę się wycofać z propozycji wspólnego mieszkania. Teraz doczytałam "duży dom", a to chyba nie w stylu Feli :( ]

      Usuń
  8. Impreza jak ich wiele. Muzyka bębniąca z głośników wymontowanych z samochodów z rządkiem wzmacniaczy idących w parze oraz chwytliwym bitem przepływającym przez całe ciało. Spoceni ludzie ocierający swoje ciała w czymś co dzisiaj nazywane jest tańcem i gromady tych obsikujących się w kątach i na kanapach. Na dokładkę siki zamiast piwa... Zastanawiało go co się stało z imprezami na których bywał kiedyś z Elise i Jacksonem, to były dobre czasy, Elise była wtedy szczęśliwsza i nie musiała mierzyć się każdego dnia z metalem będącym teraz częścią jej ciała, ani śmiercią swojego chłopaka. To cholernie bolało, nawet jeśli nie dotyczyło go osobiście, ale to była jego przyjaciółka, patrzył jak z metra dziesięć wyrosła ta dorosła kobieta, którą życie skopało zbyt wcześnie i zbyt nagle. W pewnym sensie byli siebie warci...
    Myśli dudniły mu w głowie kiedy wypijał kolejne piwo z butelki siedząc na blacie w kuchni, zgubił gdzieś panną Ramsey, a bez niej już w ogóle nie chciało mu się odchodzić od lodówki - jedynego źródła znośnego alkoholu. Gdzieś po drodze odkrył jeszcze tequilę i nie zawahał się wydudnić pół butelki. Im dłużej tu przebywał tym bardziej czuł się zrelaksowany i wymuszony klimat zaczął wydawać się iluzją w którą chętnie mógł uwierzyć. O to właśnie chodziło, przekroczył pewną granicę i mózg gotowy był uwierzyć w co tylko zapragnął sobie właściciel, a do jednych z tych rzeczy należała zdolność przejechania się po mieście swoim motocyklem. Tanecznym krokiem podśpiewując pod nosem zaczął przedzierać się przez dżunglę ludzi, aż dotarł do ujścia, gdzie po raz pierwszy mógł głęboko odetchnąć. Uśmiechnął się na widok swojej maszyny i sięgnął po kluczyki znajdujące się w kieszeni jego czarnej, skórzanej kurtki. Siadł i chwycił ster jakby po raz pierwszy miał okazję napawać się tym luksusem. Wcisnął kluczyki do stacyjki i odpalił silnik. Na głowie jeszcze przed startem pojawił się kask - bezpieczeństwo na pierwszym miejscu (można pominąć, że obraz mu się dwoi i troi, to tylko drobny szczegół, przecież nie przeszkodzi mu to w żadnym wypadku w prowadzeniu pojazdu pędzącego 120 km na godzinę i wzwyż).

    Twój upity Scott, który aż się prosi o interwencję

    OdpowiedzUsuń
  9. Właśnie dlatego, może impreza nie była najlepsza, ale była rozproszeniem i to całkiem zajmującym rozproszeniem, gdy do równania dodawało się jeszcze całkiem fajnego gościa. Nick naprawdę był w porządku jak trzeba było to zawsze wyciągał pomocną dłoń, dziewczyny traktował jak kobiety i miał swoje zasady do których się stosował nadal będąc po prostu facetem. Dlatego Scott mógł pozwolić sobie na takie małe swatanko i mieć pewność, że Elise czy Nick nie zrobią czegoś głupiego czego później będą żałować. Z resztą... spodziewał się, że jego przyjaciółka i tak nie czuła się na siłach na żadne romanse, ale warto było przynajmniej spróbować. Co miał poradzić? Chciał aby była szczęśliwa (nawet kiedy już trochę wypił), chciał znów tak często widzieć jej uśmiech na twarzy jak wtedy gdy była z Jacksonem. Może to nie przyjdzie tak szybko i zapewne nie będzie już nigdy tak samo bez niego, ale gdyby chociaż mógł zobaczyć namiastkę tego blasku w jej oczach...
    Alkohol skutecznie wypłukał mu ze świadomości, że nie przyszedł tu sam oraz skutecznie wyzbył się z jego głowy jakiegokolwiek poczucia rzeczywistości. Poza tym, tak było zawsze, Scottowi się wydawało, że może wszystko czy to po jednym piwie czy po całej skrzynce. Przecież był świetnym kierowcą! Szkoda tylko, że umiejętności nie zawsze wystarczają, nie w tym stanie w jakim był Scott.
    Kiedy pęd, którego nabrał gdy Elizabeth go pociągnęła spotkał się jeszcze z ciężarem ciała Johnsona musiał pogodzić się z wylądowaniem na swoich czterech literach na bruku. Nikt go nie będzie ściągać z jego własnego motocyklu! On doskonale wie co robi! Zdjął zamaszyście kask już warcząc coś pod nosem jak rozwścieczony wilczur. - Będę kurwa robił co mi się żywnie podoba! - Jak ostatnia sierota zaczął podnosić się z ziemi podpierając się o swoją maszynę. Te trudności powinny mu wystarczyć aby wiedzieć, że nigdzie jechać nie powinien, ale takiemu to da się przetłumaczyć? - A ty co?! Moja matka?- Sięgnął po kluczki i zacisnął je w pięści, jakby podświadomie przeczuwał, że dziewczyna mogłaby spróbować je zabrać, tylko po to aby mu przeszkodzić. -No to dawaj, przypierdol mi. - Uśmiechnął się pewny siebie, nawet jeśli doskonale zdawał sobie sprawę, że i owszem Elise mogła mu przywalić, ale przecież jego upity mózg musi prowokować kogo popadnie, a nie mogło trafić gorzej, bo panna Ramsey zrobi wszystko, żeby tylko nie wsiadł na ten pojazd, czego próbę ponowił bezpardonowo na jej oczach. Gdyby tylko był na jej miejscu zachowywał by się tak samo. Miał o tyle przewagi, że po prostu przerzuciłby sobie ją przez ramię i zabrał z dala od silników na kółkach chociaż żeby nawet taki pomysł wpadł jej do głowy musiałaby zostać otruta, bo przecież nie bez powodu reagowała takim skokiem ciśnienia na prowadzenie po pijaku. Scott wiedział dlaczego, siedział przecież przy jej szpitalnym łóżku całe dnie i noce modląc się aby z tego wyszła. Tak to już jest, że w Boga zazwyczaj wierzył tylko kiedy go potrzebował, bo wydawało mu się, że musi się stać coś ekstremalnego, żeby ten z góry raczył spojrzeć na nich, na tych na dole, którzy cierpią. Nadal mu nie wybaczył za Bena i nie zapowiadało się aby miał wybaczyć w najbliższym czasie.

    Scotty

    OdpowiedzUsuń
  10. [ Podjęłam decyzję. Z bólem serca muszę zrezygnować z wspólnego mieszkania. Wszystko przez przystojniaczka, którego tam tworzysz, a z którym chętnie bym popisała. A ponieważ ciężko mi się pisze z dwoma postaciami tego samego autora, zaś wątki damsko-męskie zazwyczaj lepiej wychodzą, musiałam Elisę odrzucić, przynajmniej na razie. No chyba, że nie Michael nie będzie się chciał zaprzyjaźnić z Felcią, albo nie wymyślimy dla nich niczego ciekawego :) ]

    OdpowiedzUsuń
  11. Pogoda dzisiejszego dnia była okropna, więc Beau skazany był na siedzenie w internacie, ku swojemu niezadowoleniu. Usadowił więc się na parapecie w swoim pokoju i zaczął szkicować widok zza okna. Nie mógł jednak trwać tak przez cały dzień, toteż w końcu rzucił szkicownik na łóżko, a sam wyszedł ze swojego pokoju. Skoro nie mógł pałętać się po mieście, pospaceruje chociaż trochę po internacie. Może spotka kogoś znajomego, a może znajdzie coś do roboty, kto wie. Miał tylko nadzieję, że deszcz szybko przestanie padać i będzie mógł wyjść z tych czterech ścian, w których czuł się trochę nieswojo, gdy za długo w nich przesiadywał.
    Jego krótka wędrówka skończyła się na parterze, gdzie to znajdował się pokój wspólny. Usiadł w jednym z foteli znajdujących się przy kominku i wziął do ręki jakąś gazetę, którą ktoś zostawił na stoliku. Nawet nie zamierzał jej czytać. Ot, przeglądał sobie ją z nudów, jednym uchem słuchając rozmowy grupki osób, która siedziała niedaleko niego. Właśnie dzięki temu usłyszał coś, co sprawiło, że niemal zerwał się z fotela i ruszył na zewnątrz. Nawet nie wrócił się do pokoju po kurtkę. Po prostu wyszedł z pokoju wspólnego, przeszedł przez krótki korytarz i wyszedł na dwór, gdzie deszcz dość mocno zacinał. Westchnął cicho, by po chwili wahania ruszyć chodnikiem ku samotnie stojącemu drzewu, pod którym siedziała jakaś postać. Beau dzięki podsłyszanej rozmowie, doskonale wiedział kto tam siedzi i miał zamiar nieźle tę osobę zrugać.
    — Elise, do cholery, co ty robisz? — warknął ze złością i nie czekając na jakąkolwiek reakcję dziewczyny, wziął ją na ręce i ruszył czym prędzej z powrotem do internatu. — Chcesz się przeziębić albo dostać zapalenia płuc? — spytał już nieco spokojniej, wchodząc do budynku, w którym było dużo cieplej niż na zewnątrz.

    Beau

    OdpowiedzUsuń
  12. [Akurat tak się składa, że z kartą Elizabeth zapoznałam się wcześniej i bardzo mi podpasowała - może dlatego, że miałam w głowie zobrazowaną postać podobną do niej :)
    Piszę się na różności :)]

    Lysander Velasco

    OdpowiedzUsuń
  13. Tego dnia Lysander miał teoretycznie wolne - zarówno od zajęć szkolnych i jak roboty związanej z reklamami. Z samego rana podzwonił do odpowiednich klientów, wysłał im wstępne plany scenariusza i był gotów, by czekać na wprowadzenie ewentualnych poprawek.
    Lubił tę pracę. Może dlatego, że nie zajmowała mu wiele czasu, ale też możliwe, że tworzenie reklam spełniało jego oczekiwania; mógł stworzyć filmowy, nierealny świat, w którym to on był Bogiem, i w którym tylko on rozdawał role. Zapewne, gdyby wszystko spoczywało na jego barkach, wcale nie byłoby tak kolorowo - na szczęście posiadał naprawdę żwawą ekipę, w której każdy miał własny kąt i zajmował się konkretną rzeczą, nie mieszając w sprawy reszty.
    Po ówczesnym zjedzeniu obiadu, był gotów zejść do garażu i pogrzebać przy starym Camaro. Chcąc nie chcąc, samochód był w dobrym stanie jak na te powypadkowe i właściwie pozostało im do zrobienia kilka błahych rzeczy; wymiana tapicerki, spryskanie blachy fertanem by zapobiec szerzeniu się rdzy i ostateczne polakierowanie paru drobnostek. Autko powinno wyglądać niemalże jak nowe.
    Najprawdopodobniej Elise była pierwszą dziewczyną, rozumiejącą bardzo dobrze technikę pojazdów, którą Lysander znał i mógłby poznać - nie należał do tych, co żywią głębsze uczucia, jednakowoż Elizabeth była dla niego odskocznią od zbrzydłego już świata. I nie chodziło tylko o sprawy samochodowe, Lys dogadywał się z nią także w wielu innych aspektach - dziewczyna miała wielkie aspiracje, jeśli chodzi o drogę filmową, jednak nie mógł zaprzeczyć, że jest w tym nadzwyczajnie naprawdę dobra. Velasco nawet z własnej chęci mógłby pomóc jej wspiąć się po szczeblach do wymarzonego stołka. Na razie jednak nie znał jej aż tak dobrze, by za jakiś czas tego nie żałować.
    Założywszy starte, nieco zbrudzone olejem jeansy, zwinnie zbiegł po schodkach prowadzących wprost do świątyni czterech lub dwóch kół. Obłożone kafelkami ściany były ogromnym plusem w tak brudnym miejscu - bardzo szybko dało się zetrzeć z nich każdą plamę. Wbrew pozorom, jego garaż jak na garaż faceta, wyglądał przyzwoicie, ale tylko dlatego, że Lys nie cierpiał gubić się we własnym bałaganie. Czystość i wręcz pedantyczne uporządkowanie sprawiało, że jego komfort psychiczny znajdował się w bezpiecznej granicy poddenerwowania. Choć mógłby przyznać, że bałagan niekiedy go stresował - szczególnie, kiedy miał znaleźć scenariusz w przeciągu dziesięciu sekund, bo jeden z aktorów zapomniał, bądź zgubił rolę.
    Nim zdążył się za cokolwiek zabrać, usłyszał ciche skrzypienie tylnych drzwi. Elizabeth, jak zawsze, przyszła o ustalonym czasie, o którym Lysander przez krótką chwilę zapomniał. Ale zegar rzeczywiście wskazywał siedemnastą trzydzieści.
    - Cześć Elise - uśmiechnął się, witając dziewczynę promiennie, po raz kolejny w swoich progach - Właśnie zabierałem się do składania tapicerki - dodał, wychodząc z samochodu całkowicie i otrzepując ręce od nadmiaru nowojorskiego kurzu.
    Zadziwiającym było, że Elizabeth potrafiła dobrze wyglądać będąc nawet w trakcie brudnej robocizny przy samochodzie. Było to zdecydowanie jej dużą zaletą.

    Lysander Velasco

    OdpowiedzUsuń
  14. [Hej! No to skoro nie mam wyjścia... :D Tak poważnie to bardzo chętnie, tylko pomocy co do tego szalonego pomysłu, co miałabyś na myśli np.?]

    Joseph

    OdpowiedzUsuń
  15. [Osobiście nie widzę w tej karcie niczego nad czym można byłoby się rozpływać, no może poza przyjemniaczkiem na zdjęciu, ale to akurat nie moja zasługa ;) Wątek bardzo chętnie, co im wyczarujemy?]

    Charles B. Mitchell

    OdpowiedzUsuń
  16. [Jeszcze raz przepraszam! :) Myślę, że możemy polecieć na sucho, bo co do powiązania to przychodzi mi jedynie do głowy coś takiego: czasem w gazetce szkolnej (np. wersji internetowej, na stronie szkoły, cokolwiek) pojawiają się krótkie filmy, na których Jo gra na perkusji. On sam nie ma pojęcia, kto go podgląda- wie tyle, że to Chichot Losu. Do tego może dołączać jakieś delikatnie dogryzające uwagi, pełne sympatii i... no właśnie, czego? To taki jakiś ogólny zarys, jeśli chciałabyś coś dodać to jestem otwarta. Zaczynam na razie tak, byś mogła zdecydować :)]

    Ostatnio, kiedy chciał wybrać się w tamto miejsce spotkał na swej drodze złodzieja, a później psychopatę. Spędził ciekawy dzień z pewną dziewczyną, która także wtedy nie miała szczęścia do podróżowania. Mimo to nie miał zamiaru zrezygnować. Ale jakby od początku wszystko zapowiadało się zupełnie inaczej.
    Swoją wyprawę zaplanował na sobotę. Najpierw porządnie się wyspał, a później standardzik. Otworzył swoje małe okienko i zapalił papierosa. Następnie przyszedł czas na... kota? Zwykle było to zrobienie kawy, ale dzisiaj kot wstał znacznie wcześniej niż jego właściciel i domagał się śniadanka. White wsypał, a może raczej wlał trochę mokrej karmy o jakże "cudownym" zapachu do miseczki Chemii i mógł zająć się sobą. Zjadł trochę sałatki, która została z piątkowej kolacji, wypił napój bogów, który towarzyszył mu już od rana, czym prędzej spakował najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka, ucałował kocicę i wyszedł z domu.
    Pierwszego uprzejmego kierowce spotkał stosunkowo szybko. Miła pani po pięćdziesiątce podrzuciła go jakieś 15 kilometrów za miasto, do jakiejś malutkiej miejscowości. Nie kojarzył jej, więc ostatnio nie dotarł tak daleko jak tym razem. I to już był plus. Pani po drodze zabawiała go rozmową, odpowiedziała jej o swoich wnuczkach, które na pewno by mu się spodobały, bo on taki fajny chłopak. Wspomniała, że jest nauczycielką śpiewu, więc nawet znaleźli jakiś wspólny temat. Kobieta wyznała nawet, że zawsze chciała mieć tatuaż, ale mąż nigdy jej nie pozwalał, a teraz po jego śmierci zamierza wytatuować sobie po nim jakąś pamiątkę. Nie skomentował, ale polecił jej pewne studio, w którym sam się pojawiał.
    -Dziękuję bardzo, do zobaczenia!- rzucił, zamykając za sobą drzwi. Rozejrzał się wokoło. Pogoda była całkiem przystępna, między chmurami przedzierało się słońce. Powoli szedł sobie poboczem podziwiając nieznane miasteczko. Zatrzymał się dopiero, kiedy zabudowania się skończyły, a przy lesie zobaczył zadaszony stół i ławeczki. Przystanął na moment, wyciągnął zbożowy batonik, bo postanowił coś przegryźć. Poprawił trochę napis na kartce z miejscowością, jaką pokazywał kierowcom i kilka minut później dalej był gotowy do dalszej drogi. Wrócił na pobocze i zmierzając powoli w odpowiednim kierunku, odwracał się kiedy słyszał zza pleców, że zbliża się jakieś auto. Ruch był dość spory, więc sądził, że nie będzie wielkiego problemu.
    I miał rację. Jednym z pierwszych samochodów, jakie próbował złapać był piękny Camaro. Modlił się w myślach żeby kierowca się nad nim zlitował. I tak też było, bo samochód zjechał na pobocze, a on ruszył w stronę drzwi pasażera.
    Ale spodziewał się raczej starszego gościa, z którym po drodze porozmawia sobie o motoryzacji i innych męskich sprawach, a nie... całkiem ładnej dziewczyny, którą kojarzył ze szkoły?

    Joseph

    OdpowiedzUsuń
  17. Lysander poświęcił naprawdę dużo czasu na rekonstrukcję zużytych aut, które choć wydawały się tylko na złom, to ostatecznie wracały do żywych i zostały sprzedane za całkiem dobrą sumę.
    Pasją do starych, dobrych samochodów zaraził się już jako dziecko, kiedy dziadek przyjeżdżał do ich domostwa co raz to piękniejszymi eksponatami. Już wtedy jego oczy szkliły się na widok pięknie lakierowanych karoserii i prawdziwie skórzanych tapicerek, które błyszczały nowością i dbałością. Niestety, mając wtedy zaledwie siedem lat, nie mógł zrobić nic więcej, jak tylko usiąść na jednym z miękkich siedzeń i wpatrywać się w migoczący za oknem krajobraz Ameryki. Z czasem, gdy przybyło mu lat, dziadek pozwalał mu siedzieć na kolanach i łapać za kierownice - wtedy czuł się naprawdę zaszczycony.
    Błogie czasy spokoju minęły, kiedy dziadek Jessie postanowił zostawić młodemu Lysandrowi w spadku pierwsze auto - Mercedesa Sec'a 560. Wystarczyło naprawdę niewiele, by najmłodszy z rodziny Velasco został trwale zahipnotyzowany samochodowym rajem, z którego naprawdę nie dało się już wrócić.
    Zrezygnował z planów swych rodziców - prowadzących wspólnie kancelarię prawną - za wszelką cenę starali się wyciągnąć go z iście dla nich złych, garażowych klimatów; stety lub nie, Lysander obłędnie się temu poświęcił, kasując tym samym prawnicze marzenia rodziców do gołego zera.
    Nie żałował, bo dzięki temu zajął się filmem, który w jego oczach był dużo ciekawszy, aniżeli grzebanie w ludzkich śmieciach.
    Był to zdecydowanie okres, w którym poznawało się ludzi godnych zaufania i tych, którzy tylko czerpali korzyści, by potem zniknąć z życia niczym mydlane bańki. Ale Lysander dzięki temu poznał najlepszego przyjaciela Alberta Tylera, który po tych kilkunastu dobrych latach, stał się dla niego bratem z wyboru. Był jedyną osobą, która nie uciekła z układu i nie doniosła nowojorskiej policji na dziejące się w ich otoczeniu wszelakie przemyty. Adrenalina była jedyną z uczuć, którą Velasco czuł i która dawała mu solidnego, energetycznego kopa. Łaknął ją tak bardzo, iż poniekąd stała się dla niego nałogiem i uzależnieniem numer jeden. Nie było dnia, by nie wpakować się w kłopoty, by nie pozyskać części zupełnie bezprawnie, by nie zakręcić się przy nielegalnych handlarzach. Nie zliczyłby tego, ile razy siedział pod jasną żarówką, ciasno spięty metalową kłódką, odpowiadając zwięźle na pytania kryminalnych – dlaczego jedyna? Życie w butach doprowadziło go do tego, że Lys zupełnie wyzbył się uczuć. Ciągły strach i obawy o iskierkę życia w ówczesnych latach dorastania, sprawiły, że Velasco stał się w pewnym sensie aleksytymikiem – emocjonalnym analfabetą. Dla niego to zwykły brak uczuć, dla innych brak umiejętności ich wyrażania i nazywania, bo jednak nie został pustym wrakiem człowieka. W głębi duszy, setki emocji przewracały się, kołtuniły i obijały o siebie, kiedy tylko sytuacja na to wskazywała. Ludzie wiedzą, że mogą tam dotrzeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kim jest dla niego Elise? Zdecydowanie pierwszą kobietą, do której czuł więcej, aniżeli jednorazowe i chwilowe wibracje. Osobą, której ufał i z którą potrafił rozmawiać – bo chciał. Nie dlatego, że znała większość samochodowych tajników, a dlatego, że w jakiejś części przypominała mu siebie samego. Lysander, jako spostrzegawczy typ, zauważył, że ich niektóre ruchy są identyczne; potrafią się śmiać w tym samym momencie, czy nieświadomie przekazują sobie w myślach różnorakie czynny i akcje. Nie potrafił powiedzieć, jakim uczuciem zionie, ale ze szczerą pewnością był w stanie powiedzieć, że jest to coś, czego nie czuł od bardzo dawna i coś, czego nie chciałby stracić. Nawet jeśli Elise miałaby tu tylko przychodzić w celach naprawczych Camaro – było to dla niego kluczem do innej rzeczywistości.

      - Wstawiłem chwile temu odświeżone siedzenia, więc z tapicerki zostało podpiąć radio i migacze. Po ostatniej wymianie koła rozrządu, wszystko śmiga tak, jak powinno. I... pozostało spryskanie fertanem tych drobnych korozji, żeby ruda przestała się tutaj zadomowiać – uśmiechnął się, widząc szczęśliwy wyraz jej twarzy – A następnie zalakierowanie ich i wymiana oleju, płynu chłodniczego i filtrów i wszystko powinno działać jak nowe – dodał, torując dziewczynie przejście do środka, gdzie nowe, skórzane i zaimpregnowane siedzenia zachęcały do przetestowania.
      Samochód zaczął wyglądać naprawdę dobrze.
      Myślałem nawet nad pochromowaniem mu progów. Będzie przyciągał fanów błyskotek - zażartował z lekkim uśmiechem.

      Usuń
  18. Wiedział ile znaczył dla niej samochód, który wziął pod swe skrzydła – miał okazję kiedyś fruwać przez chwilę Camaro, w czasach, kiedy takie samochody były pożądane przez typowych fanatyków Chevroleta. Także znał go na tyle dobrze, by móc w nim poszperać; kilka rzeczy było nowych, ze względu na to, iż każdy model miał własne, unikatowe perełki pod maską, ale nie przysporzyło mu to wielkiego trudu. Zostało im naprawdę niewiele, a określając bliżej, może nawet niecałe dwie godziny roboty.

    Co prawda, nie znał jej historii na wylot; nie czuł się jeszcze na siłach, by widzieć w oczach Elise cierpienie, które zjawiłoby się od razu, gdyby zaczęła opowiadać mu co się wydarzyło tamtego feralnego dnia. Ale Ramsey była naprawdę dobrą towarzyszką i nie chodziło tu wcale o dzielenie pasji garażowej – w duchu był jej wdzięczny, że się przed nim otwierała i zdobywała na oddanie wobec niego choć skrawka zaufania. On również czuł w niej oparcie, bo na ten czas Elizabeth byłą jedyną osobą, której Lysander mógłby bez obaw powierzyć swoje sekrety.
    Samego Scotta kojarzył ze szkolnych korytarzy i dobrze pamiętał, że był równie szalony co rudowłosa, która wtedy w jego objęciach czuła się tak, jak w siódmym niebie. Mieli ze sobą naprawdę wiele wspólnego, więc nic dziwnego, że iskry, chemia i uczucia zjawiły się w mgnieniu oka – i naprawdę przyjemnie się na to patrzyło, bo ta dwójka była niczym z obrazka, a szczęście ulatywało dookoła zarażając przy okazji innych.
    W jej towarzystwie Lys zupełnie zapominał o tytule jaki nosił w czterech ścianach Brooklyn Academy. U boku Elizabeth czuł się wyluzowany, zrelaksowany, a przede wszystkim czuł się swojo ; tak jakby znał ją już dobrych parę lat i nie musiał pamiętać o ciągłym zachowaniu pewnego rodzaju dystansu. Zapominał o szkole i o tym, że naprawiał auto wraz z uczennicą.

    Widział, że jest szczęśliwa i to dawało mu jeszcze większą motywację, by działać i zrobić z tej maszyny cudo. Chciał, żeby Elise znów mogła śmigać na czterech kołach, dlatego podjął się naprawy za cenę czystej satysfakcji i jej szczerego uśmiechu. Niczego więcej nie potrzebował, bo tak czy siak, grzebanie w samochodach przynosiło mu dużą radochę.
    Przyglądał się dziewczynie, która stabilnie objęła dłońmi skórzaną kierownicę – nie musiała odzywać się ani słowem, bo Lysander już wiedział i wyczuł to, jak bardzo chciałaby nim ruszyć. Dopiero gdy wyszła nieco zgaszona z auta, zdał sobie sprawę, że wciąż chodziło o bolącą nogę i wydarzenia z tym związane. Jej blady uśmiech potrafił wyśpiewać mu niemalże wszystko.
    Pokiwał głową na słowa Elise, która od razu zabrała się za kierunkowskazy. On także wrócił w milczeniu do smarowania rdzy, od czasu do czasu zerkając na nią i jej sprawne ruchy w gąszczu cienkich kabelków. Kobiety były niekiedy bardziej dopasowane do takiej roboty, aniżeli mężczyźni – ich smukłe dłonie potrafiły wcisnąć się w prawie każdą szparę i nie rozwalić przy tym połowy obudowy.

    - Elise? Ten śrubokręt, tam za twoją lewą nogą... Czy mogłabyś mi go podsunąć? - zapytał po chwili milczenia, podtrzymując dwie małe śrubki, coby ich za chwilę nie zgubić. Choć w jego poprzedniej pracy często zdarzało się tak, że o dziwo kilka maleńkich śrubeczek mu niekiedy zostawało i za żadne skarby nie wiedział skąd, jak i po co. Najważniejsze, że nic się nie rozpadło, a samochody jeździły dokładnie tak, jak powinny.

    Lysander Velasco

    OdpowiedzUsuń
  19. [Widzę to tak... Co ty na to, gdyby Jacky kiedyś u niej mieszkała? I teraz na przykład gadałaby ze swoim jakimś szowinistycznym kumplem i Ellie trochę źle by to zrozumiała? A jak nie, to poszły gdzieś wspominać stare czasy? Gneralnie Jacky może być z tych czasów bijatyk - mogły kiedyś się zlać czy coś, mogła ją wspierać. Dowooolność, ziom xd]

    OdpowiedzUsuń
  20. Lysander stety, lub niestety, nie miał takiej osoby, która byłaby lustrzanym odbiciem jego charakteru, czy całej osobowości. Prawda była też taka, że nigdy nie szukał nikogo, kto mógłby zając ważne miejsce w jego życiu – nie czuł wtedy takiej potrzeby; choć ta z wiekiem zaczęła narastać, to jednak wciąż nie na tyle, by stać się priorytetem. Kiedyś dobrze żyło mu się samemu, albowiem nikt nie mieszał mu się w prywatne sprawy, które ocierały się o karalne wykroczenia. Nie mógł wyobrazić sobie życia z kimkolwiek, kto musiałby chociażby znosić nocne najazdy policji, czy groźby od amerykańskich handlarzy przykładających do skroni broń. Owszem, życie na krawędzi przynosiło największy przypływ adrenaliny, lecz sama krawędź była tak wąska i tak stroma, że wystarczył jeden nieodpowiedni krok, by stoczyć się w życiową przepaść i, być może, nigdy z niej nie wyjść.
    Mimo wszystko, nawet jeśli był sobie w stanie wyobrazić jej ogromną stratę, to nie do końca potrafił zrozumieć. Sander nigdy nie przywiązywał się do ludzi, dlatego z biegiem życia przyzwyczajony do wszelakich rozłąk i rozstań, zrozumiał, że jest to nierozłączna część losu. Tak po prostu musiało być – ludzie pojawiają się i znikają, jak coroczny śnieg. Są tacy, którzy zostają na dłużej, ale jest to tak niewielki skrawek, że wręcz do wyliczenia na palcach jednej dłoni. Mimo wszystko ich życie również kiedyś upłynie – jednych szybciej, drugich później – bo tak uformowany został świat.
    Z uśmiechem przyjął śrubokręt i zajął się blacharstwem. Nie było tego wiele, jednak z dokładnością należało zwilżyć wszystkie metalowe części fertanem – oczywiście tylko tam, gdzie zadomowiła się rdza. Kątem oka zerknął, że Elise zajęła się wymianą wszelakich płynów bez których samochód nie miał możliwości poruszenia się, więc ich praca zaczęła zbliżać się ku końcowi.
    Lys starannie wyjął kilka części z nadwozia i płaskim pędzelkiem posmarował miedziane ślady. Fertan dość szybko się nimi zajął, co po kilku minutach zaowocowało zaczernieniem się rdzy i gotowością do lakiernictwa.
    Jej głos wyciągnął go z amoku pracy. Będąc dość wrażliwym na swoje pełne imię, poczuł delikatny dreszcz, jednak szybko przeniósł na nią wzrok i pokiwał głową w potwierdzeniu.
    – Tak, Elise – stanąwszy z garażowych płytek, wytarł dłonie w jedną z walających się szmat – Ścigałem i przegrałem nawet tysiąc dolców... Ale szybko nadrobiłem – dodał, opierając się o przybrudzone smarem biurko.
    – A dlaczego pytasz?
    To też niosło ze sobą ogromne ryzyko i już nawet nie chodzi o mandaty czy konfiskatę samochodu, ale o to, że bardzo łatwo można było się rozbić. Lysandrowi szczęście dopisywało na tyle, że uniknął wypadków, choć było ku nim strasznie blisko. Ale nie ścigał się zawodowo, raczej dla frajdy i sprawdzenia fury, nawet jeśli w grę wchodziły duże pieniądze. Bo zdecydowanie wolał oddać plik banknotów, aniżeli samochód, którego wartość mogła wzrosnąć kilkanaście razy.

    Lysander Velasco

    OdpowiedzUsuń
  21. Chryzantemy złociste3 marca 2016 14:39

    [Czy jest chęć na wątek z Francisem?]

    OdpowiedzUsuń
  22. Elizabeth strasznie intrygowała go swoją osobą – jej spojrzenie i sposób bycia był dla niego czymś zupełnie nowym, co szalenie go ciekawiło. Z jednej strony czuł, że jej wzrok odznacza się skuteczną dominacją, ale z drugiej, widział w nim pewnego rodzaju ciepło bijące gdzieś z wnętrza, mimo, że tęczówki rudowłosej ziębiły głębią kobaltowego koloru. Lubił ją obserwować i czytać mowę jej ciała, choć ta niekiedy potrafiła go nawet onieśmielić.
    Kiedy tak zwinnie przemknęła ocierając się o jego udo, poczuł delikatny acz przyjemny dreszcz, który zamiast go speszyć, zdecydowanie zażądał sobie więcej. Na szczęście Lysander ze swoją silną wolą był w stanie poskromić różnorakie emocje i zachować się tak, jak należy, nawet jeśli myśli wabiły go nieokiełznanie do przyciągnięcia Elise i rozkoszowania się jej dotykiem.
    Dopiero po chwili przeanalizował jej prośbę i bez słowa sięgnął po kanister, by następnie wlać wodę w przewód prowadzący do chłodnicy.
    Co do wyścigów nie był do końca przekonany, czy pomysł był na tyle dobry, aby wprowadzić go w życie. Obawy zawładnęły przez chwilę jego głową, skutecznie próbując zmusić Lysandra do odmówienia, jednak ostatecznie odnalazł w nich przebłyski jakiegoś sensu, który ponownie sprowadził go na ziemię. Wiedział, że Ramsey uwielbiała ten wóz jak i związaną z nim prędkość – nie chciał zabierać jej czegoś, co wprawiało ją w idealny nastrój, tym bardziej, że auto niebawem będzie gotowe do pierwszego testu. I choć noga dziewczyny wciąż dawała o sobie znać, nie uważał, że musi być powodem odmawiania sobie takich przyjemności, albo kompletnej rezygnacji z bycia kierowcą.
    - Dobrze, jeśli masz ochotę, to czemu nie – odezwał się, z lekko wyczuwalną nutą niepewności w głosie. Podszedłszy do regału, sięgnął kilka potrzebnych rzeczy do lakierowania, w których oprócz samego lakieru, znajdowały się wszelakie papiery i główne narzędzie, czyli pistolet. Stanąwszy obok dziewczyny, zlustrował ją wzrokiem i uniósł kąciki ust w górę.
    - Ale to ma być zabawa, Elise, a nie rajdy Dakar – dodał żartobliwie i zabrał się do lakiernictwa.
    Poszczególne punkty, gdzie ówcześnie mieszkała rdza, zmatowił papierem dwieście czterdzieści na szlifierce oscylacyjnej i po otarciu przeciwpyłową ściereczką, nałożył staranie podkład akrylowy, który niestety musiał sobie najpierw wyschnąć, by móc zabrać się za resztę.
    W międzyczasie przygotował sobie p500 i p800, którymi na mokro obleci całość po wyschnięciu. Przysunął bliżej siebie metaliczną bazę – sądził, że maksymalnie dwie warstwy wystarczą na pokrycie tych drobnych korozji – pigment koloru czarnego i lakier bezbarwny do ostatecznego zaimpregnowania. Wyciągnąwszy z pudełeczka pistolet, wsunął na niego dyszę 1.4 i rozejrzał się za kompresorem stojącym samotnie pod ścianą.

    Lysander Velasco

    OdpowiedzUsuń
  23. [Mam taki pomysł, że nasze postacie mieszkają po sąsiedzku. Pewnego razu będzie tak głośno w eterze (xD), że Elise pomyśli, że to Frankie znowu urządził kolejną pijacką imprezę. W pewnym momencie nie wytrzyma i pójdzie mu z chęcią zrobić awanturkę i tutaj będzie jej zdziwienie, kiedy chlopak otworzy jej drzwi, w piżamie, z kotem pod pachą i stoperami w uszach, a na dodatek u niego cisza będzie. I będą planować słodką zemstę nad tym, kto przerywa im spanie :)]

    OdpowiedzUsuń
  24. [Mogą się znajomić :D I tak, ty zaczynasz :)]

    OdpowiedzUsuń
  25. [Może z jakiegoś niewiadomego powodu El nie będzie go lubiła? I za każdym razem będzie z nim się kłócić albo docinać?]

    OdpowiedzUsuń
  26. [Jeśli blog nie upadnie (oby!) to może będzie okazja do rozszerzenia tej historii :) Na wątek jestem bardzo chętna, po to tu jestem, jakby nie patrzeć. Myślałam o czymś w stylu znajomości internetowej - może E. nie lubi opowiadać o sobie ludziom ot tak, ale mogłaby się zwierzyć nieznajomemu ze swoich problemów, w końcu przecież nigdy nie spotkają się na żywo. Ot taki początek "czegoś" urodził się w mojej głowie.]

    Liam

    OdpowiedzUsuń
  27. [Wiesz, Liam i Noah od początku uczą się w tej szkole, więc raczej Liam może kojarzyć Elise z widzenia, ale nie koniecznie musi znać jej historię. Nie koniecznie interesuje się życiem innych. Jest… ekhem bardziej skupiony na sobie, a przynajmniej z pozoru. A oni wcale nie musieliby widzieć swoich zdjęć i znać prawdziwych imion. Mogliby się bronić przed wyjściem poza świat wirtualny z obawy, że w realnym ich znajomość i rozmowy nie kleiłyby się wcale. Oczywiście ten pomysł nie jest jakoś specjalnie dopracowany, możemy go modyfikować, dodawać nowe rzeczy, komplikować i tak dalej. Sama nie wiem ;)]

    Liam

    OdpowiedzUsuń
  28. [Liama? Hmmm… myślę, że w sumie wszędzie. W bibliotece, w pracowniach plastycznych, na siłowni czy sali gimnastycznej. Może się znajdować gdziekolwiek choćby po to by znaleźć inspirację do kolejnych arcydzieł ;)]

    Liam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Co do długości - jeśli masz na myśli komentarz, to myślę że średnio 200-300 chyba ok, oczywiście jeśli wolisz dłuższe to nie ma problemu, ale nie obiecuję, że się odwdzięczę, bo jeszcze nie do końca się wczułam w klimat blogowania po około 2 latach przerwy ;)]

      Usuń
  29. Z pewnością trochę się martwił o stan Elise. Nie chciał narażać jej na żadne bóle związane z objawami powypadkowymi, jakich ówcześnie doznała. Poza tym, owe uczuciowe pamiątki wciąż dawały rudowłosej o sobie znać, a równie dobrze mogły nasilić się jeszcze bardziej. I tego Lysander by nie zniósł.
    Uważał, że i tak wystarczająco wycierpiała, a co będzie, jeśli nagle złapie ją cholerny skurcz? Akurat przy jednym z zakrętów? Oczywiście, nie miał zamiaru podważać jej umiejętności, jako kierowcy, bo wiedział, że z łatwością można było wpisać ją na listę dobrych piratów, jednak jakieś obawy wciąż w jego głowie pozostawały. Mimo wszystko, stwierdził, że dla zwykłej zabawy i bez zaciętości – przynajmniej z jego strony, bo Lys postanowił zwyczajnie dać za wygraną – jest w stanie zgodzić się na małe wyścigi.
    - Jasne, że się martwię, musiałbym być dupkiem, by ot tak pozwolić Ci na samowolną, szaleńczą jazdę – odparł z nieco żartobliwym i nadopiekuńczym tonem.
    Doskoczywszy po kompresor, zajął się odpowiednim malowaniem wcześniej zabezpieczonych korozji. Nim gdziekolwiek ruszą, najpierw muszą dokończyć pozostałości, których zostało już teraz niewiele.
    Zmatowiwszy wcześniej dokładnie każdy skrawek nadwozia, zaczął rozrabiać bazę, która była w tym momencie ostatecznością, jeśli chodzi o lakierowanie. Nim jednak zabrał się do wymachiwania pistoletem pneumatycznym, skupił się na poczynaniach Elizabeth – przy okazji akryl zdążył się polubić i dobrze złączyć z blachą Camaro – która z zadowoleniem przekręciła kluczyk w stacyjce. Ucieszyło go ciche mruczenie koła rozrządu, które po wymianie płynnie śpiewało sobie pod maską, pozwalając tłokom przejąć górę nad całą melodią graną z silnika. W tej chwili przypomniało mu się, że zamówił też dla Elise filtr węglowy – zatem stanąwszy, podszedł do biurka i sięgnął po kartonik, który następnie wręczył błękitnookiej.
    - Jego miejsce jest tuż pod deską rozdzielczą – dodał z uśmiechem.
    Takie szczegóły, choć dla niektórych mało ważne, to dla samego komfortu jazdy wydawały się bardzo konieczne. A przy tak gęstym mieście, jakim jest Nowy Jork, z pewnością przyda się filtrowane powietrze w kabinie, by nie zakrztusić się od unoszących się wszędzie spalin.
    Wróciwszy do lakierowania, zerknął na stan bazy i chwyciwszy pistolet, nałożył dyszę, podpiął go szczelnie do kompresora i odpalił ów maszynę, by pokryć ślady stałym lakierem.
    Oczywiście nie był jakimś samochodowym ekspertem, jednak to, co powinien wiedzieć, zwyczajnie wiedział z doświadczenia nastoletniego, które stabilnie uchowało się w jego głowie. I Sander naprawdę to lubił – wprawiało go to w stan ukojenia i zrelaksowania, a widząc efekty pracy dawało także wielką satysfakcję.
    Natomiast, jeśli o szkołę i uczennice chodziło, nie bardzo zwracał uwagę na to, czy któraś do niego wzdycha – w ogóle nie brał czegoś takiego pod uwagę, bo sam nie zatrudnił się tam po to aby wyrywać młodsze panny. Dlatego też nie kategoryzował tego w żaden sposób, a wszystkich utrzymywał na równym poziomie w kontaktach, który zwykle nie przekraczał zasad moralnych. Pomijając Elise, która od pewnego czasu stała się dla Lysandra ważniejszą osobą, a wnet owocem zakazanym – nie ważne, jak bardzo blisko chciałby być, to według wielu zasad nie mógł. Choć jego myśli często oscylowały w tych kierunkach, a nawet wyobrażały sobie rozmaite sytuacje, to wciąż wszystko pozostawało tylko i wyłącznie w ścianach jego głowy i najpewniej jeszcze długo tam pozostanie.

    Lysander Velasco

    OdpowiedzUsuń
  30. Sander uśmiechnął się na jej słowa i pokiwał delikatnie głową w celu ich potwierdzenia. Cóż, Elise miała w tym wypadku rację, jeśli chodzi o stwierdzenie, że każdy z nas ma w sobie cząstkę łajdactwa. Nie ważne, czy to kobieta, czy mężczyzna – złe cechy przemawiają przez obie te płcie, niemalże identycznie.
    Nie zdziwiło go nic, a nic w jej wypowiedzi, bo dobrze wiedział, że Ramsey z natury jest bezpośrednią osobą. I poniekąd właśnie to w niej lubił, gdyż on sam nie miał problemu z wyrażaniem opinii prosto z mostu. Nie baczył nawet na tego skutki, bo uważał, że to szczerość w każdym calu jest podstawową cechą dobrego funkcjonowania. Czyż nie prawdą jest, że ludziom żyłoby się prościej, gdyby nie obwijali w bawełnę? Zdaniem Lysandra tak – stąd nie miałby żadnych skrupułów.
    Dokończywszy lakierowanie prawie równo z zadaniem Elizabeth, zabrał się za porządkowanie narzędzi, coby ich nie pogubić. A tego Velasco by nie zniósł, bo szczerze nie cierpiał szukać czegokolwiek na ostatnią chwilę; dysze i papiery na pewno mu się jeszcze kiedyś przydadzą. A nawet ta mała zatyczka na pistolet miała wielkie znaczenie... Dlatego podniósłszy ją spod koła Camaro, dmuchnął silnie i nałożył w odpowiednie miejsce.
    - Oczywiście, że piękny – przyznał, zerkając na płomiennowłosą, która przystanęła tuż obok – Nie tylko wygląda, ale i zasuwa – zapewnił rozbawiony, ścierając z maski auta kilka pyłków kurzu.
    Tak. Oboje odwalili naprawdę kawał dobrej roboty – Lysander, mimo że robił to dla Elise z czystej chęci, czuł się naprawdę usatysfakcjonowany, a widok jej uśmiechu, dodawał mu jeszcze większej energii. Camaro to naprawdę dobry wóz, zresztą równie dobry co piękny, dlatego nie mógł ot tak pójść w odstawkę. I z drugiej strony nie było sensu wkładać w niego tysięcy dolców, które zażyczyłby sobie jakiś warsztat – między innymi również dlatego Lysander zechciał brać w tym udział. Nie dość, że sprawił Elise przyjemność, to mógł się odciąć od świata przy naprawie tego cacka.
    Wracając do rzeczywistości – wyszłoby na to, że skończyli. Lysowi przebiegło kilka pomysłów przez głowę, jednak na razie postanowił szczelnie je tram zamknąć. Sam nie był pewien, czy konkretne propozycje nie zrażą Elizabeth, a tego wolał uniknąć. Ale zostało im jeszcze trochę wieczoru, który mogliby jakoś wykorzystać, chyba że Elise miała jakieś plany.
    - Jak uczcimy zakończenie reperowania? - zerknął na nią, unosząc nieznacznie brew. Przy okazji dał kilka kroków, obchodząc auto do połowy, w razie gdyby miał sobie w związku z nim coś jeszcze przypomnieć.

    Lysander Velasco

    OdpowiedzUsuń
  31. To nawet lepiej, że pozwoliła mu samemu uporządkować własne manatki. Otóż, Sander szczerze nie lubił, kiedy ktoś przestawiał mu cokolwiek, albowiem musiał wtedy się nieźle naszukać. A to wprawiało go w poddenerwowanie. Nie wiedział, czy wyczytała to z jego myśli, wyczuła, czy to zwykły zbieg okoliczności, ale nawet mu ulżyło, że nie musiał jej w tej kwestii pouczać. Zresztą, był pewien, że rozumie – szczególnie porządek w miejscu tak świętym jak garaż. On postąpiłby identycznie, mógłby ewentualnie wynieść śmieci, bo to jedyna rzecz, o którą w trakcie sprzątania nie trzeba było się martwić, a jej zaginięcie było wręcz pożądane. A garaż – jak wszystkim wiadomo – jest skupiskiem wielu kluczy, śrubek, miar, kawałków metalu, które choć leżą w nim od kilku lat, to przecież zawsze mogą się przydać.
    No dobrze. W przypadku Lysandra było też tak, że u niego w garażu każdy klucz miał swoje miejsce i nie to, że dobrze by było, gdyby na nie wrócił – miał obowiązek się tam z powrotem znaleźć.
    Wysłuchawszy słów Elizabeth, uśmiechał się tylko, a skończywszy porządkowanie, wytarł ubrudzone od oleju dłonie po raz kolejny w starą szmatę. Velasco nie tyle, co czytał jej w myślach, ale sam wiedział do czego we własnej główce dąży. Poprzednie pytanie było tylko podstępnym zapytaniem o zgodę, a z jej wypowiedzi wywnioskował, że Elise chętnie pisze się na jego towarzystwo.
    Zerknąwszy na wiszący na ścianie zegar, podszedł do Ramsey na dzielącą ich niewielką odległość.
    - Godzina dwudziesta trzydzieści w Peter Luger Steak House przy Broadway – wypowiedział, lustrując ją nieznacznie. Specjalnie dał im godzinowy zapas na ogarnięcie się, zresztą on zdążył się już umazać w będącym wszędzie smarze i walającym kurzu na tyle, że przydałby mu się szybki prysznic i założenie jakiś sensownych ciuchów. Oczywiście bez przesady – żaden garnitur nie wchodził w grę, ale w zużytym ubraniu roboczym zwykle nie szlajał się po mieście. Chyba, że musiał nagle gnać po płyn na stację.
    I tak nie zamierzałby jej odpuścić, więc nawet jeśli nie zgodziłaby się teraz, to spokojnie próbowałby następnym razem.
    - Mam nadzieję, że się nie wystraszysz – dodał bardzo wyraźnie, okraszając spojrzenie nutą podstępu, a uśmiech ćwierćnutą ironii. Utkwił zielone tęczówki w lodowatych oczach Elise, próbując doszukać się w nich jakiś skrajnie głębszych uczuć. Przyjrzał się dokładnie każdej plamce, dziurce i wszystkim iskierkom, a kiedy zdał sobie sprawę, że bezpośrednio się w nich zatracił, zamrugał kilkakrotnie i wrócił do przestawiania stojących na blacie pojemników.
    Dobrze wiedział, że takie spotkanie dla Elizabeth nie jest niczym strasznym, ale Lys zauważył, że takie drobne droczenie się z rudowłosą sprawiało mu przyjemność i nieco rozbawiało. Był ciekaw jak zareaguje, ale podekscytowanie związane z myślą o owym spotkaniu powodowało, że mimowolnie uśmiechał się pod nosem. Chciał z nią porozmawiać, bo mimo wszystko, z krótkich rozmów za wiele się nie dowiedział, a Elise bardzo go intrygowała. Pozostawiała wieczny niedosyt – dlatego Sander nie omieszkałby próbować do skutku z wyciąganiem jej na coś na zasadzie kolacji.
    Odstawiwszy ostatnie pudełeczka, mógł oficjalnie uznać zakończenie pracy.

    Lysander Velasco

    OdpowiedzUsuń
  32. [Ja ci odpiszę, a ty mnie olejesz jak ostatnio? xDD Meh, ale Adaś na pewno ma słabość do rudych, więc fakt - muszą mieć wątek xd Skuszę się, ale tym razem ty wymyślasz ;P
    Generalnie jadę na resztkach weny i próbuję ją zmusić do wznowienia produkcji.]

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  33. [O popatrz i jak znalazł wpasowałaby się w powiązanie z ogniem, nawet kolor włosów go przypomina. Mogłybyśmy pokombinować z tą kochanką, bo w sumie Mosley przecież zawsze spada z deszczu pod rynnę, więc i tym razem mogłaby się wplątać w burzliwy romans z kobietą ;)]

    Raven

    OdpowiedzUsuń
  34. [Osobiście myślę, że mogłyby już w tym romansie tkwić, co mogłoby również tłumaczyć ten „protektorat”, o którym wspomniałaś, ale jeśli masz ochotę poprowadzić to inaczej to nie ma problemu – zwykle się dostosowuję do współautora. Jeśli chodzi o zakochiwanie? To może trochę za duże słowo, ale Raven z pewnością się do Ramsey przyzwyczai, może nawet sama będzie myślała, że jest zakochana. Nie ważne, dramaty są fajne. Życzeń w tej chwili do spełnienia nie mam, ale zachowuję obietnicę ich spełnienia na później w razie jakby mi coś do głowy wpadło <3]

    Raven

    OdpowiedzUsuń
  35. [Nah, o to właśnie chodzi w Adamie, że się wszystkim wydaje, że mu się nie chce i dlatego są mało ostrożni xd Jak mu się zachce, to aż się zdziwisz xd Ale coś ich łączy - Adaś też żyje jak chce, więc nic obiecać nie mogę - z góry przeprasza za wszystko co zrobi xD
    Myślę tylko czy on by wiedział o śmierci Jacka. Bo jeżeli tak, to pewnie byłby na pogrzebie... hm.]

    Poprawił ramię plecaka na ramieniu i wsunął dłonie do tylnych kieszeni obserwując potężny gmach szkoły. Ta, w której był na wymianie nie była, aż tak niezwykła, a na pewno pozwalała n mniejszy rozwój, no ale to było dla niego dobre, bo przynajmniej w ogóle nie musiał się na niej skupiać oddając się całkowicie pracy.
    Podczas całej swojej nieobecności nie pozwolił sobie choćby na chwilę na powrót myślami w to miejsce do osób za którymi mógłby tęsknić, albo spraw, których tak naprawdę nie dokończył. Z tego też powodu nie lubił się żegnać i informować o wyjazdach - zupełnie jakby uważał, że dzięki temu wszystkie jego znajomości pozostaną w zawieszeniu i jak wróci to wszystko zacznie się od tego miejsca, w którym się skończyło. Oczywiście nigdy jeszcze tak się nie stało. A mimo to wciąż najwyraźniej próbował.
    Kątem oka dostrzegł Rudą. Przesunął po niej wzrokiem, choć już po samych włosach był pewny w kim ma do czynienia. Zrobił to tylko po to, by się upewnić! Uśmiechnął się lekko i skierował kroki w jej stronę. Była chyba jedną z maksymalnie pięciu osób, którym powiedział o wyjeździe. Znaczy jej i Jackowi, ale zawsze uważał ich za dwugłowego potwora. I tak w gwoli ścisłości do tej pory nie wiedział czemu to zrobił, po prostu jak na niego patrzyła, to jakby mu duszę wysysała i jego pierwiastek szczęścia. Cholerny dementor.
    Szedł za nią i widział jak kulała, co całkowicie psuło jej dotychczasowy płynny chód od którego dużo ciężej szło oderwać wzrok. Kiedy tylko ją dogonił, podniósł ją i wziął na ręce, pozwalając by obie nogi dyndały jej po jego prawej stronie.
    - Czy ty przytyłaś? - spytał, po czym lekko ją podrzucił i na nowo złapał. Facet z zerowym instynktem samozachowawczym wrócił do szkoły.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  36. [Przybywam więc do tej rudej istotki i od razu nieśmiało zwrócę uwagę na błąd w karcie - "zawahania" napisane przez ch. Przepraszam, taki nawyk ;_;
    Co powiesz na przyjaciół z dzieciństwa, którzy jako małe bachory spędzali ze sobą wakacje z powodu zaprzyjaźnionych rodzin? Wspomnienia o zamkach z piasku i wrzucania się do morza, a potem ciche mijanie się na korytarzach szkoły?]

    Jeremy

    OdpowiedzUsuń
  37. [A, to jak najbardziej możemy iść w coś innego, w końcu nie chcemy, żebyś się znudziła :D
    Akcja może być jak najbardziej, tyle że tutaj akurat nigdy nie mogę nic dobrego wymyślić, więc zdaję się na Ciebie. Oczywiście handel wymienny, za pomysł zacznę <3]

    Jeremy

    OdpowiedzUsuń
  38. [ba, że pozwalam!

    Lilo i ja mogłybyśmy się w niej zakochać. świetna jest. <3]

    Lilach.

    OdpowiedzUsuń
  39. [hmm, właściwie wątek romantyczny (tfu, tfu) już jeden mam odgórnie zaplanowany, także Lilach raczej nie zakocha się w dwóch osobach naraz. :c ale siostrzyczką ukochaną może być dla niej Twoja panna, zwłaszcza, że swojej nie poznała - chyba, że mi się trafi jakiś chętny do takiego powiązania, albo coś. :D]

    Lilo.

    OdpowiedzUsuń
  40. [Jeremy. <3
    hm... może by tak Lilo wpadła do Ramsey na coś w stylu siostrzanego wieczorka? ot, taki punkt zaczepienia, dalej się to pociągnie. :3]

    Lilo.

    OdpowiedzUsuń
  41. Jazda na rowerze po Nowym Jorku była przyzwyczajeniem, które wymagało poświęceń. Jeremy pamiętał, że na samym początku tęsknił za wygodą taksówek, jednak z jakiegoś powodu postanowił sobie, że dwukołowiec zostanie jego jedynym środkiem transportu, nie licząc sytuacji kryzysowych, czyli na przykład wracania po imprezie na kacu albo zdawania projektów, kiedy to musiał przewieźć do szkoły swoją ogromną teczkę z pracami.
    Nie spodziewał się, że jego dzisiejsza sesja u psychologa skończy się później. Gdyby nie problematyczna pacjentka przed nim, która nie chciała wyjść i trzeba było wzywać ochronę, zapewne wyszedłby jakąś godzinę wcześniej. Tymczasem właśnie zapadł zmrok i musiał wracać do domu po ciemku. Spojrzał na bezgwiezdne niebo przecinane konstrukcjami wieżowców i westchnął cicho. Odgarnął dredy do tyłu i zebrał je grubą gumką do włosów w gruby, mięsisty kok. Przełożył sobie pasek torby przez ramię i wsiadł na rower, po czym wyjechał na chodnik. Nie ryzykował i nie wyjeżdżał na ulice Nowego Jorku. Mimo wszystko starał się szanować swoje życie, jedynie czasami fantazjując o tym, co by było, gdyby nałykał się tabletek i zapił mnóstwem alkoholu. Przygryzł dolną wargę, skręcając w jedną z niezbyt przyjemnych o tej porze uliczek, którą zawsze wracał do domu. Był jednym z tych szczęściarzy, którzy mieli podwórko, domek jednorodzinny i sporawy garaż, który został przez niego zajęty, gdy rodzice sprzedali auto.
    Czasami czuł niesamowity wstręt do tego miasta. Bywały jednak dni, kiedy odnajdywał w nim jakiegoś rodzaju piękno. To była jedna z tych chwil. Obserwował światełka pochodzące z okien wszystkich budynków, rozświetlające ciemne ulice. Nowy Jork miał swoje własne gwiazdy i nie potrzebował tych na niebie.
    Czyjś krzyk dobiegł jego uszu i nagle ocknął się z zamyślenia. Rozejrzał się wokół, wciąż jadąc przed siebie. Jakieś rozmowy rozlegały się między budynkami, choć był pewien, że nikogo tu wcześniej nie było. Zmarszczył brwi, postanawiając się nie zatrzymywać. To nie była przyjemna okolica. Pojechałby dalej, nie zwracając uwagi na to, co właściwie się działo, zatrzymały go jednak znajome rude pukle, które mignęły mu gdzieś z boku w świetle lampki jego roweru. Usłyszał kolejny urwany krzyk. Bez namysłu zsiadł, zostawił pojazd, pozwalając mu się przewrócić na ziemię, po czym ruszył kilka metrów z powrotem.
    Nie mylił się, znał tę dziewczynę. W jednej z przecznic stał nikt inny, jak Elizabeth Ramsey. Rozmawiała z jakimś chłopakiem. Jeremy dopiero po paru sekundach zauważył krew lecącą jej z nosa. Gdy nieznajomy ponownie zamachnął się na dziewczynę, jego mięśnie lekko się napięły.
    – Ej! – zawołał, zanim ten zdążył ją uderzyć. – Co ty odpieprzasz, zostaw ją! – Ruszył w ich stronę.
    Nie wiedział, co robił. Nie lubił mieszać się do cudzych spraw, nie potrafił się też dobrze bić. Znał jednak kilka faktów powszechnie dostępnych dla każdego ucznia Brooklyn Art Academy. Ramsey była popularna jeszcze przed swoim wypadkiem, teraz jednak każdy kojarzył ją z powodu jej nierównomiernego chodu i powtarzanej klasy.
    Żołądek Jeremiego podskoczył do gardła. Co on właściwie wyrabiał? Powinien zadzwonić po policję, a nie się mieszać. Nie miał żadnych szans, nie był typem bohatera.
    – Spierdalaj – warknął nieznajomy, trzymający Elizabeth tak, że przyciskał ją do ściany jednego z budynków.
    Jeremy pluł sobie w brodę, że po prostu nie przełożył spotkania z psychologiem na inny dzień. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

    niedorajda Jeremy

    OdpowiedzUsuń
  42. Rozstania są trudne, zwłaszcza jeśli mimo wszystko nadal zależy Ci na tej drugiej osobie. Kiedy boli gdzieś tam, gdzie powinno być serce, ale wiesz doskonale, że już go tam nie ma, bo zostało wyrwane z Twojej piersi, rzucone na ziemię i rozdarte ostrym obcasem jej drogiego buta. To było dobre kilka miesięcy temu, a jednak drzazga nadal gdzieś tam tkwi i drażni od czasu do czasu swą obecnością. W sumie, gdyby nie ta sytuacja pewnie nigdy nie poznałby Lisicy. Internetowa przyjaciółka pojawiła się w jego życiu w idealnym momencie – nie chciał żalić się ze swoich problemów nikomu ze swojego otoczenia. Ktoś taki jak ona był idealnym wyjściem. To z nią mógł porozmawiać o wszystkim i o niczym, jej opowiedzieć o swoich obawach i wysłuchać jej problemów, doradzić czy samemu spytać o radę. Nie znali swoich imion i nie widzieli swoich twarzy, w sumie nawet nie mieli zamiaru się spotkać. Bo i po co? Przecież to mogłoby wszystko zepsuć. Było dobrze tak, jak było.
    Jednak ciekawość czasami powoduje, że robimy coś, o czym wcześniej nawet nie myśleliśmy – wystarczy iskra by wszcząć pożar i właśnie tak było tym razem, a iskrą okazał się podpis pod jednym ze szkolnych artykułów, który Liam znalazł pewnego popołudnia. Chichot Losu. W pierwszej chwili uznał to za zwyczajny zbieg okoliczności, ale coś nie dawało mu spokoju. Może to podobny styl pisania, a może coś zupełnie innego sprawiło, że Castor zdecydował się rozwiązać tę zagadkę. Następnego ranka miał zacząć węszyć.
    „Cześć Lisku, wstawaj. Zaczął się nowy dzień, nowe wyzwania przed Tobą!” - wiadomość została dostarczona.
    Przerzucił przez ramię plecak i wyszedł z domu nieco wcześniej niż zwykle. Wskoczył za kierownicę bordowego Range Rovera i ruszył w kierunku BAA. Droga do szkoły zajęła mu sporo czasu przez spore korki, ale udało mu się dotrzeć nim rozbrzmiał pierwszy dzwonek. Zaparkował samochód i wysiadł z auta, o mały włos nie uderzając drzwiami w samochód obok, z którego właśnie wysiadała rudowłosa dziewczyna. To dziwne… tym samochodem był czarny Chevrolet Camaro SS.
    - To rocznik ’67? – zawołał za odchodzącą Ramsey, którą znał z widzenia.

    detektyw Liam

    OdpowiedzUsuń
  43. [Zdrowo popieprzonego..? Hmm.. czyli coś w stylu: Elise zostaje porwana przez UFO, z racji tego, że nie ma kto podwozić Jamesa do szkoły, to on konstruuje statek kosmiczny i leci jej na ratunek, niestety przy próbie odbicia zacina się laserowy miotacz i w ten sposób oboje lądują w kosmicznym lochu, przez co to Scott musi ich teraz ratować? Scott przylatuje do nich swoim statkiem kosmicznym, który"pożyczył" z pracy, oczywiście udaje mu się ich wyciągnąć, ale kosmici się orientują i zaczyna się bitwa na laserowe miotacze kosmicznego ognia. Ostatecznie trącą jeden z silników, ale udaje im się uciec kosmitom, no i wracają na Ziemie kończąc w barze i pijąc zimne piwko... Ale to chyba zbyt popieprzone xD
    Chociaż możemy przyjąć, że Elise na jakieś zaliczenie musi nakręcić film, a James jej będzie w tym pomagał. ;D Chyba, że wolisz jakieś bardziej życiowe dramaty. xD]

    James

    OdpowiedzUsuń
  44. Owszem ostatnimi czasy kontakt tej dwójki ze sobą nieco stracił na częstotliwości wymienianych wiadomości – kiedyś potrafili wymieniać e-maile czy smsy całymi dniami i nocami, a teraz wszystko nieco się zatarło. Liam miał wrażenie, że za bardzo się do siebie zbliżyli, że choć wcale tego nie chcieli i starali się pozostać anonimowi to wiedzieli o sobie dużo więcej niż zakładali na początku. I może to ich nieco przeraziło. Ta podejrzana bliskość pomimo, że z dwóch stron różnych telefonów czy komputerów. Dziwne przyzwyczajenie i świadomość, że ta druga osoba tam jest i zawsze będzie. Otóż nie, nic nie jest wieczne i niczego nie można być na tym świecie pewnym. Zawsze coś może się zepsuć, zawsze coś może się wydarzyć. Zło nigdy nie śpi.
    Elisabeth Ramsey znał z widzenia – ot kolejna twarz, która wielokrotnie przewijała się przez korytarze, ot kolejna osoba którą kojarzył, a z którą do tej pory chyba nigdy nie zamienił więcej niż dwa słowa. To Noah powinien wiedzieć o niej więcej, prawdopodobnie chodzili razem do jednej klasy.
    Zatrzasnął za sobą drzwi samochodu i nacisnął na pilocie przycisk odpowiadający za zamykanie auta. Światła zamrugały kilkakrotnie sygnalizując włączenie się alarmu, a Liam mógł spokojnie odejść. Zatrzymał się jednak obok rudowłosej, aczkolwiek w tej chwili bardziej interesował go jej samochód niżeli ona sama. Nie znał się na starych samochodach, ale ten jeden kojarzył właśnie dzięki Lisicy - tak wiele o nim mówiła, to był jej ukochany samochód, jej dziecko, jej największa miłość. Uśmiechnął się pod nosem na myśl o ich rozmowach na ten temat.
    - Nie interesują – odparł zgodnie z prawdą, ale mimo wszystko przeszedł dookoła auta uważnie go oglądając z każdej strony, by po chwili wrócić do Ramsey. – Po prostu znam kogoś kto ma takiego samego – wyznał, wzruszając ramionami. – I uważa go za swój największy skarb.
    Zagryzł lekko dolną wargę.
    - Wiesz może czy dużo jest takich aut w okolicy? – skoro się interesowała tymi modelami, to może wiedziała coś na ten temat. To mógł być początek jego śledztwa, bo wiedział, że dziewczyna podpisująca się Nickiem „Chichot Losu” również mieszka w Nowym Jorku lub okolicy.

    węszący Liam

    OdpowiedzUsuń
  45. Jak dla niego to mogło by być nawet komplementem. Tak jakby. Znaczy... po prostu nie potrafiłby jej nie powiedzieć czegoś co mu siedziało w głowie, jak na niego patrzyła. Jak już nie patrzyła, to nie miał z tym problemu. A najśmieszniejsze było chyba to, że ona najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy, że ma na niego taki wpływ. I dobrze, on naprawdę nie zamierzał jej tego uświadamiać, bo jeszcze poczułaby się wyjątkowa, albo próbowałaby to wykorzystać i same problemy by z tego powstały. Niech uważała, że to nic nadzwyczajnego, że wiedziała o jego wyjeździe. Wystarczyło, że on zdawał sobie sprawę z tego, jakie to niecodzienne.
    Fakt, chód nie był najważniejszy, ale był facetem i musiał zauważyć jego brak. Po za tym był wybitnie spostrzegawczy, mówiąc nieskromnie. Ta jej drapieżność przyciągała do niej wielu facetów, w tym i Adama. On po prostu darzył Jacka za dużym szacunkiem, by cokolwiek kombinować. Aż sam się dziwił, że był taki opanowany, spokojny i jeszcze nigdy nic nie wywinął ani nawet nie planował! I że nie stracił kontroli... tak, zdecydowanie ze znajomości z Rudą był chyba najbardziej dumny. Nobla powinien za to dostać! I złote wydanie Bro Kodeksu w ramce na ścianę. I dyplom. Nie... certyfikat! Tak.
    Zdziwił się jej reakcją, nie spodziewał się takiego... strachu? W jej oczach i oddechu nie poznawał niczego znajomego. Mocniej przyciągnął ją do siebie, ale nie odważył się skomentować tego, ani spytać skąd to się wzięło. Po prostu mocniej ją trzymał, w końcu nie chciał by wypadła.
    - No dobrze, już cię więcej nie podrzucę. - Uniósł kącik ust, udając, że wcale nie wie, o co naprawdę jej chodziło. Ostrożnie poprawił ją sobie na rękach, bez zbędnych gwałtownych ruchów, ale jeżeli sądziła, że ją puści, to się myliła. Upewnił się tylko, że jej torba jej nie przeszkadza, zakładając ją sobie na nadgarstek i szedł tak przed siebie dalej.
    - Jakieś pięć godzin temu, tak myślę. - Wzruszył lekko ramionami patrząc na nią i siłą rzeczy przyglądając się też jej bliznom. Nie podobało mu się, że je miała. Po tej do której mógł dosięgnąć przesunął nieznacznie palcem. - No też chciałbym móc to powiedzieć, ale wydaje mi się, że masz ich trochę więcej niż jak się ostatni raz widzieliśmy. - Rzucił ironicznie.

    Adaś

    OdpowiedzUsuń
  46. Odprowadziwszy rudowłosą wzrokiem do momentu, kiedy znikła mu z oczu, zerknął powierzchownie na Camaro i udał się ze spokojem w górę budynku.
    To, co ważne zostało ostatecznie dokończone, pozostało to, co ważniejsze – spotkanie, które wcześniej w głowie rozplanowywał. Właściwie sam nie był jeszcze do końca pewien, czy jest coś, o czym koniecznie chciałby jej powiedzieć; poza spędzeniem czasu z ognistowłosą istotką, domagał się, rzecz jasna, wielu ważnych informacji, które byłyby w stanie przybliżyć mu jej osobę. Tak naprawdę, gdyby się teraz zastanowić, to Sander za wiele o Elise nie wiedział, a to co wiedział było zarysem krótko przedstawionej przez nią sytuacji – nie zależało mu na wiedzy o tym, czy chodzi spać nago, czy w piżamie, chciał wiedzieć jak się czuje i jak sobie radzi z równocześnie tykającymi wskazówkami zegara. Był świadom, że to co ją spotkało, pozostawiło cholernie rozległą szramę, jednak czas płynął, a wraz z nim ona w jakiś stopniu się goiła.
    Natomiast on nie szykował się na zbyt długi monolog ze swojej strony. Do krasomówców nie należał, opowieści o sobie snuł niezbyt chętnie, ale byłby w stanie odpowiedzieć na wystosowane do niego pytania. Zauważył, że Elizabeth jest nie dość, że spostrzegawcza, to i czujna – gdyby próbował coś ukryć, z pewnością zauważy. Dlatego nie miał też nic do ukrycia, mimo że mogło to tak niekiedy wyglądać. Do jego sposobu bycia trzeba się tylko i wyłącznie przyzwyczaić.
    Skoczywszy do kuchni, przekąsił na szybko coś słodkiego, co zawsze chowało się w drugiej szufladzie kremowego blatu. Za słodkościami przepadał szalenie, toteż były one stałą rzeczą w jego posiadaniu. Nie planował zjadać nic więcej, skoro za chwilę będzie delektował się krwistym stekiem, więc pośpiesznie udał się do łazienki i odkręcił kurek. Woda prysnęła błyskawicznie, pozostawiając na jego rękach setki mniejszych i większych kropelek. Podszedłszy do lustra, uniósł kąciki ust rozbawiony z widoku własnej twarzy – ciekawe dlaczego mu nie powiedziała? Ten pasek smoły pod okiem aż korcił, by go doszczętnie rozmazać po całej twarzy.
    Jako fan długiego pławienia się w rozpienionej wodzie, tym razem zamierzał wziąć naprawdę szybką kąpiel, bez zbędnego rozmyślania i gapienia się w grafitowy sufit, czy unoszącą się znad ceramicznej wanny parę. Zostało mu niewiele czasu, podczas gdy ten gonił nie bacząc na żadną sytuację. Wskoczywszy w nieco starte jeansy i białą koszulkę, wsunął na ramiona szarą marynarkę, gdzieniegdzie zdobioną czerwoną nitką. Dość prosty i standardowy ubiór, nie wyróżniający się niczym szczególnym. Ostatnimi czasy jakoś polubił buty marki Nike, więc zawiązawszy je wygodnie, zlustrował się wzrokiem w nieskazitelnym lustrze i bez żadnych poprawek ruszył dalej.
    Kluczyki jak zwykle leżały w odpowiednim koszyku – Lysander miał nawyk pokładania ich gdzie popadnie, jednak ostatnio zaostrzył swoją wolną wolę – po czym udał się skocznym krokiem do czarnego Pontiaca.
    Rozkoszujący warkot silnika towarzyszył mu przez całą drogę. Jadąc tak w skupieniu, przez chwilę zaczął pogrążać się w różnych, niecodziennych myślach, zatem szybko je spławił wrzucając do odtwarzacza płytę Physical Graffiti autorstwa Led Zeppelin, która jako pierwsza wpadła mu w palce. Co by było gdyby babcia miała wąsy – co by było gdyby Elise...
    - Długo czekasz? - wysiadłszy z samochodu, zwrócił się do Ramsey. Jego zegarek wskazywał równą dwudziestą trzydzieści.

    Lysander Velasco

    OdpowiedzUsuń
  47. Tak to już było z Adamem, że nie zwykł on rozmawiać z ludźmi z którymi powinien o tym, o czym powinien. Zresztą, najpierw sam musiałby to zdefiniować, a był facetem, więc to w żaden sposób mu nie szło. W związku z tym, wolał po prostu nic nie mówić.
    Do tej pory jak przyglądał się dziewczynie nie był pewny jakim sposobem nie trafił do grona zboczonych i wyautowanych. Nie znał jej myśli, ale zdecydowanie nie zgodziłby się ze stwierdzeniem, że wyglądała mniej oszałamiająco. I to nie z grzeczności. Jack by się z nim zgodził... Ah... dlatego potrafił się powstrzymać.
    Hadaway miał niebywały szacunek do siebie i do innych - nie potrafiłby w ogóle interesować się zajętą dziewczyną, a co dopiero taką, której w tym związku było dobrze. Zresztą jego życie było wystarczająco skomplikowane bez samodzielnie tworzonych dramatów życiowych. Dlatego też w znajomości z Rudą był jak najbardziej w porządku, czasem tylko zbyt długo zawieszając wzrok, ale za to raczej nic mu nie groziło.
    Bardziej martwiłoby go to jaki miała na niego wpływ - gdyby faktycznie dłużej o tym pomyślał, ale na to czasu również nie miał.
    I źle mu było jedynie z tym, że nie był przy niej, gdy najbardziej go potrzebowała. Chciał wrócić. Nawet pewnego dnia miał spakowane walizki, ale zatrzymała go podpisana umowa i parę innych drobiazgów. Przyjechał jedynie na pogrzeb. I tak wtedy został parę dni dłużej niż powinien, o czym oczywiście również jej nie wspomniał. Nie potrafił się tylko określić dlaczego w ogóle pojechał - znał Jacka i Rudą, ale czy tak naprawdę dobrze? Jacka przede wszystkim szanował i chciał mu oddać hołd. A Ruda? Musiał się upewnić co u niej, bo jakoś nie potrafił się skupić, a zapewnianie przez telefon nic mu nie dawało.
    Wbrew pozorom co do niektórych osób Adaś był opiekuńczy i wcale nie był zimnym draniem bez serca. Cóż, nie zawsze przynajmniej.
    Od czego on w ogóle zaczął ten wywód? Ah tak, była śliczna. Z tymi swoimi rudymi kudłami i wszystkowiedzącymi oczami.
    - Mówisz? Wolałbym policzyć i się upewnić. - Uśmiechnął się zadziornie zerkając na nią kątem oka. - Jak zawsze czytasz mi w myślach, Ruda. Sądzisz, że jest w ogóle sens bym się odzywał, skoro już tak wszystko wiesz? - Jeszcze raz nieznacznie ją podrzucił i mocniej do siebie przyciągnął, a gdy zamachała nogami tylko zaśmiał się krótko. - No wiesz, mój pierwszy dzień po powrocie, więc chyba wagary byłyby wskazane. - Pokiwał głową w ostatnim momencie zakręcając przed wejściem do szkoły i kierując się do wyjścia ze szkoły, a następnie wzdłuż murów, aż natrafił na dość wąskie przejście między posiadłościami, którędy przeszedł. Popatrzył na nią. Miał parę pomysłów, ale nie wiedział czy wszystkie odpowiadały w tym momencie stanie w jakim się znajdowała. Z drugiej strony pytając zepsułby niespodziankę.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  48. Chyba tak najprościej szło określić ich relacje i faktycznie w tym świetle były one zupełnie nie groźne i jak najbardziej w pełni jasne i klarowne.
    Co do relacji Rudej i Jacka, to z całą pewnością takiego zaufania nie spotykało się względem drugiej osoby na co dzień. Adam prawdopodobnie też mógłby tak komuś zaufać - kiedyś, ale na pewno nigdy nie zaufałby tak środowisku. Adam wiedział doskonale, że Ruda potrafi sobie radzić sama, jak i wiele innych dziewczyn które znał, ale nie po to był większy, wyższy i miał większe pięści, żeby któraś z nich musiała sobie sama radzić przy nim.
    - I dobrze, od czasu do czasu i tobie przyda się niespodzianka, więc nie marudź. - Zaśmiał się.
    Kiedy podszedł do siatki zatrzymał się przy niej i uśmiechnął zawadiacko. Przez "oczka" dało się zobaczyć opuszczony obecnie plac treningowy. Były tam bieżnie, tuż obok rozciągał się wcale nie nisko zawieszony "park linowy", dalej wysoki blok wspinaczkowy, pole minowe i parę innych jeszcze zajęć. Adam rozejrzał się za ochroną, bo plac nie był naprawdę opuszczony, po prostu wiedział w jakich godzinach nikt się na nim nie pojawia.
    - Zobaczysz. Przejdziesz przez to ogrodzenie? Ja jeszcze pójdę do sklepu i zaraz będziemy na miejscu. - Puścił oczko w jej stronę, choć zaraz skrzywił się nieznacznie, bo jakoś ten gest do niego nie pasował. Czyżby się denerwował? Potrząsnął lekko głową i skupił się na niej, by wiedzieć, czy ma ją postawić, podsadzić czy poszukać innego wejścia. Bo oczywiście inne gdzieś tam istniało. Przyjrzał się jej powiekom i uśmiechnął delikatnie.

    [Wybacz, że trochę nie składnie XD Idę spać dalej xD]

    Adaś

    OdpowiedzUsuń
  49. Oczywiście, że nie zareagował na to, co powiedziała o tym, że nie lubiła niespodzianek. Wiedział, że jej się spodoba, to po pierwsze. Nie dała mu nawet wskazówek, by mógł choć się przypuszczać, co się u niej dzieje. Wiedział, że coś, ale z jego pozycją po rocznej nieobecności nie miał nawet podstawy, by ją o to zapytać. Mógł więc jedynie poprawić jej humor i liczyć na to, że się otworzy, jeżeli go będzie potrzebowała. Miał też nadzieję, że to nic poważnego, choć jak czasem Jack się rozgadywał po pijaku, to średnio mu się podobało, to o czym mówił. Nie dało się oczywiście za wiele wyciągnąć - jakieś urywki.
    A Adaś przejmował się Rudą, a teraz jak nie było Jacka, to chyba nawet bardziej. No bo w końcu była sama. Przynajmniej na tym ucinał swoje myśli.
    - Bredzisz, kobieto. Chyba zamiast piwa zdecyduję się na wódkę. - Zaśmiał się tylko. Jak tylko rozpostarł się widok przed nimi chłopak opuścił wzrok na dziewczynę - to wszystko już widział, ale jej reakcja była przecież nie do zastąpienia. Patrzył, jak powoli i najwyraźniej mimowolnie zmienia się jej wyraz twarzy i pojawia się delikatny uśmiech.
    - Tak właśnie mawiają. - Chrząknął i zaśmiał się, odwracając od niej wzrok i stawiając ją na ziemię. Nie ukrywał nawet, że sam był zadowolony.
    Oparł się o siatkę obok i przyglądał, jak przechodziła na drugą stronę. Obserwował ją dość dokładnie z uśmiechem czającym się w kącikach ust, no ale przecież musiał, bo jakby spadała, to im wcześniej zauważy, tym szybciej ją złapie!
    Chwycił siatkę i przybliżył do niej twarz patrząc na nią.
    - No właśnie widzę. - Miał szeroki uśmiech jeszcze chwilę mierząc ją wzrokiem, po czym skinął głową i odbił się od siatki idąc wzdłuż siatki do sklepiku. Mimo, że minął rok, bywał tu kiedyś całkiem często, więc dokładnie pamiętał wszystkie szczegóły odnośnie tego miejsca.
    Przyszedł po paru minutach z siatką w dłoni, w której brzęczało parę butelek.
    - Tęskniłaś? - spytał i podał jej siatkę, po czym sam sprawnie przeskoczył siatkę i gładko wylądował po drugiej stronie. Wziął od niej siatkę i obrócił ją za ramiona tyłem do siebie, prowadząc ją pod ściankę wspinaczkową. Była ona nieprzeciętnie długa i szeroka. I nie bez powodu. Spojrzał na samą górę, a potem podszedł do linek asekuracyjnych. Wziął jedną i spojrzał na Rudą.
    - Cel jest na górze, wyjścia są trzy. Albo wjeżdżasz podnośnikiem, tam po prawej. - Wskazał jej ręką brzeg ścianki. - Albo cię przyczepimy do mnie, albo wejdziesz sama. - Uśmiechnął się zadziornie poruszając brwiami i czekając na jej decyzję. W tym czasie wziął jeden zestaw wspinaczkowy (w tym mini plecaczek), powyjmował z niego kamienie służące do treningów i umieścił tam siatkę.

    Adaś

    OdpowiedzUsuń
  50. Właśnie zastanawiam się nad relacją, bądź wątkiem. Może Ty masz jakiś pomysł?

    OdpowiedzUsuń
  51. [No tak, dość szybko moje pomysły się rozeszły ;) Oczywiście zawsze możemy coś poczarować by i ta dwójka znalazła jakiś wspólny wątek, ale nie obiecuję rewelacji.]

    Reid Moore

    OdpowiedzUsuń
  52. [Mam żal, na kolanach błagaj!!!!!
    Nie no żarcik :D
    Rudzielec! <3 lubię bardzo rudzielce, nie bez powodu siostra Zaca też jest ruda :D
    Jakiś pomysł masz?]

    Zachary

    OdpowiedzUsuń
  53. Kiedy tak wodziła po nim wzrokiem, on też się jej przyglądał. Trochę tak, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu. W pewien sposób tak właśnie było, bo choć miała wiele z siebie, trudno by przez ten rok wiele się nie zmieniło u niej. Bo u niego to raczej niewiele - w końcu zrobił coś ze swoim muzycznym talentem, co naprawdę sprawiało mu przyjemność. Mógł się zmierzyć z tym, jak chciał, by wyglądało jego życie. A teraz wrócił do domu i musiał to wszystko przemyśleć. Generalnie jakoś mu się coraz więcej rzeczy do rozpatrzenia zbierało, a on oczywiście odsuwał wszystko na termin ostateczny - bo jeszcze ma czas. W końcu kto lubi podejmować ważne i trudne do zmiany w przyszłości decyzje.
    - A widzisz, a ja bardzo. - Rzucił w żartach i odebrał od niej siatkę. Kiedy już zapakował wszystko do plecaka powrócił do niej wzrokiem i przyjrzał uważnie. Nie, no nie znał odpowiedzi. Wykluczył tylko, że wjedzie na górę walkowerem. Nie wiedział właściwie na ile dziewczyna może sobie pozwolić i właściwie czekał na jej decyzję lekko spięty. Obawiał się, że mogłaby wybrać samoistną wspinaczkę, co wiązałoby się, z tym, że mogłaby sobie zrobić krzywdę.
    Na całe szczęście ona była znacznie bardziej odpowiedzialna od niego i kiedy tylko wybrała widać było, jak jego mięśnie się rozluźniły. Uśmiechnął się nawet szerzej.
    - Generalnie powinienem przyczepić cię sobie do pleców, dla własnej wygody, ale wydaje mi się, że bardziej by ci pasowało zwisać na wspólnej linie. - Będzie mogła od czasu do czasu się powspinać, zwłaszcza na końcu, kiedy on już będzie na szczycie. - Musisz tylko rękami łapać się skałek. Nie podciągaj się ani nic. - Zaczął ją upinać linami w pasie i na ramionach. - Chodzi tylko o to, byś się nie zaczęła obracać i obijać o ściankę. - Adam znał swoje możliwości lepiej niż można by przypuszczać. I choć taka wspinaczka nie była lekka, wiedział, że dla niego nie stanowiła problemów. Nie opowiadał o sobie wiele, więc i skąd ludzie mieliby wiedzieć ile sekretów skrywał?
    Spojrzał na nią poważniej, po tym, jak dopiął ją do siebie. Stanął tuż przed nią i pochylił się nieznacznie do niej, układając dłoń na jej ramieniu. Rozchylił usta chcąc jej coś powiedzieć, ale jakby głos zamarł mu w gardle. Przesunął dłoń na jej szyję, po czym cofnął się i sięgnął po plecak, zakładając go na plecy. I podszedł do ścianki.
    - Poczekaj, aż lina się napnie. - Dodał, po czym zaczął się wspinać na górę. Szło mu to sprawni i szybko. Widać było, że zdecydowanie robił to częściej niż o tym wspominał. Sprawiało mu to przyjemność, zwłaszcza, że odczuwał, iż tę konkretną ścianę, to zna już jak własną kieszeń. Dokładnie wiedział, gdzie znajduje się jaki kamień.
    Lina napięła się szybko również dlatego, że i on nie zachował między nimi jakiejś wyjątkowo dużej odległości. W końcu musiał ją słyszeć, jakby coś mamrotała pod nosem.

    [Jak ci się nie podoba, to mogę zmienić xD Już cię nie było, a ja z lekka jeszcze nie myślę xD]

    Adaś

    OdpowiedzUsuń
  54. [Chcąc nie chcąc, muszę przyznać - Twojej pannie przyda się psycholog. ^^ Mogłaby chodzić niechętnie, przez odgórne zalecenie i może jakoś by potem wyszło, że oboje mieli wypadki? Coś by ich łączyło, w każdym razie. Nie wiem, słabo wymyślam. Masz jakiś pomysł?]

    Kyleigh Ward

    OdpowiedzUsuń
  55. [Z Franką można właściwie wszystko, od szalonych imprez po nieplanowane wycieczki. Hmmm... A może skoro Elise szuka współlokatora, Franka, która chce się wyprowadzić z internatu i żyć na swoim mogłaby się zainteresować ofertą. Co ty na to?]

    Franka firanka

    OdpowiedzUsuń
  56. [Nie tylko Ty zakochałaś się w tym zdjęciu, a raczej w tym panu na zdjęciu. <3
    Ramsey wydaje się być naprawdę ciekawą osóbką. Łączy ich to, że ona straciła chłopaka, a on siostrę. Co prawda w innych okolicznościach, ale strata to strata. Ubolewam nad tym, że moja wena zrobiła sobie wakacje i nie jestem w stanie wymyślić żadnego fajnego powiązania. :<]

    Louis Archer

    OdpowiedzUsuń
  57. [Cześć! Chętnie zaszczycę, ale masz jakiś pomysł? :D]

    Leonard Thompson

    OdpowiedzUsuń
  58. [ No hej! xd Cieszę się bardzo zarówno na Twoją miłość do mnie jak i na fakt, że obie Twoje postacie schrupałyby moją. Mrahh...
    Przybyłam i niemal od razu w oczy rzuciło mi się "szuka współlokatora". To się świetnie składa, ponieważ Kida również przeszukuje ogłoszenia w poszukiwaniu nowego lokum. Czy to nadal aktualne? ;> ]

    Kida Harper

    OdpowiedzUsuń
  59. [Sama je nawet wybrałaś! I czekam na coś fajnego. :D]

    Chase

    OdpowiedzUsuń
  60. Stawiając Elise przed konkretną datą na spotkanie, sam nie był do końca pewien, czy dziewczyna w ogóle wymierzy słuch w automatyczną sekretarkę, na którą nagrał się tamtego ranka. Nie wiedział, czy w ogóle wróciła do domu, czy być może była już w drodze w bliżej nieznane mu miejsce, godne do dalszego egzystowania.
    Jednak po samej Elizabeth - jeśli wciąż była gdzieś w tutejszych okolicach – spodziewał się przyjścia; znał ją trzy lata, co może nie było kolosalną odległością, ale pozwoliło mu wyłapać wszystkie najbardziej zauważalne cechy rudowłosej, a w tym zmniejszanie poziomu gorączkowości. Ramsey była ostatnią osobą, jaką mógłby skojarzyć ze stresem – jeśli w ogóle by mógł. Ruda była mu winna to spotkanie i jeśli choć trochę go szanowała, nie powinna znikać bez pożegnania. Wiele by straciła w oczach nauczyciela, wycofując się w cień bez kropli wyjaśnień, jeżeli ma to dla niej jakiekolwiek znaczenie.
    Postawił czarny wóz w cieniu Białej Pułapki z góry zapobiegając jakimkolwiek feralnym wydarzeniom, które mogły mieć związek z jej ówczesnym zachowaniem. W głębi duszy miał nadzieję, że tym razem nie przyjdzie napchana jakimiś tanimi narkotykami, przez które wcieli się w zupełnie niepodobną do siebie istotę – przy Lysandrze nie było to konieczne nawet, jeśli miała mu przekazać coś, co zwali tych dwoje z nóg.
    Co prawda, Elise znikła mu ostatnio z pola widzenia, on jednak nie nalegał na jej towarzystwo, bo nie właził nikomu do życia z butami. Decydowała sama za siebie do momentu, w którym przez jej usta przebrnęła prośba o pomoc, która zresztą odbijała się echem w głowie Velasco jeszcze na długo. Nie bagatelizował, czy zdobyła się na to przy asyście wspomagaczy, czy wypłynęło to prosto z jej duszy – zdanie padło, a ona tej pomocy potrzebowała. Nie zamierzał podążać za nią krok w krok, bo nie chodziło tu o umniejszanie jej samodzielności, a tylko i wyłącznie o wsparcie. Skoro zgłosiła się do Velasco, to najpewniej dysponował takimi środkami, które mogły zaradzić niektórym, postawionym na ostrzu noża sprawom.
    Zauważywszy w oddali płomienny kolor włosów, skupił się dokładniej na ruchach jej ciała, które z góry zdradziły mu, że tym razem Elizabeth była sobą. Nawet przez chwilę bardziej się wyluzował, mimo że wyraz twarzy pozostał skamieniały i zobojętniały, a on usilnie zbierał myśli, by złożyć z nich jakieś sensowne powitanie.
    Poczuł się odrobinę lepiej, bo dokładnie taką ją znał – wciśniętą w jeansy, różnorakie bluzki okraszone odcieniami czerni i spływającą po ramionach w schludnym nieładzie ramonesce. Jeszcze tylko potrzebował tego charakterystycznego stylu bycia i byłby w stanie pokusić się o uśmiech. Niestety, powitała go napiętym milczeniem. Milczeniem, które zwiastowało cisze przed gwałtowną burzą lub ulewnym sztormem - choć chmury na niebie wskazywały na słoneczną pogodę, atmosfera w aucie ubrała się w przeszywającą niepokojem aurę, która tak jakby mogła zaraz pęknąć.
    - Nie zajmę Ci dużo czasu, Elizabeth – zawiesiwszy wzrok gdzieś na linii horyzontu, odezwał się przebijając ciszę niskim głosem. Lysander wyglądał tak, jak zawsze zwykł chodzić ubrany: grafitowa marynarka kontrastująca z granatowym podkoszulkiem i wypłowiałe, niebieskie jeansy z widocznymi przetarciami. Podobnie zresztą wyglądał na balu, w związku z którego wydarzeniami się tutaj zjawił. - Nie będę też pytał o szczegóły, ani o wnikliwe zwierzenia. Chce się dowiedzieć, jak mogę Ci pomóc i nie dam spokoju, póki mnie tą wiedzą nie zadowolisz – rzekł otwarcie, przenosząc na Ramsey tsavorytowy odcień swych tęczówek.

    Lysander Velasco

    OdpowiedzUsuń
  61. Dwayne właśnie wychodził z budynku szkoły, aby przetestować swój nowy obiektyw przy naturalnym, słonecznym świetle. Wiedział doskonale, że taki sprzęt z założenia miał być jednym z porządniejszych ( a przynajmniej jego cena na to wskazywała ), ale doświadczenie kazało mu nie wierzyć na słowo i sprawdzić to osobiście. Parking wydawał się do tego idealnym miejscem; w czasie przerwy między zajęciami nie było tam zbyt wielu uczniów - większość gromadziła się na głównym placu, by cieszyć się ładną pogodą w roześmianym towarzystwie.
    Brunet wyminął w pośpiechu kilka samochodów, kierując się ku starej, drewnianej ławce ukrytej w cieniu wiekowego orzecha, rosnącego po drugiej stronie ogrodzenia. Kiedy dotarł na miejsce, nie zadał sobie nawet tyle trudu by na niej usiąść... Przykucnął na szarym betonie i całą swoją uwagę skupił na małym ekranie aparatu. Sprawdził najpierw ostrość, fotografując jakiś kolorowy kamyk i rozdeptany niedopałek, a następnie nasycenie barw ( przy czym za model posłużyło mu drzewo ).
    Wyglądało na to, że inwestycja faktycznie się wkrótce opłaci. Dotychczasowy obiektyw Hicksa był już tak zużyty i uszkodzony, że nie warto było nawet zawracać sobie głowy jego naprawą. Tym bardziej cieszył się z udanego zakupu.
    Dwayne postanowił jednak, przed powrotem do budynku sprawdzić jeszcze zoom, a także focus przy nagłej zmianie odległości. Gdyby ta kwestia zawaliła, miał dwa tygodnie na reklamację...
    Brunet wstał i przysunął aparat do twarzy, skupiając oko na wizjerze. Najpierw oddalił maksymalnie obraz i pstryknął kilka fotek parkingu, a następnie powtórzył tą czynność, wykorzystując maksymalny zoom. Uśmiechnął się pod nosem i otworzył galerię, by ocenić sprawność obiektywu. Był dobrej myśli, ale wolał wykonać czynność do końca.
    Hicks przeglądał zdjęcie po zdjęciu aż zatrzymał się na jednym, konkretnym, które poza dobrą jakością przedstawiało coś jeszcze. Drobny element, który prawie by mu umknął - sylwetka jakiejś dziewczyny pochylonej nad maską, która odbiła się w jednej z ciemnych szyb.
    Brunet zmarszczył czoło, próbując rozpoznać dziewczynę na zdjęciu. W końcu jednak poddał się i ciekawość wzięła nad nim górę; postanowił sprawdzić to osobiście. Rozejrzał się, a kiedy odszukał wzrokiem miejsce, w którym nieznajoma powinna się właśnie ukrywać, ruszył w tamtym kierunku. Wybrał jednak okrężną drogę, aby nie zdradzić swojej obecności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwayne przystanął, kiedy zorientował się, że twarz dziewczyny jest mu znajoma. Co więcej! Rudzielec należał do jego nowej klasy i chociaż rok szkolny dopiero niedawno się zaczął, to rozpoznał dziewczynę od razu.
      Przyglądał się przez chwilę jak Ramsey - chyba tak na nią mówili - grzebie przy silniku czarnego camaro. W życiu widział już wystarczająco, by nie być zaskoczony tym widokiem... Jego wprawione oko artysty doszukało się jednak w tym obrazku czegoś wyjątkowego, więc Hicks natychmiast uniósł aparat i stając w lekkim rozkroku, odchylił się się do tyłu, by kilkoma pstryknięciami uwiecznić tą chwilę.
      A dokładniej, by uwiecznić Ramsey opierającą się niedbale o otwartą maskę wozu, pochyloną nad silnikiem z palcami umorusanymi smarem i lekko rozwianymi włosami; z wyrazem zadumy na twarzy, której nie zmąciły nawet jej blizny.
      Dwayne uśmiechnął się zadowolony i zrobił kilka kroków w tył, by znów pstryknąć kilka fotek. Następnie przybliżył ujęcie, skupiając obiektyw na twarzy rudzielca i ponownie się odchylił, próbując uchwycić odpowiedni kąt. W skupieniu obserwował mimikę dziewczyny, aby uwiecznić ją w odpowiedniej sekundzie, ale w tym samym momencie wpadł na maskę jakiegoś wozu.
      Zaklął siarczyście pod nosem wiedząc, że nacisnął przycisk zbyt późno, by zdjęcie mogło być przynajmniej zadowalające. Wykrzywił usta w grymasie, otwierając galerię by obejrzeć swoje dzieło.
      - Przepraszam, czy mogłabyś jeszcze raz... - urwał w pół zdania, kiedy okazało się, że aparat uchwycił twarz Ramsey w momencie, kiedy ta zorientowała się, że nie jest sama, a efekt był zabójczy.
      - Właściwie już nieważne - mruknął w kierunku dziewczyny, posyłając w jej stronę łobuzerski uśmiech; jakby robienie zdjęć obcej osobie na opustoszałym parkingu (w dodatku bez jej zgody) było czymś całkowicie normalnym.

      Usuń
  62. Po spojrzeniu, jakim Ramsey go obrzuciła, od razu było widać, że nie podoba jej się fakt, że ktoś bezczelnie narusza jej przestrzeń osobistą nie tylko samą obecnością, ale też bez pozwolenia robiąc jej zdjęcia. Dwayne wcale jej się nie dziwił, ponieważ samemu będąc teraz po drugiej stronie obiektywu; stawiając się na jej miejscu, zapewne kazałby fotografowi spadać i więcej nie pokazywać mu się na oczy. Na nieszczęście rudzielca - na chwilę obecną to on był paparazzo, a ona jego ofiarą.
    Brunet doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że jego gębie daleko było do szpetnej, więc nie przejął się zbytnio, kiedy Ramsey taksowała go spojrzeniem. Niech sobie ogląda do woli i niech to będzie rekompensata za to, że o ile wcześniej przyglądał jej się wyłącznie jako artysta, teraz bez cienia skrępowania okalał bystrym spojrzeniem ciemnych oczu jej ciało. Na pierwszy rzut oka niczego jej nie brakowało.
    - A czego tobie niby brakuje? - pytaniem skwitował jej dobrą radę i nie czekając na odpowiedź, owinął sobie pasek od aparatu wokół nadgarstka, aby przypadkiem go nie upuścić. Nie odsunął jednak palca od przycisku migawki, zupełnie jakby właśnie trzymał go na spuście broni, gotowy w każdej chwili oddać strzał. - Do zderzaka też absolutnie nie mam zastrzeżeń - oznajmił, odpowiadając na uśmiech rudzielca całkiem podobnym - może tylko ciut łagodniejszym - uniesieniem kącików ust.
    W momencie, w którym Ramsey zmieniła swoją postawę, Hicks uniósł nieznacznie lustrzankę i znów uwiecznił dziewczynę w swojej galerii, nawet nie zerkając przy tym na ekran by sprawdzić czy zdjęcie faktycznie się udało. Ot, najzwyczajniej w świecie się z nią drażnił; chociaż wcale nie w ten negatywny sposób (przynajmniej nie dla niego).
    Dwayne w odpowiedzi na sugestię rudzielca jakoby miał się stąd wynieść, by uniknąć konsekwencji - uniósł nieznacznie brew i przechylił delikatnie ciemny łeb, bez skrępowania przyglądając się bliznom dziewczyny. Zastanawiał się przy tym, co też miałby jej na to odpowiedzieć. W końcu jednak oblizał lekko spierzchnięte wargi i wykrzywił usta w lekkim grymasie.
    Może i wychował się praktycznie na ulicy, ale mimo to określenia typu dupeczki, dupy czy też loszki w stosunku do kobiet odbierał jako w niewielkim stosunku obraźliwe. Być może dlatego wyglądał teraz na lekko skonsternowanego, zniesmaczonego i zaskoczonego jednocześnie, kiedy usłyszał to z ust właśnie - o dziwo - samej kobiety.
    - Zajebista to może i jesteś - przyznał bez ogródek, w zasadzie całkowicie ignorując groźbę rudzielca. - Chociaż bardziej pasowałoby określenie "seksowna". Niestety na dupeczkę to mi nie wyglądasz... - mruknął, ostatecznie wyłączając aparat, aby oszczędzać baterię.
    Schował sprzęt do pokrowca i wrzucił go do przewieszonego luźno przez ramię plecaka, uważając, aby go tylko przypadkiem nie uszkodzić. To by dopiero była karma...
    Dwayne wyprostował się i wsunął wolną dłoń do przedniej kieszeni czarnych, lekko znoszonych spodni. Poza tym miał na sobie jedynie szarą koszulkę na krótkim rękawku z dekoltem w serek. Pogoda nie była zła i chociaż słońce dopiero zaczynało przyjemnie przygrzewać to nie było mu wcale zimno.
    Pomimo tego, że brunet nie miał zamiaru odchodzić tylko dlatego, że Ramsey się wydawało, że jak na płeć piękną przystało rządzi światem i wszelką materią - nadal miał na uwadze ten płaski klucz w jej jasnej dłoni.
    Wiedział jednak doskonale, że rudzielec nie ma teraz najmniejszego powodu, by zrobić mu krzywdę. Oczywiście, ona sama nie musiała o tym wiedzieć.

    Dwayne

    OdpowiedzUsuń
  63. Wysłuchał jej dokładnie i uśmiechnął rezolutnie pod nosem. Tak, to zdecydowanie była ta Ramsey, z którą pewnego popołudnia składał czarne Camaro – z iście wężowym, okraszonym nutą lekceważenia tonem, który niezmiennie wypełniał każdą, pewną siebie wypowiedź.
    Nie zjawił się tutaj, by prawić jej wykwintne i pełne wyrafinowania morały. Lysander był zupełnym przeciwieństwem jakiejkolwiek moralności, tym samym nie zwykł poczuwać się do zbędnej empatii, czy altruistycznego zachowania – te były zachowane dla osób będących na szczycie jego niewidzialnej piramidy wartości. Dało się ich zresztą wyliczyć na placach połowy jednej dłoni. Wyciągnął ją tu, bo go potrzebowała. Potrzebowała go i jego pomocy, której docelowo był w stanie jej udzielić nawet, jeśli miałby się do tego znaczniej przyłożyć. Elizabeth nie była dla niego obca, ponieważ łączyły ich pewne kwestie nie tylko związane z nauką. Znał część jej życia i zdawał sobie sprawę, albo i nawet zwyczajnie wiedział, że nie był jej obojętny. Nawet jeśli nie mówiła tego na głos.
    Nim zdążył się dostosować do usłyszanych sekundę temu słów, zauważył wędrującą jasną dłoń, której smukłe palce spoczęły chwilowo na prawej stronie jego marynarki, by ostatecznie wydobyć z niej skrawek bliżej nieokreślonego materiału. Mimowolnie zmrużył oczy i pokusił się o zlustrowanie rudowłosej przenikliwym, śmiałym wzrokiem, podczas gdy ta naturalnie ją cofnęła. Elizabeth od zawsze była zagadkowa i zakładał, że to nigdy nie ulegnie zmianie.
    - Masz rozumieć, że docelowo Ci pomogę, nie zwracając uwagi na żadne Twoje protesty – poprawił ją nieco kostycznie, wertując szczegółowo mimikę jej twarzy, na której machinalnie pojawiła się iskierka rozgoryczenia i unoszącego ostentacyjnie się żalu. Nie miał w planach wyciągania z niej wszystkich informacji – miał w planach znalezienie dla niej lokum, skoro właśnie o to go prosiła.
    Choć rzeczywiście, prośba zniknięcia brzmiała w jej ustach zdecydowanie niewdzięcznie, to nie zmieniało to jednak faktu, że Lysander dosłyszał się w niej nuty łamiącego z myślami wahania – a to wystarczyło, by po części ją zignorować.
    - Człowiek, który ma poczucie bezpieczeństwa, traci czujność. Najwidoczniej Ty straciłaś swoją w nieodpowiednim momencie, ale... There are two paths you can go by, but in the long run, there's still time to change the road you're on. - dostosował do jej refleksyjnej wypowiedzi, cytując tym samym dobrze wszystkim znany fragment z utworu Stairway To Heaven.
    Rozejrzał się po rozłożyście piaszczystej plaży, którą subtelnie owiewała oceaniczna bryza. Kilka osób spacerowało spokojnie nad brzegiem miarowo odpływających i przypływających fal, skutecznie zabierających drobny piasek w głąb basenu.
    Mimowolnie skojarzył sobie ów cytat z własnym życiem, w którym pewne sytuacje zmusiły go do dokonania wyboru odpowiedniej i zarazem ostatecznej ścieżki życia. I wcale nie był to prosty wybór jednak bardzo oczywisty.
    Zacisnął chwilowo usta, po czym z równie wyczuwalną posępnością skrzyżował ich spojrzenia, śledząc granatowe oczy Elizabeth.
    - Co to ma być za miejsce? Zupełnie odludne, czy po prostu inne, niż Twój obecny dom? Bo nad tym pierwszym będę musiał się chwilę zastanowić.

    Lysander Velasco

    OdpowiedzUsuń
  64. Nie bardzo wiedział, co miała na myśli mówiąc skupić się na własnych sprawach, jednak domyślał się, że nie chodziło tu o nagminnie opuszczane zajęcia. Skoro te złe rzeczy stały się jej sprawami i nagle wyrosły z podłoża, to oznaczało, że musiała być z nimi związana wcześniej. W szarej strefie nic nie przychodzi ot tak.
    Momentalnie nasunął sobie do głowy myśl, że mogło to być coś związanego z Jackiem. Nie znał go aż tak dobrze, jednak niczyjej uwadze nie uchodziło to, że chłopak z adrenaliną żył jak z bratem. Nie minął również spory szmat czasu, który przyćmiłby wydarzenia sprzed roku i zatuszował wszystkie gorsze występki tej dwójki, w które poniekąd Elizabeth mogła być zamieszana. Albo i była.
    - Daleko poza okiem Scotta i Felicity, hm... – powtórzył nieco ciszej i wróciwszy wzrokiem do rudowłosej, pochylił głowę delikatnie w bok – A co z moim okiem? Powinienem znikać, czy jednak nie? - zapytał, choć głębokiej odpowiedzi nie oczekiwał.
    Elise miała w planach oddalenie się od najbliższych osób – ani razu nie wspomniała o całkowitym opuszczeniu Brooklynu, więc to w co się w pakowała musiało mieć jakiś związek z pieniędzmi. Jedną możliwością, by Ramsey oddała to, co prawdopodobnie razem z Jackiem nabrali, to ściągnięcie długu od najbliższych. Nie był pewien, ale postanowił zaryzykować.
    - Duża kwota ? - dodał kolejne pytanie, utrzymując skrupulatne spojrzenie zielonych oczu na granatowych tęczówkach rudowłosej, których źrenice tego wieczoru posłusznie reagowały na bodźce. Po chwili zdjął je w bliżej nieznane miejsce i oparł się o fotel. Nim jednak jego plecy zdążyły namacalnie poczuć miękką, skórzaną tapicerkę, wzbudziły go silne wibracje telefonu, schowanego od wewnętrznej strony marynarki – sięgnął po niego gwałtownie i westchnął ciężko, widząc nadchodzące połączenie. Z wahaniem odebrał.
    - Czy jest coś, co jesteście w stanie zrobić bez mojej pomocy? - sarknął do słuchawki, nie czekając na żadną zdawkową odpowiedź, mimo że jego uszu docierało właśnie tłumaczenie, jak to aktor nie potrafi poradzić sobie z rolą. Pokiwał głową z dezaprobatą. - To wykopcie go na zbity pysk. Będę za dziesięć minut – zakończył, chowając telefon na swoje miejsce.
    Sekundę później przekręcił kluczyk w stacyjce i zatrzasnął automatyczny zamek. Miał jeszcze trochę kwestii do wyjaśnienia z Elizabeth, poza tym, unikała go ostatnio jak ognia – skoro nadarzyła się okazja na chwilowo dłuższe obcowanie w jej towarzystwie, postanowił to z premedytacją wykorzystać, nie pytając jej zupełnie o zdanie.
    - Jedziesz ze mną – dodał tylko i ruszył spod Białej Pułapki w kierunku kurortu Shorefront leżącego tuż nad Oceanem Atlantyckim. Mógłby obiecać, że nie będzie się tam nudzić, ale tę niespodziankę postanowił zachować aż do momentu ich przyjazdu.
    Nie powinno zająć mu to dużo czasu, pod warunkiem, że aktor resztę ról odgrywa tak sensownie, jak nakazuje estetyka tego zawodu, za który zresztą dostaje niemałe pieniądze. Nie spodziewał się cudów, ale umiejętności przybrania innej twarzy – tak.

    Lysander Velasco

    OdpowiedzUsuń
  65. Owszem, Dwayne należał do grona tych osób, które wykazywały jakiekolwiek przywiązanie do semantyki. Nie zawsze, oczywiście, ale jednak wystarczająco często, by zwrócił uwagę na określenia jakich użyła Ramsey, z dosyć wymownym grymasem.
    Jeżeli zaś chodziło o plotki dotyczące rudzielca to oczywistym było, że coś obiło mu się o uszy. Wyglądało na to, że z powodu ogólnej ignorancji i nieświadomości wykreowano ją na kompletną wiedźmę. Nie wiedział już nawet w co ma wierzyć, a co jest tylko wyssaną z palca historyjką, ponieważ było tego tak wiele. Minęło zaledwie kilka miesięcy od rozpoczęcia jego edukacji w Brooklyn Art Academy, a jeszcze nie miał jakiejś szczególnej okazji przekonać się, czy Elizabeth jest tak zła, jak ją malują. Próbowano go już przed nią ostrzegać, próbowano zniechęcić go do niej groźbami rzekomej niepoczytalności, a nawet próbowano go na nią napuścić, by przekonał się o tym na własnej skórze. Nigdy nie czuł potrzeby, ale poddać się tej perfidnej próbie manipulacji.
    Tak się niestety składało, że Hicks (w przeciwieństwie do panny Ramsey) wiedział czego się może po niej poniekąd spodziewać i to działało na jego korzyść. Dlatego też, kiedy dziewczyna odszukała jego spojrzenie - Dwayne nie opuścił oczu zawstydzony, czy też nawet skołowany. Zamiast tego, z równą pewnością podtrzymał grę, jaką Elise ze świadomością zainicjowała. Ot, aby przekonać się co też rudzielec jeszcze dla niego na poczekaniu przyszykował.
    Nie musiał długo czekać, ponieważ sekundę później, kątem oka zarejestrował nieznaczny ruch jej - ukrytych pod jasną skórą - mięśni. Powiódł spojrzeniem przez drgające delikatnie ramię Ramsey, do jej drobnej dłoni, wciąż zaciśniętej na płaskim kluczu; tym razem jednak mocniej.
    Brunet skwitował to nieznacznym uniesieniem brwi, ale gdyby miał być szczery, musiałby ją rozczarować - chociaż wyczuwał nieme ostrzeżenie, to niestety ani troszeczkę się nim nie przejął. W porównaniu z ludźmi, z którymi miał do tej pory do czynienia, Elise była jedynie dziewczynką. Trochę stukniętą, ale nadal tylko dziewczynką.
    Dwayne uniósł kąciki ust w bladym uśmiechu, kiedy Elizabeth odłożyła swoją prowizoryczną broń. Wyglądało na to, że faktycznie obrała inną strategię. Tylko jaką? W zasadzie... Każda, która nie obejmowała perspektywy zatłuczenia go ciężkim narzędziem, zapowiadała się całkiem nieźle.
    Musiał jednak przyznać, że ze wszystkich możliwych opcji - tej spodziewał się najmniej. O ile nie wcale. Oboje przecież stali na szkolnym parkingu i chociaż ich kryjówka była potencjalnie bezpieczna przez otaczające ich samochody, to niewykluczone, że mógłby ich ktoś jednak przypadkiem zauważyć.
    Dlatego też, w pierwszej reakcji, kiedy tylko rudzielec począł ściągać z siebie koszulkę - Hicks rozejrzał się po placu i odetchnął w duchu, kiedy nikogo obcego nie zauważył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po chwili jednak, wciąż z lekkim niedowierzaniem wymalowanym na tej przystojnej, zadziornej gębie - zrezygnował z prób wypatrzenia potencjalnych gapiów i skupił się na uważnym obserwowaniu Ramsey. Domyślał się, że takie występy mimo wszystko nie zdarzały się zbyt często, ponieważ nikt go przed tym nie uprzedził. A uprzedzano go już przed gorszymi rzeczami.
      Śledził wzrokiem każdy skrawek jej odkrywanego ciała, bo przecież - koniec końców - miał stwierdzić czego jej brakuje, prawda? Nie mógł niczego przegapić. Poza tym, jak na porządnego faceta przystało, lubił widok zadbanego, kobiecego ciała. Chociaż gdyby mógł wybierać, postawiłby na miejsce nieco bardziej... odludne.
      Kiedy Elise rzuciła mu swoją koszulkę, Dwayne złapał ją bez najmniejszego problemu. Zerknął najpierw na materiał, a następnie na samego rudzielca, który obrócił swój zgrabny tyłek, by zamknąć wreszcie maskę wozu i ostatecznie się na niej bezwstydnie wyprężyć. W tym samym momencie brunetowi wpadł wreszcie do głowy pewien pomysł. Rozciągnął wargi w szerokim, łobuzerskim uśmiechu i nie marnując więcej czasu - wyciągnął z kieszeni spodni smartfona.
      Jak na prawdziwego fotografa przystało, każdy dodatkowy skrót na przyciskach ustawiony był na aparat, więc sekundę później Hicks miał go już przygotowane do działania. Może nie był to tak profesjonalny sprzęt jak lustrzanka, ale wystarczająco dobry, by uwiecznić tą scenę. Skoro dziewczyna chciała bawić się w modelkę, to dlaczego miałby jej w tym nie pomóc?
      Dwayne obrócił się na pięcie i uniósł dłoń z telefonem do góry, starając się uchwycić w maleńkim obiektywie zarówno swoją twarz, jak i - wyginającą się w tle - Ramsey.

      Żeby tego mało, kiedy brunet obrócił się ponownie w kierunku dziewczyny, na jego ustach widniał bezczelny uśmieszek, świadczący o pewnego rodzaju zadowoleniu. Co więcej, zamiast oddać rudzielcowi jego top - po prostu schował go do swojego plecaka. Mógł się tylko domyślać jakie będą tego konsekwencje, ale nie zamierzał wycofywać się z tego, co już przecież zrobił. To by była jawna oznaka słabości, prawda?
      Nie czekając na reakcję Elizabeth, Hicks zbliżył się do niej i ostrożnie nachylił się nad jej bladym ramieniem. Nie chciał, aby panna Ramsey odczytała jego intencje jako negatywne.
      - Pues está claro - mruknął, postanawiając wreszcie odpowiedzieć na jej pytanie. -Brakuje ci jedynie dobrego fotografa...
      Jeśli zaś miałby zgadywać, powiedziałby, że rudzielec ma do siebie nie tylko wielki dystans, ale też wyolbrzymiony (dla efektu) brak szacunku, utracony gdzieś dawno temu. Aby pokazać Elise, że nie jest jedyną taką osobą na świecie - Dwayne odrzucił na bok plecak i chwytając u dołu materiał swojej szarej koszulki, ściągnął ją z siebie i wetknął do tylnej kieszeni spodenek panny Ramsey.
      - Tak lepiej - skwitował jeszcze na odchodne i skierował się do wyjazdu z parkingu.
      Najwyraźniej nie miał już zamiaru wracać na zajęcia. Co więcej, wszystko wskazywało na to, że planował odmaszerować gdzieś na piechotę. Niestety, jego maszyna stała obecnie w warsztacie i brunet musiał polegać na własnych nogach.

      Dwayne Hicks

      Usuń
  66. [ Hej. Dzięki za opcję wspólnego mieszkania, przydało mi się to do wątków ze Scottem. Fela jednak potrzebuje własnego kąta, więc postanowiła się wyprowadzić. Możesz zaproponować teraz komuś innemu wspólne mieszkanie, albo zrobić co tam chcesz. Felicity zgarnęła swoje manatki. ]

    OdpowiedzUsuń
  67. Bębnił nieznacznie palcami w kierownicę, śpiewając nisko. Wiedział, że nie było to perfekcyjne wykonanie - wystarczało, że był już mistrzem w tworzeniu muzyki i w dobieraniu jej do scen filmowych - nie musiał mieć już więcej zdolności. Po za tym spotkał się z wieloma opiniami na temat tego, że ma przyjemnie niski głos. Nie rozwodził się nigdy nad tą myślą, bo dla niego był zwyczajny, ale fakt, zauważył słabość płci pięknej do niskich dźwięków. Taka już jest przyroda. Nic więc dziwnego, że im facet jest bardziej podniecony, tym w niższe dźwięki uderza. Instynkt.
    Adam był za stary by się zmieniać i już przeżył swoje, co ukierunkowało go na konieczne zmiany - teraz musiałoby się wydarzyć coś naprawdę dużego, by zatrzęsło jego światem. Można było rzec, że był już po prostu ukształtowany. Było to dość zabawne, biorąc pod uwagę, że z pozoru nie sprawiał wrażenia aż tak odpowiedzialnego. Jedno było pewne - niebezpieczeństwa i ten drapieżny błysk w oku było nierozłączne z jego osobą. Nawet teraz, gdy jechał tak spokojnie, bębniąc w kierownicę i patrząc przed siebie pogrążony w swoich myślach. Coś, co sprawiało, że nikogo nie powinno dziwić, gdyby zaraz ktoś wyjechał zza rogu, a on wyciągnąłby pistolet, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
    Prawda aż biła w oczy - on był na to przygotowany. Pistolet leżał w zamkniętej szufladzie przy dziewczynie. Wyciągnął z kieszeni telefon i dalej prowadząc i śpiewając napisał krótkiego smsa.
    Zerknął na nią kątem oka i uniósł kącik ust. Nie potrafił w stosunku do niej mieć negatywnych odczuć. Nie umiał tego wyjaśnić, ani porównać do czegokolwiek innego - tak po prostu na niego działała. Płynnie w refrenie wszedł w drugi głos, próbując się nie roześmiać przy swoim zawodzeniu i przeciąganiu.

    ADAM

    OdpowiedzUsuń
  68. [Hejka. Ja bym widziała w nich przyjaciółki, albo dobre znajome, chociaż Mini jest taka, że lubi pogrywać więc mogłoby być coś więcej niż przyjaźń. Co o tym myślisz?]

    OdpowiedzUsuń
  69. [Mini mogłaby się wstydzić tej relacji i ukrywać ją, albo starać się popchnąć Elise w towarzyski wir.]

    OdpowiedzUsuń
  70. [Jak najbardziej jestem za! Więc jak, zacząć nam? :3]

    OdpowiedzUsuń
  71. [Chętnie nawiąże jakiś wątek tylko osobiście nie mam na niego pomysłu. Po kilkukrotnym przeczytaniu karty w oczy rzuciły mi się koty, których Winchester ma u siebie pełno. Nie wiem jak to można by powiązać ale , ale to jedyne co udało mi się stworzyć :)]

    Sebastian

    OdpowiedzUsuń
  72. [A czy ewentualna modelka byłaby gotowa wystąpić nago przed nieznajomym? Bash zdecydowanie byłby skrępowany, lecz to sztuka, a on czuje się w niej jak ryba w wodzie (a może jak łowca w krwi demonów?)]

    Sebastian, still alive

    OdpowiedzUsuń
  73. [Możemy zacząć tak, że Sebastian przegra zakład z jednym ze swoich kolegów. Sam będzie musiał znaleźć sobie partnerkę do wykonania zadania. I wtedy miną się na korytarzu *boom* nagły przypływ weny. Spyta się wtedy ich o imię dziewczyny, gdyż sam słabo obeznany jest wśród szkolnych rewirów. Ci go zachęcą, a on będzie starał się zebrać myśli przy kubku gorącej kawy w pobliskiej kawiarni. Tam będą jego obrazy, które spodobają się dziewczynie i on zaproponuje wymianę lub ona, a on zostanie zbawiony :D Trochę chaotycznie]

    Sebastian

    OdpowiedzUsuń
  74. Oj, zgodnie z tą teorią, która siłą rzeczy gdzieś tam siedziała mu w tyle głowy, był niemal pewny, że przez nią używał barw swojego głosu, które nigdy wcześniej nie ujrzały światła dziennego. Ani nocnego.
    Ta sytuacja sprzed paru chwil, której towarzyszyło to zwierzęce spojrzenie - sam prawie nie rozpoznał swojego głosu. Oczywiście nie mógł dać tego po sobie poznać.
    Teraz jego wzrok był głównie skupiony na drodze - czasem na telefonie, bo prowadził z Marcusem bardzo inteligentną rozmowę i czasem na niej. Zwłaszcza teraz gdy parsknęła śmiechem na jego zawodzenie. Okej, wiedział, że to zły pomysł, ale nie oznaczało to, że jej na to pozwoli.
    Wyciągnął rękę w jej stronę i ułożył na jej karku, następnie przyciągając znacząco w swoją stronę tak, by instynktownie zabrała ręce z twarzy by dla równowagi położyć je na fotelu. Tym bardziej, że nieco mocniej skręcił. Spojrzał jej w oczy z tej niewielkiej odległości, bo maksymalnie 15 centymetrów. A następnie zsunął dłoń z jej karku i przesunął po policzku dziewczyny, a następnie dał jej pstryczka w nos i wrócił do kierowania samochodem i uwagę skupił właśnie tutaj.
    - Nie śmiej się ze mnie. - Dodał jeszcze, ale bez cienia urazu. Właściwie w ogóle mu nie przeszkadzało, że tak zareagowało. Wręcz mu się to podobało, bo przynajmniej się cieszyła w jakiś sposób. No ale skoro mu dała pretekst.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  75. [Paweł naucza tutaj dopiero od pół roku. Odnośnie wątku, to może Ellise na lekcji wywinęłaby jakiś numer? Albo rozwalałaby zajęcia dodatkowe aby zemścić się na kimś, kto trenuje?? Może być coś takiego? Czy masz jakieś inne zapatrywania?]

    Paweł

    OdpowiedzUsuń
  76. [Z góry przepraszam za wszystkie błędy]

    Pewność siebie i bezpośredniość stanowiły główny cel dzisiejszych zajęć. Nauczyciel próbował wyzwolić w nich pewną rezolutność i determinację. Tych cech zdecydowanie brakowało Sebastianowi. Theo z bólem patrzył jak jego kolega męczy się z nadaniem kobiecych kształtów postaci na swoim płótnie.
    - Jak ostatnio sprawdzałem, a było to zaledwie trzy sekundy temu, to ona miała jeszcze biust. - Teatralnie schwytał się za klatkę piersiową z krzywym uśmiechem. Uwielbiał towarzystwo płci pięknej, ona natomiast łaknęły jego uwagi. Przystojny brunet o spojrzeniu, w którym był w stanie utonąć dosłownie każdy. Jednak nie dało się ukryć, że ma rację. Postać Sebastiana w żadnym calu nie przypominała pięknej nagiej kobiety, która dla nich pozowała. Idealnie natomiast uchwycił każdy detal jej twarzy, każdą zmarszczkę i pieprzyk. Prawy kącik ust delikatnie uniesiony do góry oraz wzrok skierowany prosto w widza, który może delektować się uchwyceniem tej ulotnej chwili.
    Po skończonych zajęciach młody artysta zabrał swoje rzeczy i wraz z resztą uczniów wyszedł na korytarz. Tam potrąciła go grupka chłopaków z klasy teatralnej, ale on zdawał się nie zwracać na to uwagi. Wiedział, że narobi sobie tylko problemów, a nikt nie chce zatrudniać chłopców ze śliwą pod okiem. Z amoku wyrwał go Theo, który położył mu swoją ciepłą dłoń na ramieniu, a drugą wskazał rudowłosą dziewczynę przy jednej z szafek. Stała sama, ale jej postać przyciągała wzrok innych. Sebastian potrafił sobie wyobrazić tuzin farbek, których mógłby użyć jedynie do okiełznania pasm jej włosów.
    - Widzisz ją? To Ramsey. Niezła sztuka, ale ja już mam wybrankę swojego serca. - Sebastian już zapomniał o dziewczynie, którą ostatnio poznał Theo. Nie pamiętał nawet jak miała na imię, ale i tak niedługo się rozstaną. Jego przyjaciel nie był stały w związkach, a te, które zostawił wypłakiwały się mu w rękaw. Nigdy nie narzekał choć zazdrościł mu takiego powodzenia u kobiet. Sebastianowi wystarczyłaby nawet jedna, ale jeszcze nie teraz.
    - Nie jestem zainteresowany - mruknął cicho.
    - Masz wobec mnie dług i czas go spłacić. Jeszcze będziesz mi za to dziękować. - Kilka dni temu Sebastian wpadł w niezłe tarapaty. O mały włos nie wylądował na komisariacie gdyby nie ojciec Theo, który był policjantem. Przekonał go nawet by nie powiadamiał ciotki, która i tak ma wiele własnych problemów. Nie rozumiał jednak słów przyjaciela. Czyżby chciał by Winchester w końcu znalazł sobie dziewczynę? Nie ma przecież w tym żadnego interesu.
    - Chcę być podszedł do niej i zaproponował jej by została twoją modelką. Myślę, że ona w przeciwieństwie do ciebie nie będzie miała z tym żadnego problemu. Nawet nie wiesz ile bym dał żeby zobaczyć ją nago. - Już zaczął się rozmyślać gdy podbiegła do niego niska blondynka, która na powitanie ucałowała jego policzek.
    - Kogo chciałbyś zobaczyć nago, T?
    - Ciebie oczywiście - uśmiechnął się. - Sebastian masz to zrobić albo wygadam się twojej ciotce co zrobiłeś.
    Potem zaś zniknął wraz ze swoją dziewczyną w tłumie ludzi. Rudowłosa dalej stała w tym samym miejscu, a głos przyjaciela coraz bardziej nasilał się w głowie malarza. I choć to do niego całkowicie niepodobne zdecydował się stawić czoła nieznajomej. Niczym lew, który zmierza do swej ofiary, choć w tym momencie nie potrafił stwierdzić komu przypisana jest ta rola. I gdy dzieliło ich zaledwie kilka metrów czuł się gdyby był to dystans wielu mil.
    - Cześć, jestem Sebastian Winchester - przedstawił się i o dziwo nie rozległo się echo. Jego nazwisko zostało jednak przechwycone przez gwar dookoła i najprawdopodobniej nie dotarło do dziewczyny.
    - To może dość nietypowa prośba lecz poszukuję osoby takiej jak ty. Chodzę na zajęcia z malarstwa, a twoje kształty, to znaczy... - język zaczął mu się plątać, a kropelki potu kumulować na czole. -Chodzi o obraz, który odsłoniłby wszystkie twoje niedoskonałości, których oczywiście nie masz -dodał szybko, a w duszy karał się za swoją głupotę. Nie powinien był tu podchodzić...

    Bash

    OdpowiedzUsuń
  77. Patrzył jej uważnie w oczy, rejestrując każdą jej reakcję. Powinien był się wstrzymać póki jechali samochodem - przecież wiedział co przeżyła. Mimo wszystko nie zrobił tego. Prowadził samochód pewnie i gładko po drodze.
    - Nie rozkojarzasz mnie aż tak bardzo, bym nie zerkał na nią. - Wybrał moment jak byli na prostej, więc też nic mu nie mogło się nagle pojawić. Chyba, żeby z nieba spadło, jak w Szybkich i wściekłych siódemce. Przesunął dłonią po jej policzku i pstryknął ją niespodziewanie w nos, obserwując jak się wzdryga, jak ją zatyka. Nie mógł powstrzymać zadowolonego uśmiechu, który sam cisnął mu się na usta. Wrócił wzrokiem do drogi, zjeżdżając na mniej uczęszczaną część - dojeżdżali już. Nieznacznie kiwał się w rytm muzyki, nucąc cicho. Kiedy usłyszał jej obietnicę już się nie odezwał, ale uśmiechnął szerzej.
    Po dwudziestu minutach dojechali przed bramę. Odpiął pas i wysiadł z samochodu otwierając ją, po czym wrócił do auta i podjechał pod dom. Był on cały biały z niektórymi czarnymi elementami ozdobnymi na przykład w okół okien. Adam,kiedy już zgasił silnik opadł bezwiednie na fotel i westchnął, przyglądając się budynkowi. Tak dawno tu nie był. Po paru chwilach wysiadł z samochodu i obszedł go otwierając przed dziewczyną drzwi, następnie wyciągając do niej rękę. Wiedział, że za tym nie przepadała, ale gdyby tego nie zrobił, nie stałby teraz tuż przed nią, bo po wyciągnięciu ręki niezależnie czy skorzystała czy nie - nie odsunął się za bardzo żeby zrobić jej miejsce by wysiadła z samochodu. Stała więc między nim a autem, a on zrobił jeszcze pół kroku do przodu patrząc się w jej oczy. Trudno było stwierdzić co konkretnie nim kierowało... po prostu nie mógł się powstrzymać. Samo stwierdzenie, czy to co robił wynikało z chęci zabawy i droczenia się, czy czegoś poważniejszego wcale nie przychodziło łatwo. Jedno było za to pewne. Bawić to on się bawił się jej ręką, palcem przesuwając po wewnętrznej części jej dłoni i sunął do ramienia i w dół.
    - Oprowadzić cię po domu, czy od razu idziemy nad jezioro na łódkę? - spytał beztrosko.

    OdpowiedzUsuń
  78. [ Leah chętnie da się przytulić tak ślicznej dziewczynie. ;) Nie pochwaliłam jeszcze buźki Elise, więc zrobię to teraz - jest naprawdę cudowna. <3 ]

    Leah

    OdpowiedzUsuń
  79. Szkolny dzwonek w końcu oznajmił koniec ostatniej lekcji. Leah zarzuciła swoją torbę na szczupłe ramię, uśmiechając się szeroko na myśl o czekającym ją weekendzie. Dwa dni całkowicie wolne od szkoły zawsze były przyjemną perspektywą, nawet jeśli dziewczyna lubiła swoją klasę.
    Wesołym krokiem opuściła salę, prawą dłonią wygładzając materiał swojej kwiecistej sukienki. Pogoda w końcu pozwalała na nakładanie lżejszych, letnich ubrań... A raczej tego wymagała. Leah miała wrażenie, że zaraz się roztopi. Nie przeszkadzało jej to jednak - uwielbiała ciepłe pory roku.
    Wyszła z budynku Brooklyn Art Academy, kierując się w stronę parkingu. Tamtędy miała najbliżej do przystanku autobusowego, skąd mogła dojechać do swojego małego mieszkanka. Doszła jednak zaledwie do połowy parkingu, gdy usłyszała przeciągły gwizd i śmiech. Przystanęła i przekręciła głowę w bok, by zobaczyć opierającego się o swój czarny samochód chłopaka. Leah nie znała się na autach, ale to akurat wyglądało jej na dość drogie, co oznaczało, że trafiła na jednego z popularnych uczniów szkoły. A tacy zwykle uznawali się za pępek świata.
    Dziewczyna uśmiechnęła się więc tylko do chłopaka, po czym ruszyła przed siebie. Zdążyła jednak zrobić tylko dwa kroki, gdy poczuła zaciskającą się na je drobnym nadgarstku dłoń, która pociągnęła ją do tyłu. Leah prawie się wywróciła, ale uderzyła tylko plecami o tors ucznia.
    - O co ci chodzi? - zapytała, próbując wyszarpnąć rękę z jego uścisku. Niestety, nigdy nie odznaczała się siłą fizyczną.
    - Śliczna jesteś, wiesz? - Chłopak zaśmiał się drwiąco, muskając ustami jej ucho. Leah skrzywiła się i próbowała uderzyć go łokciem, ale nie zdążyła; zdążył złapać jej drugą rękę. - No, nie wyrywaj się tak.
    Dziewczyna zaczęła się szarpać, zastanawiając się jednocześnie, jakim cudem nikt ich nie widzi. Przecież stali na szkolnym parkingu!
    Czuła narastającą w niej wściekłość i bezsilność. Jej starania na nic się nie zdawały - chłopak był bardzo silny i trzymał ją w żelaznym uchwycie, kompletnie ignorując to, jak Leah się szarpie. Zupełnie tak, jak gdyby była szmacianą lalką.
    - Albo mnie puścisz, albo zacznę krzyczeć! - zagroziła, bo sytuacja robiła się coraz bardziej beznadziejna.

    Leah <3

    OdpowiedzUsuń
  80. Czuła, jak jej oddech coraz to bardziej przyspiesza. Naprawdę się bała i w tej chwili oddałaby wszystko, byleby tylko ktoś się tutaj pojawił. Nieważne, kto. Wiedziała, że sama sobie z gnojem nie poradzi.
    Leah naprawdę miała zamiar już krzyczeć, chociaż nie sądziła, by dało to cokolwiek. W końcu jeżeli nikt ich nie zauważył, to...
    I dokładnie w tym momencie usłyszała dochodzące z tyłu kroki. Potem do jej uszu dotarł przepełniony bólem krzyk chłopaka, który — zapewne nie do końca z własnej woli — nareszcie ją wypuścił. Jego głos nie zdołał jednak zagłuszyć groźby wypowiedzianej ewidentnie damskim głosem. Brunetka momentalnie zrobiła kilka kroków do przodu, chcąc znaleźć się jak najdalej od ucznia. Przez chwilę rozważała puszczenie się biegiem w obojętnie jakim kierunku, byleby tylko opuścić ten parking, ale wtedy pomyślała, że musi zobaczyć swojego wybawcę... a właściwie wybawczynię. Poza tym, nie mogła zostawić jej tutaj na pastwę tego chłopaka, chociaż z pewnością za wiele pomóc nie mogła.
    Momentalnie odwróciła się w stronę swojego napastnika, który trzymał się prawą dłonią w okolicach krzyża, jak gdyby miało mu to pomóc w zapanowaniu nad bólem. Leah przesunęła się nieco w bok, by móc zobaczyć dziewczynę, która ją uratowała. Zrobiła to ostrożnym krokiem, nie chcąc zwrócić na siebie uwagi. Ciągle się bała. A kiedy już ujrzała swoją bohaterkę, otworzyła aż szerzej oczy.
    Elizabeth Ramsey stała z kluczem francuskim w dłoni, ciskając gromami z oczu. Nie trzeba było być kimś niezwykle inteligentnym, by domyślić się, że to właśnie tym narzędziem oberwał chłopak. Wyglądała na taką wściekłą, że nawet Leah poczuła się nieswojo, chociaż Ramsey przecież pospieszyła jej na ratunek.
    — Ty mała... — warknął chłopak, odwracając się w kierunku Elizabeth. Kiedy jednak zobaczył, że to właśnie ona stoi naprzeciwko niego z kluczem francuskim w dłoni, szykując się do kolejnego ataku, nieco złagodniał. Najwidoczniej dotarło do niego to, że on ciągle kuli się z bólu po zadanym przez nią ciosie, a ona jest kompletnie wyprowadzona z równowagi. — Jeszcze się z tobą policzę, suko!
    Po wypowiedzeniu tych słów spojrzał jeszcze raz na przestraszoną brunetkę, po czym nieco sztywnym krokiem ruszył w kierunku swojego samochodu, mamrocząc jakieś przekleństwa pod nosem. Lahey patrzyła to na niego, to na Ramsey, wciąż będąc zbyt przestraszoną, by cokolwiek zrobić.

    Leah

    OdpowiedzUsuń
  81. Czuł na sobie jej wzrok i to wyjątkowo wyraźnie. Zazwyczaj było tak, że jeżeli ktoś mu się przyglądał, to był w stanie sprecyzować z której to było strony i nawet dość często skrzyżować spojrzenie z tą osobą. Od dziecka tak miał - być może wychowywanie przez wojskowego na nim się odbijało.
    Zazwyczaj też nie miał problemu z tym, by na taki wzrok nie reagować, bo będąc nieskromnym wiedział, że obiektem obserwacyjnym był niemal na każdym kroku. Musiał nauczyć się to ignorować - czasem wyłapując te bardziej palące spojrzenia. Była to swego rodzaju moc. Albo łut szczęścia i niezłe wyczucie czasu. Tym razem było inaczej. Szedł zaplanowaną ścieżką i odnosił wrażenie, że ona nie ma końca. Adaś lubił szczegóły więc zdarzało się, że przyłapywał się na takich myślach jak teraz "nie spojrzę, póki nie będę po drugiej stronie samochodu". A jej wzrok sprawiał wrażenie widzącego każdy jego skurcz mięśnia.
    Nic więc dziwnego, że kiedy już stała przed nim, to nie chciał się odsunąć. Czasem naprawdę nie potrafił pojąć co się z nim działo. Przecież znał Rudą tyle lat. Zawsze się drażnili, a mimo to nigdy w taki sposób.
    Przyglądał się jej, podczas gdy jej ręce zajmowały stanowisko w tej sytuacji. Musiał przyznać, że widząc chwilę wcześniej jej wahanie i zaskoczenie poczuł niemałą satysfakcję. Ale teraz? Teraz zaczynało się robić ciekawiej. Skupiał się na jej smukłych palcach stukających o jej ramię.
    Nie spodziewał się, że spróbuje zachwiać jego równowagę, chociaż powinien był przewidzieć próbę zwalenia go z nóg. Na szczęście dla nich obojga - nie pomyliła się co do jego refleksu. Nim on zarejestrował co się właściwie stało, już jego dłoń podtrzymywała mu ciało tuż nad nią z wargami dosłownie parę centymetrów nad jej. Teraz mogła dojrzeć na jego twarzy lekkie zakłopotanie. Zaraz jednak ustąpiło odchyleniu głowy i zaśmianiu się nisko i gardłowo. Nie ona jedna szybko odzyskiwała pion.
    Poczuł jej drugą dłoń, jej nos, jej oddech, jej zapach. Z nieznacznym westchnięciem jakby poddańczym ułożył drugą dłoń na jej talii, przytrzymując ją. Bo prawda była taka, że walczył sam ze sobą. Nie był do końca pewny o co i która jego część czego chciała (ani która aktualnie wygrywała), ale na pewno nie był zgodny sam ze sobą.
    Uśmiechnął się zawadiacko na jej stwierdzenie.
    - Może ja nie lubię szczęśliwych zakończeń, co? - Zrobił jeszcze krok do przodu, by już definitywnie oprzeć ją o samochód. Ich klatki piersiowe w dalszym ciągu się stykały. Pogrywanie z nią było niebezpieczne, ale prowokowanie jego również. Czuł jej palce na swoim karku i zdecydowanie mu się podobało.
    Pochylił się nad nią jeszcze bardziej i zawisł tuż nad jej wargami zdecydowanie zatrzymując się w ostatniej chwili. Wyprostował się i mocniej zaczerpnął powietrza.
    - Proponuję najpierw łódkę. - Znów dodał jakby nigdy nic, na chwilę przymykając oczy i cofając się o ten krok który zrobił chwilę wcześniej.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  82. Podobało mu się, że była tak blisko. Podobało mu się, w jaki sposób go prowokowała. Podobało mu się, jak układała dłonie i jak na niego patrzyła. I wydawało mu się, że i jej to odpowiadało. Nie pocałował jej, bo nie mógł. Za bardzo ją szanował, a stan w jakim się znajdowała wcale temu nie pomagał.
    Nie umknął mu za to je oddech ulgi, ale nie dał po sobie poznać, że nie tylko go usłyszał, ale również poczuł jakby... zawód? Nie obchodziło go ile dziewczyn chciało poczuć smak jego warg. Ona najwyraźniej nie chciała. Cokolwiek by to nie było - nie należało do najprzyjemniejszych, ale on wciąż się uśmiechał patrząc na nią.
    - Pewnie jeszcze będziesz miała okazję. - Rzucił nawet by przypadkiem nie zauważyła, że coś się zmieniło. - W końcu kto wie jak długo mogę się bronić. - Akurat to powiedział całkowicie szczerze. W ostatnim momencie się powstrzymał, wykorzystując duże pokłady swojej silnej woli.
    Odsunął się znacznie od niej, ówcześnie zdejmując kurtkę i układając jej na ramionach. Schował ręce do kieszeni i chwilę później wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Wyciągnął dwa, odpalił je i podał jej jeden, zgrabnie obracając go między palcami.
    - Zapraszam więc. - Wskazał jej domek, wolno idąc w jego stronę. Zerknął na nią kątem oka.- Zrób mi przysługę i nie faszeruj się więcej żadnym świństwem, co? - Uniósł brew. Chyba nie myślała, że nie zauważył, że nie kuleje i obciąża nogę. Co innego, że przez myśl mu nie przeszło już, że zrobiła to dla niego. Oparł się o drzwi wejściowe. Miał jeszcze połowę papierosa. Patrzył na nią, gotów ewentualnie wyrzucić i swojego peta i zabrać z ręki jej jeżeli okaże się, że wciąż jej, aż tak bardzo zimno; i wejść do domku. Nie wydawało mu się to możliwe, zwłaszcza, że miała jego kurtkę, ale kto wie.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  83. Zdecydowanie szanował ją za bardzo, by ot tak wykorzystać jej nietrzeźwość. Właściwie Hadaway nie byłby w stanie wykorzystać niczyjej nietrzeźwości dla własnych celów. Może to ta jego pewność siebie sprawiała, że wiedział, iż na trzeźwo też zadziała na przedstawicielkę płci pięknej. Albo uważał to za większe wyzwanie. W ostateczności po prostu był zbyt porządny, ale do tego raczej się nie przyznawał.
    Tym razem było wyjątkowo trudno. Zerkał na nią od czasu do czasu i po prostu sam sobie nie ufał. Dlatego zresztą dbał o to, by zachować między nimi większy dystans. Tak na wszelki wypadek by mieć więcej czasu na reakcję.
    Kiedy się odezwała, skupił na niej swój wzrok. Z początku chciał jej przerwać w połowie. Powiedzieć żartobliwie "może ja się tobą bawię, co?", ale im dłużej jej słuchał, tym mniej miał na to ochotę. Jego oczy nieco ściemniały.
    - Wiem, że dużo przeszłaś, ale nie jestem szczurem w laboratorium, byś na mnie eksperymenty przeprowadzała. Cieszę się, że wyniki są zadowalające. - Zaciągnął się papierosem i zaśmiał - Testujesz mnie, mówisz? I zaliczę? - W każdych innych męskich ustach pewnie zabrzmiałoby to obrzydliwie biorąc pod uwagę dwuznaczność tych słów, ale on w swojej wypowiedzi dodał nieco pogardy do tego wszystkiego. I czarnego humoru. Po za tym nie miał obleśnego wyrazu twarzy, jakby miał na coś ochotę.
    Wyprostował się i podszedł do niej o krok. Przeczesał jej włosy.
    - Myślałem, że znasz mnie na tyle, że bez testów wiesz, że nie... - przerwał, zamknął usta i spuścił głowę, uśmiechając się, a chwilę potem zaśmiał i cofnął na poprzednie miejsce. Powinien był wiedzieć, że reputacja, jaką robiły mu plotki kiedyś się na nim odbije.
    Wrócił do słuchania jej.
    - Dziękuję. I doceniam to. - Uniósł kącik ust, wsuwając dłonie do kieszeni. Chwilę nic nie mówił, po czym ruszył się niespokojnie. Chciał na tym skończyć, bo miał wrażenie, że to co zaraz powie nie poprawi jej humoru. W końcu nie chciał, by myślała, że jej starania poszły na marne. Tylko, że nie mógł się powstrzymać. - Tylko, że widzisz... Ja i bez tego nie widziałbym nikogo i niczego. I jakbyś mnie nie wysyłała do konsolki z dobroci swojego serca, to cała szkoła mogłaby wybuchnąć a pewnie bym nie zauważył. - Wzruszył ramionami. - Co nie jest dobre, bo powinienem byłby cię wynieść. - Zaśmiał się krótko. - Sęk w tym, że tak bardzo starasz się być "dawną sobą", że aż do przesady. Miałaś okropne doświadczenia. To powinno na ciebie wpłynąć i jak to zaakceptujesz, to będzie ci ze sobą o wiele lepiej. Ludzie nie tęsknią za starą Ramsey. Tęsknią za tą, która kochała siebie i czuła się ze sobą dobrze. - Wzruszył ramionami.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  84. Patrzył na nią uważnie wyczuwając napięcie. Wiedział, że przełamują pewne granice, które zgodnie, ale bez żadnych rozmów, ustalili dawno temu. Nie mógłby udawać, że mu to nie odpowiada - pasowało mu to.
    - Nie. Ale widziałaś bym kiedykolwiek wykorzystał jakąkolwiek dziewczynę? - Oczywiście zaraz za tym pytaniem aż się samo nasuwało "a skoro żadnej podrzędnej, to skąd pomysł, że ciebie potraktowałbym gorzej?". Właściwie nie był pewny, czy Ramsey widziała go z jakąkolwiek. Nie to, żeby to planował, czy robił to celowo, ale jak była w zasięgu wzroku, to raczej albo siedział na konsoli, albo przesiadywał z chłopakami. Tudzież z Jacky. Jakoś nigdy wtedy mu nie były w głowie amory. Ale kto wie. Może kiedyś.
    Nie zmieniało to jednak faktu, że Adam głównie parał się we flircie. Ewentualnie w rozsiewaniu plotek, tak jak na balu, że przyszedł z tą koleżanką Ramsey, po to, by się inni od niej odczepili. Była naprawdę policzalna liczba dziewczyn, które kiedykolwiek dotknęły warg Adama i z każdą z nich grę prowadził bardzo długo. Co do okoliczności tego zdarzenia - no cóż, tu już bywało różnie.
    Nie, no on zarejestrował, że nie zawiódł, jak i podwójne znaczenie jego odpowiedzi było w pełni przemyślane. Po prostu uznał, że będzie pasowało. Taki tam żart, a propos tego w jakim celu go testowała.
    Zmrużył oczy przyglądając się jej twarzy. Tak, wiedział, że o czymś myślała i że nie chciała mu powiedzieć o czym. Zazwyczaj by nie odpuścił. Drążyłby temat, dowiedziałby się w końcu. Ale tym razem... za bardzo ją szanował, a skoro on nie zdradził jej swoich tajemnic, nie zamierzał zmuszać jej. Tym bardziej, że podejrzewał, że dowie się ich kiedyś. Zawsze lepiej mieć zabezpieczenie w postaci "ty też mi nie mówiłaś...". Przeszedł go dreszcz. Już wiedział, że będzie źle. Powinien jej najpierw powiedzieć nim do czegokolwiek dojdzie. To była jego ostatnia myśl, nim dotknęła jego karku i zaczęła się pozbywać jego krawatu.
    Skupił na niej swój wzrok i jeszcze jeden dreszcz przeszedł przez jego ciało. Dużo przyjemniejszy, aż musiał się nieznacznie przeciągnąć. Pozwolił jej na wszystko co chciała i co robiła i niemal chłonął każde jej spojrzenie i reakcję. Położył dłoń na jej dłoni i splótł ich palce, po czym szybkim ruchem obrócił ją pod ręką i przyciągnął ją do siebie, obejmując ją w pasie i opierając ją sobie na klatce piersiowej. Uśmiechnął się zawadiacko i wolno przesunął palcami po jej talii, wzmacniając wolno chwyt by unieść ją postawić przodem do drzwi i tyłem do siebie. Stał tuż za nią. Wciąż ją obejmując, tylko tym razem z przodu. Bardzo ciasno trzymając przy sobie. Jak chce się bawić, to on chętnie zagra w tę grę.
    - Więc zaczynajmy - szepnął jej do ucha i przesunął po nim nosem, obracając głowę tak, by tym samym nieznacznie odgarnąć jej włosy.
    Wolną ręką otworzył przed nią drzwi i wolno wprowadził do środka, wciąż trzymając się za nią. Zapalił światło - oczywiście drugim przyciskiem, przez co było ono przyciemnione. Wnętrze było drewniane z wyjątkiem kamiennego kominka. Było przestronnie. Na ścianie wisiało wiele zdjęć jego i jego rodziców, oraz małej dziewczynki, którą Adam na większości zdjęć albo trzymał na barana, albo mocno przytulał. Wisiało również kilka dyplomów wypisanych na niejakiego Daniela Finnisa. Chłopak rozejrzał się po pomieszczeniu i westchnął, uśmiechając się i mrucząc pod nosem z zadowoleniem. Zamknął za sobą drzwi i spojrzał na lewo, gdzie znajdowała się wieża, a obok niej cała ściana do połowy wypełniona książkami, a w drugiej filmami i płytami zwykłymi oraz winylowymi. Oczywiście odtwarzacz tych drugich stał spokojnie na jednej z półek, ewidentnie tylko czekając, aż zostanie użyty.
    Adam pochylił się jeszcze raz do dziewczyny.
    - Wybierzesz nam akompaniament? A ja sprawdzę jakie wina zostawił nam ojciec po swoim ostatnim przyjeździe tutaj?

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  85. [O, Ramsey też jest ślicznym rudzielcem <3
    Gemma chyba blizn się nie przestraszy, więc jeśli masz jakieś pomysły to why not, ja bardzo chętna na wątki jestem c;]

    Gemma W.

    OdpowiedzUsuń
  86. Myśliwym nie był, ale przeszkolenie, jakie miał za sobą zdecydowanie pozwalało mu na zauważanie rzeczy, którym inne by umknęły. Przesunął dłońmi po jej ramionach, jakby chciał ją uspokoić, ale nic więcej nie zrobił. Co jak co, ale jak na faceta i tak już zbyt wiele dostrzegał. Jeszcze chwila i mogłaby się zacząć czegoś domyślać.
    Siedział w kuchni grzejąc mleko, kiedy usłyszał tę znajomą melodię. Znał ją niemal na pamięć - każde uderzenie, dźwięk, wejście, przerwę. Spędził godziny przy nim. Był przecież profesjonalistą.
    Wszedł do pokoju trzymając w dłoni kubek z kakaem. Przez rękę miał przewieszone ubrania, po które w wolnej chwili pobiegł na górne piętro do pokoju siostry. Była ona trochę młodsza od Rudej, ale ubrania zdecydowanie powinny pasować. Tak dziwnie było trzymać je w rękach czy w zasadzie w ogóle przebywać w jej pokoju. Poczuł tak cholernie bolesne ukłucie w sercu, że nie był pewny, czy nawet po wejściu do pokoju był w stanie ukryć to przed Rudą.
    Podał dziewczynie kubek i wręczył ubranie, po czym przesunął się na drugą stronę pokoju, opierając się o parapet. Przyjrzał się jej i zaczął się zastanawiać, czy kiedykolwiek zdała sobie sprawę, jaki miała uśmiech, kiedy myślała o Jacku. Te myśli zdecydowanie naszły ją teraz w dobrej chwili, bo była zbyt rozkojarzona by przyglądać się jemu, ale tak po za tym... To były takie chwile, kiedy najbardziej miał ochotę spasować i odejść. W czymkolwiek co robił. Patrzył, na ten jej wspominający wzrok i wiedział jak ważnym elementem jej życia był Jack. Był w końcu miłością jej życia. Nic tylko zastanowić się, co on właściwie teraz robi.
    Uśmiechnął się pod nosem i upił łyk swojego kakaa, po czym wyjął aparat i skierował obiektyw na nią, robiąc jej zdjęcie. Zdecydowanie miał coś z masochisty chcąc zamrozić to wspomnienie i to uczucie z nim związane.
    Czasem, gdy tak byli razem udawało mu się zapomnieć ile przeszłości miała za sobą, ile sam jej miał i z jaką miłością on tu próbował...konkurować? I naprawdę było mu dobrze. Ale potem przychodził taki moment i po prostu nie potrafił usiąść obok niej bliżej.
    - Przebierz się w coś wygodniejszego i wtedy dokończymy nasz bal. - Dodał z subtelnym uśmiechem.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  87. Przyglądał się jej nieznacznie i jedyne co czuł, to spokój. I to, że może się odprężyć. O wszystko zadbał. Jacky była pilnowana, a on... On był daleko. Co go uderzyło w tym najbardziej, to fakt, że nigdy dotąd nie było mu aż tak beztrosko. Jakby świadomość, że Elli siedzącej tu z nim nic nie groziło (bezpośrednio dlatego, że tu był i miał ją na oku) po prostu tak działała.
    Jej głos wyrwał go z zadumy. Przyjrzał się jej plecom i przez chwilę nie mógł się ruszyć. Ona sobie chyba żarty z niego robiła. Tym razem po prostu go zatkało. Wiedział, że pewnie nie miała wyboru, ale no po prostu nie mógł. Podniósł się jak tylko zorientował się, że się nie porusza i tylko przygląda.
    - Cały wieczór na to czekałem. - Powiedział dużo niżej, niż zamierzał. Normalnie nigdy nie powiedziałby takiego zdania w tym momencie, ale czuł, że musi ją do siebie nieco zniechęcić. Zapłaci za to później, bo na razie to ledwo się kontrolował.
    Stanął w odpowiednim dystansie, odgarnął jej z pleców zabłąkany kosmyk włosów i ułożył dłoń na jej suwaku wolno go przesuwając. Za wolno. Poczuł, jak oddech mu nieco przyspiesza.
    Puścił suwak, a zaraz potem przesunął dłonią po jej nagich plecach.
    - Nie wiem, jak choć przez chwilę mogłaś przypuszczać, że będę widział cokolwiek i kogokolwiek po za tobą. - Opuszkami palców sunął do dołu, po czym przysunął się jeszcze do niej. - Misja od początku była skazana na sukces. - Jego głos nigdy nie był tak niski i głęboki, a to już świadczyło o tym, jak niewiele samokontroli mu pozostawiła. Pochylił się i górną wargą przesunął po jej karku. - Myślałem, że twoja ambitność nakazuje ci wybierać trudniejsze zadania. - Dodał zawadiacko i prowokująco. Jego ciało i mózg go nie słuchały, a głosik rozsądku cichł z każdą chwilą. Obszedł ją z palcami przemykającymi po jej biodrach i zatrzymał się przed nią i patrzył jej w oczy mając nadzieje, że pójdzie, bo on nie był w stanie jej puścić. Czuł się beznadziejnie bezsilny teraz. Idź. Idź. powtarzał w głowie licząc, że jak pójdzie to on zajmie się ogniskiem i na tym skupi uwagę.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  88. No dla niej było to normalne, ale powinna patrzeć z jego punktu widzenia. Trzymał między palcami mały suwak, który przesuwał się zgodnie z jego zachcianką i odrywał bardzo dużą część jej ciała. Trochę zrozumienia - był facetem!
    Nienawidził się za to stwierdzenie, ale wiedział, że to ją otrzeźwi, a tym sposobem oboje będą "bezpieczni". Zawiesił głowę oddychając cicho.
    - Więc mnie nie rozczaruj. - Dodał szepcząc jej do ucha i wolno obracając jej żuchwę w swoją stronę. Widział jej pełne usta, tak idealne i zachęcające. Sunął palcem po policzku, wzrokiem przemykając po całej jej twarzy. Po ślicznych oczach, drobnym nosku, kościach policzkowych - jakby starał się to wszystko zapamiętać. Wszystko w nim się gotowało. Nie chciał niczego robić, ale jakby ciało go nie słuchało. Znaczy... chcieć to może i chciał, ale nie w taki sposób. Nie kiedy jest po lekach i alkoholu. Nie kiedy jest tak zmęczona i przyjechała, bo mu ufa. Powinien się nią zająć. Od tego tu był.
    Gdy wyszła, on również poszedł się przewietrzyć i zapalić. Obserwował okolicę, w tym również rozciągające się jezioro. I dopiero wtedy trochę się uspokoił i wrócił do pokoju. Włączył wolną muzykę i czekał siedząc na parapecie i czekając aż przyjdzie, by następnie zaprosić ją do obiecanego tańca. Trzymać się na dystans - jak przedszkolaki, czyli im dalej tym lepie. Wierząc, że oczywiście będzie chciała. Czekał więc na dole na nią. I czul się jak świeżak, który powinien był sobie zapisać, że w dobrym tonie jest nie patrzeć za długo, skłonić się i podać rękę przy schodach. A potem zabierze ją do pokoju i położy spać.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  89. Niesamowite ile czasu poświęcała na Scotta, a co dopiero na Jacka. Dosłownie parę razy w ciągu jednej godziny. I miała wtedy to spojrzenie, które najszybciej go otrzeźwiało. Spojrzenie, które sprawiało, że zastanawiał się, w co on właściwie chce się wpakować. Nie chciał przecież pchać się gdzieś, gdzie byłby "efektem odreagowania", "zastępstwem", gdzie byłby jakby w cieniu jej myśli.
    Jak wydawało jej się, że nie wie, że ciągle jest porównywany do jej ideału, to się myliła. Wiedział o tym. Co robił podobnie, co robił inaczej. Znał w końcu Jacka. I był wyśmienitym obserwatorem. Pewnie jakby chciał mógłby spróbować zachowywać się i mówić rzeczy takie jak on.
    Przyglądał się jej u szczytu schodów, jak pomału schodziła na dół i nie mógł powstrzymać tak wielu myśli, które teraz siedziały jej w głowie. Nigdy nie powinien jej dopuszczać tak blisko siebie.
    Spuścił na chwilę głowę, gdy się odezwała, po czym wszedł na dwa pierwsze schodki i wyciągnął do niej ręce chwytając ją w pasie i obrócił się stawiając ją na samym dole, następnie zszedł do niej dwa schodki i wziął za dłonie, ciągnąc nieznacznie na środek pokoju. Obrócił ją pod jedną ręką zamykając w objęciach i stojąc za nią, ale nie przylegając do niej plecami tym razem. Wyprowadził ją nieznacznym obrotem i nieznacznie pociągnął do siebie, a później od siebie. Obiecał jej. On nie łamał danego słowa.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  90. A nie wiedziała? Bo w jego odczuciu nawet tego chciała. Te sprawdziany ufności, gierki i rozmowy na nic innego nie wskazywały. No, chyba, że żyła w tym błogim zaprzeczeniu, to on przecież nie zamierzał jej wyciągać. Niedługo kończą szkołę, kto wie czy jeszcze kiedyś się spotkają. W końcu Adam miał zwyczaj odchodzenia bez słowa, bez zostawiania wiadomości a wbrew pozorom im bardziej zażyłe stosunki miał, tym bardziej zmniejszał ich znaczenie w swojej głowie. A skoro nie trzymało go nic oficjalnego, to kto mu zabroni pojechać gdzieś na wojnę, albo uciec na drugi koniec kraju i zajmować się muzyką. Adam lubił zmieniać otoczenie.
    Uniósł brew patrząc co robi i kiedy tylko rozpoznał klasyczną pozycję, sam ułożył dłoń na jej łopatce i znów przejął prowadzenie. Teraz to już w ogóle musiał - w końcu był mężczyzną w tym duecie. Uniósł nieznacznie podbródek gdy zadała mu pytanie i skupił wzrok gdzieś za nią.
    - Z tego co pamiętam, to chciałaś bym gdzieś cię zabrał. Daleko. I chciałaś mi coś powiedzieć. - Zerknął na nią kątem oka. Naprawdę chciała dla niego innej dziewczyny? Ciekawe co nią w tym kierowało. I ciekawe, czy gdyby więcej o nim wiedziała, to zmieniłaby zdanie.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  91. Obrócił ich nieznacznie, ale wciąż poruszał się wolno. Uśmiechnął się nieznacznie na jej słowa. Zauważył, że najwyraźniej niczym już nie chciała się z nim dzielić, ale co on mógł na to poradzić? Mógłby ją zmusić, ale nie chciał by było to tym sposobem. Cokolwiek się nie działo, teraz była tutaj z nim, więc mieli czas o tym nie myśleć. A nim wyjadą dowie się o co chodzi. Przecież jej nie zostawi.
    - Na to wygląda. Chciałaś wyjechać, chciałaś dokończyć bal, chciałaś iść spać, więc właściwie zaraz idziemy. - Uśmiechnął się widząc po niej jaka jest zmęczona. - Jakieś jeszcze zachcianki? - Uniósł brew patrząc jej głęboko w oczy. Zatrzymał ich i rękę przesunął tak, by nieznacznie palce wpleść w jej włosy. Przechylił głowę na bok i to wszystko. Nic więcej nie zrobił.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  92. [Hehej, oboje powtarzali klasę, wymyślmy im coś.]

    Charlie R.

    OdpowiedzUsuń
  93. Patrzył uważnie na jej przymykające się oczy i lekko rozszerzone źrenice. Uniósł dłoń i odgarnął jej kosmyk za ucho, zatrzymując palce przy jej głowie nieco zbyt długo. Właśnie miał ją zabrać, kiedy poczuł jej dotyk na swojej skroni, który sprawił, że nieznaczni drgnął przyglądając się jej nieco intensywniej. Słysząc jej słowa uśmiechnął się nieznacznie i pochylił w jej stronę unosząc do góry brew. Dziwny skurcz mięśni zignorował.
    - Jesteś pewna, że jesteś na to gotowa?
    Chwilę później podniósł ją z ziemi i wziął na ręce w sposób... cóż... typowo książęcy. W końcu tak należało traktować kobietę. To przecież było oczywiste. I to nie tylko w dniu ślubu przejść z nią próg domu, ale po prostu od czasu do czasu nosić na rękach.
    Szedł z nią po schodach wciąż uśmiechając się zawadiacko. Doskonale wiedział, co sobie pomyślała. Po pierwsze był stu procentowym samcem, więc nie musiał szczególnie chyba ukrywać pierwotnej samczej myśli, która pojawiła się w jego głowie - jeszcze w towarzystwie tak subtelnych gestów z jej strony. Zamierzał więc jej się odwdzięczyć za pobudzanie jego instynktów.
    Wszedł z nią do swojej sypialni i bez słowa, ale z poważniejszą miną skierował się w stronę łóżka. Ułożył kolano na nim i położył ją na pościeli. Był pochylony nad nią, kiedy poczuł woń jej włosów. Zaciągnął się głębiej, otwierając oczy i patrząc na nią drapieżnie. Przesunął wzrokiem po całym jej ciele ułożonym teraz na jego łóżku. Chwycił palcami skrawek jej bluzki i pociągnął, by zakrył część jej biodra. Musiał się podwinąć, gdy ją kładł.
    - Dobranoc - szepnął wsuwając dłoń w jej włosy i nieco ze zmęczeniem na chwilę opierając czoło o jej.
    Odetchnął jeszcze raz i zaczął się podnosić. Przez jego myśl przeszło, by powiedzieć jej, że będzie w pokoju gościnnym, jakby chciała... czegoś, ale zrezygnował.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  94. [Friends with benefits?]

    Kruczysko

    OdpowiedzUsuń
  95. [Co Ty na to, by ona mu się cholernie zawsze podobała, nie wiem, są przyjaciółmi od "małego" i wszędzie wszystko razem robili. I po prostu jest w niej zakochany, więc zdobywa się na taki "rohmantyczny w chuy" gest i zabiera ją właśnie na maraton horrorów? Potem po kinie mogą iść do Procelanowej Posiadłości i pod nieobecność Williama upić się do zgonu.]

    Kruczysko

    OdpowiedzUsuń
  96. [Ona nie musi go kochać. Po prostu potrzebuję dla niego osoby, w której może być beznadziejnie zakochany.
    I ok, możesz zacząć.]

    Kruczysko

    OdpowiedzUsuń
  97. Trwał tak dłuższą chwilę. Dłużej niż powinien i wiedział o tym. Po prostu odsunięcie się od niej zdawało mu się tak piekielnie trudne. Tym bardziej, że chwilę temu tuliła się do jego klatki piersiowej.
    Stłamsił w sobie ciepło, które powoli wędrowało po jego ciele, po czym spróbował się wolno podnieść. Nie spodziewał się tego, co nastąpiło. Patrzył jej głęboko w oczy z jej dłonią na swoim karku.
    Nim zdążył to sobie uświadomić, wrócił kolanem na łóżko. Chwilę później leżał bokiem obok niej, przeczesując jej włosy i trzymając czoło na jej czole, ewidentnie próbował jej przyćmić w ten sposób cały świat.
    Zsunął dłoń na jej ramię, przemykając po nim palcami w dół aż do nadgarstka i znów w górę, aż do włosów. Śledził wzrokiem ten ruch. To go trochę uspokajało, a potrzebował tego teraz wyjątkowo bardzo. Widział w jej oczach ten błysk, który potwierdził jej słowa - naprawdę się bała, a to jakoś determinowało go do tego, by wstać i rozładować emocje.
    - Nie pozwolę, by coś ci się stało - szepnął, układając dłoń na jej biodrze i przysuwając ją jeszcze bliżej siebie. - Cokolwiek cię niepokoi, będzie musiało najpierw przejść przeze mnie. - Może i był to oklepany tekst rodem z filmu, ale co on miał poradzić na to, że taka była prawda? Spojrzał na nią poważnie, wciąż drapieżnie, ale tym razem w nieco inny sposób. Cóż, Adama rzadko dało się spotkać w sytuacji w której by był wyprowadzony z równowagi, ale gdy już do tego dochodziło przeciwnik zawsze tego żałował. Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy. Jego dusza właśnie informowała cały świat, że jej właściciel stracił opanowanie i nie będzie się powstrzymywał, jeżeli przyjdzie taka okoliczność.
    - Śpij.- Musnął wargami jej czoło.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  98. Był zdziwiony. Pewnie nie powinien, bo przecież doskonale wiedział, że po pierwsze każdy się boi, a po drugie - ona już mu dziś mówiła o tym. I była przerażona. Przeszło mu przez myśl, jakim jest idiotą, że chociażby pomyślał przez chwilę o zostawieniu jej samej w pokoju. Znaczy - zrobił to z szacunku do niej, ale to była jedna z takich sytuacji, które powinien był zlekceważyć w swojej dżentelmeńskiej części umysłu.
    Czuł jak pod jego dotykiem całe jej ciało się rozluźniało. To był ten moment, dzięki któremu jego męskie ego wzrastało. Tak zadziałać na kobietę i to jeszcze tak samodzielną. Tylko dotykiem móc ją uspokoić do tego stopnia, by odpoczywała.
    Poczuł, że słowami nieco zaburzył jej spokój. Przyciągnął ją bardziej do siebie, a co za tym szło - pod siebie (był na boku, ale patrzył na nią jakby z góry).
    - Chyba w to nie wątpisz, co? - Jego wzrok nieco złagodniał pod wpływem jej dłoni, umiejętnie przemykającej po jego policzku. Wiedziała co robi. Ułożył dłoń na jej ręce i zsunął z policzka, po czym musnął wargami wierzch jej palców. Zamarł słysząc jej wypowiedź. Przyjrzał się jej i bardziej się do niej przysunął, po czym obrócił się na plecy i pociągnął ją za sobą, by ułożyła się na jego klatce piersiowej. Obejmował ją mocno dopóki nie zasnęła i całą resztę nocy.
    Gwałtownie otworzył oczy z myślą, że znów nie może przespać całej nocy w spokoju. I już miał się podnosić, gdy poczuł, że nie ma swobody ruchu. Spuścił wzrok na rude pasma włosów i uśmiechnął się lekko widząc ją przy sobie. To było tak przyjemne uczucie, to jej bicie serca i dłonie. Wtedy też właśnie zorientował się, że świeci słońce. Spojrzał na zegarek. Dziesiąta. Przespał całą noc. Opadł głową o poduszkę wciąż uśmiechnięty. Mocniej objął dziewczynę. Powinien był wstać, ale naprawdę nie chciał - tak mu było dobrze. Zamknął oczy i odpłynął.
    Za drugim razem jak się obudził już jej przy nim nie było. I pewnie powinien był pomyśleć, że go zostawiła, ale jakoś nie mógł. I miał rację. Jak tylko wstał i wyszedł z pokoju usłyszał szum prysznica. Uśmiechnął się chwilę stojąc przy drzwiach, po czym ruszył do dołu do kuchni robić śniadanie.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  99. Włączył radio, bo w końcu muzyka była jego życiem. Wsłuchiwał się w utwory podświadomie klasyfikując je w zakątkach swojego umysłu, by później łatwiej było mu z nich korzystać.
    Nucił właśnie jeden z utworów i kończył robić naleśniki, kiedy zobaczył ją schodzącą. Uśmiechnął się zadziornie przesuwając po niej wzrokiem i zatrzymując go na niej nieco za długo. Schlebiało mu, że paradowała tak otwarci w jego szlafroku mimo tego, że właściwie mogła po prostu nie mieć wyboru. A mimo to taki rodzaj... bezczelności bardzo dobrze na niego działał. W ostatniej chwili przypomniał sobie o naleśniku. Przełożył go, posmarował nutlą i złożył układając na talerzu. Podniósł go, w drugą dłoń wziął szklankę z mlekiem i położył na stole. Kiedy już koło niego stała obrócił się w jej stronę i nawet dobrze się jej nie przyjrzał za to jak gdyby nigdy nic, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, ułożył dłoń na jej biodrze i nieznacznie przyciągnął do siebie jednocześnie pochylając się do niej i łącząc ich wargi ze sobą. Sam tego też nie przemyślał i nie zaplanował, to zadziałało u niego jak odruch. Jakby tak powinno być. Cóż, przynajmniej nie może powiedzieć, że ją wykorzystał pod wpływem alkoholu.
    Nie przywarł do jej warg na długo, ale na chwilę tak. Musnął je, a później jeszcze dolną, lekko ją pociągając jakby chciał się droczyć. A następnie odsunął się nieco i jak gdyby nigdy nic:
    - Idę się wykąpać. Smacznego. - Uśmiechnął się lekko i minął ją idąc po schodach na górę.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  100. [hm... jeżeli mam patrzeć na to pod kątem upodobań Conway'a, to byłaby to znajomość z doskoku. zależna od humoru i widzimisię. nie rozmawiają ze sobą całymi dniami by potem przesiedzieć gdzieś całą noc i marnować czas na pierdołach. mówią sobie wiele rzeczy, wyżywają się na sobie (Elise może zrobić sobie z niego worek treningowy, a jakże) ale za każdym razem tak, jakby mieli już się nigdy więcej nie zobaczyć i było im w zasadzie wszystko jedno. ale polegnę na polu wplątania tego w jakiś wątek, przynajmniej póki co c:
    a na marginesie: kcem taki samochód ;D]

    Conway

    OdpowiedzUsuń
  101. No tak, bo w końcu Hadaway był w oczach kobiet chodzącymi ustami, którymi całował inne kobiety. Może dobrze, że nie znał jej myśli, bo wtedy mógłby w końcu stracić cierpliwość. Jak mogła uważać, że to nie było dla niego coś ważnego, skoro cały wczorajszy wieczór musiał się tak pilnować?
    Teraz wchodził po schodach strojąc miny sam do siebie. Czy on to w końcu zrobił, czy mu się tylko wydawało? Wyglądała tak ślicznie i nierealnie, że gdy znalazła się przy nim i poczuł jeszcze jej zapach... czuł się, jakby to nie on powiódł swoim ciałem, a mimo to to on dostał nagrodę. Smak jej ust zapadnie mu w pamięci, ich delikatność.
    Z prysznicem się nie spieszył - musiał to wszystko przemyśleć i wręcz opracować to, co jej zaraz powie. Po dobrej pół godzinie wyszedł z łazienki w ręczniku przepasanym w pasie i zatrzymał się przy schodach trzymając poręczy. Przyjrzał się sobie i zawrócił do pokoju ubierając krótkie spodenki. Bluzki nie zamierzał zakładać - po pierwsze było gorąco, a po drugie tak miał z nią większe szanse.
    Zszedł po schodach i zatrzymał się w kuchni patrząc chwilę na nią, po czym podszedł i pochylił się z lekko zakłopotaną miną. Sięgnął za nią i chwycił kluczyki do samochodu. Zabrzęczał nimi pokazując jej.
    - Długo chcemy zostać? Trzeba by zrobić jakieś zakupy na obiad co najmniej. I jak będziemy na łodzi, to wypiłbym piwo, chyba, że zaraz potem wracamy. - Spuścił wzrok. Dawno (nigdy) tak się nikomu nie tłumaczył. Zorientował się też, że stoi właściwie przy drugim blacie. Ale o tym co się stało nie napomknął. Zresztą nic inteligentnego i tak mu nie przyszło do głowy - "ups... serio? Potknąłem się i wpadłem na twoje wargi."

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  102. Powinna już dawno przyzwyczaić się do tego, że przy Adamie nie było miejsca na taką pewność. Pewnie to ona się mogła czuć w formie bezpieczeństwa - tak chciał by się czuła. Ale nie gdy w grę wchodziła monotonia i przewidywalność. Co i innego, że faktycznie tego akurat nie planował. Stał więc przed nią bezbronny w samych spodenkach i tylko od czasu do czasu napinał mięśnie. Raz jeden spojrzał na jej wargi - były takie... pociągające. Obrócił głowę w lewo, na regał z książkami, więc nie zauważył nawet co ona robi. Już nie mówiąc o tym, że on tego nie przewidział, a to już było szokiem. Poczuł jej nogi na swoich biodrach - na początku myślał, że tylko chce go szturchnąć, więc nie zareagował. Dopiero po chwili niemal runął do przodu, w ostatnim momencie łapiąc pion.
    Spojrzał na nią zaskoczony. Przymknął oczy, kiedy przesuwała dłońmi po jego zaroście i nie ruszał się, jakby się bał, że ją spłoszy.
    - Jeść musisz. - Odpowiedział w pierwszym odruchu, ale czując na sobie jej wzrok i atmosferę jaka między nimi zapanowała, dodał: - A co powinienem powiedzieć? - Powiedział chcąc się drażnić, ale jego ton głosu był cichy i niski, wręcz mrukliwy. Nie potrafił przestać wpatrywać się w jej oczy. Były jak magnesy.
    Kiedy sięgała do jego ust nieco się wyprostował zwiększając dystans, jakby chciał się upewnić, że dziewczyna na pewno tego chce. To trwało ułamek sekundy. Zobaczył to wszystko w jej oczach i pochylił się do niej, wpijając się w jej usta namiętnie.
    Gdyby tylko przyjrzał się jej wcześniej widziałby jak napalona teraz była. Nie potrafił zebrać myśli. Zarejestrował bardzo wyraźnie co miała pod szlafrokiem. Nic więc dziwnego, że nim zdążył się zaplanować, jego dłoń już była na jej biodrze. Jednym ruchem przysunął ją na krawędź blatu, jak najbliżej siebie. Przesunął wargami po jej policzkach, linii szczęki, aż do szyi. Wolno i bardzo zaborczo. Podobał mu się jej dotyk na swojej szyi.
    Wargami wrócił do jej ust, ale jednocześnie wyprostował rękę którą miał na jej biodrze, by zwiększyć między nimi dystans. I tylko nienaturalnie wychylał się do niej, podczas gdy próbował odsunąć od niej chociaż ciało. Zaśmiał się pod nosem czując jej paznokcie na swoim ciele. Zamknął oczy. To było takie przyjemne. Pilnował ręki, by nie zmiękła i nadal trzymała ich na jakikolwiek dystans.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  103. Sebastian nigdy nie był chłopakiem, którego dostrzegano na ulicy. Nie licząc dni, gdy siedział z pędzlem w dłoni i rozłożoną sztalugę. Wtedy jednakże, to jego obrazy przykuwają uwagę, a nie on sam. Znakomicie przelewał swe myśli na papier, ale gdy przychodzi czas na rozmowę z jakąś istotą żywą...Porażka. Nigdy nie wie, co powiedzieć. Chyba dlatego chowa się za płótnem.
    Z niewiadomych przyczyn spotkał się kilka dni temu z dawnym kolegą ze starej szkoły. Zdziwił się na jego telefon – nie rozmawiali przecież od czasu, gdy Sebastian się wyprowadził. Pod wpływem chwili zgodził się przyjść w umówione miejsce, które później okazało się pełne pijanych ludzi. Przyjaciel co chwila zamawiał kolejną rundkę, a Bash przecząco kiwał głową.
    Czemu nie pijesz Winchester? Wyluzuj nie ma tu twoich starych. - Pierwszy raz słyszał, jak chłopak używa takich słów. Przez to, że oboje pochodzili z bogatych rodzin, uczęszczali do prywatnej, dobrej szkoły. Uczeni byli dobrych manier przez wybitne osobowości. Dziwił się również na fakt, że wspomina o jego rodzicach. Był pewien, że nikomu nie wspominał o problemach w rodzinie.
    Wtedy gorzej mi się maluje – odpowiedział szczerze. Nie przepadał za alkoholem w żadnej postaci. Nie brał żadnych używek, w przeciwieństwie do wielu malarzy. On wolał brać natchnienie z otaczającej go natury, a pobliski park stał się jego drugim domem.
    A właśnie. Pewnie zastanawiasz się czemu chciałem się z tobą spotkać. Otóż przenoszę się do Brooklyn Art Academy! Niestety nie będę z tobą w klasie, gdyż zamiast pędzla wolę trzymać gitarę. Kto by się spodziewał? Ja Noah Gillon potrafię nieźle grać. Nawet bardziej niż nieźle. Super nieźle! - Ta informacja zaskoczyła Sebastiana. Czy nigdy nie uwolni się od swojej przeszłości? Chciał odwieść przyjaciela od tego pomysłu, ale wydawał się taki szczęśliwy... Nie mógł być egoistą i myśleć tylko o sobie. - Mam do ciebie jeszcze jedno ważne pytanie. Czy macie tam jakieś ładne dziewczęta?
    Oczywiście, ze musiał o to spytać. Noah zawsze miał powodzenie u płci przeciwnej. Bash natomiast wręcz przeciwnie. Złapał się na tym, że prawie wszystkie znane mu kobiety są jego rodziną. Nie zwracał uwagi na osoby mijane na szkolnym korytarzu. Imiona, które potrafiłby teraz wymienić dałoby się policzyć na palcach u jednej dłoni. Nie przeszkadzało mu, że nie ma wielu znajomych. Dobrze czuł się we własnym towarzystwie.
    Mamy – odpowiedział krótko, co nie uszło uwadze chłopakowi.
    Mogłem się tego spodziewać. Sebastianie Winchesterze, ty nadal jesteś prawiczkiem! - Drugie zdanie prawie wykrzyczał, przez co kilka osób odwróciło się w ich kierunku. Byli jednak tak pijani, że nie mogli zrozumieć sensu tych słów. - Czas to zmienić. Nie będę rzucał cię od razu na głęboką wodę. Jesteś malarzem, a malowałeś już kiedyś nagą kobietę? Nie odpowiadaj. To będzie twoje zadanie. Jeśli go nie wykonasz to czeka cię obiad z naszymi rodzicami.
    Wiedział jak go złamać – znał jego najsłabszy punkt. Niechętnie zgodził się i wychodząc zapłacił za przyjaciela. Gdyby wrócił z pieniędzmi, ciotka by zbeształa, że nie umie się bawić. Na samą myśl, że będzie musiał namalować kogoś, kto będzie stał przed nim nieodziany, miał ciarki na plecach.
    Chce ją później poznać! - słowa Noah utkwiły mu w pamięci.- Muszę mieć dowód”
    Gdy tylko wrócił do domu, rzucił się na kanapę i zasnął.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następnego dnia podczas zajęć nie mógł opanować drżenia ręki. Coś co początkowo miało przypominać fortepian, pożyczony z sali instrumentalnej, wyglądało niczym plątanina czarnych kresek. Gdyby nie był uczony, że nie wolno niczego marnować, zgniótł by tą kartkę i wyrzucił ją do kosza. Może właśnie tak działali abstrakcjoniści? Po skończonych zajęciach młody artysta zabrał swoje rzeczy i wraz z resztą uczniów wyszedł na korytarz. Tam potrąciła go grupka chłopaków z klasy teatralnej, ale on zdawał się nie zwracać na to uwagi. Wiedział, że narobi sobie tylko problemów, a nikt nie chce zatrudniać chłopców ze śliwą pod okiem. Z amoku wyrwał go Theo, który położył mu swoją ciepłą dłoń na ramieniu, a drugą wskazał rudowłosą dziewczynę przy jednej z szafek. Stała sama, ale jej postać przyciągała wzrok innych. Sebastian potrafił sobie wyobrazić tuzin farbek, których mógłby użyć jedynie do okiełznania pasm jej włosów.
      Widzisz ją? To Ramsey. Niezła sztuka, ale ja już mam wybrankę swojego serca. - Sebastian już zapomniał o dziewczynie, którą ostatnio poznał Theo. Nie pamiętał nawet jak miała na imię, ale i tak niedługo się rozstaną. Jego przyjaciel nie był stały w związkach, a te, które zostawił wypłakiwały się mu w rękaw. Nigdy nie narzekał choć zazdrościł mu takiego powodzenia u kobiet. Sebastianowi wystarczyłaby nawet jedna, ale jeszcze nie teraz. Pamiętał o zadaniu sprzed kilku dni. Naprawdę nie miał najmniejszej ochoty na spotkanie z ojcem.
      - Nawet nie wiesz ile bym dał żeby zobaczyć ją nago...- Już zaczął się rozmyślać gdy podbiegła do niego niska blondynka, która na powitanie ucałowała go w policzek.
      - Kogo chciałbyś zobaczyć nago, T?
      - Ciebie oczywiście - uśmiechnął się. - Czas na nas.
      Zniknął wraz ze swoją dziewczyną w tłumie ludzi. Rudowłosa dalej stała w tym samym miejscu, a głos przyjaciela coraz bardziej nasilał się w głowie malarza. I choć to do niego całkowicie niepodobne zdecydował się stawić czoła nieznajomej. Niczym lew, który zmierza do swej ofiary, choć w tym momencie nie potrafił stwierdzić komu przypisana jest ta rola. I gdy dzieliło ich zaledwie kilka metrów czuł się gdyby był to dystans wielu mil.
      - Cześć, jestem Sebastian Winchester - przedstawił się i o dziwo nie rozległo się echo. Jego nazwisko zostało jednak przechwycone przez gwar dookoła i najprawdopodobniej nie dotarło do dziewczyny.
      - To może dość nietypowa prośba lecz poszukuję osoby takiej jak ty. Chodzę na zajęcia z malarstwa, a twoje kształty, to znaczy... - język zaczął mu się plątać, a kropelki potu kumulować na czole. - Chodzi o obraz, który odsłoniłby wszystkie twoje niedoskonałości, których oczywiście nie masz - dodał szybko, a w duszy karał się za swoją głupotę. Nie powinien był tu podchodzić...

      Usuń
    2. Skazy? Dziewczyna była niezwykle piękna. To był pierwszy raz, jak taki mały dystans dzielił go z płcią przeciwną. Czuł się niezwykle skrępowany, lecz Ramsey była niezwykle uprzejma. Nie wykorzystała jego zdenerwowania i starała mu się wszystko ułatwić. Podziwiał ją za pewność siebie. Zastanawiał się, jakim człowiekiem by był, gdyby był choć trochę bardziej pewny siebie. A może straciłby wszystko, co ma – w tym talent. Gdyby skupił się na sobie, nie dostrzegałby już tego co go otacza. Nie sądził, że tacy ludzie są zakochani w sobie, lecz wiedział, ze on właśnie taki by był. Chciałby się delektować każdą minutą takiego życia. Myśląc już o spotkaniu, wpadł na pomysł by zabrać starą butelkę wina swej ciotki. Nie miała problemu z piciem. Wieczorami lubiła po prostu usiąść przy lampce wina i zabrać się do pisania. Sebastian wiedział, ze w dolnej szafce, tuż koło piekarnika, chowa najlepszy rocznik. Nie obrazi się, gdy wytłumacz, że to dla koleżanki. Ba! Nawet się ucieszy.
      - Chciałbym byś przyszła w czwartek o siódmej. Postaram się załatwić wolną salę. - Szkoła jest wtedy już pusta, nie licząc kilku nauczycieli, którzy nie widzą życia poza szkołą. Sądził jednak, ze to dobre miejsce, a nikt nie powinien im tu przeszkadzać. Nie mógł jej przecież zaprosić do swojego malutkiego mieszkania, gdzie ledwo mieściło się dziewięć kotów. Do dziś pamięta, jak starał się je namalować. Stracił cierpliwość przy trzecim podejściu – futrzaki, jak na złość nie chciały usiedzieć w jednym miejscu ! - O wino też nie musisz się martwić.
      Zadziwiła go pewność siebie, która pojawiła się znienacka po bliżej nieokreślonym czasie. Nie pociły mu się dłonie i potrafił tworzyć już całe zdania. Rozmawianie z ludźmi okazało się łatwiejsze niż przypuszczał. Pożegnał dziewczynę i poszedł załatwiać formalności. Ciężko wytłumaczyć nauczycielowi, że chce się malować kogoś nago. Pominął więc ten fakt i wytłumaczył, że będzie to zwykła seria portretów. Myślał, ze gorzej już być nie może – siedział cały czerwony, z głową spuszczoną w dół. Wstydził się, ze nie powiedział prawdy, ale to nie wchodziło w grę.
      - Zgadzam się. To cię ukształtuje, a Elizabeth świetnie się do tego nadaje. Kluczyk odbierzecie u mnie. Tak się składa, że wtedy mam coś ważnego do załatwienia i muszę zostać później. - A więc zostaje. A co jeśli ich przyłapie? Może jednak powinien zaprosić ją do siebie? Ale tam jest ciotka, a ona się nigdzie nie wybiera. Ma szalone pomysły i najprawdopodobniej też by chciała zostać uwieczniona. Na sama myśl robiło mu się niedobrze. Podziękował i wyszedł. A czwartek zbliżał się w zawrotnym tempie.
      Czwartek, godzina 18:45
      Przyszedł jak zwykle wcześniej. Ceni sobie czas swój i innych. Wziął nawet ze sobą swój szczęśliwy pędzel. Spośród innych wyróżniał go mały uszczerbek, tuż przy nasadzie. Był prawie pewien, że to Pan Naleśnik się do niego dorwał – imiona kotów wybrała ciotka, on nie ma z tym nic wspólnego. Zanim pojawiła się dziewczyna, zdążył jeszcze wysłać SMS-a do ciotki, w którym dziękował za alkohol i oznajmiał, ze późno wróci. Nie cierpiał komórek, a napisanie krótkiej wiadomości zajęło mu wieczność. Wielokrotnie denerwował się, gdy autokorekta zmieniała słowa, które wpisywał. Całość wyszła dość chaotycznie, lecz się tym nie przejmował. Cieszył się, ze udało mu się opanować to małe urządzenie w jakiś sposób. Wtedy usłyszał głos dziewczyny, który różnił się od jego przypuszczać. Żył w przekonaniu, że wszystkie mają cieniutkie, wysokie głosiki. Rozmawiał już z Ramsey, lecz wtedy było głośno, więc nie mógł się w niego wsłuchać. Teraz zobaczył, jak bardzo się mylił. Mógłby go nawet uznać za pociągający, gdyby nie był sobą.
      - Idziemy? - spytał niepewnie.

      [Źle nam się sformatował tekst, dlatego tyle usuwaliśmy. Mam nadzieję, ze wybaczysz nam zniknięcie]
      Bash

      Usuń
  104. Przez myśl mu przeszło, że może źle ocenił sytuację i ona jednak nie wyzbyła się z organizmu wszystkich używek. Musiał o tym pomyśleć, ale szybko uporał się z tym. Nie, nie. Ona doskonale wiedziała co robiła i czego teraz chciała. I on też tego chciał. Nawet gdyby jego ciało nie reagowało (a reagowało) wiedziałby czego chce.
    Śledził jej ruchy i kiedy próbował ustabilizować oddech i zebrać myśli - bo podczas pocałunku jakoś tak nie potrafił się skupić - poczuł jej dłoń na ręku i ten jęk zawodu, który wywołał mimowolne zadowolenie z siebie. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy, że ma w sobie tak prymitywne uczucia. Jego przemyślenia znów przerwał jej gest - drobne rączki obejmujące jego twarz. Przypatrywał się jej bez słowa walcząc sam ze sobą. "Nie drażnij się ze mną. Nie teraz." Przecież byli dorośli.
    Ręka się zgięła i w tym samym momencie przyległ do jej warg swoimi i do jej ciała swoim. Całował namiętnie i gorąco, błądząc dłońmi po jej ramionach pod szlafrokiem, który szybko zsunął z niej, by mieć łatwiejszą drogę do jej pleców. Zaraz jednak skierował je na jej talię, po której przesunął wierzchem palców, mrucząc lubieżnie w jej wargi. Ułożył dłonie u dołu jej pleców, tym samym obejmując ją silnymi ramionami i przyciągnął ją do siebie zdecydowanie i mocno. Przesunął wargi do jej ucha.
    - Pojęcia nie masz do czego właśnie doprowadziłaś. - Wyszeptał, chwytając ją jedną ręką w talii i unosząc do góry, bo tak - mógł sobie na to pozwolić. Przesunął nosem po jej szyi i spojrzał jej w oczy. - Oszaleję kiedyś z twojej winy. - Patrzył na nią zachłannie. Wszystko w niej właśnie tak na niego działało. Każdy jej gest, jej ton głosu, jej drobne dłonie, jej słowa - jakby czytała jego prywatną instrukcję obsługi i słowami i gestami klikała tylko odpowiednie guziki.
    Oparł ją o ścianę z szatańskim uśmiechem i stanął w większym rozkroku, nieznacznie ją opuszczając, by podtrzymywać ją głównie biodrami. Chwycił jej ręce i przyszpilił do ściany, sunąc wzdłuż nich, aż dotarł do jej nadgarstków, które mocniej chwycił. W tym samym czasie wargami sięgał jej szyi, całując ją i zostawiając nieznacznie pamiątki. Trącił nosem jej ucho, oddychając przy tym nierówno, mruczał co parę chwil. Chciała tego. Sama uwolniła go z klatki. Wargi zbliżał wolno do jej warg, ale w ostatnim momencie uśmiechnął się tylko zawadiacko i mocniej przyparł ją do ściany pchnięciem lekkim, wargami sięgając do jej dekoltu.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  105. Sala, do której zmierzali była dobrze znana młodemu artyście. Nieraz zdarzało się, ze spędzał w niej długie godziny, gdy wymagało tego zadanie. Na przykład, gdy miał namalować ciało człowieka. Źle zrozumiał, co nauczyciel miał na myśli. Nie chodziło bowiem o samą postać, o jej anatomiczną budowę. Wtedy grożono mu, że jeszcze jeden taki wybryk, a to on będzie modelem. Gdyby Elizabeth pomogła mu przełamać tą barierę, byłby innym człowiekiem. Może w końcu zdobył się na odwagę spojrzeć w lustro i powiedzieć – wiem kim jestem. Wchodząc po schodach na drugie piętro, przyłapał się, że co chwilę spogląda na dziewczynę. Jej pewność siebie go onieśmieliła, jeśli to w ogóle możliwe. Skoczył szybko po kluczyk i otworzył drzwi przed swoją modelką. W duchu powtarzał, że przecież nadal jest ubrana więc nie robi nic złego mierząc ja wzrokiem. Bash w przeciwieństwie do innych chłopców, nie oglądał za młodu sprośnych filmików, czy nie czytał świerszczyków. Może bał się, że w jednym z nich znajdzie swoją matkę. Ta zajmowała się modelingiem, ale kto wie, za co jej płacili.
    Wziął głęboki oddech i ułożył swoje pędzle na ławce. Rozłożenie sztalugi, nie zajęło mu dużo czasu. W składziku czekało na niego kilka gotowych płócien. Miał już po nie iść, gdy napotkał wyczekujący wzrok dziewczyny. Nie poinstruował jej bowiem, co powinna zrobić. Nie mógł przecież po prosić jej wprost by się rozebrała. Mogłoby to zabrzmieć w sposób, którego nie chciał.
    - Zaraz wrócę – powiedział i zniknął za drzwiami. Czuł, że to będzie długi wieczór.

    [Przepraszamy, ze tym razem tak krótko. Mamy nadzieję,że jak wrócimy będzie już gotowa :D]
    Malarz

    OdpowiedzUsuń
  106. [Hej :)
    Również witam cieplutko i podziwiam ilość komentarzy pod kartą.
    Osobiście mam małe zaćmienie co do wyjątkowo ekstrasuper wątku, ale jeśli tylko wpadnie mi pomysł z tą piekną kobietą w roli głównej to moja Mercedes się odezwie z propozycją :)
    Całuski xoxoxo]

    Mercedes

    OdpowiedzUsuń
  107. [To bardzo nam miło. Jasne, idziemy na spontana i mam zacząć jakąś super przygodę- trip autkiem lub stopem ze spaniem w namiotach lub u podejrzanych gospodarzy, w nieco opustoszałym hotelu czy cokolwiek takiego? :D]

    White

    OdpowiedzUsuń
  108. [świetny pomysł! duszyczka do picia zawsze mile widziana!:D kto zaczyna?]

    Samuel

    OdpowiedzUsuń
  109. [Nie musisz się spieszyć ;d siedzę na wykładach i będę w domu dopiero późnym wieczorem, więc pewnie odpis dopiero jutro :D]

    Samuel

    OdpowiedzUsuń
  110. [ Wątek, wręcz, z rozkoszą :)
    Masz jakąś myśl przewodnią? ]

    OdpowiedzUsuń
  111. [ Oczywiście, mógłby ;)
    Opowiesz coś więcej o tej wizji? ]

    Dante

    OdpowiedzUsuń
  112. [ Mogliby się poznać, kiedy Dante miał roczną przerwę w nauce.
    Możemy tak zrobić a co nam wyjdzie później to sie zobaczy :)
    Masz ochotę zacząć? ]

    Dante

    OdpowiedzUsuń
  113. Garaż stał się dla Lysandera miejscem spokoju, mimo że gdzieś w szaro-burych kątach podświadomości, cała ta mechaniczna otoczka przywodziła mu na myśl dzieje sprzed piętnastu lat. Szczerze powiedziawszy – tamte wydarzenia, w porównaniu do tych sprzed kilku miesięcy, były tylko mgłą, która znaczy coraz mniej. No i los odpłacił mu się pięknym za nadobne – tak, jak kiedyś to Lysander wymierzał ciosy, tak teraz przyjął je na twarz. I bynajmniej nie chodzi o zwykłą błahostkę w postaci sińca pod okiem – chodzi o zawód, który niczym ostra zadra, pozostał mu w pamięci po wyczynie Felicity, która ostatecznie wyjechała w pogoni za szczęściem, gdzieś na kraniec tego świata.
    Jeszcze rok temu nie byłby skłonny się tym absolutnie przejąć. Był przyzwyczajony, że ludzie pojawiają się i znikają, dlatego od dawna przestał ofiarować im siebie, bez wyjątku. A kiedy w końcu, niemalże z całego serca, to zrobił – poczciwy los wykorzystał sytuację, zsyłając mu na głowę jedno wielkie bagno w postaci zszarganych nerwów, i litrów wydalonej już whisky. Niemniej jednak, jest to kolejny etap, dzięki któremu Lysander zwiększył dystans do otoczenia, bo szczerze mówiąc – za nic w świecie się nie spodziewał, że panna Durden wytnie mu taki numer. I niestety wciąż łapał się na tym, że zdarza mu się nad tą całą sytuacją rozmyślać, choć dążył do wykasowania zeszłych miesięcy z kart swej egzystencji.
    Wilgotną szmatką przetarł płytę blatu, na którym jeszcze chwilę temu leżało stado kluczy i śrubek. Miał zamiar wszystko posegregować, jako że zbędne rzeczy zalegały na półkach, robiąc niepotrzebny chaos, który zaczynał wprawiać go w lekką irytację – złamane imadło, komplet bezużytecznych kołpaków i masa kartonów, w których chowały się pordzewiałe części, czy pojemniki po lakierach. Planował zdążyć przed wywozem śmieci wielkogabarytowych, które w tutejszym regionie zdarzały się dwa razy w roku. I o tyle dobrze, że dwa kaloryfery utrzymywały temperaturę pomieszczenia w okolicy piętnastu stopni, acz aurę nadchodzącej zimy dało się wyczuć bez wychodzenia na zewnątrz; okna parowały, zmrok zapadał dużo wcześniej, a najbliżsi sąsiedzi zdążyli już wystawić na dach sztucznego, oświetlonego tysiącem małych lampek mikołaja, którego jasne światło wpadało mu do pokoju na pietrze.
    Velasco dawno nie obchodził świąt. Wprawdzie, te nadchodzące miały być pierwszymi od paru dobrych lat, które miał spędzić z kimś więcej, niżeli samym sobą. Rodziców odwiedził już w święto Dziękczynienia, jednak czysto formalnie – tak samo, jak zaglądał do nich co rok w święta Bożego Narodzenia. Szybki obiad, drobne upominki, toast w akcie szczęścia, i powrót do domu. Prosto na Crown Street, z którego jeszcze nie dawno Lysander planował się wyprowadzić, jednak za dużo włożył w ten dom, by porzucić go na rzecz nadwyrężonego zaufania, które zaczęło, jak zawsze, dochodzić do siebie.
    Wsunąwszy na ramiona bluzę, wyniósł kolejny karton przed bramę wjazdową i pozostawiwszy go w towarzystwie trzech pozostałych, wrócił z powrotem w progi garażu. Nim jednak zabrał się za dalsze porządki, przysiadł w wozie, by wsunąć do odtwarzacza płytę Led Zeppelin, i odrobinę urozmaicić sobie odpoczynek czymś relaksującym.
    Przydałaby się jeszcze szklanka dobrego alkoholu.

    Lysander Velasco

    OdpowiedzUsuń
  114. Velasco dawno nie gościł nikogo w swoich progach – pomijając klientów z którymi uzgadniał szczegóły reklam, jednak spraw biznesowych nie traktował tak, jak wieczorów w doborowym towarzystwie, przy szklance dobrej szkockiej. Mimo, że z tymi znajomymi z pracy także zdarzało mu się popijać to i owo, były to raczej czysto formalne spotkania, na których nie rozmawiało się o niczym innym, niżeli kwestiach zawodowych. Zresztą, grona tych osób nigdy nie zaprosiłby na żadną z imprez, bo pomimo jednej i tej samej branży, charakter Lysandera to zupełnie inny świat; dość odizolowany od tępego buractwa ludzi z planu filmowego. A dokładając do tego minione miesiące – sprawa się jeszcze bardziej zaostrzyła. Lysander znów wrócił do formy sprzed kilkunastu lat, kiedy to nie angażował się w żadne relacje, będąc przekonanym, że jakiekolwiek przywiązanie i wyniosłe uczucia, to wielki chłam, pic na wodę i fotomontaż. Szkoda nerwów, a te u Velasco były niegdyś ze stali.
    Poniekąd, odbiło się to również na uczniach – zajęcia przestały być tak luźne i w gruncie rzeczy przyjemne. Lysander wielokrotnie podnosił głos, choć kiedyś absolutnie nie miał do tego drygu, zważywszy na usposobienie, które wystarczyło by rozgromić ewentualnych śmiałków. Teraz, do podniesionego głosu dochodził jeszcze strofujący przekaz. Jednak nie bez powodu – kilka plotek obiegło szkołę, a te, przetworzone przez kilkaset ust, dalece mijały się z prawdą i rzeczywistością, co podniosło w żyłach Lysandera ciśnienie. Nawet sam dyrektor był skłonny przeprowadzić z profesorem Velasco niemalże ponad półgodzinną rozmowę, którą próbował uzmysłowić swego podwładnego, że uczniowie faktycznie zaczęli narzekać. I, być może, odrobinkę to pomogło – warsztaty z filmu wypadły znakomicie, a na grupowym zdjęciu Lys nawet się uśmiechnął.
    Wracając jednak do gości – panny Ramsey nie spodziewał się w swoich progach ani trochę. Szczerze mówiąc, Lysander nie był nawet pewien, czy Elise wciąż mieszka w Nowym Jorku, bo ilekroć zdarzyło mu się przejeżdżać obok mieszkania, które niegdyś dzieliła z Fecility, nie widział w nim żadnej żywej duszy. Tak, jakby zostało opuszczone, zapomniane, a właścicielka rozpłynęła się w powietrzu... Ciężko powiedzieć, że tak, jakby w ogóle nigdy jej nie było, bowiem w pamięci Velasco pozostawiła sporo własnych śladów, które mimo długiego rozstania nadal w niej istniały i żyły. Ba! W pewnej mierze także go gryzły. Albo to zawiłość tej całej sytuacji, która po balu nigdy nie została już wyjaśniona, a którą choć częściowo wyjaśnić należało. Lysander, widząc Elise po raz ostatni w towarzystwie Adama, podejrzewał, że najprawdopodobniej wyjechała razem z nim, acz ręki by sobie uciąć za te myśli nie dał – Nowy Jork jest za wielki, by wieści rozchodziły się pocztą pantoflową w tempie ekspresowym, natomiast na uczelni Lysander nie dopytywał.
    I nic więc dziwnego, że przez twarz pana Velasco przebiegł cień zdumionego uśmiechu, gdy Elizabeth Denise Ramsey zajęła miejsce pasażera w jego prywatnym wozie. Tym bardziej, że nie wierzył w przypadki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze przez kilkanaście długich, w ocenie Lysandera, sekund utrzymywał wzrok na jej jasnej twarzy, lekko poróżowiałych policzkach i burzy płomiennych włosów, które udekorowały się mikroskopijnymi kropelkami, jednak nie wydobył z siebie żadnych słów. Tylko muzyka Led Zeppelin płynęła z samochodowych głośników, dźwięcznie rozbrzmiewając o chłodne ściany garażu. Aż w końcu utkwił zieleń tęczówek za przednią szybą – w wiszącej szafce, na półce której leżał kask, a obok niego rzeczy, które zdążył jeszcze chwilę temu ułożyć.
      Dlaczego odwiedziła go akurat teraz? Dlaczego w ogóle go odwiedziła? Nie miał pojęcia, choć w głowie pojawiało się i znikało przynajmniej z milion różnych myśli na sekundę, tworząc w niej przy okazji mały chaos. Ale był pewien, że...
      — Los bywa nieprzewidywalny — rzekł, przerywając melodię z płyty i panującą między tą dwójką ciszę. Przeniósł spojrzenie na kobietę ponownie — Cześć, Elise.
      Nie było w nim gniewu, żalu, ani złości. Tylko normalna zwykłość

      Lysander Velasco

      Usuń
  115. — Ludzie często znikają bez pożegnania — stwierdził, nadając wypowiedzi wyraz oczywistości — Zostawiają, przy okazji, drugim ludziom nadzieję na swój powrót... A kiedy ta przemija, ci którzy zniknęli, zazwyczaj wtedy właśnie wracają. Dlatego ważne, by jej nie mieć — dorzucił, wzruszając nieznacznie ramionami. Lysander kilkakrotnie spotkał się z taką sytuacją, i nigdy nie zostawiał w sobie ziarna nadziei, że ktoś wróci, albo że po czyimś powrocie będzie tak, jak za dawnych lat. I nawet wobec tych, którzy nie byli mu obojętni. Po prostu przestał się przywiązywać, zakładając, że znikanie ludzi to nieodłączna kwestia naszej egzystencji – czuł się jedynie poddenerwowany, co uświadomił sobie minionego miesiąca, kiedy i jego dom opustoszał pod wpływem chwili.
    Gdyby Elizabeth już nigdy nie pojawiła się w progach garażu, Lysander zaliczyłby ją do grona tych ludzi, o których wspomniał sekundę temu, jednak nie okryłby się żałobnym płaszczem, przyzwyczajając się do sytuacji z dnia na dzień; tak samo, jak stało się w przypadku Felicity. Natomiast, gdyby się pożegnała, oficjalnie zamykając pewien rozdział, zapewne wcale nie byłoby mu do śmiechu. Sprawy stawiane jasno miały dla niego ogromne znaczenie – nie te, które wyparowały bez cienia wyjaśnień. Wprawdzie, akurat po Elise nie spodziewał się odejścia bez słowa, jednak przeszłość zdążyła go uzmysłowić, że nie każdy ma w sobie tyle odwagi, by to ostatnie zdanie w akcie pożegnania wypowiedzieć.
    Ale nie żałował. Właściwie, to nie żałował niczego, co miało okazję wydarzyć się w jego życiu, bowiem niosło ze sobą doświadczenie, pozwalające zupełnie inaczej postrzegać otaczającą rzeczywistość – uczyło, momentami za dość wysoką cenę, i zabezpieczało na przyszłość, coby nigdy więcej nie wpakować się w żadne bagno. Czy to mowa o czynach, czy o uczuciach, Velasco nie zwykł powtarzać błędów dwukrotnie. Niekiedy miało to również przełożenie na dawanie drugiej szansy, bo mimo że jemu ją dano, sam nie byłby skłonny pozwolić komukolwiek raz jeszcze zdeptać osobistego zaufania.
    Domyślał się, że Elise przyszła, by mu o czymś opowiedzieć, a być może również po to, by poznać jego zdanie na konkretny temat. Nie podejrzewał, że zjawi się tu, jak gdyby nigdy nic i zacznie udawać, że w jej życiu nie było żadnych większych zawirowań – dało się je zobaczyć gołym okiem chociażby na balu. Lysander pamiętał, że nie była wtedy sobą; widok jej źrenicy nijak nie reagujących na światło był dla niego jednoznaczny. Mimo wszystko, do balu wspomnieniami nie wracał.
    — Cieszę się — rzekł, ponownie unosząc usta ku górze, tym razem nawet bardziej widocznie niż uprzednio. Jakieś pięć minut temu myślał o dobrym trunku, i najwyraźniej spadł mu nieba wraz z Elise. O ile, oczywiście, właśnie to miała na myśli mówiąc coś mocniejszego.
    Wywlókł się z auta, po czym obszedłszy go przed maską, otworzył drzwi pasażera i zajął się wrzucaniem narzędzi do pojemnika, stojącego na blacie obok — O czym chciałabyś porozmawiać?
    Chciał zgarnąć resztę kluczy, by nie zostawiać w garażu niepotrzebnego bałaganu. Choć, jeśli faktycznie mieli umilić sobie rozmowę i wieczór szklanką czegoś dobrego, Lysander musiałby schować kluczyki auta gdzieś głęboko w szafie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio zarobił punkty karne za wyprzedzanie na podwójnej ciągłej, ale szczerze mówiąc, nie miał już siły człapać się za kierowcami, których sparaliżowały drobne opady śniegu. Zakładanie zimowych opon nie było naturalnym odruchem Amerykanów, jednak Lysander poznał uroki białej pory roku kilka lat temu, kiedy faktycznie wziął udział w karambolu na zjeździe z górki – od tamtej pory, na zimę regularnie zakładał odpowiednią gumę. Natomiast, jeśli zaczęliby pić, znając życie nie poprzestali na jednej szklance. Butelka wystarczyła, by poziom przekroczył 0.8 promila, a otwarty alkohol w samochodzie, równał się z kolejnym mandatem. Bo przecież amerykańskim gliniarzom wystarczyło złe wyrecytowanie alfabetu, by mieć podstawę do przeszukania samochodu – tym bardziej, do przesłuchania samochodu prowadzonego przez wytatuowanego po szyję gościa, który przecież może być potencjalnym wandalem.

      Lysander Velasco

      Usuń
  116. Informację o odrobinie wyjaśnień skwitował jedynie symbolicznym uniesieniem prawego kącika ust, który wrócił na miejsce w tym samym momencie, co klucze dźwięcznie lądujące w plastikowym pojemniku. Nie miał do Elise żadnych, konkretnych pytań, bo w biegu jej życia zgubił się na tyle wcześnie, by zupełnie stracić orientację w tym, co się u niej dzieje – o ile w ogóle dane mu było wiedzieć cokolwiek, poza niebywale beznadziejną przeszłością, którą zgotował jej los jeszcze podczas nauki w Akademii. Całą resztę rozeznania, przez pewien czas, prowadził poprzez obserwacje, które mimo kilku nietypowych sytuacji, nie wniosły zbyt wiele. Później nie próbował, bo ta Elizabeth Ramsey, nie była już tą Elise, którą poznawał jeszcze podczas naprawy Camaro, a i sam porządkował osobiste karty egzystencji, które ostatecznie runęły w cholernie nieoczekiwanym momencie.
    Chwilowo powiódł wzrokiem za sylwetką rudowłosej, gdy ta skierowała się do czarnego wozu. Ostatnimi czasy dobrze dogadywał się z bursztynowymi trunkami, toteż małe picie zabrzmiało całkiem dobrze w ustach Elise. Szczególnie, kiedy odwiedzanie pobliskiego baru stało się dla Lysandera już tak monotonne, że zaczynał szukać ciekawszych rozwiązań na spędzanie weekendowych wieczorów. Jednym z nich było porządkowanie swoich manatków, aczkolwiek to dzisiejsze sprzątanie zostało podyktowane przez głos rozsądku, a dokładnie jego pedantyczną odsłonę, której irytacja dosięgła szczytu, gdy Velasco miał problem ze znalezieniem kilku narzędzi. Na najbliższy czas będzie miał to z głowy.
    — Wciąż młodsza ode mnie — odparł, z przymrużeniem oka zerkając na litrowa butelkę Chivasa, po czym przesunął pojemnik pod ścianę, dorzucając do niego śrubkę, spoczywającą jeszcze chwilę temu na blacie. Wiek trunku tak, czy siak był z wyższej półki, biorąc pod uwagę setki bezimiennych alkoholi, które można było spotkać na wolnym rynku. A prawie czterdziestoletni Chivas istniał, jednak trzeba go szukać ze świecą, a ponadto zapłacić niemałą sumę, za którą w amerykańskich realiach można sprawić sobie już drugie auto. — Rozumiem, że zostajesz do rana? — Dopytał, mimowolnie unosząc brew. Jeśli litr whisky nadal był małym piciem, to Lysander nie wyobrażał sobie Elise, wracającej w tak chłodny wieczór do domu. Ani taksówką, ani żadnym innym środkiem komunikacji. Zresztą, siebie wychodzącego na zewnątrz w celu odprowadzenia rudowłosej także nie wyobrażał, bo tak, jak po trzech szklankach byłby skłonny przejść całe osiedle Crown Heights, tak po pół litrze już nie bardzo.
    Zgarnąwszy kluczyki od Pontiaca, ruszył do przedpokoju. Nie sądził, by Elise potrzebowała słownego zaproszenia – delektowanie się alkoholem w garażu nie miało żadnego sensu, jeśli w salonowym kominku tlił się ogień, a na środku stały wygodne kanapy, dlatego nawet nie pytał, czy panna Ramsey życzy sobie towarzystwa smaru, czy jednak przytulnego kąta w fotelu.
    Przy rozsuwanej szafie stojącej w przedpokoju, zamienił bluzę na ciemną marynarkę, którą wsunął na ramiona zaraz po odłożeniu kluczyków do wiklinowego koszyczka, dekorującego etażerkę. Zakładanie marynarki zawsze i wszędzie było już czystym nawykiem, do którego przyzwyczaił się na przestrzeni kilku lat. I zakładał ją będąc przy okazji świadom, że za paręnaście minut ją zdejmie.

    Lys

    OdpowiedzUsuń
  117. Nie nalegał na kosztowne alkohole, bo nie potrzebował ich do osiągnięcia pełnego zadowolenia, jednak czasami czuł się dziwnie widząc na butelce cyfrę dwadzieścia pięć, i słysząc od delektujących się, że to aż dwadzieścia pięć – wychodziłoby na to, że Lysander ma aż trzydzieści sześć, co przypominało mu momentami o tym, że czas faktycznie leci za szybko, a jego statystyka wiekowa zalicza się do tych coraz starszych. Niestety. Choć prawda jest taka, że ilością cyfr na swoim koncie życia się jakoś nie przejmował, a to głównie dlatego, że nie odczuwał jeszcze żadnych oznak starzenia się, mogących wprowadzać go w dyskomfort. Wciąż czuł się znakomicie i zupełnie młodo.
    Jeśli chodzi o Elise, dobrze znał jej bezpardonowe podejście, jednak teraz sam nie wiedział, czy zawierają one w sobie cząstkę żartu, czy brzmią stu procentowo poważnie. Wystarczyło porównać sobie chociażby styl ubioru Elizabeth z czasów nauki i ten obecny, by zauważyć, że w jej egzystencji zaszły pewne zmiany – teraz nosiła się niezaprzeczalnie kobieco i elegancko. Nie wiedział, co mogło mieć wpływ na takie modyfikacje; czy to przekroczenie pewnego wieku, czy życiowe wydarzenia, które pochopnie sprowadziły ją na ziemię. Wiedział natomiast, że w tym wydaniu prezentowała się równie świetnie, ale niektóre wnioski postanowił zachować tylko dla siebie, tak samo, jak obieranie jednoznacznych tekstów przez pryzmat żartu. Potrzebowa wybadać grunt, nim się ostatecznie rozochoci.
    — Muszę czymś nadrobić ten brak przygotowania się do twojej wizyty — skomentował, zdając sobie sprawę, że jeśli Elise faktycznie zapowiedziałaby swoje odwiedziny, wieczór wyglądałby inaczej. Być może oficjalnie, bo wtedy zapewne siedzieliby w zupełnie innym, bardziej salonowym miejscu, ale patrząc na cel, z którym Elise poniekąd zjawiła się w progach Velasco, dom wydawał się dużo przyjemniejszy i mniej formalistyczny. Tutaj mogli rozmawiać bez obaw o wszelakie maniery, wypijając przy okazji tylko sobie znane ilości alkoholu, a jedyne co mogło ich zgasić to ewentualna cisza nocna – gdyby stracili głowę i zrobili hałas na całe osiedle, choć Lysander nie sądził, że dojdzie to do skutku. — Z zatrzymaniem cię powinienem sobie poradzić — rzekłszy swawolnie, przekręcił kilkakrotnie klucz w drzwiach, po czym wrzucił go do kieszeni wewnątrz marynarki.
    Skierowawszy się do łazienki, umył dłonie, coby pozbyć się z nich garażowego kurzu, a następnie przeszedł przez kuchnię skąd zgarnął miskę z nachosami, bowiem te świetnie nadawały się na szybką przekąskę.
    Po kilku krótkich minutach wrócił do salonu, zerkając na Elise zajmującą właśnie miejsce na kanapie. Zabrawszy ze stolika teczkę ze scenariuszami, włożył ją w jeden z regałów, po czym sięgnął za szklaną szybę po dwie literatki, które postawił na miejsce litrowego Chivas – napełnił je miarowo złotym trunkiem, i podając szklaneczkę Elise zajął miejsce obok.
    — Para la reunión, mía querida.*
    Stuknął lekko w kieliszek rudowłosej, po czym upił łyk płynnego złota. Nie spodziewał się, że będą zwracać się do siebie po hiszpańsku, bo w Nowym Jorku miał okazję rozmawiać w języku rodzinnym niezwykle rzadko.
    Widocznie, wciąż niewiele wiedział o pannie Ramsey.

    * Za spotkanie, moja droga.

    Lysander Velasco

    OdpowiedzUsuń
  118. Zabawa w kotka i myszkę, odnośnie klucza, nie miała sensu z Elise, toteż jeśliby go poprosiła, zapewne otworzyłby drzwi bez problemu – desperacja pana Velasco nie sięgała takiego szczytu, by ten rzucił się na przetrzymywanie gości we własnym domu. Jest jeszcze na tyle kulturalny, że potrafi wykazać się odrobiną zrozumienia i w odpowiednim momencie się pożegnać. Nawet po alkoholu.
    Nie zdziwił się słysząc, że Elise nie została reżyserką, bo nie znał jeszcze żadnego człowieka, który po akademii artystycznej wskoczyłby na tak wysoki szczebel. Osiągnięcie takiego stołka wymagało czasu spędzonego nie tylko w akademii filmowej pokroju New York Film Academy, ale również na samym planie – począwszy od statysty, idąc przez dyżurnego i kierownika produkcji. Reżyser musi posiadać tą wiedzę, która posiada operator kamery, realizator dźwięku, czy gaffer, dlatego tylko nieprzerywalne doświadczenie się w branży filmowej, mogło poskutkować dostaniem się na sam szczyt. Acz dużo prościej mieli ci, którzy posiadali już pewne znajomości – wyniesione z kręgów towarzyskich, bądź z samej NYFA, bo łatwiej im było się dostać pod odpowiednie skrzydła. Światek filmowy ma na tyle specyficzny charakter, że ludzie traktują tę pracę jak życie. Nie starcza im czasu na założenie rodziny, bowiem cała sielanka kręci się podczas nagrywania pełnometrażowego filmu, bądź reklam. Mieszkanie jest im potrzebne tylko po to, by ulokować w nim łóżko i przespać się te kilka godzin w ramach przerwy – krótko po wschodzie słońca zaczyna się ich dzień, ich życie, któremu poświęcają sporo ponad dwanaście godzin właśnie na planie. Tak naprawdę, po pewnym czasie to ci ludzie stają się dla siebie rodziną, zwieńczając udaną produkcję wspólnymi obiadami, wypadami i drogimi wakacjami. Oczywiście, reżyserem niezaprzeczalnie mógł zostać również ten, kto posiada duży plik gotówki. Wtedy wiedza nie ma już znaczenia.
    Pamiętał Scotta jeszcze ze szkoły, choć nie przypominał sobie by mieli okazję kiedyś dłużej porozmawiać. Był jednak świadom, że Elise nawiązała z nim bardzo bliską nić, i ta najwyraźniej nie zdążyła się zerwać w momencie, gdy oboje ukończyli akademię. Velasco nie wiedział, czym teraz chłopak się zajmuje, ale zdarza mu się kilkakrotnie widywać Johnsona na boisku od koszykówki, gdzie najprawdopodobniej trenuje młodych sportowców – kojarzył, że z tej dziedziny wyniki Scott miał dobre.
    —W takim razie gratuluję — rzekł, podparłszy ręce na kolanach. Zaliczał te zmiany do dobrych, bo praca fotoreportera była w stanie przynieść całkiem ciekawe zyski, a Elise mogła mieć przynajmniej pewność, że kilkuletnia nauka w Brooklyn Art Academy nie zdała się na nic. Choć nie spodziewał się, że dziewczyna stanie po drugiej stronie obiektywu, naciskając spust migawki i celując szkłem w odpowiedni kadr — A co cię sprowadziło tutaj? Do mnie?
    Nie miał w zwyczaju przeciągać, a odpowiedz była tą, którą chciał usłyszeć już w momencie, gdy Elizabeth zajęła miejsce pasażera w Pontiacu. Był ciekaw, dlaczego wybrała akurat ten dzień i tą porę; czemu nie zjawiła się, przykładowo, tydzień temu, bądź w przyszłym miesiącu. Jeśli miało to znaczenie, bo równie dobrze mógł być to nagły impuls podyktowany czymś konkretnym, nad czym Lysander od dwudziestu minut się zastanawiał. Niemniej, czuł się dobrze wiedząc, że życie Elise zaczyna nabierać jakiś barw i powoli się układać.

    Lysander Velasco

    OdpowiedzUsuń
  119. [June przeszła już przez tak wiele, że taka Elise jej nie odstraszy :D Bieremy wszystko. Co prawda wymyślam słabo, ale nadrabiam chęciami, więc możemy zrobić burzę mózgów :D
    PS Przepraszam, że odpisuję dopiero teraz, ale jak na złość w ostatnich dniach nie miałam internetu :<]

    Juniper Kennedy

    OdpowiedzUsuń
  120. [ Bardzo chętnie! :D Elise to bardzo intrygująca postać i fajnie byłoby mieć z nią jakiś wątek. ;) Masz może jakiś pomysł? ]

    Gwen

    OdpowiedzUsuń
  121. Informacja, dotycząca obecnej sytuacji życiowej Elise, niosła same pozytywne wieści, toteż Lysander czuł się zadowolony, słysząc, że tory jej egzystencji należycie się wyprostowały. Przynajmniej takie odniósł wrażenie, gdy podsumował sobie całość jej wypowiedzi – znalezienie ciekawej pracy w renomowanej firmie i spłacenie ludzi, którzy byli bodajże głównym problemem oraz kulą u nogi, spędzającą sen z powiek młodej damie. Dobrze pamiętał Elizabeth z czasów szkolnych i byłby nawet skłonny przyznać, że przeszła widoczną metamorfozę, mimo, że pewne cechy charakteru – z tego, co zdążył zaobserwować – nadal siedziały na swoim miejscu. Ale to Lysanderowi odpowiadało, bowiem z tamtą Elise nawiązał jakąś nić porozumienia, i całkowite wyplenienie starych cech, z pewnością nie przyniosłoby oczekiwanego dla Velasco rezultatu. Mógłby się nawet poczuć odrobinę rozczarowany.
    W całej historii jego istnienia zdarzył się tylko jeden przypadek, w którym Lys wykreślił się z czyjegoś życia. Nie uciekał do takich kroków, dlatego, że zdawał sobie sprawę, iż ludzie sami to robią, bez zbędnych ceregieli, zastępując wykreślenie zwyczajnym „urwaniem się kontaktu”. Nigdy nie dobierał sobie znajomych z sortu ludzi przypadkowych, bo z tą grupą mógł stworzyć tylko relację krótkoterminową, których Velasco nie łapał się często. Wprawdzie, spróbował raz jeszcze niecały rok temu.... I żałował, bo znów obudził się z ręką w nocniku. Natomiast z Elise poznał się nieco inaczej i osobiście nie planował wystosować żadnej przemowy, która miałaby sprawić, że ich drogi się rozejdą, zupełnie wykreślając tę znajomość z życia. Nie miało to żadnego sensu, bowiem gdyby coś miało się rozpaść, już dawno by się rozpadło, a przecież Elise, jakieś pół godziny temu, na nowo pojawiła się w jego progach.
    — Cieszę się — powiedziawszy, wziął łyk alkoholu. Spodziewał się kontry w postaci tego samego pytania, dlatego jakąś część odpowiedzi zdążył już ułożyć w głowie. — A ze mną, cóż... Zostałem wykreślony jakiś czas temu z życia, więc zamknąłem szczelnie ten rozdział, by więcej nie wracać do jego historii — wzruszył nieznacznie ramionami, podtrzymując spojrzenie błękitnych tęczówek Elizabeth — i, w ramach krótkiego urlopu, spędziłem dwa tygodnie w rodzinnych progach w Teksasie. Teraz wciąż mieszkam tutaj, co zresztą widać, nadal uczę w Akademii, co pewnie wiesz, i nie zamierzam Cie znikąd wykreślać, Elise.
    Gdzieś w kąciku jego ust utkwiło widmo uśmiechu, choć nie było ono ani ironiczne, ani złośliwe – należało do grona tych symbolicznych, które często dodają wypowiedzi pewności. Lysander nie zaczynał całego życia na nowo, niemniej jednak, jakiś jego skrawek na pewno tak. W każdym razie, według Velasco, relacja z Elise wciąż pozostawała niezmienna – była i nadal jest. Dopiero definitywna chęć będzie w stanie ją zakłócić, a z tego co widział, żadne z nich nie planowało siać zakłóceń na tych falach.
    — Planujesz się wyprowadzić od Scotta?
    Ogólnie był ciekaw jej planów na najbliższą przyszłość. Zaczynając wszystko od nowa, miała otwarte wiele dróg.

    Lysander Velasco

    OdpowiedzUsuń
  122. [Całkowicie się zgadzam. To mogłaby być niezwykle interesująca i zarazem nieco dramatyczna relacja ;)]

    Anastasia Sorrow

    OdpowiedzUsuń
  123. Oparł się wygodnie na kanapie i także zamoczył usta w złotym, kilkunastoletnim trunku, który pojawił się tego wieczoru z ramienia Elise. Nie widział powodu, by spławiać ją z kwitkiem, więc jeśli zależało jej na utrzymaniu relacji – mogła być spokojna. O ewentualnych zmianach, Velasco poinformuje ją bezpośrednio.
    Zmarszczył brwi, gdy zadała pytanie. Ciekawe, co Johnson ostatnio przeskrobał, że Ramsey doszła do takich wniosków.
    — Doszły mnie słuchy, że my faceci zachowujemy się infantylnie bez względu na statystykę wiekową — odrzekł, podnosząc usta do uśmiechu — Chociaż są wyjątki.
    Na przykład ojciec Lysandera, który był typem faceta poważnego i im więcej przybywało mu lat i zmarszczek, tym bardziej spokojniejszy się stawał. Nawet w zawodzie, w którym niegdyś dawał z siebie wszystko. Natomiast, jeśli chodzi o niego samego – ocenić nie potrafił. Zapewne zdarzało się, że bywał kapryśny, jak każdy człowiek, mający raz lepsze, raz gorsze dni, ale poza tym, nie był jakoś szczególnie ciężkim przypadkiem do oswojenia. Przestał pakować się w kłopoty, tak, jak robił to dekadę temu, a przez chwilę miał już nawet ułożone życie w sferze partnerskiej. Posypało się zupełnie nie z jego winy.
    — Nie dajesz sobie ze Scottem rady, czy jak? — Podpytał, sięgając po kolejny łyk alkoholu. Pamiętał, że kiedy chłopak uczył się jeszcze w progach Akademii, kilkakrotnie się zdarzyło, że przemierzał korytarz po świeżej bójce. Lysander miał jednak wrażenie, że wraz z ukończeniem szkoły, Johnson wziął się w garść na tyle, by zacząć sobie jakoś układać życie. Widywał go od czasu do czasu na treningach koszykówki, i mógłby się nawet pokusić o stwierdzenie, że wyglądał przyzwoicie, jak na tego impulsywnego Scotta sprzed roku.
    A może tylko dlatego, że od tamtego czasu nie widział go z bliska. Albo Elise faktycznie miała na niego bardzo dobry wpływ – w końcu, swoje życie postanowiła jednak ułożyć. Niemniej, jeśli faktycznie chłopak jej potrzebował, a Ramsey nie narzekała na dzielenie ze Scottem przestrzeni, to nie było sensu tego zmieniać. Zresztą, Elise sama wspomniała, że gdyby chciała, zwinęłaby manatki od razu.

    Lysander Velasco

    OdpowiedzUsuń
  124. [Dobrze, że Tyrone nie jest już taką piczką jak wcześniej. Przynajmniej teraz jakoś się może dogadają, mimo że Elise jest starsza. Może jakoś by wykorzystać jej samochód?]

    Tyrone

    OdpowiedzUsuń
  125. [ Cześć, cześć. No to możemy coś wymyślić odnośnie tego, że by się jakoś spotkali na siłowni, albo on by chciał jej jakoś pomóc, a ona by nie chciała tej pomocy. Chyba że tobie do głowy wpadło coś bardziej konkretnego. ^^ ]

    Thomas~

    OdpowiedzUsuń
  126. [Matthew dopiero co zmienił mieszkanie na nieco większe, więc w sumie zabawny byłby fakt, że nagle nowym sąsiadem staje się nauczyciel :D]

    Matthew

    OdpowiedzUsuń
  127. [Pomyślimy nad tą panienką, bo niby jedną propozycję matrymonialną mam dla Willa, ale do jego serduszka ciężko dotrzeć. A panienkę z dobrego domu w razie czego co najwyżej zdemoralizuje albo złamie serduszko i pokaże, że może pod złotym kloszem jednak było lepiej? ]

    Willy

    OdpowiedzUsuń
  128. Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.

    OdpowiedzUsuń